Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ZEA. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ZEA. Pokaż wszystkie posty

sobota, 17 maja 2025

Trump z Arabii

 


Z powodu ciszy wyborczej nie mogę dzisiaj obśmiać Strażniczki Zegara, ani pisać o Obławie Augustowskiej, austro-węgierskich brudnych funduszach (oczywiście przed I wojną światową), czy o Jakubie Patafianie , Akcji Dupokracja oraz innych irytujących trollowniach czy o Niezwykle Aktywnej Siatce Kretynów. Pozostaje mi więc pisać o sprawach międzynarodowych. A jest o czym pisać...

Jeśli przyglądaliście się podróży Trumpa do Arabii Saudyjskiej, ZEA i Kataru, to z pewnością zwróciliście uwagę na to z jakim przepychem przyjęto tam amerykańskiego prezydenta i jak wielkie umowy gospodarcze wówczas podpisano. To niejako kłóci się z narracją o "upadku wizerunku USA". Dla bajecznie bogatych arabskich monarchów, amerykański prezydent to wciąż prawdziwy "Rais" (arab. szef), a USA i monarchie znad Zatoki Perskiej łączą lukratywne interesy - dotyczące nie tylko ropy naftowej, zakupów uzbrojenia czy samolotów pasażerskich, ale również sztucznej inteligencji.



Warto jednak spojrzeć na tę wizytę w szerszym kontekście. Niedawno Mike Walz, prezydencki doradca ds. bezpieczeństwa narodowego, dostał kopniaka w górę, na stanowisko ambasadora przy ONZ. Pojawiły się przecieki, że stało się tak, gdyż Walz próbował manipulować Trumpem w interesie... Netanjahu. Trump miał się wkurzyć, że Izrael próbuje go wciągnąć do konfrontacji z Iranem. Tymczasem amerykański prezydent chce wygasić bliskowschodnie fronty. Stąd negocjacje z Iranem i zapowiedzi, że nowe porozumienie nuklearne jest już bliskie.



Trump zrobił jedną rzecz, która się nie spodobała Netanjahu. Zniósł sankcje na Syrię oraz spotkał się z syryjskim przywódcą al-Szarą. Netanjahu oczywiście starał się usilnie przekonać Waszyngton, że obecna ekipa rządząca Syrią to niebezpieczni dżihadyści, a przedstawiciele lobby izraelskiego nawet próbowali przekonać Trumpa do likwidacji al-Szary. Król Jordanii ostatecznie jednak uświadomił Trumpowi szkodliwość takich "dobrych rad". Trump w obecnej kadencji ma też bardzo dobre relacje z Erdoganem, więc nie widzi problemu w kontroli Turcji nad Syrią. Izrael nie będzie więc w stanie wdrożyć swojego "szczwanego planu" na podział Syrii na strefy wpływów między siebie, Turcję, USA i Rosję. W Baku zaczęły się więc tajne rozmowy między władzami Izraela i Syrii. Wygaszenie tego konfliktu będzie też w długoterminowym interesie Izraela - z rozgrzebaną wojną w Strefie Gazy, pakowanie się w okupację Syrii byłoby kosztowną głupotą.

Trump też zirytował Netanjahu prowadząc za jego plecami negocjacje z Hamasem, w wyniku których wyszedł na wolność amerykański zakładnik. Przypominam, że pod petycją, by zakończyć wojnę w Gazie i sprowadzić wszystkich zakładników podpisało się ostatnio 550 izraelskich wojskowych. Cały szereg polityków nie może się też doczekać, by zająć miejsce Netanjahu w fotelu premiera. 



Oczywiście też Arabowie mają więcej do zaoferowania niż Izraelczycy. Widać to choćby po wielkości zawartych kontraktów. Symboliczny jest też dar z Kataru - dla Trumpa, nowy luksusowy Boeing mający pełnić rolę Air Force One. Lobby izraelskie mocno się zapieniło z tego powodu... Nawet al-Szara ciekawie zagrał proponując amerykańskiemu prezydentowi Trump Tower w Damaszku w zamian za spotkanie. No cóż, Arabowie to naród handlowy...

