poniedziałek, 13 sierpnia 2012
Morsi pozbył się armijnej wierchuszki
Tantawi: And I quit...
Morsi: Mr. Tantawi, you can't quit! You're fired!
Prezydent Egiptu wykorzystał walki na Synaju do przeprowadzenia mini zamachu stanu. Zwolnił głównodowodzącego marszałka Tantawiego, szefa sztabu oraz kilku innych dowódców. Wcześniej wymienił kierownictwo służb specjalnych. Bractwo niespodziewanie pozbyło się wojskowych, socjalistycznych nadzorców. Czyżby atak na Synaju był ustawiony i miał służyć za pretekst do zamachu stanu? Rewolucja się dopełnia.
sobota, 11 sierpnia 2012
Paul Ryan - wybór Romneya
Powyżej: Quincy?
Dla poprawy humuru: sylwetka George'a Husseina Obamy, brata amerykańskiego prezydenta, pijaka i narkomana żyjącego w slumsach Nairobi (który mimo to wygląda na sympatycznego człowieka)
Pierestrojka w Korei Północnej
Nie pogratulowałem mojemu rówieśnikowi i Adwersarzowi Kim Jong Unowi ślubu: niniejszym więc gratuluję. Ri Sol-Ju to niezła lasencja, jak na Koreankę, a do tego artystycznie uzdolniona. To nie koniec niespodzianek, jakie funduje nam idol Falangi. Na jesieni specjalna komisja ma przedstawić plan reform ekonomicznych, najprawdopodobniej w stylu chińskim (a więc uwłaszczenie towarzyszy i zastąpienie niewolniczego komunizmu, totalitarnym niewolniczym komunizmem). Kim Jong Un miał się zwierzyć z chęci reform swojemu byłemu japońskiemu kucharzowi i zarazem nieformalnemu rzecznikowi. To dlatego wykończono marszałka Ri Yong-ho (dowódcę armii KRLD) a szef północnokoreańskich tajnych służb został rozstrzelany po tajnej wizycie w Seulu. KRLD ma ważny atut: ogromne złoża metali ziem rzadkich, niezbędnych do produkcji nowoczesnej elektroniki. "Homefront" staje się coraz bardziej prawdopodobny.
piątek, 10 sierpnia 2012
Josef - I wojna światowa po chorwacku
Chorwatom udało się zrobić świetny film o I wojnie światowej na froncie galicyjskim. Jak widać z powyższego, promocyjnego teledysku (muzyka Thompsona!), obraz "Josef" zapowiada się bardzo klimatycznie i drastycznie odbiega od dotychczas dominującej "szwejkowej" wizji tego konfliktu. Film zaczyna się od tego, że chorwacki maruder znajduje na pobojowisku dokumenty oficera o imieniu Josef. To otwiera drogę do szeregu "nieoczekiwanych zdarzeń" z oskarżeniem go o szpiegostwo na czele. Na końcu dowiadujemy się, że dokumenty wystawione były na chorwackiego oficera CK-Armii o nazwisko Josef Broz - takim samym jakim później posługiwał sie Tito. Mamy więc historię o stworzeniu legendy dla nielegała. Tito był przecież "przybłędą", którego oficjalny życiorys mówił, że jako podoficer trafił do rosyjskiej niewoli w czasie Wielkiej Wojny i tam zastała go rewolucja. Jak było naprawdę? Nikt tego nie wie. Może wersja filmowa jest prawdziwa. "Sie sind betrueger..."
czwartek, 9 sierpnia 2012
Mroczny rycerz powstaje., czyli 1 sierpnia w Gotham
"Mroczny rycerz powstaje", trzecia część znakomitej batmanowskiej trylogii Christophera Nolana nie przebija drugiego aktu tej historii, ale trzyma poziom. Pod wieloma względami jest dużo bardziej mroczna od poprzedniej - bohaterowie przez większość czasu są tam w ciężkiej opresji, zło wydaje się niezwyciężone a ludzka małość nie do pokonania. Niemal do ostatniej chwili ma się poczucie, że misja Mrocznego Rycerza jest skazana na klęskę, a w najlepszym razie samobójcza.
