Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Shinawatra. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Shinawatra. Pokaż wszystkie posty

sobota, 31 maja 2014

Tajlandia: monarchia i wojsko, czyli 80 lat symbiozy

Tajlandia to kraj o wyjątkowej pozycji monarchii. Tam król naprawdę coś znaczy, i co może zadziwić Europejczyka jest naprawdę kochany i szanowany przez naród. "To dobry władca" - słyszeliśmy od naszych koleżanek z Bangkoku. Często widzieliśmy jego portrety obok buddyjskich ołtarzyków ustawionych w sklepach i w knajpach. W przestrzeni publicznej wizerunki króla można spotkać tam równie często jak wizerunki Ho Chi Minha (często z małymi dziewczynkami) w Wietnamie i o wiele częściej niż portrety Mao w Chinach. Obecny władca, Bhumibol Adulyadej czyli Rama IX z dynastii Chakri, rządzi od czerwca 1946 r. Już samo to powinno imponować - zaczynał wszak panowanie w zupełnie innym świecie, przetrwał tak wiele burz dziejowych i geopolitycznych wstrząsów...



No właśnie, jak mu się udała ta sztuka? W czasie jego rządów doszło wszak do kilkunastu wojskowych zamachów stanu. Monarchia (do 1932 r. rządząca absolutnie) opowiedziała się za niemal wszystkimi z nich - wyjątkami były zamachy ze wczesnych lat '30-tych i z 1977 r. uderzające w polityków powiązanych z dworem. Ludzie z otoczenia króla spiskowali z wojskiem i Partią Demokratyczną w 2006 r. jak obalić Thaksina Shinawatrę a niedawno król poparł pucz wymierzony w Yingluck.

Armia (osłaniająca przekręty Demokratów) i monarchia żyją od dziesięcioleci w symbiozie. Król zaczynał rządy jako figurant - faktyczną władzę sprawował gen. Plaek Phibunsongkhram, ten sam nacjonalistyczny dyktator, który w 1939 r. zmienił nazwę kraju z Syjamu na Tajlandię, w 1941 r. zawarł "zychowiczowowski" sojusz z Japonią, a po wojnie dogadał się a Amerykanami. (W 1951 r. podczas wymierzonego przeciwko niemu zamachowi stanu musiał uciekać wpław z pancernika.)
    

Później pozycja króla wzrosła a sprzymierzeni z nim wojskowi rozpoczęli "kampanię edukacyjną" wprowadzającą kult władcy. Wprowadzono m.in. drakońskie kary za szeroko intepretowaną "obrazę majestatu" (większość osób wsadzona do więzień w wyniku obecnego zamachu stanu to ofiary właśnie tego nadinterpretowanego paragrafu). Karano m.in. z zginanie banknotów na wizerunku monarchy. Kampania odniosła sukces  i Tajowie kochają swojego władcę, który przy okazji zgromadził 30 mld USD majątku, stając się jednym z najbogatszych ludzi świata (oddajmy mu jednak sprawiedliwość, że sporą część jego majątku stanowi ziemia i bezcenne pałace, jakie jego rodzina miała od pokoleń).


Z początkiem panowania Ramy IX-go wiążę się pewna mroczna tajemnica. Objął on tron po tym, jak jego brat król Ananda Mahidol został znaleziony z kulą pistoletową w głowie we własnym łóżku. Ten zgon jest do dziś tajemnicą, po latach wykluczono jednak samobójstwo. Jedna z teorii mówiła, że Ananda został "przypadkowo" zastrzelony przez brata. Inni wskazywali, że chciał przeciwstawić się wojskowym i wprowadzić w kraju więcej demokracji.

Bhumibol Adulyadej ma już 87 lat a jego zdrowie jest nienajlepsze. Gorącym tematem w Tajlandii jest więc kwestia sukcesji. Naród chciałby, żeby tron przejęła jego druga córka Maha Chakri Sirindhorn, zwana "księżniczką aniołem" i "księżniczką wysokich technologii". Jest, choćby w odróżnieniu od swoich sióstr czy zjawiskowej byłej premier Yingluck Shinawatry, mało urodziwa (lubi dobrze zjeść), ale świetnie wykształcona (zna m.in. łacinę, grekę i chiński) a Tajowie kochają ją za jej działalność charytatywną i prodemokratyczne ciągotki. Objęcie przez nią tronu jest jednak bardzo mało prawdopodobne. 



