Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Włochy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Włochy. Pokaż wszystkie posty

sobota, 17 czerwca 2023

Reptiliańskie fundusze Piątka

 


Nie, ten wpis nie jest powrotem do arcypopularnej serii Phobos :) Nie jest on poświęcony Reptilianom ani innym obcym, lecz pewnej niemieckiej tradycji politycznej.

Reptilienfonds - czyli "Gadzie Fundusze" - były funduszami za pomocą których kanclerz Bismarck opłacał prasę, by prowadziła podyktowaną przez niego narrację. Sprawa istnienia owej "czarnej kasy" wyciekła jednak i wywołała wówczas małą aferę. "Gadzie fundusze" przeniknęły też do języka polskiego. To od nich pochodzi nazwa prasy gadzinowej, czyli wydawanej podczas II wojny światowej przez Niemców dla Polaków. (I nie tylko dla Polaków. Prasę gadzinową wydawano bowiem też w gettach żydowskich. W getcie warszawskim takim dziennikiem była "Gazeta Żydowska", w której pracował niejaki Reich-Ranicki, który później werbował Cata-Mackiewicza dla bezpieki PRL, a potem stał się "papieżem krytyki literackiej" w Niemczech.) Jeśli kupowaliście kiedyś serię "Gazety Wojenne", to pewnie mieliście okazję zapoznać się z ówczesną prasą gadzinową.

Po klęsce Rzeszy, zachodnie mocarstwa okupacyjne zreformowały niemiecką prasę. Jej nawyki kulturowe są jednak w Niemczech silniejsze od ciasnych ram instytucjonalnych narzuconych przez okupantów. Prasa niemiecka wyróżnia się więc na tle innych krajów Europy swoim mocno zunifikowanym przekazem i tym, że jest śmiertelnie nudna. Czytasz jedną gazetę i wiesz, co piszą wszystkie inne. W USA mamy i CNN i Fox News i różnych Alexów Jonesów. W Wielkiej Brytanii możemy sobie porównywać narracje "Guardiana" i "The Telegraph", "Spectatora" i "The New Statesmana", BBC i Sky News. We Włoszech - żądna sensacji, żywa prasa do wyboru, do koloru. W Polsce - to, o czym nie napiszę "Wyborcza", napisze "Gazeta Polska" i vice versa. W Niemczech - nudna papka serwowana przez wszystkie media, poza biuletynami AfD. 

Orban, wykonawca wielowektorowego dawania d... Niemcom, Rosji, Chinom oraz Izraelowi, bywa (słusznie) krytykowany za zglajszachtowanie węgierskiego rynku medialnego. To samo zrobił jednak dużo wcześniej rząd RFN. I zrobił to w bardziej subtelny, ale też bardziej staroświecki sposób. Zastosował bowiem "Gadzinowe Fundusze". Niedawno wyszło na jaw, że z rządowej kasy było opłacanych 200 dziennikarzy z wiodących mediów prywatnych i publicznych. Nie chodziło tu o regularną pensję, ale o pieniądze na lukratywne zlecenia. Po wyjściu na jaw tej afery, zaznaczano, że lista opłacanych dziennikarzy nie obejmowała tych, którzy pobierali wynagrodzenia od BND, czyli od niemieckiego wywiadu cywilnego.


A my się jeszcze dziwimy, że Merkel, niczym Putin czy Erdogan, rządziła przez całe pokolenie...

Swego czasu mały skandal wywołała w Polsce osławiona instrukcja Marka Dekana, szefa koncernu Axel Springer, mówiącego polskim dziennikarzom jaką mają prowadzić narrację. Nie da się ukryć, że co najmniej niektóre polskojęzyczne media należące do kapitału niemieckiego stosują niemiecką narrację. Z tą narracją był bardzo zbieżny choćby wielokrotnie obśmiewany artykuł Marcina Wyrwała z maja 2022 r. o tym, że Ukraina "przegrywa wojnę" , czy też seria tekstów o karabinie Grot. Ingerencje w narrację mediów szły jednak jeszcze dalej.