Film dotyka też ważnej kwestii społecznej. Na początku mamy wizję spokojnego, "liberalnego" Gotham, w którym wydaje się nie być już miejsca dla takich bohaterów "czasu wojny" jak komisarz Gordon (jak zwykle świetny Garry Oldman). System społeczny nie okazał się wystarczająco szczelny, by utrzymać amerykański błogostan. Pokój zostaje jednak zburzony przez chciwego finansistę, który ściąga do miasta Bane'a i Ligę Cieni. Po serii spektakularnych zamachów terrorystycznych, Gotham zostaje odcięte od reszty USA a Bane przeprowadza w nim coś w rodzaju rewolucji komunistycznej - zewnętrzna siła uwalnia z więzień lumpenproletariat i pozwala mu zarządzać miastem zatajając przed nim, że "grzeszne Gotham" i tak zostanie nuklearnie zniszczone (bo tak nakazuje fanatyczna wiara Ligi Cieni). Ruch oporu, swoistych "żołnierzy wyklętych" Gotham stanowią ocaleli policjanci z komisarzem Gordonem na czele. Otrzymujemy więc opowieść o wadzę poświęcenia się dla ogółu i o konieczności walki, bez względu na nikłe szanse zwycięstwa. Gotham ma swoje powstanie.
Ps. W tej historii zwraca na siebie uwagę szczególnie postać Kobiety-Kot Seliny Kyle (obsadzenie w tej roli Anne Hathaway, było znakomitym wyborem, choć niektórzy twierdzą, że strój Kobiety-Kota to ściągnięto jej chyba z sex-shopu... :), która ewoluuje od materialistycznej egoistki do bohaterki skłonnej, wbrew instynktowi, poświęcać się dla innych.
środa, 8 sierpnia 2012
Co z Bandarem i rosyjskim generałem (rzekomo zabitym w Syrii)?
Podczas mojego wyjazdu wydarzyło się kilka ciekawych rzeczy w mrocznym świecie służb. I nie chodzi mi o propozycję (p)rezydenta zbudowania polskiej tarczy antyrakietowej z radarem w Budzie Ruskiej.
W Rijadzie doszło do zamachu na kwaterę główną saudyjskich służb. Niepotwierdzone doniesienia mówią, że został w nim ranny lub nawet zabity ich szef - książę Bandar, zwany ze względu na swoje silne związki z Amerykanami (długoletni ambasador w Waszyngtonie) Bandarem Bushem. Jeśli to prawda, to irańskim służbom nieźle się udało zinfiltrować monarchię Saudów - Bandar Bush, był jednym z architektów arabskich rewolucji.
Na innym froncie - na Synaju, wspierani przez irańskie służby salafici z Synaju wspólnie z terrorystami z Gazy dokonali spektakularnego ataku na egipski posterunek graniczny, w którym zabili 16 komandosów i zdobyli transporter opancerzony, którym przebili się przez granicę z Izraelem (pojazd został wyeliminowany później przez izraelski śmigłowiec). Celem tego ataku było zaatakowanie dwóch armii. Terrorystom szczególnie zależało, by uderzyć w izraelski batalion złożony z beduinów. To wywołało by wendettę na obszarze Negewu i Synaju, czyli jeszcze bardziej zdestabilizowało tam sytuację. Armia egipska odpowiedziała wielką ofensywą antyterrorystyczną na Synaju - m.in. po raz pierwszy od 1973 r. odpaliła tam rakiety ze śmigłowców (eliminując 20 terrorystów).
Iran i oś geopolityczna, do której on przynależy, poniosły jednak ostatnio kilka bolesnych porażek. W Syrii rebelianci porwali 48 irańskich "pielgrzymów" i prawdopodobnie już poderżnęli im gardła. Jak wynika z oświadczenia irańskich władz, ci "pielgrzymi" byli "emerytowanymi" oficerami Korpusu Strażników Rewolucji. Czyli emeryci resortowi. Trochę naszych powinni wysyłać na taką wycieczkę. Rebeliantom udało się też ponoć zlikwidować rosyjskiego generała doradzającego assadowskiej armii. Na dowód pokazali jego dokumenty. Reakcja Rosji była dosyć chaotyczna. Na początku Kreml twierdził, że taki generał nie istnieje, później, że prawdopodobnie istnieje ale nie jest obywatelem Rosji, później, że istnieje ale jest cały i zdrowy, bo wyjechał wcześniej z Syrii. Potem pojawiło się oświadczenie generała lub osoby się za niego podającej, że żyje.
