Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Smoleńsk. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Smoleńsk. Pokaż wszystkie posty

sobota, 28 grudnia 2024

Exodus: Wyklęty Faraon

 


Ilustracja muzyczna - Kanye West - Closed on Sunday

Dr Sigmund Freud opublikował w 1937 r. w magazynie "Imago" artykuł pt. "Jeśli Mojżesz był Egipcjaninem". Zwrócił w nim uwagę na intrygujące podobieństwa między wczesną religią żydowską a monoteistycznym kultem Atona/Atena wprowadzonym przez faraona Echnatona. Zauważył m.in., że jedna z najstarszych hebrajskich modlitw jest kalką hymnu na cześć Atona. "Shema Yisrael Adonai Elohenu Adonai Ehod" - "Słuchaj Izraelu, Pan Bóg jest jedynym bogiem". Tylko w słowie "Adonai" (tłumaczonym jako "Pan") doszło do transliteracji z egipskiego "t" na hebrajskie "d". Pierwotnie modlitwa ta brzmiała: "Słuchaj Izraelu, nasz bóg Aton jest jedynym bogiem". Freud rozwinął tę teorię w swojej książce "Mojżesz i monoteizm" wydanej w marcu 1939 r. Wskazywał w niej faraona Echnatona jako prawdziwego twórcę religii żydowskiej i przedstawił teorię mówiącą, że Hebrajczyków wyprowadził z Egiptu jeden z dowódców tego faraona o imieniu Tuthmose. Przed publikacją tej książki Freuda odwiedzali wpływowi przedstawiciele społeczności żydowskiej i przekonywali go, by wycofał się z jej wydania. Freud nie dał się jednak złamać. To była jego ostatnia książka - zmarł w kilka miesięcy po jej wydaniu. Wydarzenia drugiej wojny światowej sprawiły natomiast, że to dzieło zostało pokryte kurzem niepamięci.

Teorię Freuda rozwinął emigracyjny egipski historyk Ahmed Osman. W poprzedniej części cyklu Exodus przedstawiłem jego hipotezę mówiącą, że biblijny patriarcha Józef był znany w Egipcie jako Yuya, ojciec królowej Tiye i zarazem dziadek faraona Amenhotepa IV znanego jako Echnaton. Twórca egipskiej wersji monoteizmu miał więc w swoich żyłach żydowską krew. Z biblijnych rodowodów wynika, że Hebrajczycy nie spędzili w Egipcie 430 lat, ale najwyżej cztery pokolenia (przedstawiciele dwóch pierwszych pokoleń urodzili się poza Egiptem, w ziemi Kanaan). Co najmniej dwóch starożytnych historyków - Syncellus i Euzebiusz łączyło natomiast moment eksodusu z czasami Echnatona.




Czy jednak coś łączyło Mojżesza z Echnatonem? Daje do myślenia już samo pochodzenie imienia żydowskiego przywódcy. Nie miało ono bowiem hebrajskiego źródłosłowu. Wywodziło się od egipskiego słowa "mos", czyli chłopiec. Ten źródłosłów pojawia się również w imionach faraonów takich jak Totmes czy Ramzes (Ra-me-su - "spłodzony przez Ra"). Sama historia przygarnięcia Mojżesza przez egipską księżniczkę sprawia wrażenie opowiastki mającej zaciemnić historię. Przede wszystkim, niezamężna księżniczka nie miała prawa adoptować dziecka. Ponadto, w Księdze Wyjścia jest podane, że córka faraona przekazała wyłowione z rzeki niemowlę hebrajskiej kobiecie do wykarmienia, a ta oddała jej dziecko, dopiero gdy podrosło. To jest mało logiczne, jeśli uznamy za prawdziwy opis wprowadzający w tę historię mówiący, że faraon kazał topić w Nilu małych żydowskich chłopców. Co skrywa więc ta historia? Osman przedstawił hipotezę mówiącą, że egipscy kapłani kwestionowali prawa do tronu synów królowej Tiye. Ona, obawiając się spisku, oddała małego Echnatona na kilka lat do krewnych swojego ojca Yuyi/Józefa mieszkających w mieście Zerw, w krainie Goszen,  niedaleko od ówczesnej egipskiej stolicy. Gdy chłopiec podrósł, a kapłańska opozycja została częściowo spacyfikowana, Echnaton wrócił na dwór królewski. Tymczasem Talmud podaje, że młody Mojżesz był traktowany na owym dworze jak autentyczny książę Egiptu. W młodości nawet prowadził kampanie wojenne w Etiopii (Nubii?) i wziął sobie za żonę "etiopską księżniczkę". Co ciekawe, w Biblii jest również mowa o tym, że Mojżesz miał żonę Kuszytkę, czyli przedstawicielkę ciemnoskórych ludów Nubii. Oczywiście władcy i książęta miewali wówczas wiele żon i konkubin o różnej randze.


