wtorek, 14 maja 2013

Syria: jak Assad sprowokował rebelię. Aspekt ekonomiczny

Spora część "prawej" i "narodowej" strony internetu rozpływa się w pochwałach nad syryjskim dyktatorem (Katechonem czy Kutafonem? zawsze mi się to myli...) Baszarem Assadem - kreowanym niemal na wielkiego przywódcę i krześcijańskiego męża stanu. Baszar, według "judeosceptycznej" narracji  zmaga się z rebelią (w której - co muszę przyznać walczą różne typy wzięte z "Mad Maxa", np. ten islamski kanibal pałaszujący serce i chyba śledzionę zabitego assadowca) zesłaną na jego mlekiem i miodem płynącą krainę przez zły spisek amerykańsko-izraelsko-turecko-saudyjsko-katarski-alkaidyjski (rolę libańskich chrześcijan jakoś pomijają...). Zapominają jednak o bardzo ważnym czynniku, który doprowadził do wybuchu rebelii: polityce wewnętrznej "syryjskiego męża stanu". A szczególnie o jego polityce gospodarczej.



Syria jest od blisko 45-lat oficjalnie państwem socjalistycznym, a latach Zimnej Wojny była zapatrzona na sowieckie wzorce. Ominęły ją szaleństwa typu kolektywizacja czy "bitwa o handel", ale za panowania starszego Assada zbudowano tam nieefektywną gospodarkę marnotrawstwa. Syryjskie władze liczyły, że ropa naftowa zapewni im dobrobyt i nie będą się musieli o nic martwić. Podobnie jak Irańczycy fatalnie zarządzali swoimi kurczącymi się złożami, zaniedbali inwestycje w infrastrukturę i w wyniku tego wydobycie ropy osiągnęło swój szczyt w 1996 r. i od tamtej pory zaczęło spadać. Z 610 tys. baryłek dziennie w 1996 r. do 385 tys. baryłek dziennie w 2010 r. Spadek przychodów z eksportu ropy zdemolował syryjskie finanse publiczne. Baszar Assad próbował się ratować współpracując z MFW i wprowadzając postulowane przez Fundusz "reformy". Skończyło się "terapią szokową", na której skorzystali głównie spryciarze z powiązanego z partią BAAS oraz bezpieką biznesu (w większości alawici i chrześcijanie). Na nieumiejętnych reformach stracili głownie średniozamożni oraz biedniejsi sunnici, czyli większość mieszkańców kraju. ( A teraz skonfrontujcie to z bredniami "trzecioświatowych trzeciopozycjonistów" o tym, że: "Syryjskie państwo socjalne i jego publiczna infrastruktura nie ma sobie równych w większości krajów regionu." Jeśli dla duponarodowców tak drogie jest "państwo socjalne", to powinni popierać Arabię Saudyjską lub ZEA, które pod względem "socjału" przebijają inne kraje świata, jeśli podziwiają syryjską infrastrukturę to powinni pojechać do Turcji, Libanu lub Izraela - od Dubaju nawet nie wspominam:)

Jednocześnie ekipa Assada prowadziła fatalną politykę rolną. W latach 2002-2008 zasoby wodne Syrii zmalały o połowę (!) w dużej mierze w skutek nadmiernego zużycia i marnotrastwa. Kraj nawiedziła seria katastrofalnych suszy, dławiące się rolnictwo całkowicie olano w Damaszku. W 2008 r. rząd zniósł subsydia do paliw. Cena benzyny w ciągu jednego dnia skoczyła trzykrotnie, ceny żywności poszły również mocno w górę - w większości była to żywność importowana. Krajowe rolnictwo zostało dobite przez politykę ekonomiczną Assada. Do miast napłynęło wówczas mnóstwo sfrustrowanych migrantów zarobkowych.To właśnie ten eksodus ożywił religijne, społeczne i narodowościowe animozje w Syrii. Nie przypadkowo rebelia przeciwko Assadowi wybuchła w mieście Daara, w centrum rolniczego rejonu, który był wcześniej szczególnie mocno dotknięty przez suszę.
 


Zaczęło się od ludowej rebelii, którą próbowali pokierować intelektualiści (ale w wyniku ostrożnej polityki Obamy stracili już szansę na przywództwo), ale która wpada w ręce zawodowych terrorystów. Swoje zrobił katarski sponsoring rebelii (Katar miał też ekonomiczny interes w destabilizacji Syrii - chciał storpedować powstanie gazociągu z Iranu do Syrii, który umożliwiałby eksport irańskiego gazu do śródziemnomorskich portów i dalej do Europy). Swoje zrobiła polityka Obamy - nie zaangażował się zbyt mocno w popieranie "świeckich" ugrupowań rebelianckich, więc wielu powstańców nie miało większego wyboru - łączyli siły z al-Kaidą, bo ona miała broń i amunicję. Poza tym na popularność dżihadyzmu w Syrii miała wielki wpływ polityka Assada. Jego służby dopieszczały przecież te same komórki al-Kaidy, które teraz wysadzają w powietrze assadowskich żołnierzy. Robiły to, gdy ci "podrzynacze gardeł" zabijali żołnierzy Koalicji w Iraku (m.in. Polaków). Syryjska propaganda kreowała ich wówczas na bohaterów godnych naśladowania. No i Syryjczycy ich teraz naśladują.

