Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kissinger. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kissinger. Pokaż wszystkie posty

sobota, 2 grudnia 2023

Hongkong: Miasto przeciwko supermocarstwu + Requiem dla Kissingera

 


Znany Wam autor miał niedawno wykład dotyczący Rewolucji Parasolek z 2014 r. w Hongkongu oraz o późniejszej walce mieszkańców tej metropolii przeciwko komunistom z Pekinu. Walki, niestety, na chwilę obecną, przegranej. Jest tam też trochę obserwacji dotyczących samej ChRL i natury jej ustroju oraz sytuacji w Republice Chińskiej (Tajwanie).

***

Miałem ochotę na tym zakończyć ten wpis, ale muszę się odnieść do śmierci Henry'ego Kissingerga. Tak się niefortunnie złożyło, że jego obszerna i barwna biografia wymagałaby długiej serii sążnistych wpisów blogowych, a ja dzisiaj nie mam za bardzo czasu nawet na jeden dłuższy wpis. Ograniczę się więc tylko do zaznaczenia pewnych wątków z jego bogatego życiorysu.


W odróżnieniu od materialistów uważam, że dusza ludzka egzystuje po śmierci ciała. I myślę, że Henry rozpoczął nowy etap kariery - został doradcą politycznym Szatana.




Czy Henry był jednak wcieleniem zła? O ile lewica lubi mu zarzucać "zbrodnie wojenne" takie jak bombardowania Kambodży czy danie zielonego światła dla zamachu stanu Pinocheta, to moim zdaniem niektóre kontrowersyjne decyzje Kissingera były w pełni uzasadnione. Część z tych decyzji była po prostu genialna. Jego mistrzowskim posunięciem było choćby wyreżyserowanie wojny Yom Kippur (Izrael miał dać się pobić Egiptowi w początkowej jej fazie), co otworzyło drogę do pokoju między Izraelem i Egiptem. Wojna też i równie wyreżyserowany kryzys naftowy stały się także fundamentem systemu gospodarczego Wielkiego Minotaura, funkcjonującego do 2008 r. 




Problem z Henrym Kissingerem polegał jednak na tym, że nie wiadomo do końca dla kogo on pracował. Karierę rozpoczynał w amerykańskim wywiadzie wojskowym w czasie drugiej wojny światowej. Michał Goleniewski, dezerter z peerelowskich służb, twierdził, że Kissinger został zwerbowany przez polskojęzyczny wywiad wojskowy w czasie służby w Niemczech. Miał mieć pseudonim "Bor" (Bór?). Goleniewski zeznawał to, kiedy Henry był raczej mało znanym politologiem. Nikt jednak w aktach IPN nie dokopał się żadnych informacji o tym rzekomym werbunku. Polityka Kissingera względem ChRL i ZSRR zawsze budziła jednak wiele domysłów, a w ostatnich latach Henry działał wręcz jako płatny lobbysta na rzecz Moskwy i Pekinu. Był jednym z tych, którzy sprzedawali światu bajeczkę o mądrym, racjonalnym Putinie i pozytywnej roli komunistycznych Chin w globalnym porządku. Nic dziwnego, że sobowtór Putina wysłał po jego śmierci kondolencje

Oczywiście też była spora różnica pomiędzy oficjalnym a realnym wizerunkiem Kissingera. Wszyscy chyba pamiętamy jego bon mot o telefonie do prezydenta Europy. To niejako wyznaczało strategię wspierania integracji europejskiej w stylu globalistycznym, w oparciu o Niemcy. W zaciszu gabinetu Henry był większym realistą. Na taśmach Nixona zachowała się choćby jego bardzo trafna ocena niemieckiego kanclerza Willy'ego Brandta: "Trochę głupi. Leniwy. Lubi sobie wypić".




Największą tajemnicą w życiorysie Kissingera jest jednak NSM 200, czyli memorandum z 1974 r. mówiące o konieczności depopulacji Trzeciego Świata.  Zagadką nie jest jednak to czemu Kissinger oraz inni ówcześni decydenci myśleli wówczas o ograniczeniu wzrostu liczebności ras o niższym IQ. Zagadką jest to, czemu z tej polityki zrezygnowano czy raczej przekierowaną ją przeciwko białym mieszkańcom Europy i Ameryki. Ówczesny Kissinger byłby całkowicie wyklęty przez współczesnych politycznie poprawnych libków i lewaków za to, że był rasistą. Pytanie więc, kto i kiedy przestawił wajhę w realizacji memorandum NSM 200? I czy da się ją znów przestawić?






sobota, 31 grudnia 2016

Co przyniesie Kissinger i kto odstrzelił Chór Aleksandrowa?

