Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Jemen. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Jemen. Pokaż wszystkie posty

sobota, 13 stycznia 2024

Reichstag (jeszcze) nie spłonął

 


Jeśli niepokoi Was chaos towarzyszący pierwszemu miesiącowi rządów Tusska, to pomyślcie jakim chaosem mogą się one skończyć.

Jan Maria Rokita, jeden z założycieli PO, wskazuje, że bezprecedensowe jest kwestionowanie mocy prawnej jednych instytucji państwa przez drugie. Coś takiego nie zdarzyło się nawet w okresie denazyfikacji w okupowanych Niemczech, ani po upadku ZSRR. Historyczne analogie pojawiają się ostatnio często w komentarzach. A to do republik bananowych, w których amerykański ambasador sterował zamachami stanu, a to do stanu wojennego, a to do III Rzeszy... Zatrzymajmy się na tej ostatniej hiperboli. Na ile rzeczywiście jest podobna współczesna sytuacja z tą u zarania III Rzeszy?

Zanim autorytety orlane się oburzą, a Muzeum Auschwitz wyprodukuje łzawy filmik, wyjaśnijmy, że są pewne oczywiste różnice pomiędzy ginącą Republiką Weimarską a kończącą się na naszych oczach III RP. Nic nie wskazuje na to, że Tussk chciałby wywołać kolejną wojnę światową i zagazować 6 mln Żydów. Absolutnie nic. (Przynajmniej na razie.) O ile NSDAP dążyła do budowy wielkich Niemiec i prezentowała niemiecki szowinizm, to trudno zarzucać polski szowinizm Tusskowi. PO nie ma bojówek podobnie licznych jak SA czy SS. Tuskoidzi nie posługują się symbolem swastyki i oficjalnie odcinają się od rasizmu. 

Tyle oczywistych różnic. Ciekawsze są jednak nieoczywiste podobieństwa. Pod względem technologii władzy i klisz propagandowych podobieństwa do nazizmu można bowiem dostrzec też u reżimów, które na każdym kroku podkreślają swój antynazim. Przykładem na to są choćby reżimy Putina i Łukaszenki. Czy jednak takie podobieństwa można odnaleźć na współczesnej polskiej scenie politycznej.


Ilustracja muzyczna: Donald Tussk AI - Erika

PO z NSDAP łączy bez wątpienia to, że jest ona partią wodzowską. Nie ma w niej miejsca na żadną opozycję wewnętrzną. Wszystko jest podporządkowane woli wodza. Zwolennicy tej partii są też skłonni uwierzyć w każdą bzdurę wypowiedzianą przez swojego przywódcę. Jednego dnia będą się wzruszali losem nasłanego przez Łukaszenkę imigranta Ahmeda, który przez sześć dni i nocy płynął przez Bug. Następnego będą straszyli legalną imigracją z krajów islamskich. Jednego dnia będą chwalili czasy resetu, oskarżali PiS o rusofobię i chęć wywołania wojny nuklearnej z Rosją, drugiego będą udawali, że żadnego resetu nie było i oskarżali PiS o prorosyjskość. Jednego dnia 500+ będzie dla nich "rozdawnictwem dla nierobów", drugiego 800+ będzie "ważnym sukcesem nowego rządu". Elektorat PO jest przy tym elektoratem bardzo nietolerancyjnym nie tylko wobec ludzi o innych poglądach, ale też wobec ludzi odstających od jego mieszczańskiego wzorca normalności.


Nie oszukujmy się. NSDAP nie była reprezentującą jedynie ludzi o skrajnych poglądach. W 1933 r. i przez kolejne 12 lat była partią mainstreamu, reprezentującą niemieckich normalsów. Przytłaczająca większość Niemców identyfikowała się z nią i popierała jej działania - nawet te najgłupsze i najbardziej zbrodnicze. Demokratyczna wiara w mądrość i szlachetność zbiorowości jest utopią. Historia pokazuje, że często można rządzić odwołując się do złych cech charakteru i mentalności narodu. 