W kwietniu 2016 r. Angela "Stasia" Merkel osobiście instruowała niemieckich dziennikarzy, że mają pisać o "dzikim Wschodzie" i "putinowskiej Polsce". Ta instrukcja stała się też obowiązująca w polskiej libkowskiej narracji. O ile w poprzednich latach PiS, Kaczyński i Macierewicz byli przedstawiani jako "szaleńcy, których chcą wojny z Rosją" i którzy "chcą nas ośmieszyć przed głównym europejskim nurtem chcącym dobrych relacji z Kremlem", tak teraz stali się "stronnikami Putina".

Kilka tygodni po tych instrukcjach Merkel, Tomasz Piątek zaczął serię swoich artykułów o "rosyjskim agencie" Macierewiczu. Robił to tuż przed szczytem NATO w Warszawie, na którym miała się rozstrzygnąć sprawa wzmocnienia wojskowego wschodniej flanki. Piątek zaczął od argumentu o tym, że Macierewicz musiał być rosyjskim agentem, bo znał trzeciorzędnego agenta SB Roberta Luśnię. Argument był o tyle absurdalny, że "Wyborcza" wcześniej przez ponad dwie dekady przekonywała, że nie powinno się szukać dawnych agentów bezpieki, bo wielu z nich było właściwie dobrymi lecz nieco zagubionymi ludźmi. Poza tym w polskiej polityce roiło się od dawnych agentów bezpieki (można było wypomnieć Macierewiczowi kontakty z o wiele groźniejszymi agentami niż Luśnia - np. "Bolkiem" Wałęsą i "Spółdzielcą" Chrzanowskim :) i stawianie tezy, że znajomość z agentem równa się pracy agenturalnej dla Rosji, oznaczałaby też, że agentem był Adam Michnik (bo znał nie tylko Maleszkę, ale i Kiszczaka). No, ale cóż, logika to słaba strona "Wyborczej"...

Później ten były (?) narkoman się rozkręcił i w swojej książce napisał m.in., że pewien amerykański kongresmen blisko związany z kompleksem wojskowo-przemysłowo-wywiadowczym USA jest "człowiekiem Rosji", bo wziął na kampanię kredyt w dużym nowojorskim banku, w którym prała pieniądze rosyjska mafia. Piątek napisał też, że koncern Boeing "jest związany z Rosją". I że amerykańscy republikanie wspólnie z sowieckimi służbami spiskowali, by zakończyć detente i doprowadzić do konfrontacji supermocarstw. 

Baj de łej: słyszałem z dobrze poinformowanego źródła, że  sporą część swojej narracji dotyczącej pewnego biznesmena mającego być bossem rosyjskiej mafii w Polsce Piątek wziął od celebrytki-narkomanki, która siedziała z nim na odwyku. Celebrytka rozwodziła się od 10 lat (wolne sądy!) ze wspólnikiem tego biznesmena. I opowiadała Piątkowi jak to ów biznesmen chodził po centrum Warszawy z wyrzutnią rakiet przeciwlotniczych i jak w wieku dwudziestuparu lat był całowany w Marriocie po rękach przez wszystkich bossów polskiej mafii. Insane in da mambrane, insane in da brain! :)

No, ale cóż. Ludzie zwykle nie zgłębiają się tak mocno w narrację Piątka. Ograniczają się do czytania nagłówków artykułów. Tych, którzy szczerze wierzą w jego teorie po przeczytaniu jego książek, można natomiast śmiało uznać za upośledzonych umysłowo.


