sobota, 27 stycznia 2024

Droga Trumpa do nominacji

 


Po zwycięstwach Trumpa w Iowa i New Hampshire, wygląda na to, że dalsze rundy republikańskich prawyborów będą już tylko formalnością. Haley nie ma już szans na zdobycie przewagi. W New Hampshire przegrałaby jeszcze mocniej, gdyby nie demokraci wpisujący się na listy uczestników prawyborów. Zaczęła też prosić o wsparcie sponsorów demokratów, bo ci republikańscy się od niej odwracają. Niektórzy z tego powodu się martwią, bo Haley była w kampanii bardzo bojowa w kwestii Rosji i Ukrainy. Ja się specjalnie nie martwię, bo pamiętam, że ambasador John Bolton (czyli najbardziej bojowy, jastrzębi, zimnowojenny republikanin) sportretował ją w swojej książce jako idiotkę. Wierzę mu i żałuje, że sam nie zostanie prezydentem USA.

Trump ani w 2016 r., ani w 2020 r. nie miał przewagi w sondażach. Obecnie ma ją nad Bidenem i to w niektórych badaniach całkiem sporą. Ma ją też w większości spośród kluczowych stanów. Bidena dużo kosztowało poparcie dla Izraela - młodzi, lewaccy wyborcy odwrócili się od niego i zaczęli skandować na swoich demonstracjach "Fuck Joe Biden!". Przypomnę, że 20 proc. młodych Amerykanów uważa, że holokaust był mitem. Najczęściej ten pogląd wyznają młodzi zwolennicy demokratów.  Nie zagłosują też na Bidena muzułmanie, których duże skupisko jest akurat w Michigan, jednym ze "swing states".   Wsparcie dla Izraela może więc okazać się dla Bidena pocałunkiem śmierci. Sam Izrael też mocno utrudnia mu reelekcję, opierając się naciskom na zakończenie "specjalnej operacji wojskowej" w Strefie Gazy.

Libki będą płakać, że stanie się wielkie nieszczęście, bo "taki wspaniały, antyrosyjski prezydent, co uratował nam TVN" przegra z "rosyjskim agentem i nazistą Trumpem". Oczywiście ich płacz mnie ucieszy, bo ich narracja propagandowa jest jak zwykle skrajnie idiotyczna. Ten "antyrosyjski" prezydent bał się, by Ukraina zrobiła większą szkodę Rosji, więc dozował jej nowoczesne uzbrojenie. Ostatnio zrobił natomiast prezent Putinowi blokując nowe licencje na eksport amerykańskiego gazu. Oficjalnie zrobił to, by zadowolić aktywiszcza wieszczące apokalipsę klimatyczną i domagające się "net zero". Przede wszystkim jednak Bidenowi należy się potężny kopniak w tyłek od wyborców za próbę budowania europejskiego bezpieczeństwa na Niemcach i za transakcję, w której przehandlował on im Polskę. Mam nadzieję, że Polonia w Pennsylvanii tego kopniaka mu wymierzy. 

Nie zapominajmy też, że demokraci stali się w ostatnich dekadach partią mocno wspierającą wspakulturę laicką, czyli trendy osłabiające Amerykę, niszczące jej system edukacji i zamieniające miasta w trzecioświatowe doły kloaczne. Ameryka lubi układać życie innym krajom. Sama nie ma jednak u siebie porządku. Musi posprzątać i to w drastyczny sposób. 

Wszystkim jojczącym, że Trump "sprzeda nasz region Rosji", przypominam, że to samo jojczenie dramatycznie rozminęło się z rzeczywistością już za pierwszej jego kadencji. Co innego jest retoryka kampanijna, a czym innym praktyka rządzenia. Trump gra izolacjonistę, bo republikański elektorat jest zmęczony bezsensownymi wojnami na Bliskim Wschodzie a obecnie nie rozumie sensu pomocy dla Ukrainy. (A nie rozumie, bo demokratyczna administracja przekonywała, że walczą tam o demokrację, liberalizm i prawa transów.) Po powrocie do Białego Domu, Trump pewnie przedstawi pro forma jakiś plan pokojowy  dla Ukrainy, który zostanie odrzucony. Wówczas zwiększy wsparcie dla Ukrainy, by przyspieszyć zakończenie wojny. Taki scenariusz zapowiadali już popierający go wojskowi. 

