Pokazywanie postów oznaczonych etykietą GRU. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą GRU. Pokaż wszystkie posty

sobota, 6 kwietnia 2024

Syndrom hawański, GRU i białoruska rozgrywka

 


Płk Corso twierdził, że podczas Zimnej Wojny CIA była lojalna wobec KGB, a KGB wobec CIA. Ta prawidłowość częściowo sprawdziła się też przy sprawie syndromu hawańskiego. 

Przypomnijmy: syndrom hawański to tajemnicza dolegliwość neurologiczna, która dotykała w ostatnich latach amerykańskich dyplomatów i funkcjonariuszy służb wywiadowczych, m.in. w Hawanie, Pekinie i Wiedniu. Choć eksperci wskazywali, że te dolegliwości to najprawdopodobniej skutek ataków bronią soniczną czy mikrofalową, to Departament Stanu i CIA oficjalnie orzekły, że są one skutkiem głośnych dźwięków wydawanych przez... cykady. 

Portal The Insider dokładnie opisał jednak nieoficjalne ustalenia służb. Wynika z nich, że za syndromem hawańskim stała jednostka GRU numer 29155 (używam historycznej nazwy "GRU", pomimo, że od ponad dekady ta służba funkcjonuje pod nazwą "GU", która jest jednak słabo znana).  - czyli ta sama banda clownów, która m.in. próbowała otruć płka Skripala, wysadzała składy amunicji w Czechach i próbowała dokonać zamachu stanu w Czarnogórze. Cele były dosyć oczywiste, m.in. oficer, który przesłuchiwał rosyjskiego szpiega złapanego na Florydzie. W momencie, gdy dokonano ataku sonicznego na jedną z amerykańskich dyplomatek w Tbilisi, był na miejscu syn generała dowodzącego jednostką 29155. Ruscy zostawiali więc cały czas oczywiste ślady. Mimo to, agenci CIA będący celami ataków sonicznych musieli walczyć z własną Agencją, która nie chciała przyznać, że trapiące ich dolegliwości są prawdziwe.  CIA tuszowała więc rosyjskie ataki. 

Udział w tej akcji jednostki 29155 jest sam w sobie sprawą niezwykle ciekawą. W ostatnich latach zaliczała ona bowiem gigantyczną wpadkę za gigantyczną wpadką, a jej agenci popisywali się głupotą. Działania tej grupy stały się właściwie transparentne dla amerykańskich tajnych służb. Tak jakby wewnątrz GRU działała jakaś frakcja sabotująca idiotyczne działania tej jednostki specjalnej.

O podejrzenie istnienia tej frakcji oraz cichego układu jaki ma ona z ukraińskim wywiadem wojskowym HUR piszę tutaj już od dawna. Poszlaki dotyczące jej działania pojawiły się też w sprawie zamachu w podmoskiewskiej hali Crocus City Hall.

Świetny wpis dotyczący tego zamachu został opublikowany na zaprzyjaźnionym blogu Zapiski Czynione po Drodze. Wygląda na to, że sama akcja zatrzymania "zamachowców" była inscenizacją i być może sceny ich torturowania też. Celem ataku było podsycenie napięć etnicznych w Rosji, a także uderzenie w autorytet FSB, MSW, Rosgwardii oraz samego Putina. Okazuje się, że przed zamachem szczegółowo ostrzegała FSB nie tylko CIA, ale także irańskie tajne służby.  (Gdy wyszła na jaw sprawa amerykańskich ostrzeżeń, onucowcy zaczęli twierdzić, że "Amerykanie w ten sposób grozili Rosji atakami". Według ich zjebanej logiki Iran powinien zostać uznany za wspólnika USA.) Jak wiadomo FSB i struktury MSW nie radzą sobie z prawdziwym terroryzmem. Przyzwyczaiły się do walki z nastolatkami uzbrojonymi w kubki z kawą. Walkę z prawdziwymi terrorystami uznają za zbyt niebezpieczną. Żołnierze Rosgwardii po usłyszeniu pierwszych strzałów w Crocus City Hall rzucili się do ucieczki. Narodowy Komitet Antyterrorystyczny bardziej zajmuje się dziecięcymi magazynami niż kwestią terroryzmu. 


W hali koncertowej, w momencie zamachu była grupka jednolicie ubranych kolesi, którzy zaczęli nagrywać masakrę zanim się ona zaczęła, a później zamykali drzwi ewakuacyjne. Jeden z nich został zidentyfikowany jako uczestnik późniejszego zatrzymania "terrorystów". 

Pewną anomalią była jednak śmierć w tym zamachu płka Timura Miasnikowa, oficera Specnazu GRU, który przyjechał tam z Ukrainy, a wcześniej walczył m.in. w... Tadżykistanie. Czyżby zlikwidowano tam niewygodnego świadka?

Ciekawym wątkiem tej sprawy jest również oświadczenie Łukaszenki, że to jego służby pomogły złapać "zamachowców", którym uniemożliwiono ucieczkę na... Białoruś. Czyżby owi "terroryści" byli bohaterami filmu "Zielona granica"? "Wpuście tych ludzi, później się ich sprawdzi!" - twierdziła kiedyś pewna (p)oślica.

Na Białorusi dzieje się ostatnio coś dziwnego. Mamy tam aż zbyt ostentacyjne przygotowania do wojny, takie jak wzmacnianie mostów prowadzących w stronę Litwy. Pułkownik Walery Sachaszczyk, były dowódca brygady Specnazu z Brześcia, a obecnie minister obrony w białoruskim rządzie na uchodźctwie twierdzi, że szykowany jest atak armii białoruskiej na Wilno. Jak czytamy:


"Na pewno nie wypowie wojny Litwie czy Polsce i nie wyruszy ze swoimi wojskami. Ale istnieje duże prawdopodobieństwo, że Białoruś może zostać przyczółkiem, na którym żołnierz rosyjski postawi swój brudny but i wyruszy poprzez Białoruś na Litwę czy do Polski. Jestem w stanie dopuścić do siebie to, że Łukaszenko mówi szczerze, tak jak tuż przed inwazją Rosji na Ukrainę w lutym 2022 r. w rozmowie z ukraińskim dziennikarzem Dmytro Gordonem zapewniał, że nigdy z terytorium Białorusi nie dojdzie do agresji na Ukrainę. Wówczas też mógł mówić prawdę, bo Kreml mógł go nie poinformować o swoich planach. Stracił już podmiotowość. Przecież otwarcie się nie przyzna do tego, że Putin specjalnie się z nim nie liczy.

Kilka dni temu niezależne media białoruskie, powołując się na pana, pisały o możliwym uderzeniu Rosjan na Wilno. Skąd takie przekonanie?