Wojna na Ukrainie sprawiła oczywiście, że ta narracja zaczęła się rypać. No bo jak tu mówić o 'putinowskiej Polsce", skoro "rosyjska agentura rządząca Polską" wysłała na Ukrainę 300 czołgów, myśliwce i kupę innego sprzętu oraz udzieliła Ukrainie wielkiego wsparcia dyplomatycznego, przy okazji organizując koalicję jebania Niemców za ich niechęć do zbrojenia Ukraińców? Jak tu oskarżać Polskę o proputinizm, w sytuacji, gdy szybko pozbyła się zależności od rosyjskich surowców energetycznych, a Niemcy zostali z wysadzonym Nord Stream 2? Niektóre co bardziej upośledzone umysłowo feministki zaczęły twierdzić, że Polska nie pomaga Ukrainie, bo nie zapewnia Ukrainkom aborcji, w odróżnieniu od "szlachetnych" Niemiec. Ch... z czołgami i myśliwcami, ch... ze wsparciem dyplomatycznym, ważne że Niemcy dbają o zmniejszenie przyrostu naturalnego Ukraińców! Zapachniało trochę Generalplan Ost...

Operację intoksykacyjną zaczęto więc też prowadzić w mediach "prawicowych" i endeckich. Pojawiające się w nich częste wezwania, by wzorem Orbana prowadzić politykę wielowektorowego dawania dupy, by nie wspierać Ukrainy, że Ukraina powinna szybko zawrzeć pokój z Rosją i zaakceptować utratę terytoriów, są dokładną kalką niemieckiej propagandy. Warzecha, Wojciech "Mielonka" Golonka, Wieromiejczuk, Dzierżawski, Rola etc. grają więc w niemieckiej orkiestrze - rozpisanej na zarówno na libkowskie jak i "narodowe" głosy. Endecja stronnictwem niemieckim. Dmowski by każdemu z tych duponarodowców wymierzył solidnego kopa w jaja. 

 Wspomniany Mariusz Dzierżawski stanowi przypadek szczególnie ciekawy. To były prezes Stronnictwa Polityki Realnej, które oderwało się z UPR ze względu na spór o lustrację. SPR oczywiście była wrogo nastawiona do rozliczania komunistycznej bezpieki. (Działał w nim m.in. Ireneusz "Odbyteusz" Jabłoński, szkolony wcześniej na nielegała Departamentu I.)  W ostatnich latach Dzierżawski zajmował się głównie jojczeniem, że PiS nie chce wprowadzić całkowitego zakazu aborcji. Oczywiście spełnienie tego postulatu oznaczałoby, że PiS przerżnąłby kolejne wybory parlamentarne, a władzę zdobyłyby libki sterowane z Berlina, które mocno poluzowałyby prawo aborcyjne. No, ale może Dzierżawskiemu o nienarodzone kaleki wcale nie chodzi. Po pełnoskalowej rosyjskiej inwazji na Ukrainę Dzierżawski zaczął bowiem przekonywać, że Ukraina powinna szybko zawrzeć rozejm. Nagle przekwalifikował się na eksperta od wojskowości! Jojczył też, że to "strasznie niemoralne", że jesteśmy w sytuacji, w której Ukraińcy giną w obronie naszego bezpieczeństwa. Dzierżawski pewnie wolałby, żeby wojna toczyła się na naszym terytorium. No, ale przynajmniej aborcja byłaby całkowicie zakazana. Za to rosyjskie rakiety spadające na szpitale położnicze byłyby takie pro-life...

***

Zapewne nie tylko ja jestem rozczarowany tempem ukraińskiej "ofensywy". Bo nie tylko ja zapomniałem, że Rusaki miały kilka miesięcy na przygotowanie fortyfikacji na odcinku południowym i że ściągnęli tam duże rezerwy. I trochę się też nauczyli. Ukraińcom udało się jak na razie przełamać "wstępną" linię fortyfikacji w jednym miejscu. Coś się też dzieje w rejonie Nowej Kachowki. Ukraińcy twierdzą, że wyzwolili łącznie około 100 km kw terenu. Na mapie deepstate można się jednak doliczyć tylko około 40 km kw. Być może więc część zysków terenowych jest tajna, a część została celowo nagłośniona, by skierowały się tam rosyjskie rezerwy.