Wybór Henry'ego Kissingera na doradcę prezydenta Trumpa ds. polityki zagranicznej nie powinien być aż tak dużym zaskoczeniem. Wszak Trump spotykał się po wyborach z Kissingerem a Henry pozytywnie się o nim wypowiadał. Coś się więc kroiło. Po co jednak nowemu prezydentowi 93-letni (starszy niż Mugabe!) doradca, który może się przekręcić w trakcie misji i do tego reprezentuje sobą wszystko, co złe Waszyngtonie? Czyżby wracała nie tylko Ameryka Dicka Chenneya i Ameryka Reagana, ale również Ameryka Nixona?



Kissinger to niewątpliwie człowiek z "głębokiego cienia"  mający od ponad 70 lat związki z tajnymi służbami. Już w trakcie Bitwy w Ardenach pracował dla wywiadu wojskowego. W 1945 r. był już sierżantem w amerykańskich wojskowych służbach specjalnych w Niemczech. Z tym wiąże się ciekawy wątek: w 1961 r. płk Michał Goleniewski (oficer peerelowskich tajnych służb, który zbiegł na Zachód i pomógł zachodnim służbom w schwytaniu takich szkodliwych nielegałów jak George Blake czy Konom Mołodyj) wskazał mało znanego wówczas wykładowcę Harvardu Henry Kissingera jako agenta wywiadu wojskowego PRL o pseudonimie "Bor" działającego w ramach siatki "Odra". W dokumentach, które widział Goleniewski miała być mowa również o późniejszej pracy Kissingera dla CIA. Może więc nie był daleki od prawdy Christopher Story, były doradca premier Thatcher, gdy twierdził, że Kissinger to potrójny amerykańsko-niemiecko-sowiecki agent? Z całą pewnością Kissinger jest jednym z ojców chrzestnych nowego światowego ładu powstałego na gruzach systemu z Bretton Woods, na fundamencie wojny Yom Kippur, kryzysu naftowego, zwrotu ku Chinom i depopulacyjnego Memorandum 200. Systemu Globalnego Minotaura.

Odsyłam do wcześniejszych wpisów, w których przewijało się jego nazwisko:

Największe sekrety: Euphoria - Minotaur

Yom Kippur: ustawiona wojna i śmierć płka Alona

Requiem dla Szarona - Kariera sterowana przez Kissingera

Największe sekrety: Euphoria - Helter Skelter 

Tajna służba CDU. Widmowa organizacja DVD

Kissinger i jego plan dla Syrii

Zauważcie: Obama sięgnął po Volckera, Trump sięga po Kissingera. Zarówno Volcker jak i Kissinger to architekci systemu Globalnego Minotaura. Czy system aż tak się zepsuł, że trzeba przerywać emeryturę jego twórcom?

***

Wydalenie z USA 35 rosyjskich dyplomatów-szpiegów, to zdarzenie, którego znaczenie zostało wyolbrzymione. Tych 35 szpionów to tylko część ogromnej rezydentury. FBI wykorzystało sprawę rzekomych ataków hakerskich na DNC i maila Podesty, by po prostu trochę posprzątać. Zapewne hakerzy z GRU włamywali się słabo zabezpieczone serwery DNC, ale robili to po to, by zdobyć materiał do szantażu oficjeli z ewentualnej administracji Clinton, a nie po to, by przekazać hurtem materiały do WikiLeaks. Zmontowana sprawa z emailami ma zatuszować to, że maile Podesty WikiLeaks dostało od pracownika NSA.