Z moich źródeł wynika, że Rosja zbroi i mocno wyposaża wojska obrony radiacyjnej, chemicznej i biologicznej, które przez wiele lat były zaniedbane i nikt na nie specjalnie nie zwracał uwagi. Dzisiaj dostają nowy sprzęt i trenują pokonanie skażonych terenów. Z kolei na terenie Białorusi obecnie trwa remont mostów na drogach w kierunku Wilna. Chodzi o drogi, które prawie nie są wykorzystywane w celach gospodarczych. Po co to robią? Bo przydadzą się, gdy ruszą po nich kolumny wojsk. Poza tym obecne ćwiczenia sprawdzające gotowość bojową wojsk przeprowadzono tuż przy granicy z Litwą. Wcześniej takie rzeczy robiono na poligonach, tym razem z jakichś powodów musieli wyruszyć w kierunku granicy. Opieram się też na opiniach moich rozmówców z wewnątrz armii białoruskiej. Dla mnie są to niepokojące sygnały. Nie wykluczam więc takiego scenariusza. Nie mówię, że na pewno do tego dojdzie, ale trzeba mieć to na uwadze.

Ale czy rosyjska armia byłaby w stanie przeprowadzić taką operację podczas tak intensywnej wojny z Ukrainą?


Potencjał bojowy armii litewskiej nie jest duży. Putin nie musiałby zbyt mocno odciągać siły, bo w Ukrainie utknął w wojnie pozycyjnej. Ale może np. zdecydować się na użycie taktycznej broni jądrowej, co zszokowałoby mieszkańców Europy. Do tego mógłby ruszyć marszem na Wilno w celu np. zablokowania litewskiej stolicy. Wówczas postawiłby ultimatum i domagałby się m.in. przesunięcia granic NATO do stanu sprzed 1997 r. Jego lobbyści w Europie, którzy dostają od niego duże pieniądze, przekonują go, że Zachód wystraszy się i przyjmie jego warunki. Tak jak niegdyś Wiktor Medwedczuk (przed agresją Rosji lider prorosyjskich sił w Ukrainie – red.) zapewniał go, że rosyjskie wojska w Ukrainie będą witane kwiatami. Przez swoich agentów wpływu w UE jest przekonywany, że Polska, Niemcy i Francja nie będą bronić Litwy.

(koniec cytatu)



Baćkoszenka odstawia natomiast cyrk pojawiając się na naradach z generałami razem ze swoim białym pieskiem.  (Brakuje mu gejowskiego asystenta Murzyna, a byłby jak Mugatu z "Zoolandera".) Podczas tych narad papla przed kamerami o planach zaatakowania Przesmyku Suwalskiego. To podobne zachowanie jak wiosną 2022 r., gdy nagle pokazał się przed mapą pokazującą rosyjskie plany militarne wobec Ukrainy. Ulubiony dyktator Agnieszki Holland nie jest głupi i zdaje sobie sprawę z tego, że włączenie Białorusi do wojny będzie oznaczało koniec jego reżimu. Stara się więc sprawę sabotować. 

Europejskie służby wywiadowcze ostrzegają, że Rosja może przeprowadzić zamach na Białorusi, który miałby na celu włączenie jej do wojny. Tyle, że białoruskie służby są dużo bardziej kompetentne od rosyjskiego FSB. Przeprowadzenie zamachu wymagałoby więc zdrady ich najwyższego kierownictwa.

O tej przeszkodzie przy przeprowadzaniu zamachu pisał również Generał SWR. Według niego, Patruszew ma w planach ataki rakietowe przeciwko Mołdawii, operacje hybrydowe przeciwko Państwom Bałtyckim, zniszczenie Armenii jako państwa, a także zajęcie północnego Kazachstanu i w porozumieniu z Chinami zmianę państw Azji Środkowej w rosyjskie protektoraty. Co może tutaj pójść źle?

***

Jaka jest rola Polski w tej prometejskiej układance związanej z pewną frakcją w GRU?

O GRU i jego rzekomych powiązaniach na polskiej centroprawicy pieprzy jak potłuczony niejaki Tomasz Piątek. Ciekawe w jego pieprzeniu jest akurat to, że uznał on GRU właśnie za "tych złych", a jakoś pomija SWR i FSB.

Niejaki freeyourmind (czy raczej fuckyourmind), swego czasu bloger piszący o zamachu w Smoleńsku, później dokonujący wolty i propagujący wśród swoich upośledzonych umysłowo fanów idiotyczną historyjkę, o tym, że zamiast zamachu była "inscenizacja" (polską delegację zabito na lotnisku na Okęciu, a szczątki Tupolewa rozrzucono pod smoleńskim lotniskiem z samolotu), twierdził, że 10 kwietnia 2010 r. Tussk i Putin zapobiegli III wojnie światowej, którą chcieli za pomocą "inscenizacji zamachu" wywołać GRU wspólnie z... Macierewiczem. Ciekawe, że obsadził on rolę podobnie jak Piątek...

Za pierwszego Tusska, po Smoleńsku, polskojęzyczna SKW podpisywała porozumienia z FSB.   Pomijając kwestię zasadności takich porozumień, warto zwrócić uwagę na pewną anomalię: to, że były one zawierane pomiędzy polskojęzyczną służbą wojskową i rosyjską służbą cywilną, a nie pomiędzy dwiema służbami wojskowymi. FSB jest sukcesorką KGB i w swojej misji ma też pilnowanie "bliskiej zagranicy", za którą wciąż jest uznawana na Łubiance Polska. To, że ówczesne kierownictwo SKW zdecydowało się na współpracę z FSB było więc niejako aktem lokajstwa, wynikającego z wielopokoleniowego przyzwyczajenia do lojalności wobec Moskwy.

Obecnie ci sami ludzie zostali znów wpuszczeni do SKW, na stanowiska kierownicze, przez Prosiniaka. Zyskali oni w ten sposób możliwość "meblowania" kadr dowódczych Wojska Polskiego. Sprawa odwołania generał Gromadzińskiego z dowództwa Eurokorpusu jest pierwszym tego typu krokiem. Mamy zagraniem certyfikatem dostępu do informacji niejawnych połączonym z prymitywną wrzutką, o tym, że generał rzekomo "obrażał sojuszników". To podobnie oczywista wrzutka jak typowo ubecka historyjka o tym, że ks. Michała Olszewskiego aresztowano, gdy był w hotelu z kobietą.

Pytanie zasadnicze: czy doczekamy się kontry ze strony "prometejskiej" frakcji w GRU przeciwko stronnikom FSB nad Wisłą?

***

Szlachetny wolontariusz z Polski udał się na nie naszą wojnę do Strefy Gazy, by z dobroci serca karmić tamtejszych uchodźców. Wraz z sześcioma innymi wolontariuszami został zabity przez wojska izraelskie, które precyzyjnie ostrzelały rakietami konwój humanitarny wiedząc, że jest on celem w 100 procentach cywilnym. Doszło do oczywistej zbrodni wojennej - nie wiadomo tylko, czy była ona skutkiem głupoty na niższym czy na wyższym szczeblu dowodzenia. (Piszę o głupocie, bo ta sprawa w oczywisty sposób zaszkodziła Izraelowi.) Większy szok od tej masakry wywołało jednak zupełnie kretyńskie zachowania putinowskiego Sowieta będącego ambasadorem Izraela w Warszawie (nazywanego już złośliwie "najlepszym ambasadorem Palestyny"). Towarzysz ambasador obalił utrzymujący się w polskiej tradycji mit o sprytnych i mądrych Żydach - pokazał, że Żyd może być totalnym kretynem i że może dostać wysokie stanowisko dzięki innym kretynom zatrudnionym w izraelskim MSZ. Oczywiście nie chcemy, by ambasadorami w Warszawie byli tacy debile. Więc koleś powinien wylecieć na kopach z Polski. Niestety nie wyleciał. Ciekawe, czy na uroczystościach rocznicy powstania w getcie warszawskim jakiś aktywista/aktywistka/aktywiszcze obleje go czerwoną farbą, świńską krwią tudzież gnojowicą? A może odpali mu w twarz gaśnicę proszkową? Bynajmniej nie wzywam do popełniania takich karygodnych naruszeń Konwencji Wiedeńskiej. Ja tylko pytam, czy jakiś krewki aktywista/ka/szcze na coś takiego się odważy? Gershom Braun?



sobota, 31 grudnia 2016

Co przyniesie Kissinger i kto odstrzelił Chór Aleksandrowa?

