Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Palestyna. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Palestyna. Pokaż wszystkie posty

sobota, 8 lutego 2025

Pierwsza wojna w drugiej kadencji Trumpa?

 



Ilustracja muzyczna: Sicario - The Beast

Pierwsza wojna z udziałem nowej administracji Trumpa prawdopodobnie będzie toczyła się w Meksyku.  To nie tylko moja opinia. Tom Homan, prezydencki pełnomocnik ds. zabezpieczenia granicy, stwierdził, że spodziewa się "kinetycznej" wojny pomiędzy oddziałami amerykańskimi a kartelami.  Sekretarz obrony Pete Hegseth przyznał, że uderzenia przeciwko kartelom są brane pod uwagę a swoją pierwszą wizytę złożył wśród żołnierzy pilnujących granicy południowej. Wywiad straży granicznej przechwycił informacje, że kartele planują używać IED oraz dronów-kamikaze przeciwko funkcjonariuszom Border Patrol. To byłby świetny pretekst do ekspedycji karnej. Mieliśmy ostatnio przelot amerykańskiego wojskowego samolotu rozpoznawczego (wykonującego misję SIGINT) w meksykańskiej przestrzeni powietrznej, nad Zatoką Kalifornijską, wzdłuż wybrzeża stanów Sinaloa i Sonora. 



Nagła zapowiedź nałożenia karnych, 25-procentowych ceł na Kanadę i Meksyk, a następnie szybkie ich zawieszenie miało przyczyny nie tyle ekonomiczne, co związane z bezpieczeństwem narodowym. Meksykańska prezydent Claudia Sheinbaum szybko zgodziła się wysłać 10 tys. żołnierzy do zabezpieczenia granicy. Władze Meksyku robiły taką pokazówkę już za rządów Bidena, co oczywiście niewiele zmieniało, gdyż Meksyk jest rządzony przez kartele. (Niestety nie wiemy dla którego kartelu pracuje meksykańska prezydent.) Trudeau również zgodził się wzmocnić granicę, ale także powołać specjalną amerykańsko-kanadyjską grupę zadaniową walczącą z przestępczością zorganizowaną i uznać meksykańskie kartele za organizacje terrorystyczne. Dlaczego Trump uderzył w Kanadę? Bo Kanada jest główną pralnią pieniędzy karteli i triad oraz centrum produkcji i dystrybucji fentanylu. Centrum tej działalności jest Vancouver, gdzie wspólne interesy prowadzą chińskie triady (oczywiście mocno powiązane z bezpieką ChRL), meksykańskie kartele i... Hezbollah (przypominam o silnym zaangażowaniu irańskich służb i dawnego reżimu Assada w handel narkotykami). Chińczycy robią tam za bankierów dla mafii narkotykowych, a pieniądze piorą m.in. na kanadyjskim rynku nieruchomości ( i to dlatego domy w Kanadzie stały się tak drogie). Zainteresowanych tematem odsyłam do tego artykułu.

Zalew fentanylu jest oczywiście elementem chińskiej strategii zwalczania USA. Świadczy o tym choćby to, że chińscy producenci półproduktów do wytwarzania tego narkotyku mogą ubiegać się o zwrot VAT za eksport tych substancji, a jednocześnie nie mogą sprzedawać ich w Chinach. Fentanyl, który trafia do USA jest bardzo tanim narkotykiem, a jednocześnie mocno uzależniającym i zabójczym. 42 proc. pigułek skonfiskowanych przez DEA zawierało jego śmiertelną dawkę. Zalewanie Ameryki fentanylem jest więc nie tyle operacją narkotykową, co terroryzmem chemicznym. (Dodajmy, że port w Vancouver służy również jako centrum logistyczne dla dostaw fentanylu do Australii oraz wysp Oceanii.) 



Nie zapominajmy też, że triady i kartele zarabiają również na organizowaniu nielegalnej imigracji, do której zwalczania ostro zabrała się nowa administracja. Liczba prób przekroczenia granicy spadła o 94 proc. rok do roku. Sekretarz bezpieczeństwa wewnętrznego Kristi Noem patronuje tej polityce. Ostatnio przejechała się konno nad granicą z funkcjonariuszami Border Patrol. Złośliwcy nazywają ją ICE Barbie, ze względu na zamiłowanie do cosplayu (rywalizowała z nią ostatnio pod tym względem kongreswoman Nancy Mace). 



Tymczasem Marco Rubio odwiedził Panamę i wymógł na tamtejszym prezydencie wycofanie się z chińskiej Inicjatywy Pasa i Szlaku. Jednocześnie "grupa prawników" wniosła skargę do panamskiego Sądu Najwyższego, w której domagają się odebrania spółce z Hongkongu Hutchinson Ports licencji na zarządzanie dwoma portami po obu stronach Kanału Panamskiego. To całkiem rozsądne rozwiązanie. W razie wojny z Chinami, amerykańska grupa bojowa musiałaby zająć Kanał, tak jak Grenlandię w czasie II wojny światowej.

Na Grenlandii mają się odbyć wybory 11 marca, a po nich referendum niepodległościowe. Grenlandia jest oczywiście ważna nie tylko ze względu na metale ziem rzadkich, ale również na konieczność panowania nad morskim przesmykiem GIUK - blokowania tam rosyjskich i chińskich okrętów podwodnych.

Wyciekł plan "pokojowy" dla Ukrainy. Tyle, że postępów w negocjacjach z Rosją nie ma. Politbiuro nie jest zdecydowane, na co się zgodzić. Generał Keith Kellog zagroził Rosji zaostrzeniem sankcji, oceniając, że siła obecnych w skali od 1 do 10 wynosi zaledwie 3. Ostatnio wzrosła częstotliwość ukraińskich uderzeń dronowych w rosyjskie rafinerie. To również sposób nacisku na Moskwę. Nie zdziwcie się, jeśli zostaną nałożone 25 proc. cła na towary z UE - Unia wciąż kupuje rosyjski LNG, a Amerykanie chcieliby go mocniej zastąpić swoim gazem. Dla USA wojna handlowa z UE byłaby tylko niedogodnością, a dla strefy euro czynnikiem, który wepchnąłby ją w recesję.

W kwestii wojen handlowych, zapoznałem się z ciekawą teorią Jeffa Parka, analityka Bitwise. Wynika z niej, że Trump i Bessent chcą wykorzystać wojny handlowe jako narzędzie do doprowadzenia do układu Plaza 2.0. Jego istotą byłoby kontrolowane osłabienie dolara i spadek rynkowych stóp procentowych. Słaby dolar i niskie stopy to doskonałe warunki zarówno dla amerykańskiego eksportu jak i dla rynku akcji oraz kryptowalut. Pozwoliłoby to również rządowi USA - i innym rządom - na zadłużanie się niskim kosztem. Czyli same korzyści, tylko libki i inne osoby patrzące na ekonomię zgodnie z teoriami sprzed ponad 100 lat (to trochę jakby uczyć się fizyki na podstawie podręczników z początku XX w.) będą płakać, że "nasze wnuki będą musiały spłacać te długi", po raz miliardowy wieszczyć "koniec dolara" oraz hiperinflację.



O ile wiele działań administracji Trumpa ogłoszonych w pierwszych dniach jej urzędowania było bardzo rozsądnych lub dużo rozsądniejszych, niż się nam próbuje wmawiać, to pomysł wysiedlenia Palestyńczyków ze Strefy Gazy i budowy tam "bliskowschodniej riwiery" to całkowicie autorski, kretyński, pomysł Trumpa. Rubio oraz inni oficjele z administracji dowiedzieli się o nim z telewizji. Zaskoczony był pewnie też Netanjahu. Trump po prostu znów poczuł się ambitnym deweloperem, a ten projekt mogli mu zasugerować Jared Kushner i Steve Witkoff. Realizacja tego projektu wymagałaby jednak finansowego współudziału Arabii Saudyjskiej, Kataru i ZEA. One nie chcą w tym uczestniczyć, bo byłoby to samobójstwo wizerunkowe grożące buntem poddanych. Poza tym, kto da im gwarancję, że Izrael nie zamieni tej "riwiery" w morze gruzów? Problematyczne byłoby też "tymczasowe" wysiedlenie Palestyńczyków. Nie chcą ich przyjąć Egipt i Jordania, bo obawiają się, że owi nachodźcy przynieśliby ze sobą dobrze zorganizowane siatki dżihadystyczne. Palestyńczycy mogliby zdestabilizować Egipt tak jak Liban w latach 70-tych. Izraelczycy kombinują z wysłaniem Palestyńczyków do somalijskiego Puntlandu. Musieliby jednak sami przeprowadzić taką operację logistyczną. Jednym z elementów bliskowschodniej gry jest to, że nikt dobrowolnie nie opuszcza swojej ziemi. Tak więc Palestyńczycy nigdy dobrowolnie nie opuszczą Strefy Gazy. Mogą koczować w ruinach, ale nie odejdą. Co ciekawe Rubio w 2016 r. wyśmiewał Trumpa, że postrzega on Palestynę jako aktywo nieruchomościowe...


