Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Al-Kaida. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Al-Kaida. Pokaż wszystkie posty
wtorek, 12 sierpnia 2014
Irak: obrona Jazydów czy raczej Irbilu?
Terroryści z ISIS mają "zajebistą" zabawę: eksterminacja mniejszości religijnych, zamienianie kobiet w niewolnice, wysadzanie w powietrze kościołów i meczetów, robienie sobie selfie z obciętymi głowami. Przed ich brutalnością, "szkodzącą sprawie" przestrzegał jeden z dokumentów al-Kaidy znaleziony w willi bin Ladena w Abottabadzie. Ale w tym szaleństwie jest metoda: ISIS celowo epatuje swoim okrucieństwo, po to by bano się jej stawiać opór, by powtarzały się takie sytuacje jak w Mosulu, gdzie ponad 20 tys. irackich żołnierzy uciekło przed kilkuset terrorystami porzucając sprzęt. Będzie ciekawie jak bojownicy Państwa Islamskiego zaczną wracać do Niemiec....
Uwagę świata przykuły dramatyczne informacje o współczesnych "40 dniach Musa Degh" - oblężeniu 40 tys. jazydów ("czcicieli Szatana") na górze Sinjar. Zaopatrują ich z powietrza USAF i RAF. To właśnie w obronie tej mniejszości Obama kazał zrzucić kilka bomb na pozycje terrorystów z ISIS - co im nie zrobiło większej szkody. Tak naprawdę chodziło o wysłanie ISIS ostrzeżenie, by nie nacierała zbyt zdecydowanie na kurdyjski IRBIL - centrum aktywności amerykańskich firm naftowych. To działanie godne pochwały - nie chcemy, przecież, by kurdyjska ropa wpadła w ręce ISIS. A w międzyczasie zaczęto obalanie rządu Malikiego, co też warto pochwalić, bo to jego polityka (wymierzona w sunnitów) doprowadziła do tego bałaganu.
czwartek, 12 czerwca 2014
ISIS idzie na Bagdad
A jednak ISIS rozpoczyna ofensywę na Bagdad. W ręce terrorystów wpadł już m.in. Tikrit., rodzinne miasto Saddama. Rząd al-Malikiego wystawia przeciwko nim dwie dywizje i sześć brygad zmechanizowanych - łącznie około 50 tys. żołnierzy. Mają powstrzymać organizację, która była zbyt radykalna nawet jak na standardy al-Kaidy. Mają przewagę liczebną i techniczną, ale będą walczyć na terenach sunnickich, co im źle wróży. Być może lepszym rozwiązaniem byłoby przyjęcie walki na przedmieściach Bagdadu, gdzie dużo szyitów a teren sprzyja zasadzkom i twardej obronie. Dotychczasowe doświadczenia nie są zachęcające. W Mosulu przed 800 bojownikami ISIS uciekło 30 tys. irackich żołnierzy - mniej więcej dwie dywizje. Zostawili na miejscu sporo sprzętu, w tym amerykańskie Blackhawki .
Al-Maliki tłumaczy klęskę sunnicką zdradą. Sunnicy żołnierze mieli porzucać stanowiska, bo nie lubią szyickiego rządu a ich oficerowie są w zmowie z rebeliantami. Z Mosulu rzeczywiście dochodzą informacje, że ISIS była wspierana przez bardziej umiarkowane sunnickie milicje oraz zwolenników rządzącej Irakiem za Saddama świeckiej, socjalistycznej partii Baas. Zacytujmy jednego z mieszkańców tego miasta:
"I'm so glad that we got rid of the Iraqi military forces, army and police. They were a curse on the city and its people. We have suffered a great deal since the US invasion in 2003, which brought only traitors and criminals to Iraq and to Mosul in particular. (...)
There was not a remarkable resistance by the Iraqi military forces and the Isis fighters put their hands on the city swiftly. They are in alliance now with Ansar al-Sunna and Ba'ath party fighters. We got statements by them confirming that they won't cause harm to any one and all the minorities will be protected by them.
They are welcomed. We are happy to have them rather than having Malki's bloody brutal forces. I feel we have been liberated of an awful nightmare that was suffocating us for 11 years. The army and the police never stopped arresting, detaining and killing people, let alone the bribes they were taken from detainees' families.My neighbours and I are waiting to hear that the other six Sunni protesting provinces have fallen to Isis fighters – then we can declare our own Sunni region like the three provinces in Kurdistan. There is no way to live with this awful successive governments that have been ruling Iraq since the invasion. They proved to be very sectarian and a complete failure in governing Iraq."
Dla odmiany głos oficera policji z Mosulu:
"It is obviously a conspiracy to hand Mosul over to Isis fighters and provide Maliki the opportunity to get his third mandate, against the will of the people.[I believe] the military has agreed with Maliki to hand over the Sunni provinces to Isis and, in return, Mosul will vote for Maliki as a prime minister for the third time.
