Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Piłsudski. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Piłsudski. Pokaż wszystkie posty
sobota, 16 sierpnia 2014
Największe sekrety: Wtajemniczony
Ilustracja muzyczna - Umineko - Resurected Replayer
W 1916 r. Roman Dmowski odbył ciekawą rozmowę ze znajomym przedstawicielem brytyjskich elit rządzących. Ów człowiek z establiszmentu powiedział mu, że w Rosji wybuchnie rewolucja. Dmowski, człowiek, który rzekomo "zaszczepił Polakom myślenie geopolityczne", zbaraniał. Jak to rewolucja?! Niemożliwe! Przecież stłumi ją armia. Brytyjczyk wyjaśnił mu, że rewolucja zacznie się właśnie od armii. Dmowski nadal nie potrafił zrozumieć, co się kroi. Tymczasem już rok wcześniej, komendant Piłsudski, dziwił się w rozmowach ze swoimi towarzyszami w okopach, że rewolucja w Rosji jeszcze nie wybuchła. Był tak pewny, że ona nastąpi.
To nie jedyny przypadek uaktywnienia się zadziwiającej intuicji geopolitycznej Marszałka. 21 lutego 1914 r. wygłosił on w sali paryskiego Towarzystwa Geograficznego odczyt w którym stwierdził, że w nadchodzącej wojnie światowej Rosja zostanie pobita przez Niemcy, a później Niemcy przez Zachód. Wykład ten opisał rosyjski socjalista Wiktor Czernow. Wiemy również, że przy kilku innych okazjach Piłsudski snuł wówczas podobne prognozy. I to właśnie do nich dostosowywał swoją strategię podczas I wojny światowej - najpierw walka u boku Austro-Węgier i Niemiec przeciwko Rosji, od 1917 r. walka POW przeciwko Niemcom i Austro-Węgrom. Czy to była tylko intuicja?
W 1919 r. wybitny brytyjski geopolityk sir Halford Mackinder usiłował przekonać Marszałka do sojuszu z Denikinem. Piłsudski rzeczowo wyjaśnił mu, że taki sojusz nie ma sensu, gdyż Dekin jest skazany na klęskę. Znów intuicja?
W 1928 r. wysyła swojego emisariusza, by prowadził rozmowy sondażowe z NSDAP. Już spodziewa się, że partia ta zdobędzie władze w Niemczech. Chce szukać możliwości sojuszu i oderwać nazistów od związków z Sowietami. Intuicja?
W 1934 r. Piłsudski przyjmował węgierskiego premiera Gombosa. Wygłosił wówczas prognozę, że w ciągu kilku lat stracą niepodległość Austria i Czechosłowacja. Gombos mu nie wierzy. Marszałek próbuje montować koalicję przeciwko hitlerowskim Niemcom, rozbijającą je zanim wznowią zbrojenia. Gdy się nie udaje, stawia na pakt z Niemcami. Mówi, że da on pięć lat pokoju. Znów intuicja?
Tuż przed śmiercią Marszałka Warszawę odwiedza francuski premier Pierre Laval, jadący z Moskwy. Piłsudski nie chce go przyjąć. Ironizuje: "Fajnego sobie wybrał kompana - Stalina". Wydaje dyspozycje Beckowi, by za wszelką cenę starał się wciągnąć Wielką Brytanię do wojny. Wcześniej ironizuje: "Wy beze mnie w tę wojnę nie wschodźcie. Wy ją beze mnie przegracie". Znów intuicja?
Wrogowie Marszałka lubią przypominać, że zostały przysłany do Polski specjalnym pociągiem przez Niemców, tak jak Lenin do Rosji. Dali mu objąć władzę w zamian za zapewnienie spokoju na tyłach ich wojsk na Wschodzie i umożliwienie ich bezpiecznego powrotu do kraju. Zostawili za sobą broń i tabor kolejowy, który posłużył do uzbrojenia Wojska Polskiego. W 1935 r., gdy Marszałek zmarł, niemiecka propaganda poświęciła mu wiele pięknych i ciepłych słów. Hitler uczestniczył zaś w Mszy św. żałobnej w berlińskim kościele św. Barbary. Bardzo żałował, że nie mógł się spotkać z tak wielkim człowiekiem.
Marszałek mógł liczyć jednak nie tylko na zadziwiającą przychylność Niemców. Wojnę 1920 r. wygraliśmy m.in. dlatego, że nasze zbrojenia chętnie finansowały anglosaskie banki. Te same, które tak chętnie sypały dolarami na rewolucję bolszewicką, promowały handel z Sowietami i odbudowę niemieckiego przemysłu. Ogromną sympatię Polsce okazywał prezydent Wilson i jego progresywistyczna ekipa - z szarą eminencją płk Housem na czele. Czyżby więc Polska była traktowana w grze strategów z Waszyngtonu jako bariera nie pozwalająca rozlać się sowieckiemu eksperymentowi społecznemu (powtarzam: eskperymentowi) po Europie? Czyżby Piłsudski był ważniejszą figurą w tej grze od takich bankierskich lokajów jak David Lloyd George (lobbysta JPMorgana) i Eduard Benesz? Czyżby oni nie byli w pełni wtajemniczeni w plan gry a Marszałek był?
Marszałek miał też aniołów stróżów na Kremlu. Inny Wielki Wtajemniczony, Feliks Dzierżyński dwukrotnie zawetował bardzo zaawansowane plany zamachu na Piłsudskiego. To zapewne też dzięki niemu KPP dokonała "błędu majowego" - poparcia zamachu stanu wymierzonego w endecję uważaną przez sowiecką dyplomację za skrytego sojusznika ZSRR. Sowieci zdobyli się również na zadziwiający gest żałobny po śmierci Marszałka: "14 maja, we wtorek (w poniedziałki gazeta się nie ukazywała), dziennik „Izwiestija” na pierwszej stronie zamieścił komunikat agencji TASS informujący o śmierci Józefa Piłsudskiego. Zaś na następnej w rubryce poświęconej wydarzeniom na świecie ukazał się obszerny artykuł autorstwa Karola Radka „Marszałek Józef Piłsudski”. Wszystko wskazuje, że został opublikowany za wiedzą, a być może został zredagowany przez Stalina. Piłsudskiego nazywano w nim „organizatorem niepodległości państwa polskiego”, „gorącym polskim patriotą” i „wodzem państwa polskiego” oraz twórcą polskich granic.Oprócz tego ludowy komisarz spraw zagranicznych Maksym Litwinow, który podobnie jak marszałek w Rosji carskiej uczestniczył w ekspropriacjach, wystosował na ręce ministra spraw zagranicznych Rzeczypospolitej Józefa Becka depeszę kondolencyjną, a kierownik Wydziału Zachodnioeuropejskiego w resorcie złożył wyrazy współczucia ambasadorowi RP w Moskwie Juliuszowi Łukasiewiczowi."
20 maja 1935 r. w Genewie odbyło się posiedzenie Ligi Narodów, któremu tego dnia przewodniczył towarzysz Maksym Litwinow - ludowy komisarz spraw zagranicznych ZSRR. Kończąc posiedzenie zwrócił się do obecnych z wystąpieniem: "Przyszło mi otwierać to nadzwyczajne posiedzenie zgromadzenia w atmosferze smutku. Sąsiadujące z nami państwo dopiero co straciło człowieka, czyjego silną osobowością od momentu odzyskania narodowej niepodległości przesiąknięta jest historia jego odrodzenia i rozwoju życia społecznego. Marszałek Piłsudski poświęcił całe swoje życie sprawie odrodzenia swojego państwa. Dla realizacji tego celu poniósł ogromne ofiary. Zasłużenie stał się bohaterem narodowym. Kierował losami Polski od momentu jej nowego powstania aż do swojej śmierci. Potrafił umocnić swoje państwo i to dzięki jego wysiłkom cieszy się ono ogólnym szacunkiem i zajmuje w rodzinie narodów odpowiednie miejsce.Ceremonie pogrzebowe ostatnich dni pokazały, jak naród cenił marszałka Piłsudskiego, któremu pomógł on uwolnić się od obcego panowania i w którym zyskał status naczelnika w dziele swojego odrodzenia. Nie zapominam, że pod kierownictwem marszałka Piłsudskiego Polska zawarła z rządem, który reprezentuję, pakt o nieagresji stanowiący jedną z podstaw pokoju i bezpieczeństwa, które my wszyscy pragniemy umacniać w tym krytycznym okresie przeżywanym przez Europę. Oddając cześć pamięci tego wielkiego działacza państwowego, wraz z narodem polskim dzielimy jego smutek. Jestem przekonany, iż zgromadzenie zechce przekazać za pośrednictwem polskiej delegacji wyrazy głębokiego współczucia dla polskiego rządu i polskiego narodu”. Reakcje podobne jak po śmierci Mussoliniego, gdy wówczas i Stalin i Churchill i Pius XII ciepło wspominali zmarłego...
Marszałek Piłsudski był człowiekiem Wtajemniczonym. I to nie było złe. Pomogło to nam bowiem odzyskać niepodległość i odnosić zwycięstwa w walce o granice. Pytanie, czy pomogłoby to nam w 1939 r., gdyby jeszcze żył.
Ciekawą kwestią jest również to, kiedy został wtajemniczony. Czy w 1904 r., gdy szukał w Londynie kontaktu z japońskimi tajnymi służbami? Japonia odniosła wówczas zwycięstwo m.in. dzięki hojnym kredytom takich bankierów jak Jacob Schiff. Bankierzy ci finansowali też broszurki z komunistyczną propagandą, z którymi zapoznawano rosyjskich jeńców w japońskiej niewoli. Udział w wojnie, która zatrzymała rosyjską ekspansję na Dalekim Wschodzie i skierowała ją na Bałkany, oraz w Rewolucji z pewnością pozwolił Piłsudskiemu zwrócić na siebie uwagę innych Wtajemniczonych. Podobnie jak Mussolini zwrócił na siebie uwagę w latach 1914-1915. Uruchomił on w ten sposób serię zdarzeń, które przyniosły Polsce niepodległość. I chwała mu za to Wtajemniczenie.
Endecy lubią oskarżać Marszałka o najdziwniejsze rzeczy: że był Żydem, masonem, oddał Niemcom Wielkopolskę, wdał się w "niepotrzebną" wojnę z bolszewikami, "pojechał w 1920 r. do kochanki", zabił gen. Rozwadowskiego, Zagórskiego a nawet Witosa (tak twierdzi Janek Bodakowski, lider Madao Prawicy). Jednocześnie robią z niego głupka, który nic nie potrafił i nic nie wiedział (tylko nie wiadomo dlaczego cały czas zapinał endecję w d...). Nigdy jednak, pomimo swojego zamiłowania do teorii spiskowych, nie zajrzą głębiej w jego życiorys. Dlaczego? Czego się boją?
W mojej książce "Vril. Pułkownik Dowbor". przyczytacie więcej o Wtajemniczonych :)
środa, 29 stycznia 2014
Po co pomagać Ukrainie urwać się z sowieckiej smyczy?
Dymisja sowieciarskiego rządu Azarowa nie jest w żadnym wypadku końcem konfliktu na Ukrainie, choć może być początkiem końca. Janukowycz będzie grał na czas i starał się osłabić ducha protestujących przez pokazanie im, że protesty nie mają sensu. Jeśli przegra tę rozgrywkę, będzie starał się wynegocjować przekazanie władzy oligarchom związanym z opozycją w zamian za nietykalność i zachowanie majątku swojej rodziny. Wśród potencjalnych jego następców jest wymieniany m.in. "król czekolady"
Skoro już doszliśmy do "rumuńskich i węgierskich imperialistów" oraz "planów wojennych ich zbrodniczej soldateski", to zastanówmy się na tym, co Polska może zyskać na proeuropejskim przeorientowaniu Ukrainy. Dr. Targalski opublikował na ten temat tekst w grudniowym "Nowym Państwie". Zacytujmy jego obszerny fragment:
"Kluczowe znaczenie Ukraina ma więc tylko dla polityki imperialnej i jej warstwy symbolicznej. O ile dla Zachodu droga na Kaukaz wiedzie przez Ukrainę, o tyle dla Rosji blokuje ona dostąp do Bałkanów i starego celu Konstantynopola.
Bez Ukrainy Rosja musi zrezygnować z programu neoimperoialnego. Traci też dla niego uzasadnienie w postaci tezy o „zbieraniu ziem ruskich”. W tym sensie Putin ma rację, że serce Rosji bije na Ukrainie, ale jest to serce Rosji imperialnej, zagrażającej Europie.
Walka o Ukrainę jest nawet w większej mierze walką o symbole niż o rzeczywisty zasięg kontroli, gdyż przekreślając osiągnięcia Rosji od czasów Piotra Wielkiego, jest ciosem w istotę jej polityki. Dlatego car, który utraci Ukrainę, pokaże swoją niezdatność do zasiadania na Kremlu i pozbawiony zostanie władzy. Putin będzie więc walczył do końca, co nie znaczy, że wygra. Przegrana zaś musi zostać przyozdobiona w odpowiednie szaty symboliczne walki z agresją Zachodu i obietnicy rewanżu.
Dyskusje o tym, że „Rosja nigdy nie wypuści Ukrainy” są charakterystyczne dla duszy niewolniczej. To niewolnik zastanawia się: Czy Pan pozwoli, czy zgodzi się, czy wybatoży? Wyeliminowanie zależności od Rosji zależy od stosunku i układu sił oraz od woli zainteresowanych. Rosja słaba może się nie zgadzać na wolność Ukrainy tak samo skutecznie jak Rzym na utratę Galii. Germanie jakoś sobie takich pytań nie zadawali tylko brali, co chcieli, gdyż mieli przewagę.
Kluczem jest Białoruś
Z punktu widzenia geopolitycznego, tak długo jak celem Moskwy pozostaje Europa, najważniejszą dla Rosji nie jest Ukraina lecz Białoruś. To z Białorusi można przeciąć Ukrainę z północy na południe, a więc odbić. Stąd można też otoczyć i zagrozić państwom bałtyckim i wreszcie stąd przez Polskę wiedzie droga do Niemiec. Dopiero więc wyrwanie Białorusi zabezpieczy Pomost Bałtycko-Czarnomorski przed Rosją i umożliwi stworzenie południkowej infrastruktury między Skandynawią a Turcją, Kaukazem i Bliskim Wschodem.
