Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Węgry. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Węgry. Pokaż wszystkie posty

sobota, 25 lutego 2023

Rok j*bania Rassiji

 


Ilustracja muzyczna: Volodymyr Zelenski drip

Pierwszy rok wojny na Ukrainie możemy podsumować pytaniem: i kto rano był w Kijowie a wieczorem w Warszawie? :)

Wizyta Joe Bidena w ukraińskiej stolicy był dla Rosji potężnym kopniakiem w cztery litery. Nic tak nie obrazowało jej strategicznej klęski jak widok amerykańskiego prezydenta swobodnie przechadzającego się ulicami Kijowa, w rok po tym jak Departament Stanu wzywał obywateli USA do pilnego opuszczenia Ukrainy. Warto również zauważyć, że Joe Biden jest pierwszym od czasów George'a W. Busha amerykańskim prezydentem, który odwiedził Kijów. (Tego samego Busha, który ostrzegał Obamę w 2009 r., że Putin chce zająć Krym i zaatakować Ukrainę.) Symbole symbolami, ale w zakulisowych rozmowach padły konkrety. Kilka nocy później ukraińskie rakiety spadły na rosyjski koszary w Mariupolu oddalne o ponad 80 km od linii frontu i leżące na granicy strzału dla Himarsów z dotychczas używaną amunicją. Wcześniej zapowiedziano, że Ukraina dostanie pociski GLSDB do Himarsów mające zasięg do 150 km. Możliwe, że w tym tygodniu widzieliśmy ich debiut bojowy.


Nic dziwnego więc, że "historyczne" przemówienie Putina mogło być już tylko tradycyjnym sowieckim bóldupieniem o nazistach i biolaboratoriach (jakoś żadnego z tych laboratoriów Ruscy nie pokazali). Dygnitarze obecni na tej nasiadówce przysypiali, a najważniejszą rzeczą, jaką zapamiętali z tej imprezy był moment, gdy turbogej Wołodin położył Miedwiediewowi dłoń na kolanie. 



Wizyta Wujka Joe w Warszawie była fajnym dopełnieniem tej podróży. Trochę jestem rozczarowany, że podczas przemówienia w Arkadach Kubickiego, Biden nie rzucał opowiastkami o swoim psie, ale fajnie że ogólnie fajnie, że wykonał wobec nas taki gest. (A także, ku rozpaczy libków pozytywnie wyraził się o zabezpieczaniu przez nas granicy białoruskiej przed nachodźcami. Libki mogą być też rozczarowane, że Biden poświęcił mniej czasu Czajkowskiemu, Tusskowi i Kopertnikowi niż dzieciom na scenie, ale powinni wiedzieć, że dzieci są zawsze priorytetem dla Wujka Joe.) Naprawdę podobała mi się atmosfera spotkania Bidena z prezydentem Dudą i premierem Morawieckim. Widać też Biden, reprezentujący starą, prozwiązkową część Partii Demokratycznej, polubił Polskę. Oczywiście to nie osobiste sympatie są najważniejsze w polityce międzynarodowej, a interesy strategiczne. A te mamy obecnie z Amerykanami zbieżne.

Cieszy to, że Biden po raz kolejny pominął Berlin w swoich europejskich wojażach. Ostatnim prezydentem, który złożył oficjalną wizytę w niemieckiej stolicy był Barack Hussein Obama - najbardziej lamerski prezydent USA od czasów Jimmy'ego Cartera. Jak zauważył Sławomir Dębski:

"Słyszałem od kogoś, że czasie szczytu NATO w Warszawie, podczas rozmowy Duda-Obama, na każdą propozycję ze strony polskiej Obama pytał: a co na to Niemcy? Czy skonsultowaliście to już z Berlinem? Wrażenie było takie, że administracja Obamy traktowała Polskę jak państwo uzależnione politycznie od Niemiec. To się zmieniło za Trumpa i dalej tak jest. Niemcy były od 30 lat, od upadku Muru Berlińskiego głównym amerykańskim sojusznikiem w Europie. Upadek Muru został zdefiniowany przez środowiska demokratyczne, zwłaszcza od Clintona, jako sukces amerykańskiej polityki. Nawet większy niż wygrana w II wojnie światowej. Oni wokół tego zbudowali legendę. Problem, który powstał obecnie wynikał z tego, że Niemcy i ich polityka wobec Rosji po pierwsze nie tylko poniosła całkowite fiasko, skompromitowała się na całej linii, ale także w dużej części właśnie ta polityka ponosi odpowiedzialność za rosyjską agresję na Ukrainę. Zaproponowali Zachodowi karmienie bestii. Polityka polegająca na karmieniu bestii także interesami i integralnością terytorialną sąsiadów rosyjskiej bestii okazała się niebezpieczna nie tylko dla najbliższego sąsiedztwa Rosji, ale okazała groźna dla interesów Stanów Zjednoczonych. To wymusiło na Amerykanach zmianę. Prezydent Biden przyjeżdża do Polski w chwili, gdy okazuje się, że skuteczna polityka Polski wobec Niemiec polega na polityce faktów dokonanych. Konsultacja z Niemcami, które w swojej polityce dążyły do tego, żeby pomagać jak najmniej Ukrainie i robić to jak najwolniej, do niczego dobrego by nie doprowadziła, a można powiedzieć, byłaby sprzeczna z polityką Stanów Zjednoczonych, prezydenta Bidena, interesami wolnego świata, więc dlatego prezydent Biden pokazuje, swoją obecnością, swoim przemówieniem programowym, że świat potrzebuje bardziej polityki takiej, jaką prowadzi Polska, niż ta którą prowadzą Niemcy. W tym sensie jest to z całą pewnością pewna zmiana akcentów w polityce amerykańskiej, bardzo trudna, zwłaszcza dla demokratów, ponieważ demokraci, do ubiegłego roku, także administracja Bidena, starali się Niemcy ochronić. Te słowa o konieczności utrzymania jedności, utrzymania sojuszu Europy, wolnego świata, wobec Rosji oznaczało de facto podciąganie Niemiec do mainstreamu. To Niemcy wypadły poza mainstream wolnego świata, a administracja Bidena przez ostatni rok starała je się tam dociągać. Polska Amerykanom w tym pomagała między innymi polityką faktów dokonanych. My musimy obecną sytuację wykorzystywać do tego, aby kształtować politykę wolnego świata zgodnie z naszymi interesami, a naszym interesem jest niewątpliwie szybkie zwycięstwo Ukrainy w tej wojnie, bo też nie chodzi o to, żeby Ukraina wygrała za 10 lat, gdy się wykrwawi."