Wniosek: Assad to przykład dyktatora, który sam zapiął się w d...pala.

sobota, 11 maja 2013

Sny#6: Demokracja w czasach zombie



Inspirowane legendarnym esejem Cezarego Michalskiego pt. "Demokracja w czasach zombie"

Opening

Czerwonawe światło zachodzącego  Słońca pięknie komponowało się z dymami pożarów unoszącymi się nad Warszawą. Dymił Pałac Kultury, dymiły nowoczesne wieżowce, dymiły blokowiska. W eterze, na wojskowych i policyjnych częstotliwościach błąkały się dramatyczne komunikaty. "Nie możemy się przebić do NBP! Potrzebujemy wsparcia! Powtarzam: wsparcia!!! O k...wa!!! Otoczyli nas i jest ich w ch...!!! Tratata!!! Aaaaa!!!!". Płk Rymarz bezsilnie zacisnął pięści.  Nie mówiąc słowa odszedł od radiostacji i szybkim krokiem wyszedł z pokoju. Przedzierając się korytarzem i schodami między żołnierzami taszczącymi jakieś papierzyska wszedł na dach BBN. Poczuł na twarzy uderzenie wiatru. Łopaty prezydenckiego Bella już się rozgrzewały. Przed śmigłowcem stał jego zwierzchnik Kaiser Soeze, otoczony wianuszkiem generałów, pułkowników i ubranych w garnitury oficjeli. Rymarz podszedł do nich, zasalutował i zameldował:

- Straciliśmy kontakt z oddziałem mającym zabezpieczyć NBP. Wokół BBN wszystko idzie zgodnie z planem. W ciągu pół godziny dokumenty powinny być już zniszczone. Później będziemy bronić lądowiska i czekać na ewakuacje.

Kaiser Soeze, ubrany w generalski mundur, lecz bez wojskowej czapki, pogładził swoje przypruszone siwizną włosy, uśmiechnął się i odparł:

- Nie jestem w stanie zagwarantować kiedy będziemy w stanie zapewnić pańskim ludziom ewakuację. Czy ma pan jakieś pytania?

- Tak. Czy prezydent jest bezpieczny?

Kaiser Soeze uśmiechnął się szeroko i przyjaznym tonem, tak jak dziadek do wnuczka, odparł:

- O to niech pan się nie martwi pułkowniku. BUL był zawsze figurantem. Został już dawno ugryziony. Podobnie jak marszałek Sejmu, Senatu, wicemarszałkowie - tutaj mogę powiedzieć, że wicemarszałek Niesiołowski dzielnie walczył sam gryząc  - premier, ministrowie, tudzież szefowie tych centralnych urzędów, z którymi mieliśmy jeszcze kontakt.

- Kto więc pełni obowiązki prezydenta?

- W obecnej sytuacji ja. Pan pułkownik wybaczy, musimy się już ewakuować - Kaiser Soeze zrobił kilka kroków w tył i stanął w drzwiach śmigłowca. Wyciągnął starego Tokariewa i wręczył go płkowi Rymarzowi mówiąc : - Przyda się panu. Wielokrotnie mi ocalił życie w 1968 r. w Czechosłowacji.

Płk. Rymarz zbaraniały wpatrywał się w ostrzymany dar. Do śmigłowca zaczęli gramolić się wojskowi oraz cywilni oficjele. Rymarz wychwycił wśród nich roześmianych od ucha do ucha profesorów Nałęcza i Kuźniara. Uśmiechł im zgasł, gdy zobaczyli wycelowane w siebie lufy karabinów. Kaiser Soeze przekrzykując silnik Bella oznajmił: - I jeszcze jedno: zostawiam panu profesora Nałęcza i Romka Kuźniara! Na pewno się przydadzą!

Bell poderwał się z hukiem w przestworza wzbudzając tabuny pyłu. Oddalał się na Wschód, za Wisłę... Prof. Nałęcz miał łzy w oczach a Kuźniar gniewnie rzucił: - Obyś rozjebał się o brzozę palancie!

Spadochroniarz lustrujący okolicę z dachu BBN rzucił do kolegi:

- Wygląda to jak w "Resident Evil"

- Chyba jak w "Prezydent Debil" - wyzłośliwiał się jego kolega.

- Daj spokój, każdy może robić błędy...