***

Im bliżej do 20 stycznia, tym sytuacja na świecie coraz bardziej przypomina znakomity drugi sezon "Ajina". 25 grudnia myślałem o tej scenie:


Upadek do Morza Czarnego u wybrzeży Soczi wojskowego TU-154 z Chórem Aleksandrowa na pokładzie zapewne nigdy nie zostanie wyjaśniony. Wersję mówiącą o zamachu terrorystycznym odrzucono jeszcze zanim ekipy poszukiwawcze dotarły do wraku i ciał. Wiele spośród zwłok było rozerwanych a od samolotu odpadł ogon. W chwili katastrofy sfilmowano zaś nad Soczi tajemniczy rozbłysk. Oczywiście znalazł się naoczny świadek z FSB (w Rosji jest powiedzenie "łże jak naoczny świadek") mówiący, że samolot próbował wodować i ledwo co wydobyto czarną skrzynkę a już do mediów trafił fragment stengramu z kokpitu ze zwrotem "o k...wa, klapy nie działają!". Z drugiej strony, żadne Państwo Islamskie czy Al-Kaida nie przypisała sobie zniszczenia tak kuszącego, symbolicznego celu. Czyżby więc zniszczenie samolotu z sowieckimi wyjcami było działaniem sił, których obecność należało zatuszować? Np. sił wewnętrznych próbujących w ten sposób dokonać prowokacji wojennej mającej sprawić, by rządy Putina-Hujły zjechały jeszcze niżej po równi pochyłej? Zestrzelenie TU-154 można przecież było zwalić na "banderowców", Gruzinów czy nawet Turków. Może więc pewną wskazówką jest dziwny zgon gen. Olega Jerowinkina, doradcy byłego wicepremiera, prezesa Rosnieftu Igora Sieczina. Sieczin to zaś koleś kopiący dołki przed Putinem.



Omawiając kwestię katastrofy jaka dotknęła Chór Aleksandrowa trzeba też pamiętać, że ten zespół był przede wszystkim BRONIĄ. Bronią propagandową mającą służyć budowaniu narracji o dobrej Armii Czerwonej wyzwalającej Europę od złego faszyzmu. Ci "artyści" serwowali zachodniemu odbiorcy przede wszystkim sowiecką kulturę a ich propaganda okazywała się zadziwiająco skuteczna. Wielu polskich prawicowych "patriotów", bardziej katolickich od Grzegorza Brauna na wyścigi teraz wylewa żale za "wspaniałym chórem", który tak pięknie śpiewał "Wstawaj strana ogromnaja" i "Kalinkę". Zapominają, że w latach II wojny światowej ci chórzyści występowali w mundurach NKWD a jeszcze niedawno brali udział w koncercie ku czci "wielkiego wojennego przywódcy" Stalina. Mnie jakoś ten chór wujów nigdy nie wzruszał ani nie budził u mnie podziwu. Był po prostu przejawem kultury, którą każdy dobry Polak nawiązujący do przedwojennych i emigracyjnych wzorców powinien gardzić.



Oddajmy głos pułkownikowi Piotrowi Wrońskiemu: "Wróćmy do chóru Aleksandrowa. Nie był to symbol "kultury rosyjskiej", ale totalitarnej sowieckiej propagandy. Bez względu na to, czy ów chór "zarzynał" przeboje muzyki pop, czy rosyjską klasykę, zawsze byli to ludzie w mundurach najeźdźców, śpiewający prostacką "Kalinkę" na gruzach zniewolonych miast przed zniewoloną publicznością. Nota bene, dla mnie kultura rosyjska to Puszkin, Tołstoj, Dostojewski, Czajkowski, Rimski-Korsakow, Mandelsztam, a nawet Majakowski. Wszystkich zniszczył Stalin przy totalnej aprobacie Rosjan i zastąpił "chórem Aleksandrowa, kontrolowanym dokładnie przez OGPU, NKWD, KGB, GRU i SWR, jako świetny produkt eksportowy dla "pożytecznych idiotów". Nigdy nie lubiłem pieśni masowych. Szczególnie w sowieckim wydaniu. Pamiętacie, co twierdzę o dekomunizacji mentalnej? Niestety, mam rację.

 Zginęli ludzie. I na tym polega ta tragedia.

