Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Katar. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Katar. Pokaż wszystkie posty

sobota, 17 maja 2025

Trump z Arabii

 


Z powodu ciszy wyborczej nie mogę dzisiaj obśmiać Strażniczki Zegara, ani pisać o Obławie Augustowskiej, austro-węgierskich brudnych funduszach (oczywiście przed I wojną światową), czy o Jakubie Patafianie , Akcji Dupokracja oraz innych irytujących trollowniach czy o Niezwykle Aktywnej Siatce Kretynów. Pozostaje mi więc pisać o sprawach międzynarodowych. A jest o czym pisać...

Jeśli przyglądaliście się podróży Trumpa do Arabii Saudyjskiej, ZEA i Kataru, to z pewnością zwróciliście uwagę na to z jakim przepychem przyjęto tam amerykańskiego prezydenta i jak wielkie umowy gospodarcze wówczas podpisano. To niejako kłóci się z narracją o "upadku wizerunku USA". Dla bajecznie bogatych arabskich monarchów, amerykański prezydent to wciąż prawdziwy "Rais" (arab. szef), a USA i monarchie znad Zatoki Perskiej łączą lukratywne interesy - dotyczące nie tylko ropy naftowej, zakupów uzbrojenia czy samolotów pasażerskich, ale również sztucznej inteligencji.



Warto jednak spojrzeć na tę wizytę w szerszym kontekście. Niedawno Mike Walz, prezydencki doradca ds. bezpieczeństwa narodowego, dostał kopniaka w górę, na stanowisko ambasadora przy ONZ. Pojawiły się przecieki, że stało się tak, gdyż Walz próbował manipulować Trumpem w interesie... Netanjahu. Trump miał się wkurzyć, że Izrael próbuje go wciągnąć do konfrontacji z Iranem. Tymczasem amerykański prezydent chce wygasić bliskowschodnie fronty. Stąd negocjacje z Iranem i zapowiedzi, że nowe porozumienie nuklearne jest już bliskie.



Trump zrobił jedną rzecz, która się nie spodobała Netanjahu. Zniósł sankcje na Syrię oraz spotkał się z syryjskim przywódcą al-Szarą. Netanjahu oczywiście starał się usilnie przekonać Waszyngton, że obecna ekipa rządząca Syrią to niebezpieczni dżihadyści, a przedstawiciele lobby izraelskiego nawet próbowali przekonać Trumpa do likwidacji al-Szary. Król Jordanii ostatecznie jednak uświadomił Trumpowi szkodliwość takich "dobrych rad". Trump w obecnej kadencji ma też bardzo dobre relacje z Erdoganem, więc nie widzi problemu w kontroli Turcji nad Syrią. Izrael nie będzie więc w stanie wdrożyć swojego "szczwanego planu" na podział Syrii na strefy wpływów między siebie, Turcję, USA i Rosję. W Baku zaczęły się więc tajne rozmowy między władzami Izraela i Syrii. Wygaszenie tego konfliktu będzie też w długoterminowym interesie Izraela - z rozgrzebaną wojną w Strefie Gazy, pakowanie się w okupację Syrii byłoby kosztowną głupotą.

Trump też zirytował Netanjahu prowadząc za jego plecami negocjacje z Hamasem, w wyniku których wyszedł na wolność amerykański zakładnik. Przypominam, że pod petycją, by zakończyć wojnę w Gazie i sprowadzić wszystkich zakładników podpisało się ostatnio 550 izraelskich wojskowych. Cały szereg polityków nie może się też doczekać, by zająć miejsce Netanjahu w fotelu premiera. 



Oczywiście też Arabowie mają więcej do zaoferowania niż Izraelczycy. Widać to choćby po wielkości zawartych kontraktów. Symboliczny jest też dar z Kataru - dla Trumpa, nowy luksusowy Boeing mający pełnić rolę Air Force One. Lobby izraelskie mocno się zapieniło z tego powodu... Nawet al-Szara ciekawie zagrał proponując amerykańskiemu prezydentowi Trump Tower w Damaszku w zamian za spotkanie. No cóż, Arabowie to naród handlowy...

Nie wiem jak potoczą się rozmowy z Iranem, ale tutaj też się dzieją ciekawe rzeczy. Specjalny wysłannik Steve Witkoff ostatnio mówił o możliwym pojednaniu między krajami arabskimi oraz Iranem, i że wspólnie mogą one stworzyć siłę ekonomiczną mogącą prześcignąć Unię Europejską. Przypominam, że Witkoff jest Żydem (przodkowie przyjechali do USA z "Imperium Rosyjskiego"), ale Irańczycy mimo to, wyrazili chęć negocjowania z nim.

