Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Gaza. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Gaza. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 21 sierpnia 2014

Izrael-Palestyna, wojna w Gazie - kwestia skali

Dawno nic nie pisałem tutaj o Izraelu i o wojnie w Strefie Gazy (co nie przeszkadza niektórym idiotom nazywać mnie izraelskim propagandystą - ale co ze mnie za propagandysta, kiedy nie chce mi się pisać, na temat, na który mam siać propagandę?). Wszak dużo ciekawsze i ważniejsze rzeczy dzieją się na Ukrainie czy w Iraku. Pozwólcie więc, że nieco nadrobię izraelsko-palestyńskie zaległości.

Ilustracja muzyczna: Two Steps from Hell - Black Blade

Obecna wojna wybuchła z przyczyn ekonomicznych. Hamasowi po prostu zaczęło brakować pieniędzy. Egipskie wojsko nagle zaczęło niszczyć szmuglerskie tunele na granicy Egiptu ze Strefą Gazy. Hamas tuż przed wybuchem konfliktu nagle zajął wszystkie banki na podległym sobie terenie. Gospodarka Gazy była bliska implozji. (Szczegóły w tym interesującym artykule.) Hamas sprowokował wojnę, po to by dostać pieniądze od sponsorów - głównie od Iranu, a sama wojna jest głównie testem izraelskiego systemu antyrakietowego. Przypominam: w Hamasie jest 1200 milionerów. Ci terroryści to ludzie interesu.



Wojna ta nie przyniesie też żadnego strategicznego rozstrzygnięcia. Dowództwu IDF i rządowi na samym początku przedstawiono plany dekapitacji Hamasu - rajdu przeciwko bunkrowi dowodzenia tej organizacji. Zamiast tego postawiono walić rakietami w przedmieścia Gazy (i od niedawna również w wybranych dowódców Hamasu) i tworzyć pas ziemi niczyjej przy "zielonej linii". Netanyahu nie zdecydował się na rozstrzygające działanie, bo mu na to nie pozwoli Obama, a sam się boi ruszyć, bo wówczas IDF straci amerykańskie gwarancje kredytowe i generałowie się wkurzą, że nie będą mieli pieniędzy na swoje nowe autka i wille....



Oczywiście Izrael po raz kolejny popsuje sobie opinię w oczach Zachodu. Przy okazji operacji w Strefie Gazy przetoczyła się przez Europę Zachodnią fala antyizraelskich demonstracji a zarówno lewica jak i prawica na Starym Kontynencie jedzie po Izraelu jak po starej kobyle traktując to państwo jako źródło wszelkiego zła na ziemi i największego zbrodniarza. Przyznam, że obecna wojna w Strefie Gazy mi się z wielu względów nie podoba - także dlatego, że głównymi poszkodowanymi są przypadkowi palestyńscy cywile. Ale, na Peruna, zachowujmy właściwą skalę wydarzeń! Owszem Izrael nie opierdziela się z Arabami i często traktuje ich brutalnie, ale dużo brutalniej ich traktowali/traktują: Assad, Kaddafi, Mubarak, Morsi, al-Sisi, Saddam, al-Baghdadi, al-Maliki, Chomeini, Ahmadinedżad, gen. Soleimani, Falanga Libańska, Hezbollah, Hamas, Fatah, władze Bahrajnu, Jemenu etc. Izraelskie standardy odbiegają od europejskich, ale na tle Bliskiego Wschodu są dosyć łagodne. (W 1970 r. palestyńscy radykałowie wyrzynani przez jordańską armię uciekali w panice do Izraela.) Jakoś nie widać na ulicach demonstracji przeciwko o wiele bardziej krwawym wojnom w Syrii, Iraku, Libii... Czy życie tamtejszych Arabów jest mniej warte od życia Arabów z Gazy?




Głupotą jest również porównywanie działań Izraela do nazistowskiego i komunistycznego ludobójstwa - gdyby to była prawda, już by Palestyńczyków nie było. Jeśli do czegoś porównujemy, to raczej do brutalnych działań Brytyjczyków w Irlandii oraz w koloniach (Cypr, Aden, Palestyna, Malaje, Kenia, Afryka Południowa) czy Francuzów w Algierii. Jeśli jesteście zachodnimi liberałami, libertarianinami lub chrześcijańskimi humanitarystami - protestujcie sobie do woli przeciwko Izraelowi, USA, Bostwanie czy Papui-Nowej Gwinei. Może wasze protesty coś dadzą, a może adresaci będą mieli je w d... Jeśli jednak jesteście zjebami, czyli fanami Assada, Putina-Hujły czy innego Kim  Jong Una, nie macie żadnego prawa protestować przeciwko działaniom Izraela, bo wasi idole każdego dnia dopuszczają się o wiele cięższych zbrodni niż Izrael w ciągu kilku ostatnich wojen.

