Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Netanjahu. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Netanjahu. Pokaż wszystkie posty

sobota, 17 maja 2025

Trump z Arabii

 


Z powodu ciszy wyborczej nie mogę dzisiaj obśmiać Strażniczki Zegara, ani pisać o Obławie Augustowskiej, austro-węgierskich brudnych funduszach (oczywiście przed I wojną światową), czy o Jakubie Patafianie , Akcji Dupokracja oraz innych irytujących trollowniach czy o Niezwykle Aktywnej Siatce Kretynów. Pozostaje mi więc pisać o sprawach międzynarodowych. A jest o czym pisać...

Jeśli przyglądaliście się podróży Trumpa do Arabii Saudyjskiej, ZEA i Kataru, to z pewnością zwróciliście uwagę na to z jakim przepychem przyjęto tam amerykańskiego prezydenta i jak wielkie umowy gospodarcze wówczas podpisano. To niejako kłóci się z narracją o "upadku wizerunku USA". Dla bajecznie bogatych arabskich monarchów, amerykański prezydent to wciąż prawdziwy "Rais" (arab. szef), a USA i monarchie znad Zatoki Perskiej łączą lukratywne interesy - dotyczące nie tylko ropy naftowej, zakupów uzbrojenia czy samolotów pasażerskich, ale również sztucznej inteligencji.



Warto jednak spojrzeć na tę wizytę w szerszym kontekście. Niedawno Mike Walz, prezydencki doradca ds. bezpieczeństwa narodowego, dostał kopniaka w górę, na stanowisko ambasadora przy ONZ. Pojawiły się przecieki, że stało się tak, gdyż Walz próbował manipulować Trumpem w interesie... Netanjahu. Trump miał się wkurzyć, że Izrael próbuje go wciągnąć do konfrontacji z Iranem. Tymczasem amerykański prezydent chce wygasić bliskowschodnie fronty. Stąd negocjacje z Iranem i zapowiedzi, że nowe porozumienie nuklearne jest już bliskie.



Trump zrobił jedną rzecz, która się nie spodobała Netanjahu. Zniósł sankcje na Syrię oraz spotkał się z syryjskim przywódcą al-Szarą. Netanjahu oczywiście starał się usilnie przekonać Waszyngton, że obecna ekipa rządząca Syrią to niebezpieczni dżihadyści, a przedstawiciele lobby izraelskiego nawet próbowali przekonać Trumpa do likwidacji al-Szary. Król Jordanii ostatecznie jednak uświadomił Trumpowi szkodliwość takich "dobrych rad". Trump w obecnej kadencji ma też bardzo dobre relacje z Erdoganem, więc nie widzi problemu w kontroli Turcji nad Syrią. Izrael nie będzie więc w stanie wdrożyć swojego "szczwanego planu" na podział Syrii na strefy wpływów między siebie, Turcję, USA i Rosję. W Baku zaczęły się więc tajne rozmowy między władzami Izraela i Syrii. Wygaszenie tego konfliktu będzie też w długoterminowym interesie Izraela - z rozgrzebaną wojną w Strefie Gazy, pakowanie się w okupację Syrii byłoby kosztowną głupotą.

Trump też zirytował Netanjahu prowadząc za jego plecami negocjacje z Hamasem, w wyniku których wyszedł na wolność amerykański zakładnik. Przypominam, że pod petycją, by zakończyć wojnę w Gazie i sprowadzić wszystkich zakładników podpisało się ostatnio 550 izraelskich wojskowych. Cały szereg polityków nie może się też doczekać, by zająć miejsce Netanjahu w fotelu premiera. 



Oczywiście też Arabowie mają więcej do zaoferowania niż Izraelczycy. Widać to choćby po wielkości zawartych kontraktów. Symboliczny jest też dar z Kataru - dla Trumpa, nowy luksusowy Boeing mający pełnić rolę Air Force One. Lobby izraelskie mocno się zapieniło z tego powodu... Nawet al-Szara ciekawie zagrał proponując amerykańskiemu prezydentowi Trump Tower w Damaszku w zamian za spotkanie. No cóż, Arabowie to naród handlowy...

Nie wiem jak potoczą się rozmowy z Iranem, ale tutaj też się dzieją ciekawe rzeczy. Specjalny wysłannik Steve Witkoff ostatnio mówił o możliwym pojednaniu między krajami arabskimi oraz Iranem, i że wspólnie mogą one stworzyć siłę ekonomiczną mogącą prześcignąć Unię Europejską. Przypominam, że Witkoff jest Żydem (przodkowie przyjechali do USA z "Imperium Rosyjskiego"), ale Irańczycy mimo to, wyrazili chęć negocjowania z nim.

Trumpowi chodzi oczywiście o to, by na Bliskim Wschodzie był relatywny spokój i by irańska ropa płynęła szerokim strumieniem na rynki. Wcześniej Saudowie doprowadzili do większych niż oczekiwano zwyżek wydobycia ropy w krajach OPEC+ i zrobili to pomimo bardzo niepewnych perspektyw dla popytu. Według Goldman Sachs, Trumpa zadowoliłaby ropa w przedziale cenowym 40-50 USD za baryłkę, który ostatni raz mieliśmy na jesieni 2020 r. 

Symbolem ciekawych przetasowań geopolitycznych jest również to, że w Departamencie Stanu zostanie zlikwidowane stanowisko wysłannnika ds. walki z antysemityzmem. Ma ono zostać włączone w kompetencje urzędnika zajmującego się Izraelem. 

Czyżby więc Trump słuchał najnowszej piosenki Kanye Westa?




Niewątpliwie amerykański prezydent mocno ostatnio striggerował liberalną promigrancką lewicę, przyjmując do USA grupę białych, afrykanerskich uchodźców z RPA.  Nagle lewica podniosła krzyk, że nie powinno się przyjmować imigrantów z Afryki, a Kościół Episkopaliański zrezygnował z przyjmowania federalnych grantów, byle tylko nie pomagać białym protestantom w urządzeniu się w USA.

Do ciekawej rzeczy doszło też w Europie: niemiecki Federalny Urząd Ochrony Konstytucji wycofał się pod naciskiem Amerykanów z określania AfD jako skrajnie prawicowej organizacji ekstremistycznej.

Miło byłoby, gdyby Amerykanie podjęli również podobne działania wobec naszych trzyliterowych agencji, które nie radzą sobie ze ściganiem realnych obcych agentów, dywersantów i gangsterów, a marnują środki z budżetu na netowy shitposting, kreowanie lipnych ekstremizmów i nękanie zwykłych obywateli korzystających z konstytucyjnej wolności słowa. Ot, dzisiaj, akurat w trakcie ciszy wyborczej o 6:33 ktoś próbował się zalogować na moje konto na Facebooku. 