Pewnym intrygującym podobieństwem jest również oddanie obu partii wodzowskich idei budowy wielkiej europejskiej przestrzeni polityczno-gospodarczej. W obu wizjach ta przestrzeń budowana byłaby wokół Niemiec. Bardzo poważna różnica jest jednak taka, że NSDAP chciała tę przestrzeń sama zaprojektować i budować, a PO po prostu przyłączyła się do projektu z Berlina i Brukseli. 

Truizmem jest stwierdzenie, że NSDAP zdobyła władzę demokratycznie. Mało kto jednak zdaje sobie sprawę, że doszła ona do rządów wchodząc w koalicję z demokratycznymi partyjkami.  Były oni podobnie ważni w układance gabinetowej jak obecnie PSL, PL 2050 i Lewica. Szybko dały się jednak zmarginalizować partii Fuehrera, a część ich działaczy zginęła podczas nocy długich noży. Czy więc obecnie Kosiniak, Chucky i Czarzasty odgrywają role von Pappena, von Schleichera i Hugenberga? Nie śmiem nawet pytać, kto jest Ernstem Roehmem... 


PiS, jako główna partia opozycyjna, to natomiast połącznie socjaldemokratów z SPD i katolickiej partii Centrum. Pewne jego cechy stawiają go jednak mocniej w roli społecznych katolików z Centrum. Przede wszystkim SPD posiadała własne bojówki, które biły się na ulicach z nazistami i komunistami. W okresie przesilenia ustrojowego zarówno SPD jak i Centrum nie zdołały oprzeć się urzędowemu bezprawiu. Zostały szybko zniszczone przez państwo niemieckie, a jedynie niewielka część działaczy tak licznych i silnych partii zeszła do podziemia.  



Jaką rolę w tej układance odgrywa Konfa? To oczywiste - Komunistycznej Partii Niemiec (KPD). Przed 1933 r. KPD główny swój wysiłek skupiała na atakowaniu SPD - wspólnie z nazistami. Robiła to na rozkaz z Moskwy. Jako alternatywę dla Niemiec propagowała swój utopijny program społeczno-ekonomiczny. Nie obce były jej też różne frakcyjne walki i frondy. Jak to się skończyło? Wywróceniem stolika. Czyli tym, że część działaczy KPD trafiła do obozów koncentracyjnych, a część przeszła do NSDAP. 

WSZELKIE PODOBIEŃSTWA NIE SĄ OCZYWIŚCIE PRZYPADKOWE 

 Są też oczywiście pewne różnice. Hitlerowi dojście do władzy umożliwił prezydent Hindenburg. Prezydent Duda może i jest często zbyt grzeczny i zbyt miękki, ale nie jest starym durniem Hindenburgiem. Nieco inny był też rozkład głosów w wyborach. NSDAP zdobyła w listopadzie 1932 r. 33,1 proc. głosów, sprzymierzona z nią później DNVP 8,3 proc., KPD 16,9 proc., SPD 20,4 proc., Centrum 11,9 proc., a Bawarska Partia Ludowa 3,1 proc. 

Różnicą było też to, że w styczniu 1933 r. SPD i Centrum nie zdołały zorganizować w Berlinie tak wielkiego marszu jak PiS w styczniu 2024 r. w Warszawie. Nie byłem na nim, ale w TV robił on niezłe wrażenie. Skoro onet podał, że było 120 tys. osób, to można założyć, że było co najmniej dwa razy więcej. Może i nawet 300 tys. Wyglądało to na więcej niż na kilku ostatnich Marszach Niepodległości. I to przy ch...wej pogodzie, w styczniu, w dzień powszedni. I już po pierwszym miesiącu nowych rządów.

Przypomnę jednak słowa jednego z polityków PiS: "Marszami się nie wygrywa wyborów". Maszerowanie dla samego maszerowania może być z czasem demobilizujące. 

