sobota, 24 lutego 2018

Największe sekrety: Samael - Abraham Lincoln: Łowca Bankierów

Ilustracja muzyczna: Johny Cash - Hurt

 Southern Soldier - American Civil War Music



W szkołach uczą nas, że powodem wybuchu wojny secesyjnej był spór pomiędzy Północą a Południem na temat niewolnictwa. To oczywiście tylko część prawdy. Kwestia niewolnictwa rzeczywiście wówczas rozpalała umysły. Na jej tle doszło nawet do kilkuletniej wojny partyzanckiej pomiędzy mieszkańcami stanów Missouri i Kansas. Jej sfanatyzowany uczestnik John Brown dokonał później próby zajęcia federalnego arsenału w Harpers Ferry i wywołania na Południu podobnej rzezi białych jak na Haiti (na szczęście udaremniły mu to federalne oddziały dowodzone przez gen. Roberta Lee). Późniejszy zwycięzca wojny secesyjnej gen. Ulysses Grant mieszkał w niewolniczym stanie i za to, że był przeciwnikiem niewolnictwa, lokalne sitwy niszczyły mu biznesy. Mimo to kwestia niewolnictwa nie była decydująca. Po stronie Unii walczyły przecież również niewolnicze stany. Większość żołnierzy Konfederacji nie poszła zaś do boju, by bronić tej instytucji. Ogromna większość białych na Południu była drobnymi rolnikami, którzy nigdy nie posiadali żadnych niewolników. Większość posiadaczy miała jednego czy dwóch niewolników - byli oni drogim "inwentarzem", o który należało dbać, więc ich panowie nie traktowali ich jak na filmie "Django". Znaczna większość siły niewolniczej skupiona była w majątkach grupki wielkich posiadaczy ziemskich będących elitą polityczno-gospodarczą Konfederacji, często zrzeszoną w strukturach Partii Demokratycznej. Ale wielu z tych ludzi też zapewne rozumiało, że niewolnictwo odchodzi w przeszłość. Niewolnik wymagał przecież większych nakładów od imigranckiego robotnika a na horyzoncie majaczyła już mechanizacja rolnictwa. Nawet gdyby nie doszło do wojny secesyjnej, to instytucja niewolnictwa umarłaby śmiercią naturalną w ciągu 20 lat - tak jak się stało np. w Brazylii.



Jako przyczynę wojny podaje się również sprawę protekcjonizmu handlowego. W interesie elit z Północy było utrzymywanie wysokich ceł na stal, tak by tamtejszy przemysł wytrzymywał europejską konkurencję. Oznaczało to jednak, że kraje Europy stosowały protekcjonistyczne kontrposunięcia wobec głównego amerykańskiego towaru eksportowego - bawełny z Południa, zasilającej m.in. brytyjskie fabryki. Południowcy chcieli więc obniżki ceł. I dopięli tego za rządów demokratycznego prezydenta Franklina Pierce'a, który obniżył cła na stal, wywołał tym samym kryzys gospodarczy z 1857 r. i napędził poparcie dla republikanów na Północy. Być może bez tego kryzysu Abraham Lincoln - wieloletni polityczny nieudacznik - nie zostałby w 1860 r. prezydentem USA.



