Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Biden. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Biden. Pokaż wszystkie posty

sobota, 18 stycznia 2025

Jak sojowe cucki nie ocaliły ludzkości

 

 Miałem ciekawy sen, w którym przed prezydencką inauguracją doszło w USA do puczu/rebelii przeciwko Trumpowi. Prezydent-elekt wycofał się gdzieś na prowincję, a ja do niego dotarłem i namówiłem, by wrócił. Inauguracja się odbyła, a ja dostałem na nią zaproszenie i... Prezydencki Medal Wolności :) Wspominam o tym, tak na wszelki wypadek. Bardzo, bardzo, bardzo rzadko miewam bowiem sny, które choć w drobnej części pamiętam. Gdy opowiedziałem o tej wizji znajomemu, który wiele lat mieszkał w USA, on stwierdził, że przed 11 IX 2001 r. miał sen, w którym goniła go ściana pyłu. "Snów nie należy więc lekceważyć" - stwierdził. W 2015 r. inny mój znajomy, podróżnik, opowiedział natomiast, że miał sen, w którym Trump został wybrany prezydentem. W 2020 r., w noc wyborczą, śniło mi się, że wynik wyborów był "dziwny" i "daleki od rozstrzygnięcia". Przekaz tego snu był "nie tym razem". Jeden z twitterowiczów napisał w tamtych dniach: "A co jeśli Trump będzie startował za cztery lata i wygra z Kamalą". Został powszechnie wyśmiany...



" I ujrzałem jedną z jej głów jakby śmiertelnie zranioną, a rana jej śmiertelna została uleczona .A cała ziemia w podziwie powiodła wzrokiem za Bestią" Ap 13,3

Po zamachu na Trumpa śmiałem się, że libki zaczną wykorzystywać ten fragment Apokalipsy w narracji mówiącej o tym, że Trump jest Antychrystem. Na YouTube rzeczywiście można znaleźć sporo filmów z takimi twierdzeniami. W niektórych - na przykład w poniższym - przypominane są ciekawe przykłady synchroniczności związanych z Trumpem, w tym "przepowiednie" z gry karcianej Illuminati wypuszczonej na rynek w 1995 r.


 

Zapewne aluzje do Antychrysta będą się pojawiać przy każdej okazji, gdy Trump będzie angażował się w narzucanie Izraelowi rozejmów z Palestyńczykami. Usłyszymy pewnie o Trzeciej Świątyni itp.

W kontekście Trumpa i przewidywania przyszłości, przytoczę ciekawy post ze strony Paranormalna Polska:

"W 1997 roku Clif High wraz z przyjacielem stworzył oprogramowanie o nazwie WebBot (https://en.wikipedia.org/wiki/Web_Bot), które analizowało dane lingwistyczne z internetu. Program ten miał na celu przewidywanie wydarzeń przyszłości, co mogło pomóc w prognozowaniu ruchów na giełdzie. Dzięki temu twórcy zarobili sporo pieniędzy.
Z czasem WebBot został rozwinięty do tego stopnia, że zaczął rzekomo przewidywać ważne globalne zmiany. Niektóre przewidywania okazały się trafne, inne – zupełnie chybione, jak np. zapowiedziany koniec świata w 2012 roku. Clif tłumaczył później, że w tamtym okresie blogosfera była pełna nieprawdziwych informacji i wymyślonych historii, które wpłynęły na wyniki analizy.
W 2009 roku WebBot miał przewidzieć wywiad Joe Rogana z Donaldem Trumpem. W tamtym czasie Joe Rogan był mało znanym dziennikarzem. WebBot nie podał dokładnej daty wywiadu, ale określił go mianem "temporal marker" – wyznacznika czasu. Według analizy, po tym wydarzeniu w ciągu 39 dni miała nastąpić seria istotnych zdarzeń. Dane wskazywały na eskalację napięć lub konflikty w przestrzeni powietrznej.
Przewidywane wydarzenia mogły obejmować:
- Starcia związane z UFO, np. incydenty między niezidentyfikowanymi obiektami a samolotami wojskowymi (patrz: ostatnie wydarzenia nad bazami USA w Wielkiej Brytanii).
- Chaos w przestrzeni powietrznej, który mógłby symbolizować ujawnienie technologii związanych z UFO lub inne poważne zmiany.
Nie chodzi tu jednak o UFO w rozumieniu statków kosmicznych, lecz raczej o pojazd, urządzenie, bombę lub rakietę, które wzbudzą duże zainteresowanie. Może to mieć nawet związek z doniesieniami o nowoczesnej broni Rosji, zwanej "Oriesznik". Teoretycznie po 3-4 grudnia ma rozpocząć się seria zdarzeń powiązanych z globalnymi konfliktami i wydarzeniami w powietrzu.
Wywiad Donalda Trumpa z Joe Roganem został nagrany 25 października 2024.
Dwa miesiące temu Clif High założył kanał na YouTube, gdzie dzieli się historiami ze swojej pracy, w tym także analizami WebBota, które często traktowane są jako współczesne "przepowiednie" na miarę Nostradamusa.
https://www.youtube.com/watch?v=_v8bWCkCJ1s
https://www.youtube.com/watch?v=_eerx6TufDo
Ciekawostką jest, że Clif „wyanalizował”, iż 14-15 lipca 2024 roku wydarzy się coś, co poruszy cały świat. 14 lipca miał miejsce zamach na Trumpa."

(koniec cytatu)

Po tym jak sojowy cuck próbował 14 lipca zabić Trumpa, rozpoczął się ciekawy trend: Jeff Bezos i Mark Zuckerberg zaczęli publicznie chwalić republikańskiego kandydata. Zaczęli spodziewać się jego zwycięstwa wyborczego i szykować do hołdu lennego. Big Tech z Doliny Krzemowej półoficjalnie opowiedział się za Trumpem, a przypieczętowaniem tego sojuszu był wybór J.D. Vance na kandydata na wiceprezydenta oraz silne zaangażowanie Muska w kampanię Trumpa.

Biden, w swoim przemówieniu pożegnalnym ostrzegał przed "kompleksem technologiczno-przemysłowym". Oczywiście dotychczasowym władcom świata nie podoba się to, że nowe technologie pozwoliły na złamanie ich monopolu dezinformacyjnego i pozwoliły na kształtowanie alternatywnych ruchów politycznych. Z tego powodu szykuje się też starcie amerykańskiego Big Techu z Unią Europejską. Starcie, którą eurocucki przegrają, gdyż za Big Techem będzie stała cała potęga amerykańskiego państwa. 




Stawką w tej grze jest m.in. kwestia rozwoju sztucznej inteligencji - coś co łączy w panice leśnych dziadków z Brukseli/Berlina i staroświeckich konserwatystów w rodzaju profesora Zybertowicza. Nie zdziwiłbym się, gdyby zwycięstwo wyborcze Trumpa okazało się tym, czynnikiem, który doprowadzi w przyszłości do zwycięstwa opcji transhumanistycznej.




