Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Saddam. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Saddam. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 23 kwietnia 2015

Marszałek Izzat Ibrahim al-Douri - prawdziwy szef Państwa Islamskiego (1942-2015)


Polskie media, mające problemy z odróżnianiem państw Bliskiego Wschodu, nie odnotowały tej wiadomości, ale w zeszłą sobotę zginął marszałek Izzat Ibrahim al-Douri, przywódca irackiego postsadamowskiego ruchu oporu i zarazem prawdziwy szef Państwa Islamskiego. Jego konwój został ostrzelany pod Tikritem. Chory na raka al-Douri dostał zapewne kilka kul. (Tutaj macie zdjęcia wystawionego ciała.)



Czemu o nim wspominam? Bo to był ostatni nie złapany współpracownik Saddama, człowiek który wykazał się niesamowitą energią, inteligencją, siłą woli, przebiegłością i bezwzględnością. Przez 12 lat grał na nosie Amerykanom i rozkręcał w Iraku wojnę kosztowną dla supermocarstwa. Wojnę szaloną i okrutną. W zeszłym roku zszokował świat organizując ofensywę ISIS na Mosul. Od początku stał za kulisami Państwa Islamskiego, którego sadyzm zaszokowała świat. Niech was nie zwiedzie szlachetna twarz al-Douriego - łudząco podobnego do marszałka Montgomery'ego - ten człowiek przez ponad pół wieku unurzał się we krwi po łokcie. Od czystek z 1979 r., poprzez gazowanie Kurdów do spektakularnych rzezi dokonywanych przez Państwo Islamskie. O tym człowieku powinno się wykładać w akademiach wojskowych i na kursach służb specjalnych.

O jego roli w utworzeniu Państwa Islamskiego pisałem już w poście: "Marszałek Izzat al-Douri - prawdziwy przywódca Państwa Islamskiego. Baghdadi to aktor!"

Teraz w tej historii pojawiły się nowe szczegóły: z dokumentów przechwyconych w Aleppo wynika, że plany powstania Państwa Islamskiego opracował płk Samir Abd Muhammad al-Khlifawi, funkcjonariusz wywiadu irackich, saddamowskich sił powietrznych

Tymczasem kreujący się na "obrońcę krześcijan" Baszar Assad otworzył drogę ISIS do masakry w palestyńskim obozie Jarmuk pod Damaszkiem. Wybija w ten sposób wrogą sobie palestyńską frakcję. Jego ludzie cały czas obsługują pola naftowe i rafinerie w rękach Państwa Islamskiego. Dzielą się zyskami z handlu ropą.

czwartek, 5 lutego 2015

Marszałek Izzat al-Douri - prawdziwy przywódca Państwa Islamskiego. Baghdadi to aktor!



Makabryczna egzekucja jordańskiego pilota - spalenie żywcem w klatce - wywołała słuszny gniew Jordańczyków. Ich król, mający uprawnienia pilota wojskowego, zadeklarował, że osobiście weźmie udział w bombardowaniach Państwa Islamskiego. Państwo Islamskie zaś coraz wyraźniej kreuje się na Ligę Superzłoczyńców przypominającą ekipę Bane'a z ostatniego "Batmana". Eksperci mnożą się w domysłach co do celów i korzeni tej organizacji, a ja tylko przypomnę pewien artykuł z "New York Timesa" z 2007 r. Cytowany jest w nim gen. Kevin Bergner, ówczesny rzecznik amerykańskich sił zbrojnych, który mówi, że Abu Abdullah  al-Baghdadi - poprzednik obecnego kalifa al-Baghdadiego - nie istniał. Jego postać została wykreowana przez propagandę dżihadystów a wszystkie oświadczenia Baghdadiego czytał iracki aktor Abu Abdullah al-Naima.


Pamiętacie Mandaryna z "Iron Mana III"?

Kto więc kryje się za Baghdadim? Bliskowschodnie tajne służby wskazują na radę 15-20 dawnych generałów i pułkowników od Saddama, czyli ludzi, którzy również rozpoczęli sunnicką, antyamerykańską rebelię w Iraku (Świetnie zostało to pokazane w filmie "Zielona strefa").  Wybija się  wśród nich  gen. Abu Ali al-Anbari. 



