niedziela, 27 lipca 2014

Krótka historia sabotażu lotniczego - Air Algerie AH5017


Gdy samolot nagle rozpada się na tysiące kawałków nad jakimś zadupiem, pierwszym pytaniem jakie powinniśmy zadać, jest: kto był na pokładzie? W przypadku lotu Air Algerie AH5017, który rozbił się w zeszłym tygodniu w północnym Mali, odpowiedź jest dosyć zaskakująca. Na pokładzie było bowiem 33 francuskich wojskowych, w tym trzech funkcjonariuszy służb wywiadowczych. Tak się dziwnie złożyło, że tym samym lotem podróżował wysokiej rangi terrorysta z Hezbollahu (udający libańskiego biznesmena) i jego 19 ochroniarzy. Jeśli więc samolot zestrzeliła al-Kaida, to upiekła dwie pieczenie na jednym ogniu - uderzyła i we Francuzów i w szyickich wrogów. Pytanie, kto jej ten lot wystawił?

***
Nie zapominajcie też o mojej książce  "Vril. Pułkownik Dowbor". Na razie jako e-book (można ją znaleźć choćby tutaj).

sobota, 26 lipca 2014

Intryga wojskowych i Striełkow - pojebany pułkownik (tak przynajmniej twierdzą jego ludzie)

Nowe nagrania rozmów rosyjskich dywersantów, ujawnione przez SBU (a dostarczone zapewne przez NSA) nie zostawiają wątpliwości, że zestrzelenie malezyjskiego Boeinga odbyło się za zgodą rosyjskiej "góry" - czyli ludzi z wyższych szczebli dowódczych w armii a rozkazy na miejscu wydawało GRU. Mogli też być świadomi zbliżania się samolotu pasażerskiego - "dużej pticzki". To wzmacnia moją tezę o prowokacji GRU. Tezę, którą również głosi tak znakomity specjalista od sytuacji w byłym ZSRR jak Antoni Rybczyński z "GP" . Pisze on:




"Czy można było odpalić pocisk bez wiedzy Putina? Oczywiście że tak. W Donbasie rządzi GRU. Ta sama służba, która przez cały okres prezydentury Putina była systematycznie niszczona przez byłego kagiebistę, a która do łask wróciła po tym, jak klęskę na Ukrainie poniosła FSB (zasadniczo odpowiedzialna za b. ZSRS). Cywilna bezpieka, faworyzowana przez Putina, nie uratowała Wiktora Janukowycza i dopuściła na Ukrainie do klęski Rosji, rozmiarami przewyższającej „pomarańczową rewolucję”, która wywołała przecież traumę w Rosji.
O misji FSB „Gazeta Polska” pisała już 16 kwietnia (nr 16, artykuł „Krwawy generał Putina”). W każdym razie na Krymie, a potem w Donbasie, prym już wiodło GRU. I okazało się nieporównanie skuteczniejsze. Dla celów Rosji to oczywiście dobrze, ale dla samego Putina już niekoniecznie, zwłaszcza w perspektywie długoterminowej. GRU będzie szukało okazji do rewanżu, na dodatek zdobyło potężnego sojusznika. Ministra obrony Siergieja Szojgu wojskowi uznali za „swojego” (zupełnie inaczej niż jego poprzednika). Sam Szojgu wymieniany jest jako główny kandydat na następcę Putina. A grupa przeciwników Putina w Moskwie mogła dojść do wniosku, że dla ich interesów lepiej będzie szybciej pozbyć się prezydenta, jeśli próby „zamrożenia” Donbasu, trwałej destabilizacji Ukrainy i wasalizacji Europy nie powiodą się. Wtedy może się okazać, że zmiana lidera jest jedyną szansą na reset stosunków z Zachodem i uniknięcie gospodarczej katastrofy oraz, będącej jej konsekwencją, rewolucji w samej Rosji."



Przypominam, że Szojgu był jednym z tych, którzy tuszowali Smoleńsk. To jego ludzie cięli wrak i zamieniali ciała.

Z rozmów dywersantów wyłania się też ciekawy obraz życia w Donieckiej Republice Ludowej. Słyszymy więc, że panuje tam burdel, sytuacja na froncie jest do dupy, a z "projektu Donieckiej Republiki Ludowej wyszedł jeden wielki ch...". Niemal jakby się słyszało ministra Sienkiewicza :)



Ciekawe wątki dotyczą też Striełkowa:  "Czesnakow z kolei przekazuje prośbę od archimandryty Tichona, prawosławnego duchownego mającego być spowiednikiem Putina. Domaga się on, by wojskowy dowódca separatystów, Igor Striełkow, udzielił wywiadu w którym wprost zadeklaruje, że jego dowódcą jest Władimir Putin. Rosjanie obawiają się bowiem, że Striełkow, który w jednym z wywiadów skrytykował rosyjskiego prezydenta, to tykająca bomba, która za bardzo uniezależnia się od Kremla. - W obecnym momencie nie wykonuję jego bezpośrednich rozkazów, bo jestem w innym kraju, ale mam dla niego ogromny szacunek i uważam go za najgenialniejszego przywódcę naszych czasów - dyktuje tekst wywiadu Striełkowa Czesnakow. (...)  Okazuje się też, że nie tylko Moskwa zaniepokojona jest działalnością wojskowych przywódców separatystów. Na Striełkowa narzeka również - w kolejnej opublikowanej rozmowie - wicepremier DRL Andriej Pugrin, który nazywa go "pojebanym pułkownikiem".




- Jego pomysł z wojną w mieście, w konglomeracji z 1,5 milionem ludzi, kiedy on wzywa mera miasta i mówi "dawajcie, zatrzymajmy cały transport w mieście i wysadźmy 9-piętrowe budynki na obrzeżach miasta". O co tu k... chodzi? (...) On jest gotów pogrzebać milionowe miasto, by zabić 10 tysięcy "ukrów" - skarży się Pugrin Denisowi Puszylinowi, szefowi prezydium parlamentu DRL."


Czy ten gostek wygląda na zrównoważonego psychicznie?

***
Nie zapominajcie też o mojej książce  "Vril. Pułkownik Dowbor". Na razie jako e-book (można ją znaleźć choćby tutaj).


czwartek, 24 lipca 2014

Putin-Hujło (lub jego wrogowie z GRU) chciał zestrzelić samolot z Warszawy

Ilustracja muzyczna: Anamnesis - Annabel

Nie było zaskoczeniem to, że Hollande się nie popisze i to, że Niemcy znowu staną po stronie Rosji (bo na Merkel jest mnóstwo haków związanych z jej związkami ze Stasi, a także bo spora część niemieckich elit tęskni do "idylii" z lat 1939-41 i ma za złe Amerykanom to, że ich pokonali w dwóch wojnach światowych). Niemcy od ponad 100 lat są zdrajcami Europy - taka już ich paskudna, psia ("tuskowa") natura. Lubią być przy tym poniżani przez silniejszych. Taki naród sado-maso. 



Zaskoczeniem jest za to postawa Holandii. Naprawdę współczuję narodowi holenderskiemu. Współczuje, że premier Mark Rutte oraz elity polityczne tego kraju okazały się cieniasami chodzącymi na pasku wielkiego biznesu chcącego kontynuować geszefty z Rosją. O ile holenderska opinia publiczna chce krwi Putina-Hujły i wyłania komandosów do ochrony niszczonego przez rosyjskich dywersantów wraku, to rząd sprzeciwia się nawet słabym sankcjom. To totalny upadek. Chciałoby się krzyknąć: "Rutte matole, twój rząd obalą kibole!". (Trzeba się przyjrzeć temu, czy ten sam holenderski wielki biznes, który jest tak prorosyjski nie wspiera czasem takich eksperymentów społecznych jak masowa islamska imigracja i rozkład tradycyjnej rodziny wśród rdzennej populacji.) Służalcza postawa Europejczyków utrudnia ludziom z GRU i oligarchom realizację planu obalenia Putina-Hujły.