Czyżbyśmy więc znaleźli się na ścieżce prowadzącej do zdominowania naszej planety przez totalitarną Sztuczną Inteligencję? Jeśli tak, to libki i sojowe cucki totalnie spierdoliły sprawę, nie powstrzymując technologicznego "Antychrysta". No, ale czego spodziewać się po libkach i sojowych cuckach? Takie z nich katechony...

W sumie to i tak dużo lepszy scenariusz od różnych unijnych Zielonych Ładów. Zawsze sobie wyobrażałem Antychrysta jako jakiegoś libkowskiego nudziarza śpiewającego "Imagine" i mówiącego, że "będziecie jeść soję, nic nie będziecie posiadać i będziecie szczęśliwi". Teraz okazuje się, że Antychryst może być w sumie fajnym, memicznym kolesiem oferującym światu renesans technologiczny, podbój Marsa i seksroboty napędzane sztuczną inteligencją...




***

Na pożegnanie Joe Bidena, przypomnijmy jak długo był on na amerykańskiej scenie politycznej:




***

Zapowiada się ciekawy film "Syn stulecia" poświęcony Benito Mussoliniemu i temu jak prowadzono politykę przed wynalezieniem mediów społecznościowych i sojowych cucków.




sobota, 11 stycznia 2025

Nowa Wojna Zimowa, atak na Japonię i aneksja Grenlandii



Fiński dziennik "Ilthalehti" niedawno opisał, powołując się na informatorów z NATO, rosyjskie plany wojenne na okres po zakończeniu "trzydniowej specjalnej operacji wojskowej" na Ukrainie. Przewidują one atak na norweską prowincję Finmark oraz na Finlandię. Celem jest m.in. przesunięcie granicy na linię ustaloną w Traktacie z Turku z 1743 r.  W kolejnym etapie miałyby zostać zaatakowane: Estonia, Łotwa, Litwa oraz szwedzka Gotlandia.





Na pierwszy rzut oka te plany wyglądają na szalone - ale przecież tak samo nieprawdopodobna wydawała się pełnoskalowa rosyjska inwazja na Ukrainę. Uderzenie na Norwegię miałoby jednak dla Moskwy głęboki sens. Sparaliżowanie wydobycie ropy i gazu ze złóż norweskich znów otwierałoby Europę na rosyjski szantaż gazowy. Zwłaszcza jeśliby Rassija ze swojego libijskiego przyczółku zaczęła równolegle uderzać w energetyczne trasy przesyłowe z Afryki Północnej. Pamiętajmy również, że rosyjskie wojska ćwiczą od lat scenariusz inwazji na Norwegię i Finlandię - robiły to choćby podczas manewrów Zapad 2017.

Jak wyglądałaby jednak taka inwazja w praktyce? Na niekorzyść agresora grałby przede wszystkim teren. To nie bezkresne ukraińskie równiny na które łatwo wjechać czołgami. Tam trzeba byłoby się przedzierać przez mroźne góry, tereny polodowcowe i bagna. Desant spadochronowy na fińskie lotnisko Ivalo skończyłby się pewnie większą masakrą niż próba zajęcia lotniska Hostomel. Konwój z Królewca wiozący wojska mające desantować się na Gotlandii zostałby pewnie zatopiony na wiele mil przed tą wyspą. Dodajmy, że Finlandia i Norwegia posiadają dosyć nowoczesne armie, ze sprawnymi systemami mobilizacji rezerw. Jedynym elementem tego planu, który mógłby się powieść byłaby inwazja na Estonię, Łotwę i Litwę. 




Imperialne apetyty, "biednej, stale osaczanej przez NATO" Rassiji nie ograniczają się jednak tylko jednak do Europy. "Financial Times" ujawnił niedawno, że od 2014 r. Rosja planowała kampanię bombardowań Japonii oraz Korei Płd. Wyznaczono 160 celów w obu krajach, m.in. elektrownie jądrowe i tunele. Kampanię lotniczą na Dalekim Wschodzie miano zacząć po to, by... uniemożliwić Japonii i Korei Płd. wsparcie dla NATO w przypadku rosyjskiej inwazji na zachód. Czyli Rassija chciała otworzyć wojnę na drugim froncie, by uniknąć prowadzenia wojny na dwóch frontach... Logiczne. Jakby taka kampania wyglądała w praktyce? Przypomnę, że Ruscy wciąż się nie nauczyli jak prowadzić kampanie bombardowań strategicznych i nie potrafią wywalczyć supremacji w powietrzu nad terytorium kraju, który miał lotnictwo oparte na postsowieckich maszynach. Jakby wyglądało ich starcie z japońskimi Mitsubishi F-2? Zapewne skończyłaby się tym, że Japończycy i Koreańczycy zmasakrowaliby rosyjskie lotnictwo, a następnie zatopiliby Flotę Pacyfiku. 

A różni duporealiści w rodzaju Mażewskiego, Michała "Dupy" Krupy czy Wojciecha "Mielonki" Golonki mówią nam, że z Rosją możemy się racjonalnie dogadać - jak za tusskowego resetu...

Tymczasem...



Prezydent-elekt Donald Trump pajacuje mówiąc o inwazji na Panamę, Grenlandię i Kanadę. Tak jakby realizował scenariusz starego filmu Michaela Moore'a "Operacja kanadyjski boczek". Czy on właśnie skutecznie odciągnął w ten sposób uwagę globalnej opinii publicznej od czegoś bardzo ważnego? Czy może w tym szaleństwie jest metoda?

Spodziewam się, że w przypadku wojny USA z Chinami, Amerykanie będą musieli dokonać szybkiego desantu w Panamie, by przejąć Kanał, zanim zrobią to Chińczycy. To byłoby coś podobnego jak brytyjsko-kanadyjsko-amerykańska okupacja Islandii w czasie drugiej wojny światowej. Panama formalnie nie ma armii, tylko siły policyjne i straż wybrzeża. Ponadto nie radzi sobie z utrzymywaniem infrastruktury Kanału - z jego pogłębianiem itp. Ryzyko tego, że kontrolę nad Kanałem przejmą Chińczycy jest całkiem realne - oni już są operatorami portów po obu stronach Kanału.




Grenlandia też jest ważna strategicznie - zwłaszcza w przypadku rosyjskiej inwazji na Norwegię. To również terytorium bogate w surowce, w tym metale ziem rzadkich. USA mogłyby ją przejąć w sposób o wiele prostszy niż inwazja militarna. Wystarczyłoby wesprzeć finansowo odpowiednie siły w ewentualnym referendum niepodległościowym. Choćby płacąc po 100 tys.  dolarów każdemu mieszkańcowi Grenlandii. Być może początkiem takiego scenariusza jest niedawna wizyta Donalda Trumpa Jra na Grenlandii. Dania w praktyce ma małą kontrolę nad tym, co się tam dzieje. Nie jest w stanie obronić Grenlandii militarnie, a wojska amerykańskie już tam są. O ile więc słowa prezydenta-elekta o zbrojnym włączeniu tej wyspy do USA można uznać za werbalną prowokację, to olbrzymim pajacowaniem są deklaracje Francji i Niemiec o tym, że są one gotowe bronić Grenlandii przed Amerykanami. Wyobraźcie sobie... żołnierze Bundeswehry marznący w okopach podczas bitwy o Nuuk :)




Zapowiedzi Trumpa mówiące, że Kanada stanie się 51 stanem USA można brać oczywiście za trolling. Tak samo jak nazywanie Justina Castro Trudeau "gubernatorem Kanady", czy zapowiedź przemianowania Zatoki Meksykańskiej na Zatokę Ameryki.  ALE... Latem 2024 r. pewien protestancki ewangelista zaczął twierdzić, że "Bóg mu pokazał przyszłość", w której USA, Kanada i Meksyk będą posiadały wspólną walutę i że do tego doprowadzi Trump. Można się pośmiać z bibliozjeba, ale to co on rzekomo widział we śnie bardzo przypomina plany z czasów Busha Jra na pogłębienie integracji USA, Kanady i Meksyku. Miała powstać Unia Północnoamerykańska ze wspólną walutą o nazwie amero. Byłaby to największa gospodarka świata, mająca nominalny PKB warty blisko 35 bln USD. Czyżby więc Trump imperialną retoryką przykrywał bardziej konkretne, "globalistyczne" plany?