Apropos idiotów: jest na fejsie stronka Dziennik Duponarodowca. Dupoblog (jeśli źle zapamiętałem nazwę, to przepraszam... :),  na której tak o mnie piszą:



W ten sposób skomentowano link do kwaśnego tekstu Janka Bodakowskiego (lidera Madaoprawicy), w którym Jancio żali się, że "Gość Niedzielny" to syjonistyczna agentura, bo napisano w nim, że Hamas jest współodpowiedzialny za wojnę w Strefie Gazy i zamieszczono wywiad z polskim misjonarzem z Izraela, który pozytywnie się wypowiadał o Żydach. Ale wróćmy do Dziennika Duponarodowca. Pomińmy, że ten  kto to pisał jest wybitnym znawcą historii Bliskiego Wschodu (a zwłaszcza życiorysu "Menachema Begina Begina"). Zwróćcie uwagę, że użył on tam słowa "atlantysta"  wprowadzonego do polskiego, prawicowego dyskursu politycznego przez zwolenników sowieckiego zjeba (nieuka, który leczył się w psychiatryku i później mianował reichsfuehrerem "Czarnego Zakonu SS") Aleksandra Dugina. Nie powinno nas to dziwić, bo na Dzienniku Duponarodowca znajdziemy dużo popłuczyn po rosyjskiej propagandzie o strasznych "żydobanderowcach" a poza tym m.in. kpiny z "antyrosyjskiej szpiegomanii" oraz prób wyjaśniania zamachu smoleńskiego. Ale prawdziwym hitem jest wypomnienie mi, że jestem jakoby rzekomo "wielbicielem japońskiego porno" :) No cóż, autor Dziennika Duponarodowca, Wiesław Nowel ma obsesję na moim punkcie i raz nawet sobie fantazjował, co robiłem na urlopie w Bangkoku. Nie wiem, co gostek ma przeciwko japońskiemu porno - ono jest takie kreatywne i karykaturalnie zabawne, a aktorki fajnie udają zawstydzenie - ale może koleś był poszkodowany podczas wieczorka bukake? Nie wiem co, go podnieca (może Winnicki na siłowni), ale niech wyluzuje - niech zobaczy: Hitomi Tanaka je banana. Jaka zabawna dziewczyna!

W mojej książce  "Vril. Pułkownik Dowbor". nie ma co prawda duponarodowców i Hitomi Tanaki, ale jest jeden wątek w mandatowej Palestynie (i duże biusty też:), więc zachęcam do jej czytania :)

piątek, 16 sierpnia 2013

Egipskie haki na Obamę?



O masakrach w Egipcie nie pisałem, bo założyłem, że jesteście na tyle inteligentni, by właściwie zinterpretować te zdarzenia. Ale mimo wszystko dokonam małego podsumowania dla mniej kumatych: po prostu wojsko robi to, czego go nauczono i nie opierdziela się z islamskim demosem strzelając do niego ostrą amunicją.  To scenariusz znany m.in. z Algierii. Islamski demos też się nie opierdziela. Pomiędzy zwykłymi demonstrantami święcie oburzonymi na brutalność wojska znajdują się uzbrojeni zwolennicy Bractwa. Organizują oni napady na posterunki policji i podpalenia kościołów.  Na Synaju trwa islamska rebelia a wszystko koordynuje tajemniczy Pan X - prawdziwy lider Bractwa, kryjący się za kilkoma figurantami takimi jak Morsi. W takich krajach jak Egipt nie ma w praktyce szlachetnych demokratów (chyba, że mamy na myśli kilku zwesternizowanych hipsterów-intelektualstów). Wybór jest tylko pomiędzy islamskim motłochem a skorumpowaną, socjalistyczną armią. Obama niewiele może w tej sytuacji zrobić. Gen. al-Sisi demonstracyjnie nie odbiera telefonów od niego. Wcześniej pokazywał, że Egipt może się stać rosyjskim sojusznikiem (jak za Nassera). Ma też silne wsparcie Arabii Saudyjskiej, której Barak Barakowicz nie może sobie zrazić.



Możliwe również, że egipskie służby mają haki na Obamę. Saad al-Shater, syn uwięzionego nominalnego przywódcy Bractwa Khairata al-Shatera, twierdzi, że jego ojciec ma dokumenty, które mogą zakończyć prezydenturę Obamy. Dokumentację tajnych rozmów między Barackiem Husseinem i Bractwem. Szalone plotki mówią o porozumieniu przewidującym przekazanie części Synaju Hamasowi w zamian za 8 mld USD dla Bractwa. Inne plotki dotyczą Benghazi. Haków tych może być dużo i z pewnością wymykały się będą zrozumieniu przeciętnego zjadacza chleba z Zachodu. Egipski polityk Mustafa Bakari twierdzi np. że Anne Patterson, amerykańska ambasador w Kairze należy do "uśpionej komórki" Bractwa Muzułmańskiego gdzie została zwerbowana przez Essama el-Ariana lub Muhammada al-Baltagiego.Wcześniej jeden z byłych agentów FBI opowiadał, że szef CIA John Brennan przyjął islam, gdy kierował placówką Agencji w Rijadzie. Normalnie jakichś Homeland...

niedziela, 2 grudnia 2012

Palestyńska "niepodległość", tajna wojna w Strefie Gazy, wybuchający reaktor w Iranie oraz syryjski blackout



Kiedy mnie nie było w Polsce, na Bliskim Wschodzie doszło do kilku interesujących zdarzeń.

Wiadomością tygodnia, było podwyższenie statusu Autonomii Palestyńskiej w ONZ, nazwane nieco na wyrost uznaniem palestyńskiej niepodległości przez społeczność międzynarodowej. Dla nas to oczywiście zła wiadomość, bo pojawienie się nowego państwa jeszcze bardziej obniża naszą pozycję w piłkarskich rankingach. A na poważnie: to jakaś farsa. Mahmud Abbas i jego skorumpowana fatahowska administracja pozostają u władzy tylko dzięki siedmiu batalionom sił bezpieczeństwa finansowanym przez Amerykanów. Administracja jego "państwa" jest opłacana z izraelskiego budżetu. O ile w przypadku Kosowa, czy nawet Naddniestrza i Osetii Płd. możemy mówić o jakiejś grupie, która zbrojnie kontroluje teren i sprawuje na nim realną władzę, to rządy Abbasa są iluzoryczne. A jednak ani Izrael, ani USA nic nie zrobiły, by przeciwdziałać tej jednostronnej "deklaracji niepodległości". Cała sprawa wygląda więc na totalnie ustawioną. Abbas udaje, że wywalczył niepodległość, Izrael udaje, że się na tę niepodległość nie godzi a w Strefie Gazy rządzi sobie realny władca Palestyńczyków - Hamas.