Trumpowi chodzi oczywiście o to, by na Bliskim Wschodzie był relatywny spokój i by irańska ropa płynęła szerokim strumieniem na rynki. Wcześniej Saudowie doprowadzili do większych niż oczekiwano zwyżek wydobycia ropy w krajach OPEC+ i zrobili to pomimo bardzo niepewnych perspektyw dla popytu. Według Goldman Sachs, Trumpa zadowoliłaby ropa w przedziale cenowym 40-50 USD za baryłkę, który ostatni raz mieliśmy na jesieni 2020 r. 

Symbolem ciekawych przetasowań geopolitycznych jest również to, że w Departamencie Stanu zostanie zlikwidowane stanowisko wysłannnika ds. walki z antysemityzmem. Ma ono zostać włączone w kompetencje urzędnika zajmującego się Izraelem. 

Czyżby więc Trump słuchał najnowszej piosenki Kanye Westa?




Niewątpliwie amerykański prezydent mocno ostatnio striggerował liberalną promigrancką lewicę, przyjmując do USA grupę białych, afrykanerskich uchodźców z RPA.  Nagle lewica podniosła krzyk, że nie powinno się przyjmować imigrantów z Afryki, a Kościół Episkopaliański zrezygnował z przyjmowania federalnych grantów, byle tylko nie pomagać białym protestantom w urządzeniu się w USA.

Do ciekawej rzeczy doszło też w Europie: niemiecki Federalny Urząd Ochrony Konstytucji wycofał się pod naciskiem Amerykanów z określania AfD jako skrajnie prawicowej organizacji ekstremistycznej.

Miło byłoby, gdyby Amerykanie podjęli również podobne działania wobec naszych trzyliterowych agencji, które nie radzą sobie ze ściganiem realnych obcych agentów, dywersantów i gangsterów, a marnują środki z budżetu na netowy shitposting, kreowanie lipnych ekstremizmów i nękanie zwykłych obywateli korzystających z konstytucyjnej wolności słowa. Ot, dzisiaj, akurat w trakcie ciszy wyborczej o 6:33 ktoś próbował się zalogować na moje konto na Facebooku. 

A po świeże reposty powyborcze i nie tylko zapraszam na X

sobota, 10 czerwca 2017

Blokada Kataru, zamach w Teheranie i brytyjskie wybory

Doniesienia mówiące, że to rosyjscy hakerzy wywołali konflikt Arabii Saudyjskiej (i kilku innych państw regionu) z Katarem to tylko głupia wrzutka. Konflikt ten ma przecież korzenie sięgające ponad 20 lat a zhakowany tweet, w którym emir Kataru chwalił Iran, Bractwo Muzułmańskie, Hamas oraz Izrael to tylko pretekst do ataku.



Można powiedzieć, że Katar padł ofiarą własnych ambicji. W 1996 r. ojciec obecnego emira obalił swojego prosaudyjskiego ojca i zdecydował, że zamiast transportować gaz rurociągami (przez Arabię Saudyjską) będzie wysyłał go terminalami LNG. W ten sposób Katar zaczął odpowiadać za 30 proc. światowej produkcji LNG i stał się najbogatszym krajem świata (licząc PKB per capita z uwzględnieniem parytetu siły nabywczej). Coś z tym bogactwem musiał zrobić, więc inwestował: zbudował znakomite linie lotnicze, kupował pakiety akcji zachodnich banków i klubów piłkarskich, stworzył własną telewizję siejącą wywrotową propagandę w regionie... Ale też zainwestował dużą kasę w Bractwo Muzułmańskie (którego nieformalny lider szejk al-Kardawi ma schronienie w Doha), Hamas, Front al-Nousra, ISIS, destabilizację Egiptu, Libii, Syrii... (Wcześniej katarska rodzina królewska udzielała wsparcia m.in. Khalidowi Sheikhowi Mohammedowi, planiście zamachów na WTC.) Oczywiście Katar robił to często jako pośrednik dla potężniejszych od niego sił. Administracja Obamy w każdym bądź razie nie widziała w tym nic złego. Terroryzm wspierają niemal wszystkie bliskowschodnie rządy, ale Katar po prostu drażnił innych swoimi międzynarodowymi ambicjami. Arabia Saudyjska wykorzystała więc okazję, by wyrównać rachunki ze swoim byłym wasalem, a do akcji chętnie przyłączyła się egipska junta, cięta na Bractwo Muzułamańskie. Blokada Kataru została wprowadzona wkrótce po bliskowschodniej podróży Trumpa, który w Rijadzie wzywał Saudów, by wzięli się za terrorystów. No i wzięli się: w Katarze. Władze w Doha same się zresztą podłożyły, bo zaczęły spiskować z Iranem, jak zasabotować bliskowschodnie plany Trumpa.  Zresztą sam Trump bardzo ostro atakował ostatnio Katar - obecna administracja odwróciła politykę Obamy. Opiera się na Saudach, Egipcie oraz Izraelu, uderza w Katar oraz Iran.