Ale przyznam, że byłoby ciekawie, gdyby USA przejęły Strefę Gazy jako swoje terytorium. Przy zmianie trendów politycznych stałoby się ono przyczółkiem do powstania nowoczesnego państwa krzyżowców, które mogłoby z czasem wchłonąć Izrael i okoliczne ziemie. :)


Tymczasem Trump wyznaczył na nowego ambasadora w Warszawie Toma Rose'a, byłego wydawcę "Jerusalem Post". Wyznawcy rebe Brauna już krzyczą: "Gewałt! 447!" i twierdzą, że to będzie drugi ambasador Izraela w Warszawie. Ja się cieszę, że Izrael będzie miał wreszcie prawdziwego ambasadora, bo przez ostatnie kilkanaście lat głównie zsyłał na warszawską placówkę ludzi upośledzonych umysłowo. Rose co prawda jest syjonistą, ale w dyskusjach dotyczących historii bronił Polaków - prostując łgarstwa. Dla zarządców Weischselgau będzie trudniejszym rozmówcą niż Mareczek Brzeziński, gdyż ostro się wypowiadał choćby w kwestii przejęcia TVP przez ekipę Kapitana Pizdy, a lubi się z prezydentem Dudą i Morawieckim. Występował też w telewizji WPolsce24. Więc może być ciekawie, ale pamiętajmy, że będzie on realizował nie swoją własną politykę, ale politykę Departamentu Stanu.




Sam Departament Stanu wspólnie z DOGE dokonali rzeczy niesamowitej, czyli rozpieprzyli w drobny mak agencję USAID. Okazało się, że oprócz fundowania kondomów hamasowcom i finansowania libkowskich mediów z całego świata oraz różnych inicjatyw związanych z transami, LPG i aborcją, dawała też granty na chińskie badania nad wirusami oraz na działalność Kościoła Szatana. W Polsce pieniądze z USAID dostawały m.in.: Kampania Przeciwko Homofobii, Feminoteka, kodziarska Tour de Konstytucja, "Wyborcza", "Krytyka Polityczna" czy OKO Press. Agencja rządu amerykańskiego finansowała więc organizacje działające przeciwko poprzedniemu, sojuszniczemu rządowi. Razem z NED wręcz spiskowała przeciwko rządowi PiS. Zarządzała tą pralnią Samantha Power, była obamowska ambasador przy ONZ. USAID kiedyś była uważana za przykrywkę dla CIA, ale z czasem stała się ona samodzielną, "dziką" agencją prowadzącą własną politykę. Teraz, gdy ten burdel rozwalono i kasa została odcięta, wśród lewicowych libków z całego świata rozległ się kwik. "Nie będzie pieniędzy na głodne dzieci w Afryce!". (I dlatego pięknym ruchem było też odcięcie wsparcia dla komuszej RPA.) Na głodne dzieci tam szedł ułamek środków, a poza tym "Tylko 1 dolar wystarczy, by wykarmić afrykańskie dziecko, którego ojciec zabił białego farmera, od którego kupował wcześniej jedzenie". Nawet gdyby rozwalenie USAID było jedyną dobrą rzeczą zrobioną przez administrację Trumpa, to i tak pozytywnie zapisałoby ją w historii.

A to dopiero początek drugiej kadencji Trumpa...



sobota, 4 maja 2024

Prawdziwy chiński budżet wojskowy i Wietnam Bidena

 


Mediom krajowym i zagranicznym umknął niezwykle ciekawy raport American Enterprise Institute dotyczący wielkości prawdziwego budżetu wojskowego Chińskiej Republiki Ludowej. Niektórzy z Was pewnie się żachną, że AEI to "straszny, neokonserwatywny think-tank", ale akurat w tej kwestii ma on całkowitą rację. Tylko totalny idiota lub zawodowy sinolog (chcący, by mu nadal wydawano wizy do ChRL i zapraszano na stypendia na tamtejsze uczelnie) wierzy w oficjalne chińskie dane mówiące, że ich budżet wojskowy jest kilkakrotnie mniejszy od amerykańskiego. Raport AEI wskazuje, że jest on podobnie duży jak wydatki militarne USA. Zresztą każdy kto przygląda się tempu w jakim Chińczycy oddają do użytku nowe okręty wojenne domyśli się, że ich oficjalny budżet jest lipą. Zda sobie również z tego sprawę, każdy kto miał jakieś pojęcie o oficjalnych i ukrytych sowieckich wydatkach zbrojeniowych.



Z wyliczeń AEI płyną dosyć oczywiste wnioski: ChRL zbroi się w bardzo szybkim tempie, by rzucić wyzwanie USA i zdobyć globalną supremację. To, że Chińczycy tak wiele wydają na swoje siły zbrojne nakazuje natomiast Ameryce na nowo zdefiniować priorytety. Może czas przestać traktować jako śmiertelne zagrożenie takie dziadowskie państwo jak Iran lub jakiś kolesi z kałachami na pustynnych zadupiach? A może zacząć starcie z Chinami od wyeliminowania z gry ich najbliższego sojusznika, czyli Rosji?

Tymczasem w Stanach największe emocje budzi obecnie nie chińskie zagrożenie, ale starcie dwóch pustynnych plemion na Bliskim Wschodzie.

Widzieliśmy w ostatnich dniach sceny przywodzące na myśl czasy hippisowsko-mansonowskie. Zamieszki na kampusach rozpoczęte przez "antywojenną", propalestyńską lewicę. Sytuacja jest pod wieloma względami podobna do tej z 1968 r. Wówczas Partia Demokratyczna była podzielona w kwestii wojny wietnamskiej, obecnie dzieli ją kwestia izraelsko-palestyńska. Politycy starej daty oraz ich sponsorzy wspierają Izrael, młody elektorat demokratów popiera Palestyńczyków. W 1968 r. wojna domowa w Partii Demokratycznej pomogła Nixonowi wygrać wybory prezydenckie. Według Rogera Stone'a ten sam scenariusz wchodzi w grę również obecnie - mająca bliskowschodnie korzenie wojna domowa wśród demokratów otworzy Trumpowi drogę do powrotu do Białego Domu. To niebezpieczeństwo widzi też choćby taki weteran hippisowskiej rewolucji jak Bernie Sanders.

Jest jednak kilka poważnych różnic między obecną sytuacją a tą z 1968 r. Wówczas skompromitowany Lyndon Johnson zrezygnował z ubiegania się o reelekcję. Biden nie zamierza tego robić, a Partia Demokratyczna właściwie nie ma kim go zastąpić. Nie ma nowego Kennedy'ego, Clintona czy Obamy. Tzn. Kennedy jest - Robert Kennedy Jr., syn zastrzelonego w 1968 r. Roberta Kennedy'ego - ale startuje on jako niezależny i nie jest zbyt poważnym kandydatem. Z jednej strony to foliarz wygadujący głupoty o wojnie na Ukrainie, z drugiej ekoświr mocno powiązany z establiszmentem. Nie jest więc wiarygodny dla obu stron.



Druga różnica dotyczy postaw społecznych Amerykanów. Protesty na kampusach zmieniły się w zamieszki, bo lewactwo sprowokowało swoimi głupimi zachowaniami (takimi jak zerwanie z masztu amerykańskiej flagi i zastąpienie ją palestyńską) członków bractw studenckich. Kolesie z bractw wraz z prawicowcami spuścili więc tam lewakom wpierdol. Policja - pamiętająca akcje lewaków przy okazji BLM - spokojnie patrzyła, po czym też spuściła wpierdol lewicowcom. (Jednego z policjantów sfilmowano, gdy pluł na palestyńską flagę ściągniętą z masztu.) W jednej kwestii wszystkie strony sporu się jednak zgodziły. Propalestyńscy lewicowcy i proizraelscy prawicowcy wspólnie skandowali: "Fuck Joe Biden!".

Kto by pomyślał, że Afroman zrobi kiedyś razem z Rogerem Stone'm kawałek o Hunterze Bidenie...




***

Pamiętacie pewnie pewnie niedawny atak terrorystyczny w Sydney, w trakcie którego stracił oko asyryjski biskup Mari Emmanuel? Posłuchałem paru jego wypowiedzi na YouTube i muszę powiedzieć, że poruszał on pewne wątki, które opisywał na swoim blogu Spiskolog. W tym kwestię kontroli populacji za pomocą muzyki. Ciekawe, czy podczas jednego z takich kazań nie powiedział czegoś za dużo i ktoś dał na niego zlecenie?