Przy okazji: cofnę wypowiedziane słowa o ostatniej wojnie w Strefie Gazy, jeśli tajna wersja historii operacji "Filar Obrony" okaże się prawdą. Co to za tajna wojna? Celem izraelskiej operacji było dokonanie zamachu stanu wewnątrz Hamasu. To była akcja zorganizowana wspólnymi siłami przez izraelskie, tureckie i katarskie tajne służby. Najpierw katarski książę pojechał do Gazy, sypnął miejscowym trochę kasy i namówił ich do tego, by puścili trochę rakiet na Izrael. Gdy salafici połknęli haczyk i zadanie wykonali, IDF zlikwidowała Ahmada Jabariego, głównego stronnika Iranu w Hamasie. Następnie rozwalono pewnie również paru innych proirańskich hamasowców, oczywiście pod osłoną wymiany rakietowych salw. W końcu zorganizowano rozejm de facto oddający Egiptowi kontrolę nad Hamasem.  Przy okazji zademonstrowano Hezbollahowi skuteczność systemu "Żelazna Kopuła". To oznacza, że Izrael całkowicie podporządkował się planom Obamy. Jeśli te plany się powiodą Netanjahu przejdzie do historii jako drugi Begin, jeśli się nie powiodą potomność uzna go za drugiego Czerniakowa.

Jak zauważył czytelnik Antyetatysta, w Syrii ostatnio wysiadł internet i sieć telefoniczna. Połączył to z nalotami na Aleppo. Podobne sztuczki z telefonami bezpieka robiła już w 1982 r., przed atakiem na Hamę. Możliwe również, że prawdziwą przyczyną było to, że reżim chce ukryć to, że doszło do ataku rebeliantów na lotnisko w Damaszku. Po Bliskim Wschodzie krążą plotki o tym, że Assad uciekł z kraju lub zginął. Odgrzewana jest również propaganda o syryjskich WMD. 

Na froncie irańskim również ciekawy incydent: w październiku reaktor w Buszerze omal nie wyleciał Irańczykom w powietrze. Może to był sabotaż, a może połączenie rosyjskiej myśli technicznej z irańską. Czy w ramach blowbacku doszło do sabotażu amerykańskiego reaktora w San Onofre?

Tymczasem król Arabii Saudyjskiej Abdullah bin Abdul Aziz ponoć zapadł w zeszłym tygodniu w śpiączkę i został uznany za klinicznie zmarłego.

Polecam również ważny wywiad z Assangem poświęcony masowej inwigilacji w internecie.

sobota, 24 listopada 2012

Ciche zamachy stanu: Egipt, Sudan, Tajlandia



Morsi przeprowadził kolejny konstytucyjny zamach stanu zakazując egipskim sądom badać legalności wszelkich praw uchwalonych po jego dojściu do władzy. Liczył, że opinia publiczna będzie zajęta mentalnym konsumowaniem dyplomatycznego sukcesu jakim było wynegocjowanie rozejmu w Strefie Gazy i zrobienia z tego terytorium strefy wpływów Egiptu. Ale się przeliczył. Opozycja wyszła tłumnie na ulice. W Aleksandrii spalono prezydenckie biura oraz siedzibę Bractwa Muzułmańskiego.  Żołnierze zaczęli wśród demonstrantów rozprowadzać ulotki mówiące o stworzeniu komitetu wojskowego dążącego do obalenia Morsiego.

***
Wiadomo już nieco więcej, dlaczego Netanjahu tak szybko zgodził się na rozejm w wojnie z Hamasem. Obama obiecał mu wysłanie na Synaj amerykańskich wojsk, które będą walczyć tam z terroryzmem oraz szmuglem irańskiej broni do Gazy. Problem z Obamą jest taki, że wiele obiecuje, ale ostatecznie i tak ma wszystkich w d... Netanjahu pewnie o tym wie, ale nie chce się stawiać Amerykanom. USA to sojusznik, który od blisko 20 lat wiąże ręce Izraelowi, ale to chyba jedyny liczący się sojusznik jakiego ma Izrael.

***
Do próby zamachu stanu doszło również w Chartumie. Bashirowska bezpieka zatrzymała 12 wysokiej rangi oficerów, w tym Salaha Gosha, byłego szefa Służby Bezpieczeństwa Narodowego - uznawanego za sympatyka USA. Szkoda, że się nie udało...