Na koniec, mała historyjka. Kilka lat temu w warszawskiej Sali Kongresowej, w Pałacu im. Stalina występował chór "rosyjskich pieśni masowych". Ze śmiechem, kryjącym niedowierzanie i przerażenie obserwowałem, jak na koncert wybiera się "wycieczka" głównych szefów i kierownictwa niższego szczebla AW, ABW, SWW i SKW. Koledzy z jednej klasy wraz ze swoimi "adiutantami" z innych klas. Nieważne, że była telewizja, że siedzieli razem obserwowani przez prawie całą ambasadę rosyjską, która obowiązkowo stawiła się na koncercie. Ważne było to, że wszyscy bawili się wspaniale.

(...) Jak łatwo nas "kupić"! Wystarczy zaśpiewać "Czerwone Maki", powiedzieć "My i Wy tyle wycierpieli", a już traktujemy mówiącego, jak przyjaciela, nie zauważając nawet, że w jego słowach "My" jest zawsze pierwsze, a to "Wy" stanowi jedynie tło. Ktoś w komentarzu zapytał, czy chór Waffen SS lub Wermachtu, śpiewający nasze pieśni narodowe, też potraktujemy tak samo? Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie, bo nie słyszałem nigdy chóru Bundeswehry, śpiewającego "Czerwone Maki" obok "Lily Marlen". Obawiam się jednak, że "zachwytów" byłoby tyle samo."

Polecam również tekst blogera Matki Kurki poświęcony "syndromowi sztokholmskiemu" czyli reakcją mieszkańców Kraju Priwislańskiego na katastrofę Chóru Aleksandrowa.

Marian Hemar napisał zaś w swoim świetnym wierszu "Koncert Armii Czerwonej":

"Potem przed Albert Hallem
Spytali mnie na ulicy
Rozentuzjazmowani
Znajomi moi, Anglicy -
Jak pan się bawił? Pytali
Rozgrzani i pochwalni:
Ci żołnierze sowieccy,
Nad wyraz muzykalni,
Prawda? "Tak jest", odrzekłem
"To notorycznie przecie
Najbardziej muzykalne
Wojsko na całym świecie
To jeszcze nic, co w Londynie,
To mało, co w Albert Hallu,
Trzeba ich było w Brodach
Posłuchać... w Tarnopolu...
Trzeba to było słyszeć
Jak ich śpiew rósł w oddali
We Lwowie, na ulicy
Żółkiewskiej, gdy jechali
Od rogatki w kadłubach
Swych pancernych kolosów -
Śpiewali "Wołga, Wołga..."
Śpiewali na osiem głosów
Od cudownej harmonii
Dreszcz przenikał do kości,
Nie można było się oprzeć
Takiej muzykalności,
To muzykalna armia, z
Londynem jej nie mierzcie,
Trzeba wam było słyszeć
Ich koncert w Budapeszcie!
Z czołgów - trach! z cekaemów
Po oknach - trach! po roletach,
Po widzach, po słuchaczach,
Po dzieciach, po kobietach...
I śpiewali! Z zachwytu
Ludzie jak muchy marli.
Nie można się było oprzeć.
Węgrzy się nie oparli.
To muzykalne wojsko.
Kto słyszał w brzozowym lasku,
W Katyniu jak śpiewali,
Wśród kul bzyku i trzasku -
"Razłuka moja, razłuka..."
I "Ałławerdy..." - to wiecie,
Najbardziej muzykalna
Armia na całym świecie.
Co ja tego śpiewania
Posłucham, wiecie - to mi
Po grzbiecie biegną ciarki
Z zachwytu" - moi znajomi,
Anglicy, z wielkim dla mnie
Uznaniem zawołali:
"To ładnie, że pan, choć Polak,
Lecz tak bezstronnie chwali
Zespół Czerwonej Armii...
To aż brzmi niemal dziwnie...
Oby każdy z was umiał
Sądzić tak obiektywnie..."

