Kilka geopolitycznych znaków czasu z ostatnich dni:
W Kairze gościł gen. Wiaczesław Kondarszow, wiceszef GRU. Rozmawiał z miejscową juntą o dostawach rosyjskiej broni do Egiptu. To pierwsze tego typu rozmowy odkąd 40 lat temu gen. Anwar Sadat wyrzucił z kraju sowieckich doradców. Dotychczas Egipt polegał głównie na broni amerykańskiej, teraz ma ochotę m.in. na rosyjskie rakiety dalekiego zasięgu SS-25. Rosyjską bronią jest też zainteresowana Arabia Saudyjska, wściekła na Obamę, że odwołał inwazję na Syrię (i jednocześnie grożąca Ruskim fajerwerkami podczas olimpiady w Soczi). O ile Jimmy Carter, uznawany za najgorszego prezydenta USA, stracił Iran, to Obama traci Egipt, Arabię Saudyjską, Turcję...
W obecnej sytuacji zadziwiać może to, że Chiny tak ostrożnie angażują się na Bliskim Wschodzie. Mogłyby machnąć ręką na rosyjskie interesy w Syrii (kraj ten nie ma przecież dla Chin niemal żadnego znaczenia gospodarczego - miejscowe złoża ropy są na wyczerpaniu) i starać się przyciągnąć do siebie Arabię Saudyjską. Taki związek byłby logiczny. Chiny stały się przecież największym konsumentem ropy na świecie i potrzebują sobie zapewnić dostęp do surowca, USA stają się zaś niezależne energetycznie i sytuacja na Bliskim Wschodzie zaczyna je mniej interesować (co sprawia, że amerykańska ochrona królewskiego domu saudyjskiego przed wrogami wewnętrznymi i zewnętrznymi staje się mniej pewna). Problemem jest to czy Chiny byłyby zdolne machnąć ręką na Iran (dogadujący się z USA i stanowiący główne zagrożenie dla dostaw ropy z Bliskiego Wschodu) i zacząć wspierać saudyjskie interesy w regionie. Być może pośrednikiem przy ewentualnym porozumieniu chińsko-saudyjskim będzie Pakistan, kraj który od ponad trzech dekad jest blisko związany zarówno z Chinami jak i z USA.
Ciekawe rzeczy też dzieją się w Turcji. W Istambule otwarto tunel pod Bosforem, część projektu Marmaray, pierwsze kolejowe połączenie między azjatyckim i europejskim brzegiem cieśniny. Marmaray ma być zaś częścią Nowego Szlaku Jedwabnego - połączenia kolejowego z Chin, przez Azję Centralną i Turcję do Europy Zachodniej. Turcja zaniepokoiła ostatnio USA wybierając ofertę chińskiej państwowej firmy CPMIEC w kontrakcie na budowę elementów systemu obrony przeciwrakietowej. A nam wmawiają, że rewolta przeciwko Erdoganowi wybuchła z powodu kilku drzew... Rozpalenie problemu ujgurskiego (zamach na placu Tiananmen), jest próbą storpedowania chińsko-tureckiego porozumienia.
Ciekawe rzeczy dzieją się też na froncie unijno-rosyjskim. Kreml zdołał zmusić Armenię, by porzuciła pomysły o stowarzyszeniu z UE, Mołdawia i Ukraina wciąż się bronią choć zastosowano wobec nich wojnę handlową i liczne prowokacje (m.in. podpalanie meczetów na Krymie i cerkwii prawosławnych na zachodzie Ukrainy). Kreml uznał wyprawę ekologów na arktyczną platformę Gazpromu za imperialistyczny spisek i zaaranżował ataki na holenderskich dyplomatów. Prowadzi też wojnę handlową przeciwko Litwie mszcząc się za litewskie działania wymierzone w rosyjskie interesy energetyczne. Komisja Europejska jest gotowa nałożyć na Gazprom dużą karę za praktyki monopolistyczne. Kreml jednocześnie zadziera ze środowiskami "postępowi" i stara się odwrócić uwagę od swoich działań nagłaśniając sprawę podsłuchów NSA (ciekawe, że o podsłuchiwaniu przez NSA konklawe doniosła gazeta Berlusconiego - partnera biznesowego Putina, obalonego przez Amerykanów). Jak wiemy, zarówno Moskwa jak i Berlin mają w postPolsce swoje frakcje, więc zabawnie wygląda w tym kontekście starcie Protasiewicz-Schetyna na Dolnym Śląsku...
czwartek, 31 października 2013
niedziela, 27 października 2013
Największe sekrety: Ostatni Bóg Wojny
Ilustracja muzyczna: Pacific Main Theme
"Gdy zostanie nam narzucona wojna, jedyną alternatywą jest zastosowanie wszystkich możliwych środków, by ją doprowadzić do szybkiego końca. W wojnie chodzi o zwycięstwo"
Gen. Douglas MacArthur - Ostatni Bóg Wojny - jest bohaterem nie tylko dla Amerykanów. Z przyczyn oczywistych zasłużył na wieczną wdzięczność Australijczyków, Filipińczyków i setek plemion Pacyfiku wyzwolonych spod japońskiej okupacji. Kochają go Koreańczycy a Chińczycy z Tajwanu też zawdzięczają mu swoją egzystencję. Największym uwielbieniem powinni go darzyć jednak Japończycy - naród przeciwko któremu zacięcie i nadzwyczaj skutecznie walczył przez blisko cztery paskudne, okrutne a zarazem epickie lata. Gen. MacArthur okazał się dla Japonii wymarzonym okupantem - Ostatnim Shogunem, człowiekiem który ocalił Boski Dom Cesarski i wbrew Waszyngtonowi zapewnił Japończykom ważną pozycję w Nowym Porządku Świata. Zachował bastion niezależnej siły na Dalekim Wschodzie - i zamierzał go poszerzyć o Chiny i Koreę. Gdyby mu się udało, Zimna Wojna skończyłaby się najpóźniej w latach '60-tych, światowy komunizm załamałby się z wielkim hukiem a USA byłyby również znacznie przyjaźniejszym miejscem dla świata niż obecnie.
Truizmem jest napisać, że historia wojny na Pacyfiku jest niepełna i celowo ocenzurowana. Taka jest bowiem historia wszystkich wojen. Tym, którzy nie czytali, polecam przeczytać moje wpisy z serii Największe Sekrety: ten poświęcony operacji "Złota Lilia" i ten dotyczący księcia Higashikuni Naruhiko, opowieść o człowieku, który wprowadził Japonię do wojny i uszło mu to na sucho. Wpisy te ściśle się zazębiają z opowieścią o gen. MacArthurze i tłumaczą wiele z jego krytycznych decyzji z lat 1944-45.
Powyżej: gen. MacArthur i australijski premier John Curtin
MacArthur zdołał zgromadzić w swoich rękach władzę o wiele większą niż wynikałaby z jego oficjalnych stanowisk. Jego pozycja wynikała w dużej mierze z umiejętnego wykorzystania służb wywiadowczych - własnych służb wywiadowczych. Wiele epizodów z prowadzonej przez niego tajnej wojny na Pacyfiku opisuje William Breuer w "Nieznanej Wojnie MacArthura". Wojna ta koordynowana była przez powołane w lipcu 1942 r. Alianckie Biuro Wywiadowcze (AIB) - organizację zrzeszającą amerykański, australijski, brytyjski, holenderski i filipiński personel wywiadowczy (w tym wielu nissei - amerykańskich Japończyków z drugiego pokolenia) lojalny wyłącznie wobec gen. MacArthura. Ostatni Bóg Wojny stymulował też z oddali bardzo skuteczny filipiński ruch oporu - za pomocą prywatnej służby Regionalne Dowództwo Filipin (PRC). Jego oczami i uszami na tej tajnej wojnie był gen. Charles Willoughby (Adolf Karl Scheppe-Weidenbach, urodzony w Heidelbergu niemiecki arystokrata), zwany przez MacArthura "małym faszystą" (ze względu na niemieckie pochodzenie i przedwojenną przyjaźń z Mussolinim i Jose Antonio Primo de Riverą).
Ostatni Bóg Wojny starał się nie dopuszczać do działania na swoim terenie OSS - słusznie uważał tę organizację za niekompetentną i zinfiltrowaną przez komunistów oraz pożytecznych, lewicowo-liberalnych idiotów (przypominam mój wpis o szaleństwie Billa Donovana - zwłaszcza "lisi" epizod). Zawierał za to sojusze z ludźmi takimi jak Dai Li, niesamowicie zdolny i zarazem bezwzględny do perfekcji szef wojskowej bezpieki Kuomintangu (przypominam wpis o jego śmierci) - to oczywiście nie podobało się wielu biurokratów z administracji Roosevelta.
Nic jednak nie mogli na to zrobić - gen. MacArthur bardzo skutecznie prowadził wojnę, wygrywał z Japończykami i skutecznie kreował się na bohatera narodowego. (Przyczynił się do tego Biały Dom - w pierwszych miesiącach wojny dramatycznie potrzebował pokazać narodowi jakieś pozytywne przykłady skutecznego oporu przeciwko japońskiej agresji. Przykłady były tylko dwa: Wake Island i Baatan. To dlatego ściągnięto MacArthura do Australii - wbrew jego woli. Media wykreowały go na bohatera, więc jego śmierć lub wpadnięcie w niewolę byłyby dużym psychicznym szokiem dla Ameryki. Sama pierwsza kampania filipińska nie jest jednak dla MacArthura szczególnym powodem do chwały. Został pokonany przez słabsze liczebnie wojska gen. Hommy. Jako okoliczność łagodzącą można wskazać to, że armia USA na Filipinach była słabej jakości - np. przesyłano jej z Ameryki czołgi Stuart pozbawione wielu ważnych części. Dość powiedzieć, że Amerykanie bronili się przed Japończykami za pomocą szarż kawaleryjskich. Plan obronny załamał się głównie dzięki gen. Breretonowi, który doprowadził do zniszczenia amerykańskiego lotnictwa na Clark Field a później fatalnie koordynował operacje powietrzne podczas operacji "Market Garden". Mimo kiepskiego debiutu w II wojnie światowej, późniejsze operacje dokonywane przez MacArthura noszą ślad iskry geniuszu. Tak było m.in. w przypadku kampanii na Nowej Gwinei - "rosyjskiego frontu na Pacyfiku", miejsca bez powrotu dla dziesiątków tysięcy japońskich żołnierzy, marynarzy i pilotów. Szczególnie genialna była operacja Hollandia-Wewak, ale podczas wyzwalania Filipin dowództwu gen. MacArthura też należą się najwyższe noty.) Nienawidzący go gen. Marshall, podręcznikowy przykład dupka, próbował stworzyć przeciwwagę dla MacArthura kreując sławę swojego kolegi z West Point gen. Stilwella, wielkiego szkodnika nieustannie spiskującego przeciwko Czang Kaj Szekowi i narodowi chińskiemu, militarnego beztalencia, prokomunistycznego dupka o mentalności i manierach drill instructora z "Full Metall Jacket" ("This is my rifle, this is my gun, this is for fighting, this is for fun", "Private Snowball!"). Takiego tytana jak MacArthur nie dało się jednak przesłonić małymi wszami łonowymi w rodzaju Stilwella. Przed naturalną sławą MacArthura musiał chylić czoła nawet prezydent. Nie bez przyczyny to właśnie Ostatni Bóg Wojny odbierał japońską kapitulację na pokładzie "USS Missouri" 2 IX 1945 r. Nie bez przyczyny powierzono mu w zarząd Japonię.