Ukraińcy jak dotąd wykorzystali w walce 3 z 12 brygad przeznaczonych do ofensywę. To więc na razie natarcie na ćwierć gwizdka. Czeski prezydent, gen. Pavel, twierdzi, że to dopiero "ataki formujące".

Tym atakom formującym towarzyszy młócenie rosyjskiego zaplecza przez artylerię.  Pociski spadają tez na rosyjskie sztaby. Co ciekawe, osoba wyglądająca jak Putin, stwierdziła, że podczas tygodnia ukraińskich ataków, wojska rosyjskie straciły 54 czołgi. 

Rosja snuje obecnie analogie pomiędzy ukraińską "ofensywą" a nieudanym niemieckim natarciem na sowieckie fortyfikacje polowe pod Kurskiem. Wiadomo, Bachmut miał być wcześniej Stalingradem. Tyle, że pod Bachmutem sowieciarzom nie udało się zamknąć w kotle ukraińskiej armii. A jeśli ukraiński atak zakończy się fiaskiem, to Rusnia nie będzie miała sił, by przeprowadzić własną kontrofensywę. Jak na razie większe szanse są na to, że to Ukraińcy skopiują pod Bachmutem Operację Uran, czyli stalingradzkie okrążenie.

***
Zmarłego Silvio Berlusconiego możemy oceniać na różnych poziomach.


Na najbardziej powierzchownym był on współczesną wersją renesansowego, włoskiego księcia. Był tym, kim każdy z nas chciał się stać na starość. Był człowiekiem czerpiącym z życia pełnymi garściami. Był kimś, kto wzbudzał sympatię do swoich słabostek. Był kimś, z kim świetnie by się imprezowało. Był wymarzonym organizatorem wieczoru kawalerskiego. 

Na głębszym poziomie był człowiekiem wykreowanym przez służbową lożę Propaganda Due. Tworem włoskiego Głębokiego Państwa. Struktury zbudowanej w czasach Zimnej Wojny, ale mającej korzenie jeszcze w XIX wieku. Twórcą projektu politycznego mającego wypełnić miejsce po antykorupcyjnym pogromie chadecji. 

Był też człowiekiem, który stał się w pewnym momencie niewygodny dla europejskich globalistów. Człowiekiem, który rozważał przyszłość Włoch poza strefą euro. I dlatego został w 2011 r. obalony de facto przez Europejski Bank Centralny. Był człowiekiem, który nie pasował do libkowskiej współczesności.

Paradoksalnie jednak był też najbardziej prokobiecym europejskim politykiem. Zaświadczą o tym dziesiątki kobiet, którym pomógł rozpocząć karierę polityczną. I setki, jeśli nie tysiące, z którymi bawił się na swoich słynnych imprezach. Żadna z nich na niego nie narzekała.

Pożegnajmy więc "Boskiego Silvio" fragmentem poświęconego mu filmo "Loro" Paolo Sorrentino. W tej scenie dziewczyny przygotowują się na przyjęcie u Berlusconiego i śpiewają jego autentyczną piosenkę wyborczą. Jej refren mówi "Dzięki Bogu jest z nami Silvio!".


wtorek, 7 maja 2013

Gulio Andreotti (1919-2013) - R.I.P.


Ilustracja muzyczna: Gabriel Faure - Pavane

"Wszyscy, którzy radzili mi uprawiać sport już nie żyją"

"Doktor na komisji wojskowej dawał mi dwa lata życia. Do dzisiaj od czasu do czasu odwiedzam jego grób"

Gulio Andreotti

Zmarł Gulio Andreotti vel Boski vel Belzebub - człowiek instytucja, siedmiokrotny premier Włoch, 25 razy minister. Pierwszy raz w rządzie w 1947 r., ostatni w 1993 r. Mąż stanu i filar systemu politycznego Włoch a zarazem zwyczajny mafiozo i być może prawdziwy mistrz loży P2. Świetnie sportretowany w filmie "Il Divo" Paula Sorentino (tutaj zrecenzowałem to dzieło). "Jest strażnikiem czegoś cennego, kimś kto musi mieć dostęp do jakiegoś obcego wymiaru, do którego my nie mamy dostępu" - mówił o nim Federico Fellini. 