***
Ledwie Obama wyjechał z Tajlandii, a już doszło tam do demonstracji prawicowej, monarchistycznej opozycji. Co prawda na ulice Bangkoku wyszło tylko jakieś 17 tys. ludzi, ale premier Yingluck Shinawatra już wytoczyła przeciwko nim ciężkie działa w postaci praw nadzwyczajnych. Woli dmuchać na zimne, bo demonstrantom przewodzi generał Boonlert Kaewprasit. Niedawno doszło też do próby zamachu do byłego premiera Thaksina Shinawatrę.  Komu w tym starciu kibicować? Trudno powiedzieć, sytuacja jest niejednoznaczna. Thaksin Shinawatra to rzeczywiście oligarcha, ale reprezentujący interesy biedniejszej części narodu i wiele zrobił, by wyciągnąć Tajlandię z kryzysu finansowego. To polityk tak jak Lepper czy Kaczyński naruszający zastane status quo. Jego demokratycznie wybrany rząd został wcześniej obalony przez armię a za rządów puczystów strzelano do pokojowych demonstracji. Obecnie rządzi z tylnego siedzenia - premierem jest jego siostra Yingluck. Co ciekawe, Thaksin Shinawatra jest obywatelem Czarnogóry.




czwartek, 22 listopada 2012

Irael/Gaza: Rozejm. Obama Style

A jednak rozejm. Niemal identyczny jak po operacji "Cast Lead". Różnica taka, że to Egipt negocjował z Hamasem, a później porozumiał się z Egiptem. Czyli niekonsekwencja Obamy przeważyła. Pod wpływem międzynarodowych nacisków Izrael wstrzymał rozgrzebaną operację. Minie parę miesięcy i trzeba będzie ją powtarzać. Mieszkańcy południa Izraela rozczarowani.  Hamas też rozczarowany. Jedynym zwycięzcą okazał się system Iron Dome i produkujące go firmy. Jeśli uznać tę wojnę za test systemu antyrakietowego, to była ona dosyć udana. Wypromowała też hamasowski hit disco "Uderzymy na Tel Aviv".

środa, 21 listopada 2012

Izrael/Gaza: bombowy prezent od Hamasu


Powyżej: jakoś niewielka ta bomba była...

Negocjowanie rozejmu okazało się stratą czasu, nie tylko dlatego, że Izraela nie zaproszono do bezpośrednich rozmów z Hamasem (kazano mu wszystko załatwiać via Egipt, by Obama mógł pokazać Bractwu jakie jest ważne). Po prostu Hamas świerzbiły ręce i wysadził w powietrze autobus w Tel Awiwie. Gadanie o rozejmie po kilku dniach operacji o niskiej intensywności mija się zresztą z celem. Podczas dwóch poprzednich wojen pod międzynarodową presją przerwano działania IDF, zanim zdołała ona wyeliminować zagrożenie strategiczne (Bo strefa cienia, z której co jakiś czas spadają na twój kraj rakiety i która jest kontrolowana przez ludzi chodzących w upał w kominiarkach na głowach - terrorystów powiązanych z obcymi mocarstwami, jest właśnie zagrożeniem strategicznym). W biadania międzynarodowych pacyfistów, lewaków i judeosceptycznych narodowych radykałów nie ma się co wsłuchiwać. Ta operacja jest na znacznie mniejszą skalę niż poprzednie wojny w Strefie Gazy i jest igraszką w porównaniu z wojną w sowieckim stylu prowadzoną przez Assada (Tak więc wszyscy obrońcy Assada zróbcie światu przysługę i nie ośmieszajcie łkając nad losem Palestyńczyków). Idealnym rozwiązaniem byłoby przyłączenie Gazy do Egiptu, ale na to nie zgodzi się nawet ekipa Bractwa Muzułmańskiego. Bo po co im na głowie takie pierdolnik? Lepiej spełnia swoją funkcję jako na wpół samodzielne terytorium o nieuregulowanym statusie, do którego można od czasu do czasu coś wysłać tunelami, by spadło na USrael.

sobota, 17 listopada 2012

Gaza: kolejny dzień operacji. W co gra Obama



Izrael nadal obrzuca Strefę Gazy rakietami (jak dotąd zaatakowanych ponad 800 celów) a Hamas mu się odgryza próbując m.in. wcelować w reaktor w Dimonie. Z większych osiągnięć IDF: zrównanie z ziemią, w wyniku pięciu bombardowań lotniczych czteropiętrowej siedziby rządu Hamasu w Gazie. Budynek był pusty, tak więc nalot odbył się bez strat w ludziach po obu stronach. Nieco gorzej idzie Izraelowi z likwidowaniem hamasowskich rakiet średniego zasięgu. Aman ocenia, że Hamas ma ich jeszcze kilkanaście, więc coś może jeszcze spaść na Tel Aviv. Jak na razie można to uznać za konflikt o niskiej intensywności: po stronie izraelskiej 3 zabitych, po palestyńskiej kilkunastu. CNN musi więc uciekać się do starych numerów z inscenizowaniem scenek z rannymi Palestyńczykami. Śmiać mi się chce, gdy arabscy przywódcy porównują to do wojny domowej w Syrii.

Okazuje się, że na kilka godzin przed swoim zgonem Jabari dostał do przejrzenia projekt długoterminowego rozejmu z Izraelem.  Hamas co prawda podpisał wcześniej pakt obronny z Teheranem, ale nie palił się do walki. Ale do wojny parła irańska agentura z Islamskiego Dżihadu, salafiści oraz Netanjahu, który chciał coś zrobić przed wyborami z irańskimi rakietami średniego zasięgu w Gazie (i słusznie). Czemu Obama bezwarunkowo poparł Izrael w tej operacji? Bo tuż po wyborach Chamenei zrobił mu niezły numer mówiąc, że negocjacji w sprawie programu nuklearnego nie będzie. Barak Barakowicz pozwolił więc Nitayowi na zaatakowanie Hamasu - by niszcząc Irańczykom kolejnego sojusznika zmusić ich do negocjacji. Netanjahu ma  odmienny cel: uniemożliwić amerykańsko-irańskie rozmowy. Ale tak się dziwnie zdarzyło, że ich interesy stały się na chwilę zbieżne.