A po świeże reposty powyborcze i nie tylko zapraszam na X

czwartek, 21 sierpnia 2014

Izrael-Palestyna, wojna w Gazie - kwestia skali

Dawno nic nie pisałem tutaj o Izraelu i o wojnie w Strefie Gazy (co nie przeszkadza niektórym idiotom nazywać mnie izraelskim propagandystą - ale co ze mnie za propagandysta, kiedy nie chce mi się pisać, na temat, na który mam siać propagandę?). Wszak dużo ciekawsze i ważniejsze rzeczy dzieją się na Ukrainie czy w Iraku. Pozwólcie więc, że nieco nadrobię izraelsko-palestyńskie zaległości.

Ilustracja muzyczna: Two Steps from Hell - Black Blade

Obecna wojna wybuchła z przyczyn ekonomicznych. Hamasowi po prostu zaczęło brakować pieniędzy. Egipskie wojsko nagle zaczęło niszczyć szmuglerskie tunele na granicy Egiptu ze Strefą Gazy. Hamas tuż przed wybuchem konfliktu nagle zajął wszystkie banki na podległym sobie terenie. Gospodarka Gazy była bliska implozji. (Szczegóły w tym interesującym artykule.) Hamas sprowokował wojnę, po to by dostać pieniądze od sponsorów - głównie od Iranu, a sama wojna jest głównie testem izraelskiego systemu antyrakietowego. Przypominam: w Hamasie jest 1200 milionerów. Ci terroryści to ludzie interesu.



Wojna ta nie przyniesie też żadnego strategicznego rozstrzygnięcia. Dowództwu IDF i rządowi na samym początku przedstawiono plany dekapitacji Hamasu - rajdu przeciwko bunkrowi dowodzenia tej organizacji. Zamiast tego postawiono walić rakietami w przedmieścia Gazy (i od niedawna również w wybranych dowódców Hamasu) i tworzyć pas ziemi niczyjej przy "zielonej linii". Netanyahu nie zdecydował się na rozstrzygające działanie, bo mu na to nie pozwoli Obama, a sam się boi ruszyć, bo wówczas IDF straci amerykańskie gwarancje kredytowe i generałowie się wkurzą, że nie będą mieli pieniędzy na swoje nowe autka i wille....



Oczywiście Izrael po raz kolejny popsuje sobie opinię w oczach Zachodu. Przy okazji operacji w Strefie Gazy przetoczyła się przez Europę Zachodnią fala antyizraelskich demonstracji a zarówno lewica jak i prawica na Starym Kontynencie jedzie po Izraelu jak po starej kobyle traktując to państwo jako źródło wszelkiego zła na ziemi i największego zbrodniarza. Przyznam, że obecna wojna w Strefie Gazy mi się z wielu względów nie podoba - także dlatego, że głównymi poszkodowanymi są przypadkowi palestyńscy cywile. Ale, na Peruna, zachowujmy właściwą skalę wydarzeń! Owszem Izrael nie opierdziela się z Arabami i często traktuje ich brutalnie, ale dużo brutalniej ich traktowali/traktują: Assad, Kaddafi, Mubarak, Morsi, al-Sisi, Saddam, al-Baghdadi, al-Maliki, Chomeini, Ahmadinedżad, gen. Soleimani, Falanga Libańska, Hezbollah, Hamas, Fatah, władze Bahrajnu, Jemenu etc. Izraelskie standardy odbiegają od europejskich, ale na tle Bliskiego Wschodu są dosyć łagodne. (W 1970 r. palestyńscy radykałowie wyrzynani przez jordańską armię uciekali w panice do Izraela.) Jakoś nie widać na ulicach demonstracji przeciwko o wiele bardziej krwawym wojnom w Syrii, Iraku, Libii... Czy życie tamtejszych Arabów jest mniej warte od życia Arabów z Gazy?




Głupotą jest również porównywanie działań Izraela do nazistowskiego i komunistycznego ludobójstwa - gdyby to była prawda, już by Palestyńczyków nie było. Jeśli do czegoś porównujemy, to raczej do brutalnych działań Brytyjczyków w Irlandii oraz w koloniach (Cypr, Aden, Palestyna, Malaje, Kenia, Afryka Południowa) czy Francuzów w Algierii. Jeśli jesteście zachodnimi liberałami, libertarianinami lub chrześcijańskimi humanitarystami - protestujcie sobie do woli przeciwko Izraelowi, USA, Bostwanie czy Papui-Nowej Gwinei. Może wasze protesty coś dadzą, a może adresaci będą mieli je w d... Jeśli jednak jesteście zjebami, czyli fanami Assada, Putina-Hujły czy innego Kim  Jong Una, nie macie żadnego prawa protestować przeciwko działaniom Izraela, bo wasi idole każdego dnia dopuszczają się o wiele cięższych zbrodni niż Izrael w ciągu kilku ostatnich wojen.

Apropos idiotów: jest na fejsie stronka Dziennik Duponarodowca. Dupoblog (jeśli źle zapamiętałem nazwę, to przepraszam... :),  na której tak o mnie piszą:



W ten sposób skomentowano link do kwaśnego tekstu Janka Bodakowskiego (lidera Madaoprawicy), w którym Jancio żali się, że "Gość Niedzielny" to syjonistyczna agentura, bo napisano w nim, że Hamas jest współodpowiedzialny za wojnę w Strefie Gazy i zamieszczono wywiad z polskim misjonarzem z Izraela, który pozytywnie się wypowiadał o Żydach. Ale wróćmy do Dziennika Duponarodowca. Pomińmy, że ten  kto to pisał jest wybitnym znawcą historii Bliskiego Wschodu (a zwłaszcza życiorysu "Menachema Begina Begina"). Zwróćcie uwagę, że użył on tam słowa "atlantysta"  wprowadzonego do polskiego, prawicowego dyskursu politycznego przez zwolenników sowieckiego zjeba (nieuka, który leczył się w psychiatryku i później mianował reichsfuehrerem "Czarnego Zakonu SS") Aleksandra Dugina. Nie powinno nas to dziwić, bo na Dzienniku Duponarodowca znajdziemy dużo popłuczyn po rosyjskiej propagandzie o strasznych "żydobanderowcach" a poza tym m.in. kpiny z "antyrosyjskiej szpiegomanii" oraz prób wyjaśniania zamachu smoleńskiego. Ale prawdziwym hitem jest wypomnienie mi, że jestem jakoby rzekomo "wielbicielem japońskiego porno" :) No cóż, autor Dziennika Duponarodowca, Wiesław Nowel ma obsesję na moim punkcie i raz nawet sobie fantazjował, co robiłem na urlopie w Bangkoku. Nie wiem, co gostek ma przeciwko japońskiemu porno - ono jest takie kreatywne i karykaturalnie zabawne, a aktorki fajnie udają zawstydzenie - ale może koleś był poszkodowany podczas wieczorka bukake? Nie wiem co, go podnieca (może Winnicki na siłowni), ale niech wyluzuje - niech zobaczy: Hitomi Tanaka je banana. Jaka zabawna dziewczyna!

W mojej książce  "Vril. Pułkownik Dowbor". nie ma co prawda duponarodowców i Hitomi Tanaki, ale jest jeden wątek w mandatowej Palestynie (i duże biusty też:), więc zachęcam do jej czytania :)

piątek, 29 listopada 2013

Porozumienie z Iranem: genialny plan czy spektakularna klęska?