(Tutaj  jest świetna scena z filmu "Il Divo", prezentacja frakcji Andreottiego w Chrześcijańskiej Demokracji. A tutaj intro pokazujące serię tajemniczych zgonów - Pecorelli, Calvi, Sindona, Moro... Można by też zrobić taki film o Tusku i Schetynie. :)

Gulio Andreotti gawędzi sobie pewnie teraz w czyścu z papieżem Aleksandrem VI, Niccolo Machiavellim, Benito Mussolinim i Roberto Calvim...

sobota, 9 lutego 2013

Agca i Chomeini: sekrety irańskiego śladu w zamachu na papieża



Ilustracja muzyczna: Dombira (Emre Bulsat Mix)

Ali Agca, w swojej książce "Obiecali mi raj" twierdzi, że zlecenia zabójstwa Jana Pawła II wydali mu Irańczycy - a konkretnie sam ajatollah Chomeini. Zarówno Stolica Apostolska jak i "znawcy" sprawy zamachu tacy jak Andrzej Grajewski (WSI) wyśmiewają te twierdzenia. Czy jednak zasługują one tylko na pusty śmiech? Moim zdaniem nie. Agca po raz pierwszy od zamachu powiedział prawdę. A przynajmniej jej część.

Co przemawia za irańskim śladem w zamachu? Po pierwsze to, że Agca przebywał w 1979/80 r. w Iranie, gdzie szkolił się w obozie dla terrorystów. Po drugie, półanalfabeta Agca "napisał" w 1979 r. list z pogróżkami do papieża, w którym znalazły się obszerne cytaty wyjęte żywcem z przemówień Chomeiniego (np. nazwanie JP2 "wodzem krucjat"). Po trzecie, dowody istnienia irańskiego śladu zostały przedstawione papieżowi - poprzez abpa Poggiego (ówczesnego szefa watykańskich służb specjalnych, zwanych niekiedy Świętym Przymierzem a przez Eugeniusza Sendeckiego Służbami Bertone, od nazwiska ich domniemanego obecnego szefa) przez Mossad. Po czwarte, ślad irański nie kłóci się z tropem sowieckim. Jak już pisałem na tym blogu, Chomeini był agentem m.in. Stasi, która zwerbowała tego perskiego dziadzia (gra półsłówek) za pomocą haków obyczajowych (homoseksualizm). Często działania terrorystyczne Iranu (np. w Libanie, Izraelu i Arabii Saudyjskiej) były zbieżne z interesami Kremla. Dla Sowietów wygodnym było, że zamach zostanie przeprowadzony rękami pośredników (i dlatego takie kreatury jak Markus Wolf mogą głośno mówić o islamskim śladzie). Wiadomo również, że Agca spotykał się z sowieckimi dyplomatami- oficerami służb w Teheranie. To zadziwiające, że "eksperci" przywiązują tak małą wagę do irańskiego okresu jego podróży. Zamiast tego koncentrują się na tzw. bułgarskim ogniwie, czyli śladzie, który od początku do końca był lipny. Jak w 1991 r. przyznał podczas przesłuchania w Kongresie Robert Gates, szef CIA a później sekretarz obrony USA, bułgarskie ogniwo było dezinformacją CIA. Orężem w wojnie psychologicznej z Sowietami i niczym więcej. Agca, gdy siedział w więzieniu mógł tylko kłamać. W innym przypadku służby Wschodu lub Zachodu mogły mu zorganizować tam zejście. W krainie mafii i korupcji jaką są Włochy, to naprawdę łatwe. To dlatego turecki ekstremista przedstawił ponad 200 różnych wersji spisku na życie papieża.