Skutkiem obecnej rewolucji ustrojowej jest jednak to, że wielu sympatyków PiS uznało, że popierana przez nich partia była zdecydowanie zbyt miękka w rozliczaniu PO oraz zwalczaniu agentury zagranicznej. Prezydent Duda był zbyt grzeczny wobec sędziowskiej kasty, więc kasta odpłaca się mu sraniem na głowę. Morawiecki dał się oszukać Brukseli, Ziobro nie uporządkował sądów i służby więziennej, Kamiński zbyt słabo ścigał obce agentury, Kaczyński promował różnych Banasiów. To skutki prowadzenia polityki endeckimi metodami. Mają więc to na co zapracowali. Ich następcy nie mogą być już tak grzeczni. Muszą być jak z sennych koszmarów kodziarstwa. Czas na powrót prawdziwej sanacji.

(prawie wszystkie grafiki w dzisiejszym pożyczone z konta: PiS_wave)

***

W kwestii bombardowań jemeńskich Hutich, nie ma właściwie co komentować. Nagrabili sobie atakami na żeglugę międzynarodową oraz amerykańskie i brytyjskie okręty w ostatnich tygodniach. Dla Iranu to bezpieczny sposób na wojenkę zastępczą. (Hezbollahu nie chce bowiem mocniej wykorzystać do dywersji.) To również konflikt wygodny dla Rosji, czyli kolejne starcie odciągające uwagę Zachodu od Ukrainy. W tą logikę wpisują się także prowokacje Korei Płn.

piątek, 3 kwietnia 2015

Porozumienie z Iranem



Miał być dzisiaj wpis z serii "Największe sekrety", ale Amerykanie zrobili wszystkim (oprócz Izraela i sunnitów) prezent świąteczny w postaci porozumienia nuklearnego z Iranem. Oczywiście niemal nikt nie mówi, że to dopiero porozumienie wstępne, że pełny układ ma zostać wynegocjowany do końca czerwca i że Obamie jego wdrożenie będzie utrudniał Kongres. Jest jasnym jednak, że od czasu, gdy irański establiszment ubecko-religijny pozwolił na wybór Rouhaniego na prezydenta, wszystko ku takiemu porozumieniu zmierzało. Cementowała je walka ze wspólnym wrogiem w postaci Państwa Islamskiego - tak przynajmniej można było to sprzedać opinii publicznej. USA mogą sobie pozwolić na współistnienie z uzbrojonym w broń jądrową Iranem, tak jak mogą współistnieć z Koreą Północną. Oba państwa w razie wojny nie mają najmniejszych szans z amerykańskim "Steamrollerem". Podobnie Amerykanów nie bardzo obchodzi, że po bombę atomową siegną w ciągu kilku lat Arabia Saudyjska, Egipt czy Turcja. A niech się wzajemnie szachują z Iranem! O tym, że irańska ekspansja będzie ograniczana do pewnych kierunków geograficznych świadczy amerykańsko-brytyjskie wsparcie dla saudyjsko-egipsko-pakistańskiej interwencji w Jemenie. Niech sobie Iran bierze Irak, Syrię i Liban. Od cieśniny Bab el-Mendeb wara! Izrael, mimo wielkich usług udzielanych przez lata USA, został przez Obamę "wrzucony pod autobus". USA zrobiły to świadomie. Izrael przestał być już dawno ich atutem strategicznym. Iran daje im zaś możliwość oddziaływania na Azję Środkową i Kaukaz Południowy, czyli rosyjsko-chińskie podwórko. Trwa eliminowanie reliktów z czasów Zimnej Wojny. A jakby coś nie wyszło? Sekretarz obrony Ashton Carter przypomina, że USA nie zamknęły sobie drogi do militarnego rozwiązania irańskiego problemu.