Genewskie wstępne porozumienie w sprawie irańskiego programu nuklearnego, JEŚLI się utrzyma i otworzy drogę do szerszej umowy znoszącej sankcje na Iran, może być największym strategicznym przełomem w amerykańskiej polityce od czasu misji Nixona-Kissingera do ChRL. Barack Barackowicz od miesięcy układał się tajnymi kanałami z ajatollahami i to dlatego nie chciał interweniować w Syrii (pewnie dlatego nagły zwrot wykonali też Brytyjczycy). Liczy on na to, że jeśli zrobi z Iranu siódme światowe mocarstwo , pomoże mu uzyskać Bombę i podniesie z grona pariasów odłączonych od światowych rynków, to Iran wysunie się z osi geopolitycznej budowanej przez Chiny i jej wasala Rosję. Porozumienie z Iranem może okazać się kołkiem osikowym, który przebije rosyjskiego upiora. Jak pisałem już w innym miejscu (nieco zżynając tezy od dra Targalskiego):



" Wyłączenie Iranu z „Osi Zła" (mimo, że nadal kraj ten wspiera terroryzm i destabilizuje inne państwa Bliskiego Wschodu) otworzyłoby postsowieckim państwom Azji Środkowej drogę do transportu ich surowców naturalnych ku Oceanowi Indyjskiemu, do Pakistanu, Indii, Turcji – a stamtąd do Europy. Kraje takie jak Turkmenistan czy Uzbekistan przestałyby być zależne od rosyjskich gazociągów i rurociągów. To byłby oczywiście wielki cios dla Rosji. Gazprom obecnie sprzedaje na Zachód głównie gaz z Azji Środkowej – surowiec kupowany bardzo tanio, który jest następnie odsprzedawany po paskarskich cenach w krajach takich jak Polska czy Ukraina. Swojego gazu Rosja ma coraz mniej – przyszłościowe złoża położone są głównie na trudno dostępnych obszarach Arktyki. Jeśli nagle zabraknie jej gazu z Azji Środkowej, będzie to oznaczało, że Gazprom i Rosja znajdą się w finansowych tarapatach. Gwałtownie zmniejszy to możliwość trzymania przez Kreml Ukrainy na gazowej smyczy. Ale też może spowodować, że Rosja będzie miała kłopoty z wywiązywaniem się z dostaw błękitnego paliwa dla europejskich klientów. Przyroda nie znosi próżni. Degradacja Rosji będzie więc zapewne oznaczała jej całkowite podporządkowanie Chinom – krajowi, który coraz silniej jest zainteresowany naszym regionem. Świat stanie w obliczu nowego ładu politycznego i gospodarczego."



W ten sposób USA rozwiążą również problem syryjski. Syria, Hezbollah oraz Irak będą przecież w takim scenariuszu kontrolowane przez ich sojusznika - Iran. Assad zostałby wówczas wymieniony przez Irańczyków na jakiegoś innego dyktatora - np. jednego z syryjskich generałów, a umiarkowana część rebeliantów sprzymierzyłaby się z nowym reżimem przeciwko islamskim fundamentalistom. Minusem dla USA byłaby utrata dawnych sojuszników - Arabii Saudyjskiej oraz Izraela (które już są ze sobą w nieformalnym sojuszu). Czy jednak alternatywą dla USA byłaby dla nich Rosja? Można się spodziewać, że Netanjahu będzie pielgrzymować na Kreml oczekując tam cudów,  ale Moskwa jest protektorem, który nie ma przyszłości. Nie jest w stanie obronić saudyjskiej monarchii. Nie ma środków na wsparcie dla Izraela. Nie może też Izraelczykom zaoferować nowoczesnego uzbrojenia. Pozycja Rosji na Bliskim Wschodzie była jak dotąd funkcją sojuszu z Iranem i Syrią a także dawnych terrorystycznych związków Łubianki i "Akwarium". Po przejściu Iranu do obozu amerykańskiego, Rosja będzie tam mniej znaczyła niż np. Sudan. Turcja już dryfuje w stronę Chin, logicznym byłoby więc, że Chiny silniej zainteresują się Arabią Saudyjską oraz Izraelem. Ciekawie będą wyglądać zwroty w propagandzie. Jeśli Izrael będzie próbował "fikać", można się spodziewać, że USA uruchomią olbrzymią machinę medialną nastawioną na lewicowo-liberalnego odbiorcę. W CNN będą co chwila wyświetlać starannie dobrane obrazki z Zachodniego Brzegu i Strefy Gazy a w gazetach pojawią się karykatury porównujące IDF do nazistów (ciekawe czy Jane Bodakowski się załapie na medialne 5 minut sławy?). Saudów można zaś łatwo pokazać jako terrorystów i religijnych fanatyków. Z drugiej strony media sterowane przez Rosję będą ukazywały Saudyjczyków jako tych umiarkowanych, tolerancyjnych muzułmanów, Irańczyków jako sponsorów kaukaskiego terroryzmu, a Izraelczyków jako naród bratni, z dużą liczbą rosyjskojęzycznej populacji. Już się nie mogę doczekać tej ideologicznych łamańców Wielomskiego, Engelgarda czy dziarskich chłopców z Falangi! :)



Oczywiście jest to scenariusz czysto hipotetyczny. Równie dobrze może się okazać, że Iran dostanie bombę i zrobi Obamę w bambuko. Wszystko będzie zależało od nastawienia głównego perskiego dziadzia (gra półsłówek) ajatollaha Ali Chamenei - najbogatszego człowieka świata (majątek sięgający 95 mld USD, na który składają się m.in. nieruchomości odebrane "wrogom ludu" przez bezpiekę i fabryka pigułek antykoncepcyjnych). Rządzi on Iranem od 1989 r., wcześniej był wice-Chomeinim. Wielu ludzi  z elit władzy w Teheranie nie może się doczekać jego śmierci. Czy ten perski dziadzio przechytrzy Obamę czy też rzeczywiście zachciało mu się przerwać izolację Iranu?

sobota, 23 marca 2013

Netanjahu przeprasza Erdogana



Netanjahu telefonicznie przeprosił Erdogana za akcję na Mavi Marmara (operację sił specjalnych spieprzoną w wyniku prowokacji tureckich fundamentalistów wspieranych przez służby Ankary). To oczywiście wielkie zwycięstwo propagandowe tureckiego premiera, ale zostało ono odniesione przy wsparciu Obamy, który skłonił Bibiego by udał się do Canossy. Obamę irytował to, że izraelsko-turecki spór zagraża wielkiemu kontraktowi zbrojeniowemu Boeinga. Ale Turcja ma też swoje powody by go zakończyć: zagrożenie związane z Syrią, relacje handlowe (turecki eksport do państw Zatoki idzie przez Hajfę i Jordanię), konieczność współpracy technologicznej z IDF. Często tutaj krytykowałem Obamę, ale teraz muszę mu pogratulować: zrobił to co należało. W obliczu rozlewania się konfliktu syryjskiego na Liban (upadek rządu Mikatiego), należy zakończyć spory w rodzinie.