Pamiętajmy jednak, że kwestie niewolnictwa i ceł na stal miałyby szanse racjonalnego rozwiązania, gdyby tylko obie strony wykazały wystarczająco dużo dobrej woli.  (Czy np. na Północy nie dałoby się zbudować włókienniczego zagłębia wchłaniającego bawełnę z Południa? Rynek amerykański był przecież bardzo chłonny i nieustannie rósł...) Elity z Północy uparły się jednak, że Południe trzeba ukarać, by im nie mieszało przy cłach. Elity z Południa uznały abolicjonistyczne deklaracje prezydenta-elekta Lincolna za śmiertelne zagrożenie nie tyle dla instytucji niewolnictwa, co dla praw stanów. A przecież Konstytucja mówiła, że USA są zbiorem stanów, które tylko część swojej suwerenności przekazały na rzecz rządu federalnego. Dla Południowców możliwość opuszczenia USA była oczywistym prawem. Tak więc 20 XII 1860 r. Karolina Południowa ogłosiła wyjście z Unii, a za nią szereg innych stanów. 4 lutego 1861 r. powstały Skonfederowane Stany Ameryki, których prezydentem został Jefferson Davis, demokratyczny senator, sekretarz ds. wojny w administracji Pierce'a. Przy braku reakcji kończącego kadencję demokratycznego prezydenta Jamesa Buchanana, konfederackie milicje przejmowały majątek federalny na Południu: mennice, arsenały, izby celne, forty. Konfederaci odrzucali przy tym kompromisowe propozycje republikanów mające na celu zażegnanie konfliktu. Gdy Lincoln został prezydentem, zaoferowali mu traktat pokojowy i odszkodowanie za przejęty majątek. Wzamian zażądali ewakuacji fortów wciąż zajmowanych przez wojska federalne. Przypominało to "propozycje" składane Ukrainie przez Rosję w sprawie Krymu. Lincoln odmówił argumentując, że rząd Konfederacji jest nielegalny i tym samym nie może z nim zawierać żadnych traktatów.  12 kwietnia 1861 r. wojska Konfderacji zaatakowały więc jedną z  placówek federalnych  - Fort Sumter. 



Wszystkich zszokowało, że tak błyskawicznie powstało na terytorium USA konkurencyjne państwo. I że tak szybko rozpoczęło wojnę przeciwko silniejszemu przeciwnikowi. Czy Konfederaci zostali popchnięci lub namówieni do konfrontacji przez siłę zewnętrzną? Czy ten scenariusz do pewnego stopnia nie przypomina sytuacji z Doniecka i Donbasu?



"Bez wątpienia rozbicie Ameryki na Północ i Południe, dwie względnie słabe federacje, zostało postanowione przez potężną europejską elitę finansową na długi czas przed wybuchem wojny domowej" - twierdził niemiecki kanclerz Otto von Bismarck. Twórca II Rzeszy wiedział co mówi. Sam bardzo mocno siedział w tematyce spiskowej. W domu mówił głównie po polsku, gdyż uważał że musi dobrze znać język prometejskiego narodu, którzy wraz z Watykanem i socjalistami kiedyś zniszczy od środka budowane przez niego niemieckie imperium. (I jak wiemy z serii Archanioł i Pontifex miał absolutną rację. :)  Znał też przedstawicieli głównych rodów bankierskich w Niemczech. Rozumiał ich modus operandi oraz modu operandi ich wspólników z Paryża i Londynu.



Na jesieni 1859 r. do USA przybył Salomon James de Rothschild, syn Jamesa Mayera Rothschilda, głowy paryskiej gałęzi tej rodziny bankierskiej. Spotkał się z wieloma przedstawicielami elit z Południa i Północy, a poufne informacje z tych spotkań przesyłał londyńskiemu kuzynowi Nathanielowi Rothschildowi. Demokratów z Południa namawiał do secesji z Unii, obiecując ogromne wsparcie finansowe oraz dyplomatyczne. Południowcy najwyraźniej mu uwierzyli.



Za agenta Rotszyldów jest często uważany Judah Benjamin, pierwszy amerykański senator wyznania mojżeszowego, demokrata z Południa, wielki właściciel niewolników, pierwszy sekretarz wojny Konfederacji, mianowany w 1862 r. sekretarzem stanu Konfederacji. (W szeregach konfederatów walczyło 10 tys. Żydów. Wśród nich m.in. dr. Simon Baruch, ojciec Bernarda Barucha szarej amerykańskiej eminencji XX w. Tymczasem alt-rightowi generałowie Grant i  Sherman wydawali  rozkazy uderzające w społeczność żydowską - np. zakazujące jej korzystać z pociągów na terytoriach okupowanych.) Równolegle do niego działał w Nowym Jorku August Belmont - przedstawiciel londyńsko-frankfurckiego syndykatu bankowego, austriacko-amerykański dyplomata i zarazem przewodniczący Narodowego Komitetu Demokratów - oczywiście tej grupy demokratów, która pozostała wierna Unii. Miał za zadanie oferowanie administracji Lincolna kredytów na wojnę.
Jak widać zewnętrzne siły wspierały obie strony.