Jak myślicie, Obama śmiał się podczas rozmowy z Trumpem podczas pogrzebu Cartera, bo Trump opowiedział mu dowcip o Wielkim Mike'u i dwumetrowej kutandze?

***




Niektórzy żartują, że wielki pożar w Kalifornii, który strawił domy miejscowych celebrytów, to kolejny przykład działania "efektu Trumpa". Jak dla mnie to może być ostatnie "f*ck you", które Biden pokazał kalifornijskim demokratom, czyli klice, która podmieniła go w wyborach na Kamalę. Odchodzący prezydent żartował sobie podczas sztabów kryzysowych i ogłosił podczas jednego z nich, że został pradziadkiem.  Raczej mu nie było żal cwelebrytów-pogorzelców, którzy wcześniej wzywali go do rezygnacji.





Tymczasem Trump od lat ostro rugał demokratycznego gubernatora Kanady Kalifornii Gavina Newsoma, że mocno zaniedbał on system ochrony przed pożarami lasów.  Karen Bass, prokubańska komunizująca czarnoskóra burmistrz Los Angeles, ostro cięła wydatki na straż pożarną, a zwiększała je na różne inicjatywy DEI. Straż pożarna rzekomo składała się ze zbyt wielu białych mężczyzn, więc zdywersyfikowano tam kadry (luzując zasady przyjęcia), a jej komendantem mianowano totalnie niekompetentną lesbijkę. A później się skarżą, że robią o nich memy...

"Do pieca" dołożyli tam też chciwi kapitaliści. To, że w hydrantach brakowało wody ma zapewne coś wspólnego z tym, że od 1994 r. sporą część zasobów wodnych Kalifornii kontroluje rodzina Resnicków, zarabiająca na odsprzedawaniu wody stanowi. To jest model ka(ł)pitalizmu, który MFW promował w latach 90-tych w Trzecim Świecie. Jak widać dupokraci skutecznie zmienili bogaty stan Kalifornię w Trzeci Świat.

Karma dopadła jednak nie tylko pro-dupokratycznych cwelebrytów, którym wraz z domami zjarały się dyski twarde z terabajtami pornografii dziecięcej. Karma dopadła też znanego z sympatii do republikanów aktora Jamesa Woodsa. O ile Woods ma w wielu sprawach rozsądne poglądy, to w kwestii bliskowschodniej za bardzo angażuje się emocjonalnie po stronie Izraela. Domagał się więc, by Strefę Gazy zmienić w morze ruin, a teraz płacze, że mu się spalił dom...

***

W Libanie wybrano nowego prezydenta - został nim gen. Joseph Aoun, dowódca armii, maronita (czyli katolik lokalnego obrządku), na szczęście nie spokrewniony z poprzednim prezydentem generałem Michelem Aounem.  Joseph Aoun wyróżnił się podczas operacji odbicia części sunnickiego miasta Trypolis z rąk Państwa Islamskiego. Obecnie zapowiada rozbrojenie Hezbollahu. 

Co ciekawe, jeden z libańskich parlamentarzystów, podczas elekcji prezydenta oddał głos na Berniego Sandersa. 

W Syrii odnaleziono natomiast dokumenty bezpieki identyfikujące Asmę - żonę Baszara Assada - jako agentkę brytyjskiego MI5. 

***

Związany z republikańskim mainstreamem magazyn "National Review" określił rząd Tusska jako poważny problem dla nowej administracji Trumpa wskazując, że gabinet rządzący w Warszawie prześladuje proamerykańską opozycję i zapowiadał... aresztowanie Netanjahu. Można to uznać za pojedynczy głos, ale... 

Unia Europejska idzie na zderzenie czołowe z amerykańskimi gigantami technologicznymi. Robi sobie problem swoimi idiotycznymi regulacjami, które mocno ograniczają badania nad sztuczną inteligencją oraz przewidują cenzurowanie platform społecznościowych. I robi to akurat w momencie, gdy Musk, Zuckerberg i Bezos wkupili się w łaski Trumpa i prezentują się jako obrońcy wolności słowa w internecie.  J.D. Vance groził państwom Unii, że jeśli będą zwalczać amerykańskich gigantów cyfrować i cenzurować net, to mogą zostać objęte sankcjami i pozbawione amerykańskiej ochrony militarnej.

Co w tym czasie robią geniusze rządzący w Weichselgau? Deklarują chęć zamykania opozycyjnych telewizji i cenzurowania netu. Ciekawe czy będą też cenzurować kolesia wyglądającego jak Homelander, który ma ponoć nadzorować TVN z ramienia Fox News?





Pomysł Schnepffowej, by powtórzyć Obławę Augustowską zablokować X na czas wyborów już został zauważony przez amerykański alt-right.  Czy oni naprawdę są tak głupi, by bruździć w interesach najbogatszemu człowiekowi świata i całej Dolinie Krzemowej? Biorąc pod uwagę, że szefem SKW zrobili niejakiego Stróżyka i za ich rządów odbywają się różne akcje w stylu zgubienia 240 min przeciwpancernych, obawiam się, że tak. 

***



Uruchomiłem drugiego bloga - poświęconego recenzjom książek. Na razie wrzucam recenzje, które wcześniej robiłem dla prasy. Link do niego jest na pasku bocznym  - Recenzje Foxa.

Na początek chciałbym Wam zwrócić szczególną uwagę na książkę Marka Koprowskiego, "Armia Krajowa na Wołyniu: czyli zdrady nie było".  Rozbija ona w pył narrację Zychowicza i sprawia, że można poczuć się naprawdę dumnym z wołyńskiej AK. 




Będę tam wrzucał recenzje zarówno nowości, jak i książek wydanych kilka lat temu oraz pozycji antykwarycznych. Jeśli szukacie ciekawych lektur historycznych - możecie tam znaleźć coś interesującego. Może spodoba się Wam historia polskiego czetnika, mocne opowieści o losach berlingowców, historia konspiratora robiącego podczas okupacji interesy z gangsterem na Ząbkowskiej lub wspomnienia policjanta z pierwszych lat niepodległości?