(Niebezpieczeństwo związane z rządami Trumpa polega jednak na tym, że Tussk będzie wspólnie z Niemcami grał w przeciwnej drużynie. Polska więc nie skorzysta na zmianie władzy w Waszyngtonie, tak jak powinna. No chyba, że Tussk wcześniej poleci do Brukseli, gdzie w nagrodę za bajzel, który robi w Polsce, dadzą mu stanowisko szefa Komisji Europejskiej czy unijnego komisarza ds. papieru toaletowego.)



Można się spodziewać, że Trump w nowej kadencji będzie obstawiony przedstawicielami kompleksu-wojskowo przemysłowego bardziej inteligentnie niż w pierwszej. Wskazałem, że na wiceprezydenta jest typowana kongreswoman Elise Stefanik, którą wcześniej popierał ambasador Bolton. To bardzo mądra próba zapewnienia kontroli, gdyż Stefanik odgrywa mocno zwolenniczkę MAGA.



Na wiceprezydenta typowana jest też Kristi Noem, gubernator Dakoty Południowej. Bardzo dobrze się prezentująca jak na swój rocznik, bardzo popularna wśród konserwatywnych republikanów i mocno wspierająca przemysł naftowy. Specjalnie nie zaszkodził jej skandal z romansem z Coreyem Lewandowskim, byłym szefem kampanii Trumpa.  Przyglądając się jej zdjęciom, przemówieniom i reklamom promującym stan (w których ona lekko cosplayuje) można odnieść wrażenie, że pani gubernator ma "coś" w sobie. Jakąś trudną do określenia energię, kryjącą się za jej ciut zmęczonymi oczami. Tak jakby wpisywała się w wizerunek (pozytywnej) amerykańskiej wiedźmy. (Spotkałem kiedyś taką pozytywnie wiedźmowatą Amerykankę i widzę pewne podobieństwa.)

Gubernator Noem odwiedziła ostatnio południową granicę USA, udzielając poparcia Teksasowi w sporze z rządem federalnym i Sądem Najwyższym. SN uznał, że federalni mogą zlikwidować drut kolczasty na granicy. Gubernator Teksasu Abbott odpowiedział, że nie obchodzi go ten wyrok, a Gwardia Narodowa przepędziła agentów federalnych, z miejsca, w którym stawiała umocnienia graniczne. 25 stanów wysyła swoje jednostki Gwardii Narodowej, by wesprzeć Teksas przy ochronie granicy. Biden grozi federalizacją teksańskiej Gwardii Narodowej, Teksas mówi mu: tylko spróbuj. W necie już powstają memy o secesji Teksasu i drugiej wojnie domowej. 

sobota, 20 stycznia 2024

Krótka historia PSL

 


Na początku 1939 r. Wincenty Witos powiedział jednemu z brytyjskich dyplomatów, że "Gdańsk jest niemiecki i niech go Beck Niemcom odda, a wówczas Becka za to obalimy". Byłbym więc bardzo ostrożny z mówieniem o Witosie, jako o wielkim patriocie, który zawsze stawiał interes państwa ponad interesem partyjnym. Jego niedyskrecje w sprawie Gdańska wskazują, że czasem było odwrotnie. Wielkie kontrowersje wzbudzało w latach 30-tych choćby to, że Witos ukrywał się w Czechosłowacji, czyli państwie, które nie było wówczas przyjazne ani wobec Polski ani wobec polskiej mniejszości (stary dureń Benesz roił sobie nawet, że sprzymierzy się przeciwko Polsce z... III Rzeszą i w ten sposób uniknie konfliktu o Sudety). Trzeba jednak mu przyznać, że później wykazał dużo instynktu politycznego odrzucając propozycje Niemców dotyczące stanięcia na czele polskiego rządu kolaboracyjnego i w 1945 r. odrzucając podobne propozycje Sowietów.

Dla kierownictwa ruchu ludowego Witos był jednak podczas głównie kłopotliwym symbolem. Choć wielokrotnie pojawiała się możliwość wyrwania go z niemieckiego internowania i przerzucenia do Londynu, to rząd londyński nie podejmował w tej kwestii żadnych działań, aż do późnej jesieni 1944 r. Dlaczego? Bo Witos w Londynie dominowałby nad przypadkowymi miernotami w rodzaju Mikołajczyka. Nic dziwnego więc, że projekt sprowadzenia Witosa do Wielkiej Brytanii zaczęto realizować dopiero, gdy Mikołajczyk przestał być premierem.