Do inwazji na Katar raczej nie dojdzie. To przecież siedziba CENTCOMU, miejsce gdzie stacjonuje amerykańska flota i lotnictwo oraz... wojska tureckie. Powinno dojść do pałacowego zamachu stanu., bo tak tam się sprawy załatwia od lat.



W tym kontekście ciekawie wyglądają niedawne zamachy na Mauzoleum Chomeiniego oraz irański parlament (o który Irańczycy oskarżają Arabię Saudyjską)  . Ktoś posłał Irańczykom wyraźne ostrzeżenie, że ma "długie ręce". W jakiś czas później, u podnóża Wzgórz Golan pocisk rakietowy zabił grupę lokalnych dowódców ISIS, wcześniej wysokiej rangi dowódców w armii Saddama. Zacieranie śladów?

***

Jak wiemy brytyjskie wybory parlamentarne skończyły się katastrofalnie dla Partii Konserwatywnej. MI5 nadal jest jednak u władzy. Była minister spraw wewnętrznych (nadzorująca tę służbę) Theresa May trzyma się fotela premiera i będzie tworzyła rząd przy wsparciu Demokratycznej Partii Unionistów (DUP) z Ulsteru, czyli oranżystowskich kolesi ze służb. W dzień wyborów były szef MI6 dał do zrozumienia w "Daily Telegraph", że Jeremy Corbyn nie może być premierem, bo służby by go nie zatrudniły u siebie ze względu na procedury bezpieczeństwa. Istotnie, przez 20 lat służby traktowały Corbyna jak zagrożenie dla bezpieczeństwa ze względu na jego kontakty z IRA, Hamasem oraz zwolennikami bin Ladena. Służby nie mogły dopuścić Corbyna do władzy. I Corbyn rządu nie stworzy. Jego potencjalny koalicjant, Szkocka Partia Narodowa przerżnęła wybory tracąc ponad 30 mandatów. Politologowie tłumaczą, że nagle prolabourzystowscy Szkoci zapałali miłością do Torysów. A jeżeli wybory w Szkocji zostały sfałszowane? Tam byłoby to zrobić najłatwiej. Duże okręgi wyborcze ze słabym zaludnieniem... Przy okazji szkockiego referendum niepodległościowego wskazywano na nieprawidłowości mogące świadczyć o jego sfałszowaniu. Szkoci dają się tak robić...



Kwestia ostatnich zamachów w Wielkiej Brytanii robi się przez to intrygująca. Kiedyś MI5 umieszczała swoich kretów w IRA i pomagała im awansować w strukturach tej organizacji pozwalając im przeprowadzać spektakularne zamachy. Gdy słyszymy więc, że służby zignorowały 18 okazji by zapobiec zamachowi na London Bridge, to powinniśmy być powściągliwi z potępianiem służb za "nieudolność". Na pewno mają swoich ludzi w ISIS i po prostu chcą im dać się wykazać...
Problematyczna okazała się raczej reakcja wyborców. Ale premier May sama ich wystraszyła mówiąc o tym, że wprowadzi najbardziej nowoczesną wersję cenzury internetu na świecie. Może teraz ćwiczą tam na wypadek czegoś większego a za rok bez problemów się wprowadzi stan wojenny i zrobi V jak Vendetta...

***

Przesłuchanie Jamesa Comeya w Kongresie wcale nie przybliżyło impeachmentu Trumpa. Wręcz przeciwnie, może ono przyspieszyć śmierć bzdurnej narracji o rosyjskiej ingerencji w amerykańskie wybory. Comey znów nie przedstawił żadnego dowodu na taką ingerencję. Ponadto przyznał, że Trump w sumie nie przeszkadzał w śledztwie, ale zachęcał do jego kontynuowania i że gen. Flynn nie znajdował się w centrum dochodzenia. Comey przyznał się też, stał za przeciekami do mediów uderzającymi w Trumpa. Teraz już chyba im tylko pozostaje zamach...

czwartek, 22 sierpnia 2013

Mubarak na wolności, Manning zmienia płeć, syryjska prowokacja idzie na marne - czy to nie popieprzone?

Zaiste świat się kończy. Mubarak wypuszczony z więzienia (po kiego grzyba była ta cała rewolucja, skoro sytuacja wraca do prawie do punktu wyjścia?), el-Baradei zaraz zostanie do niego wsadzony - do celi obok Badiego - chyba, że ucieknie do domu, za granicę. Manning dostał 35 lat więzienia i już wybrał dla siebie więzienną rolę - każe nazywać się "Chelsea" . Boże jak ten system penitencjarny jest popieprzony! W Norwegii powinni wypuścić Breivika i uczynić go premierem. Byłoby zabawnie.