(koniec cytatu)


Ciekawym akcentem wizyty prezydenta Bidena była też... Msza św. odprawiona w hotelu Mariott w Środę Popielcową. Biden jak widać jest bardzo mocno przywiązany do katolickich rytuałów, wyznaczających niegdyś cykl życia irlandzkiej społeczności w USA. Aż przypomniały mi się memy pojawiające się po wyroku Sądu Najwyższego w sprawie Roe vs Wade. Biden mówiący do telefonu: "Tak, Ojcze Święty, zrobiłem to, co nakazałeś". Aż dziw, że rosyjska propaganda nie eksploatuje wątku jezuickiego spisku przeciwko duposławnej Rassiji realizowanego przez katolickich prezydentów Bidena i Dudę :) Można też nieźle wkręcać naszych antyklerykalnych libków - jeszcze z byłego seminarzysty Szymona Kotłownii zrobić "agenta Watykanu" :)

Niewątpliwie ostatni rok naruszył wiele tabu w globalnej i polityce oraz pogrzebał wiele mitów. Okazało się choćby, że o kant d... można rozbić opowiastki Bartosiaka i kolesi z amerykańskich think-tanku o wszechpotężnych rosyjskich bąblach antydostępowych, przez które nic nie przeleci. Ukraiński atak na bazę lotnictwa strategicznego w Engels, położoną za Wołgą, pokazuje jak bardzo think-tankowi analitycy bywają oderwani od rzeczywistości. Tak samo można się pośmiać z tez Zychowicza, przedstawionych choćby w końcówce "Germanofila", o tym, że powinniśmy polegać w kwestiach obronnych nie na "niepewnych USA", ale na Niemcach. Możnaby napisać wiele tomów książek o takich nietrafionych prognozach...

Sam też muszę się jednak uderzyć w piersi. Nie przewidziałem pełnoskalowej inwazji na Ukrainę. Uważałem, że Rosja nie zrobi czegoś tak kretyńskiego. Widząc nieudolne przygotowania propagandowe do wojny, na miesiąc przed inwazją pisałem:

"Inwazja na pełną skalę byłaby przede wszystkim złamaniem wiecznie aktualnych zaleceń Sun Tzu. Po co, prowadzić wojnę, skoro można przejąć kontrolę nad Ukrainą metodami pokojowymi, za pomocą prorosyjskich polityków? W lutym 2021 r. otwarcie prorosyjska Platforma za Życiem miała w sondażach nawet 23 proc. głosów i wyprzedzała partie Zełenskiego i Poroszenki. Obecnie jej poparcie spadło poniżej 10 proc. W największym stopniu do erozji jej poparcia przyczyniła się Rosja - strasząc zwykłych Ukraińców, że przerobi ich miasta i wioski w Donbas. Karzełek Putin musi być jakimś zakamuflowanym agentem "banderowców". Na miejscu nierobów z Łubianki sprawdziłbym, czy jego ojciec nie był w czasie wojny jakimś zdrajcą i "faszystowskim podlcem".

Dużo więcej sensu miałoby dla Rosji przeprowadzenie ograniczonej inwazji. W planie minimum - aneksji Donieckiej i Ługańskiej Republiki Chujowej. W planie optymalnym wyrąbanie korytarza lądowego do Krymu. W planie maksymalnym przebicie się aż do Naddniestrza. Choć można zadziałać jak w bajce o Piotrusiu i wilku - koncentrować wojska tyle razy nad granicą z Ukrainą, aż w końcu nikt już nie będzie wierzył Ukraińcom, że są zagrożeni inwazją."

(koniec cytatu)

Choć pisałem w sposób bardzo ostrożny, to tamten wpis spotkał się z potężnym bólem d... u bolszewickich trolli. Niejaki shit_eater przekonywał, że biedna Rassija jest prowokowana przez NATO do wojny (już zaraz miały zostać na Ukrainie zainstalowane rakiety hipersoniczne!), by "odwrócić uwagę od szczepionek". Jakiś bóldupiący troll podpisał się wówczas zetką. Bardzo trafne.