***

Jak pewnie zauważyliście, zacząłem wzbogacać blog obrazkami generowanymi przez Sztuczną Inteligencję. Będzie ich dużo więcej przy ewentualnych seriach dotyczących starożytności. I nie będą to obrazki purytańskie ani brewarystyczne...

sobota, 4 listopada 2023

Putin jest martwy jak Elvis?

 


Zacznijmy od tego, co wiemy na pewno. Japońscy naukowcy użyli zaawansowanej technologii rozpoznawania twarzy i głosu, by przyjrzeć się różnym wystąpieniom publicznym Putina. Wyszło im, że Putin z wizyty na moście krymskim był jedynie w 53 proc. wizualnie podobny do Putina odbierającego 9 maja paradę na Placu Czerwonym, a Putin z mostu krymskiego był zaledwie w 18 proc. podobny do Putina odwiedzającego Mariupol. Również analiza głosu wykazała, że to trzy różne osoby. Możemy więc uznać za niezaprzeczalny fakt, że Putin ma co najmniej dwóch sobowtórów, którzy zastępują go podczas wystąpień publicznych. Szczególnie wystąpień w bardziej ryzykownych miejscach.

W zeszły piątek kanał Generał SWR podał, że Putin zmarł 26 października o 20.42 w swojej rezydencji w Wałdaju. Jego zwłoki włożono do zamrażarki z jedzeniem. Dzisiaj (w sobotę 4 listopada) miała się odbyć skromna ceremonia pamięci i kolacja dla "żałobników". Putin jest zastępowany przez sobowtóra, a de facto rządzi kumpel generała Kozieja, czyli Patruszew. Powszechnie uznano to za wrzutkę mającą ośmieszać przecieki o złym stanie zdrowia Putina i o jego sobowtórach, bądź też mającą za zadanie sprawdzić jak duże jest poparcie społeczne dla rosyjskiego prezydenta.

I też bym to uznał za wrzutkę, gdyby nie pewne zmiany w rosyjskiej propagandzie, które dostrzegłem w ostatnich dniach. Przede wszystkim telewizja mało pokazuje tam Putina. Wcześniej każde wydanie "Wiesti" pełne było relacji o tym kogo to Putin spotkał, z kim rozmawiał, których ministrów opieprzał, który wychodek otwierał... Przez ostatni tydzień Putin pojawił się w wiadomościach trzy razy. Najpierw było wystąpienie w sprawie wydarzeń na lotnisku w Machaczkale. Potem spotkanie z prezydentem Gwinei Równikowej. A w piątek wystąpienie na forum w Moskwie, przed starannie dobraną publicznością, gdzie mówił m.in.: "Nasi przodkowie zwrócili się ku ordyńcom przeciwko najeźdźcom z Zachodu, bo ordyńcy szanowali naszą kulturę". Każde z tych wystąpień było w warunkach ściśle kontrolowanych, bez żadnego ryzyka. Wyglądało to wszystko na próbę przyzwyczajenia Rosjan, że Putin będzie się rzadziej wypowiadał i że nie jest już tym wszechwładnym przywódcą, co dawniej. Możliwe również, że uznano, że nie warto ryzykować posyłania głównego sobowtóra na wystąpienia z udziałem tłumów. Jeśli mu się coś stanie, trzeba będzie go zastąpić sobowtórem nieco mniej podobnym.


 

Drugi ciekawy akcent w propagandzie: W czasie gdy narastały plotki o śmierci Putina, Szojgu brylował w Pekinie na konferencji bezpieczeństwa. Miał na sobie iście marszałkowski mundur. Choć jego wystąpienie tam było dosyć konfrontacyjne (tak pokazywano je w rosyjskiej telewizji), to znalazł się w nim również ciekawy akcent: oferta negocjacji z Zachodem.

Akira Kurosawa w filmie "Sobowtór" przedstawił historię, w której poległy pan feudalny jest zastępowany przez sobowtóra, będącego wcześniej drobnym rzezimieszkiem. Być może opierał się na legendzie mówiącej, że szogun Ieyasu Tokugawa zginął w 1615 r. podczas oblężenia Osaki i był później przez blisko rok zastępowany przez sobowtóra. Tak się akurat składa, że Ieyasu ma dwa groby - jeden w małej kapliczce w Osace, a drugi w mauzoleum w Nikko. Przedstawiałem tu też kiedyś teorię mówiącą, że Hitler pod koniec lipca lub na początku sierpnia 1944 r. zmarł z ran odniesionych w zamachu w Wilczym Szańcu i został 3 sierpnia 1944 r. pochowany w Mauzoleum Hindenburga w Olsztynku. Do 30 kwietnia  1945 r. (a możliwe, że później na emigracji też) zastępował go sobowtór. (Teorię tę uprawdopodobniła informacja o tym, że Hitler na jesieni 1944 r. przeszedł operację "wycięcia polipa ze strun głosowych". Ów polip miał pojawić się po zamachu z 20 lipca i sprawiać, że głos Hitlera brzmiał nieco inaczej.) Być może więc za około rok usłyszymy oficjalny komunikat o śmierci Putina. Wyprawi mu się państwowy pogrzeb pod murem Kremla. A w tym czasie będą paliły się znicze na drugim grobie Putina w ogródku rezydencji w Wałdaju...

Niezależnie od tego, czy Putin żyje, czy nie, mogliśmy zaobserwować w ostatnich miesiącach pewne pozycjonowanie się niektórych rządów na ewentualność jego śmierci i nowego ułożenia stosunków z Rosją. To by tłumaczyło choćby zwrot w polityce Bidena. To, że zaproponował on von den Leyen (karykaturalnej postaci, która niszczyła wcześniej Bundeswehrę) stanowisko sekretarza generalnego NATO - w kontrze do kandydatury byłego brytyjskiego ministra obrony Bena Wallace'a - sugeruje, że jednak USA chcą ułożyć ład w Europie przy współpracy z jej największą gospodarką. Wizja narzuconego Ukrainie rozejmu zamrażającego konflikt, tłumaczy natomiast zwrot Zełenskiego ku Niemcom, a także wsparcie ambasady USA dla naszej dotychczasowej proniemieckiej opizdycji. (Dodajmy do tego przyspieszenie przez UE procesu federalizacji oraz działania papieża-peronisty mające na celu demontaż Kościoła katolickiego, m.in. przez jego regionalizację, w ramach której nasz episkopat będzie podległy tym turbogejowskim zjebom z Niemiec.)  Oczywiście ta strategia USA jest bardzo dziurawa. Zakłada, że Niemcy chcą lojalnie współpracować z USA i że problem z Rosją był wyłącznie problemem personalnym, tyczącym się Putina. 

Większej nadziei nie dają też przyszłoroczne wybory w USA. Kolesie od MAGA z Kongresu są niechętnie nastawieni do udzielania pomocy dla Ukrainy, choć chętnie trwonią pieniądze amerykańskich podatników wysyłając je do Izraela, czyli państwa zamożnego, które potrafi samo się obronić. (A przy tym ma tendencje do kumania się z Rosją i Chinami.) Przykładem na to jest nowy republikański przewodniczący Izby Reprezentantów Mike Johnson - biblijny zjeb, który nie ma konta bankowego (co w oczach Amerykanów czyni go albo nieudacznikiem albo ostrym przekręciarzem), ale wyciągał publiczne pieniądze na biblijny park rozrywki "Arka Noego".  No cóż, America First stawia zawsze Amerykę na drugim miejscu. 

Po drugiej stronie też ciekawie. Biden w najbliższych wyborach może stracić stan Michigan. Tamtejszy, bardzo liczny, elektorat muzułmański odwraca się od obecnego prezydenta, w proteście przeciwko jego proizraelskiemu stanowisku. 



Wobec konfliktu izraelsko-palestyńskiego zajmuje oczywiście stanowisko neutralne - czyli takie jak Szwajcaria. To nie nasza wojna! Nie mamy żadnego interesu we wspieraniu żadnej ze stron wojny ludów semickich o kawałek pustyni. Rozumiem jednak, że ten konflikt wywołuje u wielu ludzi niepotrzebne emocje. Jeśli więc na serio przejęli się opowiastkami o straszliwych hamasowcach, którzy palą dziećmi w piecach, niech polecą do Izraela i wstąpią na ochotnika do IDF. Ci, którzy zbyt mocno identyfikują się ze stroną palestyńską, też mogą tam polecić i walczyć po drugiej stronie. Będą mogli poczuć się przez chwilę tak jak bojownik Hamasu z tego filmu, kładący ładunek wybuchowy na izraelskim czołgu - niemal jak w jakimś MoHu czy Battlefieldzie.