Z drugiej strony, nawet osłabienie wpływów rosyjskich na Ukrainie, nie mówiąc już o ich eliminacji w stopniu istotnym, będzie oddziaływało właśnie na Białorusinów. Poddani promieniowaniu idei niezależności z południa, północy i zachodu, również zaczną oddalać się od Rosji. Dlatego najważniejsza batalia o wyzwolenie Pomostu Bałtycko-Czarnomorskiego rozegra się na Białorusi. Tu też tkwi tajemnica tolerowania Łukaszenki jako skutecznej bariery przed zbliżeniem z Zachodem. Rosja starała się za wszelką cenę przejąć tamtejszą infrastrukturę by kontrolować Białoruś pod względem gospodarczym i tą drogą mieć wpływ na władze polityczne, nawet gdyby się wymknęły spod jej kontroli. Celem dla Rosji nigdy nie jest gospodarka lecz ekspansja polityczna, a ekonomia stanowi jedynie instrument polityki imperialnej.
Rosja XVI wieku
Wyzwolenie się Pomostu Bałtycko-Czarnomorskiego z rosyjskiej kontroli będzie miało trzy konsekwencje.
Dla Polski oznaczać będzie gwarancje bezpieczeństwa ze strony Rosji, a więc upadek wpływów jej agentury. Najważniejsze staną się dla nas stosunki z państwami Pomostu z jednej i z Niemcami z drugiej strony. Stąd też znaczenie związków z USA jako czynnika równowagi w tych stosunkach.
Centrum Europy przesunie się ze starej Unii na Wschód, a jednocześnie Europa zamiast wzdłuż osi od Szczecina do Triestu podzieli się grosso modo równoleżnikowo na strefę północną i śródziemnomorską.
Rosja będzie musiała się ostatecznie pożegnać z marzeniami o imperium, co powinno wywołać głęboki wstrząs, spowodować całkowitą zmianę charakteru tego państwa i przewartościowanie dotychczasowej tradycji. Wtedy nastąpi rzeczywista europeizacja kraju, który wreszcie zacznie troszczyć się o swych obywateli a nie podboje i eksport kryzysów wewnętrznych. Wraz z rosnącym znaczeniem narodów muzułmańskich i rolą czynnika demograficznego można spodziewać się ich oderwania. Rosja stałaby się wówczas krajem europejskim.
Możliwy też jest wariant pesymistyczny. Oznaczałby on przekształcenie się Rosji w państwo azjatyckie, o znacznej ludności niesłowiańskiej, któremu ton nadawaliby eurazjacji. Taka Rosja byłaby już nawet nie sojusznikiem ale „młodszym bratem” Chin i w oparciu o nie usiłowałaby prowadzić politykę rewanżystowską. To jednak Pekin decydowałby kiedy i co wolno byłoby zrobić Moskwie."
(koniec cytatu)
Wsparcie dla Ukrainy leży w naszym interesie strategicznym. Ale nie powinniśmy pomagać jej bezinteresownie. Można wykorzystać ukraiński kryzys do załatwienia kilku innych spraw takich jak choćby poszanowanie praw naszej mniejszości (aż do autonomii), ochrona naszego dziedzictwa kulturalno-historycznego czy też koncesje gospodarcze. Wszak wielki Marszałek Piłsudski zawierając sojusz z Petlurą wymógł na Ukraińcach szerokie koncesje dla Polski - nawet nasz Hongkong nad Morzem Czarnym. O tym, co możemy uzyskać od Ukrainy bardzo rozsądnie pisał mój przyjaciel w tym artykule (który gorąco polecam).
Zasłyszane: Jak nazywają się zwolennicy Tuska? Titus(z)ki :)
sobota, 9 listopada 2013
Sny#10: Polonia Restituta (prolog do serialu)
Tokio, maj 1905 r.
Generałowie Murata Tsuneyoshi i Akashi Motojiro przyglądali się z lekką konsternacją zażartemu sporowi dwóch gaijinów, których sprowadzili do ministerstwa wojny na rozmowy dotyczące dywersji wymierzonej we wspólnego rosyjskiego wroga. Jakąż dziwną parę stanowili ci dwaj cudzoziemcy! Jeden był socjalistycznym rewolucjonistą walczącym za pomocą browningów i bomb o wolność swojego narodu, drugi mieszczańskim politykierem, mistrzem manipulowania uczuciami plebsu. W swym dziwacznym dla ucha każdego Azjaty, bulgoczącym języku, żywo gestykulując namiętnie się spierali o tysiące spraw z przeszłości, teraźniejszości i przyszłości.
- Wiemy jak sobie pogrywacie z Michalskim i ze Skarbem Narodowym w Szwajcarii. Łżesz mu jak bura suka, że "rewolucję robi 100 Żydów, więźniów kryminalnych i wariatów wypuszczonych celowo przez carat z więzień", jednocześnie wyłudzasz od niego pieniądze na przygotowania do powstania, którego nie masz zamiaru wywoływać. Toż to skrajne skurwysyństwo! Chcecie wiecznie siedzieć w wychodku, byle tylko na ścianie sracza car zawiesił wam konfederatkę i ryngraf! - oburzał się wąsaty bojowiec mówiący z silnym kresowym akcentem.
- Wasze powstanie to jakaś popieprzona fantasmagoria! Co niby chcecie osiągnąć?! Rzucić tłum polskich robotników na rosyjskie armaty?! Skończy się jak w 1863 r. Zatęsknimy za tym wychodkiem, co mieliśmy. Będziemy narodem bez elity. Gudłaje, Szwaby i kilku zidiociałych hrabiów będzie naszą szlachtą...- gorąco oponował elegancko ubrany brunet z czarnym wąsikiem.
- Na razie to wy stoicie po stronie kacapskich żandarmów, niemieckich i żydowskich fabrykantów, przeciwko polskiemu robotnikowi! I dlatego właśnie przegracie. Bo boicie się działać. Jesteście tylko grupką zafajdanych adwokatów, sklepikarzy, którzy do konia podchodzą jak do tygrysa i nie wiedzą z której strony trzymać karabin. Zawsze naaaaaaaaród na waszych ustach. Naród rzeczywiście wspaniały, ale ludzie kurwy!!! - oczy rewolucjonisty iskrzyły się.
- Oooooo chyba wyłowiłem słowo, które rozumiem!!! - ekscytował się generał Akashi.
- Jakie? - ożywił się generał Murata. Dłoń trzymał na rękojeści swojego wspaniałego miecza.
- Kurwy. Słyszałem je wielokrotnie w Polsce i wiem, co to znaczy. Gaijini mają ochotę się zabawić - uśmieszek na twarzy generał Akashiego mówił wszystko. Ten doświadczony agent wywiadu postanowił bezzwłocznie przystąpić do działania. Podszedł do kłócących się Polaków i przerwał im dyskusję, zagadując do nich po francusku:
- Proponuję panom przenieść dyskusję w bardziej przyjemne miejsce
***
Młoda i słodko wyglądająca dziewczyna o koreańskich rysach twarzy uśmiechała się masując Dmowskiemu skroń. Jej umalowane oczy tworzyły podczas uśmiechu wąskie, skośne szparki. Jej uśmiech zdawał się wyrażać: "Teraz powyżywam się na białasie!". Kilka metrów dalej leżał Piłsudski. Koreańska dziewczyna siedziała na nim okrakiem masując mu plecy. Kuse stroje panienek sprawiały, że obaj gaijini zastanawiali się jaki jest charakter tego przybytku i na ile mogą sobie pozwolić.
Panienki szczebiotały coś w swoim języku i od czasu do czasu próbowały się zwracać do klientów używając łamanej japońszczyzny. Panowie też wykorzystywali barierę językową. - Hahaha!!! Kochanie jesteś zajebista. Nawet nie wiesz, w ile miejsc bym ci wsadził... - Dmowskiego bawiła cała sytuacja.
- Hej Roman! Ile lat dajesz swojej? 16? - zagaił Piłsudski.
- 18-20. Azjatki młodo wyglądają... - odparł rozochocony Dmowski.
- A słyszałem, że gustujesz w młodszych...
- Przestań...
- Szkolne mundurki, kocie uszka...
- Daj spokój...
- ... okulary....
- Akurat okularowego fetyszu nie mam...
- Ale wyobraź sobie, że taka słodziutka, choć oczywiście hojnie obdarzona, panienka o dziewczęcej twarzyczce ubrana w strój pokojówki, z kocimi uszkami i okularami czyniącymi ją bardziej słodką, dziewczęcą karmi cię łyżeczką jogurtem a łyżeczkę trzyma w zębach ale jest trochę niezdarna i jogurt spada jej z łyżeczki na ubranie i spływa po piersiach...
Dmowskiemu trysnęła krew z nosa.
- A czy twoja daje się dotykać? - zmienił temat Ziuk.
- Tak!!!
- Muszę sprawdzić swoją! - przywódca OB PPS pogładził "na próbę" panienkę po odsłoniętych nogach. Reakcją był miły uśmieszek dziewczyny. Zmieniła pozycję. Klęcząc przy macie masowała przyszłego marszałka. Położył jej rękę na tyłku. Stanowczo, acz machinalnie sprzedała mu klapsa w dłoń. Nie przerywała pracy. I nie okazywała złości.
- Wymienimy się Roman?! - zawołał Piłsudski.
Dziewczyna masująca Dmowskiego nuciła słodką koreańską piosenkę:
"hannun paljima nuga mworaedo naekkeo (naekkeo)
dareun yeojarang maldo seokkjima nan nikkeo (nan nikkeo)
saekki songarak geolgo kkok yaksokhaejwoyo
jeoldae na honja naebeoryeo duji ankiro
ildeohagi ileun gwiyomi
ideohagi ineun gwiyomi
samdeohagi sameun gwiyomi
gwigwi gwiyomi gwigwi gwiyomi"
Zabrała się za jego łydki. Dmowski skrzywił się z bólu. "Ona naprawdę się na mnie wyżywa! Chyba zrobiłem błąd z dotykaniem". Dziewoja zauważyła, że klient odczuwa dyskomfort. Chyba ją to rozbawiło. Uśmiechnęła się do niego dobrotliwie i pokazała mu swoje długie, ostre paznokcie.
***
Piłsudski, Dmowski, generał Akashi i generał Murata wychodzili rozluźnieni z salonu masażu. Japończycy wymieniali się opiniami na temat swoich panienek. Wyglądało to jakby poszli na całość. Piłsudski z Dmowskim spokojnie rozmawiali o geopolityce. Ziuk jak zwykle prezentował duży poziom przenikliwości:
- Nawet sobie nie zdajesz sprawę, co się tutaj dzieje. Ile brytyjskie banki zainwestowały w zwycięstwo Japonii, ile w propagandę marksistowską wśród rosyjskich jeńców. Rosja jest skazana na rewolucję, a to do czego doszło w Petersburgu to dopiero przygrywka. Możesz sobie brnąć w te swoje polityczne gierki z Moskalami, ale pamiętaj, że Rosja nie ma prawa przetrwać.
- Ty sobie możesz grać w gierki z CK-durniami i Niemcami, ale oni też nie odniosą sukcesu. Rosja, Francja i Niemcy biorą ich w dwa ognie, Rosja będzie się liberalizować...
- Nie jesteś pierwszym, który wierzy w takie brednie. Moskiewski reżim jest zbyt głupi, by przetrwał liberalizację. Ale masz rację, że Niemcy też nie wygrają nadchodzącej wojny. Najpierw jednak wyrzucą tych obsranych Moskali z naszych ziem. Potem zawalą się pod ciosami Zachodu. Zachód jest parszywieńki, ale tak te klocki domina są już ułożone, że nie mamy wyboru...
- Co będziesz robił.
- Wojsko. Wojsko i niepodległość.
Zamyślili się na chwilę. Nastrój zadumy nagle przerwał Dmowski krzycząc:
- O mój Boże! Wiedziałem, że o czymś zapomnieliśmy!
- O czym?
- Giertych! Gdzie jest Giertych!
- Wciągnęło go Tokio...
***
Franciszek Giertych siedział w kącie pochlipując:
- Nawet nie wiecie, przez co musiałem przejść...
Na twarzy miał tatuaż, stracił jednego zęba i bardzo bolał go tyłek. Znaleziono go w barze popularnym wśród społeczności Okama (okama - jap. transwestyta).
- A już miałem depeszować do Poznania: "Daliśmy dupy. Zgubiliśmy Giertycha" - westchnął Dmowski.
Powyżej: mina Jędrzeja Giertycha wyraża żal związany z noszeniem rodzinnej tajemnicy - dotyczącej epizodu z Tokio.
***
- Tatusiu, tatusiu! Skąd masz taki fajny lysunek na twazi? - dopytywał się ojca mały Jędrzej Giertych.
- Nie ważne synku... Chlip, chlip... Zapamiętaj sobie chlip, chlip.... że Japończycy to bardzo źli ludzie, którzy robią bardzo złe rzeczy, a szczególnie to ich bukake... chlip, chlip... a ten Piłsudski, gdybyśmy go nie spotkali, to by do tego nigdy nie doszło... chlip... chlip... Musisz więc pamiętać, że Piłsudski to zły człowiek a Rosja powinna wygrać wojnę z Japonią, bo jak nie to... chlip..chlip... ci zboczeńcy przyjdą po mnie i znowu mi to zrobią... chlip, chlip... więc musimy być po stronie Rosji - szłochał Franciszek Giertych.
- Aho, aho, aho... (aho - jap. idiota) - krakała przelatująca nad polem wrona.
Ilustracja muzyczna: Otsu-chan , Twój stary to cenzu-cenzu (Dedykowane dzieciom z resortowych rodzin)
- Wiemy jak sobie pogrywacie z Michalskim i ze Skarbem Narodowym w Szwajcarii. Łżesz mu jak bura suka, że "rewolucję robi 100 Żydów, więźniów kryminalnych i wariatów wypuszczonych celowo przez carat z więzień", jednocześnie wyłudzasz od niego pieniądze na przygotowania do powstania, którego nie masz zamiaru wywoływać. Toż to skrajne skurwysyństwo! Chcecie wiecznie siedzieć w wychodku, byle tylko na ścianie sracza car zawiesił wam konfederatkę i ryngraf! - oburzał się wąsaty bojowiec mówiący z silnym kresowym akcentem.