Ilustracja muzyczna: Higurashi - Dear You (wersja Shion/Mion)
Pierwsze dni jego rządów w Kraju Kwitnącej Wiśni są świetnie pokazane w filmie "Cesarz" (tutaj macie trailer). Zlecił swojemu podwładnemu gen. Bonnerowi Fellersowi zbadać odpowiedzialność Cesarza za wojnę. Gen. Fellers wywiązał się z niego znakomicie - przygotował raport mówiący, że odpowiedzialność Cesarza Hirohito za wejście Japonii do wojny jest niemożliwa do ustalenia, ale skoro Cesarz zdecydował o przerwaniu wojny należy go oszczędzić. I tak też zrobiono. Gen. Fellers i gen. MacArthur uratowali życie japońskiemu monarsze i ocalili wielu członków jego rodziny od odpowiedzialności za zbrodnie wojenne. Zapobiegli w ten sposób pogrążeniu się kraju w chaosie, pozwolili przetrwać miejscowemu establiszmentowi i włączyć mu się w grę o Nowy Porządek Świata.
Przygotowano szokującą ekspertyzę mówiącą, że Dwór Cesarski i Japonia są bankrutami, więc żadnych odszkodowań wojennych nie będzie. Ogromny "skarb generała Yamashity" rozpłynął się w powietrzu. Bogactwa zrabowane w ramach operacji "Złota Lilia" posłużyły w następnych latach do odbudowy japońskiej gospodarki a część z nich odłożono z myślą o kampanii prezydenckiej MacArthura. Ostatni Bóg Wojny sprowadził do Japonii amerykańskich specjalistów od zarządzania, którzy połączyli siły z "kliką z Mandżurii" i położyli podwaliny pod późniejszy cud gospodarczy. Swoje zrobił też ustalony przez Amerykanów bardzo korzystny, zaniżony kurs jena wobec dolara. (Warto dodać, że: po rozejmie z 15 sierpnia 1945 r., MacArthur stanowczo zakazał alianckim wojskom wkraczać na terytorium Japonii oraz tereny okupowane przez Japończyków (poza Chinami). Zakaz obowiązywał do momentu podpisania kapitulacji. Lord Mountbatten protestował, wskazywał, że ten rozkaz będzie kosztował życie wielu alianckich jeńców przetrzymywanych w japońskich obozach. MacArthur był dziwnie głuchy na ten argument. Japończycy wykorzystali podarowane im dwa tygodnie czasu na niszczenie tajnych dokumentów, zacieranie śladów tajnych programów i swoich zbrodni, likwidację niewygodnych świadków - m.in. alianckich jeńców kopiących skrytki depozytowe dla "skarbu generała Yamashity"). Gen. MacArthur nie działał jednak w próżni - zarówno on jak i gen. Fellers a także ich w sojusznik w Departamencie Stanu, były ambasador w Tokio Jospeh Grew - należeli do tajnej, republikańskiej, antykomunistycznej siatki kierowanej przez byłego prezydenta Herberta Hoovera.
Wszyscy oni przyjaźnili się z Hooverem, byli jego podwładnymi lub współpracownikami na pewnym etapie kariery (gen. MacArthur został szefem sztabu armii USA za kadencji Hoovera i stał za stłumień zamieszek związanych z "armią bonusową" - rodzajem czerwonego marszu na Rzym). Nazwisko prezydenta Hoovera pojawia się na dokumentach związanych z funduszami pochodzącymi z operacji "Złota Lilia". Hoover słusznie uważał, że celem USA powinna być odbudowa Japonii jako antykomunistycznego bastionu. Cel ten udał mu się dzięki gen. MacArthurowi. To Ostatni Bóg Wojny stworzył współczesną Japonię (za co fani anime, maid cafe, Hatsune Miku, Hitomi Tanaki oraz podobnych atrakcji powinni mu być dozgonnie wdzięczni :)
Historia ponownie upomniała się o gen. MacArthura 25 czerwca 1950 r., w dniu północnokoreańskiej agresji na Koreę Południową - wojny, która miała wyrzucić Amerykanów z Azji Wschodniej. Ostatni Bóg Wojny zabłysnął tam desantem pod Inchon - genialną operacją przeprowadzoną improwizowanymi siłami, dokonaną wbrew poradom "ekspertów" US Navy. Pogonił armię Grubego Kima aż za rzekę Yalu. Gdy wojska amerykańskie wkraczały do Pyongyangu, mieszkańcy tej metropolii okazywali radość równie wielką jak mieszkańcy Szanghaju wyzwalani z rąk Japończyków. Ku rozpaczy pożytecznych idiotów z całego świata wszędzie niszczono portrety Stalina i jego tłustej marionetki Kim Ill Sunga. Gdy w Seulu MacArthur zorganizował uroczystość przywrócenia kraju prezydentowi Syngmanowi Rhee , amerykański Departament Stanu wysłał protest do Ostatniego Boga Wojny argumentując, że powinien on przekazać władzę w Korei "rządowi o szerszej reprezentacji".
MacArthur odparł, że Syngman Rhee został wybrany przez Koreańczyków a on nie ma prawa mieszać się do tego jakie rządy wybierają sobie inne narody. Ponownie doprowadził Departament Stanu do białej gorączki, gdy oświadczył - wbrew oficjalnej polityce administracji Trumana - że kuomintangowski Tajwan będzie broniony przez USA przed komunistyczną agresją. (MacArthur przyjaźnił się z Czang Kaj Szekiem i ostro krytykował to jak Marshall, Truman i reszta dupków z Waszyngtonu potraktowały po wojnie Chiny).
Zimą spadł na wojska ONZ potężny cios - chińska inwazja na pełną skalę. W dramatycznym odwrocie, w temperaturach poniżej 30 stopni Celsjusza, wojska Wolnego Świata cofnęły się aż za Seul. Komunistom nie udało się jednak rozbić żadnej alianckiej dywizji a swoje sukcesy okupili ogromnymi stratami. (Brytyjski aktor Michael Caine służył wówczas w Korei. Widząc taktykę "ludzkiej fali" stosowaną przez Chińczyków zraził się do komunizmu. Uznał wówczas, że "skoro tak traktują swoich, to jak będą traktować nas?"). Zagadką jest czemu doskonały wywiad gen. MacArthura przeoczył inwazję, mimo wielu ostrzeżeń. Czyżby był to element planu? Scenariusz gry przygotowany przez MacArthura przewidywał nuklearny nokaut ChRL - uderzenie w zaplecze wroga, zniszczenie jego centrów przemysłowych. Wróg nie miał żadnych środków, by odpowiedzieć na tak miażdżący cios. ZSRR nie dysponował wówczas rakietami dalekiego zasięgu, nie mógł uderzyć nuklearnie w USA. Plan gen. MacArthura oznaczałby upadek komunizmu w Chinach i powrót Czanga na kontynent. (W czasie wojny domowej komuniści wygrali tylko wyłącznie dzięki zdradzie wewnątrz Kuomintangu i w Waszyngtonie a także dzięki ogromnej pomocy ZSRR. Te czynniki byłyby zniwelowane w scenariuszu MacArthura. Czerwone oddziały same przyłączałyby się do zwycięskiej armii narodowców - tak jak to robiły pokonane wojska watażków w czasie wojny domowej. Większość chińskich jeńców z Korei deklarowała zresztą, że chce służyć w armii Czanga lub nawet u Amerykanów.) Ostatni Bóg Wojny rozumował, że nie ma substytutu dla zwycięstwa - nie wykorzystać ostatniej szansy pokonania komunizmu byłoby grzechem. Reakcja Białego Domu była histeryczna. Komisja w składzie: gen. Marshall, gen. Omar Bradley, Dean Acheson (sekretarz skarbu, który mówił, że Korea nie leży w strefie obronnej USA) i Averell Harriman (były ambasador w Moskwie, pożyteczny idiota lub nieźle maskujący się intrygant ze Skull and Bones) - wszyscy czterej nienawidzący Ostatniego Boga Wojny - zdecydowała o odwołaniu gen. MacArthura.
Gdy uwielbiany dowódca wrócił do USA urządzono mu na ulicach powitanie godne zwycięzcy wojny. Wygłosił w Kongresie przemówienie miażdżące uprawianą przez administrację Trumana politykę "nie wygrywać". Stanął w republikańskich prawyborach. Niestety, establiszment ustawił je tak, by wygrała jego marionetka - wojskowy biurokrata gen. Eisenhower. A szkoda - pod jego rządami USA pospieszyłyby na pomoc Węgrom w 1956 r. Ostatni Bóg Wojny odszedł na emeryturę. (Mimo to służył radami trzem kolejnym administracjom. JFK odradzał m.in. militarne zaangażowanie w Wietnamie.) Zmarł 5 kwietnia 1964 r. na marskość wątroby. W jego pogrzebie uczestniczyło 150 tys. osób.