Oczywiście izraelskie "hipotetyczne" plany mówiące o wysiedleniu do Egiptu 2,2 mln Palestyńczyków ze Strefy Gazy można zakwalifikować jako zbrodnię przeciwko ludzkości. Są one również totalną głupotą z punktu widzenia interesów strategicznych Izraela. To byłaby powtórka z wojny libańskiej. Ich realizacja doprowadziłaby do tego, że Izrael miałby Hamas - lub dużo bardziej radykalną organizację - na całej swojej południowej granicy. Palestyńczycy mogliby też tak zdestabilizować Egipt, że objęliby w nim władzę islamscy radykałowie. To oznaczałoby perspektywę wojny z krajem liczącym ponad 100 mln ludzi. 

Sam wyciek tych planów do izraelskich mediów (!) pokazuje też jaki chaos panuje wewnątrz izraelskich władz. Izrael przegrywa wojnę propagandową na całej linii, a jego władze mocno pracują na to, by Żydzi przestali się już kojarzyć światowej opinii publicznej z ofiarami Holokaustu, a zaczęli być coraz silniej postrzegani jako kolonialni ludobójcy. No cóż, obecna ekipa rządząca Izraelem wyraźnie postawiła na akcję afirmatywną, gdyż promuje ludzi upośledzonych umysłowo na wysokie stanowiska w dyplomacji. Przykładem tego jest obecny ambasador w Warszawie - gostek chyba się nazywa admirał Rachel Levine, czy jakoś tak. W każdym bądź razie kiedyś pozował w sowieckiej czapce na 9 maja w Moskwie, a obecnie non stop twittuje, że propalestyńska wypowiedź jakiegoś lewaka na rachitycznej demonstracji to przejaw "odwiecznego polskiego antysemityzmu". Gigantyczne propalestyńskie demonstracje i prawdziwe akty antysemityzmu na Zachodzie jakoś mu umykają. Skutkiem prowadzenia przez towarzysza ambasadora dyplomacji w tak głupiej formie, jest to, że prawica i lewica zjednoczyły się w je*aniu go w komentarzach na Twitterze. Kiedyś Izrael nam wysyłał Szewacha Weissa do ambasady, a obecnie tego typu ćwoków. "Kadry decydują o wszystkim" - słusznie pisał Lenin.



Światowa opinia publiczna stała się oczywiście najbardziej propalestyńska od dekad. I ja się temu nie dziwię. Oglądając w angielskojęzycznych telewizjach relacje ze Strefy Gazy, zaczynam rozumieć, czemu w latach 60-tych i 70-tych młodzież z Zachodu emocjonalnie solidaryzowała się z mieszkańcami komunistycznego Wietnamu Północnego, wypierając z umysłu wszelkie niuanse konfliktu. Transparenty typu "Geje za Palestyną" dowodzą tego, że wojna w Strefie Gazy stała się kolejną po wojnie na Ukrainie, pandemii, BLM czy globalnego ocipienienia, "modną aktualną sprawą". (Proponuje pojawić się na propalestyńskiej demonstracji z transparentem "Palestyna ma rację w kwestii gejów". Ciekawe jakie będą reakcje.) Podejrzewam jednak, że środowiska propalestyńskie wkrótce po prostu przegną i wkurwią czymś zwykłych ludzi. W Londynie szykują się one już do zakłócenia uroczystości na 11 listopada, upamiętniających poległych żołnierzy brytyjskich. 


Powyżej: Greta Thunberg ze swoją ośmiorniczką szykuje się do zemsty za zabójstwo szwedzkiego księcia Folke Berandotte 

Oczywiście jednym z powodów tego, że Żydom udało się osiągnąć tak wiele sukcesów jest to, że po stronie antysemickiej jest mnóstwo umysłowych spierdolin. Umysłowa spierdolina wyznaje antysemityzm w najbardziej karykaturalnej postaci i szuka Żydów, tam gdzie ich nie ma. Kiedyś, gdy rzeczywiście zajmowałem stanowisko proizraelskie, mogłem czytać  śmieszne historyjki o tym jakim to jestem wszechpotężnym agentem Mossadu. Gdy moje stanowisko stało się mocno krytyczne wobec Izraela (podobnie jak jest mocno krytyczne wobec Rosji, Chin, USA, Niemiec, UE, Watykanu czy sporej części Polaków), a nawet po serii "Demiurg" bezlitośnie bijącej w największe żydowskie mity narodowe i religjne, umysłowe spierdoliny nadal piszą, że "entuzjastycznie popieram Izrael". Nawet jakbym tutaj co tydzień wklej fragmenty z gazetki dra Streichera i "Mein Kampf", a nawet gdyby się okazało, że to ja byłem okrytym złą sławą Iwanem Groźnym, strażnikiem z Treblinki i własnoręcznie wepchnąłem dra Korczaka do komory gazowej, to umysłowe spierdoliny nadal by pisały, że mój blog jest prożydowski. Bo są totalnymi debilami i wtórnymi analfabetami. Przypomniała mi się historia o tym jak Henryk Pająk twierdził, że Eugeniusz Sendecki "musi być Żydem, bo żaden Polak nie potrafiłby robić tego, co Sendecki". Czyli według Henryka Pająka, żaden Polak nie potrafiłby kręcić filmów komórką i wrzucać ich do netu... Zapewne nabrał on takiego przekonania obcując z wieloma umysłowymi spierdolinami.


sobota, 14 października 2023

Kompletna kompromitacja Izraela

 


(Poprzedni post został uznany za niezgodny z wytycznymi społeczności)

Wciąż nie mogę się nadziwić, czemu izraelskie wojsko i tajne służby dały taki popis olbrzymiej niekompetencji?

W przypadku służb niektórzy to tłumaczą ich grą w "szachy 4D". Jedna interpretacja mówi, że kierownictwo Shin Bet, Mosadu i Amanu jest wrogie wobec Netanjahu i chce go obalić za to, że się wziął za izraelską, aszkenazyjską, nadzwyczajną kastę sądową. Uznali więc, że trzeba olać ostrzeżenia wywiadowcze i pozwolić Hamasowi na dokonanie ataku, który skompromitowałby rząd. Problem jednak w tym, że ostrzeżenia egipskich tajnych służb o szykowanej przez Hamas wielkiej akcji dochodziły też bezpośrednio do Netanjahu. Egipcjanie byli zszokowani, że przyjął je on bardzo obojętnie. Może więc liczył na to, że mała wojna pomoże mu skonsolidować chwiejną władzę. Oba scenariusze brzydko jednak świadczą o izraelskich tajnych służbach. Są one bowiem bardziej zajęte gierkami politycznymi niż służeniem narodowi. Wygląda też na to, że służby źle oceniły skalę szykowanego ataku i liczyły na to, że łatwo powstrzyma je armia.

Zachowania izraelskiej armii nie da się jednak wyjaśnić niczym innym jak totalną niekompetencją na różnych szczeblach dowództwa i słabym wyszkoleniem żołnierzy. Hamasowi udało się nie tylko zająć teren większy od całej Strefy Gazy i swobodnie polować na cywilów w izraelskich miastach (w tym w centrum strategicznego miasta portowego jakim jest Aszkelon!), ale również łatwo zajęli oni bazy wojska izraelskiego, w których zdobyli ciężki sprzęt, taki jak transportery opancerzone i urządzenia do nasłuchu elektronicznego. Izraelskie siły pancerne były w dniu ataku co najmniej zdezorientowane. Izraelczycy stracili kilka czołgów Merkawa IV. Palestyńczykom udało się je eliminować zrzucając z dronów granaty do otwartych czołgowych włazów. Wyraźnie widać, że Hamas uważnie analizował taktykę stosowaną na Ukrainie, a Izrael tę wojnę po prostu przespał. 

W wyniku spektakularnego ataku Hamasu upadł mit potęgi militarnej Izraela, tak jak w lutym 2022 r. upadł mit supermocarstwowości Rosji. Można odnieść wrażenie, że ten mit o "wszechmocy" Izraela opierał się na oparach błyskotliwej wiktorii z 1967 r., ciężko wywalczonego zwycięstwa z 1973 r. i sprawnie przeprowadzonej inwazji na Liban z 1982 r. Faktem jest jednak to, że armia izraelska od 50 lat nie wygrała żadnej wojny z równorzędnym przeciwnikiem. Wojna libańska, była sukcesem w pierwszej fazie, ale Izrael przegrał ją strategicznie już w chwili zamachu na libańskiego prezydenta Baszira Dżemajela. Wplątał się tam w kilkanaście lat walk z Hezbollahem, które zakończyły się izraelską klęską strategiczną. Izraelowi nie udało się też złamać Hezbollahu w wojnach z 1996 r. i 2006 r. Oba starcia obfitowały zaś w kompromitacje wojskowe. Po 2006 r. Izrael prowadził jedynie walki o stosunkowo niskiej intensywności z Hamasem w Strefie Gazy. Polegały one głównie na tym, że obie strony ostrzeliwały się rakietami. Armia lądowa mocna się więc rozleniwiła. Uznała, że wystarczy Żelazna Kopuła, by chronić Izrael przez atakiem, a żołnierze mogą zająć się ważniejszymi sprawami, takimi jak nagrywanie głupich filmików na TikToka.