***
- Ueeehhh.... - jęczał skłębiony tłum zombich nacierających na Krzyż na Krakowskim Przedmieściu.
Tratatatata!!!! - Taśma się kończy! - wrzeszczał Fox zataczając erkaemem coraz szersze łuki.
- Ueeeehhh.... - jęczał skłębiony tłum zombich, który nie bacząc na grad ołowiu konsekwentnie parł w stronę Krzyża pod Pałacem Prezydenckim. Tratatata!!! - Taśma się kończy - wrzeszczał Fox zataczając erkaemem coraz szersze łuki.
"Jest godzina 19.00. Znajdujemy się na Krakowskim Przedmieściu, dla Telewizji Narodowej..." - mówił do turystycznej kamery Eugeniusz Sendecki.
- Ueeeehhh.... - jęczał skłębiony tłum zombich, który nie bacząc na grad ołowiu konsekwentnie parł w stronę Krzyża pod Pałacem Prezydenckim. Trata...ta...ta...tat! - K...wa! Taśma się skończyła!!! Dawać amunicję! - w oczach Foxa płonął dziki ogień. Dawno się tak dobrze nie bawił: panienki, broń palna, rewolucja i możliwość masakrowania lemingozy wyzwoliły w nim ludobójcze instynkty.
- Nie mamy już amunicji - rzuciła Veronica, dziewoja cudnej urody,  ciut psychopatyczna, acz doskonale wychowana, taktowana i posiadająca arystokratyczne maniery a przede wszystkim mająca rzadko dziś spotykaną cechę: psią lojalność. Po chwili dodała: - Mogę ich pociąć  mieczem samurajskim niczym Saeko Busujima w "High School of the Dead", wszak sprawia mi to niekłamaną przyjemność. A kiedy zostaniemy otoczeni, to na wasze życzenie odbiorę wam życie i skieruje wasze dusze w stronę przyszłej polskiej świątyni Yasakuni. Dzielnie walczyliście, więc będziecie czczeni tam jak kami. Wszak kobieta powinna chronić męską dumę.
Oczy Foxa przybrały maślany wyraz a z ust zaczęła mu cieknąć ślinka...
- Ja mam amunicję! - oznajmiła Alice, głupia biuściasta blondynka (bez której każda dobra opowieść o zombie nie może się obejść), prezentując Springfielda M1A1. - Nie umiem tego jednak odczepić... - wskazała na pasek, którym karabin był przywiązany do specjalnej uprzęży, jaką miała na sobie.
Fox zmierzył ją wzrokiem i podekscytowany polecił jej:
- Połóż się na ziemię, plecami w dół. Przepraaaaaaszaaaaaam!!!
Alice posłużyła mu jako podstawka dla karabinu. BANG! BANG! BANG! BANG! BANG! Za każdym razem kiedy posyłał zombim pociski w łeb energia odrzutu przelewała się falą przez piersi Alice wywołując jej stłumione westchnienia.
- Potrafisz się znęcać nad dziewczynami, ale jednocześnie starasz się być dżentelmenem. Jakie to staroświecko, przedwojenno, sanacyjno, militarystycznie wspaniałe... - westchnęła Veronica.
- Dosyć tego! - Michał z Janek xyfka Śledź, konserwatywny bojówkarz obwieszony naręczami czosnku, zrobił się czerwony na twarzy. - Nie dość, że zerżnąłeś tą scenę z jakiegoś zboczonego anime...
- To nie zerżnięcie Śledziu, tylko postmodernistyczny cytat, rodzaj oddania hołdu.... - tłumaczył Fox.
- ...to jeszcze tutaj uskuteczniasz pornografię....
- ...to lekka erotyka Śledziu, nikt tu się jeszcze nie rozebrał...
- ...stygmatyzujesz erotycznie kobiety, depczesz ich godność i obdarzasz je osobowościami będącymi pochodnymi twoich chorych fantazji....
- ...Śledziu używasz argumentów szwedzkich feministek...
- ...z badań psychologów wynika...
- ...z badań Andrzeja Samsona?
- ...że pornografia prowadzi do przemocy wobec kobiet...
- ... a piłka nożna wobec tego sprawia, że jakieś zjeby biegają z maczetami po Krakowie....
- ...Radzę ci więc skończ z tymi swoimi chorymi fantazjami...
...Alice masowała zbolały biust, Veronica podeszła by jej pomóc...
- ... bo to się źle skończy...
- Skończyła to mi się amunicja! - przerwał dyskusję Fox.
Eugeniusz Sendecki skierował kamerę w napierający tłum zombich. Spokojnym głosem relacjonował: -  Napierają w stronę Pałacu Prezydenckiego zupełnie jakby stał tam orzeł z czekolady. Sytuacja przypomina pamiętne dnie i noce z lata 2010 r. W tłumie zombie widzimy nawet zmobie-Dominika Tarasa, zombie-"Niemca" - to ten w różowym podkoszulku. Panie Fox, jak pan to skomentuje dla Telewizji Narodowej?
- No cóż, skończyła nam się amunicja, więc uratować nas może tylko zewnętrzna odsiecz. Potrzebujemy kogoś takiego jak "Skipper" Obrońca Granic w tandemie z kimś tak mądrym jak dr. Targalski vel Darski... Słowem deus ex machina...
Trzask! Oczom naszych bohaterów ukazał się nagle niezwykły widok. Ogromny, pomalowany w wojskowy kamuflaż Humvee wjechał na pełnym gazie w tłum zombie, po czym wykręcił bączka kosząc  kilkanaście żywych trupów "przeciwników Krzyża". Tratatata!!! To "Skipper" Obrońca Granic słał w tłum zombiaków grad ołowiu z erkaemu. - Skończyła mi się taśma! - rzucił do wnętrza samochodu. - Tak tatusiu! Juz podaje! - odparła mała blondwłosa dziewczynka. - Zuziu! Jesteś słodka! - wzruszył się Skipper.
Łup! Drzwi znajdujące się po stronie kierowcy otworzyły się z hukiem zdzielając w łeb zombie-Tarasa. Jucha rozbryzgała się po bruku. Z autka wysiadł dr. Darski z Mauserem C96 w dłoni. - Ueeeeh... - tępo zawył, wpatrując się w lufę zombie-"Niemiec". - Żryj to gówno - rzucił Darski. BAM! Kula rozwaliła łeb żywego trupa. Ekipa spod Krzyża wpatrywała się z ulgą i podziwem w Skippera i Darskiego, który z uśmieszkiem na ustach zagaił: - No i co? Beze mnie nie dajecie sobie rady. Skutki wychowania w Ubekistanie.

