Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kanada. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kanada. Pokaż wszystkie posty

sobota, 8 lutego 2025

Pierwsza wojna w drugiej kadencji Trumpa?

 



Ilustracja muzyczna: Sicario - The Beast

Pierwsza wojna z udziałem nowej administracji Trumpa prawdopodobnie będzie toczyła się w Meksyku.  To nie tylko moja opinia. Tom Homan, prezydencki pełnomocnik ds. zabezpieczenia granicy, stwierdził, że spodziewa się "kinetycznej" wojny pomiędzy oddziałami amerykańskimi a kartelami.  Sekretarz obrony Pete Hegseth przyznał, że uderzenia przeciwko kartelom są brane pod uwagę a swoją pierwszą wizytę złożył wśród żołnierzy pilnujących granicy południowej. Wywiad straży granicznej przechwycił informacje, że kartele planują używać IED oraz dronów-kamikaze przeciwko funkcjonariuszom Border Patrol. To byłby świetny pretekst do ekspedycji karnej. Mieliśmy ostatnio przelot amerykańskiego wojskowego samolotu rozpoznawczego (wykonującego misję SIGINT) w meksykańskiej przestrzeni powietrznej, nad Zatoką Kalifornijską, wzdłuż wybrzeża stanów Sinaloa i Sonora. 



Nagła zapowiedź nałożenia karnych, 25-procentowych ceł na Kanadę i Meksyk, a następnie szybkie ich zawieszenie miało przyczyny nie tyle ekonomiczne, co związane z bezpieczeństwem narodowym. Meksykańska prezydent Claudia Sheinbaum szybko zgodziła się wysłać 10 tys. żołnierzy do zabezpieczenia granicy. Władze Meksyku robiły taką pokazówkę już za rządów Bidena, co oczywiście niewiele zmieniało, gdyż Meksyk jest rządzony przez kartele. (Niestety nie wiemy dla którego kartelu pracuje meksykańska prezydent.) Trudeau również zgodził się wzmocnić granicę, ale także powołać specjalną amerykańsko-kanadyjską grupę zadaniową walczącą z przestępczością zorganizowaną i uznać meksykańskie kartele za organizacje terrorystyczne. Dlaczego Trump uderzył w Kanadę? Bo Kanada jest główną pralnią pieniędzy karteli i triad oraz centrum produkcji i dystrybucji fentanylu. Centrum tej działalności jest Vancouver, gdzie wspólne interesy prowadzą chińskie triady (oczywiście mocno powiązane z bezpieką ChRL), meksykańskie kartele i... Hezbollah (przypominam o silnym zaangażowaniu irańskich służb i dawnego reżimu Assada w handel narkotykami). Chińczycy robią tam za bankierów dla mafii narkotykowych, a pieniądze piorą m.in. na kanadyjskim rynku nieruchomości ( i to dlatego domy w Kanadzie stały się tak drogie). Zainteresowanych tematem odsyłam do tego artykułu.

Zalew fentanylu jest oczywiście elementem chińskiej strategii zwalczania USA. Świadczy o tym choćby to, że chińscy producenci półproduktów do wytwarzania tego narkotyku mogą ubiegać się o zwrot VAT za eksport tych substancji, a jednocześnie nie mogą sprzedawać ich w Chinach. Fentanyl, który trafia do USA jest bardzo tanim narkotykiem, a jednocześnie mocno uzależniającym i zabójczym. 42 proc. pigułek skonfiskowanych przez DEA zawierało jego śmiertelną dawkę. Zalewanie Ameryki fentanylem jest więc nie tyle operacją narkotykową, co terroryzmem chemicznym. (Dodajmy, że port w Vancouver służy również jako centrum logistyczne dla dostaw fentanylu do Australii oraz wysp Oceanii.) 



Nie zapominajmy też, że triady i kartele zarabiają również na organizowaniu nielegalnej imigracji, do której zwalczania ostro zabrała się nowa administracja. Liczba prób przekroczenia granicy spadła o 94 proc. rok do roku. Sekretarz bezpieczeństwa wewnętrznego Kristi Noem patronuje tej polityce. Ostatnio przejechała się konno nad granicą z funkcjonariuszami Border Patrol. Złośliwcy nazywają ją ICE Barbie, ze względu na zamiłowanie do cosplayu (rywalizowała z nią ostatnio pod tym względem kongreswoman Nancy Mace). 