***

A tymczasem gen. Petreaus zeznał, że CIA od razu uznała, że atak w Bengazi został dokonany przez al-Kaidę. Ale ostatecznie raport Agencji mówił o "spontanicznym incydencie". Republikanie twierdzą więc, że ktoś z administracji Obamy przeredagował raport. A pani Jill Kelley trzykrotnie odwiedzała w tym roku Biały Dom. 

czwartek, 15 listopada 2012

Izrael: To jest wojna! (przedwyborcza)



Netanjahu zdecydował się w końcu na małą przedwyborczą wojenkę, która pozwoli mu wyeliminować na jakiś czas problem rakiet spadających ze Strefy Gazy na południe kraju. Pierwsze uderzenie nastąpiło już de facto wiele dni temu - w Chartumie (zbombardowanie fabryki rakiet zaopatrującej m.in. Gazę). Teraz chodzi głównie o rakiety. Ale nie o ten złom krótkiego zasięgu, którym dotychczas dysponował Hamas. Netanjahu chodzi głównie o wyeliminowanie zagrożenia związanego z irańskimi rakietami średniego zasięgu w Strefie Gazy. Tak więc po zlikwidowaniu w ataku lotniczym (na czarnego Mercedesa) szefa Brygad Izz-el-din el-Kassam Ahmeda Jabariego i zmuszenia Hamasu do zadeklarowania wojny, doszło do ponad 200 ataków z powietrza i morza na cele w Strefie Gazy. Na pierwszy rzut oka wygląda na to, że już spełniono cel operacji: zniszczono składy rakiet, ale jednak pocisk Fajr-5 spadł na Rishon Lezion - miasto położone nieco na południowy wschód od Tel Avivu. Operacja nosi nazwę "Pillars of Clouds".

wtorek, 13 listopada 2012

Izrael ostrzelał Syrię. Nowa wojna w Strefie Gazy?



Z kronikarskiego obowiązku: Izrael ostrzelał Syrię. I to dwukrotnie.  Najpierw w niedzielę, precyzyjnie naprowadzaną rakietą zlikwidował stanowisko moździerza, który wcześniej ostrzelał izraelskie pozycje. W poniedziałek czołgi IDF uciszyły syryjską baterię artyleryjską.  Media błędnie podają, że izraelskie pociski lądują na syryjskim terytorium po raz pierwszy od 1973 r. Zapominają, że kilka lat temu IAF rozwaliła Assadowi budowany reaktor jądrowy. Czy dojdzie więc do włączenia się Izraela w syryjski konflikt wewnętrzny? Nie sądzę, gdyż Izraelowi nie zależy na tym, by Bractwo Muzułmańskie zdobyło władzę w Damaszku (choć każde osłabienie syryjskie reżimu jest przez Tel Aviv mile widziane. Najlepiej dla Izraela byłoby, gdyby obie strony - w tym Hezbollah - wzajemnie się wykrwawiły). Jeżeli Assad, podpuszczony przez Iran, nie będzie głupio prowokował Izraela (tak jak to robi ostatnio), może czuć się spokojny o front golański.

Dla rządu Netanjahu coraz bardziej palącym, przedwyborczym problemem staje się Strefa Gazy. Rząd nie może tolerować ciągłego ostrzału rakietowego południa kraju. Na razie próbuje wspólnie z Egipcjanami skłonić Palestyńczyków do rozejmu. Hamas jest skłonny na to pójść - ostatnie dwie wojny nauczyły go, że nie warto prowokować Izraela. Problem jednak w tym, że Hamas nie kontroluje wszystkich grup palestyńskich. Kluczowy jest tutaj Islamski Dżihad, czyli irańska agentura, która mówi Egipcjanom i Hamasowcom, że nie będzie ostrzeliwać Izraela ale jednocześnie rozdaje rakiety salafistom, by sobie trochę postrzelali.

niedziela, 7 października 2012

Zagrożenie dla Dimony. Irański dron nad Izraelem


Nad południowym Izraelem doszło do niecodziennego widowiska. Od strony Strefy Gazy w izraelską przestrzeń powietrzną wtargnął niezidentyfikowany obiekt latający: bezpilotowy helikopter sterowany poprzez satelitę. Przez pół godziny specjaliści od walki elektronicznej z IDF próbowali przejąć nad nim kontrolę, gdy się nie udało dron został zestrzelony przez myśliwiec F-16. Ten zdalnie sterowany śmigłowiec wypełniał prawdopodobnie misję szpiegowską: rozpoznanie elektroniczne izraelskich oraz amerykańskich instalacji wojskowych na Negewie. Libańskie media powiązane z Hezbollahem podają, że za tą akcją stał Hezbollah. Oczywiście był, wraz z irańską agenturą w Gazie, jedynie podwykonawcą dla Teheranu. Iran zdecydował się więc przypomnieć Izraelczykom, że też mają reaktor jądrowy, który można zbombardować. Ewentualność ataku na Dimonę (dosyć już starszawy reaktor nuklearny) jest największym koszmarem jerozolimskiego rządu. I trudno się temu dziwić - Izrael to wąski, gęsto zaludniony pas lądu. Odpalenie takiej "brudnej bomby" przyniosłoby oczywiste skutki. Przetrwanie państwa zależałoby wówczas od kierunku wiatru...

środa, 8 sierpnia 2012

Co z Bandarem i rosyjskim generałem (rzekomo zabitym w Syrii)?


Podczas mojego wyjazdu wydarzyło się kilka ciekawych rzeczy w mrocznym świecie służb. I nie chodzi mi o propozycję (p)rezydenta zbudowania polskiej tarczy antyrakietowej z radarem w Budzie Ruskiej.