Ending

Po endingu: Komandor (późniejszy wiceadmirał) Jaszczur mógł być z siebie zadowolony. Mostek okrętu atomowego Jurij Dołorukij był zaśmiecony zwłokami oficerów rosyjskiej floty a podłoga lepiła się od krwi. - Lepiej, że dorwaliśmy ich my, niż zombie... - westchnął. Kody były wprowadzone, klucze potrzebne do detonacji znajdowały się już w "stacyjce". Współrzędne wprowadzono: Moskwa, Sankt Petersburg, Kaliningrad oraz obiekt "E" - tajny bunkier Kaisera Soeze. - Ognia!- zaordynował Jaszczur.

***

Śmigłowiec z Kaiserem Soeze na pokładzie był jeszcze daleko od celu lotu, gdy mroki nocy rozświetlił  oślepiający błysk. Pokładowe oświetlenie zgasło, silnik się zakrztusił a z deski rozdzielczej poszedł dym. - May day! May day! - pilot wrzeszczał do głuchego radia. Śmigłowiec gwałtownie zanurkował. Kaiser Soeze szukał swojego pistoletu. "Sic transit gloria mundi" - przebiegło mu przez umysł.

wtorek, 7 maja 2013

Gulio Andreotti (1919-2013) - R.I.P.


Ilustracja muzyczna: Gabriel Faure - Pavane

"Wszyscy, którzy radzili mi uprawiać sport już nie żyją"

"Doktor na komisji wojskowej dawał mi dwa lata życia. Do dzisiaj od czasu do czasu odwiedzam jego grób"

Gulio Andreotti

Zmarł Gulio Andreotti vel Boski vel Belzebub - człowiek instytucja, siedmiokrotny premier Włoch, 25 razy minister. Pierwszy raz w rządzie w 1947 r., ostatni w 1993 r. Mąż stanu i filar systemu politycznego Włoch a zarazem zwyczajny mafiozo i być może prawdziwy mistrz loży P2. Świetnie sportretowany w filmie "Il Divo" Paula Sorentino (tutaj zrecenzowałem to dzieło). "Jest strażnikiem czegoś cennego, kimś kto musi mieć dostęp do jakiegoś obcego wymiaru, do którego my nie mamy dostępu" - mówił o nim Federico Fellini. 

(Tutaj  jest świetna scena z filmu "Il Divo", prezentacja frakcji Andreottiego w Chrześcijańskiej Demokracji. A tutaj intro pokazujące serię tajemniczych zgonów - Pecorelli, Calvi, Sindona, Moro... Można by też zrobić taki film o Tusku i Schetynie. :)

Gulio Andreotti gawędzi sobie pewnie teraz w czyścu z papieżem Aleksandrem VI, Niccolo Machiavellim, Benito Mussolinim i Roberto Calvim...

poniedziałek, 6 maja 2013

Czym Izrael uderzył w Damaszek?



Powyższy amatorski filmik przedstawia bombardowanie przedmieść Damaszku (ośrodka wojskowego Dżamraja) przez izraelskie lotnictwo w nocy z soboty na niedzielę. Widać wyraźnie potężny wybuch, który przyjmuje formę grzyba. Odnotowano po tym wstrząs o skali 4 stopni Richtera. Syryjska armia przyznała, że Izrael użył tam "nowego rodzaju broni" (ale na skalę eksplozji wpłynęło pewnie również to, że na miejscu wyleciały w powietrze syryjskie rakiety). Poniższa fotka przedstawia syryjską bazę po bombardowaniu:


W atakach lotniczych miało zginąć i odnieść rany łącznie około 500 żołnierzy z elitarnych proassadowskich oddziałów.  Izraelskie samoloty atakowały m.in. ultralojalną 4-tą Dywizję. Sen. John McCain trafnie zauważył, że "syryjski system obrony przeciwlotniczej nie jest tak straszny jak to malował Szef Połączonych Sztabów gen. Dempsey. Izraelczycy penetrują syryjską przestrzeń powietrzną bez problemu." Syria odgraża się, że ostatni atak stanowił "deklarację wojny". A mają czym odpowiedzieć?