***

A na Nowy Rok życzę Czytelnikom dużo szczęścia przy Wielkiej Rotacji. Oby szczególnie silnie dotknęła ona różnego rodzaju Putinów-Hujłów, Sorosów i Podestów!

niedziela, 12 stycznia 2014

Requiem dla Szarona: Kariera sterowana przez Kissingera

Jak już pewnie wiecie: zmarł generał Ariel Szaron, 11-ty premier Izraela. Światowi liderzy przysyłają kurtuazyjne wiadomości, izraelscy sypią ciepłymi słowami (poza jedną prawicową deputowaną, która ucieszyła się z jego "odejścia z polityki"), Palestyńczycy świętują - podobnie jak reszta regionalnych wrogów Izraela, tysiące Izraelczyków oddaje hołd jego trumnie w Knesecie. Wkrótce go pochowają obok żony na ukochanym ranczu na Negewie.  Ludziom zebrało się na wspominki z tej okazji (obszerne życiorysy i opinie: Guardian, Daily Telegraph, Independent, Debka, Robert Fisk, duponarodowcy, wspomnienia obrazkowe: Guardian, Al Jazeera, Arutz Sheva). Pora więc, bym i ja kontynuował wspominki o generale Szaronie.



Ilustracja muzyczna: Sepultura, Territory (klimatyczne video pasujące do tekstu)

"I'm not this kind of person you think I am,
 I'm not the Antichrist or Iron Men"
  Ozzy Osbourne, "Gets me through"




W poprzednim wpisie z serii Requiem dla Szarona pokazałem fragment jego ostatniego wystąpienia publicznego. Wzywał w nim do... "zakończenia okupacji" i opuszczenia przez Izrael Zachodniego Brzegu. Co sprawiło, że zasłużony generał, będący dla całego świata symbolem izraelskiego nacjonalizmu prezentował wówczas poglądy tak bliskie pacyfistycznej lewicy? Dla bardziej wtajemniczonych ówczesne poglądy Szarona nie były jednak żadnym zaskoczeniem. Premier Szaron bywał bowiem prawicowym nacjonalistą jedynie w ramach wyborczego teatrzyku. Jego światopogląd był daleki od tego prezentowanego w mediach całego świata.



Ariel Szaron urodził się w 1928 r. jako Ariel Scheinermann w moszawie Kfar Malal - spółdzielczej osadzie rolniczej znanej z ostro lewicowych sympatii. (Jego rodzice pochodzili z Brześcia nad Bugiem. Kiedyś premier Szaron wypaplał, że jego matka nie była Żydówką - możliwe więc, że miał częściowo białoruskie lub polskie korzenie...). W latach '40-tych, późniejszy przywódca Likudu mocno angażował się w starcia pomiędzy lewicowymi a prawicowymi bojówkami. Starcia te często były zacięte (wszak późniejszy premier Icchak Rabin "wsławił się" wówczas strzelaniem do rozbitków z zatopionego przez artylerię lewicowej Hagany irgunowskiego, "prawicowego" statku "Altalena"), a Arik dzielnie tłukł irgunowców-betarowców. Raz jednak przesadził - podstępnie napadł i  skatował metalowym prętem jednego z prawicowców - i musiał uciekać ze swojego moszawu przed kolegami napadniętego (wydali na niego wyrok śmierci).




Armia Izraela dała mu możliwość samorealizacji. Na początku lat '50-tych służył w wywiadzie wojskowym a także dowodził jednostkami specjalnymi - w tym Oddziale 101 (nazwa wzorowana na podziwianej amerykańskiej 101-szej Dywizji Powietrznodesantowej), dokonującym odwetowych ataków na bazy palestyńskich fedainów. Miał wówczas na swoim koncie zarówno wiele odważnych wyczynów jak i masakrę w Qibya (w najlepszym wypadku skutek fatalnego rozpoznania, w najgorszym zbrodnię wojenną w stylu My Lai). Szaron konsekwentnie piął się po szczeblach wojskowej kariery. Nie porzucał jednak politycznych zainteresowań. W 1973 r. założył małą lewicową partię Shlomzion. O jej charakterze niech świadczy to, że zaprosił do jej władz Yossiego Sarida, późniejszego przywódcę radykalnie lewicowej i niemal pacyfistycznej partii Meretz. Kilka lat później jednak Slomzion łączy się prowolnorynkową partyjką i zlewa się z nacjonalistycznym, prawicowym stronnictwem Herut Menahema Begina w partię Likud. Szaron w krótkim czasie dokonuje ideologicznej wolty o 180 stopni. Co go do tego skłoniło? Henry Kissinger.