Ale prawdopodobnie najważniejszym jest marszałek Izzat Ibrahim al-Douri, przypominający z wyglądu marszałka Montgomery'ego, najwyższy rangą oficjel reżimu Saddama, który nie został złapany przez siły koalicji, przewodniczący podziemnej partii Baas, człowiek który prawdopodobnie dowodził zdobyciem Mosulu. W lipcu pewien nacjonalistyczny portal ekscytował się jego nową misją (a ponoć narodowcy zwalczają islamizm :):

"Irak: Trwa brutalny konflikt między zbuntowanymi prowincjami sunnickimi, a zdominowaną przez szyitów armią podporządkowaną rządowi w Bagdadzie. Tymczasem arabskie telewizje wraz z Reutersem donoszą o nowym przesłaniu, jakie miał wydać generał Izzat Ibrahim al-Duri – niegdyś człowiek władzy, prawa ręka Saddama Husajna, a obecnie persona non grata w Iraku, którym rządzi szyicki premier Nuri al-Maliki.
Na rozpowszechnionym w Iraku nagraniu audio słychać charakterystyczny dla al-Duriego, „chrapliwy” głos. Autor przesłania stwierdza w nim, iż „wyzwolenie Bagdadu jest nieuchronne” i nawołuje, by wszyscy Irakijczycy przyłączyli się „do tych, którzy wyzwolili już połowę kraju”. Pochwala także „rycerzy z al-Kaidy i Państwa Islamskiego”, którzy wraz z innymi organizacjami zasłużyli się w walce z „perskim, safawidzkim okupantem”.



(...) Autentyczny stan relacji na linii islamiści – iracka Partia Baas pozostaje chyba największą niewiadomą obecnego konfliktu. Niektórzy Irakijczycy podają, że bojownicy Państwa Islamskiego popadli w zależność od baasistów. Stać się tak miało z tego względu, że do rozpętania rewolucji przeciw Malikiemu w sunnickich regionach potrzebowali zgody przywódców miejscowych klanów, a ci z kolei pozostają sojusznikami nacjonalistów nawet po obaleniu ich rządów. Według tej teorii Państwo Islamskie ma być wykorzystywane przez Dowództwo Generalne Irackich Rewolucjonistów za pośrednictwem wodzów klanowych."


Piękna transformacja - iracka wojskowa bezpieka przeszła od socjalizmu do postmodernistycznego dżihadyzmu.


wtorek, 21 maja 2013

Assad odgryza się Izraelowi i rebeliantom + Gen. al-Douri - powrót Wodza



Na Wzgórzach Golan znowu starcia między Izraelem a jakimiś siłami proassadowskimi (assadowska armia przyznaje się do ostrzelania izraelskiego patrolu). Zaczyna to przypominać wojnę na wyniszczenie z lat '60-tych i '70-tych. Damaszek odgryza się, że jak tylko pokona rebeliantów rozpocznie wojnę przeciwko Izraelowi -wszyscy jednak wiedzą, że nie będzie w stanie jej prowadzić. Cała jego nadzieja więc w Hezbollahu. To właśnie dzięki wojskom tej irańskiej agentury assadowcom, przy biernej postawie USA udało się w ostatnich dniach odbić ważne tereny przy granicy z Jordanią i Libanem. Homs może upaść lada dzień. (Assadowcom daleko jednak od odtrąbienia zwycięstwa - al-Kaida zajęła im pola naftowe a Hezbollah na szczęście ponosi duże straty w walkach). Obama przespał te partię licząc na to, że uda mu się rozbić sojusz syryjsko-irańsko-rosyjsko-chiński. Jak zwykle się przeliczył: jedyna droga do osłabienia sojuszu to rozwalenie Assada i wsparcie dla sunnitów w Iraku (oderwanie Iranu z tej osi wydaje się bardzo mało prawdopodobne). Niezwykle ciekawie pod tym względem wygląda sytuacja nad Eufratem. Okazuje się, że gen. Izzat Ibrahim al-Douri, były współpracownik Saddama, dowódca postsaddamowskiej partyzantki, który skutecznie ukrywa się od dekady, organizuje teraz nową kampanię terrorystyczną przeciwko szyickiemu rządowi. I po co było obalać tego Saddama?


Powyżej: gen. al-Duri wygląda jak gen. Montgomery...