It is really difficult to understand how the commanders of the land forces were so quick to move when a similar crisis first erupted in Ramadi, but they all fled when Isis attacked Mosul – even though there were only a few Isis fighters who could have been overcome easily.
[In Isis's first assault] there were only 500 fighters. Once they got to the city, they were joined by other Iraqi resistance groups, they went to the prisons and released all the prisoners who are fighting with them now. They are quipped of far better and advanced weapons than ours. If they fire a bullet, they can scupper a wall, not like our funny weapons, which are like kids' toys.The Isis fighters are from Syria, Afghanistan, Saudi Arabia and Iraq. When they entered the Tamouz neighbourhood in Mosul, we tried to resist them with RPGs [rocket-propelled grenades] and rockets. We were waiting for support from the army, which never came.All of a sudden, our commandos began to withdraw. We were more than 200 policeman in the office. I looked around and could only find eight. How can I fight Isis with eight policemen? We have pistols; they have PKC [machine guns].We held them off for five days but on the fifth day, an emergency forces unit based in one of the hotels in Mosul was hit and lots of military men were killed. The attack devastated the morale of the military forces. Any policeman who handed himself to Isis was killed immediately.
Isis fighters then confiscated army vehicles deserted by the military forces and drove them to the police headquarters. At first we thought they were military men; then they started to kill any policeman they saw. They are everywhere in the city and all its villages. The whole city is under their control now."
Maliki jest w dużej mierze sam sobie winny. Gdy Amerykanie się wycofali, przestał płacić sunnickim milicjom, które zwalczały al-Kaidę. Jego bezpieka uderzała w sunnickich polityków, więc sunnici (religijni i postsaddamowscy) sprzymierzyli się z ISIS.
Ps. najnowsze wiadomości dotyczące sytuacji w Iraku - na blogach Daily Telegraph i Guardiana
czwartek, 6 czerwca 2013
Syria: Sukcesy reżimu
"Guardian" dał w miarę aktualną mapę syryjskiej wojny (z nałożonymi na nią podziałami konfesyjnymi i statystykami strat cywilnych). W miarę aktualną, bo niedawno assadowcom - z wydatną pomocą Hezbollahu (bo sami zbyt wykrwawieni) - udało się wyprzeć rebeliantów z Damaszku, al-Qusayr i Kunejtry. Regularna armia assadowska znalazła się znowu nad granicą z Izraelem. Jej sukcesy to głównie skutek bezczynności administracji Obamy, ostrożności Wielkiej Brytanii i Francji, a także dużej pomocy dla reżimu udzielonej przez Rosję, Iran, Hezbollah a nawet Koreę Północną. Po prostu pozwolono Assadowi wygrać. Hezbollah zabrał się teraz za zastraszenie Druzów syryjskich i libańskich, a Hamas znowu chce się godzić z osią irańsko-syryjską, czyli możliwe są odwetowe ataki na Izrael ze Strefy Gazy.
Tymczasem potwierdza się część teorii adm. Lyonsa dotyczącej Bengazi: terrorysta z al-Kaidy przyznał, że ambasador Stevens miał zostać porwany a później wymieniony. Akcja poszła jednak źle i uśmiercono go zastrzykiem z trucizną.
sobota, 25 maja 2013
Syria: mapa wojny
Nie mogłem się powstrzymać: "Daily Telegraph" dał taką fajną mapę pokazującą aktualną sytuację w Syrii. Jak widzimy - rebelianci kontrolują obszar wzdłuż Eufratu i część północnych rejonów a także część rejonów przy granicy z Libanem. Obszary wokół Damaszku, Aleppo, Homs i Deraa to miejsca, w których walka wciąż jest nierozstrzygnięta, ale assadowcy dzięki Hezbollahowi zyskują w niektórych z nich przewagę. W rękach Assada: alawicki pas ziemi nad morzem i obszary wschodniej Syrii. Kurdowie wykroili swoje tereny. I ciekawostka: w Syrii, po stronie rebeliantów walczą również setki rosyjskich obywateli, co niepokoi Kreml. I trudno się temu dziwić, gdy etniczni Rosjanie są w Moskwie mniejszością.