Eta prosta House - jak mówiła prokurator Natalia Pokłońska. W najnowszej "GP" polski dra House, czyli dr. Jerzy Targalski (nya!) stawia następującą tezę dotyczącą zestrzelenia malezyjskiego Boeinga:




"Zestrzelenie malezyjskiego samolotu przez rosyjskie służby nie było pomyłką, jak utrzymuje obóz Monachium, lecz starannie zaplanowaną i przeprowadzoną akcją, która jest kluczowym elementem rosyjskiej strategii zwasalizowania Europy poprzez uczynienie z Niemiec narzędzia swojej polityki najpierw wobec Ukrainy, a następnie Europy kontynentalnej i oderwanie jej od sojuszu z USA. (...) awantura krymska była tylko instrumentem uzależnienia Ukrainy, a skoro się to nie udało, rolę tę ma odegrać podporządkowanie wschodniej części kraju. Cała zaś operacja ukraińska stanowi jedynie narzędzie osiągnięcia celów w Europie. Podporządkowanie Ukrainy ma służyć zwasalizowaniu Europy przy użyciu Niemiec. Dlatego jakiekolwiek porozumienie kosztem Kijowa będzie oznaczało również podporządkowanie sobie Europy kontynentalnej. Operacja ta możliwa jest jednak jedynie do końca kadencji Obamy, prezydenta najgorszego w historii Stanów Zjednoczonych. Oprócz tych ram ogólnych istniały jeszcze dwie przyczyny zmuszające do natychmiastowego działania. Wojska ukraińskie i oddziały ochotnicze zaczęły rozbijać rosyjskich najemników i jeśli Rosja nie zmusi Ukrainy poprzez nacisk niemiecki do zawieszenia broni, utraci miasta zdobyte na wschodzie, a więc cała operacja ukraińska zakończy się klęską.(....)

Wojna o Kanał Sueski między Izraelem a Egiptem w 1956 r., w którą zaangażował się korpus francusko-angielski, została wykorzystana przez Sowiety do zgniecenia powstania w Budapeszcie, gdyż Zachód zajęty na Bliskim Wschodzie pozostawił Moskwie wolną rękę. Obecnie Putin postanowił powtórzyć ten schemat. Na początku lipca kontrolowany przez Iran Hamas rozpoczął masowy ostrzał rakietowy Izraela. Wspierany przez Rosję Iran podbił stawkę w rozmowach z USA na temat broni jądrowej i rokowania załamały się. Już wcześniej zerwane zostały rokowania palestyńsko-izraelskie sterowane przez sekretarza stanu Johna Kerry’ego. Amerykańska polityka zmiany sojuszy na rzecz oderwania Iranu od Chin i Rosji zakończyła się klęską, przy jednoczesnym zrażeniu do siebie starych sojuszników: Arabii Saudyjskiej, Egiptu i Turcji.

(...)




Rosja zamknęła granicę powietrzną w regionie ataku na kilka godzin przed zestrzeleniem samolotu, by przypadkiem nie doszło do jakiejś pomyłki. Wybór Holendrów do zademonstrowania przesłania Europie wybrano z premedytacją. Wiadomo było, że Holandia, zaangażowana w Nord Stream i przeciwstawiająca się sankcjom, nie piśnie ani słowa i przyjmie tezę rosyjską, że winni są Ukraińcy, bo prowadzą wojnę z rosyjskimi najemnikami.

Natychmiastowa reakcja rosyjskiej agentury nie byłaby możliwa bez wcześniejszego przygotowania tez wojny informacyjnej i przydzielenia ról. Całą operację przećwiczono już przecież przy okazji Smoleńska, który jednak miał znaczenie lokalne. Miał doprowadzić do samoupodlenia się Polaków i zlikwidować barierę między Rosją i Niemcami, cementując ich sojusz.

Teraz przekaz wewnętrzny dla elit unijnych, zwłaszcza gospodarczych, był prosty: „Możemy zabić każdego, kiedy chcemy i gdzie chcemy, więc po co wam to, lepiej róbcie z nami interesy, a zamiast trupów będziecie mieli kasę”.

Realizacja tej zasady ma być ubrana w tezę o wojnie domowej na Ukrainie i poszukiwaniu „konsensusu narodowego” między Ukraińcami i rosyjskim Specnazem, czemu ma służyć zmuszenie Ukrainy przez Unię i Niemcy do przerwania ognia i przyjęcia warunków rosyjskich."

(koniec cytatu)

Współbrzmi to z tezami Andrieja Iłłarionowa, byłego doradcy Putina:



"Ten zamach terrorystyczny był zaplanowany. (…) Zestrzelono go na rozkaz. Informacje, które od czwartku do nas spływają, jednoznacznie wskazują, że żadna z obowiązujących wersji wydarzeń nie jest prawdziwa. Jedyna wersja, która znajduje potwierdzenie w faktach, to ta o celowym dokonaniu zamachu terrorystycznego z rozkazu najwyższych władz rosyjskich (...) Ten, kto obsługiwał te urządzenia, musiał wiedzieć, z jakim samolotem ma do czynienia. Co więcej, obsługa tego systemu w Rosji prowadzona jest wyłącznie za wiedzą sztabu generalnego. Najwyższe czynniki wojskowe i polityczne wiedziały, co się dzieje i akceptowały to.  (...)
W ostatnich tygodniach ukraińska armia odnosiła coraz to nowe zwycięstwa w walce z tzw. separatystami. Wyzwoliła pół terytorium, na którym działali rosyjscy najemnicy. Każdego dnia odzyskuje kontrolę nad jedną-dwoma miejscowościami na wschodzie Ukrainy. Dla rosyjskich władz stało się jasne, że to tylko kwestia kilku tygodni, kiedy Ukraińcy poradzą sobie z całym tym ruchem separatystycznym. (...) Według logiki eskalacji został kolejny krok - przeprowadzenie ataku terrorystycznego, który całkowicie zaszokowałby Zachód i który zmusiłby jego przywódców do wywarcia skutecznej presji na prezydenta Ukrainy. Jedynym aktem terrorystycznym, który miałby odpowiednią siłę rażenia w Europie, okazał się zamach na cywilny samolot"

Planowano atak na samolot startujący z Amsterdamu lub z Warszawy.

"Już dawno temu ludzie pracujący w rosyjskim sztabie generalnym mówili mi, że ich plany wojny nuklearnej zakładają w pierwszej kolejności atak właśnie na Amsterdam i Warszawę. Dla ludzi z Zachodu ta logika może nie być do końca zrozumiała, ale Warszawa to nie tylko stolica najważniejszego tzw. państwa przyfrontowego, ale także państwa, który w rosyjskiej opinii jest jednym z najbardziej nieprzyjaznych Rosji (...) Amsterdam w  koncepcji ruskiego świata i jego prawosławnych i konserwatywnych koncepcji jest stolicą europejskiego grzechu, rozpusty i zepsucia. Jak to się w Rosji nazywa „Gejropy”. Z tych względów Warszawa i Amsterdam zawsze istnieją jako główni kandydaci do zakrojonych na szeroką skalę działań Rosji."

Dodajmy, że właśnie w tej "Gejropie" mieszka Masza Putin-Hujło, córka pedofila Putina-Hujły (proponuje zapisywać to nazwisko w ten sposób, brzmi trochę jak Korsakow-Rimski :) ....







Dlaczego zdecydowano się na holenderski samolot?

"Po pierwsze, żaden samolot z Warszawy nie przelatywał nad strefą konfliktu. Po drugie, katastrofa polskiej maszyny nad tym obszarem od razu zrodziłaby skojarzenia ze Smoleńskiem. Tego Putin nie potrzebował. Po trzecie, śmierć głównie Polaków nie byłaby wystarczająco wymowna. Z kolei masowa śmierć mieszkańców sytej i żyjącej w spokoju Europy Zachodniej według zamysłów Putina miała doprowadzić do szoku psychologicznego i zgody na jakikolwiek rozejm, który zakończyłby przelew krwi na Ukrainie. To, jak wspomnieliśmy, najbardziej odpowiadałoby Kremlowi."

Ale jest pewna nadzieja. Umiarkowanie ostre stanowisko wobec Rosji wciąż zajmują USA, Wielka Brytania, Australia i Komisja Europejska. Poroszenko nie może teraz się poddać, bo zostałby pogoniony przez ukraińskich ochotników, tak jak Janukowycz. Amerykańscy śledczy pokazali, zaś europejskim kapitalistom gdzie ich miejsce. 8,7 mld USD kary dla BNP Paribas za łamanie sankcji, było ważną demonstracją. Teraz Fed robi przeciek ze swojej kontroli mówiący, że amerykańska filia Deutsche Banku ma bałagan w księgach. Informacje zebrane przez NSA w europejskich centrach finansowych i na Wall Street mogą zrobić eurociotom wiele niespodzianek. Gra wciąż trwa a Europa nie jest jeszcze stracona. USA wciąż mogą ocalić ją przed jej własną głupotą.

Ending: Putin Huilo! Power Mix

wtorek, 22 lipca 2014

Putin-Hujło wydał rozkaz likwidacji Striełkowa?