Nie wiem jak potoczą się rozmowy z Iranem, ale tutaj też się dzieją ciekawe rzeczy. Specjalny wysłannik Steve Witkoff ostatnio mówił o możliwym pojednaniu między krajami arabskimi oraz Iranem, i że wspólnie mogą one stworzyć siłę ekonomiczną mogącą prześcignąć Unię Europejską. Przypominam, że Witkoff jest Żydem (przodkowie przyjechali do USA z "Imperium Rosyjskiego"), ale Irańczycy mimo to, wyrazili chęć negocjowania z nim.

Trumpowi chodzi oczywiście o to, by na Bliskim Wschodzie był relatywny spokój i by irańska ropa płynęła szerokim strumieniem na rynki. Wcześniej Saudowie doprowadzili do większych niż oczekiwano zwyżek wydobycia ropy w krajach OPEC+ i zrobili to pomimo bardzo niepewnych perspektyw dla popytu. Według Goldman Sachs, Trumpa zadowoliłaby ropa w przedziale cenowym 40-50 USD za baryłkę, który ostatni raz mieliśmy na jesieni 2020 r. 

Symbolem ciekawych przetasowań geopolitycznych jest również to, że w Departamencie Stanu zostanie zlikwidowane stanowisko wysłannnika ds. walki z antysemityzmem. Ma ono zostać włączone w kompetencje urzędnika zajmującego się Izraelem. 

Czyżby więc Trump słuchał najnowszej piosenki Kanye Westa?




Niewątpliwie amerykański prezydent mocno ostatnio striggerował liberalną promigrancką lewicę, przyjmując do USA grupę białych, afrykanerskich uchodźców z RPA.  Nagle lewica podniosła krzyk, że nie powinno się przyjmować imigrantów z Afryki, a Kościół Episkopaliański zrezygnował z przyjmowania federalnych grantów, byle tylko nie pomagać białym protestantom w urządzeniu się w USA.

Do ciekawej rzeczy doszło też w Europie: niemiecki Federalny Urząd Ochrony Konstytucji wycofał się pod naciskiem Amerykanów z określania AfD jako skrajnie prawicowej organizacji ekstremistycznej.

Miło byłoby, gdyby Amerykanie podjęli również podobne działania wobec naszych trzyliterowych agencji, które nie radzą sobie ze ściganiem realnych obcych agentów, dywersantów i gangsterów, a marnują środki z budżetu na netowy shitposting, kreowanie lipnych ekstremizmów i nękanie zwykłych obywateli korzystających z konstytucyjnej wolności słowa. Ot, dzisiaj, akurat w trakcie ciszy wyborczej o 6:33 ktoś próbował się zalogować na moje konto na Facebooku. 

A po świeże reposty powyborcze i nie tylko zapraszam na X

środa, 27 sierpnia 2014

ISIS popularniejsza niż Hollande, ssący Striełkow i recenzja "Wojen Putina"

Sondaże wskazują, że 16 proc. Francuzów w pozytywny sposób postrzega terrorystów z Państwa Islamskiego. (Dla porównania: w Strefie Gazy, taką odpowiedź zaznaczyło 13 proc. ankietowanych.) ISIS ma więc tam zapewne więcej zwolenników niż prezydent Hollande. Ostrzeżenia byłego szefa CIA Michaela Haydena mówiące, że ISIS zaatakuje Zachód szybciej niż się spodziewamy nie są więc żadnym czarnowidztwem. W Iraku, wśród bojowników Państwa Islamskiego mamy wielu Brytyjczyków, Niemców i Francuzów, którzy po powrocie do krajów, które zapewniły im dobrobyt będą przekazywać tam zdobytą na Bliskim Wschodzie wiedzę o zamachach samobójczych, obcinaniu głów zakładnikom i pozowaniu z nimi na Instagramie.