- Wasze powstanie to jakaś popieprzona fantasmagoria! Co niby chcecie osiągnąć?! Rzucić tłum polskich robotników na rosyjskie armaty?! Skończy się jak w 1863 r. Zatęsknimy za tym wychodkiem, co mieliśmy. Będziemy narodem bez elity. Gudłaje, Szwaby i kilku zidiociałych hrabiów będzie naszą szlachtą...- gorąco oponował elegancko ubrany brunet z czarnym wąsikiem.
- Na razie to wy stoicie po stronie kacapskich żandarmów, niemieckich i żydowskich fabrykantów, przeciwko polskiemu robotnikowi! I dlatego właśnie przegracie. Bo boicie się działać. Jesteście tylko grupką zafajdanych adwokatów, sklepikarzy, którzy do konia podchodzą jak do tygrysa i nie wiedzą z której strony trzymać karabin. Zawsze naaaaaaaaród na waszych ustach. Naród rzeczywiście wspaniały, ale ludzie kurwy!!! - oczy rewolucjonisty iskrzyły się.
- Oooooo chyba wyłowiłem słowo, które rozumiem!!! - ekscytował się generał Akashi.
- Jakie? - ożywił się generał Murata. Dłoń trzymał na rękojeści swojego wspaniałego miecza.
- Kurwy. Słyszałem je wielokrotnie w Polsce i wiem, co to znaczy. Gaijini mają ochotę się zabawić - uśmieszek na twarzy generał Akashiego mówił wszystko. Ten doświadczony agent wywiadu postanowił bezzwłocznie przystąpić do działania. Podszedł do kłócących się Polaków i przerwał im dyskusję, zagadując do nich po francusku:
- Proponuję panom przenieść dyskusję w bardziej przyjemne miejsce
***
Młoda i słodko wyglądająca dziewczyna o koreańskich rysach twarzy uśmiechała się masując Dmowskiemu skroń. Jej umalowane oczy tworzyły podczas uśmiechu wąskie, skośne szparki. Jej uśmiech zdawał się wyrażać: "Teraz powyżywam się na białasie!". Kilka metrów dalej leżał Piłsudski. Koreańska dziewczyna siedziała na nim okrakiem masując mu plecy. Kuse stroje panienek sprawiały, że obaj gaijini zastanawiali się jaki jest charakter tego przybytku i na ile mogą sobie pozwolić.
Panienki szczebiotały coś w swoim języku i od czasu do czasu próbowały się zwracać do klientów używając łamanej japońszczyzny. Panowie też wykorzystywali barierę językową. - Hahaha!!! Kochanie jesteś zajebista. Nawet nie wiesz, w ile miejsc bym ci wsadził... - Dmowskiego bawiła cała sytuacja.
- Hej Roman! Ile lat dajesz swojej? 16? - zagaił Piłsudski.
- 18-20. Azjatki młodo wyglądają... - odparł rozochocony Dmowski.
- A słyszałem, że gustujesz w młodszych...
- Przestań...
- Szkolne mundurki, kocie uszka...
- Daj spokój...
- ... okulary....
- Akurat okularowego fetyszu nie mam...
- Ale wyobraź sobie, że taka słodziutka, choć oczywiście hojnie obdarzona, panienka o dziewczęcej twarzyczce ubrana w strój pokojówki, z kocimi uszkami i okularami czyniącymi ją bardziej słodką, dziewczęcą karmi cię łyżeczką jogurtem a łyżeczkę trzyma w zębach ale jest trochę niezdarna i jogurt spada jej z łyżeczki na ubranie i spływa po piersiach...
Dmowskiemu trysnęła krew z nosa.
- A czy twoja daje się dotykać? - zmienił temat Ziuk.
- Tak!!!
- Muszę sprawdzić swoją! - przywódca OB PPS pogładził "na próbę" panienkę po odsłoniętych nogach. Reakcją był miły uśmieszek dziewczyny. Zmieniła pozycję. Klęcząc przy macie masowała przyszłego marszałka. Położył jej rękę na tyłku. Stanowczo, acz machinalnie sprzedała mu klapsa w dłoń. Nie przerywała pracy. I nie okazywała złości.
- Wymienimy się Roman?! - zawołał Piłsudski.
Dziewczyna masująca Dmowskiego nuciła słodką koreańską piosenkę:
"hannun paljima nuga mworaedo naekkeo (naekkeo)
dareun yeojarang maldo seokkjima nan nikkeo (nan nikkeo)
saekki songarak geolgo kkok yaksokhaejwoyo
jeoldae na honja naebeoryeo duji ankiro
ildeohagi ileun gwiyomi
ideohagi ineun gwiyomi
samdeohagi sameun gwiyomi
gwigwi gwiyomi gwigwi gwiyomi"
Zabrała się za jego łydki. Dmowski skrzywił się z bólu. "Ona naprawdę się na mnie wyżywa! Chyba zrobiłem błąd z dotykaniem". Dziewoja zauważyła, że klient odczuwa dyskomfort. Chyba ją to rozbawiło. Uśmiechnęła się do niego dobrotliwie i pokazała mu swoje długie, ostre paznokcie.
***
Piłsudski, Dmowski, generał Akashi i generał Murata wychodzili rozluźnieni z salonu masażu. Japończycy wymieniali się opiniami na temat swoich panienek. Wyglądało to jakby poszli na całość. Piłsudski z Dmowskim spokojnie rozmawiali o geopolityce. Ziuk jak zwykle prezentował duży poziom przenikliwości:
- Nawet sobie nie zdajesz sprawę, co się tutaj dzieje. Ile brytyjskie banki zainwestowały w zwycięstwo Japonii, ile w propagandę marksistowską wśród rosyjskich jeńców. Rosja jest skazana na rewolucję, a to do czego doszło w Petersburgu to dopiero przygrywka. Możesz sobie brnąć w te swoje polityczne gierki z Moskalami, ale pamiętaj, że Rosja nie ma prawa przetrwać.
- Ty sobie możesz grać w gierki z CK-durniami i Niemcami, ale oni też nie odniosą sukcesu. Rosja, Francja i Niemcy biorą ich w dwa ognie, Rosja będzie się liberalizować...
- Nie jesteś pierwszym, który wierzy w takie brednie. Moskiewski reżim jest zbyt głupi, by przetrwał liberalizację. Ale masz rację, że Niemcy też nie wygrają nadchodzącej wojny. Najpierw jednak wyrzucą tych obsranych Moskali z naszych ziem. Potem zawalą się pod ciosami Zachodu. Zachód jest parszywieńki, ale tak te klocki domina są już ułożone, że nie mamy wyboru...
- Co będziesz robił.
- Wojsko. Wojsko i niepodległość.
Zamyślili się na chwilę. Nastrój zadumy nagle przerwał Dmowski krzycząc:
- O mój Boże! Wiedziałem, że o czymś zapomnieliśmy!
- O czym?
- Giertych! Gdzie jest Giertych!
- Wciągnęło go Tokio...
***
Franciszek Giertych siedział w kącie pochlipując:
- Nawet nie wiecie, przez co musiałem przejść...
Na twarzy miał tatuaż, stracił jednego zęba i bardzo bolał go tyłek. Znaleziono go w barze popularnym wśród społeczności Okama (okama - jap. transwestyta).
- A już miałem depeszować do Poznania: "Daliśmy dupy. Zgubiliśmy Giertycha" - westchnął Dmowski.
Powyżej: mina Jędrzeja Giertycha wyraża żal związany z noszeniem rodzinnej tajemnicy - dotyczącej epizodu z Tokio.
***
- Tatusiu, tatusiu! Skąd masz taki fajny lysunek na twazi? - dopytywał się ojca mały Jędrzej Giertych.
- Nie ważne synku... Chlip, chlip... Zapamiętaj sobie chlip, chlip.... że Japończycy to bardzo źli ludzie, którzy robią bardzo złe rzeczy, a szczególnie to ich bukake... chlip, chlip... a ten Piłsudski, gdybyśmy go nie spotkali, to by do tego nigdy nie doszło... chlip... chlip... Musisz więc pamiętać, że Piłsudski to zły człowiek a Rosja powinna wygrać wojnę z Japonią, bo jak nie to... chlip..chlip... ci zboczeńcy przyjdą po mnie i znowu mi to zrobią... chlip, chlip... więc musimy być po stronie Rosji - szłochał Franciszek Giertych.
- Aho, aho, aho... (aho - jap. idiota) - krakała przelatująca nad polem wrona.
niedziela, 27 października 2013
Największe sekrety: Ostatni Bóg Wojny
Ilustracja muzyczna: Pacific Main Theme
"Gdy zostanie nam narzucona wojna, jedyną alternatywą jest zastosowanie wszystkich możliwych środków, by ją doprowadzić do szybkiego końca. W wojnie chodzi o zwycięstwo"
Gen. Douglas MacArthur - Ostatni Bóg Wojny - jest bohaterem nie tylko dla Amerykanów. Z przyczyn oczywistych zasłużył na wieczną wdzięczność Australijczyków, Filipińczyków i setek plemion Pacyfiku wyzwolonych spod japońskiej okupacji. Kochają go Koreańczycy a Chińczycy z Tajwanu też zawdzięczają mu swoją egzystencję. Największym uwielbieniem powinni go darzyć jednak Japończycy - naród przeciwko któremu zacięcie i nadzwyczaj skutecznie walczył przez blisko cztery paskudne, okrutne a zarazem epickie lata. Gen. MacArthur okazał się dla Japonii wymarzonym okupantem - Ostatnim Shogunem, człowiekiem który ocalił Boski Dom Cesarski i wbrew Waszyngtonowi zapewnił Japończykom ważną pozycję w Nowym Porządku Świata. Zachował bastion niezależnej siły na Dalekim Wschodzie - i zamierzał go poszerzyć o Chiny i Koreę. Gdyby mu się udało, Zimna Wojna skończyłaby się najpóźniej w latach '60-tych, światowy komunizm załamałby się z wielkim hukiem a USA byłyby również znacznie przyjaźniejszym miejscem dla świata niż obecnie.
Truizmem jest napisać, że historia wojny na Pacyfiku jest niepełna i celowo ocenzurowana. Taka jest bowiem historia wszystkich wojen. Tym, którzy nie czytali, polecam przeczytać moje wpisy z serii Największe Sekrety: ten poświęcony operacji "Złota Lilia" i ten dotyczący księcia Higashikuni Naruhiko, opowieść o człowieku, który wprowadził Japonię do wojny i uszło mu to na sucho. Wpisy te ściśle się zazębiają z opowieścią o gen. MacArthurze i tłumaczą wiele z jego krytycznych decyzji z lat 1944-45.
Powyżej: gen. MacArthur i australijski premier John Curtin
MacArthur zdołał zgromadzić w swoich rękach władzę o wiele większą niż wynikałaby z jego oficjalnych stanowisk. Jego pozycja wynikała w dużej mierze z umiejętnego wykorzystania służb wywiadowczych - własnych służb wywiadowczych. Wiele epizodów z prowadzonej przez niego tajnej wojny na Pacyfiku opisuje William Breuer w "Nieznanej Wojnie MacArthura". Wojna ta koordynowana była przez powołane w lipcu 1942 r. Alianckie Biuro Wywiadowcze (AIB) - organizację zrzeszającą amerykański, australijski, brytyjski, holenderski i filipiński personel wywiadowczy (w tym wielu nissei - amerykańskich Japończyków z drugiego pokolenia) lojalny wyłącznie wobec gen. MacArthura. Ostatni Bóg Wojny stymulował też z oddali bardzo skuteczny filipiński ruch oporu - za pomocą prywatnej służby Regionalne Dowództwo Filipin (PRC). Jego oczami i uszami na tej tajnej wojnie był gen. Charles Willoughby (Adolf Karl Scheppe-Weidenbach, urodzony w Heidelbergu niemiecki arystokrata), zwany przez MacArthura "małym faszystą" (ze względu na niemieckie pochodzenie i przedwojenną przyjaźń z Mussolinim i Jose Antonio Primo de Riverą).
Ostatni Bóg Wojny starał się nie dopuszczać do działania na swoim terenie OSS - słusznie uważał tę organizację za niekompetentną i zinfiltrowaną przez komunistów oraz pożytecznych, lewicowo-liberalnych idiotów (przypominam mój wpis o szaleństwie Billa Donovana - zwłaszcza "lisi" epizod). Zawierał za to sojusze z ludźmi takimi jak Dai Li, niesamowicie zdolny i zarazem bezwzględny do perfekcji szef wojskowej bezpieki Kuomintangu (przypominam wpis o jego śmierci) - to oczywiście nie podobało się wielu biurokratów z administracji Roosevelta.
Nic jednak nie mogli na to zrobić - gen. MacArthur bardzo skutecznie prowadził wojnę, wygrywał z Japończykami i skutecznie kreował się na bohatera narodowego. (Przyczynił się do tego Biały Dom - w pierwszych miesiącach wojny dramatycznie potrzebował pokazać narodowi jakieś pozytywne przykłady skutecznego oporu przeciwko japońskiej agresji. Przykłady były tylko dwa: Wake Island i Baatan. To dlatego ściągnięto MacArthura do Australii - wbrew jego woli. Media wykreowały go na bohatera, więc jego śmierć lub wpadnięcie w niewolę byłyby dużym psychicznym szokiem dla Ameryki. Sama pierwsza kampania filipińska nie jest jednak dla MacArthura szczególnym powodem do chwały. Został pokonany przez słabsze liczebnie wojska gen. Hommy. Jako okoliczność łagodzącą można wskazać to, że armia USA na Filipinach była słabej jakości - np. przesyłano jej z Ameryki czołgi Stuart pozbawione wielu ważnych części. Dość powiedzieć, że Amerykanie bronili się przed Japończykami za pomocą szarż kawaleryjskich. Plan obronny załamał się głównie dzięki gen. Breretonowi, który doprowadził do zniszczenia amerykańskiego lotnictwa na Clark Field a później fatalnie koordynował operacje powietrzne podczas operacji "Market Garden". Mimo kiepskiego debiutu w II wojnie światowej, późniejsze operacje dokonywane przez MacArthura noszą ślad iskry geniuszu. Tak było m.in. w przypadku kampanii na Nowej Gwinei - "rosyjskiego frontu na Pacyfiku", miejsca bez powrotu dla dziesiątków tysięcy japońskich żołnierzy, marynarzy i pilotów. Szczególnie genialna była operacja Hollandia-Wewak, ale podczas wyzwalania Filipin dowództwu gen. MacArthura też należą się najwyższe noty.) Nienawidzący go gen. Marshall, podręcznikowy przykład dupka, próbował stworzyć przeciwwagę dla MacArthura kreując sławę swojego kolegi z West Point gen. Stilwella, wielkiego szkodnika nieustannie spiskującego przeciwko Czang Kaj Szekowi i narodowi chińskiemu, militarnego beztalencia, prokomunistycznego dupka o mentalności i manierach drill instructora z "Full Metall Jacket" ("This is my rifle, this is my gun, this is for fighting, this is for fun", "Private Snowball!"). Takiego tytana jak MacArthur nie dało się jednak przesłonić małymi wszami łonowymi w rodzaju Stilwella. Przed naturalną sławą MacArthura musiał chylić czoła nawet prezydent. Nie bez przyczyny to właśnie Ostatni Bóg Wojny odbierał japońską kapitulację na pokładzie "USS Missouri" 2 IX 1945 r. Nie bez przyczyny powierzono mu w zarząd Japonię.