"Tylko ludzie zdolni do życia nie boją się umierać"
Gen. Douglas MacArthur
W życiu Ostatniego Boga Wojny był też polski epizod. Jak pisał ś.p. Józef Szaniawski:
"Był 10 września 1932 roku, kiedy w Belwederze w Warszawie marszałek Józef Piłsudski spotkał się z szefem sztabu wojsk lądowych armii USA. Był to generał Douglas MacArthur, późniejszy słynny bohater II wojny światowej, zwycięzca Japończyków i prawdziwa amerykańska legenda. Macarthur specjalnie płynął dwa tygodnie statkiem z Ameryki do Europy, aby spotkać się z Piłsudskim, którego uznawał za najwybitniejszego europejskiego męża stanu, pogromcę komunistycznej Rosji i wielkiego wodza. W czasie tego spotkania Ameryka otrzymała wtedy od Polski niezwykły, chociaż supertajny prezent. Ten prezent był tak im sekretem, że po dziś dzień wiedzą o nim jedynie wtajemniczeni profesjonaliści. Oto marszałek Piłsudski przekazał wtedy Stanom Zjednoczonym rozszyfrowane przez Polaków dwa najważniejsze supertajne kody sowieckie: „Rewolucja” oraz „Fiałka”. Tego ostatniego Rosjanie używali aż do 1954 roku. Nie mieli pojęcia, że CIA przechwytuje ich tajemnice w okresie zimnej wojny. Generał MacArthur otrzymał wtedy od Piłsudskiego również pierwsze elementy rozkodowanej przez polskich matematyków niemieckiej „Enigmy”. Możemy jedynie domniemywać jak efektywnie duże korzyści odniosły USA z tego polskiego prezentu, który generał MacArthur zabrał z Warszawy do Waszyngtonu (...) O historycznej roli Piłsudskiego generał MacArthur wypowiadał się wielokrotnie na wykładach w Akademii West Point. Podkreślał, że Polak był wielkim wodzem i strategiem, który zapobiegł panowaniu komunistycznej Rosji nad Europą. Zwracał uwagę na determinację Piłsudskiego, który rozumiał jak nikt na świecie, jakim zagrożeniem dla ludzkości jest komunizm sowiecki."
Dodajmy również, że szef MacArthura, prezydent Hoover nie bez przyczyny ma skwer na warszawskim Trakcie Królewskim. Hoover był wielkim przyjacielem Polski, naszym lobbystą w Waszyngtonie i człowiekiem, który tysiące ludzi w naszym kraju ocalił od głodu.
Ps. Oglądałem jakichś czas temu "Makowe wzgórze" Goro Miyazakiego. Taka miła, romantyczna opowiastka - jednakże z dyskretnymi militarystycznymi aluzjami. Główna bohaterka, nastoletnia dziewczyna osierocona przez ojca, który zginął podczas wojny koreańskiej (operacje trałowców) walczy o ocalenie budynku szkolnych klubów przed wyburzeniem. Rudera ma być zburzona w ramach inwestycji przed olimpiadą w Tokio. Dziewczyna udaje się na audiencję do prezesa wielkiego koncernu realizującego inwestycje związane z olimpiadą. Gdy prezes dowiaduje się, że ś.p. tata głównej bohaterki był weteranem Imperialnej Marynarki Wojennej, mówi "My z marynarki powinniśmy się wzajemnie wspierać". Gostek wyglądał przy tym na takiego, który wojnę spędził w Tokketai czyli bezpiece marynarki. Polecam trailer do filmu "Wind Rises" Studia Ghibli - zaczyna się niewinnie, ale później odjazd. Nawet pojawia się tam lotniskowiec "Akagi" w wersji z lat 20-tych.
Gen. Douglas MacArthur
Gen. Douglas MacArthur - Ostatni Bóg Wojny - jest bohaterem nie tylko dla Amerykanów. Z przyczyn oczywistych zasłużył na wieczną wdzięczność Australijczyków, Filipińczyków i setek plemion Pacyfiku wyzwolonych spod japońskiej okupacji. Kochają go Koreańczycy a Chińczycy z Tajwanu też zawdzięczają mu swoją egzystencję. Największym uwielbieniem powinni go darzyć jednak Japończycy - naród przeciwko któremu zacięcie i nadzwyczaj skutecznie walczył przez blisko cztery paskudne, okrutne a zarazem epickie lata. Gen. MacArthur okazał się dla Japonii wymarzonym okupantem - Ostatnim Shogunem, człowiekiem który ocalił Boski Dom Cesarski i wbrew Waszyngtonowi zapewnił Japończykom ważną pozycję w Nowym Porządku Świata. Zachował bastion niezależnej siły na Dalekim Wschodzie - i zamierzał go poszerzyć o Chiny i Koreę. Gdyby mu się udało, Zimna Wojna skończyłaby się najpóźniej w latach '60-tych, światowy komunizm załamałby się z wielkim hukiem a USA byłyby również znacznie przyjaźniejszym miejscem dla świata niż obecnie.
Truizmem jest napisać, że historia wojny na Pacyfiku jest niepełna i celowo ocenzurowana. Taka jest bowiem historia wszystkich wojen. Tym, którzy nie czytali, polecam przeczytać moje wpisy z serii Największe Sekrety: ten poświęcony operacji "Złota Lilia" i ten dotyczący księcia Higashikuni Naruhiko, opowieść o człowieku, który wprowadził Japonię do wojny i uszło mu to na sucho. Wpisy te ściśle się zazębiają z opowieścią o gen. MacArthurze i tłumaczą wiele z jego krytycznych decyzji z lat 1944-45.
Powyżej: gen. MacArthur i australijski premier John Curtin
MacArthur zdołał zgromadzić w swoich rękach władzę o wiele większą niż wynikałaby z jego oficjalnych stanowisk. Jego pozycja wynikała w dużej mierze z umiejętnego wykorzystania służb wywiadowczych - własnych służb wywiadowczych. Wiele epizodów z prowadzonej przez niego tajnej wojny na Pacyfiku opisuje William Breuer w "Nieznanej Wojnie MacArthura". Wojna ta koordynowana była przez powołane w lipcu 1942 r. Alianckie Biuro Wywiadowcze (AIB) - organizację zrzeszającą amerykański, australijski, brytyjski, holenderski i filipiński personel wywiadowczy (w tym wielu nissei - amerykańskich Japończyków z drugiego pokolenia) lojalny wyłącznie wobec gen. MacArthura. Ostatni Bóg Wojny stymulował też z oddali bardzo skuteczny filipiński ruch oporu - za pomocą prywatnej służby Regionalne Dowództwo Filipin (PRC). Jego oczami i uszami na tej tajnej wojnie był gen. Charles Willoughby (Adolf Karl Scheppe-Weidenbach, urodzony w Heidelbergu niemiecki arystokrata), zwany przez MacArthura "małym faszystą" (ze względu na niemieckie pochodzenie i przedwojenną przyjaźń z Mussolinim i Jose Antonio Primo de Riverą).
Ostatni Bóg Wojny starał się nie dopuszczać do działania na swoim terenie OSS - słusznie uważał tę organizację za niekompetentną i zinfiltrowaną przez komunistów oraz pożytecznych, lewicowo-liberalnych idiotów (przypominam mój wpis o szaleństwie Billa Donovana - zwłaszcza "lisi" epizod). Zawierał za to sojusze z ludźmi takimi jak Dai Li, niesamowicie zdolny i zarazem bezwzględny do perfekcji szef wojskowej bezpieki Kuomintangu (przypominam wpis o jego śmierci) - to oczywiście nie podobało się wielu biurokratów z administracji Roosevelta.
Nic jednak nie mogli na to zrobić - gen. MacArthur bardzo skutecznie prowadził wojnę, wygrywał z Japończykami i skutecznie kreował się na bohatera narodowego. (Przyczynił się do tego Biały Dom - w pierwszych miesiącach wojny dramatycznie potrzebował pokazać narodowi jakieś pozytywne przykłady skutecznego oporu przeciwko japońskiej agresji. Przykłady były tylko dwa: Wake Island i Baatan. To dlatego ściągnięto MacArthura do Australii - wbrew jego woli. Media wykreowały go na bohatera, więc jego śmierć lub wpadnięcie w niewolę byłyby dużym psychicznym szokiem dla Ameryki. Sama pierwsza kampania filipińska nie jest jednak dla MacArthura szczególnym powodem do chwały. Został pokonany przez słabsze liczebnie wojska gen. Hommy. Jako okoliczność łagodzącą można wskazać to, że armia USA na Filipinach była słabej jakości - np. przesyłano jej z Ameryki czołgi Stuart pozbawione wielu ważnych części. Dość powiedzieć, że Amerykanie bronili się przed Japończykami za pomocą szarż kawaleryjskich. Plan obronny załamał się głównie dzięki gen. Breretonowi, który doprowadził do zniszczenia amerykańskiego lotnictwa na Clark Field a później fatalnie koordynował operacje powietrzne podczas operacji "Market Garden". Mimo kiepskiego debiutu w II wojnie światowej, późniejsze operacje dokonywane przez MacArthura noszą ślad iskry geniuszu. Tak było m.in. w przypadku kampanii na Nowej Gwinei - "rosyjskiego frontu na Pacyfiku", miejsca bez powrotu dla dziesiątków tysięcy japońskich żołnierzy, marynarzy i pilotów. Szczególnie genialna była operacja Hollandia-Wewak, ale podczas wyzwalania Filipin dowództwu gen. MacArthura też należą się najwyższe noty.) Nienawidzący go gen. Marshall, podręcznikowy przykład dupka, próbował stworzyć przeciwwagę dla MacArthura kreując sławę swojego kolegi z West Point gen. Stilwella, wielkiego szkodnika nieustannie spiskującego przeciwko Czang Kaj Szekowi i narodowi chińskiemu, militarnego beztalencia, prokomunistycznego dupka o mentalności i manierach drill instructora z "Full Metall Jacket" ("This is my rifle, this is my gun, this is for fighting, this is for fun", "Private Snowball!"). Takiego tytana jak MacArthur nie dało się jednak przesłonić małymi wszami łonowymi w rodzaju Stilwella. Przed naturalną sławą MacArthura musiał chylić czoła nawet prezydent. Nie bez przyczyny to właśnie Ostatni Bóg Wojny odbierał japońską kapitulację na pokładzie "USS Missouri" 2 IX 1945 r. Nie bez przyczyny powierzono mu w zarząd Japonię.
Ilustracja muzyczna: Higurashi - Dear You (wersja Shion/Mion)
Pierwsze dni jego rządów w Kraju Kwitnącej Wiśni są świetnie pokazane w filmie "Cesarz" (tutaj macie trailer). Zlecił swojemu podwładnemu gen. Bonnerowi Fellersowi zbadać odpowiedzialność Cesarza za wojnę. Gen. Fellers wywiązał się z niego znakomicie - przygotował raport mówiący, że odpowiedzialność Cesarza Hirohito za wejście Japonii do wojny jest niemożliwa do ustalenia, ale skoro Cesarz zdecydował o przerwaniu wojny należy go oszczędzić. I tak też zrobiono. Gen. Fellers i gen. MacArthur uratowali życie japońskiemu monarsze i ocalili wielu członków jego rodziny od odpowiedzialności za zbrodnie wojenne. Zapobiegli w ten sposób pogrążeniu się kraju w chaosie, pozwolili przetrwać miejscowemu establiszmentowi i włączyć mu się w grę o Nowy Porządek Świata.