wtorek, 21 maja 2013
Assad odgryza się Izraelowi i rebeliantom + Gen. al-Douri - powrót Wodza
Na Wzgórzach Golan znowu starcia między Izraelem a jakimiś siłami proassadowskimi (assadowska armia przyznaje się do ostrzelania izraelskiego patrolu). Zaczyna to przypominać wojnę na wyniszczenie z lat '60-tych i '70-tych. Damaszek odgryza się, że jak tylko pokona rebeliantów rozpocznie wojnę przeciwko Izraelowi -wszyscy jednak wiedzą, że nie będzie w stanie jej prowadzić. Cała jego nadzieja więc w Hezbollahu. To właśnie dzięki wojskom tej irańskiej agentury assadowcom, przy biernej postawie USA udało się w ostatnich dniach odbić ważne tereny przy granicy z Jordanią i Libanem. Homs może upaść lada dzień. (Assadowcom daleko jednak od odtrąbienia zwycięstwa - al-Kaida zajęła im pola naftowe a Hezbollah na szczęście ponosi duże straty w walkach). Obama przespał te partię licząc na to, że uda mu się rozbić sojusz syryjsko-irańsko-rosyjsko-chiński. Jak zwykle się przeliczył: jedyna droga do osłabienia sojuszu to rozwalenie Assada i wsparcie dla sunnitów w Iraku (oderwanie Iranu z tej osi wydaje się bardzo mało prawdopodobne). Niezwykle ciekawie pod tym względem wygląda sytuacja nad Eufratem. Okazuje się, że gen. Izzat Ibrahim al-Douri, były współpracownik Saddama, dowódca postsaddamowskiej partyzantki, który skutecznie ukrywa się od dekady, organizuje teraz nową kampanię terrorystyczną przeciwko szyickiemu rządowi. I po co było obalać tego Saddama?
Powyżej: gen. al-Duri wygląda jak gen. Montgomery...
sobota, 18 maja 2013
Bengazi: Zamach-ustawka. Teoria adm. Lyonsa

niedziela, 21 kwietnia 2013
Zamachowiec z Bostonu podwójnym (potrójnym?) agentem
Tamerlan Carnajew był podwójnym agentem infiltrującym wahabickie komórki dla amerykańskich i saudyjskich służb. Przypomnę, że w 2011 r. był on przesłuchiwany przez FBI na prośbę rosyjskich służb. Wówczas amerykański kontrwywiad przekazał FSB, że Carnajew nie ma żadnych powiązań z terrorystami. (Elementem wynagrodzenia za pracę dla amerykańskich służb miało być również ułatwienie dla Dżohara w dostaniu się na Cambridge). Z tego powodu tuszowany jest saudyjski wątek zamachu. Być może Carnajewowie zostali odwróceni tak jak dr. al-Balawi (ten Jordańczyk, który wysadził w powietrze kilku agentów CIA) czy Mohammed Merah (zamachowiec z Tuluzy pracujący dla francuskich służb). Być może za bardzo się wczuli w swoją rolę wahbitów. Być może jednak stali się potrójnymi agentami. Rosyjskie media i weterani ich służb z uporem maniaka propagują teorię o wrobieniu dagestańskich braci w zamach. FSB zaprzecza zaś, by miała jakiekolwiek pomocne informacje o zamachowcach - choć przecież w 2011 r. zwracała na nich uwagę amerykańskich służb, a po tym incydencie Tamerlan rzekomo w 2012 r. przez pół roku przebywał na terytorium Rosji.
sobota, 20 kwietnia 2013
Ojciec zamachowców zwolennikiem Kadyrowa. Terroryści byli znani FBI
Anzor Carnajew, mieszkający w Dagestanie ojciec zamachowców z Bostonu, stwierdził w wywiadzie dla rosyjskiej telewizji, że jest zwolennikiem Kadyrowa i nigdy w jego domu nie mówiło się o niepodległości Czeczenii. Przypomniał też, że nigdy jego synowie nie mieszkali w Czeczenii (urodzili się w Kirgistanie). Oczywiście jest możliwe, że Carnajew przyznał się do prokadyrowskich fascynacji dla bezpieczeństwa: tak po prostu lepiej w tym niebezpiecznym regionie, ale warto przypomnieć, że w 2002 r. wrócił z własnej woli do Dagestanu.
Obama podziękował Putinowi za wsparcie związane ze złapaniem zamachowców, tymczasem okazuje się, że FBI przesłuchiwała Tamerlana Carnajewa już w 2011 r. w związku z podejrzeniami o jego związki z islamskimi terrorystami. Jego matka twierdzi, że Tamerlan był w zainteresowaniu FBI przez co najmniej pięć lat.
