Donovan miał wielu wrogów: przede wszystkim wojskowych i szefa FBI J. Edgara Hoovera. Wojskowi i FBI widzieli w OSS groźną konkurencję dla własnych służb wywiadowczych. W przypadku Hoovera nakładała się na to również niechęć osobista. W latach '20-tych Donovan był jego zwierzchnikiem w Departamencie Sprawiedliwości i współpracowało im się fatalnie. W czasie wojny Hoover obsmarowywał więc "Dzikiego Billa" rozpowiadając, że jest sympatykiem komunizmu i osobą niekompetentną. Donovan odpłacał mu siejąc plotki, że Hoover to homoseksualista. Gejowskie skłonności Hoovera, wbrew popularnej legendzie nie zostały nigdy udowodnione, ale w oskarżeniach szefa FBI wobec Donovana było dużo prawdy. Szef OSS przyjmował do służby ludzi, którzy nie kryli się ze swoimi komunistycznymi poglądami - np. niemieckiego ekonomistę Juergena Kuczynskiego, sowieckiego a później enerdowskiego agenta. Gdy w 1942 r. wybrał się do Moskwy, biesiadował tam z kierownictwem sowieckiej bezpieki i po powrocie do Stanów podekscytowany ględził jaka to NKWD zajebista służba i że Amerykanie też powinni coś takiego mieć (!). Takie są korzenie późniejszej penetracji CIA przez sowieckie służby - hydry z którą walczył James Jesus Angleton.
A co do niekompetencji Donovana i jego ludzi, zacytujmy fragment książki Tima Weinera "Dziedzictwo popiołów" (podkreślenia autora bloga):
"„Miał nieograniczoną wyobraźnię — powiedział David K. E. Bruce, jego prawa ręka,
późniejszy amerykański ambasador we Francji, Niemczech i Anglii. — Bawił się pomysłami.
Z podniecenia parskał jak koń wyścigowy. Biada oficerowi, który odrzucił projekt, ponieważ
wydawał mu się śmieszny lub co najmniej niecodzienny. Przez kilka bolesnych tygodni pod
jego dowództwem sprawdzałem możliwość wykorzystania nietoperzy zebranych w jaskiniach
na Zachodzie do zniszczenia Tokio" — miano je zrzucić z samolotów z bombami
zapalającymi przymocowanymi do grzbietów. Oto był duch OSS.
Prezydent Roosevelt zawsze miał wiele wątpliwości co do Donovana. Na początku 1945
roku rozkazał swojemu głównemu adiutantowi w Białym Domu, pułkownikowi Richardowi
Parkowi juniorowi, żeby przeprowadził tajne śledztwo dotyczące operacji OSS czasu wojny.
(…) Raport Parka zniweczył możliwość istnienia OSS jako części amerykańskiego rządu, obalił romantyczny mit, który stworzył Donovan, by chronić swoich szpiegów, i zaszczepił w Harrym
Trumanie głęboką i trwałą nieufność do tajnych operacji wywiadowczych. OSS wyrządziło
„poważną krzywdę obywatelom, przedsiębiorstwom i interesom narodowym Stanów
Zjednoczonych", stwierdzał raport. Park nie dał żadnego przykładu działań, którymi Biuro Służb Strategicznych przyczyniło się do wygrania wojny, bezlitośnie natomiast wyliczył wszystkie jego niepowodzenia. Szkolenie oficerów OSS było wedle niego „prymitywne i słabo zorganizowane". Szefowie wywiadu brytyjskiego uważali, że amerykańscy szpiedzy „miękną w ich rękach jak wosk". W Chinach przywódca nacjonalistów Czang Kaj-szek manipulował OSS dla własnych celów. Niemieccy szpiedzy penetrowali działalność tej służby w całej Europie i Afryce Północnej. Japońska
ambasada w Lizbonie odkryła, że ludzie OSS zamierzają wykraść jej książki szyfrów —
skutkiem czego Japończycy zmienili szyfry i latem 1943 roku „doszło do przerwania dopływu
ważnych informacji wojskowych". Jeden z informatorów Parka stwierdził: „Nie wiadomo, jak
wielu Amerykanów na Pacyfiku padło ofiarą głupoty OSS". Fałszywe informacje dostarczone
przez Biuro Służb Strategicznych po upadku Rzymu w czerwcu 1944 roku zaprowadziły
tysiące Francuzów w hitlerowską pułapkę na Elbie, napisał Park, a „w wyniku tych błędów
OSS i złej oceny sił wroga zginęło około 1100 francuskich żołnierzy".
Park atakował też w raporcie samego Donovana. Twierdził, że generał zgubił na przyjęciu w
Bukareszcie teczkę, którą „rumuńska tancerka przekazała Gestapo". Do OSS przyjmowano i
awansowano na wyższe stopnie, nie kierując się zasługami, lecz starymi koleżeńskimi
koneksjami z Wall Street i Social Register. Donovan wysyłał ludzi na samotne posterunki,
takie jak Liberia, i zapominał o nich. Przez pomyłkę zrzucił komandosów do neutralnej
Szwecji. We Francji skierował wartowników do pilnowania przejętego niemieckiego składu
amunicji, a potem wysadził ich w powietrze."