Putin-Hujło wydał ponoć rozkaz likwidacji płka Girkina-Striełkowa, wcześniej ukraińska prasa donosiła, że Striełkow ma zakaz wjazdu do Rosji (co wydaje się nieco nielogiczne, łatwiej byłoby go przecież zlikwidować po wezwaniu do centrali, tak jak to robiono w 1937 r.). W każdym bądź razie sprawca zestrzelenia malezyjskiego Boeinga (i przy tym przedstawiciel GRU, służby specjalnej podgryzającej Putina-Hujłę) gdzieś zniknął. Niezależnie od tego, czy zestrzelenie było akcją wymierzoną w rezydenta Kremla, czy też po prostu skutkiem porażającej głupoty separatystów z odzysku, to Striełkow, jako niewygodny świadek, ma wszelkie szanse, by dołączyć do gen. GRU Iwanowa (w 2010 r. "utopił się" podczas kąpieli u wybrzeży Syrii), gen. Pietrowa, płka Surikowa tudzież innych sprawiających problemy pacanów w zielonych mundurach. W każdym bądź razie powrót "separatystów" do Rosji nie jest wskazany - to sfrustrowani i uzbrojeni weterani, którzy mogą teraz kiepsko postrzegać Putina-Hujłę. (Loland Lasecki, w ślad za znanym skopcem Duginem, narzeka na Putina-Hujłę, że jest cieniasem, który nie zdecydował się na inwazję na pełną skalę. Twierdzi, że Kadyrow byłby lepszym prezydentem Rosji i ma większego katechona :)

A jeszcze niedawno całował ikonę, która ponoć powstrzymała Napoleona i Hitlera. Jak widać Bogurodzica posłuchała Pussy Riot i zaczęła wyganiać Putina.


A do ukraińskiej armii trafią talie kart z wizerunkami najbardziej znanych rosyjskich dywersantów. Znalazł się tam m.in. Babaj, który dał czadu na tym koncercie. Ponoć gostek ma wspólnie występować z Rotterdam Terror Corps...

Ps. Mała dygresja historyczna. Skoro GRU rozkręciła aferę z Pieńkowskim, by storpedować szaleńcze plany Chruszczowa, to czy nie mogłaby zorganizować incydentu niszczącego Putina-Hujłę? Zwróćcie uwagę na to co mówią ludzie GRU w Polsce. M.in. Kaiser Soeze.

sobota, 19 lipca 2014

Streiłkow - czyli GRU kontra Putin-Hujło?



Płk GRU Igor Girkin vel Striełkow, człowiek odpowiedzialny za zestrzelenie lotu MH17, ma bardzo charakterystyczną, sowiecką facjatę, na której wypisane jest "jestem młotkiem z GRU". Jego sposób wysławiania się podkreśla wrażenie, że mamy do czynienia z sowieckim trepem. Wyobraźcie go sobie w misji szpiegowskiej na Zachodzie - jak ubrany w biały garnitur i kapelusz w stylu płka Sandersa przedstawia się łamaną angielszczyzną jako "pan McDonald, amerykański biznesmen" :) Wrażenie może być jednak mylące. Ten weteran Naddniestrza, Bośni i Czeczenii wszak był głównym organizatorem rosyjskiej dywersji, krawwego terroru (wymierzonego m.in. w księży, dziennikarzy i działaczy społecznych) i zwyczajnego bandyctwa w "Donieckiej Republice Ludowej". Podlegali mu m.in. "miejscowi separatyści" z Północnego Kaukazu - tak się zasłużyli w walce z ukraińsko-rosyjską ludnością słowiańską, że dowcipnisie zaczęli mówić o Islamskim Państwie Doniecka i Ługańska. (filmik poniżej).


I ten właśnie Girkin vel Striełkow nagle psuje Putinowi-Hujle wojnę wywołując międzynarodowy incydent - zestrzeliwując samolot pasażerski z mieszkańcami trzech kontynentów (m.in. babcią premiera Malezji). I robi to akurat wtedy, gdy być może Rosja szykuje się na lądową inwazję Wschodniej Ukrainy. Sprawia, że zachodnie media biją w rosyjskiego kutachona jak w piniatę (publikując takie łapiące za serce historie) a niektóre zachodnie rządy rozważają to, czy ktoś z Rosji nie wymieniłby Putina-Hujłę na lepszy model, z którym można by znów robić interesy.

I tutaj nasuwa się pewna kwestia do wyjaśnienia: BUK obsługiwany był najprawdopodobniej przez profesjonalistów, rosyjskich wojskowych oddelegowanych na Ukrainę jakim więc cudem, korzystając z radaru pomylili An-26 z Boeingiem 777? Zestrzelenie mogło być celowe. A zgrywający idiotę Striełkow reprezentuje GRU - służbę, której Putin nie lubi (z wzajemnością) i którą niszczy. Służba ta prawdopodobnie robiła mu w przeszłości dużo podobnych niespodzianek (prawdopodobnie Biesłan). Czy więc tym razem znowu nie poszła na całość? Według "New York Timesa". na kilka godzin przed zestrzeleniem Rosja zamknęła cztery korytarze powietrzne przy granicy z Ukrainą, w tym ten którym leciał MH17. Zrobiła to bez powiadomienia. Francuscy eksperci twierdzą zaś, że zestrzelenia dokonano za pomocą rosyjskiego systemu "Aster" - rakiety średniego zasięgu odpalonej z Rosji. To mógł więc być celowy zamach. Oczywiście BUL napisał w depeszy kondolencyjnej, że to wypadek.



A tak o Striełkowie pisze zjebowsko-ubecki portal Wolna-Polska (nawiązujący nazwą do V-tej komendy WiN?): " Ta przepowiednia babci Wangelii (Wangi) już od kilku miesięcy krąży po Internecie. Dla niektórych jest ona – kością w gardle i dlatego na wszelki sposób dąży się do tego, aby wzbudzić wobec niej wątpliwości, wyśmiać. Dla nas – to światło na końcu tunelu, potwierdzenie, że ostatecznie wszystko będzie w Noworosji, a w szczególności w świecie rosyjskim w ogóle – dobrze.
(...) Oto jakie dziwne rzeczy odkrywa się, jeśli uważnie czyta się Wangę! ИА „Русские Новости” spojrzały świeżym okiem i znalazły jeszcze ciekawsze momenty. 543.4 „Krym oderwie się od jednego brzegu i przyrośnie do drugiego… W krainie podziemnych dziur i gór, utworzonych ręka ludzką wszystko się zatrzęsie, od tego wiele runie na Zachodzie, a wiele podniesie się na Wschodzie. I przyjdzie Strzelec i będzie stać dwadzieścia i trzy lata, a to, co stało dwadzieścia i trzy lata – zostanie starte w proszek … Rozszyfrowanie: „W krainie podziemnych dziur i gór, utworzonych ręka ludzką” – (wyrobiska w kopalniach i hałdy na ich terenie) – oczywiście, jest to ziemia Doniecka, Strzelec – Igor Striełkow – lider obrony Noworosji „… i będzie stać dwadzieścia i trzy lata – to przepowiednia przyszłości. " Wspomniana "babcia Wanga" to jakaś zidiociała niewidoma staruszka z Bułgarii. Portal Wolna-Polska to zaś znany dostawca lol-contentu. Zwłaszcza, że artykuły pisane są tam zwykle łamaną polszczyzną...


czwartek, 17 lipca 2014

Krótka historia sabotażu lotniczego: Lusitania Putina

Ilustracja muzyczna: Umineko - Mirage Coordinator

Pod koniec marca leciałem do Hanoi (via Bangkok) nad wschodnią Ukrainą i Krajem Krasnodarskim. Żartowałem sobie wówczas, że może będą próbowali mnie zestrzelić i że bezpiecznie poczuję się dopiero w irańskiej przestrzeni powietrznej. Dzisiaj już bym w ten sposób dowcipkował. Rosja po raz kolejny udowodniła, że jest małpą z brzytwą i krajem stojącym poza nawiasem cywilizacji. 



Co wam to przypomina? Ten samolot nie zderzył się z żadną brzozą.

Dowody są wyraźne. SBU nagrała ppłka GRU "Biesa" (tego samego żula, co porwał polskiego księdza) i jego parówę "Greka", jak rozmawiają o pomyłkowym zestrzeleniu malezyjskiego samolotu pasażerskiego. Płk GRU Grinin vel Striełkow - ich dowódca chwalił się wcześniej na fejsie udanym zestrzeleniem. Zestaw rakietowy BUK był wcześniej widziany przez brytyjskich dziennikarzy w tym rejonie w rękach rosyjskich dywersantów. Pytanie: czy Striełkow to rzeczywiście idiota dowodzący bandą żuli czy też gostek mający zadanie obalić Putina swoimi akcjami?