Szaron zyskał ogromną popularność podczas wojny Yom Kippur w październiku 1973 r. (O szokujących kulisach tej wojny i roli w niej Kissingera pisałem już wcześniej na tym blogu). Zostaje bohaterem narodowym. Ogromnej popularności przydają mu zdjęcia pokazujące go jak dowodzi na froncie z zakrwawionym opatrunkiem na głowie. (Niechętny mu działacz Likudu i agent CIA Andrzej Kiełczyński złośliwie zauważa, że Szaron ukradł na tej wojnie zasługi generała Brylla a opatrunek założył sobie na głowę "zapewne dlatego, że uciął go komar".) Szaron został zauważony na światowej scenie. Na początku 1974 r. spotyka się z amerykańskim sekretarzem stanu Henry Kissingerem - i wkrótce po tym gwałtownie zmienia profil ideologiczny swojej partii. Tak jak by ktoś sterował jego karierą. "Ariel Szaron spotykał się z Panem Kissingerem za każdym razem, gdy odwiedzał Amerykę od zakończenia wojny Yom Kippur" - przyznaje w 2001 r. rzecznik Szarona Raanan Gissen. Henry Kissinger, to człowiek daleki od "judeocentryzmu". W jego optyce Izrael jest tylko i wyłącznie pionkiem w realizacji szerszych, globalnych planów. Już w połowie lat 70-tych (czyli wtedy, gdy wykreował Szarona jako prawicowego polityka) mówił arabskim politykom, że Izrael powinien stać się "małym, przyjaznym państwem". 



Wolta Szarona z lat 2004-2006 - ewakuacja osiedli pod naciskiem USA - nie powinna więc dziwić. Szaron po prostu wykonywał instrukcje. Nie był nigdy emocjonalnie przywiązany do prawicowo-religijnych idei wyznawanych przez osadników. Prawdopodobnie nie był też nigdy nastawiony szczególnie antyarabsko (masowo na niego głosowali beduini z Negewu, którzy miło go wspominają jako ministra ds. tej prowincji - mocno przysłużył się do poprawy warunków socjalnych na ich terenach) - był wojskowym i zabijaką, któremu było wszystko jedno, czy ma tłuc Arabów czy Żydów. Poza tym pamiętał co się stało, gdy wcześniej postąpił wbrew woli Kissingera i Waszyngtonu.





Gdy był w 1982 r. ministrem obrony i czuł się na tyle pewnie, by nie uważać się za marionetkę, oszukując Kneset, Syryjczyków i Amerykanów zaangażował się w realizację wielkiego strategicznego planu premiera Begina w Libanie. Został za to ukarany wrobieniem w masakrę w Sabra i Szatila (o której prawdziwych okolicznościach wkrótce napiszę), co spowodowało jego zejście na boczny polityczny tor aż na 18 lat.


środa, 18 września 2013

USA: Kissinger i ciągłość strategii na Bliskim Wschodzie



Z nagrań więziennych rozmów Hosni Mubaraka, wynika że były egipski dyktator jest przekonany, że USA zaczęły przygotowania do jego obalenia już w 2005 r. Ponoć z jakiegoś powodu Amerykanie chcieli zapobiec przekazaniu władzy synowi Mubaraka, Gamalowi. Arabska Wiosna została więc zaplanowana jeszcze na długo zanim do władzy doszedł Barack Hussein Obama - uważany przez amerykańską prawicę za kreta Bractwa Muzułmańskiego. Wspomniany 2005 r. to przecież druga kadencja George'a W. Busha, uznawanego przez światową lewicę i endeków za krwiożerczego wroga islamu. To za czasów Busha rozpoczęły się też przygotowania do rewolucji w Syrii (po tym jak syryjskie służby przekazały amerykańskim informacje o syryjskim Bractwie Muzułmańskim, naiwnie licząc, że Amerykanie za nich odstrzelą tych "islamistów"). Ja bym wskazał jednak, że korzenie tej operacji tkwią w czasach Clintona, w tzw. incydencie Abu Omara al-Amrikiego (pisałem o nim szczegółowo tutaj). W każdym bądź razie Arabska  Wiosna nie jest żadnym błędem ani aberracją, jest elementem realizowanej od wielu lat strategii. Taką strategiczną ciągłość widać również w przypadku polityki USA wobec Chin oraz w podejściu Clintona i Busha do państw naszego regionu. Zabrakło jej jednak w przypadku Rosji - administracja Obamy zaczęła bawić się w jakieś niepotrzebne resety, co przesądza o jej klęsce w polityce bliskowschodniej. Kto jednak stoi za Obamą? Od dawna wskazywałem, że jest to Zbigniew Brzeziński, czyli kiepski doradca najgorszego prezydenta USA Jimmy'ego Cartera. Ale przy okazji kryzysu syryjskiego, jako autor kluczowego pomysłu z pozbyciem się przez Assada broni chemicznej, wypłynął 90-letni Henry Kissinger. Pisałem o jego pomyśle już w styczniu 2013 r. - Henry wskazywał wtedy również, że USA powinny zaakceptować nuklearny Iran, co właśnie robią. A kim jest właściwie Kissinger? Pisałem o już o tym. Ale może kiedyś napiszę coś jeszcze.