Oficjalnym następcą jest bowiem książę Maha Vajiralongkorn, którego preferują wojskowi. Trudno im się dziwić. Książę korony sam jest przecież oficerem, który szkolił się na uczelniach wojskowych w Australii, Wielkiej Brytanii i USA. Ma uprawnienia pilota myśliwca i śmigłowca. Chwali mu się też to, że walczył przeciwko komunistycznej partyzantce w latach 70-tych. Tajowie jednak obawiają się, że któregoś dnia zostanie on królem. Oskarżano go o zbyt bliskie związki z pewnym baronem narkotykowym, a narodowi nie podoba im się jego życie prywatne. Ma on opinię "rozrywkowego gostka".



 Jego druga żona, księżniczka Srirasmi to była kelnerka (nieoficjalnie pracowała w klubach w innym charakterze...). W 2009 r. na portalu WikiLeaks pojawił się film przedstawiający jak Srirasmi świętuje z Kronprinzem urodziny swojego pudelka Foo-Foo (według uporczywych plotek mającego funkcję marszałka lotnictwa - moim zdaniem są to jednak tylko podłe oszczerstwa). Księżniczka siedziała tam przy stole topless  a miała na sobie tylko g-stringi przywodzące na myśl kluby go-go. Czuła się bardzo swobodnie i nie widać było u niej żadnych śladów zawstydzenia, mimo że cały czas kręciła się przy niej służba. (Tutaj macie pełen nieocenzurowany film.) To mogło lekko zszokować Tajów - wbrew stereotypowym jest to bowiem społeczeństwo bardzo konserwatywnie podchodzące do spraw seksu i publicznej nagości. Nawet panienki w klubach zwykle noszą w pracy biustonosze (choć zdarza się, że pod króciutkimi, podwiewanymi spódniczkami nic nie mają a wy możecie dotknąć tej nicości lub nawet wkładać w nią banknoty stubaahtowe ;).


Moim zdaniem jednak nic takiego się nie stało. Kobieta ubrała się tak, bo chciała sprawić przyjemność mężowi, co należy jak najbardziej docenić a książę korony może się ostatecznie okazać porządnym człowiekiem, tak jak okazał się nim pruski "rozrywkowy" Kronprinz przerywając rzeź pod Verdun...

***

Obrazek z życia naszych "elit". Po śmierci gejnerała prognozowałem na fejsie, że jego pogrzeb będzie wyglądał jak video "Alejandro" Lady Gagi. I przepowiednia się skończyła. Pogrzeb był burzliwy, było tam dużo resortowych gejów, a dekoracją były krzyże i msza w katedrze. Nie wiem tylko kto odgrywał rolę Lady Gagi. Czy "żona Barbara"? Czy "znana stylistka" Monika Jaruzelska? Czy Aleksander Kwaśniewski? Czy BUL? Jak możecie zauważyć, w teledysku Lady Gagi pojawiają się akcenty odwołujące się do życiorysu gejnerała. Są nawet nawiązania do jego edukacji w zakładzie księży Marianów (połykany różaniec, choć może to być również nawiązanie do filmu "Drewniany różaniec" małżeństwa Petelskich). Lady Gaga mogłaby więc z powodzeniem wystąpić w Kołobrzegu :)

"Don't call my name
Don't call my name, Jaruzelski
I'm not your babe
I'm not your babe, Siwicki

Don't wanna kiss, don't wanna touch
Just smoke my cigarette and hush
Don't call my name
Don't call my name, Tuczapski".