Ilustracja muzyczna: Higurashi - Dear You (wersja Shion/Mion)
Pierwsze dni jego rządów w Kraju Kwitnącej Wiśni są świetnie pokazane w filmie "Cesarz" (tutaj macie trailer). Zlecił swojemu podwładnemu gen. Bonnerowi Fellersowi zbadać odpowiedzialność Cesarza za wojnę. Gen. Fellers wywiązał się z niego znakomicie - przygotował raport mówiący, że odpowiedzialność Cesarza Hirohito za wejście Japonii do wojny jest niemożliwa do ustalenia, ale skoro Cesarz zdecydował o przerwaniu wojny należy go oszczędzić. I tak też zrobiono. Gen. Fellers i gen. MacArthur uratowali życie japońskiemu monarsze i ocalili wielu członków jego rodziny od odpowiedzialności za zbrodnie wojenne. Zapobiegli w ten sposób pogrążeniu się kraju w chaosie, pozwolili przetrwać miejscowemu establiszmentowi i włączyć mu się w grę o Nowy Porządek Świata.
Przygotowano szokującą ekspertyzę mówiącą, że Dwór Cesarski i Japonia są bankrutami, więc żadnych odszkodowań wojennych nie będzie. Ogromny "skarb generała Yamashity" rozpłynął się w powietrzu. Bogactwa zrabowane w ramach operacji "Złota Lilia" posłużyły w następnych latach do odbudowy japońskiej gospodarki a część z nich odłożono z myślą o kampanii prezydenckiej MacArthura. Ostatni Bóg Wojny sprowadził do Japonii amerykańskich specjalistów od zarządzania, którzy połączyli siły z "kliką z Mandżurii" i położyli podwaliny pod późniejszy cud gospodarczy. Swoje zrobił też ustalony przez Amerykanów bardzo korzystny, zaniżony kurs jena wobec dolara. (Warto dodać, że: po rozejmie z 15 sierpnia 1945 r., MacArthur stanowczo zakazał alianckim wojskom wkraczać na terytorium Japonii oraz tereny okupowane przez Japończyków (poza Chinami). Zakaz obowiązywał do momentu podpisania kapitulacji. Lord Mountbatten protestował, wskazywał, że ten rozkaz będzie kosztował życie wielu alianckich jeńców przetrzymywanych w japońskich obozach. MacArthur był dziwnie głuchy na ten argument. Japończycy wykorzystali podarowane im dwa tygodnie czasu na niszczenie tajnych dokumentów, zacieranie śladów tajnych programów i swoich zbrodni, likwidację niewygodnych świadków - m.in. alianckich jeńców kopiących skrytki depozytowe dla "skarbu generała Yamashity"). Gen. MacArthur nie działał jednak w próżni - zarówno on jak i gen. Fellers a także ich w sojusznik w Departamencie Stanu, były ambasador w Tokio Jospeh Grew - należeli do tajnej, republikańskiej, antykomunistycznej siatki kierowanej przez byłego prezydenta Herberta Hoovera.
Wszyscy oni przyjaźnili się z Hooverem, byli jego podwładnymi lub współpracownikami na pewnym etapie kariery (gen. MacArthur został szefem sztabu armii USA za kadencji Hoovera i stał za stłumień zamieszek związanych z "armią bonusową" - rodzajem czerwonego marszu na Rzym). Nazwisko prezydenta Hoovera pojawia się na dokumentach związanych z funduszami pochodzącymi z operacji "Złota Lilia". Hoover słusznie uważał, że celem USA powinna być odbudowa Japonii jako antykomunistycznego bastionu. Cel ten udał mu się dzięki gen. MacArthurowi. To Ostatni Bóg Wojny stworzył współczesną Japonię (za co fani anime, maid cafe, Hatsune Miku, Hitomi Tanaki oraz podobnych atrakcji powinni mu być dozgonnie wdzięczni :)
Historia ponownie upomniała się o gen. MacArthura 25 czerwca 1950 r., w dniu północnokoreańskiej agresji na Koreę Południową - wojny, która miała wyrzucić Amerykanów z Azji Wschodniej. Ostatni Bóg Wojny zabłysnął tam desantem pod Inchon - genialną operacją przeprowadzoną improwizowanymi siłami, dokonaną wbrew poradom "ekspertów" US Navy. Pogonił armię Grubego Kima aż za rzekę Yalu. Gdy wojska amerykańskie wkraczały do Pyongyangu, mieszkańcy tej metropolii okazywali radość równie wielką jak mieszkańcy Szanghaju wyzwalani z rąk Japończyków. Ku rozpaczy pożytecznych idiotów z całego świata wszędzie niszczono portrety Stalina i jego tłustej marionetki Kim Ill Sunga. Gdy w Seulu MacArthur zorganizował uroczystość przywrócenia kraju prezydentowi Syngmanowi Rhee , amerykański Departament Stanu wysłał protest do Ostatniego Boga Wojny argumentując, że powinien on przekazać władzę w Korei "rządowi o szerszej reprezentacji".
MacArthur odparł, że Syngman Rhee został wybrany przez Koreańczyków a on nie ma prawa mieszać się do tego jakie rządy wybierają sobie inne narody. Ponownie doprowadził Departament Stanu do białej gorączki, gdy oświadczył - wbrew oficjalnej polityce administracji Trumana - że kuomintangowski Tajwan będzie broniony przez USA przed komunistyczną agresją. (MacArthur przyjaźnił się z Czang Kaj Szekiem i ostro krytykował to jak Marshall, Truman i reszta dupków z Waszyngtonu potraktowały po wojnie Chiny).
Zimą spadł na wojska ONZ potężny cios - chińska inwazja na pełną skalę. W dramatycznym odwrocie, w temperaturach poniżej 30 stopni Celsjusza, wojska Wolnego Świata cofnęły się aż za Seul. Komunistom nie udało się jednak rozbić żadnej alianckiej dywizji a swoje sukcesy okupili ogromnymi stratami. (Brytyjski aktor Michael Caine służył wówczas w Korei. Widząc taktykę "ludzkiej fali" stosowaną przez Chińczyków zraził się do komunizmu. Uznał wówczas, że "skoro tak traktują swoich, to jak będą traktować nas?"). Zagadką jest czemu doskonały wywiad gen. MacArthura przeoczył inwazję, mimo wielu ostrzeżeń. Czyżby był to element planu? Scenariusz gry przygotowany przez MacArthura przewidywał nuklearny nokaut ChRL - uderzenie w zaplecze wroga, zniszczenie jego centrów przemysłowych. Wróg nie miał żadnych środków, by odpowiedzieć na tak miażdżący cios. ZSRR nie dysponował wówczas rakietami dalekiego zasięgu, nie mógł uderzyć nuklearnie w USA. Plan gen. MacArthura oznaczałby upadek komunizmu w Chinach i powrót Czanga na kontynent. (W czasie wojny domowej komuniści wygrali tylko wyłącznie dzięki zdradzie wewnątrz Kuomintangu i w Waszyngtonie a także dzięki ogromnej pomocy ZSRR. Te czynniki byłyby zniwelowane w scenariuszu MacArthura. Czerwone oddziały same przyłączałyby się do zwycięskiej armii narodowców - tak jak to robiły pokonane wojska watażków w czasie wojny domowej. Większość chińskich jeńców z Korei deklarowała zresztą, że chce służyć w armii Czanga lub nawet u Amerykanów.) Ostatni Bóg Wojny rozumował, że nie ma substytutu dla zwycięstwa - nie wykorzystać ostatniej szansy pokonania komunizmu byłoby grzechem. Reakcja Białego Domu była histeryczna. Komisja w składzie: gen. Marshall, gen. Omar Bradley, Dean Acheson (sekretarz skarbu, który mówił, że Korea nie leży w strefie obronnej USA) i Averell Harriman (były ambasador w Moskwie, pożyteczny idiota lub nieźle maskujący się intrygant ze Skull and Bones) - wszyscy czterej nienawidzący Ostatniego Boga Wojny - zdecydowała o odwołaniu gen. MacArthura.
Gdy uwielbiany dowódca wrócił do USA urządzono mu na ulicach powitanie godne zwycięzcy wojny. Wygłosił w Kongresie przemówienie miażdżące uprawianą przez administrację Trumana politykę "nie wygrywać". Stanął w republikańskich prawyborach. Niestety, establiszment ustawił je tak, by wygrała jego marionetka - wojskowy biurokrata gen. Eisenhower. A szkoda - pod jego rządami USA pospieszyłyby na pomoc Węgrom w 1956 r. Ostatni Bóg Wojny odszedł na emeryturę. (Mimo to służył radami trzem kolejnym administracjom. JFK odradzał m.in. militarne zaangażowanie w Wietnamie.) Zmarł 5 kwietnia 1964 r. na marskość wątroby. W jego pogrzebie uczestniczyło 150 tys. osób.
"Tylko ludzie zdolni do życia nie boją się umierać"
Gen. Douglas MacArthur
W życiu Ostatniego Boga Wojny był też polski epizod. Jak pisał ś.p. Józef Szaniawski:
"Był 10 września 1932 roku, kiedy w Belwederze w Warszawie marszałek Józef Piłsudski spotkał się z szefem sztabu wojsk lądowych armii USA. Był to generał Douglas MacArthur, późniejszy słynny bohater II wojny światowej, zwycięzca Japończyków i prawdziwa amerykańska legenda. Macarthur specjalnie płynął dwa tygodnie statkiem z Ameryki do Europy, aby spotkać się z Piłsudskim, którego uznawał za najwybitniejszego europejskiego męża stanu, pogromcę komunistycznej Rosji i wielkiego wodza. W czasie tego spotkania Ameryka otrzymała wtedy od Polski niezwykły, chociaż supertajny prezent. Ten prezent był tak im sekretem, że po dziś dzień wiedzą o nim jedynie wtajemniczeni profesjonaliści. Oto marszałek Piłsudski przekazał wtedy Stanom Zjednoczonym rozszyfrowane przez Polaków dwa najważniejsze supertajne kody sowieckie: „Rewolucja” oraz „Fiałka”. Tego ostatniego Rosjanie używali aż do 1954 roku. Nie mieli pojęcia, że CIA przechwytuje ich tajemnice w okresie zimnej wojny. Generał MacArthur otrzymał wtedy od Piłsudskiego również pierwsze elementy rozkodowanej przez polskich matematyków niemieckiej „Enigmy”. Możemy jedynie domniemywać jak efektywnie duże korzyści odniosły USA z tego polskiego prezentu, który generał MacArthur zabrał z Warszawy do Waszyngtonu (...) O historycznej roli Piłsudskiego generał MacArthur wypowiadał się wielokrotnie na wykładach w Akademii West Point. Podkreślał, że Polak był wielkim wodzem i strategiem, który zapobiegł panowaniu komunistycznej Rosji nad Europą. Zwracał uwagę na determinację Piłsudskiego, który rozumiał jak nikt na świecie, jakim zagrożeniem dla ludzkości jest komunizm sowiecki."
Dodajmy również, że szef MacArthura, prezydent Hoover nie bez przyczyny ma skwer na warszawskim Trakcie Królewskim. Hoover był wielkim przyjacielem Polski, naszym lobbystą w Waszyngtonie i człowiekiem, który tysiące ludzi w naszym kraju ocalił od głodu.
Ps. Oglądałem jakichś czas temu "Makowe wzgórze" Goro Miyazakiego. Taka miła, romantyczna opowiastka - jednakże z dyskretnymi militarystycznymi aluzjami. Główna bohaterka, nastoletnia dziewczyna osierocona przez ojca, który zginął podczas wojny koreańskiej (operacje trałowców) walczy o ocalenie budynku szkolnych klubów przed wyburzeniem. Rudera ma być zburzona w ramach inwestycji przed olimpiadą w Tokio. Dziewczyna udaje się na audiencję do prezesa wielkiego koncernu realizującego inwestycje związane z olimpiadą. Gdy prezes dowiaduje się, że ś.p. tata głównej bohaterki był weteranem Imperialnej Marynarki Wojennej, mówi "My z marynarki powinniśmy się wzajemnie wspierać". Gostek wyglądał przy tym na takiego, który wojnę spędził w Tokketai czyli bezpiece marynarki. Polecam trailer do filmu "Wind Rises" Studia Ghibli - zaczyna się niewinnie, ale później odjazd. Nawet pojawia się tam lotniskowiec "Akagi" w wersji z lat 20-tych.
Gen. Douglas MacArthur
Gen. Douglas MacArthur - Ostatni Bóg Wojny - jest bohaterem nie tylko dla Amerykanów. Z przyczyn oczywistych zasłużył na wieczną wdzięczność Australijczyków, Filipińczyków i setek plemion Pacyfiku wyzwolonych spod japońskiej okupacji. Kochają go Koreańczycy a Chińczycy z Tajwanu też zawdzięczają mu swoją egzystencję. Największym uwielbieniem powinni go darzyć jednak Japończycy - naród przeciwko któremu zacięcie i nadzwyczaj skutecznie walczył przez blisko cztery paskudne, okrutne a zarazem epickie lata. Gen. MacArthur okazał się dla Japonii wymarzonym okupantem - Ostatnim Shogunem, człowiekiem który ocalił Boski Dom Cesarski i wbrew Waszyngtonowi zapewnił Japończykom ważną pozycję w Nowym Porządku Świata. Zachował bastion niezależnej siły na Dalekim Wschodzie - i zamierzał go poszerzyć o Chiny i Koreę. Gdyby mu się udało, Zimna Wojna skończyłaby się najpóźniej w latach '60-tych, światowy komunizm załamałby się z wielkim hukiem a USA byłyby również znacznie przyjaźniejszym miejscem dla świata niż obecnie.