Po paru miesiącach różni analitycy wojskowi przyznali mi rację: Rassija mogłaby zrealizować plan, gdyby był on ograniczony do uderzenia na południu - na Chersoń, Mikołajów i Odessę. Zamiast tego próbowała jednak zrobić w Kijowie powtórkę z Kabulu 1979 - zabić Zełenskiego i przerzucić z lotniska do stolicy wojska powietrznodesantowe. (Zapomnieli, że w 1979 r. taka akcja udała im się, bo atakowali sojusznika, który totalnie nie spodziewał się ataku. Prezydent Amin próbował się nawet dodzwonić do ambasady sowieckiej, by poprosić ją o obronę przed niezidentyfikowanymi "puczystami" atakującymi jego pałac.) 

Kluczowe okazało się to, że administracja Bidena zagrała na jesieni 2021 r. w otwarte karty: poinformowała wszystkich o szykowanej rosyjskiej agresji. Rusnia musiała się wówczas tłumaczyć, że nic takiego nie planuje i przesuwać kolejne terminy ataku. I jednocześnie przesadziła z maskirowką - ale wobec własnych żołnierzy i oficerów. Zakończyło się to totalną kompromitacją rosyjskich sił lądowych, lotnictwa, marynarki wojennej, służb specjalnych i dyplomacji. Rosję przed szybkim upadkiem uratowali jedynie kompetentni technokraci z banku centralnego i ministerstwa finansów, w rodzaju Elwiry Nabiuliny. 

W jednym się jednak zgadzam z prorosyjskimi trollami - Putin odegrał rolę historyczną. Jak car Mikołaj II czy Andropow. Uruchomił siły, który doprowadzą w długim terminie do totalnego przekształcenia Rosji, Europy i świata. Nie takiego jednak jak wyobrażali sobie różni Sykulscy i Wielkodupscy.

***

W mediach społecznościowych linkuje dużo mniej lub bardziej ciekawych tekstów. Rocznicowo sporo się ich zebrało. Polecam szczególnie te:

Dobry wywiad z pułkownikiem Sierhijem Hrabskim poświęcony dziejom tej wojny i scenariuszom na przyszłość.




Oczywiście warto też zaglądać do dobrych źródeł z informacjami na temat przebiegu wojny.

Mapę DeepState - pokazującą bardzo dokładnie zmiany sytuacji na froncie od kwietnia - pewnie znacie.

Blog Zapiski Czynione po Drodze - ciekawą kronikę wojny - pewnie też odwiedzacie.

Listę w 100 proc. zweryfikowanych rosyjskich strat sprzętowych skompilowaną przez Oryx też warto czasem sprawdzać. 

***

Ciekawie czyta się moje archiwalne wpisy.

W tym z 19 lutego 2022 r.  ewidentnie się pomyliłem - spodziewałem się "małej wojny". 

W tym z 26 lutego 2022 r. przewidywałem już jednak, że Ruskim nie uda się zdobyć Kijowa.

***

Nie zaskoczy Was pewnie to, że czytam "prawicowe" tygodniki. I moje wrażenia są takie: w "Gazecie Polskiej" nie ma już co prawda ś.p. doktora Targalskiego (który już wiele lat temu obśmiewał rusofilskich debili, z których teraz wszyscy się śmiejemy), ale dobre analizy piszą Piotr Grochmalski i Antoni Rybczyński. W "Sieciach" absolutnie warto poczytać Budzisza i Maciejewskiego. A co ma do zaproponowania "Do Rzeczy"? Nudne wysrywy Warzechy i kuriozalne tekściki Wojciecha "Mielonki" Golonki, który raczy nas mądrościami w stylu "a może lepiej, gdyby Ukraina się poddała?" lub "na wojnie zarabiają koncerny zbrojeniowe". 

Prawdziwą aberracją jest przedstawianiem polityki Orbana wobec wojny na Ukrainie jako "słusznej alternatywy". Co bowiem Węgry zyskały na swoim stanowisku? Nic, poza najwyższą inflacją w Europie. Orban jest w swych rachubach podobnym głupcem jak ta stara dziwka Edward Benesz. Liczył pewnie na zajęcie Zakarpacia w razie upadku Ukrainy. Powinien jeszcze raz przyjrzeć się mapie i zwrócić uwagę na to, że tylko Nizina Pannońska oddzialałaby wówczas Rosję od Serbii. Orban może pajacować z polityką "wielowektorową" tylko dlatego, że Ukraina oddziela go od Rosji. 

Warzecha i inni "geniusze geopolityki" udają, że nie wiedzą, że to, co proponują jest realizacją doktryny Ewy Kopacz, czyli "lepiej się zamknąć w domu i napierdalać kamieniami dinozaury". Rola Polski dla podtrzymywania ukraińskiego oporu jest kluczowa. Gdybyśmy realizowali politykę proponowaną przez konfiarzy - politykę de facto niemiecką! - mielibyśmy obecnie rosyjskie wojska na całym łuku od Sambora po Grodno i wzdłuż granicy z Obwodem Królewieckim. Rozochocony słabością Polski i Zachodu karzełek Putin szykowałby się do kolejnych podbojów. Kapitał zagraniczny uciekałby z naszego kraju, złoty by się totalnie załamał, inflację mielibyśmy z 40-procentową, stopy procentowe na poziomie 20 procent i powszechną służbę wojskową. Konfiarskie lolki płakałyby, że wcielono ich w kamasze - nie na weekendowe szkolenia, a na rok czy dwa lata. 