Zaryzykuję tezę, że większym nieszczęściem dla Polski od przegranej kampanii wrześniowo-październikowej, były nieudolne rządy Sikorskiego i Mikołajczyka. Kampania 1939 r. była tylko początkiem wojny, w której Niemcy były skazane na klęskę. Sikorski i Mikołajczyk zaprzepaścili jednak tyle szans dla Polski, że nasz kraj znalazł się w beznadziejnej sytuacji. Przykładem tego jest choćby rola Mikołajczyka w zniszczeniu Warszawy w 1944 r. Ekstremalny debil Mikołajczyk, po przybyciu przed Powstaniem do Moskwy wypaplał Mołotowowi, że AK szykuje zryw w Warszawie. Mołotow natychmiast przerwał rozmowę i pobiegł do Stalina. Sowiecki dyktator nakazał natychmiast wstrzymać natarcie na froncie - jeszcze przed wybuchem Powstania. Głupota Mikołajczyka doprowadziła w ten sposób do śmierci około 200 tys. mieszkańców Warszawy. Dodajmy, że to jego stronnicy - Rzepecki i Chruściel (obaj  mający antysanacyjnego zajoba) doprowadzili do przedwczesnego wybuchu Powstania (chcieli, by się ono zbiegło z wizytą Mikołajczyka w Moskwie), a później wraz z innym zjebem - płkiem Bokszczaninem fałszowali relacje o procesie decyzyjnym prowadzącym do godziny W. 



Polityka ludowców - a szczególnie wołyńskiego delegata rządu Kazimierza Banacha - mocno przyczyniła się też do tego, że Polacy na Wołyniu byli słabo przygotowani do obrony przed rzezią. Banach sabotował proces tworzenia tam konspiracji wojskowej, gdyż nie podobało mu się, że próbują ją rozwijać "sanacyjni" oficerowie. Uważał przy tym, że UPA nie stanowi zagrożenia, a "polski chłop z ukraińskim chłopem zawsze się dogadają." To on wysłał innego ludowca - pięknoducha-poetę Zygmunta Rumla - na negocjacje z UPA, bez żadnej ochrony. Jak sama rzeź się zaczęła, Banach dezinformował rząd londyński na jej temat, bagatelizując masakry.

Gdy w 1945 r. Mikołajczyk wrócił do kraju, był traktowany niczym mesjasz. Jak wspominał Stefan Korboński, wszyscy myśleli, że Mikołajczyk przyleciał do Polski z tajnym planem aliantów zachodnich, który pozwoli im uratować Polskę przed komunizmem. Z czasem okazało się jednak, że Mikołajczyk nie miał żadnego planu. Sprowadził na manowce wielki ruch społeczny, jakim był wówczas PSL. Zhańbił się przy tym głosując za odebraniem polskiego obywatelstwa generałowi Maczkowi oraz innym oficerom PSZ oraz z trybuny sejmowej oskarżając generała Andersa o zabicie Sikorskiego. Ostatecznie skończyło się tym, że na jesieni 1947 r. Mikołajczyk uciekł z kraju, zostawiając swoją partię i współpracowników. O jego ucieczce wiedziało wcześniej UB i pilnowało, by się udała. Mikołajczyk na emigracji traktowany był jako polityczny trup, skłócony ze wszystkimi.


W tym czasie UB zajęła się jego partią. Zastraszone resztki PSL połączono ze stworzonym przez bezpiekę Stronnictwem Ludowym. Powstało w ten sposób Zjednoczone Stronnictwo Ludowe - fasadowa partia satelicka tworząca wiejską nomenklaturę komunistyczną.

Wśród działaczy ZSL było wielu ludzi ze zbolszewizowanej części Batalionów Chłopskich. O ile bowiem spora część BCh  pozytywnie się zapisała w obronie polskich wsi przed niemieckim terrorem, to były w tej organizacji również oddziały zbolszewizowane, blisko współpracujące z AL i prowadzące najzwyklejszą działalność bandycką. Przykładem takiej grupy był oddział Józefa Maślanki terroryzujący Ponidzie. Maślankowcy napadali głównie na domy nieco bogatszych gospodarzy - prowadzili więc wojnę przeciwko polskim chłopom. Opór im stawiały głównie miejscowe oddziały NSZ, które w lipcu 1944 r. zadały im klęskę podczas starcia pod Skorbaczowem. Maślanka był ministrem w samozwańczym rządzie lubelskim, a po wojnie działaczem ZSL. 