Truizmem jest napisać, że historia wojny na Pacyfiku jest niepełna i celowo ocenzurowana. Taka jest bowiem historia wszystkich wojen. Tym, którzy nie czytali, polecam przeczytać moje wpisy z serii Największe Sekrety: ten poświęcony operacji "Złota Lilia" i ten dotyczący księcia Higashikuni Naruhiko, opowieść o człowieku, który wprowadził Japonię do wojny i uszło mu to na sucho. Wpisy te ściśle się zazębiają z opowieścią o gen. MacArthurze i tłumaczą wiele z jego krytycznych decyzji z lat 1944-45.
Powyżej: gen. MacArthur i australijski premier John Curtin
MacArthur zdołał zgromadzić w swoich rękach władzę o wiele większą niż wynikałaby z jego oficjalnych stanowisk. Jego pozycja wynikała w dużej mierze z umiejętnego wykorzystania służb wywiadowczych - własnych służb wywiadowczych. Wiele epizodów z prowadzonej przez niego tajnej wojny na Pacyfiku opisuje William Breuer w "Nieznanej Wojnie MacArthura". Wojna ta koordynowana była przez powołane w lipcu 1942 r. Alianckie Biuro Wywiadowcze (AIB) - organizację zrzeszającą amerykański, australijski, brytyjski, holenderski i filipiński personel wywiadowczy (w tym wielu nissei - amerykańskich Japończyków z drugiego pokolenia) lojalny wyłącznie wobec gen. MacArthura. Ostatni Bóg Wojny stymulował też z oddali bardzo skuteczny filipiński ruch oporu - za pomocą prywatnej służby Regionalne Dowództwo Filipin (PRC). Jego oczami i uszami na tej tajnej wojnie był gen. Charles Willoughby (Adolf Karl Scheppe-Weidenbach, urodzony w Heidelbergu niemiecki arystokrata), zwany przez MacArthura "małym faszystą" (ze względu na niemieckie pochodzenie i przedwojenną przyjaźń z Mussolinim i Jose Antonio Primo de Riverą).
Ostatni Bóg Wojny starał się nie dopuszczać do działania na swoim terenie OSS - słusznie uważał tę organizację za niekompetentną i zinfiltrowaną przez komunistów oraz pożytecznych, lewicowo-liberalnych idiotów (przypominam mój wpis o szaleństwie Billa Donovana - zwłaszcza "lisi" epizod). Zawierał za to sojusze z ludźmi takimi jak Dai Li, niesamowicie zdolny i zarazem bezwzględny do perfekcji szef wojskowej bezpieki Kuomintangu (przypominam wpis o jego śmierci) - to oczywiście nie podobało się wielu biurokratów z administracji Roosevelta.
Nic jednak nie mogli na to zrobić - gen. MacArthur bardzo skutecznie prowadził wojnę, wygrywał z Japończykami i skutecznie kreował się na bohatera narodowego. (Przyczynił się do tego Biały Dom - w pierwszych miesiącach wojny dramatycznie potrzebował pokazać narodowi jakieś pozytywne przykłady skutecznego oporu przeciwko japońskiej agresji. Przykłady były tylko dwa: Wake Island i Baatan. To dlatego ściągnięto MacArthura do Australii - wbrew jego woli. Media wykreowały go na bohatera, więc jego śmierć lub wpadnięcie w niewolę byłyby dużym psychicznym szokiem dla Ameryki. Sama pierwsza kampania filipińska nie jest jednak dla MacArthura szczególnym powodem do chwały. Został pokonany przez słabsze liczebnie wojska gen. Hommy. Jako okoliczność łagodzącą można wskazać to, że armia USA na Filipinach była słabej jakości - np. przesyłano jej z Ameryki czołgi Stuart pozbawione wielu ważnych części. Dość powiedzieć, że Amerykanie bronili się przed Japończykami za pomocą szarż kawaleryjskich. Plan obronny załamał się głównie dzięki gen. Breretonowi, który doprowadził do zniszczenia amerykańskiego lotnictwa na Clark Field a później fatalnie koordynował operacje powietrzne podczas operacji "Market Garden". Mimo kiepskiego debiutu w II wojnie światowej, późniejsze operacje dokonywane przez MacArthura noszą ślad iskry geniuszu. Tak było m.in. w przypadku kampanii na Nowej Gwinei - "rosyjskiego frontu na Pacyfiku", miejsca bez powrotu dla dziesiątków tysięcy japońskich żołnierzy, marynarzy i pilotów. Szczególnie genialna była operacja Hollandia-Wewak, ale podczas wyzwalania Filipin dowództwu gen. MacArthura też należą się najwyższe noty.) Nienawidzący go gen. Marshall, podręcznikowy przykład dupka, próbował stworzyć przeciwwagę dla MacArthura kreując sławę swojego kolegi z West Point gen. Stilwella, wielkiego szkodnika nieustannie spiskującego przeciwko Czang Kaj Szekowi i narodowi chińskiemu, militarnego beztalencia, prokomunistycznego dupka o mentalności i manierach drill instructora z "Full Metall Jacket" ("This is my rifle, this is my gun, this is for fighting, this is for fun", "Private Snowball!"). Takiego tytana jak MacArthur nie dało się jednak przesłonić małymi wszami łonowymi w rodzaju Stilwella. Przed naturalną sławą MacArthura musiał chylić czoła nawet prezydent. Nie bez przyczyny to właśnie Ostatni Bóg Wojny odbierał japońską kapitulację na pokładzie "USS Missouri" 2 IX 1945 r. Nie bez przyczyny powierzono mu w zarząd Japonię.
Ilustracja muzyczna: Higurashi - Dear You (wersja Shion/Mion)
Pierwsze dni jego rządów w Kraju Kwitnącej Wiśni są świetnie pokazane w filmie "Cesarz" (tutaj macie trailer). Zlecił swojemu podwładnemu gen. Bonnerowi Fellersowi zbadać odpowiedzialność Cesarza za wojnę. Gen. Fellers wywiązał się z niego znakomicie - przygotował raport mówiący, że odpowiedzialność Cesarza Hirohito za wejście Japonii do wojny jest niemożliwa do ustalenia, ale skoro Cesarz zdecydował o przerwaniu wojny należy go oszczędzić. I tak też zrobiono. Gen. Fellers i gen. MacArthur uratowali życie japońskiemu monarsze i ocalili wielu członków jego rodziny od odpowiedzialności za zbrodnie wojenne. Zapobiegli w ten sposób pogrążeniu się kraju w chaosie, pozwolili przetrwać miejscowemu establiszmentowi i włączyć mu się w grę o Nowy Porządek Świata.
Przygotowano szokującą ekspertyzę mówiącą, że Dwór Cesarski i Japonia są bankrutami, więc żadnych odszkodowań wojennych nie będzie. Ogromny "skarb generała Yamashity" rozpłynął się w powietrzu. Bogactwa zrabowane w ramach operacji "Złota Lilia" posłużyły w następnych latach do odbudowy japońskiej gospodarki a część z nich odłożono z myślą o kampanii prezydenckiej MacArthura. Ostatni Bóg Wojny sprowadził do Japonii amerykańskich specjalistów od zarządzania, którzy połączyli siły z "kliką z Mandżurii" i położyli podwaliny pod późniejszy cud gospodarczy. Swoje zrobił też ustalony przez Amerykanów bardzo korzystny, zaniżony kurs jena wobec dolara. (Warto dodać, że: po rozejmie z 15 sierpnia 1945 r., MacArthur stanowczo zakazał alianckim wojskom wkraczać na terytorium Japonii oraz tereny okupowane przez Japończyków (poza Chinami). Zakaz obowiązywał do momentu podpisania kapitulacji. Lord Mountbatten protestował, wskazywał, że ten rozkaz będzie kosztował życie wielu alianckich jeńców przetrzymywanych w japońskich obozach. MacArthur był dziwnie głuchy na ten argument. Japończycy wykorzystali podarowane im dwa tygodnie czasu na niszczenie tajnych dokumentów, zacieranie śladów tajnych programów i swoich zbrodni, likwidację niewygodnych świadków - m.in. alianckich jeńców kopiących skrytki depozytowe dla "skarbu generała Yamashity"). Gen. MacArthur nie działał jednak w próżni - zarówno on jak i gen. Fellers a także ich w sojusznik w Departamencie Stanu, były ambasador w Tokio Jospeh Grew - należeli do tajnej, republikańskiej, antykomunistycznej siatki kierowanej przez byłego prezydenta Herberta Hoovera.
Wszyscy oni przyjaźnili się z Hooverem, byli jego podwładnymi lub współpracownikami na pewnym etapie kariery (gen. MacArthur został szefem sztabu armii USA za kadencji Hoovera i stał za stłumień zamieszek związanych z "armią bonusową" - rodzajem czerwonego marszu na Rzym). Nazwisko prezydenta Hoovera pojawia się na dokumentach związanych z funduszami pochodzącymi z operacji "Złota Lilia". Hoover słusznie uważał, że celem USA powinna być odbudowa Japonii jako antykomunistycznego bastionu. Cel ten udał mu się dzięki gen. MacArthurowi. To Ostatni Bóg Wojny stworzył współczesną Japonię (za co fani anime, maid cafe, Hatsune Miku, Hitomi Tanaki oraz podobnych atrakcji powinni mu być dozgonnie wdzięczni :)
Ilustracja muzyczna: Tae Guk Gi OST - Prologue
Historia ponownie upomniała się o gen. MacArthura 25 czerwca 1950 r., w dniu północnokoreańskiej agresji na Koreę Południową - wojny, która miała wyrzucić Amerykanów z Azji Wschodniej. Ostatni Bóg Wojny zabłysnął tam desantem pod Inchon - genialną operacją przeprowadzoną improwizowanymi siłami, dokonaną wbrew poradom "ekspertów" US Navy. Pogonił armię Grubego Kima aż za rzekę Yalu. Gdy wojska amerykańskie wkraczały do Pyongyangu, mieszkańcy tej metropolii okazywali radość równie wielką jak mieszkańcy Szanghaju wyzwalani z rąk Japończyków. Ku rozpaczy pożytecznych idiotów z całego świata wszędzie niszczono portrety Stalina i jego tłustej marionetki Kim Ill Sunga. Gdy w Seulu MacArthur zorganizował uroczystość przywrócenia kraju prezydentowi Syngmanowi Rhee , amerykański Departament Stanu wysłał protest do Ostatniego Boga Wojny argumentując, że powinien on przekazać władzę w Korei "rządowi o szerszej reprezentacji".
MacArthur odparł, że Syngman Rhee został wybrany przez Koreańczyków a on nie ma prawa mieszać się do tego jakie rządy wybierają sobie inne narody. Ponownie doprowadził Departament Stanu do białej gorączki, gdy oświadczył - wbrew oficjalnej polityce administracji Trumana - że kuomintangowski Tajwan będzie broniony przez USA przed komunistyczną agresją. (MacArthur przyjaźnił się z Czang Kaj Szekiem i ostro krytykował to jak Marshall, Truman i reszta dupków z Waszyngtonu potraktowały po wojnie Chiny).
Zimą spadł na wojska ONZ potężny cios - chińska inwazja na pełną skalę. W dramatycznym odwrocie, w temperaturach poniżej 30 stopni Celsjusza, wojska Wolnego Świata cofnęły się aż za Seul. Komunistom nie udało się jednak rozbić żadnej alianckiej dywizji a swoje sukcesy okupili ogromnymi stratami. (Brytyjski aktor Michael Caine służył wówczas w Korei. Widząc taktykę "ludzkiej fali" stosowaną przez Chińczyków zraził się do komunizmu. Uznał wówczas, że "skoro tak traktują swoich, to jak będą traktować nas?"). Zagadką jest czemu doskonały wywiad gen. MacArthura przeoczył inwazję, mimo wielu ostrzeżeń. Czyżby był to element planu? Scenariusz gry przygotowany przez MacArthura przewidywał nuklearny nokaut ChRL - uderzenie w zaplecze wroga, zniszczenie jego centrów przemysłowych. Wróg nie miał żadnych środków, by odpowiedzieć na tak miażdżący cios. ZSRR nie dysponował wówczas rakietami dalekiego zasięgu, nie mógł uderzyć nuklearnie w USA. Plan gen. MacArthura oznaczałby upadek komunizmu w Chinach i powrót Czanga na kontynent. (W czasie wojny domowej komuniści wygrali tylko wyłącznie dzięki zdradzie wewnątrz Kuomintangu i w Waszyngtonie a także dzięki ogromnej pomocy ZSRR. Te czynniki byłyby zniwelowane w scenariuszu MacArthura. Czerwone oddziały same przyłączałyby się do zwycięskiej armii narodowców - tak jak to robiły pokonane wojska watażków w czasie wojny domowej. Większość chińskich jeńców z Korei deklarowała zresztą, że chce służyć w armii Czanga lub nawet u Amerykanów.) Ostatni Bóg Wojny rozumował, że nie ma substytutu dla zwycięstwa - nie wykorzystać ostatniej szansy pokonania komunizmu byłoby grzechem. Reakcja Białego Domu była histeryczna. Komisja w składzie: gen. Marshall, gen. Omar Bradley, Dean Acheson (sekretarz skarbu, który mówił, że Korea nie leży w strefie obronnej USA) i Averell Harriman (były ambasador w Moskwie, pożyteczny idiota lub nieźle maskujący się intrygant ze Skull and Bones) - wszyscy czterej nienawidzący Ostatniego Boga Wojny - zdecydowała o odwołaniu gen. MacArthura.