Obama jest teraz w Jordanii, a do prasy przeciekły złośliwe uwagi jordańskiego króla Abdullaha dotyczące sytuacji w regionie. Nazywa on tam Bractwo Muzułmańskie "masońskim kultem" i "wilkami w owczej skórze".


czwartek, 31 stycznia 2013

Izrael włączył się w wojnę domową w Syrii



Izrael włączył się w syryjską wojnę domową. Dotychczas prezentował postawę wyczekującą, ale to się musiało zmienić wraz z raportami wywiadowczymi mówiącymi o Hezbollahu gotowym do położenia łapy na syryjskich WMD. Doszło więc do chirurgicznego uderzenia lotniczego na wojskowe centrum badawcze Jamraya pod Damaszkiem i prawdopodobnie również na konwój z rakietami SA-17 przeznaczonymi dla Hezbollahu.  Są również doniesienia o trafieniu celu na granicy syryjsko-libańskiej.  O ataku został powiadomiony wcześniej Biały Dom, a Putin dostał ostrzeżenie, by utemperować Assada.  Rosja jest wściekła na Izrael, armia syryjska na froncie golańskim postawiona w stan najwyższej gotowości, pojawiły się też doniesienia o rosyjskim Migu-31 nad Synajem.  Izrael czeka na odpowiedź - zdolność Assada do jej udzielenia jest ograniczona. Rozpoczęcie starć na Golanie byłoby dla niego coup de grace. Pozostaje mu więc aktywować Hezbollah oraz Islamski Dżihad.

wtorek, 22 stycznia 2013

Wybory w Izraelu (które nic nie zmienią)



A w Izraelu wybory. Nie pisałem o nich dużo, bo niewiele zmienią. Wygra je Likud-Beteinu a Netanjahu znowu zostanie premierem i nadal będzie wk... Obamę. Nie sądzę jednak, by odniósł miażdżące zwycięstwo. Trochę mu głosów odbiorą Lapid i Bennet (przedstawiający się jako lepszy Netanjahu). Bibi może liczyć po wyborach na ewentualnych rozłamowców z Partii Pracy. Sympatyczna, prosocjalna Shelly Yachimovitch raczej niewiele ugra. Te wybory nic nie zmienią jeśli chodzi o położenie strategiczne Izraela. Ten, kto decyduje o losie państwa mieszka bowiem w Białym Domu

A poniżej wzory kart wyborczych z Izraela. Jak widać, można łatwo się pomylić...


UPDATE: Wyniki (Netanjahu musi mieć niezłego kaca...):




piątek, 28 grudnia 2012

Konfederacja jordańsko-palestyńska?



Hucpa wokół podwyższenia statusu Palestyny w ONZ staje się zrozumiała. Zastanawiało mnie czemu Izrael opłaca administrację oraz siły bezpieczeństwa Fatahu, skoro Abbas mu tak bruździ na arenie międzynarodowej. Teraz mamy odpowiedź. Netanjahu rozmawiał z jordańskim królem Abdullahem nie tylko o syryjskiej broni chemicznej. Głównym tematem ich konwersacji było powstanie federacji palestyńsko-jordańskiej. To rozwiązywałoby ogromną część problemu palestyńskiego. Arabowie z Zachodniego Brzegu żyliby w arabskim państwie. Ich organizacje polityczne nie musiałyby uznawać Izraela. Izrael nie musiałby uznawać Palestyny. Uchodźcy żyliby w państwie palestyńskim, które byłoby akceptowalne do Izraela. To nie jest również nowe rozwiązanie. W 1987 r. podobne plany snuł jordański król Husajn II. Przypominam też, że traktat pokojowy izraelsko-jordański daje haszymidzkim monarchom specjalne prawa jako strażnikom muzułmańskich miejsc świętych w Jerozolimie. To otwiera więc drogę do uregulowania statusu Świętego Miasta - być może powrotu do planów Peresa z lat '90-tych: "watykanizacji" jerozolimskiego Starego Miasta (umiędzynarodowienia go, wprowadzenia tam wojsk ONZ i przyznaniu zwierzchności Stolicy Apostolskiej nad chrześcijańskimi miejscami świętymi).

Jest tylko jeden haczyk: jordańska monarchia znajduje się pod presją ulicy. W ciągu kilku lat może zostać obalona przez Bractwo Muzułmańskie. Izrael miałby wówczas wrogi reżim na Zachodnim Brzegu i we Wschodniej Jerozolimie.


niedziela, 2 grudnia 2012

Palestyńska "niepodległość", tajna wojna w Strefie Gazy, wybuchający reaktor w Iranie oraz syryjski blackout



Kiedy mnie nie było w Polsce, na Bliskim Wschodzie doszło do kilku interesujących zdarzeń.

Wiadomością tygodnia, było podwyższenie statusu Autonomii Palestyńskiej w ONZ, nazwane nieco na wyrost uznaniem palestyńskiej niepodległości przez społeczność międzynarodowej. Dla nas to oczywiście zła wiadomość, bo pojawienie się nowego państwa jeszcze bardziej obniża naszą pozycję w piłkarskich rankingach. A na poważnie: to jakaś farsa. Mahmud Abbas i jego skorumpowana fatahowska administracja pozostają u władzy tylko dzięki siedmiu batalionom sił bezpieczeństwa finansowanym przez Amerykanów. Administracja jego "państwa" jest opłacana z izraelskiego budżetu. O ile w przypadku Kosowa, czy nawet Naddniestrza i Osetii Płd. możemy mówić o jakiejś grupie, która zbrojnie kontroluje teren i sprawuje na nim realną władzę, to rządy Abbasa są iluzoryczne. A jednak ani Izrael, ani USA nic nie zrobiły, by przeciwdziałać tej jednostronnej "deklaracji niepodległości". Cała sprawa wygląda więc na totalnie ustawioną. Abbas udaje, że wywalczył niepodległość, Izrael udaje, że się na tę niepodległość nie godzi a w Strefie Gazy rządzi sobie realny władca Palestyńczyków - Hamas.

Przy okazji: cofnę wypowiedziane słowa o ostatniej wojnie w Strefie Gazy, jeśli tajna wersja historii operacji "Filar Obrony" okaże się prawdą. Co to za tajna wojna? Celem izraelskiej operacji było dokonanie zamachu stanu wewnątrz Hamasu. To była akcja zorganizowana wspólnymi siłami przez izraelskie, tureckie i katarskie tajne służby. Najpierw katarski książę pojechał do Gazy, sypnął miejscowym trochę kasy i namówił ich do tego, by puścili trochę rakiet na Izrael. Gdy salafici połknęli haczyk i zadanie wykonali, IDF zlikwidowała Ahmada Jabariego, głównego stronnika Iranu w Hamasie. Następnie rozwalono pewnie również paru innych proirańskich hamasowców, oczywiście pod osłoną wymiany rakietowych salw. W końcu zorganizowano rozejm de facto oddający Egiptowi kontrolę nad Hamasem.  Przy okazji zademonstrowano Hezbollahowi skuteczność systemu "Żelazna Kopuła". To oznacza, że Izrael całkowicie podporządkował się planom Obamy. Jeśli te plany się powiodą Netanjahu przejdzie do historii jako drugi Begin, jeśli się nie powiodą potomność uzna go za drugiego Czerniakowa.