Echnaton jest uznawany za jednego z najbardziej tajemniczych faraonów. Jest tak, bo kolejna dynastia niszczyła wszelkie wzmianki dotyczące jego panowania. Czym tak sobie nagrabił, że skazano go na damnatio memoriae? Przede wszystkim tym, że dokonał w Egipcie odgórnej rewolucji. Wprowadził kult jednego boga - Atona / Atena, przedstawianego jako dysk słoneczny i obejmującego swoim panowaniem cały świat. Początkowo ów kult funkcjonował obok tradycyjnych egipskich wierzeń, ale potem faraon kazał zastąpić nim tradycyjne wierzenia. Doszło więc do przejmowania świątyń i niszczenia wizerunków tradycyjnych bogów. To trochę tak, jakby w Polsce jakiś władca postanowił wyrugować katolicyzm, prawosławie i protestantyzm, zastępując je kultem wywodzącym się z wierzeń drobnej mniejszości narodowej. Echnaton miał poparcie dowódcy armii, swojego wujka Aja, ale niżsi rangą dowódcy i żołnierze nadal pewnie wierzyli w dawnych bogów. W kraju narastał chaos. W jednym z listów Tell Amarna, czyli korespondencji dyplomatycznej dworu Echnatona, znalazło się pismo od króla Jerozolimy, który narzekał na to, że "Habiru" zabili dwóch egipskich dostojników, a faraon ich nie ukarał. Pamiętacie fragment Księgi Wyjścia, w którym Mojżesz zabił Egipcjanina i musiał uciekać z dworu faraona? Ahmed Osman twierdzi, że to aluzja do abdykacji Echnatona. Wymuszono na nim taką decyzję, by ratować dynastię i państwo. Władzę objął na bardzo krótko jego syn Smenkhare, a później drugi syn Tutanchamon, który cofał religijne "reformy" Echnatona. Tutanchamon został prawdopodobnie zamordowany, a władzę objął dowódca wojska Aj - syn Yuyi/Józefa. Po niej przejął ją generał Horemheb, który stał się ostatnim faraonem XVIII dynastii. A co się stało z Echnatonem? Oficjalnie go nazywano "buntownikiem". Więc zapewne żył jeszcze na początku XIX dynastii. Brytyjski archeolog William Flinders Petrie znalazł później na Synaju świątynię Atona pochodzącą z czasów po zakończeniu panowania przez Echantona. Była w niej rzeźba przedstawiająca królową Tiyę (córkę Yuyi/Józefa) oraz ślady kultu prowadzonego na semicką modłę. 

Czy były jakieś związki między wiarą w Atona a wcześniejszą lub późniejszą wersją religii żydowskiej? Stolicą Echnatona była Amarna leżąca w środkowym biegu Nilu. Po drugiej stronie rzeki znajduje się obecnie miasto Mal-lavi, znane też jako Mallevi, czyli "miasto Lewitów". Imiona kapłanów Atona również wydają się być "swojskie". Jednym z nich był Meryre II, którego imię po hebrajsku brzmiało Merari, czyli tak jak imię jednego z synów Lewiego. Inny kapłan miał na imię Panehesy, co po hebrajsku brzmiało Pinchas. Był to wnuk Aarona. Pamiętacie Arkę Przymierza? Podobną rytualną skrzynię znaleziono w grobowcu Tutanchamona. Laska Mojżesza z symbolem węża była natomiast jednym z symboli władzy faraona.


Księga Wyjścia podaje, że Hebrajczycy zostali zmuszeni do ciężkiej pracy za panowania faraona, który "nie znał Józefa". Według Osmana owym faraonem był założyciel XIX Dynastii Ramzes I, który wcześniej był gubernatorem kraju Goszen, w którym mieszkali krewni Józefa i ich potomkowie. To on kazał Żydom budować miasta Pitom i Ramzes. Egipski historyk Menaton twierdził, że początek narodowi żydowskiemu dali przestępcy i trędowaci skazani na pracę przymusową w kamieniołomach, którzy uciekli z tego systemu obozów. Słowo "trędowaci" w tym opisie było prawdopodobnie błędem w tłumaczeniu. Chodziło o "nieczystych", czyli tych, którzy nie mogli brać udziału w kulcie tradycyjnych bogów. Czyli o zwolenników Echnatona.



Według Osmana, Echnaton postanowił wówczas wrócić z Synaju i upomnieć się o swoje prawa do rządów nad Egiptem. Miał nadal laskę i pierścień będącymi regaliami. Nieco wcześniej doszło do epizodu z "płonącym krzakiem". Według Księgi Wyjścia, Bóg nakazał wówczas Mojżeszowi, by mówiono o nim "Jestem Który Jestem". Doszło wówczas do semantycznego kompromisu. Hebrajczycy nazywali swoje bóstwo J..., Egipcjanie określali je mianem Atona (co przeszło w hebrajskie Adonai) - wszyscy wiedzieli, że chodzi o tego samego Boga.

Osman niestety nie zgłębia tematu plag egipskich i epizodu z rozstąpieniem się wód Morza Czerwonego. Panowanie Ramzesa I było jednak zadziwiająco krótkie - trwało tylko dwa lata. Jeśliby więc znaleziono ślady jakichś kataklizmów w Egipcie gdzieś między 1295 a 1290 r. p.n.e. lub między 1335-1333 p.n.e. (zależnie od datowania rządów poszczególnych władców), to wiele by to wyjaśniało...


Po Ramzesie I rządy objął Seti I. Był on znany jako zdolny dowódca wojskowy, który wyprawiał się do Syrii. Ze źródeł egipskich wynika, że walczył z tajemniczymi Semitami na Synaju. Czyżby to byli zwolennicy Echnatona/Mojżesza? Później toczył z nimi boje na terenie obecnej Jordanii. Czyżby ta sama grupa się tam przemieściła? Stella postawiona przez jego wnuka Marneptacha mówiła o tym, że "Izrael został podbity". Sugerowała ona, że stało się tak za rządów poprzedników tego faraona, z tej samej dynastii. 



Zarówno Mojżesz jak i Echnaton nie mają grobów. (Gwoli ścisłości: Echnaton miał przygotowany grobowiec w Egipcie, ale nigdy w nim nie spoczął.)  Według Biblii, Mojżesz miał umrzeć przed wkroczeniem do Ziemi Obiecanej. To była kara boska za to, że użył swojej laski, by wydobyć wodę ze skały i napoić spragniony lud. To bardzo dziwny fragment Biblii. Talmud opisuje ponadto, że Mojżesz toczył walkę z aniołem śmierci. To sugeruje starcie zbrojne. Freud postawił hipotezę, że Mojżesz został zabity przez przedstawicieli swojego ludu, rozczarowanych jego przywództwem i narzuconymi im rygorami religijnymi. Osman sugeruje natomiast, że Mojżesz/Echnaton został zabity przez wojska egipskie Setiego I. Wcześniej użył on swojej laski, by otworzyć bramy egipskiej twierdzy, tak, by jego lud mógł skorzystać z tamtejszej studni. Wiadomość o przejęciu twierdzy szybko jednak dotarła do wojsk faraona, które uderzyły na rebeliantów. Echnaton/Mojżesz poniósł śmierć w tej walce, a po triumfie faraona Setiego I powstała nowa wersja opowieści o starciu Horusa z Setem na Synaju.