Skończyło się więc tak, że Hamasowcy rozwalali izraelskich żołnierzy tak jak w Call of Duty, wzięli sporo jeńców i w ciągu pierwszych dni walk zlikwidowali dowódcę "elitarnej" brygady Nahal płka Jonatana Steinberga.  Ciekawie będzie jak niekompetentne wojska izraelskie wkroczą do zgruzowanej Strefy Gazy. Wielu z tych młodych chłopców i dziewcząt z IDF wróci do domów w trumnach. Hezbollah jest jak na razie zadziwiająco powściągliwy, ale front północny też może zapłonąć...



Hamasowcy oczywiście rozwalali nie tylko izraelskich żołnierzy. W ciągu jednego dnia zabili też ponad 1000 cywilów i sporo ich też wzięli na zakładników. Atak na paralotniach na festiwal rave nad granicą był po prostu memicznym terrorystycznym majstersztykiem. Do masakr doszło też w kibucach położonych na południu Izraela.  Nigdy nie wątpiłem w rzeźnickie umiejętności hamasowców, ale tym razem byli oni nad wyraz kreatywni. Zabić jakąś staruszkę, wziąć jej telefon i wrzucić filmik z jej zakrwawionymi zwłokami na jej facebookowego walla, by strollować jej rodzinę? Dla nich nic trudnego. Dodajmy, że nie zabijali oni tylko Żydów, czy też obcokrajowców mogących za Żydów uchodzić. Ich ofiarami stali się też gastarbeiterzy z Azji Wschodniej. Oczywiście wiele uwagi przyciągnęło to, że hamasowcy porwali Izraelczykom mnóstwo kobiet. Zapewne niemal wszystkie z nich zostały już zbiorowo zgwałcone. To sugeruje choćby nagranie pokazujące jak tryumfalnie obwozili na pick-upie nagie i połamane ciało pechowej niemieckiej imprezowiczki. Dziwić może więc inny filmik - pokazujący młodą dziewczynę porywaną przez Palestyńczyków, która z uśmiechem na ustach kręci live'a na TikToka. 

Dowodów na zbrodnie Hamasu jest mnóstwo, ale Izrael postanowił ośmieszyć się propagandowo puszczając w eter bajeczki o "40-tu dzieciach, którym ucięto głowy" i publikując zdjęcie spalonego (nie wiadomo w jakich okolicznościach) niemowlaka. No cóż, ich tradycja nakazuje przesadę w takich opisach - przypominam, że według Talmudu Nabuchodonozor zerżnął króla Sedecjasza i jego synów swoim 500-metrowym kutasem... Im więcej będzie takich historyjek, tym globalna opinia publiczna (z wyjątkiem Hindusów i amerykańskich biblijnych pojebów) bardziej będzie obojętna na rzeczywiste zbrodnie popełniane na Izraelczykach. 

Obecna wojna to również wielka kompromitacja izraelskiej dyplomacji. Wchodziła ona bowiem od wielu lat w dupę Putinowi i Ruskim. (Z tego powodu Izrael nie udzielił Ukrainie żadnej znaczącej pomocy.) Netanjahu liczył na to, że Putin pomoże mu rozwiązać problemy strategiczne Izraela. Putin jednak jak zwykle nie wchodził w żadne dyplomatyczne gierki, tylko znów bezczelnie nasrał na geopolityczną szachownicę. Hamasowcy byli szkoleni przez rosyjskich instruktorów, a cały atak niemal na pewno był skoordynowany z Teheranem i Moskwą. Zresztą hamasowcy do Moskwy jeździli - raczej nie po to, by rozmawiać tam o pogodzie. Jest oczywistym, że ten atak ma za zadanie odciągnąć uwagę świata od tego, co się dzieje na Ukrainę. Niedawno też Serbowie szykowali się do ataku na Kosowo, ale zrobili to zbyt wcześnie i musieli się wycofać pod naciskiem USA.

Jaką Izrael ma strategię przeciwko Hamasowi? Nie ma żadnej. Po prostu dyszy zemstą i chce zabić jak najwięcej Palestyńczyków i zburzyć jak najwięcej cywilnych budynków w Gazie. Stąd też "precyzyjne" naloty polegające na burzeniu całych kwartałów ulic i bombardowania kolumn z cywilami uciekającymi na południe Strefy Gazy.  W ciągu 6 dni na Strefę Gazy zrzucono 6000 bomb, podczas gdy podczas walk koalicji międzynarodowej z ISIS na o wiele rozleglejsze terytorium Państwa Islamskiego zrzucano średnio 2,5 tys. bomb miesięcznie.  Jak widać Izrael bardzo się stara przyćmić Hamas pod względem skali zbrodni.  Bombardowanie Gazy niewiele się różni od rosyjskich zbrodni w Mariupolu. W obu miejscach zrzucano biały fosfor i niszczono całe kwartały ulic. Militarnie upokorzony Izrael sięgnął po takie same metody jak militarnie upokorzona Rosja. 

Netanjahu "wspaniałomyślnie" wezwał Palestyńczyków, by opuścili Strefę Gazy. Izraelskie lotnictwo (dobre do atakowania celów z kiepską osłoną przeciwlotniczą) zrzucało nawet ulotki, by uciekali oni na południe. Jak humanitarnie! Zupełnie jak w Warszawie po kapitulacji Powstania. Tylko, gdzie ci Palestyńczycy mają uciekać? Egipt nie chce ich przyjąć - słusznie obawiając się, że go zdestabilizują tak jak wcześniej palestyńscy uchodźcy wywołali wojnę domową w Libanie i próbowali obalić monarchię w Jordanii. Palestyńczycy mogą więc próbować płynąć na Cypr - co byłoby totalną katastrofą dla tego pięknego kraju i dla Unii Europejskiej. Izrael kreuje więc swoją barbarzyńską, "biblijną" polityką nowy kryzys imigracyjny dla Europy. Zachód i południe UE już i tak trzeszczy w szwach z powodu tego konfliktu. Hamas ma w Europie dużo więcej zwolenników niż w Strefie Gazy. Zachodnie libki ukręciły sobie bat na własne dupy prowadząc przez kilka dekad liberalną politykę imigracyjną. Gdyby w Brukseli zasiadali ludzie kompetentni, to zagroziliby Izraelowi sankcjami (konfiskata majątków izraelskich firm i obywateli w UE, zakaz lotów komercyjnych z i do Izraela, zakaz eksportu do Izraela produktów zaawansowanych technologicznie, paliw i drewna), ale tego nie zrobią. Zamiast tego zwykli ludzie mogą częśćiej przyłączać się do bojkotu ekonomicznego Izraela. Jeśli zaś decydenci z Tel Avivu znów wpadną na "genialny" pomysł zrażania sobie Polaków pluciem na ich przodków i oskarżaniem ich o udział w Holokauście, zawsze możemy przypomnieć im palestyńskie dzieci, które izraelskie bomby paliły i rozrywały w Gazie. (Izrael wyłącznie na własne życzenie w ostatnich latach stracił sympatię 80 proc. Polaków.)

Na koniec kilka ciekawostek:

W 2006 r. "Gazeta Wyborcza" dała na pierwszej stronie nagłówek: "Dajmy Hamsowi szansę". Poniżej był artykuł "Straszni ludzie rządzą Polską".

W 2014 r. Hamas pozwał UE przed TSUE za wpisanie go na listę organizacji terrorystycznych. Nadzwyczajna sędziowska kasta z TSUE orzekła na jego korzyść :))))))

Trzy miesiące temu wysłannik UE Sven Kuhn von Burgsdorff wykonał natomiast lot na paralotni do Strefy Gazy mający promować wolność dla Palestyny. Nie był wówczas świadomy tego, że jego akcja stanie się memiczna. 

***

Dzisiaj wrzuciłem dwa wpisy. Poprzedni - będący relacją z podróży do Tunezji -

sobota, 19 maja 2018

Wojna ekonomiczna przeciw Iranowi i kto stoi za Stormy

- Czy był Pan na otwarciu?
- No nie byłem. Trumpa też nie było. Wysłał swoją turbosłowiańską córkę Ivankę oraz Jareda Kushnera.