Jak zauważył czytelnik Antyetatysta, w Syrii ostatnio wysiadł internet i sieć telefoniczna. Połączył to z nalotami na Aleppo. Podobne sztuczki z telefonami bezpieka robiła już w 1982 r., przed atakiem na Hamę. Możliwe również, że prawdziwą przyczyną było to, że reżim chce ukryć to, że doszło do ataku rebeliantów na lotnisko w Damaszku. Po Bliskim Wschodzie krążą plotki o tym, że Assad uciekł z kraju lub zginął. Odgrzewana jest również propaganda o syryjskich WMD. 

Na froncie irańskim również ciekawy incydent: w październiku reaktor w Buszerze omal nie wyleciał Irańczykom w powietrze. Może to był sabotaż, a może połączenie rosyjskiej myśli technicznej z irańską. Czy w ramach blowbacku doszło do sabotażu amerykańskiego reaktora w San Onofre?

Tymczasem król Arabii Saudyjskiej Abdullah bin Abdul Aziz ponoć zapadł w zeszłym tygodniu w śpiączkę i został uznany za klinicznie zmarłego.

Polecam również ważny wywiad z Assangem poświęcony masowej inwigilacji w internecie.

sobota, 24 listopada 2012

Ciche zamachy stanu: Egipt, Sudan, Tajlandia



Morsi przeprowadził kolejny konstytucyjny zamach stanu zakazując egipskim sądom badać legalności wszelkich praw uchwalonych po jego dojściu do władzy. Liczył, że opinia publiczna będzie zajęta mentalnym konsumowaniem dyplomatycznego sukcesu jakim było wynegocjowanie rozejmu w Strefie Gazy i zrobienia z tego terytorium strefy wpływów Egiptu. Ale się przeliczył. Opozycja wyszła tłumnie na ulice. W Aleksandrii spalono prezydenckie biura oraz siedzibę Bractwa Muzułmańskiego.  Żołnierze zaczęli wśród demonstrantów rozprowadzać ulotki mówiące o stworzeniu komitetu wojskowego dążącego do obalenia Morsiego.

***
Wiadomo już nieco więcej, dlaczego Netanjahu tak szybko zgodził się na rozejm w wojnie z Hamasem. Obama obiecał mu wysłanie na Synaj amerykańskich wojsk, które będą walczyć tam z terroryzmem oraz szmuglem irańskiej broni do Gazy. Problem z Obamą jest taki, że wiele obiecuje, ale ostatecznie i tak ma wszystkich w d... Netanjahu pewnie o tym wie, ale nie chce się stawiać Amerykanom. USA to sojusznik, który od blisko 20 lat wiąże ręce Izraelowi, ale to chyba jedyny liczący się sojusznik jakiego ma Izrael.

***
Do próby zamachu stanu doszło również w Chartumie. Bashirowska bezpieka zatrzymała 12 wysokiej rangi oficerów, w tym Salaha Gosha, byłego szefa Służby Bezpieczeństwa Narodowego - uznawanego za sympatyka USA. Szkoda, że się nie udało...

***
Ledwie Obama wyjechał z Tajlandii, a już doszło tam do demonstracji prawicowej, monarchistycznej opozycji. Co prawda na ulice Bangkoku wyszło tylko jakieś 17 tys. ludzi, ale premier Yingluck Shinawatra już wytoczyła przeciwko nim ciężkie działa w postaci praw nadzwyczajnych. Woli dmuchać na zimne, bo demonstrantom przewodzi generał Boonlert Kaewprasit. Niedawno doszło też do próby zamachu do byłego premiera Thaksina Shinawatrę.  Komu w tym starciu kibicować? Trudno powiedzieć, sytuacja jest niejednoznaczna. Thaksin Shinawatra to rzeczywiście oligarcha, ale reprezentujący interesy biedniejszej części narodu i wiele zrobił, by wyciągnąć Tajlandię z kryzysu finansowego. To polityk tak jak Lepper czy Kaczyński naruszający zastane status quo. Jego demokratycznie wybrany rząd został wcześniej obalony przez armię a za rządów puczystów strzelano do pokojowych demonstracji. Obecnie rządzi z tylnego siedzenia - premierem jest jego siostra Yingluck. Co ciekawe, Thaksin Shinawatra jest obywatelem Czarnogóry.




czwartek, 22 listopada 2012

Irael/Gaza: Rozejm. Obama Style

A jednak rozejm. Niemal identyczny jak po operacji "Cast Lead". Różnica taka, że to Egipt negocjował z Hamasem, a później porozumiał się z Egiptem. Czyli niekonsekwencja Obamy przeważyła. Pod wpływem międzynarodowych nacisków Izrael wstrzymał rozgrzebaną operację. Minie parę miesięcy i trzeba będzie ją powtarzać. Mieszkańcy południa Izraela rozczarowani.  Hamas też rozczarowany. Jedynym zwycięzcą okazał się system Iron Dome i produkujące go firmy. Jeśli uznać tę wojnę za test systemu antyrakietowego, to była ona dosyć udana. Wypromowała też hamasowski hit disco "Uderzymy na Tel Aviv".

sobota, 17 listopada 2012

Gaza: kolejny dzień operacji. W co gra Obama



Izrael nadal obrzuca Strefę Gazy rakietami (jak dotąd zaatakowanych ponad 800 celów) a Hamas mu się odgryza próbując m.in. wcelować w reaktor w Dimonie. Z większych osiągnięć IDF: zrównanie z ziemią, w wyniku pięciu bombardowań lotniczych czteropiętrowej siedziby rządu Hamasu w Gazie. Budynek był pusty, tak więc nalot odbył się bez strat w ludziach po obu stronach. Nieco gorzej idzie Izraelowi z likwidowaniem hamasowskich rakiet średniego zasięgu. Aman ocenia, że Hamas ma ich jeszcze kilkanaście, więc coś może jeszcze spaść na Tel Aviv. Jak na razie można to uznać za konflikt o niskiej intensywności: po stronie izraelskiej 3 zabitych, po palestyńskiej kilkunastu. CNN musi więc uciekać się do starych numerów z inscenizowaniem scenek z rannymi Palestyńczykami. Śmiać mi się chce, gdy arabscy przywódcy porównują to do wojny domowej w Syrii.