Gdy uwielbiany dowódca wrócił do USA urządzono mu na ulicach powitanie godne zwycięzcy wojny. Wygłosił w Kongresie przemówienie miażdżące uprawianą przez administrację Trumana politykę "nie wygrywać". Stanął w republikańskich prawyborach. Niestety, establiszment ustawił je tak, by wygrała jego marionetka - wojskowy biurokrata gen. Eisenhower. A szkoda - pod jego rządami USA pospieszyłyby na pomoc Węgrom w 1956 r. Ostatni Bóg Wojny odszedł na emeryturę. (Mimo to służył radami trzem kolejnym administracjom. JFK odradzał m.in. militarne zaangażowanie w Wietnamie.) Zmarł 5 kwietnia 1964 r. na marskość wątroby. W jego pogrzebie uczestniczyło 150 tys. osób.
"Tylko ludzie zdolni do życia nie boją się umierać"
Gen. Douglas MacArthur
W życiu Ostatniego Boga Wojny był też polski epizod. Jak pisał ś.p. Józef Szaniawski:
"Był 10 września 1932 roku, kiedy w Belwederze w Warszawie marszałek Józef Piłsudski spotkał się z szefem sztabu wojsk lądowych armii USA. Był to generał Douglas MacArthur, późniejszy słynny bohater II wojny światowej, zwycięzca Japończyków i prawdziwa amerykańska legenda. Macarthur specjalnie płynął dwa tygodnie statkiem z Ameryki do Europy, aby spotkać się z Piłsudskim, którego uznawał za najwybitniejszego europejskiego męża stanu, pogromcę komunistycznej Rosji i wielkiego wodza. W czasie tego spotkania Ameryka otrzymała wtedy od Polski niezwykły, chociaż supertajny prezent. Ten prezent był tak im sekretem, że po dziś dzień wiedzą o nim jedynie wtajemniczeni profesjonaliści. Oto marszałek Piłsudski przekazał wtedy Stanom Zjednoczonym rozszyfrowane przez Polaków dwa najważniejsze supertajne kody sowieckie: „Rewolucja” oraz „Fiałka”. Tego ostatniego Rosjanie używali aż do 1954 roku. Nie mieli pojęcia, że CIA przechwytuje ich tajemnice w okresie zimnej wojny. Generał MacArthur otrzymał wtedy od Piłsudskiego również pierwsze elementy rozkodowanej przez polskich matematyków niemieckiej „Enigmy”. Możemy jedynie domniemywać jak efektywnie duże korzyści odniosły USA z tego polskiego prezentu, który generał MacArthur zabrał z Warszawy do Waszyngtonu (...) O historycznej roli Piłsudskiego generał MacArthur wypowiadał się wielokrotnie na wykładach w Akademii West Point. Podkreślał, że Polak był wielkim wodzem i strategiem, który zapobiegł panowaniu komunistycznej Rosji nad Europą. Zwracał uwagę na determinację Piłsudskiego, który rozumiał jak nikt na świecie, jakim zagrożeniem dla ludzkości jest komunizm sowiecki."
Dodajmy również, że szef MacArthura, prezydent Hoover nie bez przyczyny ma skwer na warszawskim Trakcie Królewskim. Hoover był wielkim przyjacielem Polski, naszym lobbystą w Waszyngtonie i człowiekiem, który tysiące ludzi w naszym kraju ocalił od głodu.
Ps. Oglądałem jakichś czas temu "Makowe wzgórze" Goro Miyazakiego. Taka miła, romantyczna opowiastka - jednakże z dyskretnymi militarystycznymi aluzjami. Główna bohaterka, nastoletnia dziewczyna osierocona przez ojca, który zginął podczas wojny koreańskiej (operacje trałowców) walczy o ocalenie budynku szkolnych klubów przed wyburzeniem. Rudera ma być zburzona w ramach inwestycji przed olimpiadą w Tokio. Dziewczyna udaje się na audiencję do prezesa wielkiego koncernu realizującego inwestycje związane z olimpiadą. Gdy prezes dowiaduje się, że ś.p. tata głównej bohaterki był weteranem Imperialnej Marynarki Wojennej, mówi "My z marynarki powinniśmy się wzajemnie wspierać". Gostek wyglądał przy tym na takiego, który wojnę spędził w Tokketai czyli bezpiece marynarki. Polecam trailer do filmu "Wind Rises" Studia Ghibli - zaczyna się niewinnie, ale później odjazd. Nawet pojawia się tam lotniskowiec "Akagi" w wersji z lat 20-tych.
piątek, 17 maja 2013
Największe sekrety: Uderzenie w (pra)Syndykat 1926
Dlaczego doszło do Zamachu Majowego? "Bo Piłsudski musiał rozpędzić złodziei z Sejmu"- powiedzą piłsudczycy. "Bo to był Żyd! I mason! Bo każdy Żyd to mason!" - odpowiedzą endecy. "Bo był faszystą..." - odburkną duchowi spadkobiercy KPP. Zamach Majowy to jedno z najmniej zrozumianych, przemilczanych i wykoślawionych w zbiorowej (a zwłaszcza w prawicowej) świadomości zdarzeń z ostatnich 100 lat naszej historii. Jak zwykle jego przyczyny były zbyt złożone, by zwykły zjadacz chleba je zrozumiał i zbyt tajne, by przeniknęły do świadomości narodowej. Ale jak wiadomo archiwa nie płoną...
Ilustracja muzyczna: Pierwsza Brygada. Po węgiersku
Swego czasu napisałem, że Eligiusz Niewiadomski zabijając prezydenta Narutowicza był mniej lub bardziej świadomym narzędziem sowieckich służb specjalnych a endecy wykazali się kolosalną głupotą dając się wciągnąć w ich grę i robiąc z Niewiadomskiego bohatera. (Dla przypomnienia: chodzi o ten wpis). Teraz moje podejrzenia zostały wzmocnione przez książkę Mariusza Wołosa "O Piłsudskim, Dmowskim i zamachu majowym. Dyplomacja sowiecka wobec Polski w okresie kryzysu politycznego 1925-1926". Z dzieła tego wynika, że Sowieci kokietowali endecję i bardzo mocno ją infiltrowali. "Dyplomaci uzyskiwali od endeków masę interesujących ich informacji o nastrojach w kręgach politycznych, o kierunkach polskiej polityki zagranicznej. Ale udało mi się odkryć w rosyjskich archiwach jeszcze jeden machiawelistyczny zabieg dyplomacji sowieckiej. Otóż Rosjanie planowali za pomocą Narodowej Demokracji jeżeli nie obalić, to przynajmniej osłabić sojusz polsko-rumuński, wymierzony - jak sądzili - w nich. Piotr Wojkow, sowiecki przedstawiciel w Warszawie, twierdził, że gdyby nie strach przed Niemcami, to endecy lekką ręką odrzuciliby układ z Rumunią.(...) Zdawali sobie sprawę, że pewne idee Narodowej Demokracji pasowały do ich koncepcji. Endecja, jeden z najsilniejszych obozów politycznych w Polsce, była po pierwsze antyniemiecka, po drugie antybrytyjska, a po trzecie - profrancuska. Francja była postrzegana przez Sowietów jako mocarstwo tracące wpływy, ale Wielka Brytania była ich największym przeciwnikiem. Narodowa Demokracja miała z kolei sporo sympatii dla Rosji przedrewolucyjnej. (...) Do zamachu majowego Narodową Demokrację i Romana Dmowskiego popierała grupa przedsiębiorców i bankierów z Królestwa Polskiego, czyli Imperium Rosyjskiego, którzy marzyli o rynkach zbytu na wschodzie. Dyplomacja sowiecka wykorzystywała te elementy do tego stopnia, że nie waham się nazwać endecji głównym partnerem politycznym Rosji." - mówi Wołos w wywiadzie dla "Dziennika". Doszło m.in. do tajnych negocjacji Dmowski-Wojkow. W 1923 r. Stanisław Grabski, jeden z przywódców endecji, osławiony negocjator Traktatu Ryskiego i późniejszy członek bierutowskiej KRN, otwarcie wzywał do stworzenia sojuszu polsko-sowieckiego. Piłsudczykowscy oficerowie wojskowych służb specjalnych doskonale zdawali sobie sprawę z tych zalotów, a jeśli dodamy do tego skrajną głupotę jaką endecja wykazała się w związku z wyborami prezydenta w 1922 r. oraz narastającą jeszcze od 1905 r. niechęć pomiędzy obydwoma środowiskami nie powinno nas dziwić dlaczego Marszałek zdecydował się na demonstracje zbrojną mającą nie dopuścić do powstania endeckiego rządu. Impulsami do działania były Traktat w Locarno z 1925 r. (reklamowany przez ówczesny rząd jako "zwycięstwo polskiej dyplomacji) oraz niemiecko-sowiecki układ o współpracy z kwietnia 1926 r. Piłsudski bardzo niepokoił się pogarszającym położeniem się międzynarodowym Polski i uważał, że drogą do wyjścia z pułapki jest poprawa stosunków z Niemcami - wspólny antysowiecki "zychowiczowski" sojusz. Endecy nie byli w stanie takiego sojuszu zawrzeć. Ten kluczowy aspekt jest zwykle pomijany w dyskusjach dotyczących Zamachu Majowego.
Czemu więc Sowieci nie udzielili otwartego poparcia endecji w czasie Zamachu Majowego? Wraz z zacieśnieniem sojuszu z Niemcami, Sowieci uznali, że endecja nie sprawdza się tak jak chcieli jako ewentualne narzędzie i zdecydowali, że wariantem, których ich będzie najbardziej zadowalał byłby wybuch wojny domowej w Polsce, która dałaby pretekst do wspólnej sowiecko-niemieckiej inwazji na nasz kraj. Uznali, że Piłsudski będzie polskim odpowiednikiem Kiereńskiego a jego rządy utorują drogę rewolucji. Tak głupie założenie to zarówno efekt kiepskiej jakości sowieckiego personelu w warszawskim poselstwie jak i zapewne skutek delikatnego sabotażu dokonanego przez naszego "ducha opiekuńczego" na Łubiance - Feliksa Edmundowicza Dzierżyńskiego (już w 1923 r. Dzierżyński uratował życie marszałkom Piłsudskiemu i Fochowi w ostatniej chwili powstrzymując iście "smoleński" zamach na Placu Saskim 3 V 1923 r. - przypominam wpis: Dekapitacja 1923). Dziwnym trafem Dzierżyński zmarł na zawał serca - prawdopodobnie został otruty - w sierpniu 1926 r.
Powyżej: Feliks Dzierżyński jako młody hipster
W tle toczyła się również jeszcze inna rozgrywka: o władzę nad wojskiem i wojskowymi służbami specjalnymi. Od ładnych kilku lat toczyły się o nie przepychanki. Marszałka niepokoiły projekty odsuwające go od dowodzenia armią i całkowicie podporządkowujące siły zbrojne rządowi. Przejęcie kontroli nad wojskowymi służbami specjalnymi - tajnym pulsem państwa polskiego - przez ekipę Chjeno-Piasta było uznawane za zagrożenie największe.
9 maja 1926 r. premier Witos, najwybitniejszy demokratyczny polityk w historii Polski, był tak pewny zwycięstwa w tej rozgrywce, że otwarcie prowokował Piłsudskiego mówiąc w wywiadzie dla "Nowego Kuriera Polskiego": "Mówią, że Piłsudski ma za sobą wojsko, jeśli tak, to niech bierze władzę siłą... ja bym nie wahał się tego zrobić; jeśli Piłsudski nie zrobi tego, to, zdaje się, nie ma jednak tych sił za sobą." Kości zostały rzucone...
Ilustracja muzyczna: Two Steps From Hell - To Glory
Bunt oddziałów wiernych Marszałkowi i ich marsz na Warszawę miał być tylko zbrojną demonstracją. Akcją podobną do Marszu na Rzym Mussoliniego. Marszałek chciał w ten sposób zmusić Witosa do wyjścia z koalicji z endecją. I prawie mu się to udało. Witos, czując respekt przed siłą chciał się ugiąć - uniemożliwiła to niespodziewanie zdecydowana postawa prezydenta Wojciechowskiego utwierdzanego w oporze przez kilku generałów (o nich za chwilę). Prezydent wyznaczył Marszałkowi ultimatum: nakazał, by w ciągu dwóch godzin wojska wierne Piłsudskiemu podporządkowały się rozkazom Ministerstwa Spraw Wojskowych. Ultimatum zostało złamane przez wojska rządowe. Dowódca wojsk prorządowych gen. Tadeusz Rozwadowski wydał rozkaz nakazujący aresztowanie i ewentualną likwidację Marszałka Piłsudskiego. Pierwsze strzały padły na Placu Zamkowym 12 maja 1926 r. o godz. 17.30. To żołnierze prorządowego 30 pułku piechoty strzelali w tłum cywilów fraternizujących się z żołnierzami rebelianckiego 36 pułku piechoty. Major Ziemski, kwatermistrz 36 pułku wspominał później: ""Nie pamiętam jak długo trwała ta rozmowa, gdy w trakcie jej usłyszałem przez otwarte okno strzały karabinów maszynowych od strony Zamku; usłyszał to i Marszałek. Twarz jego jeszcze bardziej pobladła i miała wyraz pełen zatroskania. (...) Marszałek głosem cichym, jakby do samego siebie, powiedział: "A jednak rozpoczęło się. Myślałem, że do tego nie dojdzie.""
W komuszym propagandowym filmie Ryszarda Filipskiego "Zamach stanu" jest kilka świetnych scen. W jednej z nich widzimy, jak po ogłoszeniu kapitulacji sił rządowych gen. Rozwadowski krzyczy: "Nieeeeeeee!!!", płacze i tarza się po dywanie. Rozwadowski, człowiek który mocno przyczynił się do eskalacji, był zwolennikiem walki do samego końca. Powiedział ponoć nawet: "Lepiej, żeby zajęli nas bolszewicy, niż żeby Piłsudski miał rządzić". Zwolennikiem walki do końca był również gen. Włodzimierz Zagórski. , dowódca lotnictwa, który w czasie Zamachu Majowego, osobiście zrzucał bomby na Warszawę. (Zwróćmy uwagę, że Marszałek podczas przewrotu robił co mógł, by walki nie przekształciły się w ogólnopolską wojnę domową - kazał rozbroić cywilną milicję, odrzucił plan PPS mówiący o wykolejaniu pociągów wiozących wojska prorządowe.) Co sprawiło, że od samego początku do końca tak mocno chcieli oni zapobiec objęciu władzy przez Marszałka, z którym przecież wcześniej owocnie współpracowali? Nie były to ich zapatrywania polityczne. Obaj nie udzielali się w polityce, wbrew późniejszej legendzie nie mieli też związków z endecją. Gen. Zagórski był bliżej nieznanym ogółowi wojskowym biurokratą, byłym oficerem wywiadu CK-Armii. Gen. Rozwadowski, późniejszy endecki bohater, dostał swego czasu Żelazny Krzyż od Kaisera Wilhelma za udział w bitwie pod Gorlicami - tej samej, która pogrzebała polityczną strategię Dmowskiego w trakcie I wojny światowej. Obaj byli profesjonalnymi wojskowymi i źródła ich oporu leżały właśnie w ich działalności jako wojskowych w czasie pokoju.