poniedziałek, 6 sierpnia 2012
Wielka Albania Tour
Gdy mówiłem, że jadę na urlop do Albanii i Kosowa (a także Macedonii i "na chwilę" do Czarnogóry) , wielu znajomych udzielało mi rad w stylu: "uważaj, bo cię tam okradną/zabiją". Wróciłem cały, zdrowy i raczej pozytywnie zaskoczony życzliwością miejscowych. Tak, to prawda, że Albania to kraj zacofany w wyniku tureckiego panowania i ciężkiego komunizmu, a teraz zmaga się z podobnymi problemami jak wszystkie kraje postkomunistyczne, ale to również kraj bardzo bezpieczny dla przybyszów z zagranicy. Gość jest tam dobrze przyjmowany nie tylko w świetle tradycji, ale również dlatego, że kraj był przez długie lata izolowany od zagranicy - cudzoziemiec siłą rzeczy wywołuje tam życzliwą ciekawość. Problemem jest bariera językowa, ale mimo wszystko można tam nawiązać ciekawe kontakty. Np. w Szkodrze (najbardziej katolickim i antykomunistycznym mieście Albanii) łapaliśmy transport do Ulcinja (najbardziej albańskiego miasta Czarnogóry). Załapaliśmy się na taksówkę - kilkuletniego Mercedesa prowadzonego przez albańskiego dziadka, razem z nami jechało jeszcze dwóch albańskich staruszków. Jak się okazało nacjonalistów i antykomunistów uważających za swoich idoli Busha i Clintona, nie lubiących Putina i przekonanych o tym, że... w Smoleńsku doszło do zamachu.
- 100 lat temu wszystkie ziemie albańskie były pod jedną władzą. Teraz są rozdzielone pomiędzy kilka państw. To nie jest dobrze. Kosowo powinno się połączyć z Albanią - mówił jeden z dziadziów.
- Tetowo, Preszewo i Chameria (Północny Epir) też? - badałem dalej grunt.
- Też. I Ulcinj razem z okolicami
- To Wielka Albania - uśmiechnąłem się słysząc tak szczerą odpowiedź - A my chcemy Wielkiej Polski, tak jak wy Wielkiej Albanii. Do Polski powinny należeć Wilno, Lwów i Mińsk.
Przyszło mi na myśl wówczas, że polska prawica tak zasadniczo potępia UCK i albański nacjonalizm, ale przecież powinniśmy go podziwiać. Albańczycy z Kosowa potrafili się zorganizować, stworzyć własną siłę zbrojną, zdobyć międzynarodowe poparcie i skopać Serbom tyłki. Chciałbym, żeby kiedyś to się powtórzyło na Wileńszczyźnie - by powstało tam drugie państwo polskie: nowa Litwa Środkowa. Nasze własne Kosowo.
Powyżej: przykład popularnego nacjonalizmu Albańskiego. Zwracają uwagę zwłaszcza ich nacjonalistki.
To co nastawia nas pozytywnie do Albańczyków to również ich euro-atlantyzm. Nie sposób się nie uśmiechnąć słysząc opowieść taksiarza wskazującego nam bazę KFOR pod Prisztiną:
- Tu była największa serbska baza wojskowa w Kosowie. Gdy nadleciały samoloty NATO i zrzuciły bomby, zostały po niej tylko ruiny.