Okazuje się, że na kilka godzin przed swoim zgonem Jabari dostał do przejrzenia projekt długoterminowego rozejmu z Izraelem.  Hamas co prawda podpisał wcześniej pakt obronny z Teheranem, ale nie palił się do walki. Ale do wojny parła irańska agentura z Islamskiego Dżihadu, salafiści oraz Netanjahu, który chciał coś zrobić przed wyborami z irańskimi rakietami średniego zasięgu w Gazie (i słusznie). Czemu Obama bezwarunkowo poparł Izrael w tej operacji? Bo tuż po wyborach Chamenei zrobił mu niezły numer mówiąc, że negocjacji w sprawie programu nuklearnego nie będzie. Barak Barakowicz pozwolił więc Nitayowi na zaatakowanie Hamasu - by niszcząc Irańczykom kolejnego sojusznika zmusić ich do negocjacji. Netanjahu ma  odmienny cel: uniemożliwić amerykańsko-irańskie rozmowy. Ale tak się dziwnie zdarzyło, że ich interesy stały się na chwilę zbieżne.

***

A tymczasem gen. Petreaus zeznał, że CIA od razu uznała, że atak w Bengazi został dokonany przez al-Kaidę. Ale ostatecznie raport Agencji mówił o "spontanicznym incydencie". Republikanie twierdzą więc, że ktoś z administracji Obamy przeredagował raport. A pani Jill Kelley trzykrotnie odwiedzała w tym roku Biały Dom. 

czwartek, 15 listopada 2012

Izrael: To jest wojna! (przedwyborcza)



Netanjahu zdecydował się w końcu na małą przedwyborczą wojenkę, która pozwoli mu wyeliminować na jakiś czas problem rakiet spadających ze Strefy Gazy na południe kraju. Pierwsze uderzenie nastąpiło już de facto wiele dni temu - w Chartumie (zbombardowanie fabryki rakiet zaopatrującej m.in. Gazę). Teraz chodzi głównie o rakiety. Ale nie o ten złom krótkiego zasięgu, którym dotychczas dysponował Hamas. Netanjahu chodzi głównie o wyeliminowanie zagrożenia związanego z irańskimi rakietami średniego zasięgu w Strefie Gazy. Tak więc po zlikwidowaniu w ataku lotniczym (na czarnego Mercedesa) szefa Brygad Izz-el-din el-Kassam Ahmeda Jabariego i zmuszenia Hamasu do zadeklarowania wojny, doszło do ponad 200 ataków z powietrza i morza na cele w Strefie Gazy. Na pierwszy rzut oka wygląda na to, że już spełniono cel operacji: zniszczono składy rakiet, ale jednak pocisk Fajr-5 spadł na Rishon Lezion - miasto położone nieco na południowy wschód od Tel Avivu. Operacja nosi nazwę "Pillars of Clouds".

wtorek, 13 listopada 2012

Izrael ostrzelał Syrię. Nowa wojna w Strefie Gazy?



Z kronikarskiego obowiązku: Izrael ostrzelał Syrię. I to dwukrotnie.  Najpierw w niedzielę, precyzyjnie naprowadzaną rakietą zlikwidował stanowisko moździerza, który wcześniej ostrzelał izraelskie pozycje. W poniedziałek czołgi IDF uciszyły syryjską baterię artyleryjską.  Media błędnie podają, że izraelskie pociski lądują na syryjskim terytorium po raz pierwszy od 1973 r. Zapominają, że kilka lat temu IAF rozwaliła Assadowi budowany reaktor jądrowy. Czy dojdzie więc do włączenia się Izraela w syryjski konflikt wewnętrzny? Nie sądzę, gdyż Izraelowi nie zależy na tym, by Bractwo Muzułmańskie zdobyło władzę w Damaszku (choć każde osłabienie syryjskie reżimu jest przez Tel Aviv mile widziane. Najlepiej dla Izraela byłoby, gdyby obie strony - w tym Hezbollah - wzajemnie się wykrwawiły). Jeżeli Assad, podpuszczony przez Iran, nie będzie głupio prowokował Izraela (tak jak to robi ostatnio), może czuć się spokojny o front golański.

Dla rządu Netanjahu coraz bardziej palącym, przedwyborczym problemem staje się Strefa Gazy. Rząd nie może tolerować ciągłego ostrzału rakietowego południa kraju. Na razie próbuje wspólnie z Egipcjanami skłonić Palestyńczyków do rozejmu. Hamas jest skłonny na to pójść - ostatnie dwie wojny nauczyły go, że nie warto prowokować Izraela. Problem jednak w tym, że Hamas nie kontroluje wszystkich grup palestyńskich. Kluczowy jest tutaj Islamski Dżihad, czyli irańska agentura, która mówi Egipcjanom i Hamasowcom, że nie będzie ostrzeliwać Izraela ale jednocześnie rozdaje rakiety salafistom, by sobie trochę postrzelali.

sobota, 13 października 2012

Syryjska rewolucja zerwała tajne negocjacje Netanjahu-Assad

Rząd Netanjahu na przełomie 2010 i 2011 r. prowadził tajne rozmowy pokojowe z Syrią. Miały one na celu m.in. odciągnięcie Syrii od sojuszu z Iranem i Hezbollahem. W ramach tych rozmów Bibi zgodził się oddać Syrii Wzgórza Golan. Negocjacje musiały zostać jednak przerwane po wybuchu wojny domowej w Syrii. Netanjahu twierdzi, że ta historia to jedynie kontrolowany amerykański przeciek mający skompromitować izraelski rząd i pomóc przed wyborami Obamie. Bibi prawdopodobnie ma rację, co do źródła i celu przecieku, ale zapewne kłamie dementując te rewelacje. Wiadomo przecież, że już w 1998 r. negocjował za pośrednictwem Ronalda Laudera oddanie Golanu Syrii, a obecny wicepremier Barak robił to samo - ale za pomocą kanałów oficjalnych - w 2000 r. Zwrot Golanu negocjował również rząd Olmerta. Wszystkie te próby były skazane na klęskę, gdyż Assad potrzebował  konfliktu z Izraelem, by odgrywać rolę "Lwa Panarabizmu" i kierować społeczne niezadowolenie ku wrogowi zewnętrznemu (z czym się ostatecznie przeliczył). Cała sprawa pokazuje również, że arabskie rewolucje zostały wywołane przez USA na przekór Izraelowi, który wolałby graniczyć ze "stabilnymi" socjalistycznymi dyktaturami (Egipt, Syria) i stateczną monarchią (Jordanią), niż z państwami rządzonymi przez Bractwo Muzułmańskie. Ale jak powiedział pokojowy noblista Henry Kissinger "za 10 lat Izraela już nie będzie".



Dużo lepiej sprawy rozgrywa Turcja. Nad granicą z Syrią 250 czołgów. Turecki myśliwiec zestrzelił już nad terytorium Syrii assadowski śmigłowiec ostrzeliwujący rebeliantów. A do tego Turcy wymuszają na osłabionym gospodarczo Iranie obniżkę cen gazu. Po prostu mistrzostwo!


sobota, 29 września 2012

Netanjahu nie zrobi niespodzianki Obamie?