Tymczasem Marco Rubio odwiedził Panamę i wymógł na tamtejszym prezydencie wycofanie się z chińskiej Inicjatywy Pasa i Szlaku. Jednocześnie "grupa prawników" wniosła skargę do panamskiego Sądu Najwyższego, w której domagają się odebrania spółce z Hongkongu Hutchinson Ports licencji na zarządzanie dwoma portami po obu stronach Kanału Panamskiego. To całkiem rozsądne rozwiązanie. W razie wojny z Chinami, amerykańska grupa bojowa musiałaby zająć Kanał, tak jak Grenlandię w czasie II wojny światowej.

Na Grenlandii mają się odbyć wybory 11 marca, a po nich referendum niepodległościowe. Grenlandia jest oczywiście ważna nie tylko ze względu na metale ziem rzadkich, ale również na konieczność panowania nad morskim przesmykiem GIUK - blokowania tam rosyjskich i chińskich okrętów podwodnych.

Wyciekł plan "pokojowy" dla Ukrainy. Tyle, że postępów w negocjacjach z Rosją nie ma. Politbiuro nie jest zdecydowane, na co się zgodzić. Generał Keith Kellog zagroził Rosji zaostrzeniem sankcji, oceniając, że siła obecnych w skali od 1 do 10 wynosi zaledwie 3. Ostatnio wzrosła częstotliwość ukraińskich uderzeń dronowych w rosyjskie rafinerie. To również sposób nacisku na Moskwę. Nie zdziwcie się, jeśli zostaną nałożone 25 proc. cła na towary z UE - Unia wciąż kupuje rosyjski LNG, a Amerykanie chcieliby go mocniej zastąpić swoim gazem. Dla USA wojna handlowa z UE byłaby tylko niedogodnością, a dla strefy euro czynnikiem, który wepchnąłby ją w recesję.

W kwestii wojen handlowych, zapoznałem się z ciekawą teorią Jeffa Parka, analityka Bitwise. Wynika z niej, że Trump i Bessent chcą wykorzystać wojny handlowe jako narzędzie do doprowadzenia do układu Plaza 2.0. Jego istotą byłoby kontrolowane osłabienie dolara i spadek rynkowych stóp procentowych. Słaby dolar i niskie stopy to doskonałe warunki zarówno dla amerykańskiego eksportu jak i dla rynku akcji oraz kryptowalut. Pozwoliłoby to również rządowi USA - i innym rządom - na zadłużanie się niskim kosztem. Czyli same korzyści, tylko libki i inne osoby patrzące na ekonomię zgodnie z teoriami sprzed ponad 100 lat (to trochę jakby uczyć się fizyki na podstawie podręczników z początku XX w.) będą płakać, że "nasze wnuki będą musiały spłacać te długi", po raz miliardowy wieszczyć "koniec dolara" oraz hiperinflację.



O ile wiele działań administracji Trumpa ogłoszonych w pierwszych dniach jej urzędowania było bardzo rozsądnych lub dużo rozsądniejszych, niż się nam próbuje wmawiać, to pomysł wysiedlenia Palestyńczyków ze Strefy Gazy i budowy tam "bliskowschodniej riwiery" to całkowicie autorski, kretyński, pomysł Trumpa. Rubio oraz inni oficjele z administracji dowiedzieli się o nim z telewizji. Zaskoczony był pewnie też Netanjahu. Trump po prostu znów poczuł się ambitnym deweloperem, a ten projekt mogli mu zasugerować Jared Kushner i Steve Witkoff. Realizacja tego projektu wymagałaby jednak finansowego współudziału Arabii Saudyjskiej, Kataru i ZEA. One nie chcą w tym uczestniczyć, bo byłoby to samobójstwo wizerunkowe grożące buntem poddanych. Poza tym, kto da im gwarancję, że Izrael nie zamieni tej "riwiery" w morze gruzów? Problematyczne byłoby też "tymczasowe" wysiedlenie Palestyńczyków. Nie chcą ich przyjąć Egipt i Jordania, bo obawiają się, że owi nachodźcy przynieśliby ze sobą dobrze zorganizowane siatki dżihadystyczne. Palestyńczycy mogliby zdestabilizować Egipt tak jak Liban w latach 70-tych. Izraelczycy kombinują z wysłaniem Palestyńczyków do somalijskiego Puntlandu. Musieliby jednak sami przeprowadzić taką operację logistyczną. Jednym z elementów bliskowschodniej gry jest to, że nikt dobrowolnie nie opuszcza swojej ziemi. Tak więc Palestyńczycy nigdy dobrowolnie nie opuszczą Strefy Gazy. Mogą koczować w ruinach, ale nie odejdą. Co ciekawe Rubio w 2016 r. wyśmiewał Trumpa, że postrzega on Palestynę jako aktywo nieruchomościowe...