Paradoksalnie, ci którzy nie lubią Ukraińców, powinni im cały czas mocno kibicować. Gdyby bowiem Putin odniósł łatwe zwycięstwo nad Ukrainą, przypomniałby sobie o pretensjach Chruszczowa, by przyłączyć do sowieckiej Ukrainy Przemyśl, Zamość i Chełm. FSB stałaby się wówczas największym animatorem banderyzmu. 

***

W pewnej rasistowskiej książce przeczytałem bardzo ciekawą rzecz. O sukcesie danego narodu decydują głównie trzy rzeczy: geny, kultura i ekosystem. Moim zdaniem Rosjanie mają akurat dobre geny - dużo ładnych kobiet i silnych, wytrzymałych mężczyzn (o klasycznym wyglądzie Wiktora Buta :). Średnie IQ wyższe niż choćby u Hiszpanów. Pod względem genetycznym Rosjanki stanowią o wiele lepszy materiał od Niemek. Niestety Rosja posiada ekstremalnie ch...wą kulturę, która poważnie ogranicza jej rozwój. Jej kultura to mieszkanka zdegenerowanego prawosławia (czy raczej duposławia), mongolskiego systemu okupacyjnego, pruskiego zmilitaryzowanego biurokratyzmu, sowietyzmu i mafijnego turbokapitalizmu. Na to nakłada się morderczy ekosystem, który wymusił powstanie nieefektywnej kultury pracy, bylejakość inwestycji i brak poszanowania dla życia ludzkiego. Tym, którzy chcą zgłębić ten problem polecam książkę Andrieja Burowskiego "Odrodził się koszmar rosyjskiej historii". Bo klasycznych dzieł Kucharzewskiego i Pipesa, chyba polecać nie muszę... Wyrobionym czytelnikom też chyba nie muszę zachwalać dzieł Włodzimierza Bączkowskiego, który proroczo przekonywał, że "Ostatecznie wypłynie z Rosji czarny nacjonalizm".

***

3,2,1... do bólu d... cwelotrolli Prigożyna w komentarzach

sobota, 26 stycznia 2019

Adamowicz 1933


To było szokujące morderstwo. Liberalny burmistrz wielkiej metropolii, szczery demokrata, zginął na oczach tłumu zabity przez "samotnego szaleńca". Nie mam w tym przypadku na myśli zamachu na prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Mówię o zamachu na burmistrza Chicago Antona Cermaka dokonanym w lutym 1933 r.



Ilustracja muzyczna: Apteka - Wiesz rozumiesz

Burmistrz Cermak był wielką gwiazdą Partii Demokratycznej i popularnym włodarzem miasta. Strzelono do niego podczas wiecu politycznego, gdy stał obok prezydenta-elekta Franklina Delano Roosevelta. Dostał kulę w płuco i zmarł po dwóch tygodniach. Rooseveltowska propaganda puściła w obieg wrzutkę mówiącą, że powiedział do FDR: "Cieszę się, że to ja przyjąłem tę kulę za ciebie". Wydaje się jednak mało prawdopodobne, by Cermak rzeczywiście coś takiego powiedział, gdyż relacje między oboma politykami były napięte.



Zamachowcem był włoski imigrant Giuseppe Zangara. Śledczy szybko przyjęli wersję, że był on jedynie niezrównoważonym, samotnym mordercą.

Po latach wyszło jednak na jaw, że Zangara tylko udawał szaleńca. Tak naprawdę pracował dla chicagowskiego gangstera Franka Nittiego. Cermak był ekstremalnie skorumpowanym politykiem, którego można by właściwie zaliczyć do grona gangsterów. Kilka miesięcy wcześniej burmistrz Chicago zorganizował nieudaną próbę zabójstwa Nittiego. Zangara w trakcie pierwszej wojny światowej walczył w armii włoskiej na froncie alpejskim i miał opinię dobrego strzelca wyborowego.

Z czymś się Wam to kojarzy?

Niezależnie od tego kto stał za zabójstwem Pawła Adamowicza, można uznać prezydenta Gdańska za kolejną ofiarę "wolnych sądów". Sędziowska nadzwyczajna kasta skazała przecież wcześniej jego zabójcę za cztery napady na banki (z bronią!) jedynie na 5,5 roku więzienia (na Węgrzech sławny rabuś-dżentelmen Whiskey Robber dostał 17 lat więzienia za serię napadów na banki, podczas których nikomu nic się nie stało). Niski wyrok dla tego niebezpiecznego bandyty sędzia uzasadnił tym, że on dobrze rokuje na poprawę...

***



Aresztowanie Rogera Stone'a to oczywiście kolejny przykład skandalicznego działania prokuratora Roberta Muellera (tego gostka, co wraz z ekipą FBI wyjechał z Londynu do Lockerbie zanim jeszcze lot Pan Am 103 eksplodował w powietrzu).W ciągu dwóch lat śledztwa Mueller nie znalazł niczego, co by wskazywało na "russian collusion" i teraz próbuje przycisnąć kolejną osobę, by zeznała cokolwiek na temat Trumpa. Wcześniej śledczy Muellera szukali m.in. nieślubnych dzieci Stone'a i dopytywali się jego sprzątaczki, czy widziała kiedykolwiek, by spiskował z Rosjanami.