Przygotowano szokującą ekspertyzę mówiącą, że Dwór Cesarski i Japonia są bankrutami, więc żadnych odszkodowań wojennych nie będzie. Ogromny "skarb generała Yamashity" rozpłynął się w powietrzu. Bogactwa zrabowane w ramach operacji "Złota Lilia" posłużyły w następnych latach do odbudowy japońskiej gospodarki a część z nich odłożono z myślą o kampanii prezydenckiej MacArthura. Ostatni Bóg Wojny sprowadził do Japonii amerykańskich specjalistów od zarządzania, którzy połączyli siły z "kliką z Mandżurii" i położyli podwaliny pod późniejszy cud gospodarczy. Swoje zrobił też ustalony przez Amerykanów bardzo korzystny, zaniżony kurs jena wobec dolara. (Warto dodać, że: po rozejmie z 15 sierpnia 1945 r., MacArthur stanowczo zakazał alianckim wojskom wkraczać na terytorium Japonii oraz tereny okupowane przez Japończyków (poza Chinami). Zakaz obowiązywał do momentu podpisania kapitulacji. Lord Mountbatten protestował, wskazywał, że ten rozkaz będzie kosztował życie wielu alianckich jeńców przetrzymywanych w japońskich obozach. MacArthur był dziwnie głuchy na ten argument. Japończycy wykorzystali podarowane im dwa tygodnie czasu na niszczenie tajnych dokumentów, zacieranie śladów tajnych programów i swoich zbrodni, likwidację niewygodnych świadków - m.in. alianckich jeńców kopiących skrytki depozytowe dla "skarbu generała Yamashity"). Gen. MacArthur nie działał jednak w próżni - zarówno on jak i gen. Fellers a także ich w sojusznik w Departamencie Stanu, były ambasador w Tokio Jospeh Grew - należeli do tajnej, republikańskiej, antykomunistycznej siatki kierowanej przez byłego prezydenta Herberta Hoovera.
Wszyscy oni przyjaźnili się z Hooverem, byli jego podwładnymi lub współpracownikami na pewnym etapie kariery (gen. MacArthur został szefem sztabu armii USA za kadencji Hoovera i stał za stłumień zamieszek związanych z "armią bonusową" - rodzajem czerwonego marszu na Rzym). Nazwisko prezydenta Hoovera pojawia się na dokumentach związanych z funduszami pochodzącymi z operacji "Złota Lilia". Hoover słusznie uważał, że celem USA powinna być odbudowa Japonii jako antykomunistycznego bastionu. Cel ten udał mu się dzięki gen. MacArthurowi. To Ostatni Bóg Wojny stworzył współczesną Japonię (za co fani anime, maid cafe, Hatsune Miku, Hitomi Tanaki oraz podobnych atrakcji powinni mu być dozgonnie wdzięczni :)
Ilustracja muzyczna: Tae Guk Gi OST - Prologue
Historia ponownie upomniała się o gen. MacArthura 25 czerwca 1950 r., w dniu północnokoreańskiej agresji na Koreę Południową - wojny, która miała wyrzucić Amerykanów z Azji Wschodniej. Ostatni Bóg Wojny zabłysnął tam desantem pod Inchon - genialną operacją przeprowadzoną improwizowanymi siłami, dokonaną wbrew poradom "ekspertów" US Navy. Pogonił armię Grubego Kima aż za rzekę Yalu. Gdy wojska amerykańskie wkraczały do Pyongyangu, mieszkańcy tej metropolii okazywali radość równie wielką jak mieszkańcy Szanghaju wyzwalani z rąk Japończyków. Ku rozpaczy pożytecznych idiotów z całego świata wszędzie niszczono portrety Stalina i jego tłustej marionetki Kim Ill Sunga. Gdy w Seulu MacArthur zorganizował uroczystość przywrócenia kraju prezydentowi Syngmanowi Rhee , amerykański Departament Stanu wysłał protest do Ostatniego Boga Wojny argumentując, że powinien on przekazać władzę w Korei "rządowi o szerszej reprezentacji".
MacArthur odparł, że Syngman Rhee został wybrany przez Koreańczyków a on nie ma prawa mieszać się do tego jakie rządy wybierają sobie inne narody. Ponownie doprowadził Departament Stanu do białej gorączki, gdy oświadczył - wbrew oficjalnej polityce administracji Trumana - że kuomintangowski Tajwan będzie broniony przez USA przed komunistyczną agresją. (MacArthur przyjaźnił się z Czang Kaj Szekiem i ostro krytykował to jak Marshall, Truman i reszta dupków z Waszyngtonu potraktowały po wojnie Chiny).
Zimą spadł na wojska ONZ potężny cios - chińska inwazja na pełną skalę. W dramatycznym odwrocie, w temperaturach poniżej 30 stopni Celsjusza, wojska Wolnego Świata cofnęły się aż za Seul. Komunistom nie udało się jednak rozbić żadnej alianckiej dywizji a swoje sukcesy okupili ogromnymi stratami. (Brytyjski aktor Michael Caine służył wówczas w Korei. Widząc taktykę "ludzkiej fali" stosowaną przez Chińczyków zraził się do komunizmu. Uznał wówczas, że "skoro tak traktują swoich, to jak będą traktować nas?"). Zagadką jest czemu doskonały wywiad gen. MacArthura przeoczył inwazję, mimo wielu ostrzeżeń. Czyżby był to element planu? Scenariusz gry przygotowany przez MacArthura przewidywał nuklearny nokaut ChRL - uderzenie w zaplecze wroga, zniszczenie jego centrów przemysłowych. Wróg nie miał żadnych środków, by odpowiedzieć na tak miażdżący cios. ZSRR nie dysponował wówczas rakietami dalekiego zasięgu, nie mógł uderzyć nuklearnie w USA. Plan gen. MacArthura oznaczałby upadek komunizmu w Chinach i powrót Czanga na kontynent. (W czasie wojny domowej komuniści wygrali tylko wyłącznie dzięki zdradzie wewnątrz Kuomintangu i w Waszyngtonie a także dzięki ogromnej pomocy ZSRR. Te czynniki byłyby zniwelowane w scenariuszu MacArthura. Czerwone oddziały same przyłączałyby się do zwycięskiej armii narodowców - tak jak to robiły pokonane wojska watażków w czasie wojny domowej. Większość chińskich jeńców z Korei deklarowała zresztą, że chce służyć w armii Czanga lub nawet u Amerykanów.) Ostatni Bóg Wojny rozumował, że nie ma substytutu dla zwycięstwa - nie wykorzystać ostatniej szansy pokonania komunizmu byłoby grzechem. Reakcja Białego Domu była histeryczna. Komisja w składzie: gen. Marshall, gen. Omar Bradley, Dean Acheson (sekretarz skarbu, który mówił, że Korea nie leży w strefie obronnej USA) i Averell Harriman (były ambasador w Moskwie, pożyteczny idiota lub nieźle maskujący się intrygant ze Skull and Bones) - wszyscy czterej nienawidzący Ostatniego Boga Wojny - zdecydowała o odwołaniu gen. MacArthura.
Gdy uwielbiany dowódca wrócił do USA urządzono mu na ulicach powitanie godne zwycięzcy wojny. Wygłosił w Kongresie przemówienie miażdżące uprawianą przez administrację Trumana politykę "nie wygrywać". Stanął w republikańskich prawyborach. Niestety, establiszment ustawił je tak, by wygrała jego marionetka - wojskowy biurokrata gen. Eisenhower. A szkoda - pod jego rządami USA pospieszyłyby na pomoc Węgrom w 1956 r. Ostatni Bóg Wojny odszedł na emeryturę. (Mimo to służył radami trzem kolejnym administracjom. JFK odradzał m.in. militarne zaangażowanie w Wietnamie.) Zmarł 5 kwietnia 1964 r. na marskość wątroby. W jego pogrzebie uczestniczyło 150 tys. osób.
"Tylko ludzie zdolni do życia nie boją się umierać"
Gen. Douglas MacArthur
W życiu Ostatniego Boga Wojny był też polski epizod. Jak pisał ś.p. Józef Szaniawski:
"Był 10 września 1932 roku, kiedy w Belwederze w Warszawie marszałek Józef Piłsudski spotkał się z szefem sztabu wojsk lądowych armii USA. Był to generał Douglas MacArthur, późniejszy słynny bohater II wojny światowej, zwycięzca Japończyków i prawdziwa amerykańska legenda. Macarthur specjalnie płynął dwa tygodnie statkiem z Ameryki do Europy, aby spotkać się z Piłsudskim, którego uznawał za najwybitniejszego europejskiego męża stanu, pogromcę komunistycznej Rosji i wielkiego wodza. W czasie tego spotkania Ameryka otrzymała wtedy od Polski niezwykły, chociaż supertajny prezent. Ten prezent był tak im sekretem, że po dziś dzień wiedzą o nim jedynie wtajemniczeni profesjonaliści. Oto marszałek Piłsudski przekazał wtedy Stanom Zjednoczonym rozszyfrowane przez Polaków dwa najważniejsze supertajne kody sowieckie: „Rewolucja” oraz „Fiałka”. Tego ostatniego Rosjanie używali aż do 1954 roku. Nie mieli pojęcia, że CIA przechwytuje ich tajemnice w okresie zimnej wojny. Generał MacArthur otrzymał wtedy od Piłsudskiego również pierwsze elementy rozkodowanej przez polskich matematyków niemieckiej „Enigmy”. Możemy jedynie domniemywać jak efektywnie duże korzyści odniosły USA z tego polskiego prezentu, który generał MacArthur zabrał z Warszawy do Waszyngtonu (...) O historycznej roli Piłsudskiego generał MacArthur wypowiadał się wielokrotnie na wykładach w Akademii West Point. Podkreślał, że Polak był wielkim wodzem i strategiem, który zapobiegł panowaniu komunistycznej Rosji nad Europą. Zwracał uwagę na determinację Piłsudskiego, który rozumiał jak nikt na świecie, jakim zagrożeniem dla ludzkości jest komunizm sowiecki."