piątek, 19 kwietnia 2013
Zamach w Bostonie: Winni jednak Dagestańczycy
Już wiemy czemu Putin tak spieszył się z kondolencjami i obietnicą pomocy dla Obamy: zidentyfikowani zamachowcy z Bostonu to dwóch Dagestańczyków. Bracia Tamerlan i Dżohar Carnajewowie mieszkający o w USA. Wcześniej żyli m.in. w Kazachstanie i w Wielkiej Brytanii. Ich wuj mówi, że zasłużyli na śmierć. Tamerlan zginął po postrzale na kampusie MIT (zastrzelono tam policjanta), był bokserem uznawanym za wierzącego muzułmanina, ale lubiącego film "Borat" i mającego portugalsko-włoską dziewczynę. Jego młodszy brat Dżohar jest oblężony przez policję. Obaj ponoć należeli do wahabickiej komórki. Ale z terrorystami z Północnego Kaukazu oczywiście nigdy nie wiadomo, dla kogo pracują. Czeczeni nigdy jeszcze nie zaatakowali zachodniego celu. Może to być więc przypadek "samotnych wilków", albo akcja al-Kaidy nie mająca nic wspólnego z Czeczenią (po prostu zwerbowali jakiś jeleni), albo akcja rosyjskich służb. (Kadyrow mówi, że "zepsuło ich amerykańskie wychowanie".) Ojciec sprawców mówi, że:
"Jeśli policja zabije mojego syna, będę wiedział, że to wewnętrzna robota, "hit job". Ktoś, jakaś organizacja, chce ich zabić".
środa, 17 kwietnia 2013
Boston: sprawca złapany?
Bostońska policja złapała podejrzanego w sprawie zamachów w Bostonie. Gdy piszę te słowa, jeszcze nie ujawniono kto nim jest, ale przecieki mówią o wątku bliskowschodnim - saudyjskiej prowincji Asir, w której lud jest skłócony z monarchą. Czujni Amerykanie analizują zaś zdjęcia z maratonu bostońskiego dopatrując się na nich zamachowców. Tutaj macie dużą kolekcję tych fotek. Poniżej zamieszczam kilka z tych zdjęć. (Tutaj więcej fotek z miejsca zdarzenia, w tym eksplozji torby)
Z ciekawostek: dwa dni przed maratonem w Bostonie jakaś "wariatka" ostrzegała uczestników, że zginą. Zamach miał też zostać "przepowiedziany" w odcinku "Family Guya". (Sztuka potrafi być profetyczna...)
Z ciekawostek: dwa dni przed maratonem w Bostonie jakaś "wariatka" ostrzegała uczestników, że zginą. Zamach miał też zostać "przepowiedziany" w odcinku "Family Guya". (Sztuka potrafi być profetyczna...)
piątek, 15 marca 2013
Kraj al-Kaidy: od Bagdadu po Golan
Nie wiem, czy to zauważyliście, ale jakiś czas temu syryjska al-Kaida załatwiła 48 assadowskich żołnierzy i 9 funkcjonariuszy bezpieki na terytorium Iraku. Izraelski wywiad wojskowy postrzega sprawę następująco: minął czas potencjalnej konfrontacji z arabskimi armiami regularnymi, zaczęła się epoka, w której głównym zagrożeniem są grupy subpaństwowe. Powstaje pas - od przedmieść Bagdadu po przedmieścia Damaszku i Wzgórza Golan, kontrolowany przez al-Kaidę. Jahbat al-Nusra umacnia się na Golanie - ostatnio wyeliminował w zasadzce dowództwo 90-tej Brygady assadowskiej armii. Rebelianci dokonali też tam bardzo ciekawych odkryć. Zlokalizowali m.in. syryjskie tunele mające ułatwić assadowskiej armii pancerny szturm na Izrael. Dodatkowo w Syrii jest 50 tys. terrorystów z Hezbollahu oraz Iranu wspierających Assada. Ta siła utrzymuje go przy życiu, gdyż jego armia jest poważnie wykrwawiona. Mimo to Assad grozi bombardowaniem Libanu, jeśli libańskie władze nadal będą patrzyły przez palce na napływ broni i ludzi do szeregów rebelianckich przez libańsko-syryjską granicę. Nowy, świecki (bo pozbawiony ortodoksów) izraelski rząd może się tylko przyglądać. Decyzje leżą nadal w rękach Obamy.
Ps. John Littell zauważył ciekawą rzecz: wpływ na poparcie Syryjczyków dla al-Kaidy ma to, że miejscowe media w czasie wojny w Iraku gloryfikowały terrorystów zabijających amerykańskich żołnierzy. Robiły z nich superbohaterów. Teraz Assad czuje ból d... tego powodu. Przypomnę tutaj swój tekst ze stycznia 2007 r. :
"Po zamachach z 11 września 2001 roku Syryjczycy zdołali udzielić jednak Amerykanom pomocy wywiadowczej, którą agenci CIA określili jako „dużą”. Dotyczyła ona członków Bractwa Muzułmańskiego będących terrorystami z Al-Qaedy. Współpraca ta została zerwana przez USA w roku 2003. Syria chętnie udzielała informacji o Bractwie, gdyż stanowi ono od lat 60-tych najgroźniejszą siłę walczącą przeciwko partii Baath i wywołało w 1982 roku krwawo stłumione powstanie w mieście Hama. Władze USA traktują je obecnie jako możliwego partnera w przypadku zmiany reżimy w Damaszku.