Wybór Henry'ego Kissingera na doradcę prezydenta Trumpa ds. polityki zagranicznej nie powinien być aż tak dużym zaskoczeniem. Wszak Trump spotykał się po wyborach z Kissingerem a Henry pozytywnie się o nim wypowiadał. Coś się więc kroiło. Po co jednak nowemu prezydentowi 93-letni (starszy niż Mugabe!) doradca, który może się przekręcić w trakcie misji i do tego reprezentuje sobą wszystko, co złe Waszyngtonie? Czyżby wracała nie tylko Ameryka Dicka Chenneya i Ameryka Reagana, ale również Ameryka Nixona?



Kissinger to niewątpliwie człowiek z "głębokiego cienia"  mający od ponad 70 lat związki z tajnymi służbami. Już w trakcie Bitwy w Ardenach pracował dla wywiadu wojskowego. W 1945 r. był już sierżantem w amerykańskich wojskowych służbach specjalnych w Niemczech. Z tym wiąże się ciekawy wątek: w 1961 r. płk Michał Goleniewski (oficer peerelowskich tajnych służb, który zbiegł na Zachód i pomógł zachodnim służbom w schwytaniu takich szkodliwych nielegałów jak George Blake czy Konom Mołodyj) wskazał mało znanego wówczas wykładowcę Harvardu Henry Kissingera jako agenta wywiadu wojskowego PRL o pseudonimie "Bor" działającego w ramach siatki "Odra". W dokumentach, które widział Goleniewski miała być mowa również o późniejszej pracy Kissingera dla CIA. Może więc nie był daleki od prawdy Christopher Story, były doradca premier Thatcher, gdy twierdził, że Kissinger to potrójny amerykańsko-niemiecko-sowiecki agent? Z całą pewnością Kissinger jest jednym z ojców chrzestnych nowego światowego ładu powstałego na gruzach systemu z Bretton Woods, na fundamencie wojny Yom Kippur, kryzysu naftowego, zwrotu ku Chinom i depopulacyjnego Memorandum 200. Systemu Globalnego Minotaura.

Odsyłam do wcześniejszych wpisów, w których przewijało się jego nazwisko:

Największe sekrety: Euphoria - Minotaur

Yom Kippur: ustawiona wojna i śmierć płka Alona

Requiem dla Szarona - Kariera sterowana przez Kissingera

Największe sekrety: Euphoria - Helter Skelter 

Tajna służba CDU. Widmowa organizacja DVD

Kissinger i jego plan dla Syrii

Zauważcie: Obama sięgnął po Volckera, Trump sięga po Kissingera. Zarówno Volcker jak i Kissinger to architekci systemu Globalnego Minotaura. Czy system aż tak się zepsuł, że trzeba przerywać emeryturę jego twórcom?

***

Wydalenie z USA 35 rosyjskich dyplomatów-szpiegów, to zdarzenie, którego znaczenie zostało wyolbrzymione. Tych 35 szpionów to tylko część ogromnej rezydentury. FBI wykorzystało sprawę rzekomych ataków hakerskich na DNC i maila Podesty, by po prostu trochę posprzątać. Zapewne hakerzy z GRU włamywali się słabo zabezpieczone serwery DNC, ale robili to po to, by zdobyć materiał do szantażu oficjeli z ewentualnej administracji Clinton, a nie po to, by przekazać hurtem materiały do WikiLeaks. Zmontowana sprawa z emailami ma zatuszować to, że maile Podesty WikiLeaks dostało od pracownika NSA.

***

Im bliżej do 20 stycznia, tym sytuacja na świecie coraz bardziej przypomina znakomity drugi sezon "Ajina". 25 grudnia myślałem o tej scenie:


Upadek do Morza Czarnego u wybrzeży Soczi wojskowego TU-154 z Chórem Aleksandrowa na pokładzie zapewne nigdy nie zostanie wyjaśniony. Wersję mówiącą o zamachu terrorystycznym odrzucono jeszcze zanim ekipy poszukiwawcze dotarły do wraku i ciał. Wiele spośród zwłok było rozerwanych a od samolotu odpadł ogon. W chwili katastrofy sfilmowano zaś nad Soczi tajemniczy rozbłysk. Oczywiście znalazł się naoczny świadek z FSB (w Rosji jest powiedzenie "łże jak naoczny świadek") mówiący, że samolot próbował wodować i ledwo co wydobyto czarną skrzynkę a już do mediów trafił fragment stengramu z kokpitu ze zwrotem "o k...wa, klapy nie działają!". Z drugiej strony, żadne Państwo Islamskie czy Al-Kaida nie przypisała sobie zniszczenia tak kuszącego, symbolicznego celu. Czyżby więc zniszczenie samolotu z sowieckimi wyjcami było działaniem sił, których obecność należało zatuszować? Np. sił wewnętrznych próbujących w ten sposób dokonać prowokacji wojennej mającej sprawić, by rządy Putina-Hujły zjechały jeszcze niżej po równi pochyłej? Zestrzelenie TU-154 można przecież było zwalić na "banderowców", Gruzinów czy nawet Turków. Może więc pewną wskazówką jest dziwny zgon gen. Olega Jerowinkina, doradcy byłego wicepremiera, prezesa Rosnieftu Igora Sieczina. Sieczin to zaś koleś kopiący dołki przed Putinem.



Omawiając kwestię katastrofy jaka dotknęła Chór Aleksandrowa trzeba też pamiętać, że ten zespół był przede wszystkim BRONIĄ. Bronią propagandową mającą służyć budowaniu narracji o dobrej Armii Czerwonej wyzwalającej Europę od złego faszyzmu. Ci "artyści" serwowali zachodniemu odbiorcy przede wszystkim sowiecką kulturę a ich propaganda okazywała się zadziwiająco skuteczna. Wielu polskich prawicowych "patriotów", bardziej katolickich od Grzegorza Brauna na wyścigi teraz wylewa żale za "wspaniałym chórem", który tak pięknie śpiewał "Wstawaj strana ogromnaja" i "Kalinkę". Zapominają, że w latach II wojny światowej ci chórzyści występowali w mundurach NKWD a jeszcze niedawno brali udział w koncercie ku czci "wielkiego wojennego przywódcy" Stalina. Mnie jakoś ten chór wujów nigdy nie wzruszał ani nie budził u mnie podziwu. Był po prostu przejawem kultury, którą każdy dobry Polak nawiązujący do przedwojennych i emigracyjnych wzorców powinien gardzić.