Dodajmy również, że szef MacArthura, prezydent Hoover nie bez przyczyny ma skwer na warszawskim Trakcie Królewskim. Hoover był wielkim przyjacielem Polski, naszym lobbystą w Waszyngtonie i człowiekiem, który tysiące ludzi w naszym kraju ocalił od głodu.
Ps. Oglądałem jakichś czas temu "Makowe wzgórze" Goro Miyazakiego. Taka miła, romantyczna opowiastka - jednakże z dyskretnymi militarystycznymi aluzjami. Główna bohaterka, nastoletnia dziewczyna osierocona przez ojca, który zginął podczas wojny koreańskiej (operacje trałowców) walczy o ocalenie budynku szkolnych klubów przed wyburzeniem. Rudera ma być zburzona w ramach inwestycji przed olimpiadą w Tokio. Dziewczyna udaje się na audiencję do prezesa wielkiego koncernu realizującego inwestycje związane z olimpiadą. Gdy prezes dowiaduje się, że ś.p. tata głównej bohaterki był weteranem Imperialnej Marynarki Wojennej, mówi "My z marynarki powinniśmy się wzajemnie wspierać". Gostek wyglądał przy tym na takiego, który wojnę spędził w Tokketai czyli bezpiece marynarki. Polecam trailer do filmu "Wind Rises" Studia Ghibli - zaczyna się niewinnie, ale później odjazd. Nawet pojawia się tam lotniskowiec "Akagi" w wersji z lat 20-tych.
środa, 23 października 2013
Rozrusznik serca Cheneya i śmierć Barnaby'ego Jacka
"I know that you've a job Ms. Cheney, but your husband's heart problems complicating"
Eminem, "Whithout Me"
Demos miał okazję do śmichów-chichów, bo Dick Cheney, były amerykański wiceprezydent (według niektórych faktyczny prezydent w latach 2001-2009), przyznał się do tego, że ze strachu przed zamachem zorganizowanym przez terrorystów kazał zmodyfikować swój rozrusznik serca usuwając z niego funkcję zdalnego sterowania za pomocą fal radiowych. Jak stwierdził, zrobił to po obejrzeniu odcinka serialu "Homeland", w którym terroryści wykańczają amerykańskiego wiceprezydenta za pomocą zhakowanego rozrusznika serca. Demos miał polewkę, ale eksperci mówią, że taki atak jest jak najbardziej możliwy. Powstały już na ten temat poważne opracowania naukowe. Znany haker Barnaby Jack, demonstrujący swego czasu możliwości hakowania pomp insulinowych, miał kilka miesięcy temu wygłosić na konferencji Def Con w Las Vegas (prestiżowej imprezie, w której wziął w tym roku udział m.in. szef NSA gen. Keith Alexander) referat dotyczący hakowania rozruszników serca. Niestety zmarło mu się na kilka dni przed konferencją (ale chyba nie na zawał serca...).
I tu pojawia się pytanie, kogo tak naprawdę obawia się Dick Cheney, że modyfikuje swój rozrusznik serca? Czy arabscy terroryści tudzież inni talibowie z jaskiń reprezentują wystarczająco wysoki poziom kultury technicznej, by przeprowadzać takie ataki? Czy też może w większym stopniu zagrożenie dotyczy krajowych służb? Zamach za pomocą zhakowanego rozrusznika serca przeprowadzony na człowieku, który przeżył pięć zawałów byłby zbrodnią doskonałą...
Ps. Z Chehelmutem zgadzamy się co do tego, że stan polskich badań nad "cywilizacją amerykańską" jest taki, że żałość bierze. Sprawia to często, że nasz demos i polskojęzyczni politycy często błędnie oceniają intencje USA. Chehelmut popełnia jednak poważny błąd wskazując, że nie jest badany "purytański", protestancki i oświeceniowy element cywilizacji amerykańskiej. Takie podejście, analizowanie działań USA pod kątem ideologii różnych protestanckich sekt z XVII w., Locke'a, Monteskiusza i Bena Franklina, jest silnie obecne w postawie takich polskich badaczy jak prof. Wielkodupski, prof. Bartyzel ("I'm gonna shizlle your Bartizel") czy Tomasz Gabiś. To głupota, dlatego, że oblicze Ameryki diametralnie zmienia się średnio co 70 lat (i właśnie mamy przejście do kolejnego cyklu). Analizy dot. XVII-wiecznego protestantyzmu można więc potłuc o kant d... Co więc trzeba analizować? Dwie rzeczy, które są w systemie najstabilniejsze: administrację (w tym wojskową biurokrację) i establiszment finansowy. Należy się wczuć w język memorandów NSC, ocen NIE, rozkazów STRATCOM-u, analiz doradców z NEC, zmian w regulacjach SEC, liczby z kontraktów przyznawanych przez DoD, bilanse Fedu, czarne programy CIA, moce obliczeniowe NSA, tajne dokumenty MJ12, wspomnienia weteranów z MACV-SOG. Zrozumieć dylematy generała, który opieprza swoich współpracowników pytając ich: "Czemu mi nikt k...wa nie powiedział o programie "Chaos"?!". Bez zrozumienia Administracji, nie zrozumiemy mechanizmów decyzyjnych władz USA. Nie zrozumiemy ich modus operandi, ograniczeń i możliwości. Bez zrozumienia establiszmentu nie zrozumiemy zaś motywacji stojącej za decyzjami. A motywacja ta ma o wiele więcej wspólnego z ideami z początku XX w. niż mogłoby nam się wydawać...
sobota, 19 października 2013
Sny#8: Cyraniak uważaj na Ignacego Krautza, bo to pederasta!
Ostrzeżenie: Ten wpis z serii Sny jest autorstwa mojego kumpla Staszka Satanisty. Jest tak samo bezsensowny i obrazoburczy jak poprzedni wpis z serii Sny. Cała ta seria jest zresztą popieprzona...
Ilustracja muzyczna: Mirai Nikki Opening 1
Zrozpaczony Fox leżał na kozetce u psychoanlityka. Przez chwilę nieco rozglądał się po regałach wypełnionych stosami starych książek i wsłuchiwał się w miarowe tykanie ściennego zegara. Po chwili wypalił:
- Panie doktorze, musi mi pan pomóc. Jestem chorym zboczeńcem...
- Wszyscy to wiedzą - bezceremonialnie odparł dr Dersu Uzała. Z miną godną Sigmunda Freuda udawał, że prowadzi uczone notatki, ale tak naprawdę próbował narysować lesbijską scenkę z bohaterkami serialu "Strike Witches". Symulując zainteresowanie problemami pacjenta, zapytał go:
- Czy jesteś feministą?
- Nie! Nie jestem pedofilem! - ożywił się Fox.
- Ale podniecają cię mundurki szkolne, kocie uszka...
- ...stroje stewardess, pokojówek, jedwabne chińskie kiecki...
- ... duże biusty...
- ...skośne oczy...
- ...guma i skóra...
- O co to, to nie! Nie jestem sado-maso!
- Ale przecież cały czas fantazjujesz o sponiewieraniu Joanny M. (nazwisko obcięte, by się prokuratura nie przypierdoliła - dop. Red.)
- Oooooo nie tylko jej! Dużo więcej lasencji zasługuję na karę...
- A jak na dziedzińcu świątyni w Szanghaju byłeś chłostany przez kobietę witkami po karku to ci się to podobało...
- Ale to jeszcze o niczym nie świadczy! To była tylko zabawna scenka!
Dr Dersu Uzała wyciągnął plansze używane do testu Rorschacha.
- Z czym ci się to kojarzy... - zagaił psychoanalityk.
- Z Rorschachem z "Watchmanów"...
- Zajebisty film, ale co tu widzisz naprawdę - drążył Dersu pokazując mu planszę.
- Shion Sonozaki wbijająca po trzy gwoździe w każdy palec doktorowi Maciejowi L.
- A to z czym ci się kojarzy...
- Yuno Gasai sprawnie i ze słodkim uśmiechem na ustach rozpieprzająca siekierką prof. Bałwana...
- A to...
- Saeko Busujima z zakrwawionym mieczem gen. Muraty, chwilę po tym jak wdarła się na posiedzenie rządu, wzdycha "Jestem mokra!". Nazwisk osób przez nią zaszlachtowanych nie podam, bo się ABW przyczepi...
- A to...
- Reena wbijająca maczetę w głowę znanego reżysera z Krakowa...
Dersu odłożył plansze. "Widzę wspólny motyw!" - westchnął w myślach, po czym głośno dodał:
- Wygląda na to, że masz psychikę w strzępach. Obejrzałeś "Clannad" a potem wziąłeś się za "Higurashi", niedobrze... Odzywa się twoja mroczna strona...
Oczy Foxa zaczęły dziwnie połyskiwać. Jego głos przybrał demoniczną barwę:
- Mam wrażenie jakbym od kilkudziesięciu lat obserwował tu łańcuch zdarzeń prowadzących do katastrofy. Jestem zmęczony tą Polską. Ta jest skazana na zagładę. Męczą mnie ci beznadziejni ludzie. Czekam na nową Polskę, która zastąpi obecną.
- ???
- Nie daje mi spokoju fenomen tzw. azjatyckiego okrucieństwa - kontynuował Fox demonicznym głosem - Jak to się dzieje, że w takich uporządkowanych cywilizacjach jest miejsce na okrucieństwo szokujące białego człowieka? Pojawia się ono, gdy powstaje luka w systemie. Gdy coś wychodzi poza normy społeczne ludzie zachowują się jak wściekłe psy spuszczone z łańcucha, po to by przywrócić systemowi stabilność. System jest bardzo konformistyczny, ale zapewnia ludziom wentyle swobody - tolerowane są np. alkoholizm i perwersje seksualne. System jednak działa, bardzo skutecznie, od stuleci albo nawet tysiącleci. Mieszkańcy tych terenów w silniejszym stopniu niż my kierują się instynktami - to wywołuje zarówno dużą czułość jak i okrucieństwo. Oba zjawiska są dwiema stronami tej samej monety. Dlatego też dziewczyna yandere jest takim potężnym symbolem.
- Id, ego i superego. Ale co to ma wspólnego z nową Polską...