Wiele niepochlebnych rzeczy o OSS można wyczytać również w znakomitej książce Williama Breuera "Nieznana wojna MacArthura". Ostatni Bóg Wojny, gen. Douglas MacArthur po przybyciu w 1942 r. do Australii stworzył własną, międzyaliancką organizację wywiadowczą AIB. Kierował nią jego szef wywiadu, gen. Charles Willoughby (Niemiec o faszystowskich poglądach, posługujący się wcześniej nazwiskiem Karl Weidenbach, odznaczony przez Mussoliniego i przyjaźniący się z Primo de Riverą). AIB zatrudniała amerykański oraz australijski personel wywiadowczy, w tym wielu nissei - potomków japońskich imigrantów. Jej siatki - od Guadalcanal po Filipiny - osiągały niesamowite rezultaty w zbieraniu informacji o wrogu, miały też na koncie wiele brawurowych operacji dywersyjnych.
MacArthur i Willoughby podchodzili do problematyki tajnych operacji profesjonalnie a ludzi OSS uważali za niebezpiecznych dyletantów. Niepokoiło ich też to, że w OSS roiło się od lewicowych liberałów. Ostatecznie jednak gen. MacArthura do współdziałania z OSS zniechęciło spotkanie z Billem Donovanem. Szef OSS, w egzaltowany sposób przedstawił mu swój plan dokonania przełomu w wojnie. Plan ten sprowadził się do jednego: "ogłośmy, że Japończycy zaatakują Singapur i to będzie przełom w wojnie". Zażenowany MacArthur zakazał OSS działalności na swoim terenie.
OSS próbowała jednak wejść do królestwa MacArthura bocznymi drzwiami. Pewnego dnia do kwatery adm. Halseya na Nowej Kaledonii przybył wysłannik Donovana. Przedstawił się jako profesor, specjalista od Tybetu i od razu stwierdził, że jego wiedza bardzo się przyda na południowym Pacyfiku. Długo nie potrafił wyjaśnić o co mu chodzi, ale w końcu ponaglany przez Halsaya przyznał, że chce mu przedstawić rewolucyjny wynalazek: jednoosobową gumową łódź desantową.
- Czy mógłby Pan mi ją opisać? - spytał Halsey.
- No nie wiem, to sprawa ściśle tajna.... Nie wiem, czy Panu mogę zaufać admirale... - odparł profesor.
- Zapewniam Pana, że gwarantuje zachowanie tajemnicy...
- Zapewniam Pana, że gwarantuje zachowanie tajemnicy...
- Ok. Kamień spadł mi z serca...
- No to, niech mi Pan opiszę ten wynalazek. Chętnie posłucham - nalegał Halsey.
- Ale... my jeszcze nie opracowaliśmy tej łodzi. Mamy tylko ogólny pomysł - bezceremonialnie wypalił wysłannik Donovana. Admirał Halsey wyprosił go z pokoju i od tej pory trzymał się z dala od ludzi z OSS...
W 1945 r., w ramach przygotowań do operacji "Downfall" (inwazji na Kyusiu i Honsiu) MacArthur był zmuszony współpracować z OSS. To wówczas ludzie Donovana zaproponowali mu nowy "genialny pomysł" na wygranie wojny. Wypuszczenie na brzegi Japonii tysięcy lisów pomalowanych fosforyzującą farbą. Lisy w japońskiej mitologii to zwierzęta demoniczne, potrafiące się zmieniać w ludzi, zwodzić ich oraz uwodzić. Planiści z OSS wymyślili sobie, że jeśli ryzykując życie tysięcy marynarzy dostarczy się fosforyzujące lisy na japońskie plaże, to przesądni Japończycy wezmą to za zły omen i podupadnie ich morale. MacArthur zauważył, że fosforyzująca farba może zostać zmyta przez morskie fale, gdy lisy będą płynąć do brzegu. OSS, by to sprawdzić przeprowadziła testy z lisami na jeziorze w stanie Michigan. Eksperymenty przyznały rację MacArthurowi i dopiero wtedy OSS zrezygnowała ze swojego kretyńskiego planu...