Oczywiście za całą intrygą stały również europejskie mocarstwa zaniepokojone rosnącą potęgą USA. Postanowiły one tę potęgę rozbić za pomocą wojny hybrydowej. Wielka Brytania zaczęła wzmacniać w 1861 r. swoje wojska w Kanadzie szykując się na ewentualną inwazję. Francja wysłała w 1862 r. swoje wojska do Meksyku. Zdesperowany Lincoln wysłał list do cara Aleksandra II z prośbą o pomoc. Petersburski Niemiec się zgodził - bo wciąż buldupił po wojnie krymskiej i chciał się odegrać na Wielkiej Brytanii i Francji za pomoc dla powstańców styczniowych (i w ten sposób Powstanie Styczniowe uratowało USA...). Na jesieni 1863 r. wysłał do Nowego Jorku i San Francisco swoją flotę. Ta demonstracja ostatecznie wybiła z głowy Londynowi i Paryżowi podsycanie wojny hybrydowej w Ameryce. (Moskale zażądali później od Amerykanów zwrotu kosztów wyprawy morskiej. Amerykanie im zapłacili... kupując Alaskę, z którą Moskale nie bardzo wiedzieli co zrobić.)



Wojna oczywiście żywi się pieniędzmi a tych w pewnym momencie Północy zaczęło brakować. Lincoln zwrócił się więc do zagranicznych bankierów po pożyczki. Podyktowali mu drakońskie warunki przewidujące roczne odsetki wynoszące od 24-36 proc. Lincoln wyrzucił ich ze swojego gabinetu. Zwrócił się po radę do swojego przyjaciela Edmunda Dicka Taylora, który zaproponował prezydentowi, by rząd sfinansował wojnę emitując papierową walutę nie opartą na złocie ani na srebrze, tylko na autorytecie rządu. W ówczesnych czasach brzmiało to jak herezja, ale okazało się nowatorskich pomysłem, który został wdrożony zaskakująco skutecznie. W trakcie wojny wyemitowano 450 mln takich dolarów zwanych "greenback" czyli "zielonymi". "Zielone" służyły de facto jako obligacje dające odsetki po 20 latach i były wykorzystywane przez banki komercyjne do tworzenia rezerw. Ich emisja sfinansowała potrzeby wojenne rządu a przy tym nie wywołała hiperinflacji - indeks cen konsumpcyjnych wzrósł na Północy ze 100 w 1861 r, do 216, co jest zadziwiająco małym skokiem jeśli weźmiemy pod uwagę skalę wojny i towarzyszące jej zniszczenia (na Południu skoczył w tym czasie ze 100 do 2776). Z obliczeń przeprowadzonych przez Departament Skarbu w latach 70-tych XX w. wynika, że Lincoln emitując "greenbucks" i nie biorąc pożyczek w zagranicznych bankach zaoszczędził rządowi USA około 4 mld dolarów - rzecz jasna dolarów z XIX w. mających o wiele większą siłę nabywczą niż obecnie. Lincoln wyplątał więc USA z pułapki zadłużeniowej w jaką w XIX w. wpadły m.in.: Grecja, Imperium Osmańskie i wiele państw Ameryki Łacińskiej.