Oddajmy głos pułkownikowi Piotrowi Wrońskiemu: "Wróćmy do chóru Aleksandrowa. Nie był to symbol "kultury rosyjskiej", ale totalitarnej sowieckiej propagandy. Bez względu na to, czy ów chór "zarzynał" przeboje muzyki pop, czy rosyjską klasykę, zawsze byli to ludzie w mundurach najeźdźców, śpiewający prostacką "Kalinkę" na gruzach zniewolonych miast przed zniewoloną publicznością. Nota bene, dla mnie kultura rosyjska to Puszkin, Tołstoj, Dostojewski, Czajkowski, Rimski-Korsakow, Mandelsztam, a nawet Majakowski. Wszystkich zniszczył Stalin przy totalnej aprobacie Rosjan i zastąpił "chórem Aleksandrowa, kontrolowanym dokładnie przez OGPU, NKWD, KGB, GRU i SWR, jako świetny produkt eksportowy dla "pożytecznych idiotów". Nigdy nie lubiłem pieśni masowych. Szczególnie w sowieckim wydaniu. Pamiętacie, co twierdzę o dekomunizacji mentalnej? Niestety, mam rację.

 Zginęli ludzie. I na tym polega ta tragedia.

Na koniec, mała historyjka. Kilka lat temu w warszawskiej Sali Kongresowej, w Pałacu im. Stalina występował chór "rosyjskich pieśni masowych". Ze śmiechem, kryjącym niedowierzanie i przerażenie obserwowałem, jak na koncert wybiera się "wycieczka" głównych szefów i kierownictwa niższego szczebla AW, ABW, SWW i SKW. Koledzy z jednej klasy wraz ze swoimi "adiutantami" z innych klas. Nieważne, że była telewizja, że siedzieli razem obserwowani przez prawie całą ambasadę rosyjską, która obowiązkowo stawiła się na koncercie. Ważne było to, że wszyscy bawili się wspaniale.

(...) Jak łatwo nas "kupić"! Wystarczy zaśpiewać "Czerwone Maki", powiedzieć "My i Wy tyle wycierpieli", a już traktujemy mówiącego, jak przyjaciela, nie zauważając nawet, że w jego słowach "My" jest zawsze pierwsze, a to "Wy" stanowi jedynie tło. Ktoś w komentarzu zapytał, czy chór Waffen SS lub Wermachtu, śpiewający nasze pieśni narodowe, też potraktujemy tak samo? Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie, bo nie słyszałem nigdy chóru Bundeswehry, śpiewającego "Czerwone Maki" obok "Lily Marlen". Obawiam się jednak, że "zachwytów" byłoby tyle samo."

Polecam również tekst blogera Matki Kurki poświęcony "syndromowi sztokholmskiemu" czyli reakcją mieszkańców Kraju Priwislańskiego na katastrofę Chóru Aleksandrowa.

Marian Hemar napisał zaś w swoim świetnym wierszu "Koncert Armii Czerwonej":

"Potem przed Albert Hallem
Spytali mnie na ulicy
Rozentuzjazmowani
Znajomi moi, Anglicy -
Jak pan się bawił? Pytali
Rozgrzani i pochwalni:
Ci żołnierze sowieccy,
Nad wyraz muzykalni,
Prawda? "Tak jest", odrzekłem
"To notorycznie przecie
Najbardziej muzykalne
Wojsko na całym świecie
To jeszcze nic, co w Londynie,
To mało, co w Albert Hallu,
Trzeba ich było w Brodach
Posłuchać... w Tarnopolu...
Trzeba to było słyszeć
Jak ich śpiew rósł w oddali
We Lwowie, na ulicy
Żółkiewskiej, gdy jechali
Od rogatki w kadłubach
Swych pancernych kolosów -
Śpiewali "Wołga, Wołga..."
Śpiewali na osiem głosów
Od cudownej harmonii
Dreszcz przenikał do kości,
Nie można było się oprzeć
Takiej muzykalności,
To muzykalna armia, z
Londynem jej nie mierzcie,
Trzeba wam było słyszeć
Ich koncert w Budapeszcie!
Z czołgów - trach! z cekaemów
Po oknach - trach! po roletach,
Po widzach, po słuchaczach,
Po dzieciach, po kobietach...
I śpiewali! Z zachwytu
Ludzie jak muchy marli.
Nie można się było oprzeć.
Węgrzy się nie oparli.
To muzykalne wojsko.
Kto słyszał w brzozowym lasku,
W Katyniu jak śpiewali,
Wśród kul bzyku i trzasku -
"Razłuka moja, razłuka..."
I "Ałławerdy..." - to wiecie,
Najbardziej muzykalna
Armia na całym świecie.
Co ja tego śpiewania
Posłucham, wiecie - to mi
Po grzbiecie biegną ciarki
Z zachwytu" - moi znajomi,
Anglicy, z wielkim dla mnie
Uznaniem zawołali:
"To ładnie, że pan, choć Polak,
Lecz tak bezstronnie chwali
Zespół Czerwonej Armii...
To aż brzmi niemal dziwnie...
Oby każdy z was umiał
Sądzić tak obiektywnie..."

***

A na Nowy Rok życzę Czytelnikom dużo szczęścia przy Wielkiej Rotacji. Oby szczególnie silnie dotknęła ona różnego rodzaju Putinów-Hujłów, Sorosów i Podestów!

sobota, 23 stycznia 2016

Putin-Hujło vs GRU. Rzeź rosyjskich generałów. "Generał Troszew, dobrze że zdechł"

W raporcie sędziego Owena poświęconym zabójstwu płka Aleksandra Litwinienki znalazła się informacja o tym, że Putin-Hujło jest pedofilem. Dla czytelników mojego bloga to żadna rewelacja. Pisałem już bowiem o tym.  (Spróbujcie wpisać w Google "foxmulder2 pedofil putin" - wyszukiwarka nic nie znajdzie. Ktoś zadał sobie nieco trudu, by ten post był "niewidzialny".) Ciekawe jest jednak to, że brytyjskie władze nagle zaczynają wyciągać rosyjskiemu prezydentowi takie rzeczy. Jak widać Putin-Hujło został na trwałe uznany za przeszkodę dla "resetu" oraz interesów z Rosją. Doktor Targalski sugeruje od dawna, że niszczące dla Rosji rządy Putina-Hujły są pod tym względem dla nas korzystne - uniemożliwiają porozumienie Kremla z Zachodem, porozumienie, na którym siłą rzeczy straciłaby Polska.



Argumentem za pozostawaniem Putina-Hujły u władzy może być też to, że zastąpią go ludzie o wiele bardziej niebezpieczni. Hujło zdaje się zrozumiał, że Rosja jest wciąż zbyt słaba ekonomicznie na realizację wielkiego planu budowy Russkiego Mira. Nie zdołał opanować ukraińskich fabryk zbrojeniowych potrzebnych do wielkiej modernizacji sił zbrojnych FR. Putin jako człowiek służb jest ostrożny. Jego styl działania to: prowokacja, badanie reakcji, wypuszczanie balonów próbnych, zmyłki, brutalny atak a później rżnięcie głupa. Widzieliśmy to w Gruzji, na Ukrainie i w Smoleńsku. Widzimy to teraz w Syrii. Pójście na wojnę nuklearną z NATO to nie na jego nerwy. Pozostają mu więc wojny hybrydowe, konflikty na mniejszą skalę i prowokacje, które mogą przekształcić się w gorącą wojnę.