Po Mojżeszu zostały Izraelitom dwie pamiątki: Arka Przymierza i Wąż Miedziany. Pierwsza z nich zaginęła. Druga została zniszczona przez judzkiego króla Ezechiasza, który uznał ją za przejaw straszliwego pogaństwa.



"On to usunął wyżyny, potrzaskał stele, wyciął aszery i potłukł węża miedzianego, którego sporządził Mojżesz, ponieważ aż do tego czasu Izraelici składali mu ofiary kadzielne - nazywając go Nechusztan." (2 Krl 18,4).

O tym Wężu więcej będzie w  kolejnej (ostatniej) części serii Exodus.

***

W okresie świątecznym Rassija znów pokazała swoje prawdziwe oblicze. Azerski samolot lecący z Baku do Groznego, został uszkodzony w wyniku eksplozji rakiety przeciwlotniczej. Zakazano mu lądowania w Groznych i Mineralnych Wodach, kierując go na lotnisko w kazachskim Aktau. Przy okazji zakłócano mu sygnał GPS, tak by rozbił się w Morzu Kaspijskim i by dowody zestrzelenia zniknęły. Tylko mistrzowskim umiejętnościom pilotów można zawdzięczać to, że zdołali oni "posadzić" samolot na lądzie i połowa pasażerów przeżyła. 

A teraz porównajmy to sobie z rosyjskim mataczeniem w sprawie Smoleńska. Ktoś w komentarzach zaproponował tu kiedyś teorię wielowariantowego zamachu - najpierw celowo "wadliwe" sprowadzanie samolotu przez kontrolerów lotu, gdy to nie wyszło: rakieta wystrzelona z Miga, a potem "dla pewności" ładunki wybuchowe wewnątrz samolotu. W azerskim samolocie trafionym odłamkami rakiety nad Groznym chyba (?) nie leciał nikt szczególnie ważny, w Tupolewie nad Smoleńskiem było natomiast mnóstwo ludzi, których śmierć ucieszyła rosyjski reżim.

***

Nie wiem, jak będą wyglądały Wasze imprezy Sylwestrowe. Mam nadzieję, że nie jak u Diddy'ego :) 



Ale niech będzie wystrzałowo i radośnie! Przyjaciołom, fanom i sympatykom życzę: samych sukcesów w Nowym Roku! 

Ktoś tu narzekał, że nie było Tessy w życzeniach świątecznych, więc wrzucam ją w noworocznych.





sobota, 26 sierpnia 2023

Krótka Historia Sabotażu Lotniczego: Prigożyn

 


Ilustracja muzyczna: Akim Apaczew - Lieto i Arabelety

Lieto i arabalety, z Wagnera zrobili kotlety...

Teorie mówiące, że czerwcowy pucz wagnerowców był "maskirowką" i "szachami 4D Putina", w spektakularny sposób zderzyły się z ziemią. Po raz kolejny mamy dowód na to, że owe mityczne "szachy 4D" polegają na tym, że Putin stawia klocka na środku szachownicy, a po tym krzyczy: "A udowodnij, że to ja nasrałem!". Sprawdzało się to w czasach resetu, ale teraz nikt mu nie wierzy poza skrajnymi zjebami typu Scott Ritter czy Panasiuk.



W przypadku historii z Prigożynem owszem mieliśmy do czynienia z maskirowką. Ale polegała ona na przekonywaniu go, że jest bezpieczny. To dlatego przez dwa miesiące traktowano go w Rosji tak zadziwiająco łagodnie. To dlatego pozwolono mu nadal prowadzić interesy, a nawet zdobywać kontrakty rządowe. To dlatego pozwolono mu brylować na szczycie Rosja-Afryka w Sankt Petersburgu. Wszystko to służyło temu, by uśpić jego czujność. A on uwierzył, że może sobie spokojnie latać nad Rosją. 

A potem postanowiono zabić go w aż zbyt oczywisty sposób. W drugą miesięcznicę puczu. W prywatnym Embraerze Prigożyna zginęło 10 osób (Prigożyn, Uktkin, kilku jego współpracowników, dwóch pilotów i stewardessa), czyli tyle samo, co w latającym stanowisku dowodzenia zestrzelonym przez wagnerowców w trakcie puczu. Siły powietrzno-kosmiczne tamtego incydentu nie zapomniały. 

Utrata przez samolot skrzydła i początek jego rozpadu nad ziemią jest oczywistym śladem eksplozji. Tylko Maciej "Mały Kutasek" Lasek oraz podobne mu kreatury mogą twierdzić inaczej. Obrażenia odniesione przez pasażerów uprawdopodobniają eksplozję. (Prigożyna rozpoznano po charakterystycznym, skróconym palcu u dłoni.) 



Kwestią otwartą jest to czy to była rakieta, czy bomba umieszczona wcześniej w samolocie. O rakiecie obrony przeciwlotniczej mówiły wczesne źródła rosyjskie. Teza o bombie pojawiła się na podstawie wcześniejszego wpisu stewardessy o dziwnej naprawie Embraera przed wylotem. Z czymś się Wam to kojarzy?

Komitet Śledczy rozpoczął oczywiście dochodzenie w sprawie "złamania zasad bezpieczeństwa w trakcie lotu". Wersja z bombą może być jednak dla niego wygodna. Już niektórzy rosyjscy propagandyści twierdzą bowiem, że bombę podłożyli "terroryści". Oczywiście ukraińscy, natowscy, neonazistowscy terroryści. I cioty od Wagnera będą musieli tą wersję przełknąć. A Prigożynowi wyprawi się państwowy pogrzeb - podobnie jak Żerynowskiemu i Diarrhei Duginównie.