Po Zamachu Majowym gen. gen. Zagórski i Rozwadowski natychmiast trafiają do wieleńskiego więzienia na Antokolu. Towarzyszy im gen. Tarnawa-Malczewski, minister obrony winny bicia i lżenia w szpitalu rannych rebeliantów (sąd uznaje później, że gen. Tarnawa-Malczewski działał w stresie, ale oficerska piłsudczykowska bojówka wyrównuje rachunki robiąc mu łomot w składziku drewna), gen. Rolą-Żymierskim oraz gen. Jaźwińskim. Kim był gen. Jaźwiński? Nikim ważnym, szefem Wojskowego Instytutu Geograficznego. Dlaczego go więc uwięziono bez sądu razem z czterema dowódcami wojsk rządowych? Bo Zagórskiemu, Rozwadowskiemu, Żymierskiemu i Jaźwińskiemu szykowano wspólny proces korupcyjny. Endecy twierdzą oczywiście, że zarzuty korupcyjne były dęte. Pomijają jednak dwie ważne kwestie: właśnie w tej sprawie korupcyjnej został skazany i zdegradowany gen. Rola-Żymierski. (Uciekł po tym do Francji i zaczął tam pracować dla sowieckiego wywiadu.) Żymierskiego skazano za przyjęcie łapówki i zamówienie dla armii wadliwych masek gazowych. W centrum afery była spółka Francopol, w której udziały miał Zagórski oraz kilku innych prominentych wojskowych. Francopol był pośrednikiem w dostawach francuskiego sprzętu wojskowego do Polski. Pośrednikiem biorącym duże prowizje i sprowadzającym głównie złom z I wojny światowej. (Sprawdzała ona m.in. samoloty Spad 61, na których w ciągu kilku lat doszło do 31 wypadków śmiertelnych polskich pilotów wojskowych. Sprzęt ten nazywano "latającymi trumnami"). I tu dochodzimy do drugiej ważnej kwestii: afera Francopolu nie została wcale odkryta przez piłsudczyków, ale przez francuskiego gen. Leveque'a, dowódcę polskiego lotnictwa w latach 1923-24, blisko związanego z gen. Władysławem Sikorskim - a więc przeciwnikiem politycznym piłsudczyków. Leveque zerwał umowy z Francopolem i... musiał pożegnać się ze stanowiskiem. Jego miejsce zajął gen. Zagórski.
Do korupcyjnego procesu zdołał dożyć tylko gen. Rola-Żymierski. Gen. Jaźwiński był już wtedy w podeszłym wieku a więzienie załamało mu zdrowie. Gen. Rozwadowski zmarł w 1928 r. (Prosowiecki idiota Jędrzej Giertych twierdził, że go otruto, by ukryć to, że rzekomo to Rozwadowski a nie Piłsudski dowodził polskimi wojskami w czasie Bitwy Warszawskiej 1920 r. W tej wersji Piłsudski miał się poddać do dymisji przed bitwą. Giertych pomija jednak to, że a) dymisja Piłsudskiego nie została przyjęta przez premiera Witosa b) plan polskiego kontruderzenia wyraźnie różnił się od tego opracowanego przez gen. Rozwadowskiego. Rozwadowski przewidywał wyjście kontrataku z okolic Garwolina, wyszedł on z okolic Puław c) zachowana dokumentacja wskazuje, że gen. Rozwadowski słuchał w czasie bitwy rozkazów Marszałka i odnosił się do niego niesłychanie uniżenie. Twierdzenia o tym, że Piłsudski mówił Rozwadowskiemu w 1927 r. "Ale Bitwę Warszawską wygrałem ja" pochodzą z trzeciej ręki a rozpowszechniał je Giertych - w latach '20-tych nikt nie twierdził, że gen. Rozwadowski był głównodowodzącym w Bitwie Warszawskiej. Wersję taką wymyślono dopiero w latach '80-tych. Giertych twierdził, że gen. Rozwadowskiego otruto za pomocą końskiego włosia lub szkła zmieszanego z posiłkiem, który nabył na dworcu. Istotnie gen. Rozwadowski skarżył się, że "posiłek dziwnie smakował", ale zmarł dopiero rok po jego zażyciu. Najprawdopodobniej zmarł, bo w zimnej celi odnowiła mu się gruźlica.)
Gen. Zagórski zaginął w sierpniu 1927 r. Był już postacią skończoną politycznie - jego reputację zszargała afera Francopolu, bombardowanie Warszawy, działania delatorskie przeciwko żołnierzom Legionów na rzecz CK-służb (zachował się jego spisany po niemiecku meldunek "Piłsudski wierzy w bzdurę o wolnej Polsce") i sposób w jaki potraktował legionistów idących do obozów internowania (Jak czytamy na tym profilu: "Stojąc na czele 3 p.p. w obliczu odmowy złożenia przysięgi przez niektórych swoich żołnierzy, pozamykał niepokornych w lochach skazując na głodówkę. Gdy mimo tego nie udało się ich złamać, odesłał ich do internowania, przedtem odbierając obuwie. Ta postawa odbiła się nawet na pieśni legionów - "Pierwszej Brygadzie", którą w zmienionej formie właśnie jemu zadedykowano. Legioniści wspominali, że idącym na internowanie w Szczypiornie Polakom, Zagorski wygrażał: - "Szaleńcy! Wy zdechniecie!". W odpowiedzi idące boso kolumny ryknęły mu "Pierwszą Brygadę", a piątą strofę "Nie chcemy dziś od was uznania..." kończąc słowami "jebał was pies". Von Zagorski zadenuncjował także kilku oficerów legionowych, którzy w przebraniu zwykłych legunów chcieli dzielić niewolę na internowaniu w Szczypiornie. Byli wśród nich m.in. Biernacki, Skotnicki czy Dreszer. Zadenuncjowanych odesłano do obozu karnego w Havelbergu, gdzie byli brutalnie traktowani z torturami włącznie.") Zabijanie go wydawało się bezcelowe. A jednak... 6 sierpnia 1927 r. w dobrym humorze wysiadł z pociągu na warszawskiej Pradze i wsiadł do samochodu czekającego na niego z tajemniczymi oficerami. Prawdopodobnie jechał na negocjacje z piłsudczykami dotyczące przekazania im dokumentów austriackich służb dotyczących działalności wywiadowczej Marszałka. W powszechnie przyjętej wersji negocjacje się nie udały, panowie oficerowie zaczęli się spierać, doszło do rękoczynów i zaszlachtowania gen. Zagórskiego. Miano go zabić w mieszkaniu na Solcu, w Forcie Legionów, w twierdzy w Modlinie, w twierdzy Brześć (w sierpniu 1926 r. płk Kostek-Biernacki na kilka dni objął tam komendanturę). Ale tak naprawdę wiemy, że nic nie wiemy. Ciała generała Zagórskiego nigdy nie znaleziono. Nie wykluczałbym więc wersji, że negocjacje zakończyły się sukcesem. Zagórski wyjechał za granicę pod zmienioną tożsamością. By zatrzeć ślady wymyślono bajeczkę o jego "szlachtowaniu". Pewną wskazówką może być to, że również brat gen. Zagórskiego rozpłynął się w powietrzu. W 1919 r. w Hamburgu. Też był oficerem austriackich tajnych służb. Ta sprawa rzeczywiście zasługuje na miano Największego Sekretu...
Nie wszyscy dowódcy wojsk rządowych skończyli tak jak gen. Rozwadowski. Szef sztabu wojsk prorzadowych płk. Anders robił później w armii karierę. Zyskał m.in. gwiazdki generalskie. Wielkich czystek w wojsku nie było. Zgodnie z rozkazem Marszałka:
"Gdy bracia żywią miłość ku sobie, wiąże się węzeł między nimi, mocniejszy nad inne węzły ludzkie. Gdy bracia się waśnią i węzeł pęka, waśń ich również silniejsza jest nad inne. To prawo życia ludzkiego. Daliśmy mu wyraz przed paru dniami, gdy w stolicy stoczyliśmy miedzy sobą kilkudniowe walki. W jedna ziemię wsiąkła krew nasza, ziemię jednym i drugim jednakowo drogą, przez obie strony jednakowo umiłowaną. Niechaj krew ta gorąca, najcenniejsza w Polsce krew żołnierza, pod stopami naszymi będzie nowym posiewem bohaterstwa, niech wspólną dla braci prawdę głosi."
Minęło 87 lat od tych wydarzeń. W odróżnieniu od Hiszpanów nie mamy wspólnych pomników bohaterów obu stron tej zapomnianej wojny domowej. A przydałyby się. Możeby więc 12 maja ogłosić narodowym świętem: Dniem Piłsudskiego i Andersa? Obaj zmarli 12 maja - w rocznicę zamachu stanu. Obaj byli zasłużonymi patriotami, naczelnymi wodzami. Obaj zawładnęli wyobraźnią Polaków. A stali przecież po różnych stronach tego konfliktu.
Powyżej: Marszałek Piłsudski między gen. Andersem i gen. Śmigłym-Rydzem. Trzech Wodzów Naczelnych na jednej fotce...
Ilustracja muzyczna: Pierwsza Brygada. Po węgiersku
Swego czasu napisałem, że Eligiusz Niewiadomski zabijając prezydenta Narutowicza był mniej lub bardziej świadomym narzędziem sowieckich służb specjalnych a endecy wykazali się kolosalną głupotą dając się wciągnąć w ich grę i robiąc z Niewiadomskiego bohatera. (Dla przypomnienia: chodzi o ten wpis). Teraz moje podejrzenia zostały wzmocnione przez książkę Mariusza Wołosa "O Piłsudskim, Dmowskim i zamachu majowym. Dyplomacja sowiecka wobec Polski w okresie kryzysu politycznego 1925-1926". Z dzieła tego wynika, że Sowieci kokietowali endecję i bardzo mocno ją infiltrowali. "Dyplomaci uzyskiwali od endeków masę interesujących ich informacji o nastrojach w kręgach politycznych, o kierunkach polskiej polityki zagranicznej. Ale udało mi się odkryć w rosyjskich archiwach jeszcze jeden machiawelistyczny zabieg dyplomacji sowieckiej. Otóż Rosjanie planowali za pomocą Narodowej Demokracji jeżeli nie obalić, to przynajmniej osłabić sojusz polsko-rumuński, wymierzony - jak sądzili - w nich. Piotr Wojkow, sowiecki przedstawiciel w Warszawie, twierdził, że gdyby nie strach przed Niemcami, to endecy lekką ręką odrzuciliby układ z Rumunią.(...) Zdawali sobie sprawę, że pewne idee Narodowej Demokracji pasowały do ich koncepcji. Endecja, jeden z najsilniejszych obozów politycznych w Polsce, była po pierwsze antyniemiecka, po drugie antybrytyjska, a po trzecie - profrancuska. Francja była postrzegana przez Sowietów jako mocarstwo tracące wpływy, ale Wielka Brytania była ich największym przeciwnikiem. Narodowa Demokracja miała z kolei sporo sympatii dla Rosji przedrewolucyjnej. (...) Do zamachu majowego Narodową Demokrację i Romana Dmowskiego popierała grupa przedsiębiorców i bankierów z Królestwa Polskiego, czyli Imperium Rosyjskiego, którzy marzyli o rynkach zbytu na wschodzie. Dyplomacja sowiecka wykorzystywała te elementy do tego stopnia, że nie waham się nazwać endecji głównym partnerem politycznym Rosji." - mówi Wołos w wywiadzie dla "Dziennika". Doszło m.in. do tajnych negocjacji Dmowski-Wojkow. W 1923 r. Stanisław Grabski, jeden z przywódców endecji, osławiony negocjator Traktatu Ryskiego i późniejszy członek bierutowskiej KRN, otwarcie wzywał do stworzenia sojuszu polsko-sowieckiego. Piłsudczykowscy oficerowie wojskowych służb specjalnych doskonale zdawali sobie sprawę z tych zalotów, a jeśli dodamy do tego skrajną głupotę jaką endecja wykazała się w związku z wyborami prezydenta w 1922 r. oraz narastającą jeszcze od 1905 r. niechęć pomiędzy obydwoma środowiskami nie powinno nas dziwić dlaczego Marszałek zdecydował się na demonstracje zbrojną mającą nie dopuścić do powstania endeckiego rządu. Impulsami do działania były Traktat w Locarno z 1925 r. (reklamowany przez ówczesny rząd jako "zwycięstwo polskiej dyplomacji) oraz niemiecko-sowiecki układ o współpracy z kwietnia 1926 r. Piłsudski bardzo niepokoił się pogarszającym położeniem się międzynarodowym Polski i uważał, że drogą do wyjścia z pułapki jest poprawa stosunków z Niemcami - wspólny antysowiecki "zychowiczowski" sojusz. Endecy nie byli w stanie takiego sojuszu zawrzeć. Ten kluczowy aspekt jest zwykle pomijany w dyskusjach dotyczących Zamachu Majowego.
Czemu więc Sowieci nie udzielili otwartego poparcia endecji w czasie Zamachu Majowego? Wraz z zacieśnieniem sojuszu z Niemcami, Sowieci uznali, że endecja nie sprawdza się tak jak chcieli jako ewentualne narzędzie i zdecydowali, że wariantem, których ich będzie najbardziej zadowalał byłby wybuch wojny domowej w Polsce, która dałaby pretekst do wspólnej sowiecko-niemieckiej inwazji na nasz kraj. Uznali, że Piłsudski będzie polskim odpowiednikiem Kiereńskiego a jego rządy utorują drogę rewolucji. Tak głupie założenie to zarówno efekt kiepskiej jakości sowieckiego personelu w warszawskim poselstwie jak i zapewne skutek delikatnego sabotażu dokonanego przez naszego "ducha opiekuńczego" na Łubiance - Feliksa Edmundowicza Dzierżyńskiego (już w 1923 r. Dzierżyński uratował życie marszałkom Piłsudskiemu i Fochowi w ostatniej chwili powstrzymując iście "smoleński" zamach na Placu Saskim 3 V 1923 r. - przypominam wpis: Dekapitacja 1923). Dziwnym trafem Dzierżyński zmarł na zawał serca - prawdopodobnie został otruty - w sierpniu 1926 r.