Tymczasem rząd syryjski miał również bardzo dużo do ukrycia przed Amerykanami. Jak ujawniło jordańskie dochodzenie w sprawie zabójstwa dyplomaty USA Lawrence'a Foleya w Ammanie w 2002 roku, zbrodnia ta została dokonana przez grupę Abu Musaba al-Zarqawiego z syryjską pomocą. Zamach był koordynowany z Damaszku a syryjski wywiad dostarczył broni użytej do zabójstwa. Sędzia Baltazar Garzon, odpowiedzialny za rozbicie hiszpańskiej komórki Al-Qaedy w roku 2001 odkrył korespondencję szefa komórki z syryjskim wywiadem wojskowym. Niemieccy śledczy powiązali natomiast kontrolowaną przez syryjskie służby firmę Tradex z hamburską komórką Al-Qaedy. Tą samą z której wywodzili się sprawcy zamachów z 11 września...
Mimo tego prezydent Bashar Asad w trakcie wywiadu z kuwejcką gazetą Al-Anba w 2003 roku stwierdził, że nie wierzy w istnienie Al-Qaedy. A minister Mustafa Tlass w październiku 2001 roku podczas spotkania z brytyjską delegacją powiedział, że zamachy z 11 września 2001 roku były efektem „żydowskiego spisku” i że Mosad ostrzegł tysiące Żydów, by nie przychodzili do pracy w WTC...
Syria a stabilizacja Iraku
Postępowanie Syrii ma też bezpośredni wpływ na kłopoty ze stabilizacją Iraku. Wspomniałem już w tym eseju o pomocy jakiej Damaszek udzielił Zarqawiemu przy okazji zabójstwa Lawrence'a Foleya. 29 lipca 2003 roku gen. Richard Myers stwierdził, że większość obcych bojowników przedostaje się do Iraku poprzez granicę z Syrią. Co najmniej 80 ze złapanych terrorystów spędziło jakiś czas w obozach szkoleniowych w Syrii. Podczas spotkania pomiędzy generał Ricardo Sanchezem a dowódcą syryjskiej gwardii narodowej generałem Maherem Asadem na posterunku graniczny Al-Kaim, Sanchez przedstawił swojemu rozmówcy syryjskie paszporty znalezione przy zabitych i aresztowanych bojownikach. Ponadto powiedział, że wielu z nich się przyznało do odbycia szkolenia w obozach prowadzonych przez służby specjalne tego kraju.
21 sierpnia 2003 roku izraelski ambasador przy ONZ ogłosił, że ciężarówka użyta przez Zarqawiego do wysadzenia placówki ONZ w Bagdadzie pochodziła z Syrii. We wrześniu Paul Bremer podał dane, z których wynika, że na 248 złapanych obcych bojowników 123 było Syryjczykami. Ponadto większość z nich dostała się do Iraku przez Syrię. Jeden z nich zeznał, że dostał od instruktorów z Damaszku karabin maszynowy, granatnik i 10 granatów.
Włoska służba wywiadowcza DIGOS zdołała skutecznie zinfiltrować jedną z komórek organizacji Ansar al-Islam – dosyć blisko powiązanej z Zarqawim i stanowiącej jednej z głównych kanałów przerzutowych terrorystów i pieniędzy do Iraku. Zdołano nagrać rozmowę telefoniczną jednego z przywódców grupy, w której chwali się on swoimi kontaktami z syryjskim ministrem obrony gen. Mustafą Tlassem. Nazwał on syryjski rząd „prawdziwymi bohaterami” i opowiedział jak władze w Damszku skontaktowały go z przedstawicielami Hamasu i Islamskiego Jihadu.
Mimo tych wszystkich danych, niektórzy jak np. panel ekspertów Bakera-Hamiltona uważają do dzisiaj, że Syria może odegrać pozytywną rolę w Iraku. Prawda jest taka, że Bagdad i Damaszek rywalizują ze sobą od dziesiątków lat. Silny Irak jest sprzeczny z syryjską racją stanu. Tym bardziej Irak demokratyczny. Skoro Syria niszczyła wszelkimi środkami demokratyczny Liban, który nie stanowił dla niej żadnego militarnego zagrożenia, to nietrudno zgadnąć, że będzie się starała zdestabilizować swego wschodniego sąsiada. Ważnym czynnikiem jest tutaj także wspólnota interesów z Iranem."
czwartek, 14 lutego 2013
Szef CIA John Brennan muzułmaninem? Prawdziwy "Homeland"
Izrael żyje sprawą więźnia X - australijskiego Żyda Bena Zygiera, który pracował dla Mossadu a następnie trafił do jego tajnego więzienia i popełnił tam samobójstwo, a tymczasem w USA wychodzą na światło publiczne jeszcze ciekawsze sprawy.