środa, 20 marca 2013

10 lat od wybuchu wojny w Iraku



Mija dziesięć lat od wybuchu wojny w Iraku. Konfliktu, którego przyczyny nadal nie znamy - nie były nią WMD (CIA celowo, z przyczyn politycznych podkręcała informacje o irackim zagrożeniu), nie były rzekome związki Saddama z al-Kaidą (projekt ataku na Iraku powstał ,na długo przed 11 IX) nie była chęć przejęcia irackiej ropy (nie trafiła ona przecież ostatecznie w ręce amerykańskich koncernów), nie była chęć zaprowadzenia demokracji w Iraku (plany wojskowych dotyczące szybkiego zwołania plemiennych zgromadzeń i przeprowadzenia wyborów zostały wyrzucone do kosza przez cywila - Paula Bremmera), nie była nią też wojna przeciwko euro (Irak był krajem odciętym od światowych rynków finansowych, który nie mógł swobodnie sprzedawać swojej ropy - powiązanie cen irackiego "czarnego złota" z euro nie miałoby więc żadnego znaczenia). Być może Irak miał posłużyć za bazę przeciw Iranowi - ale skala oporu saddamowskiej bezpieki przeciw wojskom koalicji zaskoczyła Waszyngton (a trzeba było posłuchać generała Johna Shinseki, który chciał posłać więcej wojsk do Iraku). A może chodziło bardziej o kreatywną destrukcję, mającą być elementem pewnego bardziej skomplikowanego mechanizmu? Dlaczego np. nie zaatakowano lepszego celu jakim jest Syria?  Jeszcze przez wiele lat będziemy się nad tym zastanawiać. To w każdym bądź razie był plan strategiczny, długoletni, być może mający być odwróceniem uwagi od innych ruchów lub zasłoną dymną. W sensie militarnym USA odniosły zwycięstwo, na polu nationbuilding klęskę, w sensie strategicznym największym wygranym wydaje się być Iran - ale w długim terminie nasza ocena tej operacji może się zmienić. Mimo wszystko uważam, że decyzja o uczestnictwie naszych wojsk w tej wojnie była słuszna. Pokazaliśmy wówczas, że potrafimy prowadzić niezależną politykę zagraniczną, na złość zlewaczonym idiotom z Europy Zachodniej, którzy chcieli byśmy siedzieli cicho.

sobota, 5 stycznia 2013

CENTCOM - prawdziwy powód wojny w Zatoce Perskiej


Ilustracja muzyczna: "Shenshadou March! Panzer vor!" 

Śmierć gen. Schwarzkopfa to moment na wyjaśnienie zagadki wybuchu wojny w Zatoce Perskiej. Oficjalna wersja jest prosta: zły iracki dyktator zaatakował miłujących pokój Kuwejtyczyków i chciał zaatakować Arabię Saudyjską, ale na szczęście pojawili się dobrzy Amerykanie i skopali tyłki Irakijczykom. (Jak wspominał jeden marine: "Dla jaj kierowaliśmy ogień artylerii na Syryjczyków, bo wyglądali jak Irakijczycy".). Problem w tym, że Saddam nie chciał atakować Arabii Saudyjskiej, to sekretarz obrony Dick Cheney wymyślił tę bajeczkę i uwiarygodnił ją pokazując saudyjskiemu królowi sfałszowane zdjęcia mające pokazywać irackie czołgi szykujące się do inwazji na Saudów. Zresztą Saddam zdecydował się zaatakować Kuwejt, bo dostał na to zielone światło od Amerykanów. Ambasador April Glaspie powiedziała mu, że USA nie obchodzi konflikt iracko-kuwejcki. Czyżby więc Saddam został wprowadzony w pułapkę przez Busha? Jak najbardziej. Amerykańskie wojska już rok wcześniej ćwiczyły na Bliskim Wschodzie wyzwalanie bogatego w ropę emiratu z rąk sąsiedniej dyktatury. Najbardziej zagadkowe w tym wszystkim jest jednak zachowanie kuwejckich władz. Przed inwazją negocjowały z Irakiem restrukturyzację saddamowskiego wojennego długu. Kuwejtczycy zachwowywali się wówczas butnie i prowokacyjnie, choć nad ich granicą została zgromadzona iracka armia. Król Jordanii Husajn próbował ich ostrzec i namawiał,  by nieco złagodzili stanowisko. Emir Kuwejtu as-Sabbah odparł mu: "Jeśli Irakijczykom się to nie podoba, niech okupują nasze terytorium. Sprowadzimy Amerykanów." Emir poinstruował również swoją gwardię, by stawiała opór Irakijczykom przez 24 godziny, później miały wkroczyć do akcji wojska amerykańskie.