Emisja "greenbucks" wywołała zrozumiałe oburzenie wśród międzynarodowego lobby bankierskiego. Londyński "The Times" komentował ją: "Jeśli owa pochodząca z Ameryki, budząca w ludziach odrazę nowa polityka skarbowa zostanie utrzymana w długiej perspektywie, umożliwi to rządowi emisję własnego, nie opartego o dług pieniądza. (...) Dzięki tym działaniom, północne stany USA staną się bogate, ich gospodarka będzie prosperować, a z całego świata zaczną napływać ludzie obdarzeni talentami i ogromne bogactwo. Ten kraj musi zostać zniszczony, w innym wypadku unicestwi wszystkie istniejące monarchie". Bismarck mówił zaś, że: "W ten sposób i rząd, i kraj wyskoczyły z pułapki zastawionej przez zagranicznych bankierów. Kiedy ci zdali sobie sprawę, że Ameryka wymknęła się z ich uścisku, dni Lincolna były już policzone".

Lincoln myślał o utrzymaniu systemu "zielonych" również po wojnie. (Kongres postąpił jednak inaczej uchwalając w 1866 r. Contraction Act przewidujący wykup zielonych. Kraj, ze szkodą dla gospodarki, powrócił do systemu waluty złotej i srebrnej a później tylko złotej. Podaż pieniądza spadła z 1,8 mld USD w 1866 r. do zaledwie 400 mln USD w 1886 r.) Dodatkowo wkurzył zagraniczne banki anulując długi Konfederacji. Gdy te zaczęły się skarżyć, odpowiedział im, że dawały pożyczki rebeliantom na własne ryzyko i nie powinny oczekiwać, że amerykański rząd będzie ratował ich z kłopotów, w które same się wpakowały.

Ilustracja muzyczna: Johnny Cash - God Bless General Robert E. Lee



9 kwietnia 1865 r. konfederacka Armia Północnej Wirginii dowodzona przez gen. Roberta Lee skapitulowała pod Appomattox przed siłami gen. Ulyssesa Granta. Grant przyjął kapitulację na bardzo rycerskich warunkach. Wbrew woli biurokratów z Waszyngtonu udzielił wszystkim konfederackim żołnierzom amnestii a także pozwolił im zabrać do domu broń i konie. Do końca życia gen. Lee nie tolerował tego, gdy ktoś w jego obecności krytykował gen. Granta. Kapitulacja pod Appomattox nie kończyła jednak wojny - poddało się tam tylko ponad 20 tys. konfederatów. 26 kwietnia 1865 r. pod Bennett Place kapituluje blisko 90 tys. konfederatów dowodzonych przez gen. Josepha E. Johnstona.  Gen. William Tecumseh Sherman dał mu jeszcze hojniejsze warunki kapitulacji i wkurzając Kongres objął amnestią również politycznych przywódców Konfederacji łącznie z prezydentem Davisem. Obaj generałowie się bardzo po tym zaprzyjaźnili. Gen. Johnston niósł później trumnę gen. Shermana. Również prezydent Lincoln dojrzał politycznie na tyle, że całkiem porzucił ideę dokonania zemsty na Południu. Jego plany przewidywały szybkie odtworzenie tam konstytucyjnych władz, wybory uzupełniające do Kongresu i pełną integrację podbitych obszarów (Nie podobało się to wielu cwaniaczkom z Północy, którzy chcieli po prostu okupować i okraść Południe). Plany Lincolna przewidywały również masową deportację Murzynów do Afryki - uważał ich za przedstawicielami niższej rasy, którzy nie są w stanie zintegrować się z amerykańskim społeczeństwem.