Taka postawa wywołuje jednak niezadowolenie wśród małpoludów z armii i floty oraz z GRU. Znajomy miał okazję rozmawiać jakiś czas temu z oficerami rosyjskiej floty. Mówili otwartym tekstem: jesteśmy przygotowani do wojny i chcemy wojny. "Pojebany pułkownik" Girkin vel Striełkow (Jak mówi Kołomojski: "Girkin to Żyd!")  zupełnie bezkarnie mówi, że Putin straci władzę, jeśli odda Donbas Ukrainie i  zostanie rozstrzelany jak car Mikołaj II . W USA gdy jakiś uliczny świr wzywa do zabicia prezydenta, odwiedzają go agenci Secret Service. W autorytarnej Rosji taki Girkin może sobie swobodnie wysuwać takie groźby.  Musi więc mieć możnych protektorów.

Być może jeden z tych protektorów niedawno odszedł na łono Lenina - szef GRU gen. Siergun. Jak wiadomo, ludzie GRU w Donbasie strzelali do ludzi FSB.  Czyżby więc rosyjska interwencja w Syrii miała przede wszystkim za zadanie przeniesienie tych oszołomów na jakieś pustynne zadupie z dala od Rosji? Czy dlatego Obama tak ochoczo zgodził się, by Putin wysłał tam swoje wojska? Czyżby Zachód bał się, że Putin zostanie obalony przez wojskowych?

W latach 1992-2016 zmarło w Rosji 42 generałów . Tylko 3 z nich śmiercią naturalną. Jak czytamy: "Aż 14 z nich zastrzeliło się lub zostało zastrzelonych, 2 powiesiło się, 2 wyskoczyło przez okno, 1 wpadł pod pociąg, 2 zginęło w katastrofach lotniczych (jeden w śmigłowcu, a drugi w pasażerskim Boeingu prawdopodobnie celowo strąconym przez rosyjskie służby pod Permem), 7 zginęło w wypadkach drogowych, 1 został spalony w samochodzie, 2 otruto, 1 zginął w trakcie działań bojowych, 7 zmarło nagle na zawał lub w niewyjaśnionych okolicznościach i tylko 3 zmarło bez wątpienia w sposób naturalny – ze starości lub po długiej chorobie.

 (...)

Rządy Władimira Putina rozpoczęły się od śmierci Szefa Zarządu GRU generała-majora Szałajewa, który zginął w wypadku samochodowym 7 sierpnia 1999 r. na dzień przed objęciem urzędu przez nowego prezydenta. Potem jednak przez kolejne dwa lata nie zginął żaden generał i tylko jeden admirał – Ugriumow, dyrektorFSB ds. terroryzmu na Kaukazie zmarł w Czeczenii – jakoby na serce.

Za to w 2002 r. – po zakończeniu II wojny czeczeńskiej – zmarło w ciągu roku od razu 9 generałów! Jednym z nich był popularny generał Aleksander Lebied, związany z oligarchą Borisem Bieriezowskim, który zginął w katastrofie śmigłowca.

Po wojnie w Gruzji w 2008 r. zmarło od razu 5 generałów, chociaż przez 5 wcześniejszych lat nie umarł ani jeden!

W 2010 r. – po kwietniowej Katastrofie Smoleńskiej – na jesieni zginęło od razu 4 generałów i podpułkownik wywiadu, w tym 3 zginęło zaledwie w ciągu 3 dni. W następnym roku zginęło 2 kolejnych generałów.

Warto przyjrzeć się kto konkretnie zginął na jesieni „po Smoleńsku”: wiceszef GRU generał Iwanow – nagle zniknął w czasie wizyty w Syrii, trupa znaleziono 16 sierpnia nad morzem. Szef Zarządu Wywiadu Wojsk MSW Czewrizow (odpowiedzialny za operacje specjalne) – strzelił sobie w głowę w Moskwie 4 października 2010 r. Kilka dni później we własnym garażu w Moskwie zastrzelił się też podpułkownik FSB Boris Smirnow.

28 października 2010 r. generał-lejtnant Dubrow wpada pod pociąg w rejonie Bałaszichskim pod Moskwą. 30 października w centrum Moskwy znaleziono martwego generała-lejtnanta Debaszwili i tego samego dnia generał-lejtnant Szamanow ma wypadek samochodowy w Tule.

Tych trzech generałów nie można jednak wiązać ze Smoleńskiem. Łączyło ich co innego – ostro i otwarcie występowali przeciwko Putinowi i ówczesnemu ministrowi obrony Serdiukowowi), podobnie jak generał-pułkownik Aczałow, który zmarł 23 czerwca 2011 r.

26 sierpnia 2011 r. generał-major Moriew – szef FSB w Obwodzie Twerskim (sąsiadujący ze Smoleńskim) został znaleziony martwy w swoim gabinecie z kulą w głowie. Kolejno od kuli ginie generał-lejtnant Szebarszin (były szef Putina w KGB), a były minister obrony generał Graczow umiera w 2012 r. na nieznaną chorobę lub zostaje otruty.

Następnie – aż do inwazji na Krym – mamy dwa lata względnego spokoju – powiesił się tylko we własnej łazience szef Akademii Sztabu Generalnego, generał Bondariew (19.04.2013).

W 2014 r. – w trakcie i po zakończeniu rosyjskiej inwazji na Krym – w ciągu roku samobójstwo (?) popełniło od razu 6 generałów, w tym najpierw – w ciągu miesiąca – dwóch admirałów. 5 z nich się zastrzeliło, a jeden wyskoczył przez okno.

W nocy 3 stycznia 2014 r. w swoim mieszkaniu w Petersburgu zastrzelił się wiceadmirał Ustimienko, były zastępca dowódcy rosyjskiej Floty Północnej.

7 lutego 2014 r. strzelił sobie w głowę kontradmirał Apanasienko. Zmarł kilka dni później.

18 marca 2014 r. zastrzelił się emerytowany generał-major Saplin.

8 czerwca 2014 r. w Moskwie zastrzelił się generał-major Gudkow.

16 czerwca 2014 r. wyskoczył przez okno z 6 piętra w czasie przesłuchiwania go przez Komitet Śledczy generał-major policji Kolesnikow, wiceszef Głównego Zarządu Bezpieczeństwa Ekonomicznego i Zwalczania Korupcji MSW. Szczegółowych okoliczności samobójstwa nie ujawniono.

21 lipca 2014 r. strzelił sobie w głowę we własnym gabinecie generał-major Miszanin dowodzący armią w Obwodzie Niżegorodzkim.

W 2015 r. w okresie walk w Donbasie i wojny w Syrii – zmarło kolejnych 3 generałów (jeden się zastrzelił, jeden się powiesił, a jeden „miał zawał”).".