Rosja jeszcze bardziej pogrąża się swoją propagandą. Opowiastki o ukraińskim myśliwcu, który podczas ataku rozpadł się na dwie części są tak samo wiarygodne jak historyjki o smoleńskiej brzozie i pijanym generale. Jurgen Roth, niemiecki specjalista od mafii pisze: ""Jeżeli czarne skrzynki rozbitego samolotu pasażerskiego faktycznie zostaną przewiezione do oceny do Moskwy, to jest pewne, że jek zapisy zostaną zmanipulowane i przekłamane. Tak jak to było w przypadku katastrofy lotniczej w Smoleńsku". Sowieciarski ekspert Tomasz Hypki nadaje: "Lot pasażerskiego samolotu w tym rejonie to głupota". Speratyści już proponują, by czarne skrzynki zbadał w Moskwie MAK. Ale do tego nie dojdzie. W zamachu zginęli obywatele Holandii, Wielkiej Brytanii, Francji, Malezji, Indonezji... Wielka Brytania już wzywa do zwołania Rady Bezpieczeństwa ONZ. Będą kolejne sankcje. I na tym się nie skończy.

wtorek, 15 lipca 2014

Ukraina/Rosja: Mainiła 2014



Prowokacja z ostrzelaniem wioski Donieck w obwodzie rostowskim aż za bardzo przypomina mi listopad 1939 r. i ostrzelanie przez artylerię NKWD (tak, były całe dywizje NKWD spełniające taką samą rolę jak dywizje Waffen-SS) przygranicznej wioski Mainiła, co miało usprawiedliwić atak na Finlandię. Rosyjska agresja na Ukrainę cały czas trwa, choć jest nieoficjalna. Wariant z "Zatoką Świń", czyli "ochotnikami" i "separatystami", którzy mieli samodzielnie opanować teren nie wypalił - ukraińska Gwardia Narodowa, ochotnicze bataliony przy wsparciu ciężkiego sprzętu pogoniły tych żuli. Nie pomogli "separatyści" z Czeczenii, nie pomogli ochotnicy z państw sąsiednich, nie pomogli rosyjscy weci z Afganistanu, Czeczenii i Gruzji. Putin zaczął więc przerzucać na Ukrainę regularne oddziały. Czekamy, kiedy wyślę tam swojej lotnictwo, bo czołgi i transportery już są - i niektóre z nich nawet miały okazję spłonąć (przy okazji dowiedzieliśmy się, że "że Aleksandr Borodaj, premier tzw. republiki donieckiej, nie jest specjalistą od PR-u - jak głosi jego oficjalna biografia - lecz generałem i zastępcą szefa FSB. Wsławił się tym, że w 1999 r. wraz z Igorem Girkinem-Striełkowem - pułkownikiem GRU i ministrem obrony tzw. republiki - na łamach szowinistycznego pisma "Zawtra" wychwalali ludobójczą pacyfikację wsi w Dagestanie przez armię rosyjską."). Ukraińscy wojskowi ostrzegają, że inwazja Specnazu nastąpi już jutro.

Czemu nie pisałem o wojnie Izraelu/Palestynie? Bo to nic takiego. Konflikt o małym natężeniu w porównaniu z Ukrainą. To był tylko palestyński test tego jak zachowa się izraelski system antyrakietowy Iron Dome. 

***

Po raz kolejny polecam wakacyjną lekturę: moją książkę   "Vril. Pułkownik Dowbor". Na razie jako e-book (można ją znaleźć choćby tutaj).

poniedziałek, 14 lipca 2014

Wacław Iwaszkiewicz - zapomniany, acz wspaniały generał

Niedawno ponownie obejrzałem film dokumentalny "Tadeusz Jordan Rozwadowski - zapomniany generał". Szczególnie rozśmieszyła mnie jedna z manipulacji w tym zakłamanym dziełku. Narracja w tym dokumencie mówiła, że gen. Rozwadowski obronił Lwów przed "trzykrotnie większymi siłami ukraińskimi" po czym niewdzięczne Naczelne Dowództwo pozbawiło go stanowiska dowódcy grupy operacyjnej mającej zwinąć oblężenie Lwowa i wykopała do attachatu wojskowego w Paryżu, gdzie generał Rozwadowski miał dzielić się "swoim cennym doświadczeniem dyplomatycznym" (które było zerowe). Później dwóch historyków (wśród nich niestety prof. Roszkowski) gdybało, czemu tak skrzywdzono tak "wybitnego" dowódcę. A mogliby sprawdzić jak rzeczywiście wyglądały wówczas sprawy na froncie. Tak się bowiem składa, że gen. Rozwadowski został odwołany za brak sukcesów wojskowych - a do jego odwołania wzywali galicyjscy politycy, w tym również endeccy, powszechnie uważający go za nieudacznika, który nie potrafi sobie poradzić z siłami oblegającymi Lwów (które wcale nie miały trzykrotnej przewagi i często były oddziałami o niskiej jakości). Rozwadowski zwalał zaś winę na podległych mu żołnierzy mówiąc, że to g... materiał. (Ten nadęty panisko nie traktował walk o Lwów i Galicję Wschodnią jako walki dwóch narodów, ale jako starcia ze zrewoltowanym chłopstwem. W ramach tej walki wydawał rozkazy nakazujące pacyfikowanie ukraińskich wiosek.) Marszałek Piłsudski również narzekał, że mimo otrzymanych posiłków, gen. Rozwadowski zdobywa jedynie skrawki terenu. Więc wymienił go na dowódcę lepszego - gen. Wacława Iwaszkiewicza.

Ilustracja muzyczna: The Executioner - Umineko OST



W kwietniu 1919 r. wojska  gen. Wacława Iwaszkiewicza (co prawda jego siły zostały wzmocnione 4 tys. żołnierzy z Galicji, Kongresówki i Wielkopolski, ale miażdżąca większość jego sił wciąż była jednak tym samym materiałem żołnierskim, który Rozwadowski uważał za beznadziejny), w błyskotliwej operacji, przy minimalnych polskich stratach odepchnęły Ukraińców od Lwowa. W ciągu dwóch miesięcy zajęły całą Galicję Wschodnią aż po Zbrucz. To gen. Iwaszkiewicz a nie generał Rozwadowski był uznawany w 1919 r. za zbawcę Lwowa. W 1920 r. niezwykle popularny gen. Iwaszkiewicz dowodził 6-tą Armią, która była południowym skrzydłem sił polskich podczas Wyprawy Kijowskiej, następnie sprawnie kierował nią podczas odwrotu, by potem bronić przedpola Lwowa - póki w lipcu 1920 r. nowy szef sztabu generalnego - gen. Rozwadowski nie doprowadził swoimi intrygami do usunięcia go ze stanowiska. Dzięki Marszałkowi Piłsudskiemu gen. Iwaszkiewicz stał się jednak wkrótce dowódcą Frontu Południowego w Bitwie Warszawskiej (objęcia tego stanowiska odmówił wcześniej gen. Dowbór-Muśnicki twierdząc, że sytuacja jest beznadziejna a on nie będzie wykonywał "głupich rozkazów Piłsudskiego").

Gen. Iwaszkiewicz był synem syberyjskiego zesłańca (powstańca styczniowego), który robił karierę w carskiej armii. Brał udział w 1900 r. w tłumieniu powstania bokserów w Chinach  a także w wojnie rosyjsko-japońskiej. Został poważnie ranny pod Mukdenem i do końca życia chodził w wyniku tego o lasce. Idąc o lasce, przedzierając się przez śnieg, odbył on na początku 1918 r. wraz ze swoimi żołnierzami - 3 Dywizją Strzelców Polskich - kilkusetkilometrowy marsz z Jelni do Bobrujska, przedzierając się przez śnieżne zaspy, walcząc ze zanarchizowanem chłopstwem i bolszewickimi zagonami. Był to wyczyn naprawdę niesamowity.

Gen. Iwaszkiewicz dzielił losy I Korpusu a w listopadzie 1918 r. wstąpił do wojska niepodległej Polski stając się jednym z ulubieńców Marszałka Piłsudskiego. Popularności generała Iwaszkiewicza nie zaszkodziło nawet to, że słabo mówił po polsku. Według jednej z anegdot miał powiedzieć na akademii okolicznościowej: "Jedną trzecią Polski wziały Awstrijce, jedną trzecią Giermańce a jedną trzecią my". Jego wojskowy talent, dobre podejście do żołnierzy i gorący patriotyzm sprawiały, że łatwo mu wybaczano podobne lapsusy.



Jego odejście z ziemskiego padołu również było epickie. "W piątek 10 listopada 1922, w Szpitalu Ujazdowskim w Warszawie, adiutant generalny Naczelnego Wodza, generał brygady Jan Jacyna w imieniu marszałka Polski Józefa Piłsudskiego odznaczył go Orderem Wojskowym Virtuti Militari II klasy. Zmarł w sobotę 25 listopada 1922 o godz. 22, w Szpitalu Ujazdowskim, po długiej, ciężkiej i nieuleczalnej chorobie."