Czy to oznacza jednak, że spada zagrożenie na granicy z Białorusią? Niekoniecznie. W grę wciąż może wchodzić scenariusz, w którym dojdzie co kontrolowanej utylizacji wagnerowców. Wyśle się ich w samobójczą, beznadziejnie głupią misję, w której zostaną zmasakrowani jeszcze bardziej niż podczas bitwy o pole Conoco. Baćka musi być teraz bardzo niespokojny. Twierdzi, że nigdy nie dawał Prigożynowi gwarancji bezpieczeństwa. Zapewne na pewien czas zrezygnuje z lotów... 



Pamiętacie jak mówiono, że Putin nie mógł dokonać zamachu w Smoleńsku, bo gdy pojawił się na miejscu zbrodni miał minę jak zbity pies? No to przyjrzyjcie się jak mówił o śmierci Prigożyna. Jak nie potrafił złapać kontaktu wzrokowego z kamerą. Takie kiepskie aktorstwo go zdradza. Jeśli robi minę taką jakby miał zatwardzenie, minę smutnego Zgredka, to po prostu jest wzruszony, że udało mu się kogoś zabić.

Ps. Anonimowym cwelotrollom z Olgino nawiedzających tego bloga, składam kondolencje z powodu śmierci ich pracodawcy. :)

sobota, 8 kwietnia 2023

Śmierć Władlena - rosyjskiego p*dryla

 


Początkowo liczyłem na to, że zamach na Władlena Tatarskiego (Maksa Fomina), jednego z najpopularniejszych rosyjskich blogerów-propagandystów, jest spektakularną akcją w stylu Narodnej Woli, przeprowadzoną przez jakąś Czerwoną Jaskółkę.  Akcją pięknie przy tym zaplanowaną. 200 gram trotylu w figurce wręczonej celowi zamachu. Detonacja w momencie, gdy ktoś z sali spytał dlaczego ukraińskie mosty nie są wysadzane w powietrze. Zapomniałem jednak na chwilę, że od czasów Narodnej Woli rosyjskie służby uwielbiają przeprowadzać takie zamachy rękami rewolucjonistów. Nie zdziwiłbym się więc, gdyby bezpośrednia wykonawczyni została wrobiona w dostarczenie statuetki na imprezę. 

Zlikwidowany Władlen (pseudonim oczywiście od Włodzimierza Lenina) był zwyczajnym kryminalistą, który odsiadywał w Donbasie wyrok za napad na bank. Został uwolniony przez separów i do nich dołączył. Był też wojującym pederastą, twierdzącym, że "wojna jest najlepszą gejparadą" i fantazjującym o spotkaniu "gejowskich samurajów, gejowskich Spartan, gejowskich SS-manów".  Jego publicystyka mocno przypominała wynurzenia Ronalda Robiącego Laseczki. Najczęściej wkurzał nią jednak rosyjskich wojskowych. Domagał się przecież dymisji i kary śmierci dla różnych generałów i krytykował sposób prowadzenia wojny. W końcu ten degenerat się doigrał, a przy okazji przekazano ostrzeżenie dla Prigożyna. Wszak do zamachu doszło w jego kawiarni.

Według Generała SWR, Putin sam zatwierdził likwidację Władlena. Stwierdził, że był on tylko "szkodnikiem, który przeszkadzał". Określał go mianem "Tatarska" i zażartował, że zamiast Orderu za Męstwo powinien mu wręczyć Order za Sodomię. Te złośliwości to kolejna silna poszlaka wskazująca na to, że General SWR jest głosem GRU, a szczególnie tej frakcji, która ryje pod Putinem (mamy do czynienia z powtórką sytuacji z czasów Kubańskiego Kryzysu Rakietowego). Oczywiście autor owego telegramowego bloga nie pisałby o sobie jako o "generale GRU", a podszywanie się pod "generała FSB" byłoby uwłaczające dla ludzi z wywiadu wojskowego. Stąd pseudonim "generał SWR" - co prawda SWR to cywilna służba, ale zdecydowanie lepiej się kojarząca niż FSB. Stąd też sugestie, że za odstrzeleniem pedryla Władlena stoi znienawidzone FSB. 

***


W USA doszło natomiast w ostatnich dniach do szopki mającej na celu zapewnienie Trumpowi wygranej w republikańskich prawyborach.  To szopka, bo upolityczniona prokuratura nowojorska sięgnęła po zarzuty przeciwko Trumpowi, które nie elektryzują opinii publicznej. Zrobią z niego tylko męczennika gnojonego przez system. (Warto to porównać z praktyką prokuratora Bragga wobec zwykłych bandziorów - których traktuje on bardzo łagodnie.) Demokraci liczą oczywiście na to, że Trump przegra wybory prezydenckie z Bidenem. To jest jednak ryzykowna strategia. Bo co jeśli na przykład recesja i inne czynniki doprowadzą do załamania poparcia dla Bidena? Takiego, którego nie da się przykryć dosypaniem 2 proc. głosów? 

***



W trakcie wizyty Zełenskiego w Warszawie słychać było dźwięki otwierania parasoli w d... onucowców. Skupili się na jojczeniu na Order Orła Białego dla prezydenta Ukrainy. (Onucowcy oczywiście nie wiedzą, że przyjętą praktyką jest wręczanie tego orderu przywódcom zaprzyjaźnionych państw. ) Jakoś miliczeli na temat wielkiego kontraktu na dostawę 150 Rosomaków na Ukrainę, sfinansowanego przez USA i UE. "Romantycy. Słudzy narodu ukraińskiego. Dramat Polski" - jojczył Marcin Palade, promujący wcześniej Sykulskiego. Onucowcy musieli też nieźle pochlipywać z żalu podczas przemówień obu prezydentów na dziedzińcu Zamku Królewskiego.  Jakoś za to nie było słychać komentarzy libków do słów Zełenskiego o tym, że "nasz wspólny wróg będzie ponosił odpowiedzialność za Bykownię, Buczę, Katyń i Smoleńsk".   Maciej Lasek, TVN i "Wyborcza" spały, gdy głoszono takie "teorie spiskowe"? Czy Tomasz Piątek będzie teraz przekonywał u Marcina Roli, że Zełenski to "rosyjski agent", a cała wojna to "teatrzyk dla gojów"?