Co prawda walka z ISIS w Iraku przyciąga uwagę opinii publicznej (tutaj macie zestawienie statystyczne dotyczące amerykańskich nalotów), ale ważne rzeczy dzieją się też w Syrii. Państwo Islamskie zajęło kilka dni temu ważną bazę lotniczą  w Taqba, niedaleko Aleppo. Assadowców zmasakrowano. Chociaż przez dłuższy czas Assad wspierał ISIS przeciwko rebeliantom, teraz jest zagrożony przez tego Frankensteina. Może się skończyć tym, że USA wyślą lotniskowiec, by ratować tego katechona-kutafona (a może przy okazji zainstaluje się w Syrii, za zgodą Iranu inną ekipę - i co wówczas powiedzą duponarodowcy i chłopcy z xxx-portalu?). Obama tworzy koalicję do walki z ISIS - chętne są Wielka Brytania i Australia (putinowsko-hujłowska katechoniczno-kutafoniczna Rosja, rzekomy obrońca bliskowschodnich krześcijan jakoś się nie kwapi by ich ratować, woli szkodzić słowiańskim chrześcijanom na Ukrainie). Do nalotów na Syrię dojdzie bez względu na opinię Assada. Amerykanie już zaczęli tam loty rozpoznawcze i przekazują poprzez swoich wasali z BND dane wywiadowcze syryjskiemu reżimowi. Nie powinni się jednak spieszyć z uderzeniem w Syrii - niech assadowcy i Hezbollah wykrwawią się jeszcze bardziej w walce z ISIS.

Tymczasem w Libii doszło do rajdów lotniczych przeciwko islamskim milicjom. Bomby zrzucały samoloty z ZEA startujące z lotnisk w Egipcie. Tam też się szykuje koalicja przeciwko salafitom.

***



O wojnie na Ukrainie i w Strefie Gazy regularnie i obszernie informuje na fejsie. Za naszą wschodnią granicą toczy się wojna hybrydowa, w której obok dywersantów biorą udział regularne rosyjskie wojska "mylące drogę pod Rostowem". Nie chcę mi się wrzucać tej całej masy linków na bloga, ale jako ciekawostkę odnotuje doniesienia mainstreamowych mediów poświęcone znanemu loliconowi "pojebanemu pułkownikowi" Girkinowi vel Striełkowowi:


"Nowelę o tym, jak samozwańczy minister obrony samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej Igor Striełkow vel Girkin gwałci kamerzystę ekipy porno przybywającej na wschodnią Ukrainę można kupić na Amazon.com za niecałe 2 dolary. Dzieło ma wiele mówiący tytuł "Sucking Strelkov" i zaledwie 22 strony (...) Ekipa filmowa z Europy udaje się w czerwcu 2014 r. na zajęty przez Rosję Krym, by nakręcić tam porno. Nie może jednak znaleźć odpowiednich żołnierzy, których mogłaby uwiecznić. Z pomocą jednego z lokalnych mieszkańców członkowie ekipy postanawiają więc przedostać się na wschodnią Ukrainę, do wojsk separatystów w Doniecku. Zostają jednak zatrzymani na jednym z punktów kontrolnych, a przesłuchanie osobiście prowadzi Striełkow. Jak niewybrednie opisuje go narrator, to człowiek o wyglądzie "świni skrzyżowanej z Adolfem Hitlerem".