Ale przyznam, że byłoby ciekawie, gdyby USA przejęły Strefę Gazy jako swoje terytorium. Przy zmianie trendów politycznych stałoby się ono przyczółkiem do powstania nowoczesnego państwa krzyżowców, które mogłoby z czasem wchłonąć Izrael i okoliczne ziemie. :)


Tymczasem Trump wyznaczył na nowego ambasadora w Warszawie Toma Rose'a, byłego wydawcę "Jerusalem Post". Wyznawcy rebe Brauna już krzyczą: "Gewałt! 447!" i twierdzą, że to będzie drugi ambasador Izraela w Warszawie. Ja się cieszę, że Izrael będzie miał wreszcie prawdziwego ambasadora, bo przez ostatnie kilkanaście lat głównie zsyłał na warszawską placówkę ludzi upośledzonych umysłowo. Rose co prawda jest syjonistą, ale w dyskusjach dotyczących historii bronił Polaków - prostując łgarstwa. Dla zarządców Weischselgau będzie trudniejszym rozmówcą niż Mareczek Brzeziński, gdyż ostro się wypowiadał choćby w kwestii przejęcia TVP przez ekipę Kapitana Pizdy, a lubi się z prezydentem Dudą i Morawieckim. Występował też w telewizji WPolsce24. Więc może być ciekawie, ale pamiętajmy, że będzie on realizował nie swoją własną politykę, ale politykę Departamentu Stanu.




Sam Departament Stanu wspólnie z DOGE dokonali rzeczy niesamowitej, czyli rozpieprzyli w drobny mak agencję USAID. Okazało się, że oprócz fundowania kondomów hamasowcom i finansowania libkowskich mediów z całego świata oraz różnych inicjatyw związanych z transami, LPG i aborcją, dawała też granty na chińskie badania nad wirusami oraz na działalność Kościoła Szatana. W Polsce pieniądze z USAID dostawały m.in.: Kampania Przeciwko Homofobii, Feminoteka, kodziarska Tour de Konstytucja, "Wyborcza", "Krytyka Polityczna" czy OKO Press. Agencja rządu amerykańskiego finansowała więc organizacje działające przeciwko poprzedniemu, sojuszniczemu rządowi. Razem z NED wręcz spiskowała przeciwko rządowi PiS. Zarządzała tą pralnią Samantha Power, była obamowska ambasador przy ONZ. USAID kiedyś była uważana za przykrywkę dla CIA, ale z czasem stała się ona samodzielną, "dziką" agencją prowadzącą własną politykę. Teraz, gdy ten burdel rozwalono i kasa została odcięta, wśród lewicowych libków z całego świata rozległ się kwik. "Nie będzie pieniędzy na głodne dzieci w Afryce!". (I dlatego pięknym ruchem było też odcięcie wsparcia dla komuszej RPA.) Na głodne dzieci tam szedł ułamek środków, a poza tym "Tylko 1 dolar wystarczy, by wykarmić afrykańskie dziecko, którego ojciec zabił białego farmera, od którego kupował wcześniej jedzenie". Nawet gdyby rozwalenie USAID było jedyną dobrą rzeczą zrobioną przez administrację Trumpa, to i tak pozytywnie zapisałoby ją w historii.