14 kwietnia 1865 r. wieczorem prezydent Lincoln wybrał się na przedstawienie do waszyngtońskiego Teatru Forda na przedstawienie "Nasz amerykański kuzyn". W trakcie przerwy strzegący prezydenta policjant John Frederick Parker udał się do tawerny pozostawiając prezydencką lożę nie strzeżoną. Wykorzystał to znany aktor John Wilkes Booth - zakradł się do loży i strzelił Lincolnowi w tył głowy. Po chwili zeskoczył z loży na scenę i krzyknął: "Sic semper tyrannis!". Prezydent zmarł następnego dnia. Bismarck proroczo napisał: "Śmierć Lincolna to ogromna strata dla chrześcijańskiego świata. Prawdopodobnie Ameryka nie będzie w stanie kontynuować jego wielkiej linii politycznej, a światowi bankierzy ponownie zdobędą kontrolę nad zamożnymi obywatelami USA. Martwi mnie fakt, że bankierzy, wykorzystując swoje skuteczne i okrutne metody, ostatecznie zdobędą bogactwo Stanów Zjednoczonych, by wykorzystać je jako żyzny grunt w celu korumpowania współczesnej cywilizacji".



W noc, w której doszło do zabójstwa Lincolna doszło również do prób zamachów na: wiceprezydenta Andrew Johnsona, sekretarza stanu Williama Sewarda i gen. Granta. Amerykański historyk Theodore Roscoe odkrył w latach 30-tych zagrzebane w archiwach Departamentu Wojny dokumenty dotyczące spisku mającego na celu dekapitację władz USA. Jego zdaniem, jedną z centralnych postaci spisku był Edwin Stanton, ówczesny sekretarz wojny i zarazem osoba często obwiniana o tuszowanie śledztwa w sprawie zamachu na Lincolna. Nici spisku prowadziły zarówno do elit z Północy jak i z Południa. Wśród rzeczy osobistych Johna Wilkesa Bootha znaleziono rzeczy podarowane mu przez Judę Benjamina, sekretarza stanu Konfederacji. Benjamin zdołał zbiec po wojnie do Anglii. Izola Forrester, wnuczka Bootha znalazła zaś w dokumentach utajnionych przez Stantona i ukrytych w archiwum Departamentu Wojny dokumenty łączące Bootha z tajną organizacją Rycerze Złotego Kręgu. W rodzinnym archiwum miała ona zdjęcie przedstawiające dziadka razem z innymi Rycerzami. Została ona założona w 1857 r. i miała na celu budowę panamerykańskiego państwa z centrum na Kubie - obejmującego obszary od Pennsylwanii po Panamę. Rycerze Złotego Kręgu działali w trakcie wojny secesyjnej również na Północny, gdzie m.in. wywołali w Nowym Jorku wielkie zamieszki przeciwko poborowi.



Booth miał zginąć 26 kwietnia 1865 r. ostrzeliwując się z płonącej stodoły. (Co ciekawe policjant, który rzekomo go zabił był... skopcem.) Oficjalna wersja była jednak kwestionowana. Znajomi Bootha wezwani, by zidentyfikować ciało twierdzili, że to nie on. W 1922 r. dwóch weteranów kawalerii USA biorących udział w obławie na Bootha zeznali, że źle zidentyfikowano ciało. Widzieli , że człowiek zabity w stodole miał na sobie konfederackie spodnie mundurowe i nie zapewne nie był Boothem. Istnieje teoria, że prawdziwy Booth miał ukryć się w Teksasie pod nazwiskiem John St. Helen, gdzie prowadził destylarnię. Zaprzyjaźnił się tam z prawnikiem Finesem Batesem (dziadkiem aktorki Kathy Bates), któremu kiedyś, złożony ostrym atakiem grypy, powiedział, że jest Boothem. Bates wspominał, że St. Helen potrafił cytować z pamięci długie fragmenty sztuk Szekspira i był niesamowitym recytatorem. Gdy St. Helen wyzdrowiał, zrozumiał, że powiedział zbyt wiele i zniknął. (Później powstawały teorie mówiące, że inny Rycerz Złotego Kręgu, znany rabuś Jesse James upozorował swoją śmierć z rąk "tchórzliwego Roberta Forda" i zabił w 1903 r. Bootha, ale można je zaliczyć do legend Dzikiego Zachodu.)