sobota, 4 maja 2013

Kolejne izraelskie uderzenie w Syrii. Irak na skraju wojny domowej



Izraelskie lotnictwo po raz kolejny zaatakowało cele na terenie Syrii - a konkretnie transport rakiet dalekiego zasięgu przeznaczony dla Hezbollahu. Doszło również do przelotu myśliwców IAF nad Bejrutem. Wyraźnie widać, że Tel Aviv jest zaniepokojony działaniami Hezbollahu w Syrii - ostrzegawczo uderza więc dając do zrozumienia, że nie będzie tolerował zdobycia przez szyickich terrorystów nowych systemów rakietowych. Niepokoi go również to, że na terenach kontrolowanych przez Hezbollah stacjonują tysiące irańskich terrorystów z milicji Basiji. W nadchodzących tygodniach można się spodziewać więcej izraelskich ataków na cele w Syrii oraz w Libanie. Tymczasem szyicko-alawicki bloka ma kolejny problem: dyktatorskie zapędy szyickiego premiera al-Malikiego (irańskiej agentury) doprowadziły kraj na skraj wojny domowej. Na prowincji, w "sunnickim trójkącie" uaktywniają się już oddziały dawnego postsaddamowskiego "ruchu oporu". Ten konflikt może być dużo ostrzejszy niż syryjski.

piątek, 3 maja 2013

Największe sekrety: Szaleństwo "Dzikiego Billa" Donovana

Brytyjski premier Harold McMillan stwierdził, że każdy kto spędził więcej niż 10 lat w świecie szpiegów musi mieć poważne problemy z psychiką. Rzeczywiście, tajne służby przyciągają oryginałów i osoby chore psychicznie. Można wskazać tabuny szefów bezpieki z różnych państw, którzy nie byli normalni w ortodoksyjnym, filisterskim tego słowa znaczeniu. Można zdiagnozować ślady chorób psychicznych u wielu ziemnowojennych zdrajców, podwójnych agentów i dezerterów (choćby płk Michał Goleniewski podający się za cudownie ocalałego carewicza Aleksego). Na pewno przypadkiem godnym do zbadania przez psychiatrów był William "Dziki Bill" Donovan - legenda amerykańskich służb, szef OSS, jeden z ojców CIA.



Donovan miał wielu wrogów: przede wszystkim wojskowych i szefa FBI J. Edgara Hoovera. Wojskowi i FBI widzieli w OSS groźną konkurencję dla własnych służb wywiadowczych. W przypadku Hoovera nakładała się na to również niechęć osobista. W latach '20-tych Donovan był jego zwierzchnikiem w Departamencie Sprawiedliwości i współpracowało im się fatalnie. W czasie wojny Hoover obsmarowywał więc "Dzikiego Billa" rozpowiadając, że jest sympatykiem komunizmu i osobą  niekompetentną. Donovan odpłacał mu siejąc plotki, że Hoover to homoseksualista. Gejowskie skłonności Hoovera, wbrew popularnej legendzie nie zostały nigdy udowodnione, ale w oskarżeniach szefa FBI wobec Donovana było dużo prawdy. Szef OSS przyjmował do służby ludzi, którzy nie kryli się ze swoimi komunistycznymi poglądami - np. niemieckiego ekonomistę Juergena Kuczynskiego, sowieckiego a później enerdowskiego agenta. Gdy w 1942 r. wybrał się do Moskwy, biesiadował tam z kierownictwem sowieckiej bezpieki i po powrocie do Stanów podekscytowany ględził jaka to NKWD zajebista służba i że Amerykanie też powinni coś takiego mieć (!). Takie są korzenie późniejszej penetracji CIA przez sowieckie służby - hydry z którą walczył James Jesus Angleton.

A co do niekompetencji Donovana i jego ludzi, zacytujmy fragment książki Tima Weinera "Dziedzictwo popiołów" (podkreślenia autora bloga):