***

W zeszły weekend byłem w Budapeszcie. Wielkie wrażenie zrobiło tam na mnie m.in. muzeum Terrohaza (dawna siedziba strzałokrzyżowców i stalinowskiej bezpieki, w której świetnie pokazano symbiozę między oboma ustrojami totalitarnymi). Poniżej garść wrażeń, którymi dzieliłem się na Fejsie:




"Budapeszt zadziwia swoją "imprezowością". Lokale w centrum miasta pękają w szwach. Czy miejscowi nie mają nic innego do roboty? To okazja do obserwacji antropologlogicznych. Węgierki mają charakterystyczne kości policzkowe. Ugrofińskie. Ale część z nich ma domieszkę krwi słowiańskiej."



"Najpierw toasty w Baszcie Rybackiej na Wzgórzu Zamkowym (fajny widok na Dunaj i parlament), później w okolicach rezydencji Orbana, przejazd do Pesztu, knajpa o nazwie "Getto Gulyas" (nie, nie ten klimat co u Moonmana...), spacer obok wielkiej synagogi i rzut oka na życie klubowe. Kolejki do lokali o 2 w nocy. Potężny kombinat klubowy w jednej kamienicy. A po 3 wszystko zaczyna zamierać. Puls środkowoeuropejskiego miasta..."




"W Budzie na jednym ze wzgórz znajduje się grobowiec sufickiego mistyka "Ojca Róż". Miał tam kiedyś swój ogród z różami, których sadzonki wykradł z Bułgarii. Rozciąga się stamtąd ładny widok na Peszt. W Budapeszcie można też znaleźć inne ślady Imperium Osmańskiego - tureckie łaźnie geotermalne. Architektura miasta (na czele z Parlamentem i okolicami) jest jednak głównie pomnikiem chwały CK-monarchii. Podobnie jak w Wiedniu te budynki powstały w czasie, gdy Austro-Węgry przeżywały geopolityczny schyłek. 50 lat po powstaniu większości tych budynków imperium już nie było. Gen. Bem spogląda z pomnika na Dunaj i Parlament. Za plecami ma Koszary Radeckiego, które w czasie I wojny światowej były szpitalem wojskowym a w czasie drugiej siedzibą Gestapo, w której więziono wielu Polaków. Pod tym pomnikiem zaczęła się rewolucja 1956 r. Architektura to język, w którym piszemy historię narodów."





"Na Placu Wolności pomnikowy Ronald Reagan dziarsko idzie ku pomnikowi sowieckich "oswobodzicieli", którzy w 1945 zniszczyli kawał Budapesztu. Po drugiej stronie placu pomnik ofiar niemieckiej okupacji. Archanioł na którego się rzuca niemiecki orzeł. Środowiska lewicowe i żydowskie protestują przeciwko temu pomnikowi twierdząc, że wybiela on Węgry Horthyego. Rozciągnęli przed pomnikiem drut na którym wieszają swoje pretensje i zdjęcia zabitych w holokauście. Przeciwko sowieckiemu pomnikowi kilkadziesiąt metrów dalej niestety chyba nikt nie protestuje." 

***

A już wkrótce seria "Resituta" i wkręcimy się mocniej w CK-klimaty... 

sobota, 19 września 2015

Kryzys imigracyjny - kto destabilizuje Europę

Ilustracja muzyczna: Band Maid - Thrill

Marti Athisaari, były prezydent Finlandii, laureat Pokojowej Nagrody Nobla i zarazem negocjator ONZ, ujawnił, że w 2012 r. Rosja proponowała, że pozbędzie się Assada. Chodziło jej oczywiście o proces transformacji ustrojowej, podczas którego Assad zostałby obalony ale bezpieka zachowałaby władzę dopuszczając do rządów część opozycji. Scenariusz znany z Europy Środkowo-Wschodniej. USA nie były tym zainteresowane. Nie skorzystały też z innych okazji do obalenia syryjskiego dyktatora. Czy więc chodzi im o to, by Assad dalej rządził a wojna domowa trwała a Syria była bliskowschodnią wersją Somalii?



Grupa amerykańskich wojskowych i oficerów wywiadu twierdzi, że Kaddafi chciał się zrzec władzy, gdy doszło do niego to, że stanie się celem amerykańsko-europejskiej inwazji. Departament Stanu nie chciał z nim rozmawiać o pokojowej abdykacji. Wybrano scenariusz w którym Kaddafi zostaje zlikwidowany. Libia stała się państwem upadłym - i tak jak przewidział jej dyktator, do Europy ruszyły hordy "uchodźców". 



Podobnie w 2003 r. Saddam przestraszony groźbą amerykańskiej inwazji obiecał przeprowadzić w kraju demokratyczne wybory i wyjechać z Iraku.  Irak stał się w połowie irańskim protektoratem, w połowie państwem upadłym.

W 2001 r. Talibowie przestraszeni perspektywą amerykańskiej inwazji proponowali USA wydanie Osamy bin Ladena.  Wybrano inną opcję.