***

Zainteresowanych historycznym rewizjonizmem i po prostu dobrą lekturą  zapraszam  do sięgnięcia po moją książkę "Vril. Pułkownik Dowbor".  I w wersji papierowej  i jako ebook

***

Wszystkim czytelnikom życzę zdrowych, wesołych, rodzinnych Świąt Wielkanocnych!


wtorek, 5 lutego 2013

Noc Długich Noży Obamy: Jemeński ślad



Czy generał David Petraeus został ostrzelony w wyniku wojny frakcji wewnątrz amerykańskiej elity? A czy papież jest katolikiem? Czy niedźwiedź załatwia się w lesie? Emaile Stratforu ujawnione przez portal WikiLeaks rzucają ciekawe światło na tę sprawę. Oficjalna wersja mówi, że Paula Broadwell (wywiad wojskowy) została dziewczyną szefa CIA dopiero po jego powrocie z Afganistanu. W mailach Stratforu czytamy natomiast, że już w 2010 r. Petraeus wybrał się z panią Broadwell na kolację z jemeńskim ambasadorem. Została ona nazwana w tej korespondencji jego kochanką. Wiedza o ich związku znana była już więc dwa lata wcześniej przed wybuchem tej dętej afery obyczajowej. Dużo ciekawszy był kontekst jemeńskiej kolacji. Okazuje się, że armia i CIA spierały się o strategię wobec Jemenu. Agencja domagała się, by Obama założył tam bazę dronów i pozwolił jej tam na szersze działania paramiliterne. Armia uważała, że wystarczą szkolenia dla lokalnej armii, niech robi porządek za Amerykanów. Obie strony sporu używały jako swojej broni przecieków - często sięgał po nie  gen. Petraeus.  Przypomnę, że Obama realizuje obecnie strategię CIA a opierała mu się głównie frakcja wojskowa. Za czasów Busha doszło do bezprecedensowej "militaryzacji" amerykańskiej wspólnoty wywiadowczej i podważenia w niej pozycji CIA (powstanie urzędu DNI, stworzenie nowych struktur wywiadowczych wewnątrz Pentagonu...).

I kolejna ciekawostka: Chris Kyle, "Diabeł z Ramadi", przed śmiercią ostro krytykował politykę Obamy wobec drugiej poprawki do Konstytucji. Zaangażował się m.in. w szkolenie nauczycieli w posługiwaniu się bronią palną.

piątek, 11 maja 2012

Syria: pushing the envelope



Jak już pisałem powołując się na maile Stratforu, Syria nie będzie bombardowana (bo Obamie się zachciało resetu z Iranem), ale destabilizowana. Rebelia przygasa - bo zebrane ad hoc grupki cywilów i dezerterów nie poradzą sobie z elitarnymi dywizjami pancernymi (gdyby doszło do natowskiej interwencji te dywizje oczywiście szybko zamieniłyby się w kupkę dymiących wraków, assadowska armia rozpadłaby się a rebelianci zajęliby się żonką Assada). Kampania destabilizacyjna jednak się nasila. W piątek samochody pułapki zniszczyły siedzibę jednego z departamentów assadowskich wojskowych służb w Damaszku. 55 osób zabitych, z czego zapewne część cywilów, ale nikt się przecież w Syrii cywilami nie przejmuje. To jak na razie najbardziej spektakularny zamach przeciwko bezpiece. Destabilizacyjne kadry spływające do Syrii są pierwszego sortu - m.in. sunniccy terroryści z Iraku. Al-Maliki, choć jest irańskim agentem, przymyka oczy na taką dżihadowską turystykę, gdyż zawsze lepiej, gdy terroryści wysadzają się u sąsiadów, niż u nas. Kampania destabilizacyjna jest wspierana oczywiście przez Arabię Saudyjską i Katar a także przez Turcję, której wojskowe służby dostarczają dywersantom danych wywiadowczych. Tak się akurat składa, że w Jordanii nad granicą syryjską odbywają się wielkie międzynarodowe manewry sił specjalnych.

Tymczasem: jemeński spisek terrorystyczny mający na celu wysadzenie "gaciową bombą" amerykańskiego samolotu pasażerskiego został rozbity dzięki dzielnemu brytyjskiemu agentowi, który spenetrował spisek i zgłosił się na ochotnika jako zamachowiec-samobójca.