Jaki był cel zastawienia tej pułapki? Czyżby kuwejcka ropa? Nic podobnego. Warta 200 mld USD inwestycja o nazwie CENTCOM. W latach '80-tych USA rozbudowywały saudyjską infrstrukturę wojskową: lotniska, centra dowodzenia, łączność, stacje radarowe... To była realizacja sojuszu zawartego jeszcze w 1945 r. Problem w tym, że Saudyjczycy nie mieli wystarczającej ilości wykształconej kadry wojskowej, która byłaby zdolna obsługiwać nowoczesne radary, samoloty i czołgi. Wobec tego postanowiono wprowadzić tam Amerykanów. Ale jak wpuścić niewiernych na "świętą ziemię Dwóch Meczetów"? Pod przykrywką wojny ze złym irackim dyktatorem!

Przy okazji tej wojny amerykańscy przywódcy złamali Konstytucję. George Herbert Walker Bush dostał od władcy Kuwejtu 15 mln USD w złocie, gen. Schwarzkopf 15 mln USD w diamentach, gen. Powell 10 mln USD w złocie. Jak zauważa Sherman  Skolnick: artykuł I, punkt 9 Kontytucji USA mówi, że żaden obywatel USA nie może brać tytułów szlacheckich, urzędów, orderów i prezentów od obcych monarchów :)


Powyżej: zwróćcie uwagę, że gen. Schwarzkopf nosi dwa zegarki. Jeden konwencjonalny, armijny, drugi złoty - podarunek albo od emira Kuwejtu albo od króla Arabii Saudyjskiej.

czwartek, 22 grudnia 2011

Irak: al-Maliki wywoła nową wojnę domową?


Ledwo Amerykanie wycofali się z Iraku a już irańska agentura postanowiła tam pójść na całość. Premier al-Maliki (eksperci spierają się, czy jest irańskim sojusznikiem, wasalem czy marionetką) kazał aresztować sunnickiego wiceprezydenta al-Haszemiego za terroryzm. Al-Haszemi zbiegł do Kurdów, i teraz al-Maliki grozi kurdyjskiej autonomii i zapowiada, że usunie z rządu sunnickich ministrów. Przywódcy sunnickich plemion ostrzegają, że to przepis na wojnę domową. By ostrzeżenie było słyszane, w Bagdadzie doszło dzisiaj do serii spektakularnych zamachów bombowych. 

Warto w tym miejscu przypomnieć historię irackiej wojny domowej: w marcu 2003 r. iraccy, sunniccy generałowie zdradzili Saddama i oddali Amerykanom Bagdad. Gen. Sanchez oraz inni amerykańscy dowódcy stworzyli plan przekazania władzy nad Irakiem Irakijczykom - czyli plemionom i postsaddamowskiej armii. Niestety cywile z administracji Busha wyrzucili ten plan do kosza, rozwiązali postaddamowską armię, przeprowadzili debaathyzację i stworzyli kolaborancką administrację złożoną głównie z... irańskich agentów. Nowa iracka bezpieka została obsadzona ludźmi Teheranu, którzy zaczęli porywać z ulicy, torturować i zabijać sunnitów. Oszukani generałowie Saddama wcielili więc w życie plan rozpętania wojny partyzanckiej przeciwko USA. Wkrótce do akcji włączyła się al-Kaida, a w Iraku wybuchła sunnicko-szyicka wojna domowa. Skończyła się ona, gdy gen. Petraeus porozumiał się z przywódcami sunnickich plemion i saddamowskimi generałami. Uzyskali oni udział we władzy a ich milicje wyszły z podziemia robiąc porządek z al-Kaidą. Działania al-Malikiego mogą sprawić jednak, że sunnicki ruch oporu znowu zacznie walczyć - tym razem przeciwko znienawidzonym szyitom.