(koniec cytatu)

To każe spojrzeć na nowo również na "katastrofę" Boeinga 737 linii Aerofłot nad Permem w 2008 r., w której zginął generał-oszołom Troszew. Jak czytamy:




"Do zdarzenia doszło 14 września 2008 r. Należący do kompanii „Aerofłot” Boeing 737 leciał z Moskwy do Permu. Wśród pasażerów byli m.in. doradca prezydenta Rosji – generał Giennadij Troszew oraz Aleksandr Trofimow, powszechnie uważany za szefa mafii na Powołżu i w Czuwaszji. Samolot runął 11 km przed lotniskiem w Permie. Zginęli wszyscy na pokładzie – 82 pasażerów i 6 członków załogi.

Według oficjalnej wersji śledztwa podanej przez rosyjski Komitet Lotniczy MAK, „osławiony” później m.in. sfałszowaniem śledztwa w sprawie Katastrofy Smoleńskiej, przyczyną wypadku był błąd nietrzeźwych rosyjskich pilotów.

To kłamstwo – twierdzi Anton Myrzin, który przez lata gromadził wszystkie dostępne materiały śledztwa, rozmawiał z wieloma świadkami tej katastrofy oraz z rodzinami ofiar.

„Na tej podstawie doszedłem do wniosku, że samolot został strącony przez rosyjskie służby specjalne w celu zlikwidowania ambitnego generała Troszewa”, doradcy ówczesnego prezydenta Dmitrija Miedwiediewa – ocenia Myrzin.

Jego zdaniem, szybko rosnące wpływy i popularność generała zaczęły bowiem niepokoić służby w otoczeniu ówczesnego premiera Władimira Putina, który szykował się już zapewne na następną prezydencką kadencję po Miedwiediewie.

Myrzin zwraca uwagę, że zarówno świadkowie zdarzenia, jak i kamery wyraźnie zarejestrowały, iż spadający samolot płonął, a na jego pokładzie doszło do kilku eksplozji, których huk wszyscy słyszeli.

Świadkowie złożyli takie zeznania w śledztwie, jednak Komitet MAK zignorował je. Twierdził, że żadnego pożaru ani wybuchów nie było, a wszystkie urządzenia samolotu pracowały sprawnie aż do momentu zderzenia z ziemią.

Rosyjskie władze niemal tuż po katastrofie – zanim jeszcze cokolwiek zbadano – kategorycznie ogłosiły, że jej przyczyną nie byłzamach terrorystyczny. Na jakiej podstawie? – pyta dziennikarz.

Zdaniem Myrzina, aby uwiarygodnić wersję o „błędzie pijanych pilotów” w oczach własnego społeczeństwa rosyjskie służby – na miesiąc przed ogłoszeniem wyników śledztwa – zainscenizowały skandal z udziałem słynnej celebrytki Kseni Sobczak na pokładzie innego samolotu linii Moskwa – Nowy Jork.

Przed startem z Moskwy Sobczak oskarżyła pilotów, że są pijani i wymusiła wymianę załogi, dzwoniąc do wysoko postawionych polityków. Skandal ten został nagłośniony przez kremlowskie media na całą Rosję. Po tym zdarzeniu zdecydowana większość społeczeństwa uwierzyła więc, że również katastrofę pod Permem spowodowali pijani piloci.

Myrzin ustalił też, że rodzina generała Troszewa otrzymała po katastrofie odszkodowanie 8-krotnie wyższe niż bliscy wszystkich pozostałych ofiar. Czy była to cena za milczenie? Co ciekawe –katastrofa, w której zginął popularny doradca prezydenta, miała miejsce w dniu urodzin Dmitrija Miedwiediewa, choć to akurat mógł być tylko przypadek."
(koniec cytatu)

Jak mówi anglojęzyczna Wikipedia:



"During his career as a commander in Chechnya he gained notoriety after advocating public executions of separatist fighters.[4][5] Human rights activists had accused him of tolerating rampant abuses in the war-ravaged republic.[6] Early in the war he declared that the shattered city of Grozny should never be rebuilt so as to serve as a warning against "treason to Russia's ethnic minorities".[2] He also publicly defended Yuri Budanov, who was on trial for the rape and murder of an 18-year-old Chechen woman, Elza Kungayeva."

Troszew był więc  niebezpiecznym pojebem i jakby powiedziały młodociane fejsbukowe trolle "dobrze, że zdechł". 

Wystarczy przejść się po moskiewskim Cmentarzu Nowodziewiczym, by przekonać się, że wśród sowieckich i rosyjskich generałów, marszałków i admirałów możemy znaleźć zaginione ogniwa ewolucji. (Ja w 2012 r. zdołałem cyknąć tam m.in. dosyć świeży grób generała Graczowa).



***



Ostatnio możemy słyszeć, że politycy tacy jak Orban, Zeman czy Fico to "konie trojańskie Putina" i że nawet PiS (po Smoleńsku!) działa w interesie rosyjskiego dyktatora. No cóż, z przyjaźnią między Putinem a Orbanem może być tak jak kiedyś z dobrymi relacjami między Erdoganem a Putinem, po których nie ma już śladu. Dużo groźniejsze jest co innego - największymi sojusznikami Putina-Hujły w Europie są przedstawiciele oligarchii rządzącej takimi krajami jak Niemcy, Francja, Holandia czy Belgia. Sterowani przez nich politycy tacy jak enerdowska dywersantka Angela Merkel czy powiązany z Gazpromem Guy Verhovstadt robią przysługi Putinowi-Hujle nie tylko na odcinku gospodarczym (Nord Stream 2) i politycznym (format normandzki), ale przede wszystkim niszczą jedność europejską i wpychają całe narody w objęcia Putina-Hujły. To co zrobili z Grecją woła o pomstę do Nieba. Wywołany przez nich kryzys imigracyjny jest dużo skuteczniejszym mechanizmem niszczenia Europy niż działania sponsorowanych przez Rosję partyjek. Merkel czy Verhovstadt chcą narzucać całej Europie swoją wersję liberalnej demokracji, polegającą na tym, że lichwiarze, skorumpowani politycy oraz bliskowschodnio-afrykańscy imigranci mogą dokonywać bezkarnie przestępstw a zwykli, biali Europejczycy mają siedzieć cicho, na nich harować i mieć wieczne poczucie winy. Taka polityka musi doprowadzić do buntu i wojny rasowej w Europie.  Początek tego widzimy już w Niemczech.

***

Jak zwykle polecam lekturę mojej powieści "Vril. Pułkownik Dowbor".


piątek, 24 października 2014

GRU vs FSB w Doniecku i w Moskwie


Władimir Martynenko, kierowca pługa śnieżnego o który rozbił się samolot Christopha de Margerie, prezesa koncernu Total, żyje - choć początkowo donoszono o jego śmierci. Twierdzi, że został wrobiony w sprawę. Wbrew twierdzeniom rosyjskich śledczych nie był pijany, bo pić alkoholu nie może z powodu choroby serca. Zresztą był od dziesięciu lat regularnie badany na obecność alkoholu w organizmie i nigdy nic u niego nie znaleziono. Jak czytamy: "Adwokat Martynienki ujawnia, że jego klient w dniu katastrofy przed rozpoczęciem pracy przeszedł rutynową kontrolę medyczną, która wykazała, że był on trzeźwy. Jak relacjonuje serwis tvn24.pl po odprawie kierowca pługa usłyszał podobno „dziwny dźwięk” dochodzący z jego maszyny. Przed wyjazdem na pas startowy lotniska Martynienko postanowił sprawdzić pojazd. Z tego właśnie powodu wyjechał z hangaru później niż pozostałe pługi i znajdował się kilkadziesiąt metrów za nimi. Tymczasem z zeznań kontrolera lotów wynika, że „wieża” zezwoliła na rozpoczęcie kołowania pilotowi samolotu, ponieważ była przekonana, iż wszystkie maszyny przejechały przez pas startowy." No cóż, BUK-iem samolot potrafi strącić każdy dureń, ale pługiem śnieżnym to już prawdziwa sztuka!