środa, 9 maja 2012

Giną świadkowie w sprawie śmierci Breitbarta


O śmierci wybitnego amerykańskiego dziennikarza i publicysty politycznego Andrew Breitbarta już na tym blogu pisałem. (Sylwetkę Breitbarta przybliżono też polskim czytelnikom w aktualnym numerze "Nowego Państwa", gdzie wspomniano m.in. że obwiniał on Rosję o "katastrofę" smoleńską i na swojej stronie publikował artykuły demaskujące rosyjską dezinformację w tej kwestii). Przypomnę więc tylko, że Breitbart zmarł na "zawał serca" tuż przed tym jak miał opublikować materiały pokazujące podejrzane powiązania Obamy z jego uczelnianych lat. Dziwnym trafem wkrótce po śmierci Andrew Breitbarta zmarł koroner, który przeprowadzał sekcję jego zwłok. Podejrzana przyczyna zgonu: zatrucie arszenikiem. Zaginął zaś Christopher Lasseter, jedyny świadek śmierci Breitbarta. Lasseter zeznał wcześniej, że  Breitbart nagle upadł a jego skóra stała się intensywnie czerwona (ponoć nie jest to objaw towarzyszący zawałowi serca).

***

Odchodząc od głównego tematu, z kronikarskiego obowiązku odnotuje też kilka innych dziwnych zdarzeń z ostatnich dni. Jak już pewnie wiecie, bo jesteście wnikliwymi czytelnikami (mmm777 - to o Tobie) w Indonezji zaginął Suhoj Superjet 100, czyli najnowszy cud sowieckiego lotnictwa pasażerskiego, który miał konkurować z tymi wszystkimi imperialistycznymi Boeingami i Airbusami. Jak to z cudami rosyjskiej awiacji bywa, nagle zniknął z radarów. Ciekawostką jest, że nadal go nie odnaleziono mimo, że namierzono komórki części pasażerów (ciekawe, czy odsłuchano już z nich pocztę głosową...). Na pokładzie było 50 ludzi, głównie przedstawicieli linii lotniczych z kilku kontynentów, a więc potencjalnych kupców tego "cudu techniki". Teraz raczej już go nie kupią. (Przypomniała mi się scenka z wyjazdu do Mołdawii. Jedziemy na kiszyniowskie lotnisko. Przejeżdżamy obok jakiegoś sowieckiego samolotu-pomnika. Rumuński, antyrosyjsko nastawiony dziennikarz przypominający z wyglądu gen. Pacepę śmieje się i z ironią mówi: "Ruskij samoliot. Krasnyj samoliot").

Tymczasem w Iranie: Seo Ok-Seok, południowokoreański inspektor MAEA, zginął w wypadku samochodowym w pobliżu kompleksu atomowego Khondab. Może to był zwykły wypadek (Iran ma chyba gorsze drogi nawet od Polski), a może coś odkrył...

CIA niedawno chwaliła się udaremnieniem spisku terrorystycznego mającego na celu wysadzenie w powietrze samolotu pasażerskiego w rocznicę likwidacji Osamy bin Ladena. Okazuje się, że zamachowiec-samobójca pracował dla CIA i saudyjskich służb. Myślę, że dokonał właściwej decyzji.



środa, 7 marca 2012

Al-Awlaki potrójny agent, współpracownik FBI



Ppłk Anthony Shaffer, z DIA (ten sam od sprawy Able Danger) twierdzi w programie Alexa Jonesa, że Anwar al-Awlaki, zabity jakiś czas temu w Jemenie amerykański jihadysta i wysokiej rangi terrorysta z al-Kaidy, był potrójnym agentem, a przed 11 IX pracował dla FBI. (Słowa te padają po szóstej minucie nagrania). Nie powinno nas to specjalnie dziwić. Jak donosiłem na swoim starym blogu:

"Anawar al-Awlaki, jeden z najbardziej poszukiwanych terrorystów świata jadł kolację w Pentagonie w styczniu 2002 r. Był tam zaproszony w ramach polityki "dotarcia do serc i umysłów muzułmanów" jako ekspert, który pomoże w USA zasypywać podziały między muzułmanami a całą resztą. Ponoć jego prezentacja wywołała wówczas furrorę."