Oczywiście mowa o otwarciu nowej amerykańskiej ambasady w Jerozolimie. Krok to czysto symboliczny, który niczego w sytuacji strategicznej Izraela nie zmienia. Taki tam gest w stronę części sponsorów kampanii wyborczej Trumpa (np. Sheldona Adelsona) i ewangelikalnych protestantów śniących o wojnie nuklearnej na Bliskim Wschodzie mającej przyspieszyć Paruzję. Trump myśląc o tej drugiej grupie wysłał na ceremonię otwarcia jednego ze swoich "duchowych doradców" - pastora Roberta Jeffressa. Pastor Jeffress twierdził wcześniej, że wszyscy Żydzi pójdą do Piekła a "Hitler był częścią bożego planu" (pastor mówił też, że mormoni to "sekta z Piekła rodem", więc nakablował na niego Mitt Romney). Dla równowagi Jareda i Ivankę pobłogosławił rabin nazywający Czarnych "małpami". Jak widać czytanie Starego Testamentu - a jeszcze bardziej jego pisanie - może nieźle ryć banię.



W trakcie ceremonii doszło do "Krwawego Poniedziałku" na granicy Strefy Gazy. To była oczywiście prowokacja Hamasu - jeden z jego przywódców stwierdził, że 50 z 62 zabitych tego dnia Palestyńczyków należało do tej organizacji terrorystycznej. Oczywiście idioci będący izraelskimi dowódcami znów dali się wciągnąć Arabom w taką prowokację. Dostarczyli im męczenników, których Arabowie chcieli. A przecież wystarczyło nie walić w tłum ostrą amunicją. Premier Sławoj-Składkowski już w latach '30-tych zauważył, że wystarczą armatki wodne, gaz i dobrze wyszkolone oddziały policji, by rozpędzić tłum. Nasi ludzie chyba jednak tego betarowców nie uczyli...



Przenosiny ambasady były oczywistym prezentem dla Izraela, ale czy sankcje przeciwko Iranowi należy do takich prezentów zaliczyć? Izrael niewątpliwie na nich skorzysta. Podobnie jak Arabia Saudyjska i inne sunnickie monarchie. Administracja Trumpa jednoznacznie opowiedziała się po stronie tej osi. A zresztą dlaczego miałaby stanąć po stronie Iranu przeciwko Saudom? Co Iran może jej zaoferować? Iran, który jest bliskim sojusznikiem Rosji i Chin oraz stale nawołuje do porzucania dolara w globalnym handlu ropą? Sankcje są częścią wojny ekonomicznej mającej wstrząsnąć irańskim reżimem. Już pogłębiły załamanie riala irańskiego a później uderzą w przychody do irańskiego budżetu obciążonego już i tak kosztami wojen w Syrii i Jemenie. Możemy mieć tam znów falę podobnych protestów jak w grudniu. John Bolton obiecywał cwaniaczkom z MEK obalenie reżimu ajatollahów do 2019 r. Reżim może się jednak trzymać mocno, tak jak reżim w Wenezueli. Co wówczas? Scenariusz podobny jak z Koreą Północną. Steven Mnuchin już mówi, że celem prezydenta jest zawarcie nowej, lepszej umowy nuklearnej z Iranem.



Antyirańska rozgrywka Trumpa na Bliskim Wschodzie ma też taką dobrą stronę, że przeszkadza w jakichkolwiek próbach poprawy relacji USA z Rosją. I bije też mocno rykoszetem w Eurokarłów. "Rosyjski agent Trump" ostatnio zagroził sankcjami firmom budującym Nord Stream 2. I Europejczycy są tutaj bez silni. Skoro Amerykanie potrafili skutecznie uderzyć sankcjami w chiński koncern ZTE, to tym bardziej mogą być zagrożone europejskie firmy. Żeby było zabawniej: Iran odgraża się, że ujawni ile dał łapówek amerykańskim i europejskim politykom za umowę nuklearną.

Minotaur ugryzł Europę w dupę...

Po raz kolejny potwierdza się, to co przewidywałem: administracja Trumpa jest najbardziej antykremlowską administracją od czasów Reagana. Jeśli prawdą jest to, że rosyjskie służby pomogły Trumpowi wygrać wybory, to oznacza, że w tych służbach roi się od zdrajców oraz idiotów.

W każdym bądź razie, przez dwa lata pracy specjalnemu prokuratorowi Robertowi Muellerowi nie udało się znaleźć "smoking gun" w sprawie rzekomego wsparcia, jakie Trump miał otrzymać w kampanii od rosyjskich tajnych służb. (Sam Mueller współpracował zaś kiedy kierował FBI z... Olegiem Deripaską w kwestii agenta FBI przetrzymywanego w Iranie.) Nic nie wykryto, choć przecież FBI miała swojego szpiega wewnątrz kampanii Trumpa.  Manafort i generał Flynn są gnębieni za nieprawidłowości finansowe nie związane z kampanią. W tej fazie dochodzenia Mueller dociska zaś Michaela Cohena, prawnika Trumpa, który wypłacał "hush money" Stormy Daniels. Sprawa nie ma żadnego związku z Rosją, ale wykorzystano kruczek prawny dotyczący "defraudacji pieniędzy przeznaczonych na kampanię". Chodzi o to, by Cohen podzielił się z Muellerem jakimikolwiek brudami na Trumpa, lub takie brudy wymyślił.



Sprawa Stormy Daniels jest tylko wytrychem. Do złamania umowy w sprawie milczenia namówił ją jej prawnik -  Michael Avenatti. Gostek nie chce powiedzieć, kto go finansuje a sam ma kłopoty z prawem - zarzuca się mu oszustwa przy prowadzeniu spółki, m.in. nie płacił dostawcom. Co ciekawe, brał on udział w Tour de France wspólnie z synem... byłego szefa saudyjskiego wywiadu, księcia Turkiego bin Adbulaziza ibn Sauda. 





Internetowi szperacze dopatrzyli się na ciele Stormy  Daniels intrygującej blizny w kształcie litery K, częściowo zamaskowanej tatuażem. Takie same blizny wypalano na ciele "niewolnic seksualnych" w sekcie NXVIM. W kierownictwie tej sekty była m.in. aktorka Allison Mack, z "Tajemnic Smallville". Obecnie jest oskarżona m.in. o handel ludźmi i zmuszanie do prostytucji. Sekta wpłacała duże pieniądze na kampanię Hillary Clinton a trzech jej członków zostało zaproszonych do zasiadania we władzach Clinton Global Initiative. Przywódcy sekty imprezowali na prywatnej wyspie miliardera Richarda Bransona, gdzie wakacje spędzał Barack Obama. Ciekawe, czy dostarczali tam niewolnice na imprezy? Ciekawe też czy Stormy została celowo podsunięta Trumpowi w ramach operacji zbierania kompromatów?



***

Zjudaizowani mentalnie endecy zorganizowali ostatnio konferencję o tym jaka sanacja była straszliwie turańska. Na konferencji tej Rafał Ziemkiewicz wygłosił wykład o "Wojnie Śmigłego-Rydza". (Do obejrzenia tutaj.) Bzdurzył mniej niż się spodziewałem. Muszę przyznać, że zaczął słyszeć, że dzwonią, ale nadal nie wie, w którym kościele. Doszedł bowiem do podobnej obserwacji jak ja w serii Wrześniowa Mgła: szykowaliśmy się w 1939 r. do ataku na Niemcy. Ziemkiewicz ogólnie jednak jeszcze nie doszedł do istoty tego planu i dlaczego został on porzucony. Chrzani też, że powodem wojny było zajęcie przez Niemców Słowacji. Słowacja powstała w marcu 1939 r. a przecież decyzję o pójście na konfrontację z Rzeszą sanacyjne władze podjęły w styczniu 1939 r.
Jakoś też nie zauważa, że od 1932 r. atak prewencyjny na Niemcy był proponowany przez sanacyjną ekipę co najmniej osiem razy. Uśmiałem się też, gdy Ziemniak najpierw przekonywał, że "Śmigły-Rydz chciał wygrać wojnę bez pomocy Zachodu", by później przyznać, że od 1938 r.wiedział on, że kampania może się skończyć ewakuacją Wojska Polskiego na Zachód.

Poza tym straszne narzekanie na turanizm u Brauna, Macieja Giertycha i innych uczestników konferencji. Węgrom i Chorwatom turańskie dziedzictwo jakoś nie przeszkadza. Ale jak widać część endeków uważa, że powinniśmy się wstydzić naszych przodków Scytów i Sarmatów i uważać, że przed 966 r. byliśmy neandertalczykami wypełzłymi z prypeckich bagien, których ucywilizowali Niemcy.