Ciekawy przykład kariery byłego "partyzanta" przytoczył Piotr Pawlina, dowódca autentycznego (nie bandyckiego) oddziału BCh z Ponidzia. W swoich wspomnieniach napisał, że koleś, który był największym dekownikiem w jego oddziale, po wojnie doszedł do wysokich stanowisk. Gdy ów dekownik-karierowicz później spotykał swojego byłego dowódcę, to protekcjonalnie klepał go po ramieniu mówiąc: "byłeś dzielnym partyzantem". Dodajmy, że przypomina to trochę karierę innego "partyzanta" z BCh Stanisława Kani (który jednak działał w innym regionie Polski).

Generalnie ZSL było sposobem na awans społecznych dla wiejskich bandytów w stylu Józefa Maślanki. Wokół niego powstawały w lokalne klany, w których stanowisko naczelnika gminy/wójta przechodziło z ojca na syna. Ścieżką kariery był też Związek Młodzieży Wiejskiej i tworzone przez niego spółeczki, w których odnajdywali się znani później aferzyści tacy jak były poseł Jan Bury, który zbudował olbrzymi układ korupcyjny na Podkarpaciu.

W 1989 r. ZSL formalnie się rozwiązało i założyło nową partię - PSL "Odrodzenie". W tym czasie istniało już tzw. PSL wilanowskie, czyli partia stworzona przez działaczy Solidarności wiejskiej, byłych członków mikołajczykowskiego PSL i kombatantów BCh. Spryciarze z ZSL doprowadzili do kongresu zjednoczeniowego obu ugrupowań, który doprowadził do powstania partii PSL. Oczywiście po połączeniu, stopniowo marginalizowano w nowej formacji uczciwych, solidarnościowo-kombatanckich ludowców. Interes musiał pozostać w rękach dawnego ZSL. 

Nie wiem kto stworzył mit o tym, że PSL jest partią "patriotyczno-konserwatywną", wręcz "katechoniczną" (czy kutafoniczną...), chroniącą polską tradycję i odwołującą się do spuścizny Witosa. Ten mit (powtarzany choćby przez Marcina Palade) jest jednak przykładem na to, że nie ma takiej głupoty, w którą ludzie by nie uwierzyli. PSL jakoś nigdy nie współrządziła (nawet na poziomie lokalnym) z "prawicowymi" niepodległościowcami. Trzykrotnie wchodziła za to w koalicję z postkomunistyczną lewicą i dwukrotnie z proniemieckimi libkami. Za każdym razem firmowała ich politykę, w tym skrajnie niepopularne działania takie jak podniesienie wieku emerytalnego. Mocno angażowała się też w reset z putinowską Rosją - wystarczy przypomnieć choćby skrajnie szkodliwe kontrakty gazowe zawierane przez Pawlaka. Stosunkowo wysoki był też wśród polityków PSL odsetek dawnych agentów bezpieki. (Sztandarowym przykładem jest główny historyk ruchu ludowego - Janusz Gmitruk.) Legendarna była też pazerność i nepotyzm wśród polityków tej partii. Szczytem wszystkiego była sprawa wyborów samorządowych z 2014 r., gdy nagle PSL osiągnął poparcie które nigdy wcześniej ani później nie miał (sięgające 24 proc.) przy kilkunastoprocentowym odsetku głosów nieważnych. Z rękę nikt ich nie złapał, ale wszyscy podejrzewali, że PSL zrobił z wyborami to samo, co komuniści w 1947 r.

Biorąc te wszystkie fakty pod uwagę, z ogromną konsternacją przyjąłem niedawną przemowę prezydenta Dudy, w której kajał się on za proces brzeski i apelował do sumienia wiejskich gangsterów z PSL. To wskazuje, że nie rozumie on mechanizmów polityki w postPolsce. W 2017 r. postanowił być grzeczny wobec nadzwyczajnej kasty sędziowskiej, zawetował kluczową ustawę i co? I kasta sędziowska sra mu na głowę nie uznając jego ułaskawień. Podobny skutek będą mieć wszelkie próby umizgów do potomków wiejskich bandytów.