czwartek, 24 stycznia 2013

Kissinger i jego plan dla Syrii

Henry Kissinger, czyli wzorzec z Sevres szarej eminencji, podzielił się w Davos swoimi przemyśleniami na temat Bliskiego Wschodu. Stwierdził, że świat nie powinien biernie przyglądać się rzezi w Syrii, ale interweniowanie w konfesyjną rzeź też nie byłoby mądrzejsze. Co więc proponuje "Płk Bor"? Amerykańsko-rosyjskie porozumienie w celu zakończenia konfliktu. I na to się właśnie zanosi. Kissinger dosyć oględnie też napomyka o kryzysie nuklearnym wokół Iranu (moim zdaniem sugeruje, że trzeba będzie zaakceptować irańską bombę):


For 15 years, the permanent members o the Security Council have declare that a nuclear Iran is unacceptable, but it is approaching. So in a few years, people will have to come to a determination of how to react, or the consequences of non-reaction.I believe this point will be reached in a very foreseeable future.
Zapowiada też, że administracja Obamy będzie teraz aktywniejsza jeśli chodzi o izraelsko-arabski proces "pokojowy", a Izrael będzie musiał dokonać większych poświęceń. Jak ładnie się to komponuje z jego wcześniejszymi przepowiedniami o tym, że za dziesięć lat nie będzie Izraela.  
Dla rozluźnienia atmosfery: Henry Kissinger strollowany przez Luke'a Rudkowskiego z We Are Change.

czwartek, 6 grudnia 2012

Tajna służba CDU. Widmowa organizacja DVD

Zachodnioniemiecka partia CDU stworzyła w latach '60-tych swoją własną, nielegalną służbę specjalną. Jej głównym celem było przeciwdziałanie prosowieckiej działalności kanclerza Willy Brandta. To był szczytny cel, gdyż administracja Brandta była silnie zinfiltrowana przez tajne służby sowieckie i enerdowskie a istnieją silne poszlaki wskazujące na to, że sam kanclerz był sowieckim agentem (TW "Polyarnik"). Siatka stworzona przez CDU składała się m.in. z arystokratów i byłych nazistów pełniących ważne funkcje w bońskiej administracji. Byli w niej zarówno Hans Globke, współtwórca ustaw norymberskich jak i Hans von Stauffenberg. Co ciekawe, podobną ale mniejszą siatkę stworzyła również bawarska CSU. Obie zostały rozwiązane w 1982 r. na żądanie Helmutha Kohla. Przez lata spiskowcy koordynowali działania z Henry Kissingerem.



I tu dochodzimy do ciekawego wątku. Kissinger, według płka Michała Goleniewskiego, zbiegłego na Zachód oficera wywiadu PRL, był agentem siatki "Odra" występującym w ewidencji jako "Bor". (Goleniewski oddał zachodnim służbom wielkie usługi w likwidowaniu sowieckiej agentury. Pomógł namierzyć m.in. Gordona Landsdale oraz George'a Blake'a). Christopher Story, były doradca Margaret Thatcher, twierdził, że Kissinger był potrójnym agentem: amerykańskim, sowieckim i niemieckim. Informacje o tajnej siatce CDU rzucają nowe światło na te oskarżenia. Story (gdy wykazywał już oznaki choroby psychicznej) miał obsesję na punkcie tajnej, formalnie nie istniejącej, niemieckiej służby wywiadowczej DVD. Organizacja ta miała składać się z byłych nazistów (którzy nie porzucili swojej zbrodniczej ideologii), zdobywać finansowanie z nielegalnych źródeł takich jak handel narkotykami oraz mieć siedzibę w bawarskim miasteczku Dachau. Rzekomo wielu niemieckich oraz zachodnioeuropejskich polityków odwiedzających obóz koncentracyjny w Dachau składało również wizytę u Czarnego Bractwa z DVD, by pogadać o interesach.