- Nasz naród przyszedł na te tereny z Azji, paląc, zabijając i gwałcąc po drodze. Czasem manifestował dawne instynkty w ramach zjawiska znanego jako "polski gniew", ale ostatecznie zawsze był narodem jak z "Pana Tadeusza". Narodem, który czasem się kłóci, ale zawsze dąży do sielanki. I bierności. Bierna szlachta troszcząca się jedynie o swoje gospodarstwo. Bierni chłopi pańszczyźniani. Ogromna tolerancja dla zdrajców. Naród ginie, bo boi się swoich instynktów. Wyparł je głęboko w umyśle. Nie będzie odrodzenia, póki te instynkty nie zostaną obudzone.
Zaniepokojony Dersu Uzała wcisnął przycisk wzywający pielęgniarkę. Grał dalej na czas przedłużając rozmowę:
- To bardzo ciekawe, ale brzmi trochę jak twórczość przedwojennego neopoganina Jana Stachniuka...
- Stachniuk tylko ślizgał się po powierzchni. On tylko maskował swój ateizm obrzędami ku czci drewnianych kloców.
- Jesteś w błędzie. Ludy z Bałkanów, Ukraińcy, Murzyni z Rwandy, Chińczycy w czasie Rewolucji Kulturalnej - wszyscy oni dali się ponieść instynktom i skutkiem były jedynie zniszczenia...
- Bo instynkty powinny być właściwie ukierunkowane - na przywracanie stabilności systemu, nawet jeśli się przy tym system zresetuje. W Azji Wschodniej jest tak od tysiącleci i miejscowym udało się osiągnąć zadziwiające rzeczy. Trzeba też łączyć okrucieństwo z pięknem i słodyczą. Gdy wyrywasz komuś paznokcie w tajnym więzieniu, uśmiechaj się i przepraszaj za to, że zadajesz ból. Podaj mu później ciasteczka i poproś ofiarę o napisanie życiorysu.
- To naprawdę chore...
- Chora jest tak papka jaką sączą w mediach dla POdludzi. Zauważ, że boją się pokazywać w TV, coś co naprawdę rozpaliłoby emocje i obudziło instynkty. Pokazują pop-papkę dla lemingów, ale w tej pop-papce nie widać niczego co z sensem poruszałoby takie tematy jak seks, okrucieństwo, paranoja, zdrada, patriotyzm...
Trzask! Drzwi do gabinetu otworzyły się z hukiem. Nie stała w nich jednak biuściasta pielęgniarka trzymająca w dłoni strzykawkę ze środkiem uspokajającym. Dersu Uzała przeżył wielkie rozczarowanie: w drzwiach stał ks. Natanek.
Dłonią trzymającą różaniec wskazywał na Foxa, dłoń dzierżącą kij bejsbolowy trzymał w pogotowiu. Powoli wycedził:
- Gdy ktoś ogląda "Higurashi" i podoba mu się scena z Shion i gwoździami, wiedz, że coś się dzieje...
- Natanek, Naaaaaataaaaneeeeek... Czyyyyyy waaaaaam endeeeeeeecy nieeeeeeeee przeeszkaaaaadzaaaaaa jegoooo ostentacyjnieeeeeee semickieeeeeee nazwiskooooooo... - zawodził demoniczny Fox.
- A właśnie... A "Strike Witches" koszerne? - spytał skonfudowany Dersu Uzała.
- Gdy oglądasz chińskie bajki o dziewczynkach nie noszących spódniczek to wiedz, że coś się dzieje... - ze stoickim spokojem odrzekł ks. Natanek.
Trzask! Dersu Uzała kopnął go w krocze. - Ty ciulu! To nie są chińskie bajki!
Ks. Natanek poczuł się jakby usłyszał bicie dzwonu na Placu Św. Piotra w Rzymie. Oczyma wyobraźni widział balkon Bazyliki, na nim starszy kardynał ubrany na czerwono ogłaszał radosną wieść: "Habemus Papam! Sanctae Romanum Eclesiae Cardinale Tarcisio Bertone!"
***
Dwie godziny później. Ks. Natanek, Dersu i Fox zajadając się popcornem wspólnie oglądali "Bleacha".
- Gdybym tylko miał coś takiego jak bankai... - westchnął ks. Natanek.
Ilustracja muzyczna: Mirai Nikki Opening 1
Zrozpaczony Fox leżał na kozetce u psychoanlityka. Przez chwilę nieco rozglądał się po regałach wypełnionych stosami starych książek i wsłuchiwał się w miarowe tykanie ściennego zegara. Po chwili wypalił:
- Panie doktorze, musi mi pan pomóc. Jestem chorym zboczeńcem...
- Wszyscy to wiedzą - bezceremonialnie odparł dr Dersu Uzała. Z miną godną Sigmunda Freuda udawał, że prowadzi uczone notatki, ale tak naprawdę próbował narysować lesbijską scenkę z bohaterkami serialu "Strike Witches". Symulując zainteresowanie problemami pacjenta, zapytał go:
- Czy jesteś feministą?
- Nie! Nie jestem pedofilem! - ożywił się Fox.
- Ale podniecają cię mundurki szkolne, kocie uszka...
- ...stroje stewardess, pokojówek, jedwabne chińskie kiecki...
- ... duże biusty...
- ...skośne oczy...
- ...guma i skóra...
- O co to, to nie! Nie jestem sado-maso!
- Ale przecież cały czas fantazjujesz o sponiewieraniu Joanny M. (nazwisko obcięte, by się prokuratura nie przypierdoliła - dop. Red.)
- Oooooo nie tylko jej! Dużo więcej lasencji zasługuję na karę...
- A jak na dziedzińcu świątyni w Szanghaju byłeś chłostany przez kobietę witkami po karku to ci się to podobało...
- Ale to jeszcze o niczym nie świadczy! To była tylko zabawna scenka!
Dr Dersu Uzała wyciągnął plansze używane do testu Rorschacha.
- Z czym ci się to kojarzy... - zagaił psychoanalityk.
- Z Rorschachem z "Watchmanów"...
- Zajebisty film, ale co tu widzisz naprawdę - drążył Dersu pokazując mu planszę.
- Shion Sonozaki wbijająca po trzy gwoździe w każdy palec doktorowi Maciejowi L.
- A to z czym ci się kojarzy...
- Yuno Gasai sprawnie i ze słodkim uśmiechem na ustach rozpieprzająca siekierką prof. Bałwana...
- A to...
- Saeko Busujima z zakrwawionym mieczem gen. Muraty, chwilę po tym jak wdarła się na posiedzenie rządu, wzdycha "Jestem mokra!". Nazwisk osób przez nią zaszlachtowanych nie podam, bo się ABW przyczepi...
- A to...
- Reena wbijająca maczetę w głowę znanego reżysera z Krakowa...
Dersu odłożył plansze. "Widzę wspólny motyw!" - westchnął w myślach, po czym głośno dodał:
- Wygląda na to, że masz psychikę w strzępach. Obejrzałeś "Clannad" a potem wziąłeś się za "Higurashi", niedobrze... Odzywa się twoja mroczna strona...
Oczy Foxa zaczęły dziwnie połyskiwać. Jego głos przybrał demoniczną barwę:
- Mam wrażenie jakbym od kilkudziesięciu lat obserwował tu łańcuch zdarzeń prowadzących do katastrofy. Jestem zmęczony tą Polską. Ta jest skazana na zagładę. Męczą mnie ci beznadziejni ludzie. Czekam na nową Polskę, która zastąpi obecną.
- ???
- Nie daje mi spokoju fenomen tzw. azjatyckiego okrucieństwa - kontynuował Fox demonicznym głosem - Jak to się dzieje, że w takich uporządkowanych cywilizacjach jest miejsce na okrucieństwo szokujące białego człowieka? Pojawia się ono, gdy powstaje luka w systemie. Gdy coś wychodzi poza normy społeczne ludzie zachowują się jak wściekłe psy spuszczone z łańcucha, po to by przywrócić systemowi stabilność. System jest bardzo konformistyczny, ale zapewnia ludziom wentyle swobody - tolerowane są np. alkoholizm i perwersje seksualne. System jednak działa, bardzo skutecznie, od stuleci albo nawet tysiącleci. Mieszkańcy tych terenów w silniejszym stopniu niż my kierują się instynktami - to wywołuje zarówno dużą czułość jak i okrucieństwo. Oba zjawiska są dwiema stronami tej samej monety. Dlatego też dziewczyna yandere jest takim potężnym symbolem.
- Id, ego i superego. Ale co to ma wspólnego z nową Polską...
- Nasz naród przyszedł na te tereny z Azji, paląc, zabijając i gwałcąc po drodze. Czasem manifestował dawne instynkty w ramach zjawiska znanego jako "polski gniew", ale ostatecznie zawsze był narodem jak z "Pana Tadeusza". Narodem, który czasem się kłóci, ale zawsze dąży do sielanki. I bierności. Bierna szlachta troszcząca się jedynie o swoje gospodarstwo. Bierni chłopi pańszczyźniani. Ogromna tolerancja dla zdrajców. Naród ginie, bo boi się swoich instynktów. Wyparł je głęboko w umyśle. Nie będzie odrodzenia, póki te instynkty nie zostaną obudzone.
Zaniepokojony Dersu Uzała wcisnął przycisk wzywający pielęgniarkę. Grał dalej na czas przedłużając rozmowę:
- To bardzo ciekawe, ale brzmi trochę jak twórczość przedwojennego neopoganina Jana Stachniuka...
- Stachniuk tylko ślizgał się po powierzchni. On tylko maskował swój ateizm obrzędami ku czci drewnianych kloców.
- Jesteś w błędzie. Ludy z Bałkanów, Ukraińcy, Murzyni z Rwandy, Chińczycy w czasie Rewolucji Kulturalnej - wszyscy oni dali się ponieść instynktom i skutkiem były jedynie zniszczenia...
- Bo instynkty powinny być właściwie ukierunkowane - na przywracanie stabilności systemu, nawet jeśli się przy tym system zresetuje. W Azji Wschodniej jest tak od tysiącleci i miejscowym udało się osiągnąć zadziwiające rzeczy. Trzeba też łączyć okrucieństwo z pięknem i słodyczą. Gdy wyrywasz komuś paznokcie w tajnym więzieniu, uśmiechaj się i przepraszaj za to, że zadajesz ból. Podaj mu później ciasteczka i poproś ofiarę o napisanie życiorysu.
- To naprawdę chore...
- Chora jest tak papka jaką sączą w mediach dla POdludzi. Zauważ, że boją się pokazywać w TV, coś co naprawdę rozpaliłoby emocje i obudziło instynkty. Pokazują pop-papkę dla lemingów, ale w tej pop-papce nie widać niczego co z sensem poruszałoby takie tematy jak seks, okrucieństwo, paranoja, zdrada, patriotyzm...