Pisałem już wielokrotnie na tym blogu o tym jak USA czyniły przygotowania do Arabskiej Wiosny jeszcze za kadencji George'a W. Busha. (Co nie przeszkadza różnym idiotom nazywać mnie amerykańskim oraz izraelskim agentem, bo piszę źle o Rosji, Putinie, Iranie i arabskich terrorystach.) Amerykański konserwatywny komentator Glenn Beck otwarcie oskarżał finansowego hitmana George'a Sorosa o udział w przygotowaniu rewolucji w Egipcie.  Soros jest czasem przedstawiany przez prawicę jako taki Stavro Bloefeld, milarder ze złowrogim planem dominacji nad światem. Nic bardziej błędnego. On jest tylko narzędziem. Narzędziem, które zostało też użyte w trakcie obecnego kryzysu imigracyjnego.




Reporter Sky News znalazł na wyspie Lesbos specjalny przewodnik dla nielegalnych imigrantów wydany przez fundację W2EU finansowaną przez Sorosa. Premier Viktor Orban twierdzi, że zamieszki na granicy serbsko-węgierskiej zostały wyreżyserowane. Internauci już wyszukali kilku prowodyrów.

Czemu Stanom Zjednoczonym zależy na napływie bliskowschodnich imigrantów do Europy? Czy Europa - a szczególnie kraje takie jak Niemcy i Francja - nadal są postrzegane przez USA jako zagrożenie? Czy dlatego należy je destabilizować za pomocą najazdu imigrantów i terrorystów?


środa, 1 maja 2013

Nikolić i Jobbik zaorali kosowską narrację endecji. Orban zaorał rosyjską narrację PiS


Ilustracja muzyczna: Hriste Boze (rock verzija)
                           
                                 Laibach - Nato 1994

Dla przypomnienia: Jan Paweł II zaorał bałkańską narrację endecji

Nie zazdroszczę teraz endekom. Tak się emocjonalnie zaangażowali w odległy konflikt kosowski, chodzili w marszach poparcia dla serbskiego Kosowa, podjarali się "ostatnim bastionem" oporu "chrześcijańskiej-nacjonalistycznej Słowiańszczyzny przeciwko islamowi i demoliberalizmowi" a tu nagle, ta kochana przez nich Serbia zapięła ich centralnie w d*pala. Serbski nacjonalistyczny rząd de facto uznał niepodległość Kosowa i rozpoczął proces normalizacji wzajemnych stosunków. I tego mógł się spodziewać każdy rozsądnie myślący, nie zaślepiony ideologią obserwator. Serbia nie ma środków, by odzyskać Kosowo, a gdyby je nawet jakimś cudem odzyskała, nie wiedziałaby co zrobić z zamieszkującymi je Albańczykami. (Wariant z lat '90-tych nie wchodzi w grę, bo serbskim politykom nie uśmiecha się ukrywać przez kilkanaście lat w przebraniu bioenergoterapeutów, jak to robił "Dr. Dabić":). Głupotą była wiara w mit Kosowa - bastionu chrześcijaństwa i cywilizacji europejskiej przeciwko islamowi, gdyż a) wbrew pozorom, między obiema nacjami nie ma dużej przepaści cywilizacyjnej a ich kultury przenikały się przez stulecia. Albańczycy są zresztą takimi gorliwymi muzułmanami jak Czesi chrześcijanami... b) ten kosowski mit został ożywiony przez ateistycznych postkomunistów od Miloszewicza w końcówce lat '80-tych, do celów wewnętrznej walki politycznej. Kolejne ekipy rządzące w Belgradzie nie traktowały go poważnie. Co więcej, w latach '90-tych ekipa Miloszewicza poważnie myślała o tym, by się pozbyć Kosowa. (W ten sam sposób rozumuje obecnie wielu rosyjskich nacjonalistów. Uważają oni, że Rosja powinna wycofać się z Północnego Kaukazu, bo ten rejon to tylko kłopoty. Mieszkające tam wrogie ludy rozwijają się demograficznie, gdy Rosja się zwija, i przenoszą się w dotychczas etnicznie rosyjskie tereny.) Gdyby USA nie było śpieszno ze zmiażdżeniem jugosłowiańskiego mafijnego reżimu (polecam film dokumentalny "Jedinica" - o tym jak jednostka specjalna MSW rządziła Serbią i bałkańską mafią), to by pewnie po paru latach Belgrad sam pozbył się Kosowa. Gra się toczyła o kilka północnych, etnicznie serbskich gmin, które Belgrad teraz prawdopodobnie zostawi w cholerę... Mit sypie się zresztą coraz bardziej. Czetnicki prezydent Nikolić odwiedził ostatnio Srebrenicę i przeprosił tam za serbską zbrodnię na Bośniakach (co jest jak najbardziej godne pochwały), a kilka dni później w Izraelu dziękował miejscowym politykom (bynajmniej nie palestyńskim :) za to, że przez wiele lat stali po stronie serbskiej w sporze o Kosowo.


Powyżej: dr Krisztina Morvai, eurodeputowana Jobbiku, która powiedziała liberalnym krytykom, by poszli do domu i "pobawili się swoimi obrzezanymi wackami".


By konfuzji stało się zadość przypomnę, że węgierska nacjonalistyczna partia Jobbik, z którą współpracuje Ruch Narodowy, organizowała demonstracje pod hasłem "Kosowo jest albańskie, a Wojewodina węgierska". Jak widać można być europejskim, chrześcijańskim nacjonalistą i popierać Albańczyków w sporze o Kosowo.