"„Miał nieograniczoną wyobraźnię — powiedział David K. E. Bruce, jego prawa ręka,
późniejszy amerykański ambasador we Francji, Niemczech i Anglii. — Bawił się pomysłami.
Z podniecenia parskał jak koń wyścigowy. Biada oficerowi, który odrzucił projekt, ponieważ
wydawał mu się śmieszny lub co najmniej niecodzienny. Przez kilka bolesnych tygodni pod
jego dowództwem sprawdzałem możliwość wykorzystania nietoperzy zebranych w jaskiniach
na Zachodzie do zniszczenia Tokio"  — miano je zrzucić z samolotów z bombami
zapalającymi przymocowanymi do grzbietów. Oto był duch OSS.
Prezydent Roosevelt zawsze miał wiele wątpliwości co do Donovana. Na początku 1945
roku rozkazał swojemu głównemu adiutantowi w Białym Domu, pułkownikowi Richardowi
Parkowi juniorowi, żeby przeprowadził tajne śledztwo dotyczące operacji OSS czasu wojny.
(…) Raport Parka zniweczył możliwość  istnienia OSS jako części amerykańskiego rządu, obalił romantyczny mit, który stworzył  Donovan, by chronić swoich szpiegów, i zaszczepił w Harrym
Trumanie głęboką i trwałą nieufność do tajnych operacji wywiadowczych. OSS wyrządziło
„poważną krzywdę obywatelom, przedsiębiorstwom i interesom narodowym Stanów
Zjednoczonych", stwierdzał raport.  Park nie dał żadnego przykładu działań, którymi Biuro Służb Strategicznych przyczyniło się  do wygrania wojny, bezlitośnie natomiast wyliczył wszystkie jego niepowodzenia. Szkolenie  oficerów OSS było wedle niego „prymitywne i słabo zorganizowane". Szefowie wywiadu  brytyjskiego uważali, że amerykańscy szpiedzy „miękną w ich rękach jak wosk". W Chinach przywódca nacjonalistów Czang Kaj-szek manipulował OSS dla własnych celów. Niemieccy szpiedzy penetrowali działalność tej służby w całej Europie i Afryce Północnej. Japońska
ambasada w Lizbonie odkryła, że ludzie OSS zamierzają wykraść jej książki szyfrów —
skutkiem czego Japończycy zmienili szyfry i latem 1943 roku „doszło do przerwania dopływu
ważnych informacji wojskowych". Jeden z informatorów Parka stwierdził: „Nie wiadomo, jak
wielu Amerykanów na Pacyfiku padło ofiarą głupoty OSS". Fałszywe informacje dostarczone
przez Biuro Służb Strategicznych po upadku Rzymu w czerwcu 1944 roku zaprowadziły
tysiące Francuzów w hitlerowską pułapkę na Elbie, napisał Park, a „w wyniku tych błędów
OSS i złej oceny sił wroga zginęło około 1100 francuskich żołnierzy".
Park atakował też w raporcie samego Donovana. Twierdził, że generał zgubił na przyjęciu w
Bukareszcie teczkę, którą „rumuńska tancerka przekazała Gestapo". Do OSS przyjmowano i
awansowano na wyższe stopnie, nie kierując się zasługami, lecz starymi koleżeńskimi
koneksjami z Wall Street i Social Register. Donovan wysyłał ludzi na samotne posterunki,
takie jak Liberia, i zapominał o nich. Przez pomyłkę zrzucił komandosów do neutralnej
Szwecji. We Francji skierował wartowników do pilnowania przejętego niemieckiego składu
amunicji, a potem wysadził ich w powietrze."


Wiele niepochlebnych rzeczy o OSS można wyczytać również w znakomitej książce Williama Breuera "Nieznana wojna MacArthura". Ostatni Bóg Wojny, gen. Douglas MacArthur po przybyciu w 1942 r. do Australii stworzył własną, międzyaliancką organizację wywiadowczą AIB. Kierował nią jego szef wywiadu, gen. Charles Willoughby (Niemiec o faszystowskich poglądach, posługujący się wcześniej nazwiskiem Karl Weidenbach, odznaczony przez Mussoliniego i przyjaźniący się z Primo de Riverą). AIB zatrudniała amerykański oraz australijski personel wywiadowczy, w tym wielu nissei - potomków japońskich imigrantów. Jej siatki - od Guadalcanal po Filipiny - osiągały niesamowite rezultaty w zbieraniu informacji o wrogu, miały też na koncie wiele brawurowych operacji dywersyjnych. 


MacArthur i Willoughby podchodzili do problematyki tajnych operacji profesjonalnie a ludzi OSS uważali za niebezpiecznych dyletantów. Niepokoiło ich też to, że w OSS roiło się od lewicowych liberałów. Ostatecznie jednak gen. MacArthura do współdziałania z OSS zniechęciło spotkanie z Billem Donovanem. Szef OSS, w egzaltowany sposób przedstawił mu swój plan dokonania przełomu w wojnie. Plan ten sprowadził się do jednego: "ogłośmy, że Japończycy zaatakują Singapur i to będzie przełom w wojnie". Zażenowany MacArthur zakazał OSS działalności na swoim terenie. 

OSS próbowała jednak wejść do królestwa MacArthura bocznymi drzwiami. Pewnego dnia do kwatery adm. Halseya na Nowej Kaledonii przybył wysłannik Donovana. Przedstawił się jako profesor, specjalista od Tybetu i od razu stwierdził, że jego wiedza bardzo się przyda na południowym Pacyfiku. Długo nie potrafił wyjaśnić o co mu chodzi, ale w końcu ponaglany przez Halsaya przyznał, że chce mu przedstawić rewolucyjny wynalazek: jednoosobową gumową łódź desantową. 
- Czy mógłby Pan mi ją opisać? - spytał Halsey.
- No nie wiem, to sprawa ściśle tajna.... Nie wiem, czy Panu mogę zaufać admirale... - odparł profesor.
- Zapewniam Pana, że gwarantuje zachowanie tajemnicy...
- Ok. Kamień spadł mi z serca...
- No to, niech mi Pan opiszę ten wynalazek. Chętnie posłucham - nalegał Halsey.
- Ale... my jeszcze nie opracowaliśmy tej łodzi. Mamy tylko ogólny pomysł - bezceremonialnie wypalił wysłannik Donovana. Admirał Halsey wyprosił go z pokoju i od tej pory trzymał się z dala od ludzi z OSS...