PiS niestety nigdy nie był żadną "grupą rekonstrukcyjną sanacji". Zawsze było mu bliżej pod względem technologii rządzenia do lamerskiej, parlamentarnej endecji. Jego obecna klęska to m.in. skutek tego, że nie rozliczył PSL za jego liczne afery, za zdradziecki reset z Rosją i za wybory z 2014 r. Gdyby PiS rzeczywiście był neosanacją, to potomkowie wiejskich bandytów z PSL siedzieliby w neoBrześciu czy w neoBerezie. A poza tym: Kostek-Biernacki did nothing wrong! Błędem II RP nie był Brześć i Bereza, tylko to, że Brześcia i Berezy było za mało - i to że nie zgniły w nich różne Mikołajczyki i Banachy.

Żadną alternatywą dla zendeczonego PiSu nie są natomiast śmiecie z Konfederacji. Wynik głosowania w sprawie wicemarszałkowania nieroba Bosaka jasno wskazuje, że koalicja 13 grudnia nie chce mu zrobić krzywdy. Braun pewnie straci mandat poselski i pójdzie do więzienia, ale reszta Konfy w zasadzie pasuje libkom jako koncesjonowana opozycja. Taka z balcerowiczowskim programem gospodarczym, prorosyjskimi ciągotkami, kultywowaniem endeckiej wspak-kultury i różnymi Berkowiczami i Samuelami Torkowskimi na listach. Prawdziwa "koalicja polskich spraw"...

***

Administracja Joe Bidena (a zwłaszcza patentowany idiota Jake Sullivan) uznali, że można zapłacić Niemcom Polską, by nie dogadywali się z Rosją. W przyszłości mogą zapłacić Rosji Ukrainą, by się nie dogadywała z Chinami. Wobec tego totalne przerżnięcie przez Joe Bidena najbliższych wyborów prezydenckich leży jak najbardziej w naszym interesie. Straszenie, że Trump wejdzie w układ z Putinem i zniszczy NATO jest podobnie głupie jak w 2016 r. Zresztą nawet ukraiński minster spraw zagranicznych przyznał niedawno, że nie boi się wygranej Trumpa. Ukraińcy najwyraźniej domyślili się, że z Bidenem nie mają szans na zwycięstwo. Pozostaje więc nam trzymać kciuki za wygraną Trumpa, czy też - zaingerować w amerykańskie wybory prezydenckie. Skoro Amerykanie ingerują w nasze wybory (i w wybory w kilkudziesięciu innych krajach przez ostatnie 100 lat), to my też mamy prawo wpływać na ich elekcje. :)


Z przecieków wynika, że kandydatką na wiceprezydenta u boku Trumpa będzie kongreswoman Elise Stefanik. To dosyć ciekawa postać. Przeszła drogę od przedstawicielki republikańskiego mainstreamu do ostrej zwolenniczki MAGA. W 2018 r. w wyborach do Kongresu mocno popierał ją jednak ambasador John Bolton. To sugeruje, że będzie broniła interesów kompleksu militarno-przemysłowego w nowej administracji.

Jeśli jej nazwisko wydaje się wam nieco swojskie, to wyjaśniam, że pani Stefanik ma pochodzenie czeskie. Trump jak widać lubi promować słowiańskie kobiety. Jego córka Ivanka jest przecież pół-Czeszką, a żona Słowenką. Turbosłowianie powinni być zadowoleni.


sobota, 13 stycznia 2024

Reichstag (jeszcze) nie spłonął

 


Jeśli niepokoi Was chaos towarzyszący pierwszemu miesiącowi rządów Tusska, to pomyślcie jakim chaosem mogą się one skończyć.

Jan Maria Rokita, jeden z założycieli PO, wskazuje, że bezprecedensowe jest kwestionowanie mocy prawnej jednych instytucji państwa przez drugie. Coś takiego nie zdarzyło się nawet w okresie denazyfikacji w okupowanych Niemczech, ani po upadku ZSRR. Historyczne analogie pojawiają się ostatnio często w komentarzach. A to do republik bananowych, w których amerykański ambasador sterował zamachami stanu, a to do stanu wojennego, a to do III Rzeszy... Zatrzymajmy się na tej ostatniej hiperboli. Na ile rzeczywiście jest podobna współczesna sytuacja z tą u zarania III Rzeszy?