W Rijadzie doszło do zamachu na kwaterę główną saudyjskich służb. Niepotwierdzone doniesienia mówią, że został w nim ranny lub nawet zabity ich szef - książę Bandar, zwany ze względu na swoje silne związki z Amerykanami (długoletni ambasador w Waszyngtonie) Bandarem Bushem. Jeśli to prawda, to irańskim służbom nieźle się udało zinfiltrować monarchię Saudów - Bandar Bush, był jednym z architektów arabskich rewolucji.

Na innym froncie - na Synaju, wspierani przez irańskie służby salafici z Synaju wspólnie z terrorystami z Gazy dokonali spektakularnego ataku na egipski posterunek graniczny, w którym zabili 16 komandosów i zdobyli transporter opancerzony, którym przebili się przez granicę z Izraelem (pojazd został wyeliminowany później przez izraelski śmigłowiec). Celem tego ataku było zaatakowanie dwóch armii. Terrorystom szczególnie zależało, by uderzyć w izraelski batalion złożony z beduinów. To wywołało by wendettę na obszarze Negewu i Synaju, czyli jeszcze bardziej zdestabilizowało tam sytuację. Armia egipska odpowiedziała wielką ofensywą antyterrorystyczną na Synaju  - m.in. po raz pierwszy od 1973 r. odpaliła tam rakiety ze śmigłowców (eliminując 20 terrorystów).

Iran i oś geopolityczna, do której on przynależy, poniosły jednak ostatnio kilka bolesnych porażek. W Syrii rebelianci porwali 48 irańskich "pielgrzymów" i prawdopodobnie już poderżnęli im gardła. Jak wynika z oświadczenia irańskich władz, ci "pielgrzymi" byli "emerytowanymi" oficerami Korpusu Strażników Rewolucji. Czyli emeryci resortowi. Trochę naszych powinni wysyłać na taką wycieczkę. Rebeliantom udało się też ponoć zlikwidować rosyjskiego generała doradzającego assadowskiej armii. Na dowód pokazali jego dokumenty. Reakcja Rosji była dosyć chaotyczna.  Na początku Kreml twierdził, że taki generał nie istnieje, później, że prawdopodobnie istnieje ale nie jest obywatelem Rosji, później, że istnieje ale jest cały i zdrowy, bo wyjechał wcześniej z Syrii. Potem pojawiło się oświadczenie generała lub osoby się za niego podającej, że żyje.

sobota, 31 marca 2012

Izrael i Hamas wspólnie przeciwko irańskiej agenturze


Islamski Jihad, czyli irańska agentura, próbował sprowokować masakrę w pobliżu przejścia granicznego Erez. W ramach palestyńskiego Dnia Ziemi odbyła się tam duża demonstracja. W pobliżu pojawił się jednak snajper Islamskiego Jihadu, który ostrzelał izraelski checkpoint licząc na to, że Izraelczycy oddadzą salwę w tłum. Masakrze zapobiegły siły bezpieczeństwa Hamasu, które powstrzymały wściekły tłum przed szturmem na umocnienia graniczne i jednocześnie ruszyły w pościg za snajperem (w zamieszkach zginął jednak jeden Palestyńczyk). Hamasowi jak widać nie zależy teraz na prowokowaniu Izraela. Iran i Syria dążą jednak do tego, by Izrael "zajął się Gazą".

Co ciekawe, Netanjahu nakazał ostatnio Mossadowi znacznie ograniczyć aktywne działania w Iranie, by uniknąć niepotrzebnej eskalacji. USA dokonały zaś kontrolowanego przecieku na temat azersko-izraelskiej umowy w sprawie udostępnienia lotnisk potrzebnych do ataku na Iran. Administracja Obamy chce mieć pewność, że Netanjahu nie sprawi jej żadnych niespodzianek, bo jak powiedział wiceprezydent Biden "coś w Zatoce Perskiej" i kryzys w strefie euro są zdolne pozbawić Obamę wyborczego zwycięstwa.

sobota, 10 marca 2012

Zginął organizator porwania Szalita


Izraelskiemu lotnictwu udało się zlikwidować Zuhaira al-Qaissi, przywódcę zbrojnego skrzydła Ludowych Komitetów Oporu, gostka odpowiedzialnego za porwanie Gileada Szalita. Ironią losu jest, że w zbombardowanym samochodzie al-Qaissiego zginął też wysokiej rangi terrorysta wymieniony za Szalita. Al-Qaissi planował jakoby rzekomo duży atak terrorystyczny na granicy izraelsko-egipskiej, trzaśnięto go więc prewencyjnie. W odpowiedzi Islamski Jihad (irańska agentura, co wskazuje, że al-Qaissi chciał zaognić sytuację na granicy w interesie Iranu) ostrzelał Izrael 90 rakietami, wystrzelonymi m.in. z nowych wieloprowadnicowych wyrzutni przeszmuglowanych z Libii. 

wtorek, 6 grudnia 2011

Wojenne pogotowie w Iranie + Syryjska rewolucja: dlaczego ją popieram



Wysadzanie w powietrze Irańczykom ośrodków badań rakietowych wywołało przewidywalne skutki, czyli wojenne pogotowie w Teheranie. Rakiety przemieszane do zapasowych silosów, anulowane przepustki w wojsku, ludność wykupująca artykuły pierwszej potrzeby... Okazję do niepokoju dał wszystkim incydent z amerykańskim dronem RQ-170 zwanym "Bestią z Kandaharu". Irańczycy twierdzą, że zestrzelili go nad swoim "tajnym i nie istniejącym" ośrodkiem nuklearnym w Fordo. Amerykanie sugerują, że nie zestrzelono go tylko się zepsuł. Salomonowe rozwiązanie podpowiadają izraelskie służby: dron został zhakowany  - irańskie służby doprowadziły go do Iranu z Afganistanu. Taki atak hakerski to oczywiście ostrzeżenie dla USA i Izraela.