Powyżej: w sumie Manning wygląda bardziej kobieco od Anny Grodzkiej...

Wracając do Egiptu: USA i UE próbują się jakoś odciąć od junty, ale wciąż nie zdecydowały się na odcięcie jej od kasy. Saudyjski lobbing nieźle działa. Saudom tuż przed zamachem stanu w Egipcie udało się obalić w Katarze starego emira al-Thaniego, sojusznika Bractwa Muzułmańskiego i wymienić go na młodszy prosaudyjski model. 

W Syrii (pamiętacie jeszcze, że jest tam jakaś wojna?) atak z użyciem  gazów bojowych pod Damaszkiem.  1200 osób poszkodowanych. Nasuwa się pytanie: czy nawet taki ćwok jak Assad zdecydowałby się na użycie gazów bojowych wtedy, gdy akurat zwycięża, konflikt znika z czołówek gazet a do Damaszku tego samego dnia przybywają inspektorzy ONZ? Narody Zjedzone jak zwykle nic nie robią. Ale poza Francją nikt nie wzywa do bombardowania Syrii. Baran Obama jak zwykle bezczynny i nie wykorzystuje takiej prowokacji. W Ammanie jest gotowe centrum dowodzenia do operacji "strefa zakazu lotów" i wojny partyzanckiej (pachnie to trochę operacjami CIA z lat '50-tych...), oddziały rebelianów robią wypady przez granicę, ale gen. Dempsey mówi, że USA nie mają interesu, by interweniować, bo rebelianci nie reprezentują amerykańskich interesów. Świat doprawdy stanął na głowie...

czwartek, 4 lipca 2013

Saudyjski zamach stanu w Egipcie. Obama wściekły



Morsi trafił do prowizorycznego aresztu w budynku Ministerstwa Obrony.  W opanowaniu Kairu wzięły udział cztery dywizje zmotoryzowane. Armia zabiła co najmniej kilkunastu zwolenników obalonego prezydenta, ponad 700 osób rannych w starciach, ponad 300 wysokiej rangi działaczy Bractwa poszukiwanych listami gończymi, zamknięte opozycyjne media, aresztowania w biurach al-Jazeery i... ogromna radość tłumu (tutaj nieco fotek ze świętowania). Gen. al-Sisi (tutaj macie jego sylwetkę) mianował tymczasowym prezydentem powszechnie szanowanego sędziego Adlego Mansoura. Armia obaliła totalitarną partię i przywróciła porządek. Nie podoba się to Barakowi Barakowiczowi, który znowu grozi zakręceniem kurka z pomocą wojskową dla Egiptu. Pomoc ta napędza egipską armię, armia kontroluje gospodarkę... Egipscy generałowie nie boją się jednak amerykańskiej odpowiedzi. Zdecydowali się na zamach stanu, bo konserwatywne arabskie monarchie: Arabia Saudyjska i ZEA obiecały im dużą pomoc finansową mającą zrekompensować odcięcie od amerykańskich dotacji. Król Abdullah odgrywa się na Obamie za obalenie jego przyjaciela Mubaraka, likwiduje zagrożenie w postaci egipskiego Bractwa (które mogłoby w przyszłości zaimportować rewolucję do Arabii Saudyjskiej), a na dodatek uderza w Katar, który zbyt śmiało  sobie w ostatnich latach poczynał. Odetchnąć mogą teraz mogą zarówno Saudowie, Izrael jak i Assad.

wtorek, 14 maja 2013

Syria: jak Assad sprowokował rebelię. Aspekt ekonomiczny

Spora część "prawej" i "narodowej" strony internetu rozpływa się w pochwałach nad syryjskim dyktatorem (Katechonem czy Kutafonem? zawsze mi się to myli...) Baszarem Assadem - kreowanym niemal na wielkiego przywódcę i krześcijańskiego męża stanu. Baszar, według "judeosceptycznej" narracji  zmaga się z rebelią (w której - co muszę przyznać walczą różne typy wzięte z "Mad Maxa", np. ten islamski kanibal pałaszujący serce i chyba śledzionę zabitego assadowca) zesłaną na jego mlekiem i miodem płynącą krainę przez zły spisek amerykańsko-izraelsko-turecko-saudyjsko-katarski-alkaidyjski (rolę libańskich chrześcijan jakoś pomijają...). Zapominają jednak o bardzo ważnym czynniku, który doprowadził do wybuchu rebelii: polityce wewnętrznej "syryjskiego męża stanu". A szczególnie o jego polityce gospodarczej.