Oczywiście car Aleksander II również dostał za swoje - zaj...baliśmy tego szwabskiego knura. Nasza prometejska konspiracja. Aż mu nogi oderwało w zamachu bombowym. I od tej pory, według Bogdana Konstantynowicza nasza konspiracja zaczyna kontrolować rosyjski wywiad wojskowy. Zaczyna się gra mająca doprowadzić do I wojny światowej. Ale to już historia z serii Archanioł...



A w następnym odcinku serii Samael znów przyjrzymy się elitom z Północy i Południa, w tym pewnemu prekursorowi komunizmu pochodzącemu z bardzo znanej rodziny...

sobota, 17 lutego 2018

Największe sekrety: Samael - Triumf populizmu

Ilustracja muzyczna: Dominick A. Hecker - Leaves



Amerykanie już kiedyś wybrali Trumpa na prezydenta. No, może wyraziłem się nieprecyzyjnie. Wybrali na prezydenta kogoś, kto był połączeniem Trumpa, Duterte, gen. Mattisa, Alexa Jonesa i profesjonalnego wrestlingowca. Zrobili to w 1828 r. a ich wybrańcem był gen. Andrew Jackson.



Jackson, syn szkocko-irlandzkiego imigranta (ważne w kontekście pierwszego odcinka serii "Samael"), był zarówno weteranem politycznych starć jak i klasycznych wojen. Był kongresmenem, stanowym senatorem, sędzią stanowego Sądu Najwyższego a przy tym generałem milicji, traperem i awanturkiem. W 1815 r. odniósł zaskakujące zwycięstwo nad Brytyjczkami pod Nowym Orleanem. Na własną rękę rozpoczął wojnę hybrydową przeciwko Hiszpanii, podczas której zajął Florydę. Walczył też z Indianami a chodziły też słuchy, że gołymi rękami zabijał niedźwiedzie. Dzieci w szkółkach niedzielnych pytane kto zabił biblijnego Abla odpowiadały: "Andrew Jackson!".
Najcięższą wojnę Jackson stoczył jednak z lobby bankowym oraz establiszmentem politycznym Waszyngtonu. Był autentycznym populistą, który nie bał się rzucić wyzwania ówczesnemu amerykańskiemu Głębokiemu Państwu.



Jackson startował na prezydenta po raz pierwszy w 1824 r. I zdobył więcej głosów w kolegium elektorskim od swojego kontrakandydata  Johna Quincy'ego Adamsa z Partii Republikańsko-Demokratycznej. Miał 99 głosów, gdy Adams 84. Ale wobec nie zdobycia przez obu kandydatów wymaganej przewagi, doszło do głosowania w Izbie Reprezentantów. Ono zostało ustawione przez Adamasa i wpływowego kongresmena Henry'ego Claya. Adams został więc prezydentem a Clay jego sekretarzem stanu. Przed wyborami z 1828 r. zmieniono jednak sposób wyboru prezydenta na bardziej demokratyczny. Partia Republikańsko-Demokratyczna rozpadła się. Jackson był więc kandydatem Partii Demokratycznej a Adams Narodowej Partii Republikańskiej. (Jeśli tego jeszcze nie zauważyliście, to zarówno obecna Partia Demokratyczna jak i Partia Republikańska mają odległego przodka w klubach "jakobińskich" zakładanych przez ludzi Jeffersona.) Wybory wygrał Jackson.