Wojny obawia się również Assad. Stąd wielkie rakietowe manewry mające być sygnałem, że w razie czego na Izrael spadnie deszcz pocisków. Netanyahu się jednak pociskami nie przejmuje i powołując się na przykład Ben Guriona straszy, że "koszt braku decyzji okaże się większy niż koszt podjęcia trudnej decyzji". Jednocześnie zaniepokoił wszystkich przesuwając wybór władz Likudu na styczeń - dwa lata przed terminem. Izraelskie służby przebąkują coś o wojnie w okresie koniec grudnia 2011 r. - połowa stycznia 2012 r. Na atak na Iran moim zdaniem zbyt wcześnie. Premier ZEA słusznie stwierdził, że po jednym dniu wojny z Izraelem Iran mógłby przestać istnieć.

Syryjska rewolucja przynosi tymczasem ciekawe efekty. Hamas, słusznie się obawia, że w ogólnym zamieszaniu dostanie po głowie, więc ewakuuje ludzi z Damaszku. To wywołało gniew Iranu, który grozi, że odetnie Hamasowi fundusze. Organizacja ta może więc zostać przejęta przez Saudów, co nie jest takie złe... Groźniejsze jest to, że Iran może spróbować sprowokować wojnę Izraela z Hamasem. Dotychczas obie strony były dosyć wstrzemięźliwe, ale wystarczy użyć irańskiej agentury z Islamskiego Dżihadu, by ostrzelać Izrael i narobić Hamasowi na głowę. (Ciekawostka: przed operacją Cast Lead Izrael miał z Hamasem nieformalny rozejm: możecie strzelać Kassamami w Sderot, bo to zadupie zamieszkane przez Sefardyjczyków i Ruskich, ale nie ostrzeliwujcie Aszkelonu. Hamas ten rozejm złamał, ale Izrael nie zdecydował się na pojmanie w trakcie wojny przywódców tej grupy, choć ponoć miał taką możliwość).

***
Niektórzy stawiają mi zarzut, że popierając syryjską rewolucję popieram powstanie Sunnickiego Kalifatu rządzonego przez Bractwo Muzułmańskie i składającego się m.in. z Syrii, Egiptu, Jordanii, Libii i Tunezji. Uważam, że taki panarabski projekt nie jest groźny, dlatego, że podobnie jak strefa euro jest skazany na klęskę. Arabowie wciąż nie myślą o sobie w charakterze narodu, tylko plemion, klanów i konfesji. Panarabizm poniósł już klęskę: Zjednoczona Republika Arabska rozpadła się, bo Syryjczykom nie spodobało się szarogęszenie Egipcjan w ich kraju. Panarabskie Syria i Irak były śmiertelnymi wrogami, choć rządziła nimi ta sama partia. Islamskie paliwo nie wystarczy do budowy Kalifatu, choćby dlatego, że jest zbyt wiele państw chcących taki Kalifat budować: Turcja, Arabia Saudyjska, Egipt a nawet Katar. Jak zwykle rozbije się to pewnie o ambicje.

Dotychczas głównym zagrożeniem na Bliskim Wschodzie dla interesów Zachodu była oś geopolityczna:  mafijno-kagiebistowska Rosja - postkomunistyczno, narodowo-socjalistyczne Chiny - teokratyczny, apokaliptyczno-szyicki Iran- szyicki Irak - socjalistyczna Syria - agenturalny Hezbollah - agenturalny Hamas. Rewolucja w Syrii łamie tę oś. Wypada z niej oprócz Syrii Hamas, a Hezbollah jest strategicznie izolowany. Trzeba tylko opracować plan dalszego powstrzymywania Iranu. Zwłaszcza w cieśninie Hormuz.

***
Niektórzy wskazują, że błędem jest popierać syryjską rewolucję dlatego, że główną siłą wśród rebeliantów (obok patriotycznych wojskowych) jest Bractwo Muzułmańskie. Tak się akurat składa, że w Syrii na przełomie lat 70-tych i 80-tych również miała miejsce rebelia Bractwa Muzułmańskiego. Popierał ją m.in. taki szczwany lis jak król Jordanii Husajn II, a także najwybitniejszy premier Izrael Menahem Begin. I co? Też zwolennicy kalifatu?

sobota, 5 listopada 2011

Dolina Wilków. Palestyna



Powyżej: fragment nowej tureckiej, sensacyjnej produkcji "Dolina Wilków. Palestyna". Jak widać Turcy wyrabiają się jeśli chodzi o propagandę, bo pierwsza część "Dolina Wilków. Irak" była jeszcze dosyć przaśna.  A już zrobili trzecią część "Dolna Wilków. Gladio". Tym razem o czymś przypominającym spisek Ergenekon. Pomysł tureccy propagandziści mają niezły: przedstawić tłumione pragnienia i ambicje Turków oraz przesłanie korzystne dla rządzącej partii AKP w formie filmu sensacyjnego o scenariuszu w stylu "Rambo" czy "Zaginionego w akcji". Na Zachodzie już czegoś takiego nie robią (Ostatnia część "Rambo" godziła w mało kontrowersyjnego wroga jakim jest Birma, zamiast np. w islamskich terrorystów czy Chińczyków). A ja bardzo chciałbym zobaczyć podobny film robiony dla Polaków. Np. "Dolina Orłów. Smoleńsk", w którym oficer polskich sił specjalnych masakrowałby różnych Krasnokuckich, Ryżenków, Bienediktowów oraz ich krajowych kolaborantów. Chociaż może raczej byłoby lepsze coś w stylu "JFK" Stone'a?