Polecam wszystkim wydaną w 1921 r. książkę Henryka Bagińskiego "Wojsko Polskie na Wschodzie". Opisuje ona historię wszystkich polskich formacji wojskowych w Rosji działających w latach 1914-1920, zarówno tych dużych jak Dywizja Syberyjska jak i mniejszych, takich jak np. moskiewski Pułk im. Bartosza Głowackiego. Autor był działaczem Zet-u, Polskich Drużyn Strzeleckich, walczył w Legionie Puławskim, Brygadzie i Dywizji Strzelców Polskich, I Korpusie Polskim (gdzie konspirował przeciwko gen. Muśnickiemu) i 4 Dywizji Strzelców gen. Żeligowskiego. Praca świetnie napisana, zanim z przyczyn politycznych zaczęto fałszować historię tych formacji. Można ją znaleźć jako pdf w necie.

***

Nie zapominajcie też o mojej książce  "Vril. Pułkownik Dowbor". Na razie jako e-book (można ją znaleźć choćby tutaj).

sobota, 12 lipca 2014

Barack Obama - kenijska zagadka

Michael Shrimpton, brytyjski prawnik (reprezentował m.in. gen. Augusto Pinocheta) i ekspert ds. służb wywiadowczych z bogatymi i dziwnymi koneksjami, opowiedział na konferencji w Londynie dosyć intrygującą historię o Baracku Obamie. Według niego CIA sprawdziła DNA obecnego prezydenta (pobierając ślady ze szklanki z którą miał styczność na przyjęciu organizowanym przez darczyńców na jego kampanię wyborczą). I wyszło im, że nie ma zgodności jego kodu genetycznego z kodem genetycznym dziadków ze strony matki. Okazuje się również, że Stanley Ann Dunham nie była w ciąży wiosną i latem 1961 r. - a przecież miała urodzić Baracka Barakowicza w sierpniu 1961 r. Według Shrimptona Barack Obama urodził się w 1960 r. w Kenii (co czyniłoby go poddanym brytyjskim) a z akt brytyjskiego kontrwywiadu wynika, że jego dziadek szmuglował broń dla powstańców Mau Mau pracując dla Stasi.





Rewelacje Schrimptona można potraktować jako dezinformację (zwłaszcza, że gostek był powiązany z administracją Busha), ale prawdą jest że prezydent USA plącze się choćby w takich szczegółach jak data jego urodzin.  a o swojej żonie mówi "Michael" (jak Michael Jackson), co sprawia, że celebrytka-weteranka Joan Rivers twierdzi, że Obama jest gejem a pierwsza żona transem (co niektórzy w necie starają się udowodnić, ale według mnie to po prostu silnie zbudowana czarna kobieta).

środa, 9 lipca 2014

Giertychowie - sowieccy endecy


"Jesteśmy jednym z tych ruchów, które jak faszyzm we Włoszech, hitleryzm w Niemczech, obóz Solazara w Portugalii, karlizm i falanga w Hiszpanii obalają stary system masońsko – plutokratyczno – socjalistyczno – żydowski i budują porządek nowy"
Jędrzej Giertych, 1938 r.

"Politycznie nie wolno nam rezygnować z oparcia o Rosję. Potrzebny nam u steru ktoś, kto zapewni trwałość sojuszu ze wschodnim sąsiadem. Tylko pan, panie przewodniczący, może nam to zagwarantować."
Maciej Giertych do Jaruzelskiego, 1989 r.

"Zakłócającym ceremonię pogrzebową mogę powiedzieć, że według nauki katolickiej, mogą się spotkać z generałem w niebie"
 Roman Giertych o pogrzebie Jaruzelskiego, 2014 r.

"Zapewniam, że w Polsce – poza psychiatrykami – nie ma nikogo, kto by uważał, że Platforma Obywatelska mogłaby rządzić z Giertychem"
Jan Maria Władysław Rokita, 2007 r.


"Z Giertychów najważniejszy jest o. Wojciech Giertych."
Eugeniusz Sendecki, 2012 r.




Afera taśmowa sprawiła, że naród przypomniał sobie o istnieniu Romana Giertycha i jego rodzinki. Oto bowiem przeczytaliśmy jak nadworny adwokat Tuska i Sikorskiego, moralizatorskim tonem pouczający wszystkich na temat standardów w polityce i dobra publicznego nieudolnie planuje zrobić sobie "way of life" z szantażowania najbogatszych mieszkańców III RP. Zupełnie mnie to nie dziwi. Giertych pokazał swoje prawdziwe oblicze. Nie jest on jednak czarną owcą w tym rodzie o rzadko spotykanym w Polsce nazwisku. Jego zachowanie to po prostu rodzinna tradycja ciągnąca się co najmniej od czasów jego dziadka Jędrzeja. W 2006 r. opublikowałem na stronach Polskiego Radia (zarządzanego wtedy m.in. przez dra Targalskiego, nya!) artykuł o tej rodzince. Zniknął on po tym, jak władzę w Polskim Radiu przejęła egzotyczna koalicja PO-SLD-PSL-Samoobrona-LPR-Prawica Rzeczypospolitej. Przytaczam go w całości, bo jest wciąż aktualny:

"Rodzina Giertychów słynie z kontrowersyjnych poglądów i szokujących wypowiedzi. Kiedy wybuchła sprawa współpracy z SB arcybiskupa Stanisława Wielgusa wicepremier Roman Giertych stanął w jego obronie. Nie wahał się też porównać TVP Bronisława Wildsteina do telewizji z czasów stanu wojennego i stwierdzić, że TVP była bardziej obiektywna za prezesury Roberta Kwiatkowskiego.

Dziadek wicepremiera, Jędrzej Giertych w latach trzydziestych XX wieku był znaczącą postacią w ruchu narodowym. W 1939 roku jednym głosem przegrał z Tadeuszem Bieleckim walkę o przywództwo w Stronnictwie Narodowym. W roku 1961 ten sam Tadeusz Bielecki wyrzucił go z partii za "skrajne poglądy i antysemityzm". W międzyczasie Giertych stworzył własny ośrodek myśli polityczno-historiozoficzno-religijnej, który co prawda nawiązywał do tradycji przedwojennej myśli narodowej, ale de facto nie posiadał żadnego z nią związku. (Dzisiaj bym wycofał się z ostatniego twierdzenia - Jędrzej Giertych reprezentował po prostu wszelkie najgorsze cechy endecji - dop. Fox). Filozofia polityczna Jędrzeja Giertycha to "głęboki polski nacjonalizm" połączony z "konserwatywnym katolicyzmem", sympatią do autorytaryzmu, rusofilstwem oraz skrajną niechęcią do masonów, piłsudczyków, syjonistów, Niemców i Ukraińców. Te siły według niego odpowiadały za wszystkie nieszczęścia jakie spadały na Polskę: od potopu szwedzkiego, poprzez rozbiory i klęski powstań do wielkich wojen światowych. Uważał m.in., że Piłsudski nie dowodził w bitwie warszawskiej 1920 roku, zabił Narutowicza i... celowo spowodował klęskę kampanii wrześniowej. W swojej broszurze "O Piłsudskim" twierdził nawet, że planowana w 1934 r. przez marszałka wojna prewencyjna przeciwko III Rzeszy, była co prawda przeciwko Hitlerowi, ale "w interesie niemieckich rewanżystów". W "Rozważaniach o bitwie warszawskiej 1920 roku" zamieścił tekst pułkownika Kędziora, w którym pojawiło się stwierdzenie, że bolszewicy mieli wobec Polski w 1920 roku "pokojowe zamiary", tylko zły Piłsudski ich sprowokował. Wizję historii Polski, w której Polacy nie mają żadnych wad, tylko stają się co rusz ofiarami masońskich spisków zaprezentował Giertych w książce "Tragizm dziejów Polski". Wyśmiewający się z tej wizji Wojciech Wasiutyński zatytułował recenzję tej książki: "Tragizm i komizm książki Giertycha". Giertych zrewanżował się rozgłaszając, że ONR to dzieło Żydów i masonów.

Jędrzej, ojciec Macieja



Zacietrzewienie i fałszywie pojęty polityczny realizm popychały Giertycha do działań wątpliwych. W broszurze "O Piłsudskim" opisał historię swojego znajomego z oflagu, oficera piłsudczyka, który po powrocie do Polski został skazany na śmierć przez stalinowski sąd. Giertych nazwał ofiarę komunistów "degeneratem moralnym", twierdząc, że zamordowany oficer "szpiegował dla USA". Powtórzył tam również goebbelsowskie kłamstwo o tym, że Sowieci wkraczali na "bezpańskie" Kresy. Następnie stwierdził, że PRL była uzależniona od ZSRR tak samo jak Meksyk od USA, a głównym dla niej zagrożeniem jest RFN i żydowska diaspora. Tymczasem sam w 1945 roku potajemnie wywiózł z kraju swoją rodzinę na Zachód. Jak widać PRL podobał mu się tylko z oddali...