Trzask! Drzwi do gabinetu otworzyły się z hukiem. Nie stała w nich jednak biuściasta pielęgniarka trzymająca w dłoni strzykawkę ze środkiem uspokajającym. Dersu Uzała przeżył wielkie rozczarowanie: w drzwiach stał ks. Natanek.
Dłonią trzymającą różaniec wskazywał na Foxa, dłoń dzierżącą kij bejsbolowy trzymał w pogotowiu. Powoli wycedził:
- Gdy ktoś ogląda "Higurashi" i podoba mu się scena z Shion i gwoździami, wiedz, że coś się dzieje...
- Natanek, Naaaaaataaaaneeeeek... Czyyyyyy waaaaaam endeeeeeeecy nieeeeeeeee przeeszkaaaaadzaaaaaa jegoooo ostentacyjnieeeeeee semickieeeeeee nazwiskooooooo... - zawodził demoniczny Fox.
- A właśnie... A "Strike Witches" koszerne? - spytał skonfudowany Dersu Uzała.
- Gdy oglądasz chińskie bajki o dziewczynkach nie noszących spódniczek to wiedz, że coś się dzieje... - ze stoickim spokojem odrzekł ks. Natanek.
Trzask! Dersu Uzała kopnął go w krocze. - Ty ciulu! To nie są chińskie bajki!
Ks. Natanek poczuł się jakby usłyszał bicie dzwonu na Placu Św. Piotra w Rzymie. Oczyma wyobraźni widział balkon Bazyliki, na nim starszy kardynał ubrany na czerwono ogłaszał radosną wieść: "Habemus Papam! Sanctae Romanum Eclesiae Cardinale Tarcisio Bertone!"
***
Dwie godziny później. Ks. Natanek, Dersu i Fox zajadając się popcornem wspólnie oglądali "Bleacha".
- Gdybym tylko miał coś takiego jak bankai... - westchnął ks. Natanek.
piątek, 18 października 2013
Turcja: Irańska infiltracja MIT czy cichy deal turecko-irański przeciw Izraelowi?
Ilustracja muzyczna: Dombira (Emre Bulsat Mix)
Na początku 2012 r. turecki wywiad wojskowy MIT miał wystawić irańskim tajnym służbom 10 agentów Mossadu działających wewnątrz Iranu - twierdzi "Washington Post" . Do tego incydentu doszło jeszcze przed tym jak premier Netanjahu przeprosił premiera Erdogana za spieprzony rajd na Mavi Marmara. Motywy tureckich służb nie są znane, a cała sprawa wygląda na pierwszy rzut oka dziwacznie - wszak w tym samym czasie Turcja oraz Iran walczyły ze sobą "przez pośredników" o strefę wpływów w Syrii uciekając się do wszelkich możliwych chwytów. Mimo to USA, wiedząc o całej sprawie, nadal wykazywały zaufanie do MIT i jego szefa Hakana Fidana współpracując z nimi przeciwko Iranowi. Fidan, to obok szefa saudyjskich służb księcia Bandara bin Sultana, szefa wywiadu irańskich Brygad al-Qods gen. Kassema Soleimaniego i dyrektora Mossadu Tamira Pardo jeden z głównych graczy w bliskowschodniej grze wywiadów. Jeszcze przed incydentem z przekazaniem Irańczykom danych o izraelskich szpiegach, agenci Mossadu operujący w Turcji wskazywali, że Fidan zachowuje się jakby był rezydentem irańskich służb w Ankarze. Czyżbyśmy mieli więc do czynienia z infiltracją czy też ze zwykłym turecko-irańskim "porozumieniem ponad podziałami"?
poniedziałek, 14 października 2013
Noc Długich Noży Obamy cd. Nuklearny incydent w Karolinie Płd. Tom Clancy i Breitbart otruci?
Ilustracja muzyczna: Audiomachine - Blitzkrieg
Ciąg dalszy czystki wśród wysokiej rangi amerykańskich wojskowych. Na długiej liście wpływowych militarystów usuniętych ze stanowisk pod bzdurnymi pretekstami przez administrację Baraka Barakowicza Obamy znaleźli się: wiceadmirał Tim Giardina, nr 2 w US Strategic Command (dowództwie sił nuklearnych) oraz gen. Michael Carrey, dowódca 20-tej Floty Powietrznej (w skład której wchodzi 450 rakiet z głowicami jądrowymi). Pierwszego z nich posunięto pod pretekstem użycia w kasynie fałszywych żetonów, drugiego zdjęto ze stanowiska nie wiadomo za co. Stanowisko stracił również płk David Lynch, dowódca sił bezpieczeństwa w bazie lotniczej Malmstrom. Nieoficjalnie odwołanie Giardiny i Carreya łączy się z incydentem z początku września: tajemniczym, nieautoryzowanym transferem głowic nuklearnych z bazy sił powietrznych Dyess w Teksasie do Karoliny Południowej. W tym samym czasie senator Lindsey Graham straszył opinię publiczną, że brak interwencji militarnej w Syrii sprawi, że terroryści zdetonują bombę atomową w Charleston, Karolinie Południowej. Senator Graham, to pułkownik sił powietrznych gwardii narodowej w stanie spoczynku.
Ciekawe informacje wychodzą również o małżeństwie Clintonów. Larry Nichols (nie mylić z terrorystą-podwójnym agentem z Oklahoma City), przez 10 lat współpracownik tej pary politycznej w czasach gubernatorstwa w Arkansas, przyznał, że był "hitmanem" pracującym dla tej pary. Clintonowie, mocno związani z aferą Iran-Contras, wysyłali go za granicę (do Ameryki Południowej?), by likwidował tam dla nich ludzi.
Tymczasem doktor Jim Garrow, właściciel sieci prywatnych szkół i fundacji charytatywnych działających w Chinach, przyznający się do pracy dla CIA, rzucił nieco światła na czystkę przeprowadzaną wśród amerykańskich wojskowych. Jak twierdzi, wysocy rangą wojskowi są poddawani przez administrację Obamy "testom". Szpicle Obamy starają się wybadać ich poglądy polityczne zadając pytania w stylu "czy strzelałbyś w razie konieczności do Amerykanów"? Garrow twierdzi, że ludzie Obamy otruli znanego konserwatywnego publicystę Andrew Breitbarta (o jego tajemniczej śmierci już pisałem na tym blogu). Breitbart zmarł na zawał serca na kilka dni przed zapowiedzianą publikacją "miażdżących materiałów o Obamie" (dodajmy, że Breitbart angażował się też w nagłaśnianie sprawy smoleńskiej w USA). Garrow twierdzi, że Breitbart posiadał nagranie wywiadu z dawnym gejowskim kochankiem Obamy (o oskarżeniach dotyczących preferencji seksualnych prezydenta, też pisałem już wcześniej). Według Garrowa służby Obamy miały też zabić... Toma Clancy'ego. Znany pisarz miał zostać otruty substancją, która nie pozostawia śladu po pięciu dniach od zgonu. Dziwnym zbiegiem okoliczności autopsja Clancy'ego została przeprowadzona akurat pięć dni po jego śmierci. Nie ujawniono na jaką chorobę zmarł znany pisarz. Clancy pisząc swoje książki często bazował na pomysłach dostarczanych mu przez ludzi z tajnych służb i wojska. Ostatnio miał zaś dzięki temu zbliżyć się do "sekretu, jakiego nie powinien znać".
Ciąg dalszy czystki wśród wysokiej rangi amerykańskich wojskowych. Na długiej liście wpływowych militarystów usuniętych ze stanowisk pod bzdurnymi pretekstami przez administrację Baraka Barakowicza Obamy znaleźli się: wiceadmirał Tim Giardina, nr 2 w US Strategic Command (dowództwie sił nuklearnych) oraz gen. Michael Carrey, dowódca 20-tej Floty Powietrznej (w skład której wchodzi 450 rakiet z głowicami jądrowymi). Pierwszego z nich posunięto pod pretekstem użycia w kasynie fałszywych żetonów, drugiego zdjęto ze stanowiska nie wiadomo za co. Stanowisko stracił również płk David Lynch, dowódca sił bezpieczeństwa w bazie lotniczej Malmstrom. Nieoficjalnie odwołanie Giardiny i Carreya łączy się z incydentem z początku września: tajemniczym, nieautoryzowanym transferem głowic nuklearnych z bazy sił powietrznych Dyess w Teksasie do Karoliny Południowej. W tym samym czasie senator Lindsey Graham straszył opinię publiczną, że brak interwencji militarnej w Syrii sprawi, że terroryści zdetonują bombę atomową w Charleston, Karolinie Południowej. Senator Graham, to pułkownik sił powietrznych gwardii narodowej w stanie spoczynku.
Ciekawe informacje wychodzą również o małżeństwie Clintonów. Larry Nichols (nie mylić z terrorystą-podwójnym agentem z Oklahoma City), przez 10 lat współpracownik tej pary politycznej w czasach gubernatorstwa w Arkansas, przyznał, że był "hitmanem" pracującym dla tej pary. Clintonowie, mocno związani z aferą Iran-Contras, wysyłali go za granicę (do Ameryki Południowej?), by likwidował tam dla nich ludzi.