Polecam wywiad z płk Lechem Kowalskim. Pięknie glanuje świeże truchło :)

piątek, 23 maja 2014

Yingluck Shinawatra aresztowana + Smoleńsk w Laosie



Moja ulubiona pani premier Yingluck Shinawatra została aresztowana przez wojskowych (w sumie do sama się zgłosiła, by uniknąć siłowego doprowadzenia). Podobnie jak 150 innych polityków i aktywistów.  Większość z nich to ludzie związani z dotychczasowym rządem (m.in. p.o. premiera oraz ministrowie), ale jest też Suthep - organizator demonstracji antyshinawatrowskich - i grupa zwolenników opozycji. Tutaj macie listę zatrzymanych. Bojówki Suthepa zrobiły swoje - łaskawie odblokowały drogi, by wojsko miało jak przejechać.  Spełniły swoje zadanie - zdestabilizowały kraj i dały wojskowym pretekst do interwencji.  Wojsko nadal udaje, że to nie jest zamach stanu, tylko obrona demokracji. Nie mieli wszak wyboru. U aż trzech (!) ludzi powiązanych z Czerwonymi Koszulami znaleźli broń. Państwo było więc jak widać w takim niebezpieczeństwie, by wprowadzić cenzurę i zdjąć z anteny 10 kanałów. Co ciekawe zamach stanu ostro potępił amerykański sekretarz stanu John Kerry, zaniepokojenie wyraziły też m.in. Australia i Japonia. Wojskowi zapewne sobie porządzą dwa lata i tak ustawią konstytucję, by Partia Demokratyczna (oligarchowie) nie oddała już władzy.Ale są już też ludzie, którzy ostrzegają, że może dojść do "pełzającej" wojny domowej.  W TV ponoć patriotyczna i ludowa muzyka, a poza tym na ulicach co jakiś czas przemknie się jeep z mundurowymi. Jest godzina policyjna od 22 do 5, panienki z Pattapongu muszą więc być wk*rwione. A nasze dyplomatołki uznały, że anulują wybory do Europarlamentu w naszych placówkach:

"Szanowni Państwo,

Uprzejmie informuję, iż z uwagi na obecną sytuację polityczną w Tajlandii obwód głosowania nr 145 oraz Obwodowa Komisja Wyborcza Nr 145 z siedzibą w Bangkoku zostały zlikwidowane z dniem 23 maja 2014r. Podstawa prawna: Rozporządzenie Ministra Spraw Zagranicznych z dnia 21 maja 2014r. zmieniające rozporządzenie w sprawie utworzenia obwodów głosowania w wyborach do Parlamentu Europejskiego w Rzeczypospolitej Polskiej dla obywateli polskich przebywających za granicą (Dz.U. z 22 maja 2014r. poz. 664). Wszystkim Państwu, którzy zgłosili chęć głosowania bardzo dziękuję za obywatelską postawę. "

UPDATE: Yingluck przebywa w specjalnym obozie i zgodnie z zapowiedziami armii posiedzi tam "dłużej niż tydzień". Mamy wiec jeszcze bardziej bezczelną akcję niż z Julią Tymoszenko. A poniżej macie fotkę Yingluck eskortowanej przez wojskowych.


Pojawiają się oczywiście pytania o rolę monarchii w całej sprawie. Polecam więc wszystkim ten wpis. Monarchowie sprzeciwiali się jedynie zamachom stanu w latach '30-tych (czyli tym, które groziły ich władzy) oraz w 1977, gdy wojskowi obalili kandydata związanego z królem. W 2006 r. otoczenie króla spiskowało z Partią Demokratyczną i wojskiem, by obalić Thaksina Shinawatrę. Autor obecnego zamachu stanu gen. Prayuth Chan-ocha jest zaś zaciętym monarchistą (czyli pewnie nie lubi ładnych kobiet :) 

***

Tymczasem w Laosie dorobili się własnego Smoleńska. W katastrofie Antonowa AN-47 na Równinie Dzbanów zginęli m.in.: minister obrony, wicepremier Douangchay Phichit wraz z żoną, minister spraw wewnętrznych Thongbanh Sengaphone, gubernator stolicy Sukhan Mahalad, minister z kancelarii premiera Cheuang Sombounkhanh oraz inni oficjele. Samolot miał "zahaczyć o drzewa" przy podejściu do lądowania.