Jędrzej Giertych pod wpływem antypowstańczej fobii przyjął założenie, że za każdym buntem w PRL stoją wrogie Polsce ośrodki. Radził: "Uważam, że szkoda, że polski sąd nie skazał na rozstrzelanie (po uprzedniej degradacji) zarówno sprawców powstania listopadowego, jak powstania styczniowego. Nie inny jest mój pogląd i na sprawców obecnego powstania poznańskiego". ("Po wypadkach poznańskich. Na alarm. List otwarty do polskiej emigracji przestrzegający przed grożącym niebezpieczeństwem"). Innym razem, już po październiku 1956 roku radził Gomułce: "Niech Pan się nie da sprowokować i niech się Pan nie da wciągnąć w pułapkę. Ludzie mówią Panu, że Pan jest za bardzo prorosyjski (...). Pańską rolą jest być w systemie rosyjskim, być w nim lojalnie i bez zastrzeżeń. Niech Pan nie stara się być polskim Titą! Niech się Pan z Rosjanami dogada i trzyma się ich szczerze i uczciwie nawet w razie wybuchu trzeciej wojny światowej. Pańskim zadaniem na wypadek takiej wojny jest być polskim Petainem, musi Pan być szczerze Rosji wierny, musi Pan zasłużyć na jej zaufanie". Po wydarzeniach radomskiego czerwca 1976 roku spłodził kolejny list otwarty, w którym oskarżał Żydów i Piłsudczyków o wywołanie zamieszek, za co go Stefan Kisielewski nazwał "starym idiotą i dzieciorobem".
W broszurze o stanie wojennym "Co robić?", wydanej w 1982 roku pisał: "Zapewne nie spodoba się to niektórym moim czytelnikom, lecz oświadczam otwarcie, że uważam, że dobrze się stało, iż omawiany tu przewrót w dniu 13 grudnia nastąpił. Oczywiście nie cieszy mnie fakt dyktatury wojskowej (...). Ale przede wszystkim uważam, że dobrze się stało, że znalazł się ktoś, kto umiał nagłym aktem woli przeszkodzić dojściu do skutku rewolucji, która wiodła Polskę pod każdym względem ku katastrofie (...). Jest oczywiste, że w ostatnich miesiącach 1981 roku zaczynała się w Polsce rewolucja. Umysły były owładnięte irracjonalnym szałem. A ten szał, powiększający się niemal z dnia na dzień, podnoszący się coraz wyżej jak woda w rzece w czasie zaczynającej się powodzi, wiódł do przewrotu o cechach bynajmniej nie narodowych i katolickich, ale o cechach rewolucji, zabarwionej po marksistowsku. (...) Do wyrośnięcia fali rewolucyjnej w Polsce przyczynił się w znacznym stopniu także i wpływ amerykański. Czy działali w ostatnich latach agenci amerykańskiego wywiadu w Polsce (a także i innych wywiadów) jako podżegacze do rewolucji? Nie wiem. Nie mam konkretnych danych. Ale jedno wiem na pewno: że takim podżegaczem było Radio Wolnej Europy, będące organem rządu amerykańskiego". Generał Jaruzelski był z kolei dobrym człowiekiem, bo "chodził do katolickiej szkoły". Dobrze, że nie człowiekiem honoru...

Maciej, ojciec Romana



Syn Jędrzeja Giertycha, Maciej wrócił do Polski w latach sześćdziesiątych. Później w ramach sprawy rozpracowania operacyjnego "Truteń" miał pośredniczyć w tajnych negocjacjach ojca z SB w sprawie publikacji na Zachodzie materiałów dotyczących KOR. Maciej Giertych przystąpił w 1986 roku do Rady Konsultacyjnej przy generale Jaruzelskim, gdzie ostrzegał przed negocjowaniem z "Solidarnością". W roku 1990 w wywiadzie dla "La Stampy" mówił: "Podziwiam generała Jaruzelskiego, mam nadzieję na długie jego rządy. Nie powinniśmy nigdy zapominać, że największe zagrożenie dla nas przychodziło zawsze z Niemiec. Toteż jest w interesie Warszawy, by pozostać w sprzężeniu z Moskwą i nie opuszczać Paktu Warszawskiego ani RWPG, zwalczać litewski ruch niepodległościowy i odmawiać przystąpienia do Wspólnoty Europejskiej, do tego tygla w stylu amerykańskim, który pragnie zniszczyć Polskę swoim kapitalizmem, bezosobowym, kosmopolitycznym i cudzoziemskim. Natomiast w naszym interesie jest WSPÓLNY DOM GORBACZOWA. Bo w nim nikt nie zrezygnuje z własnej suwerenności i dlatego, że ZSRR będzie dobrze włączony do Europy". Dwa lata wcześniej władze pozwoliły mu na wydawanie "Gazety Warszawskiej". Poza ingerencją cenzury, drukowanej na luksusowym papierze w Wojskowych Zakładach Graficznych i za państwowe pieniądze. We wstępniaku można było przeczytać: "Jestem za Układem Warszawskim". Wiosną 1989 roku ta sama władza pozwoliła Giertychowi na założenie Stronnictwa Narodowego, chociaż w tym czasie prawdziwe Stronnictwo istniało wciąż na emigracji. Jednym założycieli nowej partii był Stanisław Jastrzębski – minister w rządach Jaruzelskiego i Messnera. Na przełomie roku 1987 i 1988 Roman Giertych reaktywował Młodzież Wszechpolską. Jej hasła były zwrócone wtedy bardziej przeciwko opozycji niż przeciw władzy.



Komuniści nie powierzyli jednak Giertychom znaczącej roli w nowej III RP - z racji ich nikłego poparcia społecznego i "archaicznych poglądów". Przez kilka lat błąkali się na marginesie prawicy, sprzeciwiając się wejściu Polski do NATO i popierając rosyjską interwencję w Czeczenii. W 2000 roku w wyborach prezydenckich udzielili poparcia gen. Tadeuszowi Wileckiemu. Rok później giertychowe SND było jedną z kilku partii współtworzących LPR. Po pewnym czasie ludzie Romana Giertycha zdołali zepchnąć na margines antykomunistycznych liderów LPR takich jak Antoni Macierewicz czy Jan Olszewski. Dalsza historia ich dokonań jest powszechnie znana. "

(koniec cytatu)

Płk Aleksander Kędzior, o którym wspomniałem w tym tekście okazał się być kontaktem operacyjnym SB, który donosił na ochotnika na polskich emigrantów licząc na to, że dostanie pracę w Wojskowym Instytucie Historycznym im. Wandy Wasilewskiej. W 1940 r. był szefem sztabu Naczelnego Wodza gen. Sikorskiego. Nie radził sobie z tą pracą (udział polskich wojsk w kampanii francuskiej oraz ich późniejsza ewakuacja były niezwykle chaotyczne), więc zesłano go jako attache do Czungkingu skąd zapłodnił umysł gen. Sikorskiego pomysłem wysłania polskich wojsk do Chin na front antyjapoński. Ten pajac był głównym źródłem kuriozalnych teorii Jędrzeja Giertycha zaprezentowanych m.in. w "Rozważaniach o bitwie warszawskiej 1920 r." Współczesny obóz narodowy odcina się od Romana Giertycha a Macieja traktuje jako starego pierdołę, ale niestety bardzo często Jędrzej Giertych jest dla niego autorytetem. Jego ideologia, sprzeczna z przesłaniem emigracyjnej endecji Tadeusza Bieleckiego, jest traktowana poważnie. Książki Jędrzeja Giertycha można znaleźć w prawicowych i katolickich księgarniach a zawarte w nich tezy stały się m.in. jednym z fundamentów poglądów głoszonych przez Ozjasza Goldberga-Mikke oraz prof. Adama Wielkodupskiego. Nie ma też sprzeczności między nimi a tym co głosi konsekwentny sowietofil Maciej Giertych (mówiący o Smoleńsku: "Jestem leśnikiem i wiem, że samolot nie powinien latać w lesie") krytykujący MW za "zbytnią antyrosyjskość" (!). Roman Giertych wcale nie sprzedał idei swojego ojca i dziadka. On po prostu twórczo ją dostosował do nowych warunków i nowych władców Polski.