Niestety, ale wygląda na to, że Nitay vel Netanjahu nie zrobi przedwyborczej niespodzianki Obamie. Izraelski premier o swojej słynnej prezentacji w ONZ (z narysowaną bombą) został telefonicznie zjechany przez Departament Stanu. Jednocześnie Obama łudzi go, że do ataku na Iran być może dojdzie w 2013 r. Całkiem niedawno ktoś wysadził w powietrze jedyną linię energetyczną zasilającą zakłady wzbogacania uranu w Fordo, ("Przypadkiem" Siemens nie zbudował tam awaryjnego systemu zasilania, co Irańczycy jakoś przeoczyli) i spaliło im się tam kilka wirówek. To ponoć opóźni osiągnięcie przez Iran (nieistniejącej) czerwonej linii do wiosny 2013 r.

wtorek, 25 września 2012

Libia: zakłócona operacja wywiadowcza + Robi się gorąco w Jordanii



Nowe doniesienia potwierdzają, że atak na konsulat w Bengazi miał mało wspólnego z przypadkiem. Z tej placówki prowadzono operacje wywiadowcze dotyczące transferu broni z Libii na Bliski Wschód. Nie trudno się domyślić, że to uderzało w interesy wielu ludzi. Nie powinno więc nas dziwić, że atak na konsulat "zakłócił poważną operację wywiadowczą". A co jeśli tamta operacja zagroziła ważniejszej?

***

Ciekawie robi się też w Jordanii. Bractwo szykuje się do masowych protestów w październiku. Celem jest zmuszenie króla Abdullaha do "demokratycznych reform". Negocjacje wydają się iluzoryczną opcją, gdyż Bractwo ufne w swą siłę chce tylko bezwarunkowej kapitulacji monarchy. Represje są natomiast niebezpieczne ze względu na strukturę społeczno-etniczną kraju (60 proc. mieszkańców to Palestyńczycy). Jordański kryzys może być kolejną przykrą niespodzianką przed wyborczą dla Obamy. Zresztą Barak Barakowicz na takie niespodzianki sobie zasłużył. Zamiast porozmawiać z Netanjahu - człowiekiem mogącym wywołać mu na złość III wojnę światową - i wcisnąć mu jakiś kit w stylu "zawsze będziemy stać po stronie Izrael", Obama demonstracyjnie olał izraelskiego premiera tłumacząc się brakiem miejsca w kalendarzu. W dniu, w którym Netanjahu miał się z nim spotkać, Obama bawił się z Beyonce i Jayem Z, a później brylował u Lettermana.

wtorek, 18 września 2012

Carteryzacja Obamy


Pojawił się film pokazujący jak Libijczycy wyciągają nieprzytomnego ambasadora Stevensa (zatrutego dymem?) przez okno konsulatu. Ponoć słychać jak krzyczą: "On jeszcze żyje!" i "Trzeba go zawieźć do szpitala!". Inne tłumaczenie jednak mówi, że nikt tam nie wzywa pomocy lekarskiej, a miejscowi świętują, że udało im się dorwać Amerykanina. Nie wiem, co o tym sądzić. W każdym bądź razie libijskie siły bezpieczeństwa przekazały Amerykanom ostrzeżenie przed gwałtownymi zamieszkami w Bengazi, na trzy dni przed atakiem na konsulat. Nikt jeszcze wtedy nie wiedział o żadnym filmie z Mahometem. Rebeliancka bezpieka zdawała sobie jednak sprawę z tego, że ktoś coś knuje przeciwko Amerykanom oraz nowemu reżimowi. Pytanie kto knuł?



Kopt, który był producentem filmu (do prasy wyciekły jego zdjęcia - by terrorystom łatwiej było go zabić) okazał się informatorem FBI. Pracował dla Federalnych od 2009 r. w związku ze sprawami dotyczącymi oszustw finansowych. Na Bliskim Wschodzie jego film został nagłośniony przez telewizyjnego salafickiego kaznodzieję szejka Chalida Abdullaha w jego talk-show "Nowy Egipt". Niektórzy wskazują jednak, że cała sprawa to "Wrześniowa Niespodzianka" zorganizowana przez służby specjalne. Zastanawiające jest, że Google odmówiło władzom USA zdjęcia tego filmu z You Tube'a.  To dziwne zważywszy na dosyć czołobitne stanowisko tego koncernu wobec rządów całego świata oraz na powracające co jakiś czas pogłoski o bliskich związkach Google z NSA. Niektórzy wskazują jako sprawcę powiązaną z tzw. Mormońską Mafią frakcję Brenta Scowcrofta (byłego doradcę ds. bezpieczeństwa narodowego prezydenta G.H.W. Busha i zarazem współpracownika Henry Kissingera). Pamiętajmy, że Obama ma również wielu wrogów w dawnej bushowskiej frakcji w służbach specjalnych. G.H. W. Bush poparł Romneya na bardzo wczesnym etapie jego kampanii (prowadzi szeroko zakrojone interesy w Utah) . To właśnie G.H.W. Bush zorganizował w 1980 tzw. "Październikową Niespodziankę" - tajną umowę z Iranem Chomeiniego, która ostatecznie pogrzebała szanse wyborcze Obamy. Teraz ci sami ludzie mogą próbować carteryzacji Obamy. Netanjahu ma również powody, by nienawidzić obecnego prezydenta USA. I nie przepuściłby żadnej okazji, by pozbyć się tego zagrożenia strategicznego.
 

Jest jednak jeden poważny problem: by wygrać z Carterem nie można być Geraldem Fordem. A Romney co chwila udowadnia, że nim jest. By więc wysadzić Obamę z siodła trzeba jeszcze podgrzać napięcie na Bliskim Wschodzie.

niedziela, 2 września 2012

Tajna wojna Obama-Netanjahu



Rozmawiałem ostatnio z byłym agentem Mossadu. Poruszyliśmy m.in. sprawę wojny z Iranem. Stwierdził, że Netanjahu i Barak chcą przejść do historii jako ludzie, którzy wyeliminowali irańskie zagrożenie. I naturalnie chcą zrobić to przed wyborami parlamentarnymi w Izraelu. Są pod ogromną presją czasu. Wiedzą, że jeśli Obama zostanie wybrany na drugą kadencję, oleje ich na całej linii i nie pozwoli na taką akcję. Strasznie kusi ich więc, by zaatakować przed wyborami. To będzie szantaż - jeśli Obama nie poprze w takiej sytuacji Izraela, straci żydowskie głosy i przegra wybory. Jedyną szansą dla niego będzie zachowanie się jak JFK podczas kryzysu kubańskiego - przyjęcie twardej postawy i pełne poparcie dla Izraela, ale to zrujnuje mu resetową strategię. Błaga więc Netanjahu, by mu nie robił żadnych numerów przed wyborami. Netanjahu przekonuje go zaś, że każdy prezydent USA, który prowadził wojnę zapewnił sobie reelekcję. Obama potrzebuje więc wojny.