wtorek, 20 maja 2014

Chiny-Wietnam - będzie wojna? + Zamachy stanu w Tajlandii oraz w Libii

Chiny koncentrują wojska przy granicy z Wietnamem, w tym samym miejscu z którego rozpoczęli inwazję w 1979 r. Mieszkańcy chińskiego miasta Pingqiang ewakuują się z obawy przed wojną.  Wcześniej Chińczycy ewakuowali z Wietnamu 3 tys. swoich obywateli - w reakcje na zamieszki podczas których Wietnamczycy atakowali chińskie fabryki (i nie tylko chińskie, bo dostało się również Tajwańczykom i Koreańczykom). Rząd Wietnamu stara się studzić sytuację. Oficjalna propaganda choć ma ostrze antypekińskie, to jednak potępia "wichrzycieli", którzy rozpoczęli zamieszki. Gdy kilka dni temu w Ho Chi Minh City grupka wietnamskich patriotów próbowała zorganizować nacjonalistyczną demonstrację wymierzoną w ChRL, została szybko zgarnięta przez tajniaków z bezpieki. 



Wszystko się zaczęło oczywiście od (bezkrwawego) starcia w okolicy Wysp Paracelskich, gdzie Chińczycy postanowili postawić naftową platformę wydobywczą. Po czyjej stronie leży słuszność? Oczywiście po wietnamskiej. Przekonały mnie mapy historyczne zaprezentowane na lotnisku w Da Nang. Wynikało z nich, że Cesarstwo Chińskie nigdy nie uważało bezludnych Wysp Paracelskich za część swojego terytorium - nawet wtedy, gdy za część Chin uważało Tonkin i Annam! (Choć w czasach dynastii Ming chińska flota patrolowała ten akwen.) Gdy francuska administracja kolonialna zainstalowała na Wyspach Paracelskich swoją stację meteorologiczną w latach '30-tych, Chiny nie protestowały. Powszechnie uważano bowiem ten archipelag za część francuskich Indochin. Pekin uznał Wyspy Paracelskie w 1974 r., gdy zdobył je po bitwie morskiej z Republiką Wietnamu. Od 1999 r. roszczenia do nich wysuwa również Tajwan. Powodem sporu są złoża ropy, bogate łowiska i oczywiście kontrola nad szlakami morskimi (możliwość "przecięcia Wietnamu na pół").




Rządzony przez komunistów Wietnam jest obecnie ważnym sojusznikiem USA. Jest on nazywany nawet najbardziej proamerykańskim krajem w regionie. Gdy przebywałem w tym kraju, wielokrotnie widział oznaki fascynacji Wietnamczyków Ameryką i ogólnie Zachodem. Amerykanie, Francuzi i Japończycy nie są tam postrzegani jako dawni wrogowie, ale raczej jako inwestorzy i bogaci turyści. O stosunku zwykłych Wietnamczyków do Amerykanów dużo mówią słowa jednej z naszych znajomych z Hanoi: "Chciałabym, by Amerykanie stacjonowali tutaj tak jak w Korei Płd. Ale są egoistami i nie wysyłają tutaj swoich wojsk, by nas broniły przed Chinami". Gdy w Da Nang pojawiłem się w barze w koszulce ObamaMao, Wietnamska barmanka zareagowała: "Dlaczego Obama jest tutaj Chińczykiem?! Nienawidzę Chińczyków!". Gdy stawiałem tezę, że Chiny są tym dla Wietnamu, co Rosja dla Polski czy Ukrainy - rozmówcy generalnie się ze mną zgadzali. Nasze narody mają więcej wspólnego niż nam się wydaję (Przyznam jednak, że lubię też Chińczyków - a zwłaszcza Chinki. Więc naprawdę chciałbym, by oba kraje uniknęły wojny.)

***

Bardzo zła wiadomość z Tajlandii: armia dokonała 20-go zamachu stanu od 70 lat i udaje, że to nie zamach stanu, tylko obrona demokracji. Wojskowi wykorzystali antyrządowe napędzane przez oligarchię związaną z Partią Demokratyczną i faszystami Suthepa, by znowu przejąć władzę. Tyle Zachodu, by nie dać porządzić Yingluck i Thaksinowi, którzy wyłamali się z Układu.


Powyżej: Organizator antyrządowych protestów Suthep dziękuje wojsku za zamach stanu. To raczej wojsko powinno podziękować jemu. Zdjęcie z  tego bloga.


Powyżej: zamach, zamachem, ale czas na słitfocię....