"Dalsza historia ich dokonań jest powszechnie znana" - tak zakończyłem w 2006 r. swój artykuł. Od tego czasu Giertychowie dokonali wiele. Roman został ministrem edukacji narodowej (nawet początkowo go broniłem przed lewacką nagonką) i zastąpił na liście lektur antykomunistę Herlinga-Grudzińskiego paksowskim komunistą Dobraczyńskim. Przy okazji politycy LPR wyskakując z takimi pomysłami jak godzina policyjna dla młodzieży czy też zakaz sprzedaży "brutalnych gier" mocno przyczynili się do odwrócenia młodzieży od szerokiego obozu patriotycznego. Hołota z Krakowskiego Przedmieścia to właśnie efekty giertychowej edukacji. Teraz Giertych przyznaje się, że to on obalił rząd PiS w 2007 r.  Bez ogródek mówi, że: "My się przyjaźniliśmy z Donaldem Tuskiem, Rokitą, Schetyną itd., grywaliśmy z nimi po cichu w piłkę, w koszykówkę. Gdyby wówczas się o tym dowiedział nasz elektorat, toby nas rozszarpał. Ale taka była rzeczywistość. Jestem z Donaldem Tuskiem na „ty” od lat". Wcześniej mówił, że zrobił to, bo miał mieć postawione zarzuty karne. Prawdopodobnie w sprawie dotyczącej wyprowadzania pieniędzy z LPR i w aferze Wielkopolskiego Banku Rolniczego.  Jak pisze jeden z narodowo-radykalnych portali:

"W roku 2000 przeczuwając, iż siły „masońsko-lewackie” i wrogie narodowi mogą czyhać na bank, w Radzie Nadzorczej pojawia się idol „nowoczesnych narodowców” – ladies and gentlemen – Roooman Giertych, w tamtym okresie honorowy prezes Młodzieży Wszechpolskiej! 28 sierpnia 2000 roku rada nadzorcza w protokole z posiedzenia upoważnia zarząd banku do powołania spółki Hatrol, której prezesem zostaje zaufany Giertycha, Tomasz Połetek (MW/LPR), również „nowoczesny narodowiec”. Złoty słońca blask dokoła, orzeł biały wzlata wzwyż….Spółka Hatrol utworzona została z kapitałem 2,3 mln złotych, który przetransferowano z WBR. W jej zarządzie, kierując się etyką totalną oraz wytycznymi samego śp. Jana Mosdorfa, zasiedli m.in. Roman Giertych i Witold Hatka. Nasi „narodowcy” mają jednak w dalszym ciągu wizję Wielkiej Polski i nie ustają w krzewieniu idei narodowej. Szybko powstają kolejne spółki-córki Hatrolu – Polskie Finanse (prezes Połetek, Giertych i Hatka w radzie nadzorczej), i Rolhat (prezes Połetek, Giertych i Hatka w radzie nadzorczej). Złoty słońca blask dokoła, orzeł biały wzlata wzwyż….Efektem m.in. radosnej działalności Hatki i innych „narodowców” było wyprowadzenie z banku kwoty 2,3 mln i dalsze straty w wysokości ponad 700 000 złotych, a w konsekwencji upadłość WBR.
Do dziś nie wiadomo gdzie podziały się te pieniądze, będące przecież własnością udziałowców, a więc polskich rolników. Z pewnością byli to „rolnicy-lewacy”, dlatego też czyn „narodowców”-giertychowców powinien być usprawiedliwiony. Wszystko dla „Wielkiej Polski”! Co to są trzy bańki gdy chodzi o „Polskę”!? Krótko po wytransferowaniu w świat pieniędzy polskich rolników na scenie politycznej pojawia się LPR i wprowadza swoich „narodowo-wszechpolsko-katolickich” posłów do parlamentu, w tym Witolda Hatkę i Romana Giertycha….."

A jak uzupełnia tę historię jeden z portali anarchistycznych:  "W 2006 r. w mediach pojawiły się sugestie, że zarzuty mogą też objąć czołowych działaczy LPR. Jak twierdzi tygodnik "Wprost", latem 2006 r. do Janusza Kaczmarka przyszedł Roman Giertych ze skargą na kaliskich śledczych. Kaczmarek miał obiecać Giertychowi, że sprawa będzie załatwiona. Śledztwo zostało przeniesione z Kalisza do Łodzi. Kaczmarek nawet nie ukrywał, że zrobił to po interwencji Giertycha."
Giertych zapewne nie bez przyczyny chciał w 2007 r., by premierem został Janusz Kaczmarek. Jednym z bohaterów afery WBR był poseł Witold Hatka - nieoficjalnie główny macher LPR od pieniędzy. W listopadzie 2010 r. zginął w "wypadku" samochodowym. To śmierć wygodna dla wielu ludzi.




Po 2007 r. Roman Giertych już jawnie działa na rzecz obecnych władz. Staje się "nadwornym adwokatem PO" (określenie tygodnika "Wprost") reprezentując m.in. Michała Tuska, Radosława Sikorskiego i Sławomira Nowaka. Buduje wspólnie z Sikorskim i Michałem Kamińskim własną mini-frakcję. Często udziela się w "Wyborczej" i TVN odcinając się od nacjonalizmu i starając się być arbitrem politycznej elegancji. Wpisuje się też w oficjalną narrację smoleńską.  Już go typowano na nowego ministra spraw wewnętrznych w miejsce Sienkiewicza  a tu załatwiło go... Bractwo Aryjskie (nawiązanie do więzienno-gangster przeszłości Latkowskiego). No cóż, może jak gostka wyrzucą z palestry (oby!), to zostanie koszykarzem...

A na koniec, dla rozluźnienia krytyka Romana Giertycha w wykonaniu ś.p. Roberta Larkowskiego: "Na oczach Polaków wódz Ligi Polskich Rodzin - zwany Romciem Paluchem, Romulusiem, Mówiącym Koniem itp. - dokonuje samounicestwienia własnego ugrupowania, co wynika z jego oportunizmu i cynicznej gry o zachowanie resztek władzy (...) Ogłaszamy uroczyste spuszczenie Romcia Palucha w kanał!". Niedługo pierwsza rocznica odejścia mojego wielkiego (przynajmniej jeśli chodzi o kubaturę) Adwersarza do Hueco Mundo. Pamiętajmy o tej postaci. [*]




Ps. Zachęcam do kupowania mojej książki "Vril. Pułkownik Dowbor". Na razie jako e-book (można ją znaleźć choćby tutaj), jak pojawi się w papierze w księgarniach, to naprowadzę. Były pewne opóźnienia, ale wszystko na dobrej drodze. Jest też pierwsza zewnętrzna recenzja - na blogu znajomej.  Nie muszę mówić, że im więcej kupicie, tym większą będę miał motywację do dalszego pisania. :)


sobota, 5 lipca 2014

Kumple Savile'a z MI5



Special Branch Scotland Yardu sterowała w latach '70-tych grupą znaną jako Paedophile Information Exchange (tak, tak to jej oficjalna nazwa), po to by zdobywać haki na brytyjski establiszment - twierdzi jeden z funkcjonariuszy brytyjskich służb specjalnych. PIE domagała się legalizacji pedofilii i stanowiła przy tym klub zrzeszający "miłośników dzieci". Dostawała od Home Office dziesiątki tysięcy funtów dotacji. Teraz już wiemy dlaczego...
Przy okazji wyszło na jaw, że już od 1970 r. MI5 i Special Branch tuszowały pedofilię prominentnego liberalnego parlamentarzysty Cyrila Smitha (na zdjęciu poniżej). Okazuje się również, że Cyril Smith brał udział w homoseksualno-pedofilskich orgietkach stylizowanych na satanistyczne czarne msze, które organizował jeden ze znajomych sir Jimmy'ego Savile'a. 


Savile (poniżej) to znany radiowy DJ, gwiazda BBC, przyjaciel ludzi z establiszmentu a przy tym gostek, który wykorzystywał seksualnie osoby obu płci w wieku od 5 do 75 lat  i zwłoki w kostnicach a także brał udział w satanistycznych rytuałach.  Dziwnym trafem Lady Thatcher mocno naciskała, by przyznać mu szlachectwo za pracę charytatywną w szpitalach. Gostek dostał też tytuł rycerski od Stolicy Apostolskiej, dzięki protekcji jego kumpla kardynała O'Briena oskarżonego o molestowanie kleryków. Savile prawdopodobnie też pracował dla MI5. 


Cyril Smith został już na początku lat '80-tych oskarżony o homoseksualną pedofilię przez jednego z deputowanych. Znalazł się on też na liście dziesięciu parlamentarzystów o takich skłonnościach skompilowanej przez policję - która później dziwnym trafem zaginęła po tym jak trafiła na ręce ówczesnego sekretarza spraw wewnętrznych Leona Brittana. Dziwnym trafem również jeden z konserwatywnych deputowanych został wypuszczony wolno, po tym jak celnicy przyłapali go na lotnisku z pedofilskimi pornosami.