Oczywiście pamiętajcie też o "Mrocznych sekretach II wojny światowej". Jeśli moja książka Wam się podobała - polecajcie ją znajomym lub kupujcie im ją na prezent.

***

Kończę motywem muzycznym, czyli piosenką z bardzo ciekawym tekstem. Zwłaszcza refren (gdzieś tak od 0:54)



sobota, 23 listopada 2024

Rosja spadła z drabiny eskalacyjnej

 


Decyzja kończącego swoją kadencję Joe Bidena o pozwoleniu Ukrainie na użycie rakiet ATACMS na terytorium Rosji Właściwej wywołała u mnie uśmiech. "Stary pierdziel pokazał ostatnie fuck you tym think-tankowym dupkom ze swojej administracji!". Gdy się w nią wczytałem, poczułem się jednak lekko rozczarowany. Pozwolenie to dotyczyło bowiem tylko terytorium Kurskiej Republiki Ludowej. Mimo to, w polskojęzycznym internecie słychać było głośne jojczenie o "prowokowaniu III wojny światowej". Jak się można było spodziewać, jojczyli Warzecha i Palade, a Adam Wielkodupski doznał orgazmu z powodu wizji rosyjskiego uderzenia nuklearnego na Warszawę i zatweetował "Niech Bóg ma nas w opiece". Podkładką pod to jojczenie była aktualizacja doktryny nuklearnej przez Putina. Aktualizacja dokonana już we wrześniu - ale jakoś wówczas wywołująca mniejsze jojczenie.

O czym mówi zaktualizowana rosyjska doktryna nuklearna? O tym, że atak na Rassiję przeprowadzony przez "państwo nie nuklearne" wspólnie z państwem nuklearnym może wywołać nuklearną odpowiedź. Doktryna mówi jednak, że ów atak musi stanowić "krytyczne zagrożenie dla suwerenności Rosji". Od początku wojny słyszymy internetowe jojczenie: "Jak przekroczymy czerwoną linię Rosji, to zacznie się wojna nuklearna pomiędzy nią a NATO". 

Czerwoną linią miało być wysyłanie karabinów na Ukrainę. A później czołgów. Potem samolotów. Potem pocisków rakietowych. Potem zaatakowanie mostu krymskiego. Później ataki na sam Krym i Flotę Czarnomorską. Potem ataki na terytorium Rosji Właściwej. Potem ataki na Moskwę. Tak się składa, że ukraińskie drony uderzały i w bazy bombowców strategicznych pod Murmańskiem i w główną bazę Floty Kaspijskiej. Nadlatywały też nad moskiewskie lotniska cywilne. Nawet uderzyły w Kreml, podpadając wiszącą nad nim flagę Rosji. I co? I gówno. III wojna światowa jakoś nie wybuchła. 



Ponieważ Rassija znów sięgnęła po swoją nuklearną propagandę, to Ukraińcy uderzyli rakietami Storm Shadow w prezydenckie stanowisko dowodzenia w Obwodzie Kurskim. Jakoby rzekomo poszkodowani w tym ataku byli rosyjscy i północnokoreańscy generałowie. I co? III wojna światowa się zaczęła?

Generał SWR pisał, że wydanie przez Bidena pozwolenia na użycie ATACMsów na terenie Rosji Właściwej było zaskoczeniem dla kremlowskiego Politbiura - choć takiej decyzji należało się prędzej czy później spodziewać. Na pierwszym posiedzeniu Politbiura nie omawiano kwestii nuklearnych. Na kolejnym doszło do dyskusji. "Jastrzębie" związane z wojskiem przedstawiły trzy warianty odpowiedzi:

1) mobilizacja kolejnych 500 tys. ludzi i rzucenie ich na Ukrainę

2) uderzenie taktyczną bronią jądrową - ale nie za bardzo wiadomo w co, bo były rzucane pomysły od ciosu w "centra decyzyjne" w Kijowie po zdetonowanie bomby nad zaporoskim stepem.

3) większe uderzenie powietrzne na Ukrainie - z udziałem 70 proc. zapasu rakiet, czyli ta sama rozpaprana kampania lotnicza co zwykle.

Politbiuro sprzeciwiło się atakowi nuklearnemu i mobilizacji. Wcześniej ostrzegały jej przed opcją nuklearną Chiny oraz Indie, tłumacząc że mocno skomplikowałaby im ona robienie interesów z Rosją. Zwróćmy uwagę, że nie pojawił się pomysł uderzenia nuklearnego na państwa NATO. W sytuacji, gdy armii rosyjskiej zajęcie ukraińskiego miasteczka powiatowego zajmuje kilka miesięcy i kilkadziesiąt tysięcy zabitych oraz rannych, pełnoskalowa wojna z NATO byłaby przedwczesna. Co więcej byłaby totalną głupotą przed zmianą władzy w Białym Domu.

Skończyło się więc pokazem fajerwerków. Na Dnipro wystrzelono wielogłowicową rakietę balistyczną Oresznik. Wyglądało to malowniczo, ale... technologia wielogłowicowych rakiet balistycznych jest znana od dekad. Chwalenie się hipersonicznością tego pocisku jest też czystą propagandą, bo 10 Machów to typowa prędkość uzyskiwana przez rakiety tego typu używane przez wszystkie państwa nuklearne. 

Według Generała SWR, plan pokojowy Trumpa przekazany "Putinowi" obejmowałby pozostawienie po stronie rosyjskiej Krymu, Obwodu Ługańskiego w granicach administracyjnych i tej części Obwodu Donieckiego, którą Rosja kontrolowała do 24.02.2024 r.  Rosja oficjalnie tego planu nie odrzuciła, ale odpowiedziała wspólnie z Chińczykami sabotażem kabla podmorskiego na Bałtyku. Warto więc zadać tutaj pytanie: czemu mamy przejmować się rosyjskimi czerwonymi liniami, skoro Rosja od wielu lat nieustannie łamie czerwone linie wszystkich innych państw, dopuszczając się na nie ataków terrorystycznych (terroryzm nuklearny przy zabójstwie Litwinienki, terroryzm chemiczny przy ataku na Skripała, wysadzanie składów amunicji w Czechach i w Bułgarii, podkładanie ładunków wybuchowych w samolotach DHL, zamach w Smoleńsku...)? Gdy spojrzymy na tę sprawę w ten sposób, to przekazanie Ukrainie ATACMSów i Storm Shadowów oraz pozwolenie na uderzanie nimi w głębi Rosji jest działaniem mocno powściągliwym i spóźnionym.

No cóż, nie tylko Zachód daje się straszyć "czerwonymi liniami". Pamiętam jak kiedyś napisałem tekst o próbie zabójstwa pułkownika Skripała. Jakiś idiota napisał mi, że "wrabiam Rosję" i "powtarzam propagandę, tych co chcą wywołać III wojnę światową". Pamiętam też jak za tusskowego resetu libki srały w komentarzach, że chcę "sprowokować młodzież do ataków butelkami z benzyną na rosyjskie czołgi". Nawet pojawienie się rysunku Achtung Russia! w programie Rachonia za pisowskiej TVP zostało uznane przez libkowsko-endeckich idiotów za "prowokowanie wojny". Jednocześnie twierdzą, że putinowska Rassija prowadzi "grę w szachy 5D" i że może może dokonać ataku nuklearnego z powodu wzoru na t-shircie. Takiej ilości ciot i debili nie mieliśmy w naszym narodzie chyba od czasów stanisławowskich...