A tak przy okazji: Turcy to nieźli jajcarze-fajansiarze. Szef MSZ Davutoglu nazwał irackich Kurdów "braćmi Turków na wieki".

sobota, 20 sierpnia 2011

Wplątywanie Egiptu w konflikt z Izraelem



Efekt Motyla w akcji - mała, kontrolowana przez Hamas grupka jaką są Ludowe Komitety Oporu dokonując ataku pod Eilatem naruszyła filary porozumienia z Camp David. Jak wynika z zeznań świadków, terroryści ubrani byli w egipskie mundury. Wkrótce potem na Synaju zginęło przy granicy trzech egipskich żołnierzy. Kair oskarża o ich zastrzelenie izraelski oddział, który rzucił się w pościg za napastnikami. Tak naprawdę nie jest jednak jasne, co się stało po drugiej stronie granicy. IDF zapewne nie zdawała sobie sprawy, że pomyłkowo zabiła Egipcjan - możliwe zresztą, że za ich śmierć odpowiada synajska al-Kaida. Nagle jednak doszło do ogromnego skandalu, a rządząca w Kairze junta, pod naciskiem opinii publicznej szykuje się do zamrożenia stosunków z Izraelem. Strategia terrorystów podobna jak w Libanie w latach '60-tych i '70-tych atakując z terytorium innego państwa, wplątać ten kraj , nawet wbrew jego woli w wojnę z Izraelem. Siłom rządzącym Egiptem, radziłbym by po cichu i podstępnie zlikwidowali "wichrzycieli" z Gazy.

***

Drobna, acz znacząca ciekawostka: cały Egipt żyje procesem Mubbaraka i jego synów. A co się dzieje z jego następcą, wszechwładnym szefem bezpieki gen. Omarem Suleimanem? Cisza totalna, jakby zapadł się pod ziemię.

czwartek, 18 sierpnia 2011

Atak terrorystyczny pod Eilatem - odprysk operacji na Synaju



Islamscy terroryści znowu dali znać o sobie, choć według niektórych "antyfaszystów" nie istnieją: 7 osób zabitych, ponad 30 rannych - to efekt ataku na dwa autobusy na drodze do Eilatu oraz wysadzenia izraelskiego pojazdu wojskowego na minie. Cud, że nie zginęło więcej osób - to po części zasługa przytomnego kierowcy, który pod ostrzałem wcisnął gaz do dechy. Napastnicy działając w stylu al-Kaidy byli uzbrojeni min. w granatniki RPG. Atak ma zapewne związek z szeroko zakrojoną operacją antyterrorystyczną, jaką Egipt za przyzwoleniem Izraela prowadzi na Synaju.Nie idzie mu to zbyt dobrze, al-Kaida porwała Egipcjanom kilku oficerów.(Egipcjanie mierzą się na Synaju z egzotyczną koalicją: lokalnymi plemionami Beduińskimi, Palestyńczykami-salafistami z Gazy, egipskimi terrorystami zIslamskiego Dżihadu, pojedynczymi bojownikami z iracko-afgańskiej al-Kaidy,a nawet zwolennikami różnych dziwnych sekt sufickich). Synaj, jak się okazuje, to również miękkie podbrzusze Izraela. Państwo żydowskie ma kołoEliatu system ochrony granic rozluźniony przez lata pokoju z Egiptem i przemytnicze "business as usual". Odpowiedź nastąpi zapewne jednak w Gazie - stanowiącej obecnie naczynie połączone z Synajem. Uderzenie IDF zabiło już dwóch dowódców Ludowych Komitetów Oporu. 

poniedziałek, 11 lipca 2011

Gaza: odwrotna blokada i szmugiel samochodów


W czasie, gdy cały postępowy świat żyje Flotyllą i Flytyllą, Hamas organizuje blokadę Gazy a rebours. Tzn. buduje fortyfikacje na granicy z Egiptem i niszczy tunele robione przez konkurencję. Hamasowcy obawiają się, że przez zieloną (nomen omen) granicę będą przenikać z Egiptu (i z Libii via Egipt) terroryści z al-Kaidy, z którymi mają na pieńku. Jednak głównie chodzi im też o zwalczanie lukratywnego szmuglu dokonywanego przez klany związane z radykalniejszymi od siebie siatkami. Do Egiptu i Libii idzie teraz niezły morski szlak przemytniczy - co ułatwia załamanie porządku w tych krajach. Kradzione autka wyładowywane są w Egipcie, lub na terenach zajętych przez libijskich rebeliantów a stamtąd idą na Bliski Wschód, w tym do Gazy.

Tutaj macie ciekawy filmik o szmuglu samochodów do Gazy.

Tymczasem w Syrii doszło do wyreżyserowanego przez bezpiekę szturmu demonstrantów na ambasady USA i Francji - jak widać "dialogowanie" Assada nudzi a postępek ambasadorów w Hamie go zirytował. Ale jak widać, "lew panarabizmu" boi się zrobić taki numer Turkom...

Radzę też przyglądać się libańsko-izraelskiemu sporowi o podmorskie złoża gazu. Taka dywersja ze strony Assada, ale raczej na pewno wyciągałby po nie ręce również niezależny libański rząd.