Syria jest od blisko 45-lat oficjalnie państwem socjalistycznym, a latach Zimnej Wojny była zapatrzona na sowieckie wzorce. Ominęły ją szaleństwa typu kolektywizacja czy "bitwa o handel", ale za panowania starszego Assada zbudowano tam nieefektywną gospodarkę marnotrawstwa. Syryjskie władze liczyły, że ropa naftowa zapewni im dobrobyt i nie będą się musieli o nic martwić. Podobnie jak Irańczycy fatalnie zarządzali swoimi kurczącymi się złożami, zaniedbali inwestycje w infrastrukturę i w wyniku tego wydobycie ropy osiągnęło swój szczyt w 1996 r. i od tamtej pory zaczęło spadać. Z 610 tys. baryłek dziennie w 1996 r. do 385 tys. baryłek dziennie w 2010 r. Spadek przychodów z eksportu ropy zdemolował syryjskie finanse publiczne. Baszar Assad próbował się ratować współpracując z MFW i wprowadzając postulowane przez Fundusz "reformy". Skończyło się "terapią szokową", na której skorzystali głównie spryciarze z powiązanego z partią BAAS oraz bezpieką biznesu (w większości alawici i chrześcijanie). Na nieumiejętnych reformach stracili głownie średniozamożni oraz biedniejsi sunnici, czyli większość mieszkańców kraju. ( A teraz skonfrontujcie to z bredniami "trzecioświatowych trzeciopozycjonistów" o tym, że: "Syryjskie państwo socjalne i jego publiczna infrastruktura nie ma sobie równych w większości krajów regionu." Jeśli dla duponarodowców tak drogie jest "państwo socjalne", to powinni popierać Arabię Saudyjską lub ZEA, które pod względem "socjału" przebijają inne kraje świata, jeśli podziwiają syryjską infrastrukturę to powinni pojechać do Turcji, Libanu lub Izraela - od Dubaju nawet nie wspominam:)

Jednocześnie ekipa Assada prowadziła fatalną politykę rolną. W latach 2002-2008 zasoby wodne Syrii zmalały o połowę (!) w dużej mierze w skutek nadmiernego zużycia i marnotrastwa. Kraj nawiedziła seria katastrofalnych suszy, dławiące się rolnictwo całkowicie olano w Damaszku. W 2008 r. rząd zniósł subsydia do paliw. Cena benzyny w ciągu jednego dnia skoczyła trzykrotnie, ceny żywności poszły również mocno w górę - w większości była to żywność importowana. Krajowe rolnictwo zostało dobite przez politykę ekonomiczną Assada. Do miast napłynęło wówczas mnóstwo sfrustrowanych migrantów zarobkowych.To właśnie ten eksodus ożywił religijne, społeczne i narodowościowe animozje w Syrii. Nie przypadkowo rebelia przeciwko Assadowi wybuchła w mieście Daara, w centrum rolniczego rejonu, który był wcześniej szczególnie mocno dotknięty przez suszę.
 


Zaczęło się od ludowej rebelii, którą próbowali pokierować intelektualiści (ale w wyniku ostrożnej polityki Obamy stracili już szansę na przywództwo), ale która wpada w ręce zawodowych terrorystów. Swoje zrobił katarski sponsoring rebelii (Katar miał też ekonomiczny interes w destabilizacji Syrii - chciał storpedować powstanie gazociągu z Iranu do Syrii, który umożliwiałby eksport irańskiego gazu do śródziemnomorskich portów i dalej do Europy). Swoje zrobiła polityka Obamy - nie zaangażował się zbyt mocno w popieranie "świeckich" ugrupowań rebelianckich, więc wielu powstańców nie miało większego wyboru - łączyli siły z al-Kaidą, bo ona miała broń i amunicję. Poza tym na popularność dżihadyzmu w Syrii miała wielki wpływ polityka Assada. Jego służby dopieszczały przecież te same komórki al-Kaidy, które teraz wysadzają w powietrze assadowskich żołnierzy. Robiły to, gdy ci "podrzynacze gardeł" zabijali żołnierzy Koalicji w Iraku (m.in. Polaków). Syryjska propaganda kreowała ich wówczas na bohaterów godnych naśladowania. No i Syryjczycy ich teraz naśladują.

Wniosek: Assad to przykład dyktatora, który sam zapiął się w d...pala.

niedziela, 2 grudnia 2012

Palestyńska "niepodległość", tajna wojna w Strefie Gazy, wybuchający reaktor w Iranie oraz syryjski blackout



Kiedy mnie nie było w Polsce, na Bliskim Wschodzie doszło do kilku interesujących zdarzeń.