A to dopiero początek drugiej kadencji Trumpa...



sobota, 11 stycznia 2025

Nowa Wojna Zimowa, atak na Japonię i aneksja Grenlandii



Fiński dziennik "Ilthalehti" niedawno opisał, powołując się na informatorów z NATO, rosyjskie plany wojenne na okres po zakończeniu "trzydniowej specjalnej operacji wojskowej" na Ukrainie. Przewidują one atak na norweską prowincję Finmark oraz na Finlandię. Celem jest m.in. przesunięcie granicy na linię ustaloną w Traktacie z Turku z 1743 r.  W kolejnym etapie miałyby zostać zaatakowane: Estonia, Łotwa, Litwa oraz szwedzka Gotlandia.





Na pierwszy rzut oka te plany wyglądają na szalone - ale przecież tak samo nieprawdopodobna wydawała się pełnoskalowa rosyjska inwazja na Ukrainę. Uderzenie na Norwegię miałoby jednak dla Moskwy głęboki sens. Sparaliżowanie wydobycie ropy i gazu ze złóż norweskich znów otwierałoby Europę na rosyjski szantaż gazowy. Zwłaszcza jeśliby Rassija ze swojego libijskiego przyczółku zaczęła równolegle uderzać w energetyczne trasy przesyłowe z Afryki Północnej. Pamiętajmy również, że rosyjskie wojska ćwiczą od lat scenariusz inwazji na Norwegię i Finlandię - robiły to choćby podczas manewrów Zapad 2017.

Jak wyglądałaby jednak taka inwazja w praktyce? Na niekorzyść agresora grałby przede wszystkim teren. To nie bezkresne ukraińskie równiny na które łatwo wjechać czołgami. Tam trzeba byłoby się przedzierać przez mroźne góry, tereny polodowcowe i bagna. Desant spadochronowy na fińskie lotnisko Ivalo skończyłby się pewnie większą masakrą niż próba zajęcia lotniska Hostomel. Konwój z Królewca wiozący wojska mające desantować się na Gotlandii zostałby pewnie zatopiony na wiele mil przed tą wyspą. Dodajmy, że Finlandia i Norwegia posiadają dosyć nowoczesne armie, ze sprawnymi systemami mobilizacji rezerw. Jedynym elementem tego planu, który mógłby się powieść byłaby inwazja na Estonię, Łotwę i Litwę. 




Imperialne apetyty, "biednej, stale osaczanej przez NATO" Rassiji nie ograniczają się jednak tylko jednak do Europy. "Financial Times" ujawnił niedawno, że od 2014 r. Rosja planowała kampanię bombardowań Japonii oraz Korei Płd. Wyznaczono 160 celów w obu krajach, m.in. elektrownie jądrowe i tunele. Kampanię lotniczą na Dalekim Wschodzie miano zacząć po to, by... uniemożliwić Japonii i Korei Płd. wsparcie dla NATO w przypadku rosyjskiej inwazji na zachód. Czyli Rassija chciała otworzyć wojnę na drugim froncie, by uniknąć prowadzenia wojny na dwóch frontach... Logiczne. Jakby taka kampania wyglądała w praktyce? Przypomnę, że Ruscy wciąż się nie nauczyli jak prowadzić kampanie bombardowań strategicznych i nie potrafią wywalczyć supremacji w powietrzu nad terytorium kraju, który miał lotnictwo oparte na postsowieckich maszynach. Jakby wyglądało ich starcie z japońskimi Mitsubishi F-2? Zapewne skończyłaby się tym, że Japończycy i Koreańczycy zmasakrowaliby rosyjskie lotnictwo, a następnie zatopiliby Flotę Pacyfiku. 

A różni duporealiści w rodzaju Mażewskiego, Michała "Dupy" Krupy czy Wojciecha "Mielonki" Golonki mówią nam, że z Rosją możemy się racjonalnie dogadać - jak za tusskowego resetu...

Tymczasem...