niedziela, 18 grudnia 2011

Yom Kippur: ustawiona wojna i śmierć płka Alona


Od lewej: płk Josef Alon, gen. Mosze Dayan, gen. Moderchai Hod, dowódca izraelskich sił powietrznych

1 lipca 1973 r., w swoim domu w stanie Maryland, został zabity płk Josef Alon, izraelski attache lotniczy i morski w Waszyngtonie, jeden ze współtwórców sił powietrznych Izraela. Zamach został przeprowadzony bardzo profesjonalnie. Alon dostał pięć kul. Sprawców nigdy nie złapano, ani nawet nie zidentyfikowano. FBI podejrzewało, że zamachu dokonali fedaini z Czarnego Września. Do dokonania egzekucji przyznała się OWP. Rodzina podejrzewała jednak... izraelski i amerykański rząd. Podejrzenia te opisał m.in. izraelski reżyser Joram Ibramatz.

Enigmatycznie o całej sprawie wypowiedział się były izraelski prezydent Ezer Weizman: "Gdybym powiedział wam prawdę, naród byłby zszokowany. Alon był gadatliwym pijakiem i nie można mu było powierzać tajemnic". Co to za tajemnice? Ibramatz stawia tezę, że Alon zginął, bo dowiedział się zbyt wiele o nadchodzącej wojnie Yom Kippur a konkretnie o tajnym porozumieniu Kissinger-Dayan przewidującym, że Izrael pozwoli, by Egipt zbrojnie odebrał mu Synaj. W ten sposób Arabowie mieli odzyskać swoją dumę i wychodząc z twarzą z konfliktu zawrzeć pokój z Izraelem. Teza szalona, ale... poparta solidnymi poszlakami i rozważana przez takich badaczy jak np. prof. Uri Milstein.

Rzeczywiście Izrael zdawał sobie sprawę z tego, że Egipt i Syria szykują atak - wywiad wojskowy zebrał przecież wyraźne sygnały na to wskazujące. Co więcej, Izrael został ostrzeżony przez króla Jordanii Husajna, który nawet spytał się izraelskiego rządu, czy może, tak pro forma wysłać jedną jordańską brygadę na Wzgórza Golan, by symbolicznie wzięła udział w syryjskiej ofensywie. Odpowiedź izraelskich polityków brzmiała: "No jasne, nie mamy nic przeciwko" (opisał to Patrick Seale w swym monumentalnym dziele "Assad"). Andrzej Kiełczyński, agent CIA infiltrujący Likud, tłumaczy to tym, że izraelskie władze były zbyt zadufane w siłę swojej armii i uważały, że Linia Bar-Leva jest przeszkodą nie do przebicia dla Egipcjan. Nie jest to do końca prawdą. Bentsi Tsfoni, ówcześnie saper stacjonujący na Synaju wspomina, że tuż przed wybuchem wojny kazano mu rozminować pewne obszary Linii Bar-Leva. Gdy zwrócił dowódcy uwagę na bezsens tego rozkazu, otrzymał odpowiedź: "To nowe działania dyplomatyczne armii". Gen. David Elazar, szef sztabu IDF, zorientował się, że Egipt chce zaatakować Synaj i poprosił o zgodę na atak prewencyjny. Odmówił mu minister obrony Mosze Dayan. Nomi Frankel, ówcześnie w wojskach łączności, słyszała ich rozmowę. Dayan argumentował: "Nie. Mamy umowę z Kissingerem, by nie atakować Egiptu".





Efektem tego układu była najkrwawsza wojna izraelsko-arabska.  Ale też wyjście Egipcjan z twarzą z konfliktu i trwający ponad trzy dekady pokój na Synaju. Rozwiązanie jak z "Watchmanów"...