Co więcej, Jobbik, partia odwołująca się do turanizmu, to grono miłośników tureckiego premiera Erdogana. Dlatego też  popiera syryjską rebelię przeciw Assadowi - uznawanego przez wielu polskich endeków za Kutafona czy Katechona (zawsze mi się to myli), w każdym bądź razie za kolejnego "krześcijańskiego męża stanu". Z Assadem również ciekawa sprawa, bo ten "obrońca chrześcijan" jeszcze do niedawna, przed swoim "nawróceniem na drodze do Damaszku" wspierał antychrześcijański terroryzm w Libanie, Iraku oraz w Europie. Jego służby udzielały pomocy tej samej al-Kaidzie, z którą teraz walczą na śmierć i życie. No cóż, sytuacja na Bałkanach i Bliskim Wschodzie jest dużo bardziej skomplikowała niż się śniło endeckim filozofom...


Powyżej: idol polskich środowisk niepodległościowych z szefem rosyjskiego Syndykatu

Żeby nie być monotematycznym, przywalę teraz środowiskom znajdującym się nieco na lewo od endecji. Jednym z idoli Ruchu Niepodległościowego jest węgierski premier Viktor Orban. Nie chcę mi się już go krytykować za głupie i niepotrzebne wojenki ze spekulantami finansowymi, ale zwrócę uwagę, że Orban jest w cichym sojuszu z Putinem - sojuszu taktycznym przeciwko Brukseli i Berlinowi. (Wspominał o tym m.in. dr Targalski). Przed wyborami z 2010 r. jeździł na zloty proputinowskiej młodzieżówki "Nasi". Później Putin dał mu wiele przysług - np. sprzedał węgierskiemu skarbowi państwa udziały Surgutnieftigazu w MOL-u. Nade wszystko jednak Orban, dzięki temu sojuszowi zyskał bezpieczeństwo, które pozwoliło mu na zorganizowanie olbrzymich czystek w służbach specjalnych. Widzimy jak w ostatnich miesiącach  byli szefowie bezpieki z czasów postkomunistycznych lądowali na sali sądowej i w areszcie za szpiegostwo na rzecz Rosjan - a Rosja nabrała wody w usta.

To co zrobił Orban jest bardzo mądre: przejęcie służb (czyli pełnej władzy w państwie - co nie udało się Kaczyńskim) w zamian za sojusz z Putinem. Ale czy można taki scenariusz zrealizować w Polsce? Nie. Z dwóch powodów: 1) Polska jest  krajem o dużo większym znaczeniu strategicznym dla Rosji niż malutkie Węgry. Rosja dąży więc do silniejszej kontroli nad naszym krajem. Prezydent Kaczyński, wbrew mitom dążył do partnerskiego porozumienia z Rosją, ale to Rosji nie odpowiadało takie porozumienie. 2) U nas jest zbyt wielu zdrajców i pajaców - od Ruchaczy Palikota po endeków - którzy za darmo nadstawiają się Putinowi.

Ps. Polecam dwa klipy z telewizji Republika. Oba z nich to rozmowy z drem Targalskim vel Darski (tak, tym samym Darskim, który podarł "Wyborczą" na scenie na koncercie i rozrzucił w tłumie krzycząc: "Żryjcie to gówno!" :) vel Dr. Housem vel Behemotem. Pierwsza z nich mówi o hydratach metanu, ale także o grafenie, czyli prawdziwym powodem afery wokół Azotów. Druga jest poświęcona sytuacji Tuska i Gowina, którego Darski nazywa "figurantem" i "rzecznikiem Szetyny". Jak zwykle mistrzowskie są złośliwostki dra Darskiego, szczególnie sposób w jaki wymawia on nazwisko "Szetyna".