Ilustracja muzyczna: Barra Barra - Black Hawk Down OST
John Guandolo, były agent FBI twierdzi, że John Brennan wybrany przez Baracka Barakowicza Obamę na nowego szefa CIA jest muzułmaninem. Brennan miał przyjąć islam w latach 90-tych, gdy był szefem placówki CIA w Rijadzie. Miał on zostać namówiony do odmówienia szechady przez saudyjskich książąt, którzy zorganizowali mu wizytę w "świętych meczetach" Mekki i Medyny (czyli miejscach, do których niewierni nie mają wstępu - gdy w 1979 r. francuscy komandosi przeprowadzali akcję odbicia meczetu w Mekkce z rąk proirańskich terrorystów, musieli wcześniej "tymczasowo" przyjąć islam). Brennan miał być "ślepy" na związki pomiędzy saudyjską elitą oraz al-Kaidą. Frakcja Petraeusa kontratakuje...
Ilustracja muzyczna: Barra Barra - Black Hawk Down OST
John Guandolo, były agent FBI twierdzi, że John Brennan wybrany przez Baracka Barakowicza Obamę na nowego szefa CIA jest muzułmaninem. Brennan miał przyjąć islam w latach 90-tych, gdy był szefem placówki CIA w Rijadzie. Miał on zostać namówiony do odmówienia szechady przez saudyjskich książąt, którzy zorganizowali mu wizytę w "świętych meczetach" Mekki i Medyny (czyli miejscach, do których niewierni nie mają wstępu - gdy w 1979 r. francuscy komandosi przeprowadzali akcję odbicia meczetu w Mekkce z rąk proirańskich terrorystów, musieli wcześniej "tymczasowo" przyjąć islam). Brennan miał być "ślepy" na związki pomiędzy saudyjską elitą oraz al-Kaidą. Frakcja Petraeusa kontratakuje...
sobota, 19 stycznia 2013
Algieria: Spieprzona akcja w Ain Amenas
Gdy pisze te słowa, operacja antyterrorystyczna w algierskich zakładach wydobywczych jeszcze trwa. Ponoć 10 dżihadystów zostało wraz z 7 zakładnikami otoczonych w jednym z magazynów. Wolnych jest ponad 600 zakładników, ponad 30 nie mogą się doliczyć - wielu z nich pewnie nie żyje (biorąc pod uwagę, że jeden brytyjskich inżynier uciekł im mając przyczepiony do karku ładunek Semtexu...). Szturm algierskich komandosów był bardzo chaotyczny, prowadzony w rosyjskim stylu - bez oglądania się na życie zakładników. Nie dziwi mnie to, wszak algierskie siły specjalne były szkolone przez Ruskich oraz ... Syryjczyków. Roberta Fiska też nie dziwi taka "nonszalancja" algierskich sił specjalnych, przypomina, że w czasie wojny domowej w latach '90-tych ci ludzie słynęli z wyrzynania cywilów (Przy okazji wspomina ciekawy epizod: algierska bezpieka wysyłała do Afganistanu w latach '80-tych swoich ludzi udających mudżahedinów i skrycie współpracujących z Sowietami. W latach '90-tych ci agenci infiltrowali grupy dżihadystowskie w kraju i co za tym idzie często brali udział w masakrach dokonywanych przez terrorystów).
Co oznaczał atak na algierskie pole gazowe? Czy był on odpowiedzią na interwencję w Mali? I tak i nie. Przygotowanie takiej akcji zajmuje zwykle wiele tygodni. Grupa Mochtara Belmoktara, pustynnego bandyty znanego jako Mr. Marlboro, sprowadziła na akcję ludzi z Nigru kierowanych przez Rahamana al-Nigriego. Związki z al-Kaidą nasuwają się same, zwłaszcza, że Belmoktar zażądał wypuszczenia z więzienia Ślepego Szejka a w rajdzie uczestniczył terrorysta perfekcyjnie mówiący po angielsku. Od miesięcy było wiadomo, że zanosi się na francuską interwencję w Mali, więc możliwe, że sama interwencja była dla terrorystów sygnałem do wypełnienia otrzymanych wcześniej rozkazów.
Tutaj macie interaktywną mapkę miejsca operacji.