Prezydent-elekt Donald Trump pajacuje mówiąc o inwazji na Panamę, Grenlandię i Kanadę. Tak jakby realizował scenariusz starego filmu Michaela Moore'a "Operacja kanadyjski boczek". Czy on właśnie skutecznie odciągnął w ten sposób uwagę globalnej opinii publicznej od czegoś bardzo ważnego? Czy może w tym szaleństwie jest metoda?

Spodziewam się, że w przypadku wojny USA z Chinami, Amerykanie będą musieli dokonać szybkiego desantu w Panamie, by przejąć Kanał, zanim zrobią to Chińczycy. To byłoby coś podobnego jak brytyjsko-kanadyjsko-amerykańska okupacja Islandii w czasie drugiej wojny światowej. Panama formalnie nie ma armii, tylko siły policyjne i straż wybrzeża. Ponadto nie radzi sobie z utrzymywaniem infrastruktury Kanału - z jego pogłębianiem itp. Ryzyko tego, że kontrolę nad Kanałem przejmą Chińczycy jest całkiem realne - oni już są operatorami portów po obu stronach Kanału.




Grenlandia też jest ważna strategicznie - zwłaszcza w przypadku rosyjskiej inwazji na Norwegię. To również terytorium bogate w surowce, w tym metale ziem rzadkich. USA mogłyby ją przejąć w sposób o wiele prostszy niż inwazja militarna. Wystarczyłoby wesprzeć finansowo odpowiednie siły w ewentualnym referendum niepodległościowym. Choćby płacąc po 100 tys.  dolarów każdemu mieszkańcowi Grenlandii. Być może początkiem takiego scenariusza jest niedawna wizyta Donalda Trumpa Jra na Grenlandii. Dania w praktyce ma małą kontrolę nad tym, co się tam dzieje. Nie jest w stanie obronić Grenlandii militarnie, a wojska amerykańskie już tam są. O ile więc słowa prezydenta-elekta o zbrojnym włączeniu tej wyspy do USA można uznać za werbalną prowokację, to olbrzymim pajacowaniem są deklaracje Francji i Niemiec o tym, że są one gotowe bronić Grenlandii przed Amerykanami. Wyobraźcie sobie... żołnierze Bundeswehry marznący w okopach podczas bitwy o Nuuk :)




Zapowiedzi Trumpa mówiące, że Kanada stanie się 51 stanem USA można brać oczywiście za trolling. Tak samo jak nazywanie Justina Castro Trudeau "gubernatorem Kanady", czy zapowiedź przemianowania Zatoki Meksykańskiej na Zatokę Ameryki.  ALE... Latem 2024 r. pewien protestancki ewangelista zaczął twierdzić, że "Bóg mu pokazał przyszłość", w której USA, Kanada i Meksyk będą posiadały wspólną walutę i że do tego doprowadzi Trump. Można się pośmiać z bibliozjeba, ale to co on rzekomo widział we śnie bardzo przypomina plany z czasów Busha Jra na pogłębienie integracji USA, Kanady i Meksyku. Miała powstać Unia Północnoamerykańska ze wspólną walutą o nazwie amero. Byłaby to największa gospodarka świata, mająca nominalny PKB warty blisko 35 bln USD. Czyżby więc Trump imperialną retoryką przykrywał bardziej konkretne, "globalistyczne" plany?

Jak myślicie, Obama śmiał się podczas rozmowy z Trumpem podczas pogrzebu Cartera, bo Trump opowiedział mu dowcip o Wielkim Mike'u i dwumetrowej kutandze?

***




Niektórzy żartują, że wielki pożar w Kalifornii, który strawił domy miejscowych celebrytów, to kolejny przykład działania "efektu Trumpa". Jak dla mnie to może być ostatnie "f*ck you", które Biden pokazał kalifornijskim demokratom, czyli klice, która podmieniła go w wyborach na Kamalę. Odchodzący prezydent żartował sobie podczas sztabów kryzysowych i ogłosił podczas jednego z nich, że został pradziadkiem.  Raczej mu nie było żal cwelebrytów-pogorzelców, którzy wcześniej wzywali go do rezygnacji.