Większa część audycji Jonesa dotyczy jednak mało istotnego tematu, czyli kontrowersyjnych przepisów pozwalających rządowi USA zabijać bez sądu swoich obywateli podejrzanych o terroryzm. Mało istotnego, bo służby, nawet w tak wspaniałym, demokratycznym kraju jak USA robią to od dawna nie oglądając się na przepisy i czasem załatwiają nawet swoich zwierzchników (np. JFK).

Ps. Fajna muzyczka na początku show Jonesa. Jak będę mieć swój show w TV TRWAM, też będzie taka lecieć. "Prosto z warszawskiej Pragi..."

czwartek, 24 listopada 2011

Jemen: Saleh odchodzi, Egipt: Bractwo traci kontrolę


Prezydent Jemenu Ali Abudullah Saleh zdecydował się na rezygnację po 33 latach władzy w zamian za nietykalność. Jego bezpieka wciąż jednak dzisiaj strzelała do demonstrantów w Saanie.

Do protestujących strzela też egipska armia, ale ona przynajmniej ich... przeprosiła.  Doszło tam do mocno nieprzewidywalnej sytuacji. Ta fala rewolucji ma bowiem naprawdę demokratyczne oblicze a niechęć demonstrantów skierowana jest również przeciwko głównej sile opozycji czyli... Bractwu Muzułmańskiemu, które potajemnie od początku rewolucji dogaduje się z wojskowymi. (I ma już przez nich zapewniony udział w rządzie). Albo więc lud znowu zostanie oszukany - tak jak w styczniu i w lutym a bezpieka zachowa władzę (dzieląc ją z Braćmi), albo dojdzie do rzezi, albo dynamika rewolucji przerośnie Bractwo i bezpiekę kończąc tym samym sen o kalifacie.

Bonus: Fajna grafika przedstawiająca egipskie partie polityczne, ich korzenie, programy i alianse.

Historia rewolucjonisty, który stracił jedno oko obalając Mubaraka, a drugie teraz walcząc z juntą.

sobota, 1 października 2011

Kulisy śmierci al-Awlakiego + "Inspire" szuka nowego naczelnego


Powyżej: al-Awlaki, w czasach, gdy przedstawiał się jako umiarkowany muzułmanin, zwolennik pokoju, tolerancji i takich tam 

Razem z al-Awlakim, został zabity Samir Khan, redaktor naczelny magazynu "Inspire". Coś widzę, że teraz spadnie poziom tego pisma... Tutaj możecie poczytać sobie u kogo ukrywał się al-Awlaki, a tutaj przypomnieć sobie losy ludzi z otoczenia bin Ladena. Izraelskie służby donoszą, że al-Awlaki zginął w wyniku wewnętrznej rywalizacji w al-Kaidzie, tzn. donieśli na niego rywale, prawdopodobnie związani z al-Zawahirim, który jakoby rzekomo ukrywa się w Jemenie. Tak jakby frakcja filosowiecka wykosiła "amerykańskich technokratów".

***
Ciekawostka z Wielkiej Brytanii: dżihadysta-kaznodzieja, który próbował się dostać nielegalnie do Wielkiej Brytanii dostanie 5 tys. funtów odszkodowania, bo nie został poinformowany o podstawie prawnej zatrzymania w areszcie w swoim rodzinnym języku

piątek, 30 września 2011

Jemeńskie władze: Anwar al-Awlaki nie żyje



Breaking news: Jemeńskie siły zbrojne (tak, tak jeszcze istnieją!) ogłosiły, że Anwar al-Awlaki, jeden z najbardziej charyzmatycznych i najzdolniejszych terrorystów ostatnich lat (a do tego amerykański obywatel) został zabity przez rakietę wystrzeloną z drona. Nietrudno się domyślić, że akcję przeprowadziła CIA. Ja jeszcze czekam na potwierdzenie tej wiadomości przez al-Kaidę. Awlaki, podobnie jak al-Zawahiri był już przecież wielokrotnie "zabijany".