wtorek, 15 stycznia 2013
Oblicza wojenki w Mali
Polskie media jakoś mało o tym wspominają, ale batalia w Mali to nie tylko wojenka Republiki w obronie jej klientystycznego watażki. W operację zaangażowały się m.in. siły zbrojne USA, Wielkiej Brytanii, Danii czy Niemiec - nie mówiąc o wojskach państw ECOWAS. Wojenka jak wojenka - ma wiele poziomów. Na rebelię Tuaregów nałożyła się kampania jakiś islamskich zjebów z pustyni na wyrost wiązanych z al-Kaidą. W sumie to odprysk libijskiej operacji (zauważyliście, że USA wysłały "doradców" do 35 krajów afrykańskich? Czyżby w ten sposób budowano przeciwwagę wobec wpływów Chin na kontynencie?), kolonialna wojenka na jakimś zadupiu mająca podnieść popularność "Budyniowi" Hollande'owi. Do tego wojenka asymetryczna i nierówna- z jednej strony pustynne dzikusy dysponują czymś więcej niż zardzewiałymi szabelkami i są w stanie zestrzeliwać Francuzom śmigłowce, z drugiej, po marnym bombardowaniu spieprzają gdzie pieprz rośnie. Jak w jakimś pieprzonym Mogadiszu (Mówi się: Mog). Można to skomentować: TIA (Things in Africa). Naprawdę nie ma się czym podniecać. Parę miesięcy temu Francja obaliła jakiegoś watażkę o nazwisku Gbagbo - trochę się po podniecali tym obrońcy praw człowieka a na France 24 pokazywali rebeliantów nisko kłaniających się przed kamerą i mówiących "Merci beaucoup Republique" - ale niewiele to zmieniło w ogólnym obrazie sytuacji. Negry żyją w takim samym syfie i barbarii jak wcześniej.
Dla rozluźnienia humoru: klasyczny, proroczy :) klip Eugeniusza Sendeckiego pt. Obama będzie się mścił za Ruandę.
sobota, 27 października 2012
Bengazi: kto zakazał działać ludziom CIA?
Specjalna ekipa CIA z Bengazi w noc, w którą zaatakowano amerykański konsulat, trzykrotnie prosiła zwierzchników o zgodę na to, by pójść na odsiecz zaatakowanej placówce dyplomatycznej. Ktoś z łańcucha dowódczego Agencji zakazał im działania. (Nad Bengazi latał w tym czasie również amerykański dron, którego nie użyto). Rzecznik CIA w ciekawy sposób dementuje tę historię. Mówi, że nikt z CIA nikomu nie zakazywał dokonania odsieczy. Czyżby gen. Petraeus sugerował, że to prezydent nakazał jego ludziom bezczynność?
poniedziałek, 15 października 2012
Syria: bilans sił
Nowe szacunki amerykańskich i francuskich służb mówią, że siły rebelianckie w Syrii liczą około 30 tys. ludzi, z czego 3 tys. to islamscy fundamentaliści. To oczywiście zbyt mało, by samodzielnie pokonać Assada. Proassadowskie milicje mogą liczyć 70 tys. ludzi, do tego dochodzi część armii syryjskiej, plus wsparcie Iranu i Hezbollahu. Co innego jednak, jeśliby doszło do tureckiej lub natowskiej inwazji - wówczas Assad nie miałby szans. Erdogan i Hollande używają najnowszych szacunków liczebności sił rebelianckich, by przekonać USA do ataku, Barak Barakowicz nie chce jednak nic robić przed wyborami. I po wyborach też pewnie nie będzie chciał.
Trudno mu się zresztą dziwić. Ma wystarczająco dużo kłopotów po ataku w Bengazi. Próbuje teraz zrzucić winę za to na Hillary. To zły wybór. Hillary to socjopatka i potrafi się zemścić.
poniedziałek, 1 października 2012
Ksimayo padło. Somalia zdobyta
Powyżej: Things in Africa...
My tu gadu gadu o Syrii i Obamie, a w Somalii dzieją się ciekawe rzeczy. Armia kenijska zdobyła port w Kismayo - ostatni bastion oporu islamskiej milicji al-Szabab. To miażdżące zwycięstwo nad islamskimi fundamentalistami, którzy wcześniej zdołali m.in. wypędzić z Somalii armię etiopską. Przeprowadzenie tak dobrze zaplanowanej operacji przez kenijskie wojska było możliwe dzięki pomocy Amerykanów (dane wywiadowcze i drony), Francuzów (wsparcie marynarki wojennej - transport i ostrzał z morza) a także Izraelczyków (szkolenie sił specjalnych i bezpieczeństwo wewnętrzne).
wtorek, 25 września 2012
Libia: zakłócona operacja wywiadowcza + Robi się gorąco w Jordanii
Nowe doniesienia potwierdzają, że atak na konsulat w Bengazi miał mało wspólnego z przypadkiem. Z tej placówki prowadzono operacje wywiadowcze dotyczące transferu broni z Libii na Bliski Wschód. Nie trudno się domyślić, że to uderzało w interesy wielu ludzi. Nie powinno więc nas dziwić, że atak na konsulat "zakłócił poważną operację wywiadowczą". A co jeśli tamta operacja zagroziła ważniejszej?