Tymczasem Trump od lat ostro rugał demokratycznego gubernatora Kanady Kalifornii Gavina Newsoma, że mocno zaniedbał on system ochrony przed pożarami lasów.  Karen Bass, prokubańska komunizująca czarnoskóra burmistrz Los Angeles, ostro cięła wydatki na straż pożarną, a zwiększała je na różne inicjatywy DEI. Straż pożarna rzekomo składała się ze zbyt wielu białych mężczyzn, więc zdywersyfikowano tam kadry (luzując zasady przyjęcia), a jej komendantem mianowano totalnie niekompetentną lesbijkę. A później się skarżą, że robią o nich memy...

"Do pieca" dołożyli tam też chciwi kapitaliści. To, że w hydrantach brakowało wody ma zapewne coś wspólnego z tym, że od 1994 r. sporą część zasobów wodnych Kalifornii kontroluje rodzina Resnicków, zarabiająca na odsprzedawaniu wody stanowi. To jest model ka(ł)pitalizmu, który MFW promował w latach 90-tych w Trzecim Świecie. Jak widać dupokraci skutecznie zmienili bogaty stan Kalifornię w Trzeci Świat.

Karma dopadła jednak nie tylko pro-dupokratycznych cwelebrytów, którym wraz z domami zjarały się dyski twarde z terabajtami pornografii dziecięcej. Karma dopadła też znanego z sympatii do republikanów aktora Jamesa Woodsa. O ile Woods ma w wielu sprawach rozsądne poglądy, to w kwestii bliskowschodniej za bardzo angażuje się emocjonalnie po stronie Izraela. Domagał się więc, by Strefę Gazy zmienić w morze ruin, a teraz płacze, że mu się spalił dom...

***

W Libanie wybrano nowego prezydenta - został nim gen. Joseph Aoun, dowódca armii, maronita (czyli katolik lokalnego obrządku), na szczęście nie spokrewniony z poprzednim prezydentem generałem Michelem Aounem.  Joseph Aoun wyróżnił się podczas operacji odbicia części sunnickiego miasta Trypolis z rąk Państwa Islamskiego. Obecnie zapowiada rozbrojenie Hezbollahu. 

Co ciekawe, jeden z libańskich parlamentarzystów, podczas elekcji prezydenta oddał głos na Berniego Sandersa. 

W Syrii odnaleziono natomiast dokumenty bezpieki identyfikujące Asmę - żonę Baszara Assada - jako agentkę brytyjskiego MI5. 

***

Związany z republikańskim mainstreamem magazyn "National Review" określił rząd Tusska jako poważny problem dla nowej administracji Trumpa wskazując, że gabinet rządzący w Warszawie prześladuje proamerykańską opozycję i zapowiadał... aresztowanie Netanjahu. Można to uznać za pojedynczy głos, ale... 

Unia Europejska idzie na zderzenie czołowe z amerykańskimi gigantami technologicznymi. Robi sobie problem swoimi idiotycznymi regulacjami, które mocno ograniczają badania nad sztuczną inteligencją oraz przewidują cenzurowanie platform społecznościowych. I robi to akurat w momencie, gdy Musk, Zuckerberg i Bezos wkupili się w łaski Trumpa i prezentują się jako obrońcy wolności słowa w internecie.  J.D. Vance groził państwom Unii, że jeśli będą zwalczać amerykańskich gigantów cyfrować i cenzurować net, to mogą zostać objęte sankcjami i pozbawione amerykańskiej ochrony militarnej.

Co w tym czasie robią geniusze rządzący w Weichselgau? Deklarują chęć zamykania opozycyjnych telewizji i cenzurowania netu. Ciekawe czy będą też cenzurować kolesia wyglądającego jak Homelander, który ma ponoć nadzorować TVN z ramienia Fox News?





Pomysł Schnepffowej, by powtórzyć Obławę Augustowską zablokować X na czas wyborów już został zauważony przez amerykański alt-right.  Czy oni naprawdę są tak głupi, by bruździć w interesach najbogatszemu człowiekowi świata i całej Dolinie Krzemowej? Biorąc pod uwagę, że szefem SKW zrobili niejakiego Stróżyka i za ich rządów odbywają się różne akcje w stylu zgubienia 240 min przeciwpancernych, obawiam się, że tak. 