W 1945 r., w ramach przygotowań do operacji "Downfall" (inwazji na Kyusiu i Honsiu) MacArthur był zmuszony współpracować z OSS. To wówczas ludzie Donovana zaproponowali mu nowy "genialny pomysł" na wygranie wojny. Wypuszczenie na brzegi Japonii tysięcy lisów pomalowanych fosforyzującą farbą. Lisy w japońskiej mitologii to zwierzęta demoniczne, potrafiące się zmieniać w ludzi, zwodzić ich oraz uwodzić. Planiści z OSS wymyślili sobie, że jeśli ryzykując życie tysięcy marynarzy dostarczy się fosforyzujące lisy na japońskie plaże, to przesądni Japończycy wezmą to za zły omen i podupadnie ich morale. MacArthur zauważył, że fosforyzująca farba może zostać zmyta przez morskie fale, gdy lisy będą płynąć do brzegu. OSS, by to sprawdzić przeprowadziła testy z lisami na jeziorze w stanie Michigan. Eksperymenty przyznały rację MacArthurowi i dopiero wtedy OSS zrezygnowała ze swojego kretyńskiego planu...



Powyżej: lis to wieloznaczna postać w japońskiej mitologii. Istnieją legendy o uwodzicielskich lisicach zamieniających się w piękne kobiety, potrafiące omotać potężnych feudałów. Taka właśnie "lisica o dziewięciu ogonach" (im więcej ogonów, tym większa moc) omotała Shingena Takedę, znanego feudalnego wodza z XVI w. Motyw lisich demonów jest mocno eksploatowany w japońskiej popkulturze - od "Kyubiego" z "Naruto", po Chizuru z "Kanokona". Poniżej: panienka przebrana za Miyamoto Chizuru (w lisiej formie) z serialu "Kanokon". :)




środa, 1 maja 2013

Nikolić i Jobbik zaorali kosowską narrację endecji. Orban zaorał rosyjską narrację PiS


Ilustracja muzyczna: Hriste Boze (rock verzija)
                           
                                 Laibach - Nato 1994

Dla przypomnienia: Jan Paweł II zaorał bałkańską narrację endecji

Nie zazdroszczę teraz endekom. Tak się emocjonalnie zaangażowali w odległy konflikt kosowski, chodzili w marszach poparcia dla serbskiego Kosowa, podjarali się "ostatnim bastionem" oporu "chrześcijańskiej-nacjonalistycznej Słowiańszczyzny przeciwko islamowi i demoliberalizmowi" a tu nagle, ta kochana przez nich Serbia zapięła ich centralnie w d*pala. Serbski nacjonalistyczny rząd de facto uznał niepodległość Kosowa i rozpoczął proces normalizacji wzajemnych stosunków. I tego mógł się spodziewać każdy rozsądnie myślący, nie zaślepiony ideologią obserwator. Serbia nie ma środków, by odzyskać Kosowo, a gdyby je nawet jakimś cudem odzyskała, nie wiedziałaby co zrobić z zamieszkującymi je Albańczykami. (Wariant z lat '90-tych nie wchodzi w grę, bo serbskim politykom nie uśmiecha się ukrywać przez kilkanaście lat w przebraniu bioenergoterapeutów, jak to robił "Dr. Dabić":). Głupotą była wiara w mit Kosowa - bastionu chrześcijaństwa i cywilizacji europejskiej przeciwko islamowi, gdyż a) wbrew pozorom, między obiema nacjami nie ma dużej przepaści cywilizacyjnej a ich kultury przenikały się przez stulecia. Albańczycy są zresztą takimi gorliwymi muzułmanami jak Czesi chrześcijanami... b) ten kosowski mit został ożywiony przez ateistycznych postkomunistów od Miloszewicza w końcówce lat '80-tych, do celów wewnętrznej walki politycznej. Kolejne ekipy rządzące w Belgradzie nie traktowały go poważnie. Co więcej, w latach '90-tych ekipa Miloszewicza poważnie myślała o tym, by się pozbyć Kosowa. (W ten sam sposób rozumuje obecnie wielu rosyjskich nacjonalistów. Uważają oni, że Rosja powinna wycofać się z Północnego Kaukazu, bo ten rejon to tylko kłopoty. Mieszkające tam wrogie ludy rozwijają się demograficznie, gdy Rosja się zwija, i przenoszą się w dotychczas etnicznie rosyjskie tereny.) Gdyby USA nie było śpieszno ze zmiażdżeniem jugosłowiańskiego mafijnego reżimu (polecam film dokumentalny "Jedinica" - o tym jak jednostka specjalna MSW rządziła Serbią i bałkańską mafią), to by pewnie po paru latach Belgrad sam pozbył się Kosowa. Gra się toczyła o kilka północnych, etnicznie serbskich gmin, które Belgrad teraz prawdopodobnie zostawi w cholerę... Mit sypie się zresztą coraz bardziej. Czetnicki prezydent Nikolić odwiedził ostatnio Srebrenicę i przeprosił tam za serbską zbrodnię na Bośniakach (co jest jak najbardziej godne pochwały), a kilka dni później w Izraelu dziękował miejscowym politykom (bynajmniej nie palestyńskim :) za to, że przez wiele lat stali po stronie serbskiej w sporze o Kosowo.