W Prisztinie ulica George'a W. Busha krzyżuje się z bulwarem Billa Clintona (niestety nie ma tam tabliczek z nazwami). W miejscowości Fushe Kruje, znaleźliśmy natomiast pomnik George'a W. Busha:
Albańczycy zdecydowanie odbiegają od stereotypu "dzikusów i brudasów" kultywowanego przez serbską propagandę wojenną i za jej przykładem przez endecję. Powiedziałbym nawet, że pod jednym ważnym względem górują nad Serbami: o ile Serbia jest XVIII-wieczną Polską w stadium upadku (minus Konstytucja Majowa, KEN, ks. Staszic, i z nieudolnym postkomunistycznym generałem Mladicem zamiast Kościuszki), o tyle naród albański wciąż jest pełny sił witalnych. Paradoksalnie zapóźnienie względem Zachodu zakonserwowało tam takie "prawicowe" wartości jak nacjonalizm, szacunek dla rodziny i tradycji, a także zamiłowanie do prywatnej przedsiębiorczości. Pod względem gospodarczym Albania nie ma się jednak dobrze - sektor publiczny jest słaby, większość dróg wygląda jakby rządził nimi od 50 lat Grabarczyk (choć mają na koncie również imponujące odcinki takie jak górska autostrada Prisztina - Tirana), miejskie chodniki są tak popękane jakby rządziła tam od wieków HGW a wiele uliczek przypomina syf Południowych Włoch. (Tirana stanowi połączenie Neapolu, Istambułu i Mińska - na placu Skanderbega są tam jednak ładne faszystowskie budowle. Kruje jest urokliwe a Szkoder dosyć uporządkowany). Jednakże ludzie są często lepiej ubrani niż w Polsce, a jeżdżą zwykle Mercami (pełny przegląd od lat '70-tych po nowe modele, które przeważają). Albanki zwracają uwagę elegancją a ich uroda jest bardzo dziewczęca (Roman Polański byłby zachwycony). Zgadując życzenie Łukasza Czajki, daje próbkę z moich badań etnograficznych:
Kosowo niewiele odbiega od Albanii. Prisztina sprawia wrażenie nieco zaniedbanego miasta wojewódzkiego, choć często tam widać amerykańskie SUV-y, na jej obrzeżach rozrastają się nowe osiedla, a przy drogach dojazdowych przez wiele kilometrów ciągną się sklepy i składy budowlane. Okoliczne, serbskie wioski (o dziwo nie obstawione posterunkami KFOR) wyglądają już z kolei bardzo słowiańsko. Zdołałem również odwiedzić m.in. Kosowską Mitrowicę ze słynnym mostem Austerlitz, rozdzielającym miasto na część serbską i albańską. Po serbskiej stronie usypana ziemna barykada, namiocik i baraczek, nad którymi powiewają flaga Serbii i Rosji. W pizerii po albańskiej stronie, miejscowi robią sobie jaja: "Srbija, ha ha ha!!!". Wydaje mi się, że traktują serbskich "obrońców mostu" tak jak polscy liberałowie obrońców Krzyża. Mostu strzegą włoscy karabinierzy, którzy umilają sobie pracę robiąc fotki miejscowym panienkom. "Jak pójdziecie na stronę serbską, to będzie OK. Tam jest teraz spokojnie". Przechodzimy przez most. Oglądamy opustoszałą barykadę i pomniczek z bardzo krótką listą Serbów zabitych w wyniku bombardowań NATO i "terroryzmu UCK". Przyglądają nam się z pobliskiej kafany popijający piwo panowie o resortowych gębach. Jak widać nowe serbskie władze grają na oderwanie północnych gmin od Kosowa i wyjście z twarzą z konfliktu. Na nic innego nie mają najmniejszych szans. Kosowo już nie jest serbskie.
Macedonia wciąż jednak jest macedońska pomimo rosnącej w siłę albańskiej mniejszości. Kraj piękny, o który warto walczyć. (Polecam zwłaszcza wizytę w Ochrydzie - wspaniałym mieście pełnym zabytków sprzed tysiąca lat, leżącym nad pięknym jeziorem a także odwiedzenie Starej Czarsziji, czyli potureckiej starówki Skopje). Macedończycy, naród "wymyślony" nieco ponad 100 lat temu, kultywują swoją tożsamość. W centrum Skopje wspaniale wyglądający, wręcz totalitarny pomnik Aleksandra Wielkiego - postaci mającej tyle wspólnego ze współczesną Macedonią co Karol Wielki z Polską.