***



Uruchomiłem drugiego bloga - poświęconego recenzjom książek. Na razie wrzucam recenzje, które wcześniej robiłem dla prasy. Link do niego jest na pasku bocznym  - Recenzje Foxa.

Na początek chciałbym Wam zwrócić szczególną uwagę na książkę Marka Koprowskiego, "Armia Krajowa na Wołyniu: czyli zdrady nie było".  Rozbija ona w pył narrację Zychowicza i sprawia, że można poczuć się naprawdę dumnym z wołyńskiej AK. 




Będę tam wrzucał recenzje zarówno nowości, jak i książek wydanych kilka lat temu oraz pozycji antykwarycznych. Jeśli szukacie ciekawych lektur historycznych - możecie tam znaleźć coś interesującego. Może spodoba się Wam historia polskiego czetnika, mocne opowieści o losach berlingowców, historia konspiratora robiącego podczas okupacji interesy z gangsterem na Ząbkowskiej lub wspomnienia policjanta z pierwszych lat niepodległości?

Oczywiście pamiętajcie też o "Mrocznych sekretach II wojny światowej". Jeśli moja książka Wam się podobała - polecajcie ją znajomym lub kupujcie im ją na prezent.

***

Kończę motywem muzycznym, czyli piosenką z bardzo ciekawym tekstem. Zwłaszcza refren (gdzieś tak od 0:54)



środa, 10 października 2012

Lecenie w Huawei. Widmo cyberterroryzmu



Wygląda na to, że kanadyjski rząd wykluczy Huawei z kontraktu na budowę systemu bezpiecznej łączności dla rządu. Gdyby nie wykluczył, oznaczałoby to, że w Ottawie rządzą kompletni debile lub chińscy agenci. Pozwolić Huawei na budowanie takiego systemu to jak wpuścić Andrzeja Samsona do sierocińca dra Korczaka. Argumentem w rękach Kanadyjczyków jest raport Kongresu USA określający Huawei i ZTE jako zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego. Zresztą o związkach tych firm ze służbami Czerwonych Chin wiadomo już od lat. Sam nawet kiedyś pisałem:

"W ChRL gospodarka jest wciąż zarządzana centralnie a wiele firm kierowanych jest przez byłych (lub pozostających na aktywnej służbie) wojskowych, funkcjonariuszy służb specjalnych oraz partii komunistycznej. Szpiegostwo przemysłowe jest więc nierozerwalnie związane ze szpiegostwem militarnym i politycznym. Zadania te realizują przede wszystkim Departamenty III i IV Armii Ludowo-Wyzwoleńczej (sił zbrojnych ChRL).  O wadzę jaką Pekin przykłada do prowadzenia działań tego rodzaju świadczy choćby to, że Departament III zatrudnia około 130 tys. ludzi. W 2002 r. armia zaczęła tworzyć tzw. milicje wojny informatycznej – jednostki tworzone wewnątrz prywatnych firm, złożone z cywilnych specjalistów, mające za zadanie dokonywać m.in. ataków hakerskich.
Współpraca między sektorem prywatnym a wojskowymi służbami specjalnymi jest w Chinach bardzo ścisła. Prywatne firmy zapewniają państwowym szpiegom specjalistów i sprzęt. Państwo często odwdzięcza się zaś informacjami pozyskanymi operacyjnie. W działalność tego typu angażuje się m.in. koncern telekomunikacyjny Huawei.
- Huawei to ważny dostawca specjalistycznego sprzętu i technologii, oraz firma zapewniająca szkolenia armii. Otrzymywała ona od sił zbrojnych pieniądze na badania i rozwój. Huawei oraz podobne spółki wykonujące zadania tego typu mają swoje korzenie w państwowych instytucjach naukowych – głosi raport Northrop Grumman."

Juval Aviv opowiadał mi o specjalnych "wioskach" w Chinach, w których szkolą się ich hakerzy. Według niego słynny blackout Wschodniego Wybrzeża z 2003 r. był skutkiem cyberterroryzmu. Amerykańskie służby boją się, że Chińczycy mają wirusa, który pozwoli sparaliżować sieć energetyczną w USA na pół roku. Zupełnie jak w jakimś "Homefroncie".