***

Szanownym Czytelnikom życzę Wesołych Świąt Zmartwychwstania Pańskiego! Niech te święta będą radosne i zwycięskie jak w Wilnie w kwietniu 1919 roku!


sobota, 15 kwietnia 2017

Największe sekrety: Prometeusz - Kiedy znowu będzie wojna



25 kwietnia 1945 r. w pobliżu miasta Torgau nad Łabą spotkali się amerykańscy i sowieccy zwiadowcy. Dwóch żołnierzy z sojuszniczych armii podało sobie ręce. Legenda mówi, że jeden z nich był czarnoskóry a drugi był Azjatą. O ile Afroamerykanie rzadko wówczas trafiali na pierwszą linię walki, to w Armii Czerwonej rzeczywiście często można było wówczas spotkać sołdatów o skośnych oczach. Biała męska populacja ZSRR była wówczas mocno wyniszczona i kraj sięgał bardzo głęboko do swoich rezerw demograficznych - po poborowych którzy ledwo rozumieli komendy wydawane w języku rosyjskim, nigdy nie widzieli dużego miasta i wywodzili się z ludów, których carska administracja bała się wcielać do armii. "Wyzwalane" narody miały skojarzenia ze średniowiecznymi najazdami tatarskimi.

Ilustracja muzyczna: Taylor Swift - Wildest Dreams



Gen. George Patton, legendarny, okryty chwałą dowódca amerykańskiej 3-ej Armii, mówił wówczas, że USA powinny uzbroić Hunów (tak w czasie I wojny światowej nazywano Niemców) przeciwko Mongołom (czyli Sowietom), zanim Mongołowie zaatakują. Po takich uwagach został prewencyjnie przesunięty na boczny tor, do kierowania armią historyków wojskowości. Gen. William Donovan idący w odstawkę szef likwidowanej służby wywiadowczej OSS uznał jednak, że Patton będzie groźny po powrocie do kraju, gdzie będzie głośno mówił jak naprawdę ta wojna przebiegała, kim są sowieccy sojusznicy i kto popełnił jakie błędy w alianckim dowództwie. Jak wskazuje amerykański historyk Robert Wilcox w swojej książce "Cel Patton", Donovan zawiązał spisek na życie gen. Pattona wspólnie z Sowietami. Argumentował, że Patton może wywołać III wojnę światową. Przedostatni Bóg Wojny dostał jednak o tym spisku ostrzeżenie - mjr Steven Skubik z wywiadu wojskowego poinformował go o szykowanych zamachach. Dostał te informacje od środowisk ukrainskich - Stepana Bandery, gen. Pawło Szandruka (oficera przedwojennego Wojska Polskiego, dowódcy Ukraińskiej Armii Narodowej, odznaczonego przez gen. Andersa orderem Virtuti Militari) i prof. Romana Smal-Stockiego z Ruchu Prometejskiego. Powoływali się oni na wiedzę od swoich wtyczek w NKGB, czyli prawdopodobnie ostrzeżenie pochodziło od ludzi Berii. Pattonowi udało się wybrnąć z dwóch prób zamachów, został ranny w ostatnim, przeprowadzonym przez Douglasa Bazatę, zabójcę z OSS i ostatecznie otruto go w szpitalu.

Flashback: Największe sekrety - Śmierć Przedostatniego Boga Wojny



Po drugiej stronie powstającej Żelaznej Kurtyny zwolenników III wojny światowej było dużo więcej. Sowieccy marszałkowie pytali, czemu musieli się zatrzymać na Łabie. Sztemienko i Wasilewski mieli wszak gotowe plany zajęcia reszty Niemiec, Francji i Włoch. Po latach Stalin wspominał w rozmowie z szefem Francuskiej Partii Komunistycznej Mauricem Thorezem, że celem Sowietów było dojście do Paryża. Latem 1945 r. poważnie myślano na Kremlu czy nie rzucić "400 dywizji" dalej na Europę. Kwestią wywołującą największe dyskusje nie było to, czy to zrobić, tylko jak szybko zrobić. Otrzeźwienie przyszło podczas Konferencji Poczdamskiej. Stalin został powiadomiony przez Berię o tym, że Amerykanie przetestowali broń o ogromnej sile rażenia - bombę atomową. Wkrótce potem USA przeprowadziły kolejne testy bomby - w Hiroszimie i Nagasaki. Stalin słusznie uznał, że zrzucając tak potężną broń na kraj, który szukał możliwości honorowej kapitulacji, chcieli oni przede wszystkim odstraszyć Sowietów przed głupimi pomysłami takimi jak kolejny "marsz wyzwoleńczy" na Europę. I skutecznie odstraszyli.



W trakcie wojny nieufność Stalina do Berii rosła. Podsłuchano jak w 1943 r. Stalin nazwał go po gruzińsku "zdrajcą". Przez ostatnie dwa lata wojny stopniowo ograniczał mu uprawnienia, reorganizując tajne służby i tworząc mu konkurencję w postaci Smierszu. W podbitych krajach doradcy z NKWD zawsze byli dublowani przez doradców ze Smierszu, którzy pilnowali ich prawomyślności. Ludzie Abakumowa szukali dowodów na zdradę ludzi Berii. Stalin nie pozbył się jednak Berii całkowicie, gdyż w 1941 r. partyjna wierchuszka wyrwała mu część władzy a uderzenie w Berię mogłoby zachęcić ją do konsolidacji oporu, Beria mógł zachować gdzieś za granicą materiały z teczki Stalina z Ochrany a poza tym czasem bywał przydatny - dostarczał dobrych informacji na temat amerykańskiego programu atomowego. Informacji, opatrzonych często sceptycznymi komentarzami, ale prawdziwych. W sierpniu 1945 r. Beria został więc odsunięty od służb (gdzie zachował jednak swoje wtyczki) i oddelegowany do projektu budowy sowieckiej bomby atomowej. Zdawał sobie sprawę, że jeśli w ciągu kilku lat nie podoła zadaniu, nic go nie uratuje.