Sprawa jest oczywiście bardziej skomplikowana niż się wszystkim wydaje. Agca i jego organizacja Szare Wilki były częścią Głębokiego Państwa zdemontowanego później przez Erdogana. To byli nacjonalistyczni ekstremiści z siatki Gladio. Agca uciekł z więzienia w mundurze oficera, a w Austrii i Włoszech korzystał z pomocy logistycznej miejscowych siatek Gladio. Co więc sugeruję? Doszło do penetracji Gladio przez sowieckie służby (warto się przyjrzeć interesom Licio Gellego, szefa P2 w Nikaragui a także jego działaniom po upadku Republiki Salo). Zamach nie byłby możliwy bez tej penetracji a także bez udziału peerelowskich służb - mających z oczywistych względów największe sukcesy w penetracji Watykanu (to dlatego 13 maja 1981 r. na Placu Św. Piotra było aż trzech funkcjonariuszy SB, to też mówi trochę o casusach typu Turowski). Kluczowe dla całej sprawy może być jednak spotkanie Agcy w Iranie z Frankiem Terpilem, agentem CIA, który przeszedł na stronę Kaddafiego a później Irańczyków (zaginął w 1982 r. w Bejrucie). Ten człowiek prawdopodobnie miał klucz do zagadki strzałów na Placu Św. Piotra.

wtorek, 30 sierpnia 2011

Il Divo - recenzja filmu



"Jezus Chrystus nakazał nam chrześcijanom nadstawiać policzek. W swej mądrości obdarzył nas jednak tylko dwoma policzkami"

"Ewangelia uczy, że gdy zapytano Jezusa o prawdę, nie odpowiedział"

"Władza zjada tych, którzy jej nie mają"

                           Gulio Andreotti

"Jest strażnikiem czegoś cennego, kimś kto musi mieć dostęp do jakiegoś obcego wymiaru, do którego my nie mamy dostępu"

                            Federico Fellini o Gulio Andreottim

Andreotti - człowiek instytucja, siedem razy premier Włoch, 25 razy minister, pierwszy raz w rządzie w 1947 r., ostatni - w 1993 r., filar włoskiego systemu politycznego i mąż stanu czy zwyczajny mafiozio i prawdziwy mistrz loży P2? A może wszystkie odpowiedzi są prawdziwe? Te pytania zadaję sobie po obejrzeniu doskonałego filmu "Il Divo" - "Boski" opowiadającego o końcu kariery politycznej wielkiego Włocha. Film ten warto obejrzeć nie tylko ze względu na wspaniałe zdjęcie i świetny dobór muzyki - to także film wyjaśniający na czym polega polityka. (Polecam zwłaszcza tą scenę - prezentację frakcji Andreottiego w Chrześcijańskiej Demokracji). Film rzuca też dużo światła na serię zabójstw, masakr i zamachów terrorystycznych, które wstrząsały Włochami w latach 1969-92. Andreotti we wstrząsającym monoglogu tłumaczy, że to była cena za utrzymanie systemu demokratycznego we Włoszech - uderzenie w partie skrajne, tak by umiarkowne - chadecy i socjaliści Craxiego utrzymały się przy władzy.


czwartek, 28 lipca 2011

Włochy wspierają Kaddafiego?


Wiadomość nieco spóźniona (w wyniku zdarzeń w Norwegii): we Włoszech zaginęło sporo broni, która mogła trafić do Libii. Jakiś czas temu ze składu uzbrojenia na wyspie Santo Stefano wywiezionych zostało na kontynrnt 30 tys. kałasznikowów, 32 mln sztuk amunicji do nich, 5 tys. rakiet do katiusz, oraz 400 pocisków przeciwpancernych Fagot (wszystko to zostało przechwycone przez Włochów w latach '90-tych, na statku dostarczającym nielegalnie broń na Bałkany). Co się później z tym stało? Nie wiadomo, ale nieoficjalna wersja mówi, że włoski rząd wysłał to Kaddafiemu (choć moim zdaniem, mógł ją przekazać też rebeliantom). Akurat dzień wcześniej Berlusconi wycofał Włochy z wojny przeciwko libijskiemu dyktatorowi. Może w ten sposób chce naprawić z nim stosunki?