 

Separatyści chcą, by członkowie ekipy udowodnili, że nie są szpiegami, i zmuszają jednego z kamerzystów do seksu z jednym z rebeliantów. Trwają negocjacje, filmowcy chcą bowiem nakręcić tę scenę i potem wykorzystać. To wywołuje podejrzliwość Striełkowa. - To nie jest dobre. Seks gejowski jest dziś legalny na Ukrainie, ale w Rosji... jest bardzo, bardzo zakazany. Kiedy nadejdzie pokój i prawo zostanie zmienione, nie jest dobrze, by istniał taki dowód, który można łatwo sprzedać przez internet. Jesteście szantażystami, tak? - pyta Striełkow. I za karę osobiście gwałci jednego z kamerzystów, co autor dzieła opisuje bardzo dokładnie.
Dowódca separatystów jest zadowolony, członkowie ekipy odzyskują paszporty i szybko uciekają z Ukrainy. Kiedy są już bezpieczni, zgwałcony kamerzysta wyznaje: - Od kilku lat choruję na HIV."


***



W kwestii Ukrainy polecam wszystkim książkę holenderskiego politologa Marcela van Herpena "Wojny Putina".  Autor wykazuje, że współczesna Rosja wykazuje wiele cech typowych dla państwa faszystowskiego a wojny Putina-Hujły przeciwko Czeczenii, Gruzji oraz Ukrainie nie są  reakcjami na zachodnie zagrożenie, ale elementami programu imperialnego mającego na celu stworzenie Ruskiego Świata i jednocześnie zniewolenie narodu rosyjskiego przez kryminalną "elitę" biznesowo-polityczną. Autor przekonująco wyjaśnia, że to nie Gruzja napadła na Osetię Płd. w 2008 r., ale broniła się wówczas przed rosyjską agresją. Wskazuje, że Rosja rozpoczęła przygotowania do napaści na Gruzję już w 2002 r. - czyli jeszcze zanim Saakaszwili został prezydentem i nikomu nie śniło się Tbilisi w strukturach zachodnich. Przygotowania do agresji przeciwko Ukrainie rozpoczęto w 2003 r., gdy Putin-Hujło zaproponował Ukrainie i Mołdawii federalizację (czyli wybicie korytarza do Naddniestrza przez Ukrainę) oraz przedstawił projekt przyłączenia Białorusi do Rosji jako sześciu obłasti. Historyjki o reakcji Rosji na zdobycie władzy przez "strasznych banderowców" są więc bajeczkami dla idiotów. Narracja książki dochodzi aż do protestów na Majdanie. Wydawałoby się, że już tyle wiemy o tych konfliktach, ale okazuje się, że zawsze można dowiedzieć się więcej...

Zachęcam też do czytania i recenzowania mojej książki - Vril. Pułkownik Dowbor. Pamiętajcie: "Jakie piękne samobójstwo" to dobra książka. By się nią wysmarkać :)

czwartek, 4 lipca 2013

Saudyjski zamach stanu w Egipcie. Obama wściekły



Morsi trafił do prowizorycznego aresztu w budynku Ministerstwa Obrony.  W opanowaniu Kairu wzięły udział cztery dywizje zmotoryzowane. Armia zabiła co najmniej kilkunastu zwolenników obalonego prezydenta, ponad 700 osób rannych w starciach, ponad 300 wysokiej rangi działaczy Bractwa poszukiwanych listami gończymi, zamknięte opozycyjne media, aresztowania w biurach al-Jazeery i... ogromna radość tłumu (tutaj nieco fotek ze świętowania). Gen. al-Sisi (tutaj macie jego sylwetkę) mianował tymczasowym prezydentem powszechnie szanowanego sędziego Adlego Mansoura. Armia obaliła totalitarną partię i przywróciła porządek. Nie podoba się to Barakowi Barakowiczowi, który znowu grozi zakręceniem kurka z pomocą wojskową dla Egiptu. Pomoc ta napędza egipską armię, armia kontroluje gospodarkę... Egipscy generałowie nie boją się jednak amerykańskiej odpowiedzi. Zdecydowali się na zamach stanu, bo konserwatywne arabskie monarchie: Arabia Saudyjska i ZEA obiecały im dużą pomoc finansową mającą zrekompensować odcięcie od amerykańskich dotacji. Król Abdullah odgrywa się na Obamie za obalenie jego przyjaciela Mubaraka, likwiduje zagrożenie w postaci egipskiego Bractwa (które mogłoby w przyszłości zaimportować rewolucję do Arabii Saudyjskiej), a na dodatek uderza w Katar, który zbyt śmiało  sobie w ostatnich latach poczynał. Odetchnąć mogą teraz mogą zarówno Saudowie, Izrael jak i Assad.