Wiadomością tygodnia, było podwyższenie statusu Autonomii Palestyńskiej w ONZ, nazwane nieco na wyrost uznaniem palestyńskiej niepodległości przez społeczność międzynarodowej. Dla nas to oczywiście zła wiadomość, bo pojawienie się nowego państwa jeszcze bardziej obniża naszą pozycję w piłkarskich rankingach. A na poważnie: to jakaś farsa. Mahmud Abbas i jego skorumpowana fatahowska administracja pozostają u władzy tylko dzięki siedmiu batalionom sił bezpieczeństwa finansowanym przez Amerykanów. Administracja jego "państwa" jest opłacana z izraelskiego budżetu. O ile w przypadku Kosowa, czy nawet Naddniestrza i Osetii Płd. możemy mówić o jakiejś grupie, która zbrojnie kontroluje teren i sprawuje na nim realną władzę, to rządy Abbasa są iluzoryczne. A jednak ani Izrael, ani USA nic nie zrobiły, by przeciwdziałać tej jednostronnej "deklaracji niepodległości". Cała sprawa wygląda więc na totalnie ustawioną. Abbas udaje, że wywalczył niepodległość, Izrael udaje, że się na tę niepodległość nie godzi a w Strefie Gazy rządzi sobie realny władca Palestyńczyków - Hamas.

Przy okazji: cofnę wypowiedziane słowa o ostatniej wojnie w Strefie Gazy, jeśli tajna wersja historii operacji "Filar Obrony" okaże się prawdą. Co to za tajna wojna? Celem izraelskiej operacji było dokonanie zamachu stanu wewnątrz Hamasu. To była akcja zorganizowana wspólnymi siłami przez izraelskie, tureckie i katarskie tajne służby. Najpierw katarski książę pojechał do Gazy, sypnął miejscowym trochę kasy i namówił ich do tego, by puścili trochę rakiet na Izrael. Gdy salafici połknęli haczyk i zadanie wykonali, IDF zlikwidowała Ahmada Jabariego, głównego stronnika Iranu w Hamasie. Następnie rozwalono pewnie również paru innych proirańskich hamasowców, oczywiście pod osłoną wymiany rakietowych salw. W końcu zorganizowano rozejm de facto oddający Egiptowi kontrolę nad Hamasem.  Przy okazji zademonstrowano Hezbollahowi skuteczność systemu "Żelazna Kopuła". To oznacza, że Izrael całkowicie podporządkował się planom Obamy. Jeśli te plany się powiodą Netanjahu przejdzie do historii jako drugi Begin, jeśli się nie powiodą potomność uzna go za drugiego Czerniakowa.

Jak zauważył czytelnik Antyetatysta, w Syrii ostatnio wysiadł internet i sieć telefoniczna. Połączył to z nalotami na Aleppo. Podobne sztuczki z telefonami bezpieka robiła już w 1982 r., przed atakiem na Hamę. Możliwe również, że prawdziwą przyczyną było to, że reżim chce ukryć to, że doszło do ataku rebeliantów na lotnisko w Damaszku. Po Bliskim Wschodzie krążą plotki o tym, że Assad uciekł z kraju lub zginął. Odgrzewana jest również propaganda o syryjskich WMD. 

Na froncie irańskim również ciekawy incydent: w październiku reaktor w Buszerze omal nie wyleciał Irańczykom w powietrze. Może to był sabotaż, a może połączenie rosyjskiej myśli technicznej z irańską. Czy w ramach blowbacku doszło do sabotażu amerykańskiego reaktora w San Onofre?

Tymczasem król Arabii Saudyjskiej Abdullah bin Abdul Aziz ponoć zapadł w zeszłym tygodniu w śpiączkę i został uznany za klinicznie zmarłego.

Polecam również ważny wywiad z Assangem poświęcony masowej inwigilacji w internecie.

czwartek, 23 sierpnia 2012

Syria: brytyjski i niemiecki SIGNIT dla rebeliantów



Assad dostaje od służb specjalnych, które wyrównują rachunki za to co robiła jego rodzinka przez ostatnie 40 lat. O dostawach broni i sprzętu komunikacyjnego dla rebeliantów napisano już wiele.  Ostatnio Robert Fisk zamieścił w "The Independent" fajną relację z pobytu u syryjskich generałów, którzy pokazali mu dowody na udział w rebelii obcych bojowników uzbrojonych w zachodnią broń. Ta współpraca sięga jednak głębiej. Brytyjska GCHQ regularnie dostarcza rebeliantom danych SIGNIT ze stacji nasłuchowej na Cyprze. To samo robią niemieckie służby, które mają w pobliżu syryjskich wód specjalny szpiegowski statek. Nie zapomnijmy też o Turkach, ani o Amerykanach, którzy już otwartym tekstem zapowiadają, że wyślą siły specjalne do Syrii, by przejąć jej broń chemiczną (do akcji szykują się też brytyjskie i francuskie siły specjalne). Rosyjska marynarka wojenna zapowiada, że ewakuuje Tartus, jeśli ten port zostanie zaatakowany (czyli, że Rosja opuści Assada). Tymczasem "Daily Telegraph" donosi, że Chamenei wydał rozkaz jednostce 400 Korpusu Gwardii Republikańskiej do odwetowych ataków na Amerykanów, "Syjonistów", Turcję, Katar i Arabię Saudyjską. Przypomina to trochę wojnę domową w Hiszpanii (Ruscy popierają tam znowu "socjalistyczną stronę", niemieckie służby "prawicowych rebeliantów" :).