Tymczasem doktor Jim Garrow, właściciel sieci prywatnych szkół i fundacji charytatywnych działających w Chinach, przyznający się do pracy dla CIA, rzucił nieco światła na czystkę przeprowadzaną wśród amerykańskich wojskowych. Jak twierdzi, wysocy rangą wojskowi są poddawani przez administrację Obamy "testom". Szpicle Obamy starają się wybadać ich poglądy polityczne zadając pytania w stylu "czy strzelałbyś w razie konieczności do Amerykanów"? Garrow twierdzi, że ludzie Obamy otruli znanego konserwatywnego publicystę Andrew Breitbarta (o jego tajemniczej śmierci już pisałem na tym blogu). Breitbart zmarł na zawał serca na kilka dni przed zapowiedzianą publikacją "miażdżących materiałów o Obamie" (dodajmy, że Breitbart angażował się też w nagłaśnianie sprawy smoleńskiej w USA). Garrow twierdzi, że Breitbart posiadał nagranie wywiadu z dawnym gejowskim kochankiem Obamy (o oskarżeniach dotyczących preferencji seksualnych prezydenta, też pisałem już wcześniej). Według Garrowa służby Obamy miały też zabić... Toma Clancy'ego. Znany pisarz miał zostać otruty substancją, która nie pozostawia śladu po pięciu dniach od zgonu. Dziwnym zbiegiem okoliczności autopsja Clancy'ego została przeprowadzona akurat pięć dni po jego śmierci. Nie ujawniono na jaką chorobę zmarł znany pisarz. Clancy pisząc swoje książki często bazował na pomysłach dostarczanych mu przez ludzi z tajnych służb i wojska. Ostatnio miał zaś dzięki temu zbliżyć się do "sekretu, jakiego nie powinien znać".
sobota, 12 października 2013
Największe sekrety: Kapitan Dupa
Ilustracja muzyczna: Rie Tanaka - Lili Marlene (ze Strike Witches, specjalnie dla Ciebie Dersu :)
SS-Obersturmbanfuehrer Otto Skorzeny - człowiek legenda, mający opinię dokonującego cudów nazistowskiego superkomandosa, w pojedynkę zmieniającego losy wojny. Obiekt westchnień tysięcy fanatyków operacji specjalnych. Człowiek-widmo, którego wiązano po wojnie z rozlicznymi aferami szpiegowskimi, zamachami stanu i tajnymi wojnami. Wieczny nazistowski straszak, o którym w 1967 r. łódzki "Głos Robotniczy" pisał, że "w przebraniu i pod nazwiskiem Mosze Dajan kieruje armią Izraela". A przede wszystkim ekstremalny łgarz, który naopowiadał wszystkim bajek o swoim życiorysie. Postać żywcem wzięta z "Generała Italii". Kaszub (nazwisko Skorzeny pochodzi od majątku Skorzencin na Pomorzu), który na długo przed Donaldem T. stał się królem ściemniaczy.
I pomyśleć, że aż do jesieni 1943 r. był on nikomu szerzej nie znanym... mechanikiem samochodowym. Tak, tak legendarny Otto Skorzeny, przed rajdem na Gran Sasso, podczas którego uwolniono Mussoliniego, miał praktycznie zerowe doświadczenie bojowe. Zaczynał jako mechanik lotniskowy w Luftwaffe, później przesuwano po różnych jednostkach Waffen-SS, gdzie zajmował się naprawami ciężarówek. W swoich wspomnieniach napisał oczywiście o swoich wielkich czynach z tamtych czasów - np. wzięciu 100 jeńców w Jugosławii, ale w dokumentacji jego jednostek nie ma śladu po jego bohaterstwie. Dostał co prawda Żelazny Krzyż w 1941 r. - ale za wyciągnięcie ciężarówki z rowu, pod sowieckim ogniem artyleryjskim. Jak więc doszło do tego, że powierzono mu dowództwo nad elitarnym 502 Batalionem SS Jaeger? Skorzeny był po prostu kumplem Ernsta Kaltenbrunnera oraz innych prominentnych austriackich nazistów. Stanowisko zawdzięczał kumoterstwu i oddaniu Partii. Sam 502-gi Batalion trudno zaś nazwać formacją elitarną. Składał się w większości z ludzi o minimalnym doświadczeniu bojowym - głównie znudzonych strażników z obozów koncentracyjnych, funkcjonariuszy SD, mechaników i członków obsługi dział przeciwlotniczych. Taka zbieranina została "elitarną" formacją dlatego, że Himmlerowi zależało na stworzeniu konkurencji dla profesjonalistów z podległych Abwehrze formacji Brandenburg (jednostka Skorzenego wchłonęła zresztą później Brandenburczyków). 502-gi Batalion włączono do akcji na Gran Sasso metodą "na rympał". Himmler po prostu się uparł, że jego ludzie muszą pomagać w szukaniu Mussoliniego - oddział Skorzenego zawiódł jednak w tej misji. Polecono mu więc "zabezpieczyć" żonę Duce. Mussoliniego mieli uwolnić tylko spadochroniarze gen. Studenta, ale SS się uparła, by ludzie Skorzenego uczestniczyli w misji jako "obserwatorzy" i ochrona Duce, po tym jak zostanie on uwolniony przez spadochroniarzy.
Już podczas przelotu szybowców formacja lekko się posypała, więc maszyna ze Skorzenym wylądowała jako pierwsza, przed czasem (Kaszubski ściemniacz wymyślił potem bajeczkę jak wyrwał pilotowi ster z rąk i samodzielnie posadził szybowiec - było to jednak technicznie niemożliwe, gdyż przedział pasażerski był oddzielony od kabiny pilota barierą.) Komandosi z SS zdezorientowani wytoczyli się z szybowca i stali tam jak kołki. Skorzeny bez zastanowienia pobiegł w stronę pensjonatu Campo Imperatore, mijając po drodze zaskoczonego włoskiego policjanta. Przez pomyłkę, zamiast do frontowych drzwi, wbiegł do tylnego pomieszczenia radiowego. Pogapił się chwilę na zaskoczonego radiotelegrafistę po czym postanowił obiec budynek (broń zostawił wcześniej w szybowcu). Miał mały problem z psem uwiązanym na łańcuchu, a potem nie mógł pokonać 1 m murku (facet miał 2 m wzrostu...). Później ze swoimi ludźmi próbował dostać się do hotelu - drzwi blokowała barykada z mebli, więc kazał jednemu ze swoich komandosów wejść po rynnie (co mu kiepsko szło). Po chwili zmienił zdanie i zaczął forsować barykadę z mebli. Wbiegł po schodach na górę i oznajmił Mussoliniemu: "Fuehrer mnie wysłać, by Pana uratować!". W tym czasie spadochroniarze zabezpieczali okolicę. Włosi (zbieranina policjantów) nie stawiali oporu a nawet się fraternizowali z Niemcami. (Na zdjęciach widzimy ich uśmiechniętych i uzbrojonych, pomagających nosi bagaże Duce). Oficer policji odpowiedzialny za pilnowanie Mussoliniego został później jednym z szefów bezpieki Republiki Salo.
Na koniec Skorzeny, wbrew protestom pilota, wpakował się do małego, dwumiejscowego samolotu mającego wywieść Duce w bezpieczne miejsce. Maszyna była przeciążona i omal przez to nie rozbiła się przy starcie. Skorzeny dolatując na miejsce razem z Mussolinim mógł się jednak przedstawiać jako dowódca akcji. (Dlaczego prawdziwy dowódca na to się zgodził? Prawdopodobnie Skorzeny zamachał mu przed oczami papierami z Gestapo mówiącymi o "nieprawomyślności" dowódcy oddziału spadochroniarzy.) Rzesza potrzebowała wówczas bohatera a taki ściemniacz nadawał się na to idealnie. Został więc odznaczony Krzyżem Rycerskim Krzyża Żelaznego. Na specjalnej gali ordery za Gran Sasso dostali wszyscy komandosi z SS - nawet gostek, który skręcił kostkę przy lądowaniu szybowca. Spadochroniarzy nie odznaczono a Skorzeny opowiadał w radiowym studiu, że wszyscy oni zginęli w "huraganowym ogniu" podczas szturmu hotelu.
Dalszy szlak bojowy Skorzenego to głównie seria kompromitacji. Spektakularnym fiaskiem okazał się desant na Drvar i próba porwania Tito. Komandosi z SS lądowali w kompletnie nie rozpoznanym terenie. Akcja w Ardenach obrosła legendą, ale prawda jest taka, że Skorzeny ubrał tam w amerykańskie mundury ludzi, z których większość kiepsko znała angielski i nie była wiarygodna udając GI. Obrona odcinka linii Odry omal nie skończyła się dla niego sądem polowym. Jedyną udaną akcją przez niego dowodzoną była operacja Panzerfaust, czyli dosyć prostacki zamach stanu na Węgrzech - podobnie jak w Gran Sasso akcja przeciwko zdemoralizowanym byłym sojusznikom.
Gdy Rzesza upadała Skorzeny zadekował się w Alpach i po jakimś czasie poddał Amerykanom. W 1948 r. w dosyć niejasnych okolicznościach uciekł z więzienia (twierdził, że pomogły mu amerykańskie służby). Poszwędał się trochę po świecie budując swoją legendę na łgarstwach. Stał się informatorem Mossadu donoszącym na niemieckich specjalistów od techniki rakietowej pracujących w Egipcie. Zmarł w 1975 r. w Madrycie. Do dzisiaj tysiące ludzi widzą w nim "bohatera wojennego". Ilu takich "kapitanów z Koepenick" weszło do wojennej legendy?
Ps. Zainteresowanych prawdziwym przebiegiem operacji w Gran Sasso odsyłam do: Robert Forczyk, Raid 09 - Rescuing Mussolini. Gran Sasso 1943, Osprey 2010. Chętnych zapoznać się z przebiegiem rajdu na Drvar zaś polecam tę publikację.
Ps. 2. Drobna ciekawostka dotycząca ściemniaczy z okolic Trójmiasta: "W 2008 r. w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” matka (premiera Donalda Tuska - dop. Fox) Ewa Tusk wyznała interesujące szczegóły dotyczące życiorysu drugiego dziadka Donalda, Franciszka Dawidowskiego, wywiezionego na roboty przymusowe do Kętrzyna. Według podania rodzinnego Franciszek „pracował jako robotnik przy budowie Wilczego Szańca. Był w brygadzie z angielskimi jeńcami i Polakami. Doszło do katastrofy budowlanej, bodajże zawalił się jakiś sufit. Wśród rannych był mój tatuś, położyli go w szpitalu polowym. Stracił oko, miał zmiażdżoną nogę. Któregoś dnia cały personel medyczny zaczął zachowywać się tak, jakby szedł na defiladę. I nagle - do sali wchodzi Hitler. Sala była duża, a on chodził od łóżka do łóżka i podawał chorym rękę. Tata leżał obok kolegi Polaka. Obaj powiedzieli sobie, że za żadne skarby nie podadzą Hitlerowi ręki, więc udawali umarlaków. Tata zezował tylko przez przymrużone oko, co się dzieje. Hitler podszedł do jego łóżka, lekko się nachylił, zobaczył, że stan jest ciężki, i tylko poklepał tatusia po ramieniu”." Pytanie: czy Hitler odwiedzałby w szpitalu robotników przymusowych rannych w katastrofie budowlanej? I czy do tej katastrofy doszło 20 lipca?
"bodajże zawalił się jakiś sufit"
"a on chodził od łóżka do łóżka i podawał chorym rękę"
Subskrybuj:
Posty (Atom)