Prowadził on kampanię pod hasłami wymierzonymi w bankierów. O finansistach mówił: "Jesteście gromadą jadowitych węży. Mam plan, by was całkowicie wykorzenić". Obietnicę zaczął spełniać.
Spośród 11 tys. federalnych urzędników zwolnił 2 tys. powiązanych z lobby bankowym. W 1832 r. ponownie wygrał wybory, miażdżąc wspartego 3 mln USD przez to lobby swojego kontrkandydata Henry'ego Claya. W styczniu 1835 r. Jackson w całości spłacił dług publiczny USA - był to jedyny tego typu przypadek w historii tego kraju. Pod koniec miesiąca prezydent stał się celem zamachu. Strzelał do niego brytyjski "niezrównoważony" artysta. Oba pistolety nie wypaliły a 67-letni Jackson rzucił się z pięściami na zamachowca, krzycząc: "Nie potrafisz lepiej strzelać sukinsynu!". Prezydenta powstrzymał przed pobiciem zamachowca kongresmen Davy Crockett. Jackson ważał, że za próbą zamachu stali bankierzy. Postanowił więc ich ostrzej zaatakować.





Licencja Drugiego Banku Stanów Zjednoczonych, kontrolowanego przez prywatny kapitał (głównie brytyjski) upływała w 1836 r., w końcówce kadencji Jacksona.  Kongres przedłużył licencję, ale prezydent zawetował tę decyzję. Szef banku centralnego Nicholas Biddle  groził wcześniej: "Jeśli Jackson zawetuje nowelizację, ja zawetuję Jacksona". Na odchodnym nagle ograniczył podaż pieniądza i wywołał kryzys finansowy znany jako "Panika 1837r." Recesja trwała z krótkimi przerwami siedem lat a bankierzy udowodnili w ten sposób, że prezydent miał rację starając się ich zniszczyć.



Andrew Jackson zmarł w 1845 r. a na nagrobku w swoim mauzoleum kazał wyryć napis: "Zniszczyłem banki". Jego ocena była jednak przedwczesna.




Następca Jacksona, prezydent Martin van Buren, próbował stworzyć system bankowości centralnej kontrolowany przez państwo. Nie udało mu się to z powodu oporu Kongresu.  Wybory z 1840 r. wygrał kandydat założonej przez Henry'ego Claya Partii Wigów, gen. William Henry Harrison, bohater wojny 1812 r. (Co ciekawe Partia Whigów miała korzenie m.in. w Partii Antymasońskiej!) . Henry Clay liczył, że będzie nim sterował, ale prezydent szybko się z nim pokłócił i nie chciał prowadzić polityki probankierskiej. Harrison zmarł ledwo po kilku tygodniach rządów. Jego następca John Tayler również nie chciał się słuchać Claya i został wyrzucony przez to z własnej partii. 



W 1849 r. wigowie znów wygrali wybory i prezydentem został gen.Zachary Taylor. On również szybko uniezależnił się od Claya i stwierdził, że sprawa  powołania nowego banku centralnego jest zamknięta. Taylor zmarł po kilku miesiącach rządów a w 1991 r. odkryto w jego szczątkach ślady arszeniku.



Pod koniec lat 40-tych XIX wieku w USA zaczął się boom gospodarczy. Był on skutkiem m.in. odkrycia wielkich złóż złota w Kalifornii.  W ówczesnych czasach dolar opierał się na złocie i srebrze, czyli jego podaż była ograniczana przez dostępne rezerwy tych kruszców. Podaż przez to była niewystarczająca jak na potrzeby gospodarki dysponującej rosnącymi mocami produkcyjnymi (przemysł na Północy rozwijał się dzięki protekcjonistycznej polityce zapoczątkowanej przez Hamiltona a stosunkowo wysokie płace oraz wielka dostępność ziemi pod uprawę przyciągały do USA rzesze imigrantów). Nagła "złota lawina" z Kalifornii umożliwiła gwałtowną ekspansję monetarną w USA znacznie przyspieszając wzrost gospodarczy. A jak te złoża złota znalazły się w granicach USA? W wyniku wojny hybrydowej zapoczątkowanej przez Andrew Jacksona. Pod koniec jego prezydentury, w 1836 r. dochodzi do secesji Teksasu z Meksyku. Buntują się amerykańscy osadnicy wspierani przez ochotników z USA takich jak np. kongresmen Davy Crockett (poległy pod Alamo). Teksańczycy wygrywają wojnę z Meksykiem a w 1845 r. Republika Teksasu zostaje przyłączona do USA. Z tego powodu dochodzi do wojny amerykańsko-meksykańskiej z lat 1846-48, w której wojska amerykańskie odnoszą zwycięstwo, wkraczają do Mexico City i zajmują szmat ziemi stanowiący obecny zachodni region USA. Wśród zdobytych terytoriów jest też Kalifornia, gdzie wcześniej amerykańscy osadnicy ogłosili powstanie republiki.