Jak widać służby specjalne lubią szantażować polityków seksualnymi kompromatami, ale czasem też na szczytach służb znajdują się ludzie oddający się podobnym "zabawom". I tak, wiceszefem MI5 w czasie gdy działała PIE był Peter Hayman, który w 1978 r. zostawił przez nieuwagę w autobusie teczkę z materiałami pedofilskimi (mnóstwo ich znaleziono później w jego domu.) Homoseksualnym pedofilem był rówczesny szef MI6 Maurice Oldfield. A zapewne nie był jedynym "kochającym inaczej" w służbach, co rzuca nowe światło na sprawy takich podwójnych sowieckich agentów jak sir Anthony Blunt. 



Czy Wielka Brytania bardzo pod tym względem odbiega? Pisałem już o casusie Putina i innych ciot z Łubianki. , pisałem już o Różowej Swastyce . Można by jeszcze zgłębić kwestię powiązań belgijskiego establiszmentu (obecny premier Elio di Rupo uniknął oskarżenia, tylko dlatego, że chłopak z którym się przespał skończył tydzień wcześniej 16 lat). A w Polsce? Zacytujmy Grzegorza Górnego:

"W październiku 2002 roku telewizja Polsat i tygodnik "Wprost" upubliczniły wyniki swojego dziennikarskiego śledztwa na temat jednej z największych pedofilskich siatek w Europie. Z materiału zatytułowanego "Mordercy dzieci" mogliśmy się dowiedzieć, że "osobistości z pierwszych stron gazet - politycy, artyści, prawnicy, dziennikarze, ludzie telewizji - były klientami pedofilów, których siatkę zdemaskowali reporterzy 'Wprost' i Polsatu".
Cytowani przez dziennikarzy policjanci z warszawskiego Śródmieścia mówili, że znają niektórych pedofilów na swoim terenie: "jeden był w III RP ministrem, drugi jest znanym autorem programów telewizyjnych, inny - wiceprezesem dużego banku, kolejny - posłem, jeszcze inny - reżyserem filmowym. Były minister był kilkakrotnie pobity i okradziony przez trzynasto-, czternastolatków, których wykorzystywał, lecz nigdy nie złożył skargi (mimo widocznych śladów pobicia). Dwunastolatek zapraszany do mieszkania autora programów telewizyjnych za otrzymywane przez niego pieniądze kupował polską heroinę i popadł w narkomanię."
Równolegle ze śledztwem dziennikarskim prowadzone było dochodzenie policyjne. Szef Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie Zygmunt Kapusta nie mógł się nachwalić ich rezultatów: "Doskonała współpraca dziennikarzy, policji i prokuratury przyniosła efekty. To sprawa bez precedensu. Śledztwa na taką skalę jeszcze w Polsce nie było". Policjanci z Centralnego Biura Śledczego skonfiskowali komputerowe adresy klientów pedofilskiej siatki, pochodzących ze środowisk artystycznych, prawniczych, uniwersyteckich, dziennikarskich i politycznych. Zapowiadali "prawdziwe trzęsienie ziemi w niektórych środowiskach".
Tymczasem do żadnego "trzęsienia ziemi" nie doszło. Tak wychwalani policjanci z CBŚ zostali odsunięci od prowadzenia sprawy i zabroniono im rozmów z dziennikarzami. Śledztwo, do którego oddelegowano zaledwie jedną (!) policjantkę w randze starszego aspiranta, (miał rację prokurator Kapusta: "To sprawa bez precedensu. Śledztwa na taką skalę jeszcze w Polsce nie było") zaczęło się przeciągać, rozmywać, koncentrować na nieistotnych szczegółach. Pedofile zyskali czas, by zatrzeć ślady swego procederu. Krąg zatrzymanych ograniczył się do "małych płotek", "grube ryby" pozostały nietknięte.
"Nie mam najmniejszych wątpliwości, że w sprawie pedofilii panuje zmowa milczenia - uważa były minister sprawiedliwości i prokurator generalny Stanisław Iwanicki. - Policjanci i prokuratorzy znajdują się pod presją, by nie ujawniać pewnych rzeczy, bo mogłoby to uderzyć w niektóre bardzo wpływowe środowiska."
Wtóruje mu Lech Kaczyński: "Środowisko pedofilów ma tak duże wpływy i szerokie poparcie, że praktycznie to oni decydują, jak się w Polsce z tą patologią walczy. Co oznacza, że się z nią nie walczy"."

Jak widać nasze milicyjne ubectwo też stawia na "kontrolę".

Na koniec, by nie popadać w paranoję i histerię, kilka słów od profesora Lwa-Starowicza: "Na stu mężczyzn skłonności pedofilne ma sześciu, a realizuje je mniejszość." Też jestem przeciwny wrzucaniu wszystkich przypadków tego typu skłonności do jednego worka. Inaczej należy traktować homoseksualnego gwałciciela, a inaczej gostka, który puknął 15-latkę na dyskotece. Zwyrodnialcy tacy jak Savile, Trynkiewicz czy Samson to kategoria o wiele gorsza od umiarkowanych zboków w stylu Polańskiego, Cohn-Benedicta, Dzierżyńskiego czy księdza Jankowskiego, nie mówiąc już o przypadkach "platonicznych" takich jak marszałek Montgomery. Faktem jest, że lolicoństwo we wszystkich kulturach na ziemi zwykle było traktowane o wiele bardziej wyrozumiale niż homoseksualna pedofilia - wszak jeszcze 150 lat temu niezamężna 16-latka była uznawana za sfrustrowaną starą pannę :). Jakoś nie potępiamy Petrarki za to, że pisał miłosne sonety poświęcone 13-latce. Moraliści jakoś nie czepiają się również biblijnej Pieśni nad Pieśniami, w której adorowana jest panna o której jej bracia mówią (8,8): "Siostrzyczkę małą mamy, piersi jeszcze nie ma." Jak widać standardy się zmieniają...


środa, 2 lipca 2014

Juncker, SREL i luksemburski odpowiednik "Gladio"



Jean- Claude Juncker niedawno nominowany na nowego przewodniczącego Komisji Europejskiej, premier Luksemburga w latach 1995-2013, były przewodniczący Eurogrupy, to bardzo ciekawy człowiek. Nawet jak na Luksemburczyka. Nie chodzi mi tutaj jednak o to, że według brukselskich dyplomatów "zaczyna dzień od koniaku" i zdarzają mu się pijackie jazdy podczas których traci nad sobą kontrolę i wyzywa wszystkich dookoła,



ale o skandal który doprowadził w zeszłym roku do jego dymisji. Słyszeliście kiedyś o luksemburskich służbach specjalnych? Nie?! A szkoda. Bo Luksemburg ma prężnie działającą organizację kontrwywiadowczą Service de Renseignement de l'Etat luxembourgeois (SREL). W zeszłym roku Juncker musiał podać się do dymisji jako szef rządu, po tym jak liczący 141 stron raport luksemburskiego parlamentu wskazał, że wiedział on o kryminalnej i terrorystycznej działalności SREL. O co chodzi? Luksemburskie służby w latach '80-tych zaangażowały się w miejscową wersję operacji "Gladio". Wysadzały linie energetyczne oraz inne obiekty infrastrukturalne i zwalały winę na istniejącą jedynie na papierze lewacką organizację terrorystyczną. Zakładały nielegalne podsłuchy ministrom oraz innym oficelom oraz zakwalifikowały 300 tys. mieszkańców Luksemburga (mającego populację 525 tys. ludzi) jako "podejrzanych". Do tego dochodziły standardowe działania takie jak np. handel kradzionymi samochodami czy zbieranie pedofilskich haków. Jedna z bardziej zagmatwanych akcji SREL polegała na stworzeniu lipnej operacji antyterrorystycznej po, by pomóc rosyjskiemu oligarsze zapłacić 10 mln USD hiszpańskiemu szpiegowi. (Tutaj macie pełne dossier afery w "Luxemburger Wort")

Juncker został podsłuchany przez szefa SREL Marco Mille (mikrofonem ukrytym w zegarku), gdy omawiał skandale z udziałem tej agencji. Twierdził, że większość tych nieprawidłowości wystąpiła zanim został premierem i nie traktował ich poważnie. Mimo to musiał podać się do dymisji. Przy okazji okazało się, że członkowie luksemburskiej rodziny królewskiej są "w stałym kontakcie" z brytyjską służbą wywiadowczą MI6. (To jednak nie powinno dziwić. Luksemburg to stary sojusznik Wielkiej Brytanii.) Ale w sumie co się dziwimy. Luksemburskie standardy są wciąż niebotycznie wysokie dla Ubekistanu...