***
Ciekawie robi się też w Jordanii. Bractwo szykuje się do masowych protestów w październiku. Celem jest zmuszenie króla Abdullaha do "demokratycznych reform". Negocjacje wydają się iluzoryczną opcją, gdyż Bractwo ufne w swą siłę chce tylko bezwarunkowej kapitulacji monarchy. Represje są natomiast niebezpieczne ze względu na strukturę społeczno-etniczną kraju (60 proc. mieszkańców to Palestyńczycy). Jordański kryzys może być kolejną przykrą niespodzianką przed wyborczą dla Obamy. Zresztą Barak Barakowicz na takie niespodzianki sobie zasłużył. Zamiast porozmawiać z Netanjahu - człowiekiem mogącym wywołać mu na złość III wojnę światową - i wcisnąć mu jakiś kit w stylu "zawsze będziemy stać po stronie Izrael", Obama demonstracyjnie olał izraelskiego premiera tłumacząc się brakiem miejsca w kalendarzu. W dniu, w którym Netanjahu miał się z nim spotkać, Obama bawił się z Beyonce i Jayem Z, a później brylował u Lettermana.
sobota, 15 września 2012
Rewolucja! Wali się polityka Obamy. Ale dlaczego islamskie dzikusy atakują Niemców?
To już Rewolucja! Gwałtowne protesty wymierzone w amerykańskie placówki dyplomatyczne objęły kilkanaście krajów. Dotarły nawet do Berlina i Australii. (Co ciekawe, w Damaszku i Teheranie antyamerykańskie demonstracje były rachityczne, mimo że zorganizowane przez władze. Miejscowe reżimy obawiają się wywoływać wilka z lasu). W Tunisie amerykański ambasador ledwo uniknął linczu - uratował go oddział antyterrorystyczny tunezyjskiej policji. W Chartumie oprócz ambasady USA zostały zaatakowane również placówki Wielkiej Brytanii i Niemiec (Uśmiechnąłem się, gdy zobaczyłem sudańskich dzikusów nienawistnie depczących niemieckiego czarnego orła. Co niby im ta RFN złego zrobiła?).
Powyżej: sudańscy endecy? "Nie rzucim ziemi skąd nasz ród/Nie damy pogrześć wiary/islamski my naród, islamski ród/królewski szczep mohametowy"?
Powyżej: nie było już kołpaków na Merca, musieliśmy zajumać to...
Powyżej: Niemcy powinni znowu tam wysłać Afrika Korps...
Pod protesty podłączyli się już talibowie (teraz każdy swój atak będą usprawiedliwiali filmikiem z YouTube'a) oraz synajska al-Kaida, która zaatakowała bazę sił międzynarodowych pod El-Arish. Atak został na szczęście odparty przez kolumbijską kompanię, ale baza nadal jest oblężona. Amerykańscy marines są w gotowości, by interweniować w 18 krajach świata.
Wali się cała polityka zagraniczna Obamy. Gdy Barak Barakowicz obejmował władzę, obiecywał, że pod jego rządami zmniejszy się wrogość muzułmanów wobec USA. Teraz islamscy radykałowie - salafici i al-Kaida wykorzystują zamieszki, by obalać powiązane z amerykańskimi służbami umiarkowane rządy - również, a raczej szczególnie te, które wywodzą się z Bractwa Muzułmańskiego. Rzecznikowi Białego Domu pozostaje rżnąć głupa, że "ataki nie są wymierzone w USA". Jednocześnie władze USA będą ciąć wydatki na ochronę ambasad.
piątek, 14 września 2012
Bengazi: było ostrzeżenie przed atakiem
Departament Stanu dostał ostrzeżenie przed atakami na placówki dyplomatyczne w krajach islamskich na 48 h przed zamachem w Bengazi. (Informacje pochodziły m.in. od egipskich służb). Nie zrobiono z tym nic. Doszło za to prawdopodobnie do wycieku tajnych danych. Ambasadora Stevensa trudno było upolować - oficjalnie nie było w Libii, wrócił do Trypolisu tylko na kilka dni pomiędzy podróżami do Europy. Potwierdzają się też informacje o ataku na bezpieczny dom w Bengazi. Geln Doherty (na zdjęciu powyżej), jeden z zabitych ochroniarzy ambasadora, to były Navy Seal, który brał m.in. w misji wywiadowczej związanej z poszukiwaniem libijskich WMD. Media w USA skupiają się tymczasem na reakcji Romneya na zamach. Jeżeli republikański kandydat spieprzy taką okazję (a na to się zapowiada), to ostatecznie dowiedzie, że nie nadaje się na prezydenta (choć Obama też się nie nadaje).
Bonus: zdjęcia z demonstracji w Trypolisie potępiającej atak na konsulat w Bengazi
Ps. Amerykańskie placówki dyplomatyczne są atakowane w całym świecie islamu. To kolejna faza rewolucji. Znakiem czasu jest to, że ewakuowano amerykański konsulat w... Berlinie. Ciekawe czy u nas Falanga wspólnie z NOP i resztą pajaców urządzi szturm na amerykańską ambasadę (za film parodiujący Danka:) :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)