Powyżej: lis to wieloznaczna postać w japońskiej mitologii. Istnieją legendy o uwodzicielskich lisicach zamieniających się w piękne kobiety, potrafiące omotać potężnych feudałów. Taka właśnie "lisica o dziewięciu ogonach" (im więcej ogonów, tym większa moc) omotała Shingena Takedę, znanego feudalnego wodza z XVI w. Motyw lisich demonów jest mocno eksploatowany w japońskiej popkulturze - od "Kyubiego" z "Naruto", po Chizuru z "Kanokona". Poniżej: panienka przebrana za Miyamoto Chizuru (w lisiej formie) z serialu "Kanokon". :)
He he, dobre - pytanie jednak jak to się stało, że takiemu czubowi powierzono tak odpowiedzialną funkcję : łot da fak ?! Poza tym bywa i tak, że jedni faktycznie są wariatami ale równie dobrze można z innych wariatów robić i to bez większych problemów - drażni mnie to szczególnie w przypadku opisów Hitlera czy Stalina, być może byli opętani ale na pewno nie obłąkani, co najwyżej u schyłku zaczynali wykazywać pewne symptomy ale też trudno nie mieć paranoi, jeśli przeżyło się zamach na własne życie czy jest się starzejącym tyranem i mordercą. Zwłaszcza na przykładzie wujka Adiego bardzo dobrze to widać, jego wizerunek w ''demokratycznych'' mediach jest spreparowany i w gruncie rzeczy przeciwskuteczny bo każe się zastanawiać jak to w ogóle było możliwe, że takiemu histerycznemu pajacowi udało się dorwać do władzy ? Pamiętam opis przemówienia Hitlera z autobiografii Bergmana [ tak, tego właśnie ], który otwarcie przyznawał się do swej młodzieńczej nim fascynacji - wg jego słów ''fuhrer'' mówił stanowczo ale wcale się nie wydzierał jak opętany a nawet żartował i nie były to przaśne dowcipasy na poziomie bawarskiej piwiarni. Oczywiście nie przytaczam tych słów by robić z niego dobrotliwego ojczulka narodu, chcę jedynie pokazać, że tyran i ludobójca nie musi być zaraz odrażającym zbokiem jedzącym dzieci na śniadanie, owszem może być inteligentnym i ujmującym kiedy trzeba człowiekiem i tacy właśnie są najgorsi, podobnie jak pomniejsze kanalie typu sympatycznego, wyluzowanego zioma i pedofila Cohn-Bandyta. A już kompletną chujnią i to bez grzybni było powszechne i automatyczne niemal robienie świra z Breivika - jeśli ktoś nie dostrzegał oczywistej sprzeczności w tym, że osobnik niezrównoważony psychicznie mógł być zdolny do precyzyjnie zaplanowanej i wykonanej masowej zbrodni to znaczy, że sam miał poważne kłopoty z właściwą oceną rzeczywistości. Stoi za tym sposobem ''rozumowania'' infantylne przeświadczenie o dobroci ludzkiej natury, gdzie zło jest jakąś aberracją do której zdolne są jedynie bestie w ludzkiej skórze, opętańcy, k... jaszczury z kosmosu - żywienie takich złudzeń zwłaszcza po nie tak dawnych przecież hekatombach wojen światowych popełnianych przecież w imię podobnych optymistycznych wizji faktycznie ma znamiona zbiorowego obłędu.
OdpowiedzUsuń@ Chehelmut
UsuńSłusznie prawisz Chehelmucie. Od siebie dodam, że często filistrzy biorą oznaki wybitności i ekscentryzmu za przejaw szaleństwa. To widać w przypadku wielkich dyktatorów - byli na tyle mądrzy i przebiegli, że zdobyli władzę absolutną i utrzymywali ją przez wiele lat, prosty demos uznał ich więc za szaleńców.
@ Fox
Niesłychanie mnie cieszy, że promujesz Ecchi :) Jeśli jesteś miłośnikiem lotnictwa, to polecam Ci "Strike Witches" ;) A co do pięknych lisiczek: dasz wiarę, że nazwałem swoją suczkę (bynajmniej nie mam na myśli dziewczyny :) Chizuru ;P
A poza tym: Cyraniak coś długo się nie odzywa. Myślicie, że to dlatego, że jego kutas ugrzązł w kucyku? :)))))))
Dersu Uzała
@ Chehelmut
UsuńKiedyś, gdy adwersarz stwierdził, że jestem "pojebany", odpowiedziałem mu: "pojebaność to wyznacznik bycia nadczłowiekiem"
@ Dersu Uzała
"Strike Witches" to jak dla mnie lekka przesada. Ale 6-ty odcinek mi się podobał :) A co do Cyraniaka, to pewnie się zamknął w domu i płacze, bo byo ostatnio mnóstwo afer z koniną w wołowinie :)
Kiedyś przy okazji niekonwencjonalnych działań usłyszałem, że jestem wariat, na co odpowiedziałem, że w podręcznikach historii nie ma nazwisk ludzi normalnych :-)
UsuńA co do wygłupów OSS, to swego czasu kazali bombowcom zrzucać prezerwatywy rozmiaru XXXL na Japonię, opierając się na tym, że Japończycy mają kompleks małego członka i w ten sposób podetnie się ich morale.
William "Dziki Bill" Donovan służył Wall Street i bankierom, a to mu wychodziło doskonale. Jego poparcie dla komunizmu wynikało z faktu, że Wall street czerpało i czerpie z tego systemu wielkie zyski!!!
OdpowiedzUsuńWall Street czerpie zyski, co komuniści skrzętnie wykorzystują zgodnie ze słowami Lenina:
Usuń"Kapitaliści sprzedadzą nam sznurek, na którym ich powiesimy"