niedziela, 2 grudnia 2012

Tureckie impresje, czyli o wyższości Erdogana nad Orbanem


Wróciłem z pełnej wrażeń (głównie pozytywnych - z wyjątkiem końcówki związanej z przesiadką na lotnisku w Istanbule) podróży do Turcji. Uczestniczyłem tam w spotkaniach z ich ministrem finansów, prezesem banku centralnego, ekonomistami, biznesmenami, parlamentarzystami opozycji a także studentami. Odwiedziłem Ankarę oraz Izmir. Z tego, co widziałem i usłyszałem, wizja George'a Friedmana mówiąca o Turcji konkurującej z Polską o wpływy na Bałkanach nie jest taka nierealna. Jedyną jej słabością jest zbyt optymistyczny obraz Polski. Turcja to kraj niesłychanie dynamicznie się rozwijający. Tam gdzie 20 lat temu były slumsy, teraz stoją nowe osiedla mieszkaniowe a między nimi idą kilkupasmowe autostrady. Takiej infrastruktury możemy im tylko pozazdrościć. W 2001 r. Turcja była porównywana z Argentyną, uznawano ją za bankruta, stopy procentowe sięgały szalonego poziomu 460 proc. Teraz jest państwem wskazywanym nawet przez MFW za wzór do naśladowania, krajem który zyskał pierwszy rating klasy inwestycyjnej, w którym przez ostatnie 10 lat PKB per capita wzrósł trzykrotnie, w którym przez ten czas zwiększono budżet na edukację sześciokrotnie, w którym w szybkim tempie rośnie klasa średnia. Turcja to kraj do którego wracają dawni emigranci z pogrążonej w kryzysie Europy. Co się stało, że ten kraj doznał takiej transformacji? W 2002 r. zdobyła tam władzę partia AKP kierowana przez premiera Erdogana. I to już uczyniło ogromną różnicę. Erdogan ściął CIT z 40 proc. do 20 proc., zliberalizował gospodarkę jednocześnie wzmacniając zabezpieczenia socjalne, przyciągnął do kraju zagraniczne inwestycje, a bank centralny za pomocą nieortodoksyjnej polityki okiełznał inflację.  Biznes go kocha. AKP wygrała w cuglach trzykrotnie wybory parlamentarne - Turcy choć są społeczeństwem bardziej laickim niż nam się wydaje (więcej dziewczyn w hidżabach widać na ulicach Berlina i Brukseli niż w Ankarze) wspierają tych "kryptoislamistów", gdyż zapewnili krajowi gospodarczy sukces. (Nie chcę rysować tutaj laurki więc, dodam, że Turcja ma wciąż problemy strukturalne takie jak niska stopa oszczędności, wysoki deficyt na rachunku obrotów bieżących czyli nierówności w rozwoju pomiędzy regionami - ale rządowi AKP i bankowi centralnemu udał się nie lada wyczyn: miękkie lądowanie przegrzewającej się gospodarki). W 2002 r. ludzie nie głosowali na AKP z powodu jej ideologii - gdyż tej ideologii nie znali. Głosowali na tę partię, gdyż zapewniała zmianę. I tej zmiany się doczekali. Erdogan dokonał w kraju największej rewolucji od czasów Ataturka.



Co bardziej zadziwiające Erdogan zdołał rozpieprzyć w drobny mak wszechpotężną strukturę Głębokiego Państwa. Za pomocą pokazowych spraw typu Ergenekon wyeliminował mafijny Syndykat  oparty na strukturach wojskowych służb specjalnych, który szkodził wolności i dobrobytowi narodu tureckiego. Ten przykład powinien być dla polskich antysystemowców o wiele bardziej inspirujący niż to co robi Viktor Orban. Erdogan nie popełnił bowiem błędu Orbana - nie rozpoczął wojenki z finansistami przed rozwaleniem mafijnych struktur w kraju. Węgierski premier zdecydował się na szaloną politykę ekonomiczną wiedząc jak bardzo jego kraj jest zadłużony i zrobił to w najmniej dogodnym momencie - w czasie, gdy Europa jest pogrążona w ciężkim kryzysie. Erdogan postępuje zupełnie odwrotnie. Potrafił dogadać się ze spekulantami, a oni, skuszeni obietnicą łatwego zysku, kłaniają mu się w pas. A w raz z nimi rządy, które spekulanci od siebie uzależnili.



Ale jest również "ciemna strona" tej opowieści. - Erdogan stworzył własne Głębokie Państwo. To kraj, w którym premier ingeruje w treść programów telewizyjnych i knebluje opozycję. To kraj w którym bez sądu siedzi w więzieniu dwóch naszych deputowanych. Erdogan mówi, że nie widzi w tym problemu, bo "siedzieli już w trakcie kampanii wyborczej". Sąd Najwyższy uznał, że mają nadal immunitet, ale nadal nielegalnie są przetrzymywani w więzieniu. Podobnie jak kilkudziesięciu oficerów, którzy jeśli są winni, to powinni usłyszeć zarzuty - mówi jeden z polityków opozycyjnej partii CHP. Wielokrotnie pisałem już na tym blogu, że sama AKP też jest po części produktem Głębokiego Państwa. Ruch Gullena, z którego wywodzi korzenie był przecież przykrywką dla działalności MIT w Azji Środkowej i na Bliskim Wschodzie. Mimo wszystko jednak studiowanie przypadku tureckiego powinno zainteresować każdego polskiego politologa a także "insurekcjonistę". To przykład na to jak można skutecznie dokonać Rewolucji.



Czy AKP dokona reislamizacji Turcji? Słyszałem tam o wyniku badań przeprowadzonych przez Amerykanów. Mówią one, że 80 proc. tureckiego społeczeństwa jest laicka. Społeczeństwo się modernizuje.  Turcy to nie egipska czy też irańska ciemnota. Erdogan zapewnia im dobrobyt i tym samym oddala ich od myśli o dżihadzie. Islamizacja już natrafia na poważny opór społeczeństwa i może się okazać słabsza od proeuropejskich aspiracji Turków.



Ps. Promowanie Erdogana może się spotkać z oburzeniem ze strony  dużej części  polskiej prawicy. Pamiętam jak na proorbanowskiej demonstracji Janek Bodakowski oburzał się, że protestanci z "Idź Pod Prąd" piszą o kalwinizmie Orbana. Używał przy tym argumentów z XVII w. ("heretycy czynią despekta Najświętszej Panience, obalili figury świętych i na ołtarzu jajca liczą"). Wyobraźmy sobie teraz jak by zareagowali na sugestię, że należy przyjrzeć się przypadkowi Erdogana. Odpowiedzieliby cytatami z Grzegorza Kucharczyka czy ks. Isakowicza-Zaleskiana. Jak to dobrze, że nie jestem prawicowcem, tylko przedstawicielem radykalnego centrum.