***

W Libii też zamach stanu. Zbuntował się stary weteran armii Kadafiego i CIA gen. Khalifa ben Heftar. Wsparcie finansowe i broń dostał z ZEA i od Amerykanów, którzy chcą by im wyczyścił Libię z islamskich milicji okupujących terminale naftowe. Przeszły już na jego stronę siły specjalne i baza w Tobruku. Pucz ma więc duże szanse powodzenia. Może będzie z niego libijski gen. al-Sisi, choć Libijczycy to naród mniej zorganizowany od Egipcjan...

czwartek, 8 maja 2014

Posunęli Yingluck...

Ostatni płomień Azji zgasł...

Jak już pewnie wiecie, tajski Trybunał Konstytucyjny (taka sama kretyńska instytucja jak polski)  zdjął z urzędu panią premier Tajlandii Yingluck Shinawatrę. To był sądowy zamach stanu. Oficjalny powód: w 2011 r. przeniosła na inne stanowisko Thawila Pliensri, szefa Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Trybunał przyjął absurdalne założenie, że premier nie może dokonywać takich ruchów kadrowych w urzędach podległych rządowi. Oto nieco komentarzy z tajskiego netu (podesłanych przez wiernego czytelnika):



"Is it abuse of power if Obama remove a CIA chief previously installed by Bush administration in the US ? Of cause Yingluck had the power to remove the chief then when she felt which way was for the best interest of her administration to lead this country, people voted and gave her this power to lead and she just done that. The people that were abuse of power are the judges now ! Sadly Yingluck have nothing, no gun, no troop, no nothing, what she have is only PEOPLE,the citizens !"

"The nine constitutional judges all serve the interest of the opposition (Abhisit and Suthep). They have no respect for democracy, and their only goal is to get the Shinawatras out of politics. They have no right and no authority to prescribe to the PM who she may hire/fire/transfer etc. Yingluck and her legal team should immediately pursue to dissolve the judges who were in the first place illegally appointed by coup-makers."

"Thai military and Thai elites control the court. They also control the Election Commission, the National Anti-Corruption Commission and run the Democrat party. Any democratically elected governments have always been accused of corruption and ousted by the military or by the court and replaced by the Democrat party where the corruption flourished and multiplied and enriched them.""



Teraz za byłą panią premier bierze się Komisja Antykorupcyjna - zarzuty dotyczą nieudanego programu dopłat do produkcji ryżu (straty 4,5 mld USD). Yingluck nie została broń Boże złapana na korupcji. Jej winą jest to, że nie postąpiła według zaleceń Komisji Antykorupcyjnej, która kazała jej zakończyć ten program. Teraz może czekać ją zakaz pełnienia funkcji publicznych na pięć lat i emigracja (ucieczka przed sądami). Oligarchia jak na razie wygrywa.

Tło konfliktu w Tajlandii tłumaczyłem już we wpisie z lutego: "Tajlandia: wiosna ludów czy antydemokratyczny bunt oligarchów?"

Pytano się mnie, jak plasuje się tajski konflikt wewnętrzny na tle rywalizacji Chiny-USA. Odpowiem: Nijak. Ten spór ma wyłącznie wewnętrzne przyczyny.



Król (Bhumibol Adulyadej, czyli Rama IX  - będący zapewne niezłym manipulatorem - rządzi od 1946 r. i dorobił się majątku idącego w dziesiątki miliardów dolarów. Jego portrety w Bangkoku są wszędzie a za "obrazę majestatu" idzie się do ciężkiego więzienia. Lud bardzo jednak lubi monarchę i umieszcza jego wizerunki obok posążków Buddy. No cóż, jestem republikaninem...) i wojsko są już od dawna po stronie Amerykanów. USA były przecież protektorem Tajlandii. Thaksin Shinawatra miał zaś dobre relacje z administracją Busha (która jednak nie protestowała przeciwko jego obaleniu). Wysłał wojsko do Iraku, ale też utrzymywał dobre relacje z krajami swojego regionu.

Ps. Bangkok nie przepada za Yingluck. Dwie dziewczyny (porządne, normalne dziewczyny), które nas oprowadzały popierały Partię Demokratyczną. Były pracownicami administracji. Fragment dialogu:
Mój towarzysz podróży: - Ale wasza premier jest ładna i wygląda miło...
Tajska koleżanka: - Chcesz, to ci ją sprowadzimy na wieczór :)

wtorek, 25 lutego 2014

Tajlandia: wiosna ludów czy antydemokratyczny bunt oligarchów?