***

Jeden z moich wiernych czytelników zainspirował się moim wpisem o Marksie i stworzył taką grafikę :)



Zbieram się do rozpoczęcia serii Dies Irae, ale jeszcze jakoś się nie przyzwyczaiłem do pisania na laptopie...

sobota, 24 października 2015

Kto rozpoczął nową falę Intifady?

Izrael zmaga się nową falą palestyńskiej rebelii - mniej spektakularną niż ta z lat 2000-2002, ale za to uciążliwą. Ot takim tanim terroryzmem: tu jakiegoś żołnierza dźgnie nożem Palestyńczyk udający fotoreportera, tam 13-latek ciachnie jakiegoś osadnika, tu kogoś jakiś Palestyńczyk przejedzie, tam podpalą koktajlami Mołotowa grób partriarchy Józefa, czasem jednak dochodzi do strzelanin takich jak ta na przystanku w Berszebie. Na podobne atrakcje powinni się przygotować Europejczycy. Ciekawe czy wyleczą je one z lamerskiej miłości do "Wolnej Palestyny"?



Za nową falą palestyńskiej rebelii stoją irańskie tajne służby, które w ten sposób odciągają uwagę Izraela od Syrii. To one przesyłają pieniądze Hamasowi, Dżihadowi Islamskiemu oraz mniejszym radykalnym grupom (z których część sami wykreowali) na rozkręcanie kampanii terrorystycznej. Jednocześnie Saudowie - za wiedzą i zgodą Izraela - przesyłają fundusze Fatahowi, by nie włączał się w starcia. Najciekawsze stanowisko zajmuje Państwo Islamskie: wzywa do atakowania zarówno Izraela jak i "odstępców" z Fatahu i Hamasu. Żydzi, Palestyńczycy, kochające drzewa cioty z Avatara - dla ISIS to jeden szajs.

Nowa odsłona Intifady jest również w interesie Rosji. Rosyjskie lotnictwo osłania Hezbollah w trakcie operacji mającej na celu zajęcie syryjskiego podnóża Wzgórz Golan. Rosja w ten sposób wspiera irańskie interesy strategiczne - i walkę Teheranu z "małym Szatanem". Samym Irańczykom operacja w Syrii idzie jednak tak sobie. Niedawno podali, że w walkach pod Aleppo zginęło ich ośmiu wysokiej rangi dowódców.  Jednocześnie ISIS przejęła część autostrady łączącej Aleppo z Homs, Hamą i Damaszkiem, czyli ważną drogę zaopatrzeniową do miasta. Rosyjska propaganda przekonuje, że Państwo Islamskie zostało już całkowicie zmasakrowane w wyniku precyzyjnych nalotów, ale inne doniesienia mówią, że w tych bombardowaniach zginęło jak dotąd jedynie jakieś 250 osób (!) z czego połowa to cywile. Potwierdza to moją tezę o tym, że rosyjska interwencja w Syrii to tylko putinowskie "Wag the dog". Rosja została do tej interwencji podpuszczona przez Obamę (Chiny zobaczyły co się kroi i w ostatniej chwili się wycofały) - wcześniej Putin-Hujło starał się usilnie porozumieć z Saudyjczykami w sprawie koordynacji działań na rynku naftowym oraz współpracy gospodarczej. Zamiast saudyjskich petrodolarów otrzymał jednak tylko wezwania do dżihadu. Awanturnictwo Putina-Hujły, kryzys w Chinach i amerykańska rewolucja łupkowa sporo Rosję kosztują. Według amerykańskiego Departamentu Skarbu dzięki niskim cenom ropy Rosja straciła przez rok 100 mld USD. Oby tak dalej.

Ciekawe rzeczy dzieją się również w Arabii Saudyjskiej. Grupa 12 synów poprzedniego monarchy chce ponoć obalić obecnego króla Salmana.  Czy to przewrót zorganizowany w Waszyngtonie? Amerykanie zeszli ostatnio w cień na Bliskim Wschodzie. Ale może to być mylące. Ich wojownicy cienia są tam wciąż bardzo aktywni - ot niedawno wspólnie z Kurdami uwolnili z rąk Państwa Islamskiego 70 zakładników w Iraku. Operacja bardziej spektakularna od dosyć przypadkowe zrzucania bomb przez Rosję na syryjskim zadupiu, a nasze media jakoś całkiem ją pominęły.



Są też zwiastuny zmian w Europie. Czy niemiecka epoka się kończy? Może tak się stanie jeśli do Reichu wrócą z Bliskiego Wschodu niemieccy specjaliści od tortur pracujący dla Państwa Islamskiego., członkowie tzw. Oddziału Szturmowego. Na kim sprawdzą swoje umiejętności?

***

Polecam nową recenzję mojej powieści "Vril. Pułkownik Dowbor". A także oczywiście samą powieść. 

"Oczami wyobraźni widzi się obfity biust Riki, który faluje za sprawą odrzutu karabinu snajperskiego, a w oddali goreją wybuchy eksplozji energii Vrill, wystrzeliwanej spod palców jej towarzyszy. Ludzie radzieccy są chamscy i prymitywni, Niemcy świńscy, Polacy zaś noszą w sobie przymioty cechujące cywilizowany naród. Właśnie to sztywne zarysowanie dobra i zła, znamienne dla każdej powieści awanturniczej, najlepiej unaocznia się podczas niemieckiej zbrodni w greckim klasztorze. Mnisi są przesłuchiwani, milczą, Niemcy chcą wydobyć informacje o miejscu przechowywania pewnej księgi, na koniec zabijają wszystkich, palą bibliotekę, niszczą klasztor. Kiedy atakuje się ducha i intelekt, człowiek automatycznie się wzdraga."

czwartek, 21 sierpnia 2014

Izrael-Palestyna, wojna w Gazie - kwestia skali

Dawno nic nie pisałem tutaj o Izraelu i o wojnie w Strefie Gazy (co nie przeszkadza niektórym idiotom nazywać mnie izraelskim propagandystą - ale co ze mnie za propagandysta, kiedy nie chce mi się pisać, na temat, na który mam siać propagandę?). Wszak dużo ciekawsze i ważniejsze rzeczy dzieją się na Ukrainie czy w Iraku. Pozwólcie więc, że nieco nadrobię izraelsko-palestyńskie zaległości.

Ilustracja muzyczna: Two Steps from Hell - Black Blade

Obecna wojna wybuchła z przyczyn ekonomicznych. Hamasowi po prostu zaczęło brakować pieniędzy. Egipskie wojsko nagle zaczęło niszczyć szmuglerskie tunele na granicy Egiptu ze Strefą Gazy. Hamas tuż przed wybuchem konfliktu nagle zajął wszystkie banki na podległym sobie terenie. Gospodarka Gazy była bliska implozji. (Szczegóły w tym interesującym artykule.) Hamas sprowokował wojnę, po to by dostać pieniądze od sponsorów - głównie od Iranu, a sama wojna jest głównie testem izraelskiego systemu antyrakietowego. Przypominam: w Hamasie jest 1200 milionerów. Ci terroryści to ludzie interesu.



Wojna ta nie przyniesie też żadnego strategicznego rozstrzygnięcia. Dowództwu IDF i rządowi na samym początku przedstawiono plany dekapitacji Hamasu - rajdu przeciwko bunkrowi dowodzenia tej organizacji. Zamiast tego postawiono walić rakietami w przedmieścia Gazy (i od niedawna również w wybranych dowódców Hamasu) i tworzyć pas ziemi niczyjej przy "zielonej linii". Netanyahu nie zdecydował się na rozstrzygające działanie, bo mu na to nie pozwoli Obama, a sam się boi ruszyć, bo wówczas IDF straci amerykańskie gwarancje kredytowe i generałowie się wkurzą, że nie będą mieli pieniędzy na swoje nowe autka i wille....



Oczywiście Izrael po raz kolejny popsuje sobie opinię w oczach Zachodu. Przy okazji operacji w Strefie Gazy przetoczyła się przez Europę Zachodnią fala antyizraelskich demonstracji a zarówno lewica jak i prawica na Starym Kontynencie jedzie po Izraelu jak po starej kobyle traktując to państwo jako źródło wszelkiego zła na ziemi i największego zbrodniarza. Przyznam, że obecna wojna w Strefie Gazy mi się z wielu względów nie podoba - także dlatego, że głównymi poszkodowanymi są przypadkowi palestyńscy cywile. Ale, na Peruna, zachowujmy właściwą skalę wydarzeń! Owszem Izrael nie opierdziela się z Arabami i często traktuje ich brutalnie, ale dużo brutalniej ich traktowali/traktują: Assad, Kaddafi, Mubarak, Morsi, al-Sisi, Saddam, al-Baghdadi, al-Maliki, Chomeini, Ahmadinedżad, gen. Soleimani, Falanga Libańska, Hezbollah, Hamas, Fatah, władze Bahrajnu, Jemenu etc. Izraelskie standardy odbiegają od europejskich, ale na tle Bliskiego Wschodu są dosyć łagodne. (W 1970 r. palestyńscy radykałowie wyrzynani przez jordańską armię uciekali w panice do Izraela.) Jakoś nie widać na ulicach demonstracji przeciwko o wiele bardziej krwawym wojnom w Syrii, Iraku, Libii... Czy życie tamtejszych Arabów jest mniej warte od życia Arabów z Gazy?