piątek, 25 maja 2012

Syria: wierchuszka reżimu jednak otruta



Pisałem niedawno o zamachu syryjskich rebeliantów na kierownictwo assadowskiego MON i MSW. Powstańcy twierdzili, że zginęło w nim sześciu ważnych oficjeli m.in.: minister obrony, minister spraw wewnętrznych, szef wywiadu wojskowego, wiceprezydent...  Część z tych osób potwierdziła jednak później, że żyje - zadzwoniła do syryjskiej państwowej telewizji. Izraelskie służby zweryfikowały twierdzenia rebeliantów. Okazało się, że taka próba spektakularnego zamachu rzeczywiście miała miejsce. Assadowscy oficjele zostali otruci i mało brakowało a by zginęli. Uratowały ich jedynie wysiłki lekarzy. (To tłumaczy, czemu minister spraw wewnętrznych i wiceprezydent nie pojawili się na żywo w telewizji, tylko "zgłosili się" telefonicznie. Nie można ich było przecież pokazać na szpitalnych łóżkach). Ten spisek wskazuje, że rebelianci zdołali zinfiltrować zaufane kręgi reżimu. I trudno się temu dziwić, wszak w szeregach Wolnej Armii Syryjskiej mamy nie tylko niedoszkolonych cywili, ale również dezerterów z sił specjalnych i bezpieki. Ci ludzie zachowali kontakty po drugiej stronie barykady. Strategia destabilizacji Syrii będzie kontynuowana. Zwłaszcza, że Obama dostarczył rebeliantom nowoczesne pociski przeciwpancerne.

Tymczasem w Egipcie już po pierwszej turze wyborów. Zwycięzca: Mohamed Morsi, kandydat Bractwa. Jeszcze nie wiadomo jednak, kto będzie jego rywalem w drugiej turze (czyli komu dosypali głosów).

piątek, 11 maja 2012

Syria: pushing the envelope



Jak już pisałem powołując się na maile Stratforu, Syria nie będzie bombardowana (bo Obamie się zachciało resetu z Iranem), ale destabilizowana. Rebelia przygasa - bo zebrane ad hoc grupki cywilów i dezerterów nie poradzą sobie z elitarnymi dywizjami pancernymi (gdyby doszło do natowskiej interwencji te dywizje oczywiście szybko zamieniłyby się w kupkę dymiących wraków, assadowska armia rozpadłaby się a rebelianci zajęliby się żonką Assada). Kampania destabilizacyjna jednak się nasila. W piątek samochody pułapki zniszczyły siedzibę jednego z departamentów assadowskich wojskowych służb w Damaszku. 55 osób zabitych, z czego zapewne część cywilów, ale nikt się przecież w Syrii cywilami nie przejmuje. To jak na razie najbardziej spektakularny zamach przeciwko bezpiece. Destabilizacyjne kadry spływające do Syrii są pierwszego sortu - m.in. sunniccy terroryści z Iraku. Al-Maliki, choć jest irańskim agentem, przymyka oczy na taką dżihadowską turystykę, gdyż zawsze lepiej, gdy terroryści wysadzają się u sąsiadów, niż u nas. Kampania destabilizacyjna jest wspierana oczywiście przez Arabię Saudyjską i Katar a także przez Turcję, której wojskowe służby dostarczają dywersantom danych wywiadowczych. Tak się akurat składa, że w Jordanii nad granicą syryjską odbywają się wielkie międzynarodowe manewry sił specjalnych.

Tymczasem: jemeński spisek terrorystyczny mający na celu wysadzenie "gaciową bombą" amerykańskiego samolotu pasażerskiego został rozbity dzięki dzielnemu brytyjskiemu agentowi, który spenetrował spisek i zgłosił się na ochotnika jako zamachowiec-samobójca.

sobota, 7 stycznia 2012

"Rozłam" w Hamasie i pokój z talibami?