"Wszystko mi ujdzie na sucho. Dlaczego? Bo jestem piękna!"
   Boa Hancock, "One Piece"

Globalna Wiosna Ludów dotarła także do Tajlandii. W odróżnieniu jednak o Ukrainy, tam sympatyzuję z rządem premier Yingluck Shinawatry. Dlaczego? Do tego, że słuszność stoi po stronie rządu przekonał mnie Robert Amsterdam, prawnik Michaiła Chodorkowskiego i byłego premiera Tajlandii Thaksina Shinawatry. Polecam zapoznać się z jego argumentacją.  Przyznam jednak, że sporą rolę w moich sympatiach odgrywa, wydawałoby się tak trywialny i niepoważny czynnik jak uroda i urok pani premier Tajlandii. :) No cóż, wygląda na to, że nie wolno lekceważyć takich rzeczy w polityce - czym byłby bowiem peronizm bez Evity Peron - kolejną głupią ideologią.

Niedawno skrobnąłem do poważnej prasy większy tekścik o kryzysie w Tajlandii. Zacytuję jego fragment:



"Yingluck Shinawatra, prawdopodobnie najpiękniejsza spośród szefowych rządu z całego świata, jest premierem Tajlandii od 2011 r. Ta wykształcona w USA, odnosząca sukcesy businesswoman, jest młodszą siostrą kontrowersyjnego miliardera, byłego premiera Thaksina Shinawatry. Przez opozycyjnych demonstrantów blokujących budynki rządowe w Bangkoku jest ona uznawana głównie za marionetkę swojego brata, laleczkę maskującą słodkim uśmiechem i demagogią machinacje swojej rodziny.



Thaksin, magnat z branży telekomunikacyjnej, był premierem w latach 2001–2005. Odnosił sukcesy w polityce gospodarczej i zagranicznej, ostro wziął się do walki z handlarzami narkotyków i zaangażował się w poprawę położenia socjalnego biedniejszych warstw ludności. Zdobył serca gorzej sytuowanych, szczególnie mieszkańców wiejskich obszarów z północy. Choć był uznawany za oligarchę, to naraził się swoją polityką innym oligarchom, wielkomiejskiej inteligencji i wojskowym. Nie był popularny na południu ani w Bangkoku – bastionach opozycyjnej (wówczas i obecnie) Partii Demokratycznej. Oponenci zarzucali mu korupcję, populizm, ograniczanie wolności słowa i autorytarne ciągotki (wojna z narkotykami doprowadziła do tego, że służby specjalne często likwidowały podejrzanych bez sądu) i „brak szacunku dla rodziny królewskiej". W 2006 r. został obalony w wyniku wojskowego zamachu stanu i udał się na wygnanie do Dubaju, by uniknąć wyroku za korupcję. Do władzy doszła Partia Demokratyczna, a nowy rząd kazał strzelać do „Czerwonych Koszul", zwolenników Thaksina, protestujących przeciwko temu gwałtowi na demokracji.



– Przed Thaksinem tajscy politycy trzymali się na dystans od spraw biednych. Partie nie były budowane oddolnie, ale odgórnie. Przyszedł Thaksin, złożył obietnice i je wypełnił. Ale klasa średnia źle reagowała na jego „tendencję w kierunku tyranii" – wyjaśnia Paul Chambers, szef działu analiz w Instytucie Spraw Azji Południowo-Wschodniej na Uniwersytecie Chiang Mai.



W maju 2011 r. wybory wygrała kierowana przez Yingluck Shinawatrę partia Pheu Thai, której hasłem wyborczym było „Thaksin myśli, Pheu Thai działa". W październiku 2013 r. jej partia wniosła do parlamentu projekt ustawy o amnestii dla przedstawicieli obu obozów stojących naprzeciw siebie podczas zamachu stanu z 2006 r. Amnestia oznaczałaby zielone światło dla powrotu Thaksina do rządów. Opozycja – „Żółte Koszule" związane z Partią Demokratyczną – zareagowała gwałtownymi protestami, w których zginęło kilkanaście osób. Wie, że słabo wypadnie przy urnach, więc wzywa do zastąpienia obecnych, demokratycznie wybranych władz przez obsadzone przez nią komitety. Nie udało jej się co prawda całkowicie sparaliżować wyborów parlamentarnych z 2 lutego, ale bojkot głosowania w niektórych okręgach spowodował, że prawdopodobnie konieczne staną się wybory uzupełniające."