A Donieckiej Republice Pojebów GRU całkiem śmiało sobie poczyna. Oto dowiadujemy się bowiem, że "separatyści" zastrzelili dwóch agentów FSB. Wcześniej pojeby z Ługańskiej Republiki Chujłowej ostrzegali, że mogą opublikować kompromitujące materiały na Putina. Ponoć na miejsce wysłano już ekipę, która ma paru gostków uciszyć. Sytuacja w Doniecku i Ługańsku wiele mówi o mentalności ludzi z GRU, w Polsce czasem zbytnio idealizowanych jako "rosyjscy patrioci", którzy kierują się tylko i wyłącznie chęcią odbudowy Imperium i stać ich nawet czasem na przyzwoite zachowanie. Wygląda jednak na to, że w GRU jest bardzo dużo ześwirowanych weteranów takich jak "pojebany pułkownik" Striełkow. To ludzie, którzy walczyli wcześniej w Afganistanie, dwóch wojnach czeczeńskich, Gruzji, Naddniestrzu, Bośni. GRU i Specnaz miały też na koncie pacyfikowanie buntów narodowych i społecznych w rozpadającym się ZSRR. To ludzie, którzy rąbali demonstrantów saperkami w Baku i dusili gimnazjalistki w Tbilisi. Do tego dochodzą takie epizody jak Biesłan (gdzie armia zaatakowała szkołę, by storpedować negocjacje z porywaczami) czy Operacja "Hiroszima" (wysadzanie bloków mieszkalnych w Rosji w 1999 r.), w której miał brać udział "pojebany pułkownik" Striełkow, ten sam który chciał wysadzać bloki mieszkalne w Doniecku.  To właśnie GRU tworzy teraz nową Somalię w Donbasie, posługując się takimi żulami i ćpunami jak np. "Motorola" - na tym filmie strzelający dla zabawy do własnych ludzi.

***

A na koniec fragment wspomnienie rewolucji w Hongkongu z magazynu "Passion Teens". Dedykowane skopcom z grupy "Upadek Okcydentu" narzekającym na orientalne wpływy w popkulturze.


sobota, 26 lipca 2014

Intryga wojskowych i Striełkow - pojebany pułkownik (tak przynajmniej twierdzą jego ludzie)

Nowe nagrania rozmów rosyjskich dywersantów, ujawnione przez SBU (a dostarczone zapewne przez NSA) nie zostawiają wątpliwości, że zestrzelenie malezyjskiego Boeinga odbyło się za zgodą rosyjskiej "góry" - czyli ludzi z wyższych szczebli dowódczych w armii a rozkazy na miejscu wydawało GRU. Mogli też być świadomi zbliżania się samolotu pasażerskiego - "dużej pticzki". To wzmacnia moją tezę o prowokacji GRU. Tezę, którą również głosi tak znakomity specjalista od sytuacji w byłym ZSRR jak Antoni Rybczyński z "GP" . Pisze on:




"Czy można było odpalić pocisk bez wiedzy Putina? Oczywiście że tak. W Donbasie rządzi GRU. Ta sama służba, która przez cały okres prezydentury Putina była systematycznie niszczona przez byłego kagiebistę, a która do łask wróciła po tym, jak klęskę na Ukrainie poniosła FSB (zasadniczo odpowiedzialna za b. ZSRS). Cywilna bezpieka, faworyzowana przez Putina, nie uratowała Wiktora Janukowycza i dopuściła na Ukrainie do klęski Rosji, rozmiarami przewyższającej „pomarańczową rewolucję”, która wywołała przecież traumę w Rosji.
O misji FSB „Gazeta Polska” pisała już 16 kwietnia (nr 16, artykuł „Krwawy generał Putina”). W każdym razie na Krymie, a potem w Donbasie, prym już wiodło GRU. I okazało się nieporównanie skuteczniejsze. Dla celów Rosji to oczywiście dobrze, ale dla samego Putina już niekoniecznie, zwłaszcza w perspektywie długoterminowej. GRU będzie szukało okazji do rewanżu, na dodatek zdobyło potężnego sojusznika. Ministra obrony Siergieja Szojgu wojskowi uznali za „swojego” (zupełnie inaczej niż jego poprzednika). Sam Szojgu wymieniany jest jako główny kandydat na następcę Putina. A grupa przeciwników Putina w Moskwie mogła dojść do wniosku, że dla ich interesów lepiej będzie szybciej pozbyć się prezydenta, jeśli próby „zamrożenia” Donbasu, trwałej destabilizacji Ukrainy i wasalizacji Europy nie powiodą się. Wtedy może się okazać, że zmiana lidera jest jedyną szansą na reset stosunków z Zachodem i uniknięcie gospodarczej katastrofy oraz, będącej jej konsekwencją, rewolucji w samej Rosji."



Przypominam, że Szojgu był jednym z tych, którzy tuszowali Smoleńsk. To jego ludzie cięli wrak i zamieniali ciała.

Z rozmów dywersantów wyłania się też ciekawy obraz życia w Donieckiej Republice Ludowej. Słyszymy więc, że panuje tam burdel, sytuacja na froncie jest do dupy, a z "projektu Donieckiej Republiki Ludowej wyszedł jeden wielki ch...". Niemal jakby się słyszało ministra Sienkiewicza :)



Ciekawe wątki dotyczą też Striełkowa:  "Czesnakow z kolei przekazuje prośbę od archimandryty Tichona, prawosławnego duchownego mającego być spowiednikiem Putina. Domaga się on, by wojskowy dowódca separatystów, Igor Striełkow, udzielił wywiadu w którym wprost zadeklaruje, że jego dowódcą jest Władimir Putin. Rosjanie obawiają się bowiem, że Striełkow, który w jednym z wywiadów skrytykował rosyjskiego prezydenta, to tykająca bomba, która za bardzo uniezależnia się od Kremla. - W obecnym momencie nie wykonuję jego bezpośrednich rozkazów, bo jestem w innym kraju, ale mam dla niego ogromny szacunek i uważam go za najgenialniejszego przywódcę naszych czasów - dyktuje tekst wywiadu Striełkowa Czesnakow. (...)  Okazuje się też, że nie tylko Moskwa zaniepokojona jest działalnością wojskowych przywódców separatystów. Na Striełkowa narzeka również - w kolejnej opublikowanej rozmowie - wicepremier DRL Andriej Pugrin, który nazywa go "pojebanym pułkownikiem".