Powyżej: dr Krisztina Morvai, eurodeputowana Jobbiku, która powiedziała liberalnym krytykom, by poszli do domu i "pobawili się swoimi obrzezanymi wackami".


By konfuzji stało się zadość przypomnę, że węgierska nacjonalistyczna partia Jobbik, z którą współpracuje Ruch Narodowy, organizowała demonstracje pod hasłem "Kosowo jest albańskie, a Wojewodina węgierska". Jak widać można być europejskim, chrześcijańskim nacjonalistą i popierać Albańczyków w sporze o Kosowo.

Co więcej, Jobbik, partia odwołująca się do turanizmu, to grono miłośników tureckiego premiera Erdogana. Dlatego też  popiera syryjską rebelię przeciw Assadowi - uznawanego przez wielu polskich endeków za Kutafona czy Katechona (zawsze mi się to myli), w każdym bądź razie za kolejnego "krześcijańskiego męża stanu". Z Assadem również ciekawa sprawa, bo ten "obrońca chrześcijan" jeszcze do niedawna, przed swoim "nawróceniem na drodze do Damaszku" wspierał antychrześcijański terroryzm w Libanie, Iraku oraz w Europie. Jego służby udzielały pomocy tej samej al-Kaidzie, z którą teraz walczą na śmierć i życie. No cóż, sytuacja na Bałkanach i Bliskim Wschodzie jest dużo bardziej skomplikowała niż się śniło endeckim filozofom...


Powyżej: idol polskich środowisk niepodległościowych z szefem rosyjskiego Syndykatu

Żeby nie być monotematycznym, przywalę teraz środowiskom znajdującym się nieco na lewo od endecji. Jednym z idoli Ruchu Niepodległościowego jest węgierski premier Viktor Orban. Nie chcę mi się już go krytykować za głupie i niepotrzebne wojenki ze spekulantami finansowymi, ale zwrócę uwagę, że Orban jest w cichym sojuszu z Putinem - sojuszu taktycznym przeciwko Brukseli i Berlinowi. (Wspominał o tym m.in. dr Targalski). Przed wyborami z 2010 r. jeździł na zloty proputinowskiej młodzieżówki "Nasi". Później Putin dał mu wiele przysług - np. sprzedał węgierskiemu skarbowi państwa udziały Surgutnieftigazu w MOL-u. Nade wszystko jednak Orban, dzięki temu sojuszowi zyskał bezpieczeństwo, które pozwoliło mu na zorganizowanie olbrzymich czystek w służbach specjalnych. Widzimy jak w ostatnich miesiącach  byli szefowie bezpieki z czasów postkomunistycznych lądowali na sali sądowej i w areszcie za szpiegostwo na rzecz Rosjan - a Rosja nabrała wody w usta.

To co zrobił Orban jest bardzo mądre: przejęcie służb (czyli pełnej władzy w państwie - co nie udało się Kaczyńskim) w zamian za sojusz z Putinem. Ale czy można taki scenariusz zrealizować w Polsce? Nie. Z dwóch powodów: 1) Polska jest  krajem o dużo większym znaczeniu strategicznym dla Rosji niż malutkie Węgry. Rosja dąży więc do silniejszej kontroli nad naszym krajem. Prezydent Kaczyński, wbrew mitom dążył do partnerskiego porozumienia z Rosją, ale to Rosji nie odpowiadało takie porozumienie. 2) U nas jest zbyt wielu zdrajców i pajaców - od Ruchaczy Palikota po endeków - którzy za darmo nadstawiają się Putinowi.

Ps. Polecam dwa klipy z telewizji Republika. Oba z nich to rozmowy z drem Targalskim vel Darski (tak, tym samym Darskim, który podarł "Wyborczą" na scenie na koncercie i rozrzucił w tłumie krzycząc: "Żryjcie to gówno!" :) vel Dr. Housem vel Behemotem. Pierwsza z nich mówi o hydratach metanu, ale także o grafenie, czyli prawdziwym powodem afery wokół Azotów. Druga jest poświęcona sytuacji Tuska i Gowina, którego Darski nazywa "figurantem" i "rzecznikiem Szetyny". Jak zwykle mistrzowskie są złośliwostki dra Darskiego, szczególnie sposób w jaki wymawia on nazwisko "Szetyna".