Wkrótce po tym jak Beria został odsunięty od służb specjalnych, doszło do paraliżu sowieckiej działalności szpiegowskiej w USA. Wstępem do tego wstrząsu był dziwny epizod z 1943 r. Do FBI trafił list, w którym wskazywano szefa sowieckiej rezydentury Wasilija Zarubina oraz jego żonę jako niemieckich i japońskich agentów. Wspominano w nim, że Zarubin ma problemy psychiczne po tym jak brał udział w egzekucjach polskich oficerów w Katyniu. Wymieniono również nazwiska innych członków sowieckiej siatki szpiegowskiej, np. Grigorija Chajfeca i Earla Browdera oraz wskazano w jaki sposób można ich zmusić do współpracy. W 1944 r. przeszedł na stronę Amerykanów sowiecki agent Wiktor Krawczenko - niespecjalnie go ścigano. We wrześniu 1945 r. zdezerterował szyfrant sowieckiej ambasady w Ottawie Igor Guzenko i wydał kanadyjskim służbom niemal całą sowiecką siatkę szpiegostwa nuklearnego. Dzięki niedbalstwu sowieckich szyfrantów (wielokrotnemu wykorzystywaniu tych samych jednorazowych kombinacji kodowych) Amerykanom udało się zaś złamać kody używane przez tajne służby ZSRR.  Mieli sporą część ich agentury na talerzu - rozpracowywali ją w ramach programu Venona.W 1945 r. zdezerterowała z sowieckiej siatki Elisabeth Bentley, która wystawiła później FBI 80 agentów. Na odchodnym Beria zarządził, by wstrzymać operację szpiegostwa nuklearnego w USA i wykorzystywać sprzyjających Sowietom zachodnich naukowców jedynie do propagandy rozbrojeniowej. Od listopada 1945 r. do września 1947 r. praktycznie nie było już sowieckiego szpiegostwa w Stanach Zjednoczonych. Beria i Mierkułow zostawiali następcom zrujnowany wywiad.



Sam nie potrzebował już świeżych informacji dotyczących bomby atomowej. Materiał zgromadzony w latach wojny był wystarczający. Jerrold i Leon Schecter w książce "Kompromitujące sekrety Ameryki" wskazali, że największy problem sowieckim kadrom naukowym zgromadzonym przez Berię (Igorowi Kurczatowowi, Andriejowi "Ekstremalnemu Pojebowi" Sacharowowi) stworzyło tłumaczenie anglojęzycznych terminów technicznych na rosyjski. Najlepsze sowieckie kadry były mocno zapóźnione wobec zachodniej nauki i przez cztery lata biedziły się nad zrozumieniem o co chodzi z tą całą bombą atomową. Dla sporej części z nich praca w tajnych ośrodkach badań nuklearnych była rodzajem wakacji. Dobrze karmiono a Beria pozwalał na swobodę badań i wymianę myśli. Wciągał do projektu też naukowców szykanowanych przez partyjnych ideologów oraz akademickie mendy - m.in. genetyków sprzeciwiających się tezom Miczurina i Łysenki.



W trakcie drugiej wojny światowej funkcjonariusze sowieckich służb byli zszokowani tym jak chętnie i entuzjastycznie zachodni naukowcy przekazywali im nuklearne sekrety. Ludzie tacy jak Klaus Fuchs, Morris Cohen, Harry Gold, David Greenglass, Theodore Hall, Allan Nunn May, Morton Sobell czy Bruno Pontercovo szpiegowali dla Sowietów nie biorąc za to ani kopiejki. To dla ich oficerów prowadzących było aż zbyt piękne, by było prawdziwe. Długo podejrzewano więc, że cała historia z bombą atomową to tylko aliancka operacja dezinformacyjna mająca sprawić, by ZSRR marnował siły i środki na nierealny projekt.



A co mogli sobie pomyśleć, gdy z sekretami dotyczącymi brytyjskiego programu nuklearnego i radaru zgłaszał się do nich baron Victor Rothschild? Według australijskiego historyka Rollanda Perry'ego, ów nestor bankierskiego rodu, człowiek z samego serca brytyjskiego establiszmentu, długoletni oficer MI5 i doradca kilku rządów, był sowieckim szpiegiem.  Przyznał mu to w latach 90-tych Jurij Modin, były oficer prowadzący Piątki z Cambridge, z którą Rothschild się przyjaźnił. (To on rekomendował przyjęcie Anthony'ego Blunta do MI5.) Oskarżony arystokrata pieniądza ze łzami w oczach w 1986 r. zaprzeczał, że był szpiegiem ZSRR. Oczyszczała go osobiście z zarzutów Margaret Thatcher.



Chyba najlepszym dowodem na to, że technologię nuklearną celowo przekazano ZSRR są "Dzienniki majora Jordana".  Mjr George Jordan był jednym z oficerów realizujących lotniczą część dostaw Lend-Lease do Związku Sowieckiego. Prowadził on skrupulatne notatki na temat swojej pracy i tego, co wywożono tą drogą z USA. Z jego zapisków wynika, że do Sowietów trafiały w ten sposób materiały rozszczepialne. Zdarzało mu się nielegalnie kontrolować sowieckie przesyłki dyplomatyczne i znajdował w nich dokumentację dotyczącą projektu "Manhattan". Informował o tym zwierzchników a po wojnie składał zeznania w tej sprawie w Kongresie. Za transfery technologii obwiniał głównie Harry'ego Hopkinsa, najbliższego doradcę prezydenta Roosevelta. Ale można powiedzieć, że Hopkins nie był jedyny. To była świadoma polityka mająca na celu wsparcie ZSRR w roli mocarstwa zagrażającemu reszcie świata, tak by USA mogły przejąć kontrolę nad kapitalistyczną częścią świata. Jak to obrazowo ujął Robert Kiyosaki: Związek Sowiecki dostał wszystko od USA, nawet bombę atomową, a kiedy przestaliśmy go żywić, upadł a Zimna Wojna się skończyła.