Rosnąca potęga gospodarcza USA coraz bardziej niepokoi europejskie mocarstwa. Rozpoczynają one działania mające na celu zniszczenie rodzącej się geopolitycznej konkurencji...

***



W marcu 2017 r. prezydent Donald Trump odwiedził Mauzoleum Andrew Jacksona i złożył hołd temu wielkiemu populiście. Ta wizyta wywołała spore zdziwienie, gdyż Mauzoleum to dotychczas odwiedzali niemal wyłącznie prezydenci będący demokratami z Południa a w ostatnich dwóch dekadach Andrew Jackson był na cenzurowanym jako prezydent "właściciel niewolników" i "zbrodniarz wojenny". Trump stwierdził, że "Jackson mógł zapobiec wojnie secesyjnej, gdyby pożył dłużej". Kazał też powiesić w swoim gabinecie portret tego prezydenta. Tymczasem za kadencji Obamy usunięto wizerunek Andrew Jacksona z 20-dolarówki zastępując go portretem XIX-wiecznej murzyńskiej aktywistki Harriet Tubman. Symbole czasem bardzo mocno przemawiają...

A w kolejnym odcinku serii "Samael": wojna secesyjna, Lincoln, pułapka zadłużeniowa, wojna hybrydowa przeciwko USA oraz dużo muzyki na banjo...


***

Amerykanie nie zrobili czegoś takiego bodajże od czasów wojny wietnamskiej: zbombardowali Ruskich. W Syrii, w amerykańskim nalocie, zginęło około 200 rosyjskich najemników z tzw. Grupy Wagnera a setka odniosła rany. Ciała wywożono z pola bitwy Kamazami. Amerykanie mieli przy tym pełną świadomość, że uderzają w Ruskich - w pobliżu saperzy z regularnej rosyjskiej jednostki budowali przeprawę przez Eufrat. Putin ponoć zachorował i odwołał oficjalne spotkania. Pewnie radzi się swoich ludzi, co robić dalej. Mam wrażenie, że od wyborów prezydenckich w USA jest zagubiony. Był umówiony z Hillary, że to ona wygra i będą odgrywać wspólnie teatrzyk: "my jesteśmy złymi Rosjanami napadającymi na różne postsowieckie państewka oraz wspierającymi straszliwych faszystów na Zachodzie, a my jesteśmy dobrymi liberalnymi globalistami, którzy wprowadzają swoje porządki w państwach zagrożonych agresją złych Rosjan. Każdy kto się przeciwstawia Putinowi będzie agentem zachodnich globalistów, a każdy kto się przeciwstawia Hillary i zachodnim globalistom będzie faszystą i agentem Putina. Wspólnie wrobimy nawet Trumpa we współpracę z Rosją, by Hillary wygrała wybory a ta narracja była korzystniejsza. A jak Hillary wygra wybory to zrobimy po cichu parę deali w stylu Uranium One, zniesiemy ustawę Magnickiego i odegramy jakąś pozorowaną wojenkę - np. rosyjską inwazję na Białoruś czy na Azerbejdżan". Coś się jednak popsuło, Trump wygrał wybory a Putin nie wie jaki jest scenariusz i ją mu rolę w nim obsadzono. Co z tego wyniknie? Jeszcze więcej chaosu. Ale jeśli Moskale odpowiedzą, to zapewne hybrydowo. Trzeciej wojny światowej nie wywołają z powodu najemników przeznaczonych na rozwałkę...