W hotelu przypadkiem natrafiamy w TV na program o wojnach bałkańskich 1912-1913 - jest tam mowa o ówczesnych macedońskich nadziejach na niepodległość oraz o podziale Macedonii przez ościenne kraje. To mi przywodzi na myśl białoruski nacjonalizm. Macedończycy i Macedonki różnią się wyglądem od Bułgarów czy Serbów. To naród pogranicza. Ich dziewczyny to wyraźna mieszanka. Słowiańskie twarze, od czasu do czasu blond włosy a do tego drobna, albańska budowa ciała. Widać Słowianie (nadciągająca z północy horda wbijająca dzieci na sztachety) zmieszali się tam z przedsłowiańskimi ludami takami jak Ilirowie (przodkowie Albańczyków). W naszej części Europy nawet wrogie narody są ze sobą mocno spokrewnione...
- 100 lat temu wszystkie ziemie albańskie były pod jedną władzą. Teraz są rozdzielone pomiędzy kilka państw. To nie jest dobrze. Kosowo powinno się połączyć z Albanią - mówił jeden z dziadziów.
- Tetowo, Preszewo i Chameria (Północny Epir) też? - badałem dalej grunt.
- Też. I Ulcinj razem z okolicami
- To Wielka Albania - uśmiechnąłem się słysząc tak szczerą odpowiedź - A my chcemy Wielkiej Polski, tak jak wy Wielkiej Albanii. Do Polski powinny należeć Wilno, Lwów i Mińsk.
Przyszło mi na myśl wówczas, że polska prawica tak zasadniczo potępia UCK i albański nacjonalizm, ale przecież powinniśmy go podziwiać. Albańczycy z Kosowa potrafili się zorganizować, stworzyć własną siłę zbrojną, zdobyć międzynarodowe poparcie i skopać Serbom tyłki. Chciałbym, żeby kiedyś to się powtórzyło na Wileńszczyźnie - by powstało tam drugie państwo polskie: nowa Litwa Środkowa. Nasze własne Kosowo.
Powyżej: przykład popularnego nacjonalizmu Albańskiego. Zwracają uwagę zwłaszcza ich nacjonalistki.
To co nastawia nas pozytywnie do Albańczyków to również ich euro-atlantyzm. Nie sposób się nie uśmiechnąć słysząc opowieść taksiarza wskazującego nam bazę KFOR pod Prisztiną:
- Tu była największa serbska baza wojskowa w Kosowie. Gdy nadleciały samoloty NATO i zrzuciły bomby, zostały po niej tylko ruiny.
W Prisztinie ulica George'a W. Busha krzyżuje się z bulwarem Billa Clintona (niestety nie ma tam tabliczek z nazwami). W miejscowości Fushe Kruje, znaleźliśmy natomiast pomnik George'a W. Busha:
Albańczycy zdecydowanie odbiegają od stereotypu "dzikusów i brudasów" kultywowanego przez serbską propagandę wojenną i za jej przykładem przez endecję. Powiedziałbym nawet, że pod jednym ważnym względem górują nad Serbami: o ile Serbia jest XVIII-wieczną Polską w stadium upadku (minus Konstytucja Majowa, KEN, ks. Staszic, i z nieudolnym postkomunistycznym generałem Mladicem zamiast Kościuszki), o tyle naród albański wciąż jest pełny sił witalnych. Paradoksalnie zapóźnienie względem Zachodu zakonserwowało tam takie "prawicowe" wartości jak nacjonalizm, szacunek dla rodziny i tradycji, a także zamiłowanie do prywatnej przedsiębiorczości. Pod względem gospodarczym Albania nie ma się jednak dobrze - sektor publiczny jest słaby, większość dróg wygląda jakby rządził nimi od 50 lat Grabarczyk (choć mają na koncie również imponujące odcinki takie jak górska autostrada Prisztina - Tirana), miejskie chodniki są tak popękane jakby rządziła tam od wieków HGW a wiele uliczek przypomina syf Południowych Włoch. (Tirana stanowi połączenie Neapolu, Istambułu i Mińska - na placu Skanderbega są tam jednak ładne faszystowskie budowle. Kruje jest urokliwe a Szkoder dosyć uporządkowany). Jednakże ludzie są często lepiej ubrani niż w Polsce, a jeżdżą zwykle Mercami (pełny przegląd od lat '70-tych po nowe modele, które przeważają). Albanki zwracają uwagę elegancją a ich uroda jest bardzo dziewczęca (Roman Polański byłby zachwycony). Zgadując życzenie Łukasza Czajki, daje próbkę z moich badań etnograficznych:
Kosowo niewiele odbiega od Albanii. Prisztina sprawia wrażenie nieco zaniedbanego miasta wojewódzkiego, choć często tam widać amerykańskie SUV-y, na jej obrzeżach rozrastają się nowe osiedla, a przy drogach dojazdowych przez wiele kilometrów ciągną się sklepy i składy budowlane. Okoliczne, serbskie wioski (o dziwo nie obstawione posterunkami KFOR) wyglądają już z kolei bardzo słowiańsko. Zdołałem również odwiedzić m.in. Kosowską Mitrowicę ze słynnym mostem Austerlitz, rozdzielającym miasto na część serbską i albańską. Po serbskiej stronie usypana ziemna barykada, namiocik i baraczek, nad którymi powiewają flaga Serbii i Rosji. W pizerii po albańskiej stronie, miejscowi robią sobie jaja: "Srbija, ha ha ha!!!". Wydaje mi się, że traktują serbskich "obrońców mostu" tak jak polscy liberałowie obrońców Krzyża. Mostu strzegą włoscy karabinierzy, którzy umilają sobie pracę robiąc fotki miejscowym panienkom. "Jak pójdziecie na stronę serbską, to będzie OK. Tam jest teraz spokojnie". Przechodzimy przez most. Oglądamy opustoszałą barykadę i pomniczek z bardzo krótką listą Serbów zabitych w wyniku bombardowań NATO i "terroryzmu UCK". Przyglądają nam się z pobliskiej kafany popijający piwo panowie o resortowych gębach. Jak widać nowe serbskie władze grają na oderwanie północnych gmin od Kosowa i wyjście z twarzą z konfliktu. Na nic innego nie mają najmniejszych szans. Kosowo już nie jest serbskie.
Powyżej: na Gazimestanie, miejscu totalnie przegranej bitwy, która stała się podstawą świadomości narodowej Serbów. Czy kolejne totalnie przegrane starcie o Kosowo stanie się podstawą nowej serbskiej świadomości?
Macedonia wciąż jednak jest macedońska pomimo rosnącej w siłę albańskiej mniejszości. Kraj piękny, o który warto walczyć. (Polecam zwłaszcza wizytę w Ochrydzie - wspaniałym mieście pełnym zabytków sprzed tysiąca lat, leżącym nad pięknym jeziorem a także odwiedzenie Starej Czarsziji, czyli potureckiej starówki Skopje). Macedończycy, naród "wymyślony" nieco ponad 100 lat temu, kultywują swoją tożsamość. W centrum Skopje wspaniale wyglądający, wręcz totalitarny pomnik Aleksandra Wielkiego - postaci mającej tyle wspólnego ze współczesną Macedonią co Karol Wielki z Polską.
W hotelu przypadkiem natrafiamy w TV na program o wojnach bałkańskich 1912-1913 - jest tam mowa o ówczesnych macedońskich nadziejach na niepodległość oraz o podziale Macedonii przez ościenne kraje. To mi przywodzi na myśl białoruski nacjonalizm. Macedończycy i Macedonki różnią się wyglądem od Bułgarów czy Serbów. To naród pogranicza. Ich dziewczyny to wyraźna mieszanka. Słowiańskie twarze, od czasu do czasu blond włosy a do tego drobna, albańska budowa ciała. Widać Słowianie (nadciągająca z północy horda wbijająca dzieci na sztachety) zmieszali się tam z przedsłowiańskimi ludami takami jak Ilirowie (przodkowie Albańczyków). W naszej części Europy nawet wrogie narody są ze sobą mocno spokrewnione...
Powyżej: Socrealistyczna rzeźba na tyłach Narodowej Galerii Sztuki w Tiranie. Panienka wyraźnie zrobiona w maoistowskim stylu: charakterystyczna czapka i warkoczyki w stylu w jakim się nosiły dziewoje z Syczuanu w latach '60-tych. Moja ręka na jej biuście symbolizuje zachodnią dywersję ideologiczną a także chęć wciągania państw regionu do obozu euro-atlantyckiego.
Subskrybuj:
Posty (Atom)