(koniec cytatu)

Yingluck w poniedziałek opuściła Bangkok i "wykonuje obowiązki premiera" z miejsca odległego o 150 km na północ od stolicy. Jak napisał jeden z moich czytelników: "Mogłaby wykonywać obowiązki nawet u mnie z domu". Wojsko na razie nie angażuje się w konflikt, pani premier pozostają za to jej hardkorowi zwolennicy/prowokatorzy ze służb, którzy od czasu do czasu strzelają do "Żółtych Koszul" a nawet podkładają bomby na ich wiecach. 



"Nawet jakby mnie sztyletowała, na mojej twarzy gościłby uśmiech rozkoszy a z oczu płynęły łzy szczęścia..."


sobota, 24 listopada 2012

Ciche zamachy stanu: Egipt, Sudan, Tajlandia



Morsi przeprowadził kolejny konstytucyjny zamach stanu zakazując egipskim sądom badać legalności wszelkich praw uchwalonych po jego dojściu do władzy. Liczył, że opinia publiczna będzie zajęta mentalnym konsumowaniem dyplomatycznego sukcesu jakim było wynegocjowanie rozejmu w Strefie Gazy i zrobienia z tego terytorium strefy wpływów Egiptu. Ale się przeliczył. Opozycja wyszła tłumnie na ulice. W Aleksandrii spalono prezydenckie biura oraz siedzibę Bractwa Muzułmańskiego.  Żołnierze zaczęli wśród demonstrantów rozprowadzać ulotki mówiące o stworzeniu komitetu wojskowego dążącego do obalenia Morsiego.

***
Wiadomo już nieco więcej, dlaczego Netanjahu tak szybko zgodził się na rozejm w wojnie z Hamasem. Obama obiecał mu wysłanie na Synaj amerykańskich wojsk, które będą walczyć tam z terroryzmem oraz szmuglem irańskiej broni do Gazy. Problem z Obamą jest taki, że wiele obiecuje, ale ostatecznie i tak ma wszystkich w d... Netanjahu pewnie o tym wie, ale nie chce się stawiać Amerykanom. USA to sojusznik, który od blisko 20 lat wiąże ręce Izraelowi, ale to chyba jedyny liczący się sojusznik jakiego ma Izrael.

***
Do próby zamachu stanu doszło również w Chartumie. Bashirowska bezpieka zatrzymała 12 wysokiej rangi oficerów, w tym Salaha Gosha, byłego szefa Służby Bezpieczeństwa Narodowego - uznawanego za sympatyka USA. Szkoda, że się nie udało...

***
Ledwie Obama wyjechał z Tajlandii, a już doszło tam do demonstracji prawicowej, monarchistycznej opozycji. Co prawda na ulice Bangkoku wyszło tylko jakieś 17 tys. ludzi, ale premier Yingluck Shinawatra już wytoczyła przeciwko nim ciężkie działa w postaci praw nadzwyczajnych. Woli dmuchać na zimne, bo demonstrantom przewodzi generał Boonlert Kaewprasit. Niedawno doszło też do próby zamachu do byłego premiera Thaksina Shinawatrę.  Komu w tym starciu kibicować? Trudno powiedzieć, sytuacja jest niejednoznaczna. Thaksin Shinawatra to rzeczywiście oligarcha, ale reprezentujący interesy biedniejszej części narodu i wiele zrobił, by wyciągnąć Tajlandię z kryzysu finansowego. To polityk tak jak Lepper czy Kaczyński naruszający zastane status quo. Jego demokratycznie wybrany rząd został wcześniej obalony przez armię a za rządów puczystów strzelano do pokojowych demonstracji. Obecnie rządzi z tylnego siedzenia - premierem jest jego siostra Yingluck. Co ciekawe, Thaksin Shinawatra jest obywatelem Czarnogóry.