No cóż, spodziewam się, że w poniedziałkowym "Do Rzeczy" będziemy mieli: jojczenia Warzechy o czerwonych liniach i "potrząsaniu szabelką", rozważania Mażewskiego o tym, co powinniśmy zrobić, by nas Rassija znowu lubiła, rozkminy teologa (!) Wojciecha "Mielonki" Golonki o tym jak to armia rosyjska "wszystkich czapkami za chwilę nakryje" (bo tak powiedział po raz tysięczny płk McGregor i jakiś analityk z pożal się Boże armii austriackiej) i jego wielce odkrywcze myśli o tym, że na wojnie zarabiają producencki broni, tezy Wieromiejczuka o tym, że obecna sytuacja na świecie jest dokładnie taka sama jak w 1914 r., a dodatkowo może jojczenie Dzierżawskiego o tym, że zabijanie agresorów nie jest "prolife". Lubię ten tygodnik, ale jego wydawcy mogliby oszczędzić na wierszówce i zamiast przyjmować wypociny tych duporealistów mogliby zlecić ich napisanie Chatowi GPT. "Napisz coś w stylu nudziarstw Sykulskiego".

A tymczasem, według "New York Timesa", część oficjeli z Waszyngtonu rozważa odesłanie Ukrainie części broni nuklearnej oddanej przez nią w 1994 r. na mocy Porozumienia Budapesztańskiego. Rassija miałaby większy problem niż ATACAMSy i mniejszą ochotę na kontynuowanie agresji. Kolejnym logicznym krokiem powinna być Polska w nuclear sharing. Ale oczywiście dupki z think-tanków z obu stron Atlantyku zesrają się na samą myśl o takim scenariuszu...


 

***

30 listopada, w sobotę, od godziny 12.00 będziecie mogli spotkać Waszego Ulubionego Autora, na warszawskich Targach Książki Historycznej, w Arkadach Kubickiego (to przy ogrodach Zamku Królewskiego), przy stoisku Wydawnictwa Replika, czyli stoisku nr 15. Będzie podpisywał swoją książkę "Mroczne sekrety II wojny światowej".



sobota, 9 listopada 2024

Trump wygrał, a Biden się z tego cieszy

 


Ilustracja muzyczna: Addison Rae - Diet Pepsi

Joe Biden nie wyglądał na ani trochę smutnego, gdy przemawiał do narodu, po uznaniu zwycięstwa Donalda Trumpa i zaproszeniu prezydenta-elekta do Białego Domu. Pamiętamy, że w trakcie kampanii założył przed kamerami czapkę MAGA, a Jill poszła do lokalu wyborczego ubrana w republikańską czerwień. Joe ma teraz wielką satysfakcję - jest jedyną osobą, która pokonała Trumpa w wyborach prezydenckich. Może teraz powiedzieć demokratycznej wierchuszce: "No i po co mnie wymienialiście, na tę głupią sukę? Ja przynajmniej z Trumpem wygrałem".

W Partii Demokratycznej już zaczęło się szukanie winnych. Są tacy, którzy obwiniają Kamalę, za to, że wybrała Tamponowego Tima jako kandydata na wiceprezydenta. Tamponowy Tim był rzeczywiście beznadziejny, a od przegranej przez niego debaty z Vance'm zaczęła się ostra zwyżka sondażowa Trumpa. Ludzie Bidena obwiniają Pelosi i Obamę za zastąpienie ich szefa  beznadziejną kandydatką, która nie potrafiła nawet sklecić paru zdań bez telepromptera. Partia mogła po wymuszonej rezygnacji Bidena zorganizować mini-prawybory (pozwalając bidenowskim delegatom wybrać nowego kandydata), ale narzuciła wszystkim kiepską kandydatkę. Być może skończy się na tym, że winę za klęskę zrzuci się na George'a Clooneya, który napisał osławiony list otwarty wzywający Bidena do rezygnacji z kandydowania.

W trakcie wieczoru wyborczego w jednej z internetowych telewizji stwierdziłem, że dynamika sondażowa, zachowanie rynków finansowych oraz trendy w internecie sugerują zwycięstwo Trumpa. Bardzo ostrożnie wówczas prognozowałem, że Trump zgarnie co najmniej pięć stanów kluczowych. Stwierdziłem, że Pensylwania jest dla mnie zagadką, ale tam mogą przeważyć wynik wyborów amisze. Moje prognozy okazały się bardzo asekuranckie. Trump wygrał we wszystkich stanach kluczowych (zaliczam na jego konto Arizonę, gdzie jeszcze liczą głosy) zdobywając 312 głosów elektorskich. Wygrał "popular vote" otrzymując o 4 mln głosów więcej niż Kamala. Przy okazji republikanie zdobyli bezpieczną kontrolę na Senatem i wygląda na to, że utrzymają ją nad Izbą Reprezentantów. Kamala nie zdołała poprawić wyniku Bidena w żadnym (!) hrabstwie USA. Trumpowi udało się wygrać m.in. w zdominowanym przez Latynosów teksańskim hrabstwie, w którym żaden republikanin nie wygrał od 1892 r. Na Florydzie zwyciężył w hrabstwie silnie portorykańskim - jak widać gównoburza z dowcipami o "wyspie śmieci" nie wpłynęła na preferencje wyborcze.  Mocno demokratyczne New Jersey i Minnesota stały się "swing states".

Do zwycięstwa Trumpa mocno przyczyniło się to, że poparło go 45 proc. elektoratu latynoskiego. Trump zwiększył w nim poparcie o 13 pkt proc. w porównaniu z 2020 r. Procentowała w ten sposób strategia uczynienia przez Kamalę aborcji tematem numer jeden w kampanii wyborczej oraz kwestia nielegalnej imigracji - osiadli Latynosi posiadający obywatelstwo USA nie chcą u siebie meksykańskich karteli. (Tutaj przykład latynoskiej kociary popierającej Trumpa.) W Michigan i Wisconsin Trumpowi mocno pomogło poparcie elektoratu arabskiego.  Pośrednikiem w kontaktach z tymi środowiskami był Massad Boulos, miliarder pochodzenia libańskiego.  W Pensylwanii pomogli Trumpowi zwyciężyć nie tylko Polacy, ale również amisze. Zwykle oni nie głosują, ale teraz jeden gostek - Scott Presler -  namówił 180 tys. z nich, by poszli na wybory. Amisze byli wkurzeni na demokratów, za to, że Departament Rolnictwa dokonał rajdu na farmę kolesia sprzedającego sąsiadom niepasteryzowane mleko. Dla kontrastu wspomnę, że Kamalę poparło 83 proc. LGBT-ów i 65-80 proc. Żydów.  Gdy więc Trump wymieniał grupy wchodzące w skład koalicji, która dała mu zwycięstwo, wspomniał o muzułmanach, ale Żydów pominął - choć powinien przywołać paru swoich sponsorów, takich jak Miriam Adelson. 