Zanim autorytety orlane się oburzą, a Muzeum Auschwitz wyprodukuje łzawy filmik, wyjaśnijmy, że są pewne oczywiste różnice pomiędzy ginącą Republiką Weimarską a kończącą się na naszych oczach III RP. Nic nie wskazuje na to, że Tussk chciałby wywołać kolejną wojnę światową i zagazować 6 mln Żydów. Absolutnie nic. (Przynajmniej na razie.) O ile NSDAP dążyła do budowy wielkich Niemiec i prezentowała niemiecki szowinizm, to trudno zarzucać polski szowinizm Tusskowi. PO nie ma bojówek podobnie licznych jak SA czy SS. Tuskoidzi nie posługują się symbolem swastyki i oficjalnie odcinają się od rasizmu. 

Tyle oczywistych różnic. Ciekawsze są jednak nieoczywiste podobieństwa. Pod względem technologii władzy i klisz propagandowych podobieństwa do nazizmu można bowiem dostrzec też u reżimów, które na każdym kroku podkreślają swój antynazim. Przykładem na to są choćby reżimy Putina i Łukaszenki. Czy jednak takie podobieństwa można odnaleźć na współczesnej polskiej scenie politycznej.


Ilustracja muzyczna: Donald Tussk AI - Erika

PO z NSDAP łączy bez wątpienia to, że jest ona partią wodzowską. Nie ma w niej miejsca na żadną opozycję wewnętrzną. Wszystko jest podporządkowane woli wodza. Zwolennicy tej partii są też skłonni uwierzyć w każdą bzdurę wypowiedzianą przez swojego przywódcę. Jednego dnia będą się wzruszali losem nasłanego przez Łukaszenkę imigranta Ahmeda, który przez sześć dni i nocy płynął przez Bug. Następnego będą straszyli legalną imigracją z krajów islamskich. Jednego dnia będą chwalili czasy resetu, oskarżali PiS o rusofobię i chęć wywołania wojny nuklearnej z Rosją, drugiego będą udawali, że żadnego resetu nie było i oskarżali PiS o prorosyjskość. Jednego dnia 500+ będzie dla nich "rozdawnictwem dla nierobów", drugiego 800+ będzie "ważnym sukcesem nowego rządu". Elektorat PO jest przy tym elektoratem bardzo nietolerancyjnym nie tylko wobec ludzi o innych poglądach, ale też wobec ludzi odstających od jego mieszczańskiego wzorca normalności.


Nie oszukujmy się. NSDAP nie była reprezentującą jedynie ludzi o skrajnych poglądach. W 1933 r. i przez kolejne 12 lat była partią mainstreamu, reprezentującą niemieckich normalsów. Przytłaczająca większość Niemców identyfikowała się z nią i popierała jej działania - nawet te najgłupsze i najbardziej zbrodnicze. Demokratyczna wiara w mądrość i szlachetność zbiorowości jest utopią. Historia pokazuje, że często można rządzić odwołując się do złych cech charakteru i mentalności narodu. 



Pewnym intrygującym podobieństwem jest również oddanie obu partii wodzowskich idei budowy wielkiej europejskiej przestrzeni polityczno-gospodarczej. W obu wizjach ta przestrzeń budowana byłaby wokół Niemiec. Bardzo poważna różnica jest jednak taka, że NSDAP chciała tę przestrzeń sama zaprojektować i budować, a PO po prostu przyłączyła się do projektu z Berlina i Brukseli. 

Truizmem jest stwierdzenie, że NSDAP zdobyła władzę demokratycznie. Mało kto jednak zdaje sobie sprawę, że doszła ona do rządów wchodząc w koalicję z demokratycznymi partyjkami.  Były oni podobnie ważni w układance gabinetowej jak obecnie PSL, PL 2050 i Lewica. Szybko dały się jednak zmarginalizować partii Fuehrera, a część ich działaczy zginęła podczas nocy długich noży. Czy więc obecnie Kosiniak, Chucky i Czarzasty odgrywają role von Pappena, von Schleichera i Hugenberga? Nie śmiem nawet pytać, kto jest Ernstem Roehmem... 