Głupotą jest również porównywanie działań Izraela do nazistowskiego i komunistycznego ludobójstwa - gdyby to była prawda, już by Palestyńczyków nie było. Jeśli do czegoś porównujemy, to raczej do brutalnych działań Brytyjczyków w Irlandii oraz w koloniach (Cypr, Aden, Palestyna, Malaje, Kenia, Afryka Południowa) czy Francuzów w Algierii. Jeśli jesteście zachodnimi liberałami, libertarianinami lub chrześcijańskimi humanitarystami - protestujcie sobie do woli przeciwko Izraelowi, USA, Bostwanie czy Papui-Nowej Gwinei. Może wasze protesty coś dadzą, a może adresaci będą mieli je w d... Jeśli jednak jesteście zjebami, czyli fanami Assada, Putina-Hujły czy innego Kim  Jong Una, nie macie żadnego prawa protestować przeciwko działaniom Izraela, bo wasi idole każdego dnia dopuszczają się o wiele cięższych zbrodni niż Izrael w ciągu kilku ostatnich wojen.

Apropos idiotów: jest na fejsie stronka Dziennik Duponarodowca. Dupoblog (jeśli źle zapamiętałem nazwę, to przepraszam... :),  na której tak o mnie piszą:



W ten sposób skomentowano link do kwaśnego tekstu Janka Bodakowskiego (lidera Madaoprawicy), w którym Jancio żali się, że "Gość Niedzielny" to syjonistyczna agentura, bo napisano w nim, że Hamas jest współodpowiedzialny za wojnę w Strefie Gazy i zamieszczono wywiad z polskim misjonarzem z Izraela, który pozytywnie się wypowiadał o Żydach. Ale wróćmy do Dziennika Duponarodowca. Pomińmy, że ten  kto to pisał jest wybitnym znawcą historii Bliskiego Wschodu (a zwłaszcza życiorysu "Menachema Begina Begina"). Zwróćcie uwagę, że użył on tam słowa "atlantysta"  wprowadzonego do polskiego, prawicowego dyskursu politycznego przez zwolenników sowieckiego zjeba (nieuka, który leczył się w psychiatryku i później mianował reichsfuehrerem "Czarnego Zakonu SS") Aleksandra Dugina. Nie powinno nas to dziwić, bo na Dzienniku Duponarodowca znajdziemy dużo popłuczyn po rosyjskiej propagandzie o strasznych "żydobanderowcach" a poza tym m.in. kpiny z "antyrosyjskiej szpiegomanii" oraz prób wyjaśniania zamachu smoleńskiego. Ale prawdziwym hitem jest wypomnienie mi, że jestem jakoby rzekomo "wielbicielem japońskiego porno" :) No cóż, autor Dziennika Duponarodowca, Wiesław Nowel ma obsesję na moim punkcie i raz nawet sobie fantazjował, co robiłem na urlopie w Bangkoku. Nie wiem, co gostek ma przeciwko japońskiemu porno - ono jest takie kreatywne i karykaturalnie zabawne, a aktorki fajnie udają zawstydzenie - ale może koleś był poszkodowany podczas wieczorka bukake? Nie wiem co, go podnieca (może Winnicki na siłowni), ale niech wyluzuje - niech zobaczy: Hitomi Tanaka je banana. Jaka zabawna dziewczyna!

W mojej książce  "Vril. Pułkownik Dowbor". nie ma co prawda duponarodowców i Hitomi Tanaki, ale jest jeden wątek w mandatowej Palestynie (i duże biusty też:), więc zachęcam do jej czytania :)

wtorek, 15 lipca 2014

Ukraina/Rosja: Mainiła 2014



Prowokacja z ostrzelaniem wioski Donieck w obwodzie rostowskim aż za bardzo przypomina mi listopad 1939 r. i ostrzelanie przez artylerię NKWD (tak, były całe dywizje NKWD spełniające taką samą rolę jak dywizje Waffen-SS) przygranicznej wioski Mainiła, co miało usprawiedliwić atak na Finlandię. Rosyjska agresja na Ukrainę cały czas trwa, choć jest nieoficjalna. Wariant z "Zatoką Świń", czyli "ochotnikami" i "separatystami", którzy mieli samodzielnie opanować teren nie wypalił - ukraińska Gwardia Narodowa, ochotnicze bataliony przy wsparciu ciężkiego sprzętu pogoniły tych żuli. Nie pomogli "separatyści" z Czeczenii, nie pomogli ochotnicy z państw sąsiednich, nie pomogli rosyjscy weci z Afganistanu, Czeczenii i Gruzji. Putin zaczął więc przerzucać na Ukrainę regularne oddziały. Czekamy, kiedy wyślę tam swojej lotnictwo, bo czołgi i transportery już są - i niektóre z nich nawet miały okazję spłonąć (przy okazji dowiedzieliśmy się, że "że Aleksandr Borodaj, premier tzw. republiki donieckiej, nie jest specjalistą od PR-u - jak głosi jego oficjalna biografia - lecz generałem i zastępcą szefa FSB. Wsławił się tym, że w 1999 r. wraz z Igorem Girkinem-Striełkowem - pułkownikiem GRU i ministrem obrony tzw. republiki - na łamach szowinistycznego pisma "Zawtra" wychwalali ludobójczą pacyfikację wsi w Dagestanie przez armię rosyjską."). Ukraińscy wojskowi ostrzegają, że inwazja Specnazu nastąpi już jutro.

Czemu nie pisałem o wojnie Izraelu/Palestynie? Bo to nic takiego. Konflikt o małym natężeniu w porównaniu z Ukrainą. To był tylko palestyński test tego jak zachowa się izraelski system antyrakietowy Iron Dome. 

***

Po raz kolejny polecam wakacyjną lekturę: moją książkę   "Vril. Pułkownik Dowbor". Na razie jako e-book (można ją znaleźć choćby tutaj).

wtorek, 7 stycznia 2014

Requiem dla Szarona: Ostatnie wystąpienie

Gen. Ariel Szaron - dla światowej opinii publicznej skrajnie prawicowy, wściekle nacjonalistyczny potwór używany do straszenia małych palestyńskich/lewackich/endeckich dzieci. Prawda jest jak zwykle o wiele bardziej złożona. Od stycznia 2006 r. Szaron jest pogrążony w śpiączce, a ostatnio jego stan mocno się pogorszył. Lada dzień może przenieść się do Szeolu. Czas więc na wspominki, które zrewidują wasze postrzeganie tej niezwykle złożonej postaci.

Zacznijmy z grubej rury. Oto fragment ostatniego wystąpienia publicznego premiera Szarona. Kilka godzin później pił wino z Szimonem Peresem a potem doznał pierwszego wylewu.



Powiedział wówczas (wywołując dużą irytację obecnych): "Nie możemy nadal trzymać pod okupacją - to jest okupacja, możecie nie lubić tego słowa, ale to naprawdę okupacja - trzymać 3,5 mln Palestyńczyków pod okupacją, jest w mojej opinii bardzo złą rzeczą. To nie może trwać wiecznie. Czy chcecie pozostać wiecznie w Jeninie, Nablusie, Ramallah, Betlejem?"

Premier Szaron w 2005 r. dokonał przymusowej ewakuacji żydowskich osiedli ze Strefy Gazy (okazało się to później katastrofą strategiczną dla Izraela i Egiptu - Strefa Gazy została opanowana przez Hamas. Skutkiem tego było kilka "miniwojen" i ekspansja terroryzmu na Synaju). Mówiono, że szykuje się do podobnej ewakuacji Zachodniego Brzegu. Czynił to zarówno pod naciskiem Amerykanów jak i... ze swojej własnej woli. Choć czasem dla celów wyborczych grał prawicowego, nacjonalistycznego radykała nigdy nim nie był. A kim był w rzeczywistości? O tym jeszcze napiszę...


Powyżej: gen. Ariel Sharon w śpiączce - instalacja Noama Braslavsky'ego.