środa, 16 maja 2012

Talibowie zabijają się nawzajem + Testowanie doktryny ASB


Wśród talibów ostre walki frakcyjne. Zastrzelono mułłę Mohammeda Ismaila, byłego szefa operacji militarnych tego ruchu. Zabito go za "nieautoryzowane" rozmowy z Amerykanami. Arsala Rahmani, były minister w rządzie talibów, a później senator w posttalibskim afgańskim parlamencie, został zastrzelony w centrum Kabulu za pośrednictwo w rozmowach rządu Karzaja i CIA z dawnymi towarzyszami broni. W zeszłym roku Motasim Agha Jan, talibski oficjel został ranny w zamachu zorganizowanym przez konkurencyjną frakcję. Widać więc, że wielu komendantów polowych chciałoby rozpocząć normalne życie jako parlamentarzyści, biznesmeni, wojskowi i lokalni watażkowie, ale kierownictwo ruchu - czyli pakistańskie ISI nie chce o tym słyszeć. Wkłada więc wiele wysiłku w storpedowanie sprawdzonej w Iraku amerykańskiej strategii "kupienia rebeliantów". Dla ISI Afganistan to zaplecze strategiczne na wypadek nuklearnej wojny z Indiami, więc stara się obalić rząd Karzaja (uznawany za proindyjski) i zainstalować tam swoje marionetki.

***

Amerykanie (wspólnie z Brytyjczykami i Izraelczykami) testowali niedawno swoją koncepcję Air-Sea Battle (szykowanej na Chiny) podczas wielkich manewrów na wodach Morza Śródziemnego i Oceanu Indyjskiego. Testowano m.in. przeciwdziałanie irańskiej blokadzie Ormuzu. I w tym kontekście należy widzieć również niedawne przerzucenie F-22 do ZEA. Jeśli Iran okaże się głupi, to ma szansę stać się poligonem tej koncepcji. Irańczycy zaczęli natomiast ćwiczyć desanty spadochronowe - z myślą o działaniach specjalnych, zapewne wewnątrz Arabii Saudyjskiej.



niedziela, 29 kwietnia 2012

Iran kontra Emiraty. F-22 w ZEA



O ile kryzys związany z irańskim programem nuklearnym traci na sile (Obama zgadza się, by Irańczycy wzbogacali uran do pewnego poziomu. Chce mieć spokój przed wyborami. Inna sprawa, że  to nie podoba się ekipie Netanjahu), to w regionie tli się innym konflikt z udziałem Iranu.  Spór o wyspę Abu Musa oraz dwie inne wyspy w Zatoce Perskiej. Iran uważa je za swoje i chce tam zbudować bazę  mającą być cierniem wbitym w morskie szlaki tranzytowe w Zatoce Perskiej. Zjednoczone Emiraty Arabskie również uważają te wyspy za swoje. Stąd oba kraje wymieniają pogróżki. A to ZEA mówi, że konieczne jest powstrzymanie nuklearnych ambicji Iranu (czyli solidne bombardowanie), a to Iran ostrzega, że w razie wojny zmiecie Emiraty. Nagle w spór wmieszały się USA umieszczając w ZEA myśliwce F-22 przerzucone z Alaski. Obama chce w ten sposób powiedzieć Iranowi, by nie robił nic głupiego przed wyborami. Możliwe, że jest to również wiadomość skierowana do Izraela.