- Jego pomysł z wojną w mieście, w konglomeracji z 1,5 milionem ludzi, kiedy on wzywa mera miasta i mówi "dawajcie, zatrzymajmy cały transport w mieście i wysadźmy 9-piętrowe budynki na obrzeżach miasta". O co tu k... chodzi? (...) On jest gotów pogrzebać milionowe miasto, by zabić 10 tysięcy "ukrów" - skarży się Pugrin Denisowi Puszylinowi, szefowi prezydium parlamentu DRL."


Czy ten gostek wygląda na zrównoważonego psychicznie?

***
Nie zapominajcie też o mojej książce  "Vril. Pułkownik Dowbor". Na razie jako e-book (można ją znaleźć choćby tutaj).


wtorek, 22 lipca 2014

Putin-Hujło wydał rozkaz likwidacji Striełkowa?

Putin-Hujło wydał ponoć rozkaz likwidacji płka Girkina-Striełkowa, wcześniej ukraińska prasa donosiła, że Striełkow ma zakaz wjazdu do Rosji (co wydaje się nieco nielogiczne, łatwiej byłoby go przecież zlikwidować po wezwaniu do centrali, tak jak to robiono w 1937 r.). W każdym bądź razie sprawca zestrzelenia malezyjskiego Boeinga (i przy tym przedstawiciel GRU, służby specjalnej podgryzającej Putina-Hujłę) gdzieś zniknął. Niezależnie od tego, czy zestrzelenie było akcją wymierzoną w rezydenta Kremla, czy też po prostu skutkiem porażającej głupoty separatystów z odzysku, to Striełkow, jako niewygodny świadek, ma wszelkie szanse, by dołączyć do gen. GRU Iwanowa (w 2010 r. "utopił się" podczas kąpieli u wybrzeży Syrii), gen. Pietrowa, płka Surikowa tudzież innych sprawiających problemy pacanów w zielonych mundurach. W każdym bądź razie powrót "separatystów" do Rosji nie jest wskazany - to sfrustrowani i uzbrojeni weterani, którzy mogą teraz kiepsko postrzegać Putina-Hujłę. (Loland Lasecki, w ślad za znanym skopcem Duginem, narzeka na Putina-Hujłę, że jest cieniasem, który nie zdecydował się na inwazję na pełną skalę. Twierdzi, że Kadyrow byłby lepszym prezydentem Rosji i ma większego katechona :)

A jeszcze niedawno całował ikonę, która ponoć powstrzymała Napoleona i Hitlera. Jak widać Bogurodzica posłuchała Pussy Riot i zaczęła wyganiać Putina.


A do ukraińskiej armii trafią talie kart z wizerunkami najbardziej znanych rosyjskich dywersantów. Znalazł się tam m.in. Babaj, który dał czadu na tym koncercie. Ponoć gostek ma wspólnie występować z Rotterdam Terror Corps...

Ps. Mała dygresja historyczna. Skoro GRU rozkręciła aferę z Pieńkowskim, by storpedować szaleńcze plany Chruszczowa, to czy nie mogłaby zorganizować incydentu niszczącego Putina-Hujłę? Zwróćcie uwagę na to co mówią ludzie GRU w Polsce. M.in. Kaiser Soeze.

sobota, 17 listopada 2012

Kuzkina Mat i tajemnica Pieńkowskiego

Oleg Pieńkowski - w oficjalnej wersji bohaterski idealista, który ocalił świat podczas Kubańskiego Kryzysu Rakietowego, przekazując prezydentowi Kennedy'emu informacje o chruszczowowskich rakietach na Kubie. Prawda jak zwykle jest dużo ciekawsza...



Wersję oficjalną podważył już Peter Wright, były agent MI5 odnoszący duże sukcesy w zwalczaniu sowieckiej infliltracji na przełomie lat '50-tych i '60-tych. W swojej znakomitej książce "Spycatcher" przyjrzał się również sprawie Pieńkowskiego. Pierwszą anomalią jaką zauważył było to, że Pieńkowski - doświadczony agent GRU - zwrócił się ze swoimi rewelacjami do MI6. Służby odnoszącej wówczas spektakularne porażki, służby o której wiedziano, że jest zinfiltrowana przez Sowietów. Wyglądało więc na to, że Sowieci szukają służby głodnej sukcesów, którą mogliby nakarmić swoją dezinformacją. Potem Wright zauważył, że Pieńkowski przekazuje MI6 dokumenty do których nie miał prawa mieć dostępu. Ponadto nie zawraca sobie zbytnio głowy zasadami bezpieczeństwa i rozmawia z brytyjskimi "dyplomatami" w miejscach, o których wiadomo, że są podsłuchiwane. Wright przypomina relację płka Golicyna - zbiegłego na Zachód funkcjonariusza KGB. Golicyn był w 1959 r. obecny na wykładzie szefa KGB Szelepina, na którym snuł on plan wielkiego programu strategicznej dezinformacji wymierzonego w Zachód. Elementem tego planu było wysyłanie do wolnego świata fałszywych dezerterów z sowieckich służb, którzy mieli karmić zachodnie rządy spreparowanymi informacjami. Przypadek Pieńkowskiego pasował do tego planu jak ulał.



Sprawą Pieńkowskiego zajmuje się również Wiktor Suworow w swojej najnowszej książce "Matka diabła" (oryg. Kuzkina Mat'). Potwierdza, że Pieńkowski przekazywał informacje Brytyjczykom na rozkaz. Na czyj rozkaz? Szefa GRU gen. Sierowa, który wspólnie z marszałkiem Briuzowem, szefem wojsk rakietowych ZSRR działali przeciwko Chruszczowowi. Niepokoiło ich to, że cham walący butem w mównicę w ONZ rzeczywiście może wywołać wojnę nuklearną z Zachodem - wojnę, której ZSRR (dysponujący JEDNĄ rakietą zdolną dolecieć do USA) nie był w stanie wygrać. Stąd niezwykle szczegółowe informacje dotyczące sowieckiego arsenału jądrowego i rakietowego a także operacji kubańskiej, które poprzez Pieńkowskiego i MI6 trafiły na biurko JFK. Sierow nie zawahał się zdradzić wrogom największych tajemnic państwa, by obalić swojego zwierzchnika. Operacja udała się tylko połowicznie. Kosztowała Sierowa karierę a Pieńkowskiego i Briuzowa życie (odsyłam do odcinka Krótkiej Historii Sabotażu Lotniczego poświęconej katastrofie pod Belgradem, w której zginął marszałek Briuzow). Suworow wspomina, że w GRU nieoficjalnie zawsze traktowano Pieńkowskiego jak bohatera a służba otoczyła później opieką jego rodzinę.




Czemu o tym wspominam? Jeśli osoby z sowieckiej wierchuszki były zdolne przekazywać na Zachód najtajniejsze informacje dotyczące swojego państwa, po to by zyskać atut w wojnie klanów, to do czego będą zdolni członkowie rządzącego obecnie Rosją Syndykatu? Nawet do zatopienia Putina za pomocą spraw takich jak Smoleńsk.

Ps. Naprawdę polecam "Matkę Diabła" Suworowa. Czytałem tę książkę przed wyjazdem do Moskwy, by wprowadzić się w klimat. Doskonale ona wyjaśnia dlaczego Zimna Wojna trwała tak długo i dlaczego zastrzelono JFK.