Trumpa poparło 56 proc. katolików, z czego 60 proc. białych katolików.  Można zapytać: czemu tak mało? Księża w USA bowiem z ambon otwarcie gromili Kamalę i demokratów za ich proaborcyjny fanatyzm. Trump wielokrotnie natomiast odwoływał się do katolickich symboli w trakcie swojej kampanii - a to do Matki Boskiej z Guadelupe, a to do bł. ks. Popiełuszki, a to tweetował tekst modlitwy-egzorcyzmu do św. Michała Archanioła. To wystarczająca dawka katolickiej symboliki, by pastor Chojecki dostał krwawej sraczki. Skąd jednak grzeszny protestant Trump wiedział o modlitwie do św. Michała Archanioła? Ma katolicką, turbosłowiańską żonę, ale nie sądzę, by to ona mu to podpowiedziała. Katolikiem  jest też jednak J.D. Vance. Trump ma też pewnie katolickich doradców, w tym tych pochodzenia polskiego, którzy mu odpowiednie rzeczy podpowiedzieli. Można to uznać za wyborczą socjotechnikę, ale Trump przynajmniej się przygotował. Kamala bazowała bowiem na przekazie: "głosujcie na mnie, bo mam c...pę i jestem za aborcją, a jak nie będziecie na mnie głosować to jesteście nazistami i mizoginami".



Jak można było się spodziewać, zwycięstwo Trumpa wywołało ciężki kryzys psychiczny u libtardów, a szczególnie u części tego elektoratu najbardziej uzależnionego od Prozacu i podobnych substancji czyli u białych, liberalnych kobiet. Niektóre z nich ogłosiły, że na cztery lata rezygnują z wszelkiej aktywności romantyczno-seksualnej z mężczyznami. W obronie aborcji ("mogę swobodnie zabić swoje dziecko jedynie w 47 stanach, to niemal jak "Opowieści podręcznej!") zdecydowały się więc na celibat. Mogłyby jeszcze ubrać się w jakieś habity. Paradoksem jest to, że jeśli wytrwają w swoim postanowieniu, to kwestia aborcji przestanie być ich problemem. Są takie, które idą krok dalej i deklarują, że nie będą przez cztery lata rozmawiać z mężczyznami. Zamkną się w klasztornej klauzurze czy przeniosą do Afganistanu?



Z ich postawą kontrastuje to, że Trumpa wspierało bardzo wiele internetowych influencerek i dziwek. Twitter pełny był filmików z roznegliżowanymi paniami pozującymi w czapkach MAGA lub z flagami "TRUMP". Były też filimiki, na których pokazywały gołe biusty na wiecach Trumpa. To był jednej z sygnałów nadchodzącego zwycięstwa kandydata republikanów. Nie widziało się tych influencerek z akcesoriami wyborczymi Tima Walza i Kamali. Fotkę z Trumpem na wiecu zrobiła sobie m.in. Corinna Kopf, dosyć zabawna 28-latka, która już przeszła na emeryturę, bo zarobiła 67 mln USD na OnlyFans. Ciekawe, że internetowe influencerki nie wpadły w histerię z powodu aborcji. A... one wiedzą, co to antykoncepcja. 


Ogólnie cała ta propaganda pokazująca Trumpa jako polityka "antykobiecego" jest równie kretyńska jak narracja robiąca z niego nazistę. Koleś otacza się przecież kobietami, a wiele z nich pełniło ważne funkcje w jego kampanii. 



Kamalę pokonała więc koalicja miliarderów, robotników, farmerów, Latynosów, bardziej ogarniętych Murzynów, białych suprematystów, katolików, ewangelikalnych protestantów, prawicowych syjonistów, chrześcijańskich Arabów, muzułmanów oraz internetowych dziwek. Kamala wygrała jedynie w D.C. i w stanach, w których w lokalach wyborczych nie trzeba pokazywać dowodów tożsamości.






A teraz zagadka wyborcza: w 2012 Obama zdobył 65,9 mln głosów, w 2016 r. Hillary uzyskała 65,8 mln głosów, w 2020 r. Biden uzyskał 81,3 mln głosów, w 2024 r. Kamala zdobyła 70,4 mln głosów. Gdzie się więc podziało blisko 11 mln wyborców Bidena z 2020 r.? Przypomnę, że Biden wygrał w 2020 r. w zaledwie 477 hrabstwach, w tym tylko w jednym będącym barometrem poparcia na terenie całego stanu lub kraju. Jak to się więc stało, że Kamala zdobyła 11 mln głosów mniej niż Biden? Czyżby struktury podległe Bidenowi nie zaangażowały się w tym roku w masowe zwożenie głosów po północy do lokali wyborczych? W 2020 r. przeciw Trumpowi działała też część struktur republikańskich. Tym razem się to nie powtórzyło, a w międzyczasie zaostrzono reguły głosowania w wielu stanach.


Zwycięstwo Trumpa już wywołało wstrząs geopolityczny. Przestraszeni Huti nagle ogłosili rozejm. Zełenski w kłopotach i już przymila się do Trumpa, ale spodziewam się, że Ruscy odrzucą plan rozejmowy trumpistów. Niemiecki rząd się rozpadł. "Die Zeit" zareagował na wygraną Trumpa zamieszczeniem na swojej głównej stronie jednego słowa: "Fuck". To bowiem katastrofa dla Niemiec.  Być może zaczyna to rozumieć nasza koalicja "Fur Deustschland", stąd paniczne wypieranie się antytrumpowskich idiotyzmów, które wygadywali jej czołowi przedstawiciele. Chyba na poważnie wzięli libtardowską propagandę o "rasistowskiej Ameryce", bo na neo-TVP Kultura puścili wczoraj klasyczny film niemy "Narodziny narodu", w którym Ku Klux Klan ratuje miasto przed Murzynami. Jest tam też scena "następne wybory", w której kolesie z KKK na koniach nie pozwalają Czarnym pójść do lokali wyborczych :)

Wróćmy jednak do wątków religijnych. Pod koniec kampanii zwróciłem uwagę na ciekawostkowego newsa mówiącego, że samozwańcze czarownice twierdzą, że rzucone przez nie uroki przeciwko Trumpowi nie działają, bo ma on za mocną ochronę.  Można się z tego pośmiać: "ha, ha... idiotki, którym wydaje się, że władają magią". Tyle, że one nie przechwalały się, że rzuciły skuteczny urok na Trumpa, a że nie mogły tego zrobić, bo ma on silną ochronę. To oznacza więc, że albo Trump ma w swoim otoczeniu ludzi zajmujących się ezoteryką bardzo poważnie, albo miał ochronę innych sił. Katolicy stwierdzą, że to zasługa tweetowanej przez niego modlitwy-egzorcyzmu do św. Michała Archanioła.