Na Bliskim Wschodzie po staremu: Irańczycy trochę postraszyli wszystkich starymi rakietami, to teraz straszą ich Brytyjczycy wysyłając w pobliże cieśniny Ormuz swój najlepszy niszczyciel, amerykańskie wojska zjeżdżają zaś do Izraela na wielkie ćwiczenia. Obama podgrzewa atmosferę pokazując, że potrafi być twardy wobec Iranu i jednocześnie redukuje siły zbrojne.

Ciekawe rzeczy dzieją się jednak na dyplomatycznym froncie. Szef Politbiura Hamasu Khaleed Mashaal ewakuuje się do Jordanii i twierdzi, że Hamas wyrzeknie się zbrojnej walki na rzecz pokojowej w stylu arabskich rewolucji. Wywołuje przy tym sprzeciw kierownictwa Hamasu w Gazie, które się od niego - zapewne zgodnie z planem - odcięło. I wilk syty i owca cała.



W Katarze rozpoczęły się natomiast rozmowy talibów z USA dotyczące zakończenia wojny w Afganistanie.  Pytanie tylko, po co Amerykanie gadają o tak poważnych sprawach z "cieciami" a nie z "panami" czyli z Pakistanem? Dla mnie to nie ma sensu.

środa, 28 grudnia 2011

Syria: katarska grupa uderzeniowa wkracza do gry



Katar stworzył w tureckim Hatayu specjalną grupę uderzeniową przygotowaną do działań w Syrii. Trzon tej grupy stanowi 1000 powiązanych z al-Kaidą libijskich bojowników oraz 1500 terrorystów z irackiej sunnickiej milicji Ansar al-Sunna. Dowódca tej grupy: Abdul Hakim Belhadj, czyli ten sam islamski "żołnierz fortuny", który zdobył Trypolis. Propaganda Assada straszyła al-Kaidą walczącą przeciwko syryjskiemu reżimowi. Prawda jest  jednak taka, że profesjonalni zabójcy z al-Kaidy dopiero teraz wkraczają do gry.

niedziela, 13 listopada 2011

Irański generał ginie w eksplozji arsenału. Assad atakuje arabskie ambasady

Zajmuje się często na tym blogu tajemniczymi zgonami. W potężnej eksplozji w irańskiej bazie rakietowej w mieście Malard zginął generał Hassan Tehrani Moqaddam, główny specjalista ds. rakiet Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej. Ponoć w trakcie testu z przystosowaniem Shehaba 3 do przenoszenia głowicy nuklearnej. Eksplozja była słyszalna nawet w centrum Teheranu. Podejrzane są oczywiście izraelskie służby i Mudżahedini Ludowi.

Tymczasem Liga Arabska zawiesiła Syrię w ramach swojej organizacji. Assad boi się, że Arabia Saudyjska, Katar i Jordania wspólnie z Turcją zbrojnie pomogą rebeliantów. Syryjskie służby zorganizowały więc ataki motłochu na placówki dyplomatyczne tych państw.

sobota, 29 października 2011

Syria jak oblężona twierdza, Turcy w Iraku a Izraelczycy w Azerbejdżanie

Syria jest oblężoną twierdzą. Jak się nie trudno domyślić, lincz na Kaddafim poważnie przestraszył Assada. Armia minuje więc pewne obszary granicy z Turcją, Libanem i Jordanią. Jest to przeciwdziałanie  zarówno przeciwko szmuglerom broni jak i możliwym rajdom sił specjalnych Turcji, Jordanii i Arabii Saudyjskiej. Tureckie służby szkolą przecież syryjskich rebeliantów, tak jak syryjskie szkoliły irackich terrorystów - a precedens z udziałem arabskich sił specjalnych już mamy: Katar przyznał się, że jego wojska walczyły przeciwko Kaddafiemu w Libii.

Turcja jest na razie jednak zajęta walką z kurdyjskim terroryzmem również wewnątrz Iraku. Ma w tym pełne błogosławieństwo USA (wizyta zastępcy sekretarza obrony USA w Ankarze poświęcona walce z PKK, zapowiedź sprzedaży Turcji dronów Predator), Iranu oraz... irackich Kurdów. Peszmergowie mówią wprost: turecka operacja na terytorium Iraku nas nie obchodzi, póki nie będą zabijani cywile. Fajnie jak inni załatwiają za nas konkurencję...



Ruscy również nie próżnują. Zabójstwo Kaddafiego ich przestraszyło, więc wzmacniają swojego irańskiego sojusznika dostarczając mu systemy walki elektronicznej. Izrael z kolei wspiera Azerbejdżan dostarczając mu 60 dronów do walki z porosyjskimibandytami z marionetkowego państewka Nagorny Karabach. Ruscy zestrzelili jakiś czas temu nad Karabachem takiego drona, by zademonstrować Izraelowi, że się wpycha w nie swoją strefę wpływów.