Zdarzenia z ostatnich dni zdają się potwierdzać oceny mojego rozmówcy. Gen. Dempsey stwierdził, że nie chce być współsprawcą izraelskiego ataku na Iran. Obama nagle zaczął ostentacyjne okazywać swój chłód Izraelowi. Drastycznie zmniejszono obecność amerykańskich sił zbrojnych na dorocznych wspólnych manewrach z Izraelem. To oznacza, że w październiku nie będzie w Izraelu amerykańskich załóg Patriotów, ani okrętów AEGIS na Morzu Śródziemnym. Izrael będzie więc bardziej narażony na irański rakietowy odwet. (Równocześnie Rosja, w porozumieniu z Obamą wycofała swoją flotę z Tartus i zmniejszyła dostawy broni do Syrii). Netanjahu i amerykański ambasador w Tel Avivie Dan Schapiro wrzeszczeli na siebie nawzajem. Czegoś takiego nie widziano od czasów Menachema Begina.

sobota, 18 sierpnia 2012

Decyzja Izraela: między Barakiem a Barackiem


Dowódca lotnictwa Korpusu Gwardii Republikańskiej gen. Amir Ali Hajizadeh, powiedział, że chciałby izraelskiego ataku na irański program nuklearny, gdyż wówczas Iran będzie mógł dokonać odwetu i zniszczyć Izrael. Generał przesadził: bez broni masowego rażenia w użyciu, Izraela nie da się tak po prostu zniszczyć. Można mu jednak nieco utrudnić życie ofensywą rakietową z płd Libanu, Gazy i atakami terrorystycznymi. Do tego dojdzie pewnie kilka salw rakietowych z Iranu. I to wszystko. Izraelski minister frontu wewnętrznego Natan Vilnai szacuje, że ewentualne bombardowanie Iranu rozpocznie 30-dniową wojnę, w której straty wśród izraelskich cywilów sięgną 500 osób. Trudno tu więc mówić o jakimkolwiek zniszczeniu. I trudno się dziwić, że izraelskie i zachodnie media pełne są w ostatnich dniach spekulacji na temat ataku na irańskie instalacje nuklearne, do którego ponoć dąży gen. Ehud Barak (a Netanjahu nie jest rzekomo jeszcze przekonany). Ray McGovern, nieco lewacki były analityk CIA, przekonuje, że Izraelowi zależy na załatwieniu sprawy zanim Obama zdobędzie reelekcję. Barack Barakowicz wyraźnie bowiem zlewa Izrael (nie odwiedził go jak dotąd ani razu) a w drugiej kadencji ma być jeszcze bardziej "elastyczny". Izrael nie chce wylądować z ręką w nocniku, czyli w sytuacji w której będzie musiał we wszystkich swoich politycznych rachubach brać pod uwagę irańską bombę atomową (a to oznaczałoby nietykalność dla Hezbollahu i Strefy Gazy). Logicznym rozwiązaniem jest więc pieprznąć kilka bombek na irańską pustynię tuż przed wyborami w USA i za jednym zamachem załatwić ajatollahów i Baracka Barakowicza. Barack Barakowicz chce więc negocjować z Netanjahu i przekupić go obiecując pomoc wojskową i zgodę na atak po wyborach. Do rozmów dojdzie we wrześniu, przy okazji sesji ONZ w Nowym Jorku. Być może jednak kluczową sprawą jest stabilność rządu Netanjahu. Opiera się on na kruchej koalicji, którą Amerykanie mogą próbować rozbić, gdyż w ostatnich 20 latach zbudowali w Izraelu własną sieć korupcyjno-agenturalną wśród miejscowych polityków (inna sprawa, że wśród podkupionych izraelskich polityków był m.in. Barak, ale wybił się już chyba na niezależność). Netanjahu walczy o przetrwanie rządu za pomocą korupcji politycznej - podkupowania takich ludzi jak np. Vilnai. Zazwyczaj podkupieni zmieniają się nagle z krytyków ataku na Iran, w jego gorących zwolenników.

czwartek, 19 lipca 2012

Burgas, Damaszek - co po zamachach?



O zamachu w Burgas nie ma się co rozpisywać. Ot od dłuższego czasu irańskie służby próbowały się zemścić za likwidację Imada Mugniyeh i po wielu nieudanych próbach (Mossad pozbawił jej największego eksperta od zamachów), wreszcie im się udało. Możliwe, że to frakcja Ahmadinedżada próbowała coś ugrać eskalując konflikt. Obama z Netanjahu zdecydowali jednak, że reakcji nie będzie. Zamach jak zamach, Izrael doświadczył takich mnóstwo a poza tym czas na zemstę jest kiepski. Ekipa Netanjahu boi się o Iran, Syrię i ewentualną wojnę na Północy (Nasrallah już im grozi), która byłaby też uderzeniem w jego instalacje gazowe na Morzu Śródziemnym. Do tego rozpada mu się koalicja rządowa a Oburzeni okupują mu centrum Tel Avivu. Najwyżej więc trochę na Iran pokrzyczy i wysadzi im coś w zamian.

Dużo ciekawsza jest sytuacja w Syrii. W zamachu w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego zginął m.in. gen. Turkmani, prezydencki doradca ds. bezpieczeństwa. Celem rebeliantów był jednak sam Baszar Assad, zamiast którego na obrady przyszedł jego brat gen. Maher Assad (prawdopodobnie jest ranny). Bomby na sali były dwie - jedna w donicy z kwiatami, druga w pudle czekoladek. Razem 40 kg C-4. Na ulicach Damaszku ludzie świętowali, teraz jednak są przestraszeni co będzie dalej. Nasiliły się dezercje wśród żołnierzy reżimu. Wczoraj pojawiły się nawet informacje, że jeden z oddziałów z Damaszku zabrał ze sobą kilkadziesiąt czołgów. Baszar jest w Latakii, a Asmah ponoć odleciała do Moskwy.

Na koniec, dla rozluźnienia atmosfery przytoczę, co napisano o mnie i tym blogu na portalu o intrygującej acz nieco przechodzonej nazwie "Stop Syjonizmowi":  

  1. kumantosz
    16 Lipiec 2012 o 18:11 | #4
    Nie tyle anty-syrysja propaganda, co po prostu proizraelska a raczej prosyjonistyczna lub nawet profaszystowska. O Izraelu ani mru-mru, jakby taki twór w sąsiedztwie Syrii w ogóle nie istniał. Wojny, zamachy, masakry, masowa eksterminacja ludności, gwałty, tortury, islamski terroryzm – za tym wszystkim bliżej lub dalej, ale prawie zawsze stoi Izrael – ale o tym na tym blogu ani słówka. Autor podkłada się syjonistom, bo może po pijaku zapłodnił jakąś żydówkę i teraz nie ma wyjścia…









Jako profaszystowski propagandysta, który po pijaku zapłodnił Żydówkę, cieszę się ze słów uznania wypowiedzianych pod moim adresem, a jeszcze większą radochę wywołuje u mnie styl w jakim pisane są artykuły na tym portalu, a szczególnie teksty typu:

"1) Czy w Syrii istnieje opozycja względem rządzącej partii  Bass?
Tak. Opozycja istnieje przecież w każdym państwie na świecie. W tym konflikcie trzeba odróżnić  prawdziwą opozycję od  „opozycji” , która jest tworem imperialistów.  Obecnie w parlamencie zasiadają politycy opozycyjni, oraz jest kilku ministrów opozycyjnych w obecnym rządzie ."