Przecieki odbywały się jednak w obydwie strony. W październiku 1947 r, zbiegł na Zachód G. A. Tokajew, wysokiej rangi funkcjonariusz sowieckich służb, współpracownik Berii. Ostrzegał, że Stalin szykuje III wojnę światową i przekazał zachodnim służbom informacje o sowieckim programie rakietowym. W lutym 1948 r. sir William Stephenson, były łącznik między brytyjskimi oraz amerykańskimi służbami, poinformował Amerykanów, że we wrześniu 1949 r. ZSRR będzie miał bombę atomową. Przyznał, że mają kreta w sowieckim programie nuklearnym. W lipcu 1948 r. Klaus Fuchs ostrzegał MGB, że MI6 ma szpiega w programie atomowym ZSRR. 29 sierpnia 1949 r. pod Semipałatyńskiem przeprowadzono pierwszy test sowieckiej bomby atomowej RDS-1. Gen. Nikołaj Własik, szef ochrony Stalina, stwierdził później, że szykował się wówczas do aresztowania Berii. Bomba została z sukcesem przetestowana na tydzień przed planowaną datą aresztowania. Stalin odwołał nakaz pojmania byłego szefa NKWD. Beria ocalił życie i wrócił do łask.



Stalin posiadając bombę atomową poczuł się wszechmocny. Przygotowania do kolejnej wojny światowej prowadzone były nieprzerwanie od 1945 r., co zaowocowało m.in. kolejnym wielkim głodem w ZSRR w drugiej połowie lat 40-tych, falami czystek w wojsku, wśród inteligencji, w partii (sprawa leningradzka), gwałtowną rozbudową przemysłu ciężkiego i coraz większym podporządkowaniem, terroryzowaniem i zmilitaryzowaniem krajów satelickich. Po pierwszym udanym teście nuklearnym, wszystkie te procesy przyspieszyły. W lutym 1950 r. wydłużono służbę wojskową w siłach lądowych z dwóch do trzech lat, w lotnictwie do czterech, w marynarce wojennej do pięciu. Wciąż w armii służyli nie zdemobilizowani żołnierze powołani w trakcie wojny. Przeprowadzono pierwsze manewry w Arktyce i rozmieszczono na Czukotce 14-tą Armię Powietrznodesantową mającą zaatakować Alaskę. W MGB powołano Biuro nr. 1 mające dokonywać ataków dywersyjnych, sabotażu, zamachów terrorystycznych za granicą oraz likwidować zachodnich przywódców. Opracowano plany uderzenia na amerykańskie bazy w Europie i na porty zachodniego wybrzeża USA.Na pacyficznym wybrzeżu ZSRR zbudowano stocznię mogącą wypuszczać dwa krążowniki i cztery łodzie podwodne rocznie. Rozpoczęto prace na atomowymi okrętami podwodnymi, śmigłowcami bojowymi, odrzutowymi oraz turbośmigłowymi bombowcami a także rakietami dalekiego zasięgu. W styczniu 1951 r. na konferencji w Moskwie odbyła się konferencja przywódców partii komunistycznych i szefów sił zbrojnych całego bloku. Marszałek Sztemienko mówił o gotowości do 1953 r. zbudowania wojsk potrzebnych do pokonania NATO. Marszałek Rokossowski wskazywał, że PRL mogą być one gotowe dopiero w 1956 r. Stalin mu przerwał mówiąc: "Jeśli Rokossowski może zagwarantować, że przed 1956 r. nie będzie wojny, można pozostać przy poprzednim planie, ale jeśli nie, lepiej przyjąć propozycję Sztemienki." Zapowiedział też, że ma zamiar zająć całą Europę. W listopadzie 1951 r. zaczęto w ZSRR szkolić enerdowskich pilotów wojskowych i rozpoczęto program forsownej militaryzacji NRD. Hillary Minc mówił do jednego ze swoich podwładnych: "Musimy być przygotowani na najgorsze. Wojna może wybuchnąć za rok, najdalej za dwa lata. Przestawiamy gospodarkę na produkcję wojenną". Sowieckie wydatki na zbrojenia wzrosły o 60 proc. w 1951 r. i o dodatkowe 40 proc. w 1952 r. Stan liczebny Armii Czerwonej wzrósł z 2,9 mln żołnierzy w 1949 r. do 5,8 mln w 1953 r. W 1952 r. Stalin nakazał szybko sformować 100 dywizjonów bombowców odrzutowych i wielkiego zgrupowania pancernego w Europie Środkowej mającego dokonać "tacyńskiego" rajdu na lotniska NATO w Niemczech.
Wiara części Żołnierzy Wyklętych w rychłą III wojnę światową była więc w pełni racjonalna...



Przygrywką do konfrontacji na pełną skalę była wojna koreańska. Podjęto decyzję o jej wywołaniu po teście nuklearnym z sierpnia 1949 r. Z inicjatywą wyszedł Mao, który uważał, że taki konflikt będzie oznaczał ogromny transfer technologii wojskowej z ZSRR do Chin.




Grubego Kima nie trzeba było do tego namawiać. Amerykanie we wrześniu 1949 r. wycofali zresztą wojska z Korei Płd. a sekretarz stanu Dean Acheson stwierdził, że Korea leży poza amerykańską rubieżą obronną na Pacyfiku. Lepszego zaproszenia do ataku nie było trzeba. 25 czerwca 1950 r. północnokoreańska armia runęła na Seul. We wrześniu 1950 r. uciekała na Północ pobita przez Ostatniego Boga Wojny gen. Douglasa MacArthura. Do akcji musieli wejść Chińczycy i sowieckie lotnictwo. Stalin uznał, że zwyciężył a Korea pokazała słabość armii amerykańskiej. Nie mógł się bardziej pomylić. Amerykanie oraz ich sojusznicy wielokrotnie pokazali tam swoją wyższość - jedynie oligarchowie z Waszyngtonu nie pozwolili im na zmiażdżenie komuny. Jak później zeznał w Kongresie płk Philip J. Corso, ta wojna była realizacją strategii NSC "nie wygrywać". Konflikt miał być utrzymany bez rozstrzygnięcia. Jak zauważył Yanis Varoufakis w "Globalnym Minotaurze" pozwolił on Amerykanom odbudować gospodarkę Japonii oraz innych krajów Azji w ramach systemu z Bretton Woods. Stalin myślał jednak, że wygrywa. W październiku 1952 r. przyjmował Czou En-laja i poinformował go o swoich planach podboju Europy. Czou stwierdził, że ChRL chce zbudować armię liczącą 3,2 mln żołnierzy. Stalin odparł: "To jest minimum". Czou mówił też o 150 pułkach lotniczych. "To za mało, potrzeba 200" - odrzekł sowiecki dyktator.