Żona Trumpa jest słowiańską katoliczką, Vance jest katolikiem, Musk nazywa się co prawda "kulturowym chrześcijaninem", ale ostatnio przypominał swoje fotki z papieżem Franciszkiem. Joe Biden też jest oczywiście katolikiem - pierwszym katolickim prezydentem od czasów prowadzącego równie rozrywkowy tryb życia JFK. Aha, i będący po stronie Trumpa RFK Jr., też jest katolikiem.  Libtardzi powinni więc stworzyć teraz zjebo-ewangelikalną teorię o katolickim spisku, który pozbawił zwycięstwa pierwszą kobietę wiceprezydentkę. W zasadzie to sami są sobie winni, że stracili katolickie głosy - uczynili feministyczne pierdolenie swoją główną narracją i w swej pysze pozwalali sobie na głupie wyskoki jak ten z parodiowaniem Komunii przez gubernator Gretchen Whitmer.  Ogólnie gubernator Whitmer sprawia wrażenie postaci wziętej żywcem z "Omenu" czy "Dziecka Rosemary". Wpisuje w stereotyp ponurej, satanistycznej wiedźmy. Co innego moja ulubiona republikańska gubernator - Kristi Noem z Dakoty Południowej. Ona również sprawia wrażenie wiedźmy (coś takiego jest w jej oczach...) , ale seksownej i zabawnej. Nawet zatańczyła z Trumpem podczas wiecu. Byłaby dobrym materiałem na wiceprezydenta, ale niestety pogrążyła się tą historią, z zastrzeleniem psa. Ale może chroniła Trumpa swoją magią...

Czy zauważyliście, że Trump jest pierwszym kandydatem, który podpisuje zarówno Biblie jak i kobiece biusty?

Nie zdziwiłbym się też, gdyby Joe Biden - lub jego syn Hunter - okazał się być "Q" z QAnona :)

Powrót Trumpa do Białego Domu stawia też w ciekawym świetle przepowiednię Indian Hopi o Człowieku, w Czerwonej Czapce, który nadejdzie ze Wschodu i dokona "oczyszczenia kraju", a będą mu pomagać człowiek posługujący się symbolem swastyki (!) i człowiek posługujący się symbolem Słońca (Japonia, Tajwan czy IHS?).


 

Na koniec trochę kampanijnej muzyki, a po niej gównoburza w komentarzach:



***



Jeśli nie macie autografu autora na swoich egzemplarzach książki, to możecie go zdobyć na najbliższych warszawskich Targach Książki Historycznej. Będzie na Was tam czekał, przy stanowisku Wydawnictwa Replika, w sobotę 30 listopada między 12.00 a 13.00.



sobota, 2 listopada 2024

To big to rig?

 


Joe Biden, w wieczór Halloween, gryzł dzieci. Nie wiadomo, czy teraz przemienią się one w Bidena :)




Stary jajcarz-fajansiarz trochę wcześniej znów podłożył świnię Kamali, porównując wyborców Trumpa do śmieci. Przykrył w ten sposób jej wiec w Waszyngtonie i nieśmieszne żarty republikańskiego komika o Portoryko. Trump miał już na tę okazję przygotowany numer ze śmieciarką.  I jak tu nie widzieć podobieństw między kampanią wyborczą a wrestlingiem.

Wcześniej libki dostawały odwrotnego orgazmu przy okazji wielkiego wiecu Trumpa w nowojorskiej Madison Square Garden. Zapieniły się, bo w 1939 r. wiec tam zorganizowała prohitlerowska piąta kolumna. To, że przez kolejne 85 lat odbyło się w tej wielkiej hali widowiskowej tysiące innych wieców, koncertów oraz imprez sportowych, nagle straciło znaczenie. Libki doszły do wniosku, że Trump musi być nazistą, skoro organizuje kampanijny spęd w takim miejscu. Naziści, wszędzie naziści... Byli tam więc naziści czarni, latynoscy, muzułmańscy i żydowscy... 


Ogólnie mieliśmy tam do czynienia z atmosferą karnawału - z jarmarcznymi rozrywkami, takimi jak występ Hulka Hogana. Cała kampania Trumpa jest obecnie memiczno-wrestlingowym karnawałem. Po stronie libków mamy natomiast do czynienia z festiwalem indukowanej histerii. "Trump to nowy Hitler!". "Naziści zagrażają demokracji!" Normalnie jakbym oglądał Iron Sky - tylko Hitlera na dinozaurze brakuje. W tej retoryce widać spore podobieństwa z putinowską propagandą. Rassija przecież też twierdzi, że walczy z "nazistami". "Nowym Hitlerem" w kremlowskiej narracji jest Żyd Zełenski, tak jak w narracji waszyngtońskich libków jest nim koleś mający zięcia Żyda i ulubioną pół-słowiańską córkę wyznającą judaizm. Ta głupia propaganda, robiąca z Trumpa "nowego Hitlera" może mu napędzić głosów wśród mniejszości rasowych, postrzegających wodza III Rzeszy zadziwiająco pozytywnie, jako "kolesia, który zabijał jakiś Białasów". Już przecież, ze względu na kontrowersje związane z Palestyną, Trump ma większe niż Harris poparcie w elektoracie Amerykanów pochodzenia arabskiego. Na Kamalę nie chcą specjalnie głosować nawet Hindusi.

Nie przesądzam o wyniku wyborów. Po stronie Trumpa jest ogólne rozczarowanie polityką obecnej administracji, szeroko odczuwalne wśród Amerykanów. Po stronie Kamali jest przede wszystkim kobiecy elektorat wprowadzony w stan indukowanej zewnętrznie histerii za pomocą kwestii aborcyjnej.  (Indukowaną histerię mieliśmy też w Polsce w latach 2015-2023. Jej przejawem było choćby histeryzowanie wokół wycinek w Puszczy Białowskiej, odstrzału dzików, "dzieci z Michałowa" i na końcu aborcji. Libki zawsze muszą utrzymywać swój elektorat w karności za pomocą przegrzewania wymyślonych problemów i robienia ludziom wody z mózgów. ) Trendy sondażowe sprzyjają Trumpowi. Ale może się okazać, że sondaże nie doceniają Kamali - po prostu wielu ludziom może być wstyd się przyznać, że głosują na tak lamerską kandydatkę. Może się okazać, że wybory zostaną rozstrzygnięte dopiero w Sądzie Najwyższym - jeśli np. demokraci złożą skargę, że "Musk kupował głosy". Na razie próbują swoich starych sztuczek - stąd doniesienia o "błędach" w działaniu maszyn wyborczych firmy Dominion Voting Systems. Kampania Trumpa gra jednak na to, by liczba oddanych na niego głosów była "to big to rig". Czy tak będzie? Nie wiem. Ale i tak poczułem się młodszy - tak jakbyśmy znów mieli 2016 r. Dziękuję za to!

Tymczasem wyszło na jaw, że Watykan wspólnie z Mossadem i jedną z włoskich prywatnych firm wywiadowczych szpiegował Rosję i Grupę Wagnera. WTF? Przy okazji Kościół katolicki wpadł na najlepszy pomysł marketingowy od czasu telewizyjnych pogadanek biskupa Fultona Sheena. Stworzył własną "anime girl" - Luce, która stała się już bohaterką niezliczonych memów.  