PiS, jako główna partia opozycyjna, to natomiast połącznie socjaldemokratów z SPD i katolickiej partii Centrum. Pewne jego cechy stawiają go jednak mocniej w roli społecznych katolików z Centrum. Przede wszystkim SPD posiadała własne bojówki, które biły się na ulicach z nazistami i komunistami. W okresie przesilenia ustrojowego zarówno SPD jak i Centrum nie zdołały oprzeć się urzędowemu bezprawiu. Zostały szybko zniszczone przez państwo niemieckie, a jedynie niewielka część działaczy tak licznych i silnych partii zeszła do podziemia.  



Jaką rolę w tej układance odgrywa Konfa? To oczywiste - Komunistycznej Partii Niemiec (KPD). Przed 1933 r. KPD główny swój wysiłek skupiała na atakowaniu SPD - wspólnie z nazistami. Robiła to na rozkaz z Moskwy. Jako alternatywę dla Niemiec propagowała swój utopijny program społeczno-ekonomiczny. Nie obce były jej też różne frakcyjne walki i frondy. Jak to się skończyło? Wywróceniem stolika. Czyli tym, że część działaczy KPD trafiła do obozów koncentracyjnych, a część przeszła do NSDAP. 

WSZELKIE PODOBIEŃSTWA NIE SĄ OCZYWIŚCIE PRZYPADKOWE 

 Są też oczywiście pewne różnice. Hitlerowi dojście do władzy umożliwił prezydent Hindenburg. Prezydent Duda może i jest często zbyt grzeczny i zbyt miękki, ale nie jest starym durniem Hindenburgiem. Nieco inny był też rozkład głosów w wyborach. NSDAP zdobyła w listopadzie 1932 r. 33,1 proc. głosów, sprzymierzona z nią później DNVP 8,3 proc., KPD 16,9 proc., SPD 20,4 proc., Centrum 11,9 proc., a Bawarska Partia Ludowa 3,1 proc. 

Różnicą było też to, że w styczniu 1933 r. SPD i Centrum nie zdołały zorganizować w Berlinie tak wielkiego marszu jak PiS w styczniu 2024 r. w Warszawie. Nie byłem na nim, ale w TV robił on niezłe wrażenie. Skoro onet podał, że było 120 tys. osób, to można założyć, że było co najmniej dwa razy więcej. Może i nawet 300 tys. Wyglądało to na więcej niż na kilku ostatnich Marszach Niepodległości. I to przy ch...wej pogodzie, w styczniu, w dzień powszedni. I już po pierwszym miesiącu nowych rządów.

Przypomnę jednak słowa jednego z polityków PiS: "Marszami się nie wygrywa wyborów". Maszerowanie dla samego maszerowania może być z czasem demobilizujące. 

Skutkiem obecnej rewolucji ustrojowej jest jednak to, że wielu sympatyków PiS uznało, że popierana przez nich partia była zdecydowanie zbyt miękka w rozliczaniu PO oraz zwalczaniu agentury zagranicznej. Prezydent Duda był zbyt grzeczny wobec sędziowskiej kasty, więc kasta odpłaca się mu sraniem na głowę. Morawiecki dał się oszukać Brukseli, Ziobro nie uporządkował sądów i służby więziennej, Kamiński zbyt słabo ścigał obce agentury, Kaczyński promował różnych Banasiów. To skutki prowadzenia polityki endeckimi metodami. Mają więc to na co zapracowali. Ich następcy nie mogą być już tak grzeczni. Muszą być jak z sennych koszmarów kodziarstwa. Czas na powrót prawdziwej sanacji.

(prawie wszystkie grafiki w dzisiejszym pożyczone z konta: PiS_wave)

***

W kwestii bombardowań jemeńskich Hutich, nie ma właściwie co komentować. Nagrabili sobie atakami na żeglugę międzynarodową oraz amerykańskie i brytyjskie okręty w ostatnich tygodniach. Dla Iranu to bezpieczny sposób na wojenkę zastępczą. (Hezbollahu nie chce bowiem mocniej wykorzystać do dywersji.) To również konflikt wygodny dla Rosji, czyli kolejne starcie odciągające uwagę Zachodu od Ukrainy. W tą logikę wpisują się także prowokacje Korei Płn.