Cała partyjna wierchuszka była świadoma, że wojna będzie oznaczała jej koniec. Monitowali do Stalina, że kraj nie jest przygotowany do wojny. On ich zbywał. Wiedział, że ma niewiele czasu a chciał się zapisać w historii jako zdobywca Europy. Zanim zrealizuje te plany będzie musiał się jednak pozbyć ludzi, którzy pamiętali w jakim stylu dowodził krajem i wojskiem podczas drugiej wojny światowej. Szykowała się powtórka z 1937 roku...

***

Podkomisja dra Berczyńskiego opublikowała ciekawą i dobrze zrobioną prezentację, która przekonała do teorii zamachowej ostro antypisowską prof. Staniszkis (do obejrzenia tutaj). Stwierdzono tam, że w jednej z 20 pobranych próbek znaleziono ślady ładunku inicjującego "bomby termobarycznej". Krytycy albo mówili, że przecież wybuch nie został zarejestrowany na nagraniach rozmów z kokpitu - które to nagrania znamy w kilku sprzecznych ze sobą wersjach, różniących się długością zapisu, pełnych anomalii i będących kopiami łaskawie nam udostępnionymi przez rosyjskie służby, którym jak wiadomo należy zawsze ufać. Reagowano też w stylu "bomba termobaryczna, ha ha ha, co to k...wa jest?". Nie wymagający wiele wysiłku rzut oka do Wikipedii pozwala się dowiedzieć, że z amunicji termobarycznej korzystają siły zbrojne m.in. Rosji, USA i Wielkiej Brytanii. Wielokrotnie używano jej w konfliktach zbrojnych i akcjach antyterrorystycznych, np. przy szturmie szkoły w Biesłanie. Rosyjskie siły powietrzne dysponują rakietami z głowicami termobarycznymi. Pułk wyposażony w taką amunicję 10 kwietnia 2010 r. akurat prowadził niespodziewane ćwieczenia jakieś 35 km od Smoleńska.
Co ciekawe, nikt, nawet białoruski astronom Paweł Artymowicz i dr Lasek, nie zakwestionował tego, że w jednej z próbek znaleziono ślady ładunku inicjującego. Nikt nie powiedział: "To nie były ładunek inicjujący, tylko damskie perfumy, kiełbasa lub kamień filozoficzny". A to o tyle interesujące, że moi informatorzy już kilka lat temu wskazywali że Tupolew został zestrzelony rakietą z głowicą termobaryczną. Pisałem o tym tu i tu. Opisali to również autorzy znakomitej książki "Zbrodnia smoleńska. Anatomia zamachu".

O całej sprawie dobrze napisał bloger Matka Kurka.

" Sam byłem jednym z tych, którzy niemądrze wierzyli w pomoc „sojuszników”, ale przecież wystarczy na chwilę ochłonąć, by zrozumieć oczywistą rzecz. Gdyby w Smoleńsku doszło do zwykłego wypadku, to nagrania z satelity dostarczyliby sami Ruscy i Tusk dla świętego spokoju pokazałby materiały z USA, czy innych części świata. Nic takiego się nie stało za PO i nic takiego się nie dzieje za PiS.

Wniosek? Prosty i dramatyczny jednocześnie, Smoleńsk to nie wypadek, ale tak poważna sprawa, że Ruscy i Amerykanie siedzą cicho, bo co oznacza potwierdzenie planowanego strącenia samolotu NATO wiemy wszyscy. Mamy do czynienia ze sprawą, która nie tylko dla Polaków jest wielką tajemnicą, ale z oczywistych względów wiele dowodów jest skrywanych przed światem, ponieważ konsekwencje ich ujawnienia byłyby co najmniej nieprzewidywalne. Parę dni temu publicznie napisałem, że realnie możemy zrobić dwie rzeczy i te dwie rzeczy jesteśmy ofiarom, rodzinom i Polsce winni.W całości musi być zniesiony szmelc wyprodukowany przez Millera i Laska, jako oficjalna wersja polskiej strony. W ramach tej czynności muszą być oczyszczeni polscy piloci i postawione pod ścianą pijane „szympansy” z ruskiej wieży. Rzecz jasna mówię tu o wskazaniu winnych, bo realnie nie ma żadnych szans na osądzenie ruskich kontrolerów. Druga sprawa to właśnie konsekwentne wydobywanie faktów, wszelkimi dostępnymi metodami, co na szczęście się dzieje. "

A czy zauważyliście, że wiele osób, które rozkręca narrację "Trump=rosyjski agent" jednocześnie uważa, że Rosjanie w Smoleńsku nie zrobili absolutnie nic podejrzanego?

***

Święta Wielkanocne są świętami nadziei. I w tą nadzieję warto wierzyć. Kto by się pięć lat temu spodziewał, że w USA będzie rządził prezydent wywołujący krwawą sraczkę u lewicowych liberałów z całego świata i który później sprawi, że na taką przypadłość zapadną prorosyjscy idioci? Kto by się spodziewał, że Angela Merkel przeczyta Manifest Andersa Breivika i rozpocznie wojnę rasowo-religijną w Europie? Trzeba więc mieć nadzieję, bo historia jeszcze nie raz nas wszystkich zaskoczy.
I tej nadziei, a także miłych, rodzinnych Świąt Wielkiej Nocy życzę Wam, moim Czytelnikom.