Miłego Dnia Zadusznego!












sobota, 14 września 2024

Koty jedzą Haitańczyków, a Biden kibicuje Trumpowi

 



Trump ogólnie przerżnął debatę. Nie twierdzę tego na podstawie sondażu CNN czy opinii "ekspertów". Sam po prostu odniosłem wrażenie, że ją przerżnął, bo nie zdołał rozjechać Kamali. Owszem, miał przeciwko sobie dwójkę prowadzących debatę, a Kamala zapewne znała wcześniej pytania (jeśli nie miała innego wsparcia), ale przecież sam zgodził się wcześniej na takie warunki starcia. Powinien się do nich przygotować, a tego nie zrobił. Co więcej, można było odnieść wrażenie, że jest podczas debaty zastraszony. Kamala może jest niekompetentna, ale przez pięć dni przed debatą pracował nad nią sztab specjalistów, który zabronił jej się histerycznie śmiać (ale min już nie potrafiła kontrolować) i kazał odstawić wódkę.


Według Generała SWR debata zmieniła postrzeganie amerykańskiej kampanii prezydenckiej przez członków rosyjskiej Federalnej Rady Bezpieczeństwa. Uznali oni, że Kamala ma zwycięstwo w kieszeni, że należy przerwać wszelkie kontakty z ludźmi z orbity Trumpa i że należy wyświadczyć przysługę Harris. Pojawiają się głosy, że jej zwycięstwo będzie dobre dla Rosji. Ta zmiana nastrojów może być jednak zdecydowanie przedwczesna. 

Ann Coulter, w artykule "Debata o debacie" przypomina, że w 2016 r. powszechnie twierdzono, że Trump przegrał debatę z Hillary. Tymczasem okazało się, że jego argumenty zrobiły wówczas pozytywne wrażenie na elektoracie. Oczywiście, wówczas Trump był w lepszej formie. Jednakże podczas ostatniej debaty mieliśmy również do czynienia z czymś zaskakującym. Monitorowano na żywo grupy focusowe i gdy Trump mówił o imigracji oraz jej związku z przestępczością, grupa focusowa wyborców niezależnych reagowała na to równie pozytywnie jak republikanie. 

Liberalno-lewicowe media śmiały się z tego, że Trump powiedział, że w mieście Springfield w Ohio, hordy Haitaińczyków jedzą psy i koty. "Jak mógł coś takiego powiedzieć! Ale się skompromitował! To już koniec!". Twierdzą, że ta historia o zjadaniu zwierząt domowych to fake news. Ma to być fałszywką, bo tak stwierdziło kilku sojowych cucków, factcheckersów i przedstawicieli miejscowych władz. Tyle, że o zjadaniu kotów i kaczek w parku przez Haitańczyków mówią miejscowi. Zarówno Biali jak i Czarni.  Są przerażeni zachowaniami haitańskich nachodźców. Jest ich tam 20 tys. I nie ograniczają się do zjadania kotów. W zeszłym roku Haitańczyk spowodował tam wypadek autobusu szkolnego. Zginął 11-latek, którego ojciec-cuck stwierdził, że wolałby gdyby jego syn został zabity przez 60-letniego Białego. 

Nie ważne, co mówi sojowe cucki będące factcheckersami. Amerykanie naprawdę są przekonani, że Haitańczycy jedzą psy i koty. Net został zalany memami na ten temat. Białe panienki tańczą na Tik-Toku do kawałka ze zmiksowanym cytatem z Trumpa "Oni jedzą psy, oni jedzą koty". (Twórca tego utworu płacze, że jest socjalistą, że zrobił ten kawałek, by wyśmiewać Trumpa, a źli Trumpowcy uspołecznili jego własność intelektualną i zrobili z niej pro-Trumpowy hit.) Czegoś takiego nie było od 2016 r.










Są też filmiki, gdzie koty pilotujące śmigłowce zrzucają napalm na haitańskie slumsy :) Naprawdę szkoda, że doktor Targalski tego nie dożył...

Sztabowcy demokratów planowali, że ta kampania wyborcza będzie koncentrowała się na aborcji. Wyznaczenie JD Vance'a na kandydata na wiceprezydenta sprzyjało ich zamiarom. Trump jednak złagodził stanowisko dotyczące aborcji. Jego memiczna wypowiedź o Haitańczykach jedzących psy i koty sprawiła natomiast, że głównym tematem w kampanii wyborczej stała się polityka imigracyjna, czyli coś bardzo niewygodnego dla demokratów.












Powyżej: Tak AI widzi przyszłą eksepedycję pacyfikującą Haiti

Nie ulega bowiem wątpliwości, że politykę tę demokraci totalnie schrzanili. Czemu nawpuszczali Haitańczyków na masową skalę? Haiti to najbardziej zjebany cywilizacyjnie kraj zachodniej hemisfery. Średnie IQ jego mieszkańców to 67 (70 było kiedyś uważane za granicę upośledzenia umysłowego), a na ulicach grasuja tam gangi kanibali. Sąsiednia Dominikana odgrodziła się od Haitańczyków murem, a demokraci szeroko otworzyli dla nich granicę. 

W amerykańskich miastach zaczęli też ostatnio grasować kryminaliści z wenezuelskiego gangu Tren de Araguua. Taki prezent dla gringo od Maduro.

Nielegalna imigracja z krajów "shitholów" jest więc naprawdę gorącym tematem, który może mocno namieszać w kampanii wyborczej.

Demokraci cieszą się, że Kamalę w końcu poparła Taylor Swift.   Sporym ciężarem może być jednak dla nich to, że poparł ją też Dick Cheney. Nie tylko dlatego, że demokraci przedstawiali go przez wiele lat jako diabła wcielonego. Poparcie Cheneya do pocałunek śmierci dla Kamali w muzułmańskim elektoracie skoncentrowanym w Michigan i Wisconsin, czyli w dwóch kluczowych stanach. Kamala ma już tam mniejsze poparcie niż Trump czy Jill Stein.  Republikanie sprytnie zagrali plasując w tych stanach reklamy pokazujące proizraelskie wypowiedzi Kamali. 


Niezły numer wykręcił kampanii Kamali również Joe Biden. 11 września, podczas wizyty w Shanksville w Pensylwanii, przyjął od jednego ze strażaków czapkę z napisem "Trump 2024", z wiele mówiącym uśmiechem założył ją na głowę i dał się w niej sfotografować. Zażartował sobie przy tym mówiąc: "Nie jedzcie psów i kotów". Później, gdy wchodził do prezydenckiego samolotu trzymał tę czapkę w dłoni, tak by wszyscy to widzieli. 

Sądzę, że po tym, co mu zrobili demokraci, Biden kibicuje w tych wyborach Trumpowi.

***

Wasz Ulubiony Autor miał pierwszy wieczorek autorski. Poniżej możecie obejrzeć zapis tego spotkania. Zachęcam do kupowania książek. Ktoś pytał się w komentarzu pod poprzednim wpisem, gdzie można zdobyć książkę z autografem. Albo na wieczorze autorskim (będą pewnie kolejne), albo należy zwrócić się do autora poprzez maila/media społecznościowe i próbować łapać go w Warszawie. Na pewno będzie podpisywał książki na Targach Książki Historycznej w Warszawie, które odbędą się na przełomie listopada i grudnia.