Powyżej: Feliks Dzierżyński jako młody hipster
W tle toczyła się również jeszcze inna rozgrywka: o władzę nad wojskiem i wojskowymi służbami specjalnymi. Od ładnych kilku lat toczyły się o nie przepychanki. Marszałka niepokoiły projekty odsuwające go od dowodzenia armią i całkowicie podporządkowujące siły zbrojne rządowi. Przejęcie kontroli nad wojskowymi służbami specjalnymi - tajnym pulsem państwa polskiego - przez ekipę Chjeno-Piasta było uznawane za zagrożenie największe.
9 maja 1926 r. premier Witos, najwybitniejszy demokratyczny polityk w historii Polski, był tak pewny zwycięstwa w tej rozgrywce, że otwarcie prowokował Piłsudskiego mówiąc w wywiadzie dla "Nowego Kuriera Polskiego": "Mówią, że Piłsudski ma za sobą wojsko, jeśli tak, to niech bierze władzę siłą... ja bym nie wahał się tego zrobić; jeśli Piłsudski nie zrobi tego, to, zdaje się, nie ma jednak tych sił za sobą." Kości zostały rzucone...
Ilustracja muzyczna: Two Steps From Hell - To Glory
Bunt oddziałów wiernych Marszałkowi i ich marsz na Warszawę miał być tylko zbrojną demonstracją. Akcją podobną do Marszu na Rzym Mussoliniego. Marszałek chciał w ten sposób zmusić Witosa do wyjścia z koalicji z endecją. I prawie mu się to udało. Witos, czując respekt przed siłą chciał się ugiąć - uniemożliwiła to niespodziewanie zdecydowana postawa prezydenta Wojciechowskiego utwierdzanego w oporze przez kilku generałów (o nich za chwilę). Prezydent wyznaczył Marszałkowi ultimatum: nakazał, by w ciągu dwóch godzin wojska wierne Piłsudskiemu podporządkowały się rozkazom Ministerstwa Spraw Wojskowych. Ultimatum zostało złamane przez wojska rządowe. Dowódca wojsk prorządowych gen. Tadeusz Rozwadowski wydał rozkaz nakazujący aresztowanie i ewentualną likwidację Marszałka Piłsudskiego. Pierwsze strzały padły na Placu Zamkowym 12 maja 1926 r. o godz. 17.30. To żołnierze prorządowego 30 pułku piechoty strzelali w tłum cywilów fraternizujących się z żołnierzami rebelianckiego 36 pułku piechoty. Major Ziemski, kwatermistrz 36 pułku wspominał później: ""Nie pamiętam jak długo trwała ta rozmowa, gdy w trakcie jej usłyszałem przez otwarte okno strzały karabinów maszynowych od strony Zamku; usłyszał to i Marszałek. Twarz jego jeszcze bardziej pobladła i miała wyraz pełen zatroskania. (...) Marszałek głosem cichym, jakby do samego siebie, powiedział: "A jednak rozpoczęło się. Myślałem, że do tego nie dojdzie.""
W komuszym propagandowym filmie Ryszarda Filipskiego "Zamach stanu" jest kilka świetnych scen. W jednej z nich widzimy, jak po ogłoszeniu kapitulacji sił rządowych gen. Rozwadowski krzyczy: "Nieeeeeeee!!!", płacze i tarza się po dywanie. Rozwadowski, człowiek który mocno przyczynił się do eskalacji, był zwolennikiem walki do samego końca. Powiedział ponoć nawet: "Lepiej, żeby zajęli nas bolszewicy, niż żeby Piłsudski miał rządzić". Zwolennikiem walki do końca był również gen. Włodzimierz Zagórski. , dowódca lotnictwa, który w czasie Zamachu Majowego, osobiście zrzucał bomby na Warszawę. (Zwróćmy uwagę, że Marszałek podczas przewrotu robił co mógł, by walki nie przekształciły się w ogólnopolską wojnę domową - kazał rozbroić cywilną milicję, odrzucił plan PPS mówiący o wykolejaniu pociągów wiozących wojska prorządowe.) Co sprawiło, że od samego początku do końca tak mocno chcieli oni zapobiec objęciu władzy przez Marszałka, z którym przecież wcześniej owocnie współpracowali? Nie były to ich zapatrywania polityczne. Obaj nie udzielali się w polityce, wbrew późniejszej legendzie nie mieli też związków z endecją. Gen. Zagórski był bliżej nieznanym ogółowi wojskowym biurokratą, byłym oficerem wywiadu CK-Armii. Gen. Rozwadowski, późniejszy endecki bohater, dostał swego czasu Żelazny Krzyż od Kaisera Wilhelma za udział w bitwie pod Gorlicami - tej samej, która pogrzebała polityczną strategię Dmowskiego w trakcie I wojny światowej. Obaj byli profesjonalnymi wojskowymi i źródła ich oporu leżały właśnie w ich działalności jako wojskowych w czasie pokoju.
Po Zamachu Majowym gen. gen. Zagórski i Rozwadowski natychmiast trafiają do wieleńskiego więzienia na Antokolu. Towarzyszy im gen. Tarnawa-Malczewski, minister obrony winny bicia i lżenia w szpitalu rannych rebeliantów (sąd uznaje później, że gen. Tarnawa-Malczewski działał w stresie, ale oficerska piłsudczykowska bojówka wyrównuje rachunki robiąc mu łomot w składziku drewna), gen. Rolą-Żymierskim oraz gen. Jaźwińskim. Kim był gen. Jaźwiński? Nikim ważnym, szefem Wojskowego Instytutu Geograficznego. Dlaczego go więc uwięziono bez sądu razem z czterema dowódcami wojsk rządowych? Bo Zagórskiemu, Rozwadowskiemu, Żymierskiemu i Jaźwińskiemu szykowano wspólny proces korupcyjny. Endecy twierdzą oczywiście, że zarzuty korupcyjne były dęte. Pomijają jednak dwie ważne kwestie: właśnie w tej sprawie korupcyjnej został skazany i zdegradowany gen. Rola-Żymierski. (Uciekł po tym do Francji i zaczął tam pracować dla sowieckiego wywiadu.) Żymierskiego skazano za przyjęcie łapówki i zamówienie dla armii wadliwych masek gazowych. W centrum afery była spółka Francopol, w której udziały miał Zagórski oraz kilku innych prominentych wojskowych. Francopol był pośrednikiem w dostawach francuskiego sprzętu wojskowego do Polski. Pośrednikiem biorącym duże prowizje i sprowadzającym głównie złom z I wojny światowej. (Sprawdzała ona m.in. samoloty Spad 61, na których w ciągu kilku lat doszło do 31 wypadków śmiertelnych polskich pilotów wojskowych. Sprzęt ten nazywano "latającymi trumnami"). I tu dochodzimy do drugiej ważnej kwestii: afera Francopolu nie została wcale odkryta przez piłsudczyków, ale przez francuskiego gen. Leveque'a, dowódcę polskiego lotnictwa w latach 1923-24, blisko związanego z gen. Władysławem Sikorskim - a więc przeciwnikiem politycznym piłsudczyków. Leveque zerwał umowy z Francopolem i... musiał pożegnać się ze stanowiskiem. Jego miejsce zajął gen. Zagórski.
Do korupcyjnego procesu zdołał dożyć tylko gen. Rola-Żymierski. Gen. Jaźwiński był już wtedy w podeszłym wieku a więzienie załamało mu zdrowie. Gen. Rozwadowski zmarł w 1928 r. (Prosowiecki idiota Jędrzej Giertych twierdził, że go otruto, by ukryć to, że rzekomo to Rozwadowski a nie Piłsudski dowodził polskimi wojskami w czasie Bitwy Warszawskiej 1920 r. W tej wersji Piłsudski miał się poddać do dymisji przed bitwą. Giertych pomija jednak to, że a) dymisja Piłsudskiego nie została przyjęta przez premiera Witosa b) plan polskiego kontruderzenia wyraźnie różnił się od tego opracowanego przez gen. Rozwadowskiego. Rozwadowski przewidywał wyjście kontrataku z okolic Garwolina, wyszedł on z okolic Puław c) zachowana dokumentacja wskazuje, że gen. Rozwadowski słuchał w czasie bitwy rozkazów Marszałka i odnosił się do niego niesłychanie uniżenie. Twierdzenia o tym, że Piłsudski mówił Rozwadowskiemu w 1927 r. "Ale Bitwę Warszawską wygrałem ja" pochodzą z trzeciej ręki a rozpowszechniał je Giertych - w latach '20-tych nikt nie twierdził, że gen. Rozwadowski był głównodowodzącym w Bitwie Warszawskiej. Wersję taką wymyślono dopiero w latach '80-tych. Giertych twierdził, że gen. Rozwadowskiego otruto za pomocą końskiego włosia lub szkła zmieszanego z posiłkiem, który nabył na dworcu. Istotnie gen. Rozwadowski skarżył się, że "posiłek dziwnie smakował", ale zmarł dopiero rok po jego zażyciu. Najprawdopodobniej zmarł, bo w zimnej celi odnowiła mu się gruźlica.)
Gen. Zagórski zaginął w sierpniu 1927 r. Był już postacią skończoną politycznie - jego reputację zszargała afera Francopolu, bombardowanie Warszawy, działania delatorskie przeciwko żołnierzom Legionów na rzecz CK-służb (zachował się jego spisany po niemiecku meldunek "Piłsudski wierzy w bzdurę o wolnej Polsce") i sposób w jaki potraktował legionistów idących do obozów internowania (Jak czytamy na tym profilu: "Stojąc na czele 3 p.p. w obliczu odmowy złożenia przysięgi przez niektórych swoich żołnierzy, pozamykał niepokornych w lochach skazując na głodówkę. Gdy mimo tego nie udało się ich złamać, odesłał ich do internowania, przedtem odbierając obuwie. Ta postawa odbiła się nawet na pieśni legionów - "Pierwszej Brygadzie", którą w zmienionej formie właśnie jemu zadedykowano. Legioniści wspominali, że idącym na internowanie w Szczypiornie Polakom, Zagorski wygrażał: - "Szaleńcy! Wy zdechniecie!". W odpowiedzi idące boso kolumny ryknęły mu "Pierwszą Brygadę", a piątą strofę "Nie chcemy dziś od was uznania..." kończąc słowami "jebał was pies". Von Zagorski zadenuncjował także kilku oficerów legionowych, którzy w przebraniu zwykłych legunów chcieli dzielić niewolę na internowaniu w Szczypiornie. Byli wśród nich m.in. Biernacki, Skotnicki czy Dreszer. Zadenuncjowanych odesłano do obozu karnego w Havelbergu, gdzie byli brutalnie traktowani z torturami włącznie.") Zabijanie go wydawało się bezcelowe. A jednak... 6 sierpnia 1927 r. w dobrym humorze wysiadł z pociągu na warszawskiej Pradze i wsiadł do samochodu czekającego na niego z tajemniczymi oficerami. Prawdopodobnie jechał na negocjacje z piłsudczykami dotyczące przekazania im dokumentów austriackich służb dotyczących działalności wywiadowczej Marszałka. W powszechnie przyjętej wersji negocjacje się nie udały, panowie oficerowie zaczęli się spierać, doszło do rękoczynów i zaszlachtowania gen. Zagórskiego. Miano go zabić w mieszkaniu na Solcu, w Forcie Legionów, w twierdzy w Modlinie, w twierdzy Brześć (w sierpniu 1926 r. płk Kostek-Biernacki na kilka dni objął tam komendanturę). Ale tak naprawdę wiemy, że nic nie wiemy. Ciała generała Zagórskiego nigdy nie znaleziono. Nie wykluczałbym więc wersji, że negocjacje zakończyły się sukcesem. Zagórski wyjechał za granicę pod zmienioną tożsamością. By zatrzeć ślady wymyślono bajeczkę o jego "szlachtowaniu". Pewną wskazówką może być to, że również brat gen. Zagórskiego rozpłynął się w powietrzu. W 1919 r. w Hamburgu. Też był oficerem austriackich tajnych służb. Ta sprawa rzeczywiście zasługuje na miano Największego Sekretu...
Nie wszyscy dowódcy wojsk rządowych skończyli tak jak gen. Rozwadowski. Szef sztabu wojsk prorzadowych płk. Anders robił później w armii karierę. Zyskał m.in. gwiazdki generalskie. Wielkich czystek w wojsku nie było. Zgodnie z rozkazem Marszałka:
"Gdy bracia żywią miłość ku sobie, wiąże się węzeł między nimi, mocniejszy nad inne węzły ludzkie. Gdy bracia się waśnią i węzeł pęka, waśń ich również silniejsza jest nad inne. To prawo życia ludzkiego. Daliśmy mu wyraz przed paru dniami, gdy w stolicy stoczyliśmy miedzy sobą kilkudniowe walki. W jedna ziemię wsiąkła krew nasza, ziemię jednym i drugim jednakowo drogą, przez obie strony jednakowo umiłowaną. Niechaj krew ta gorąca, najcenniejsza w Polsce krew żołnierza, pod stopami naszymi będzie nowym posiewem bohaterstwa, niech wspólną dla braci prawdę głosi."
Minęło 87 lat od tych wydarzeń. W odróżnieniu od Hiszpanów nie mamy wspólnych pomników bohaterów obu stron tej zapomnianej wojny domowej. A przydałyby się. Możeby więc 12 maja ogłosić narodowym świętem: Dniem Piłsudskiego i Andersa? Obaj zmarli 12 maja - w rocznicę zamachu stanu. Obaj byli zasłużonymi patriotami, naczelnymi wodzami. Obaj zawładnęli wyobraźnią Polaków. A stali przecież po różnych stronach tego konfliktu.
Powyżej: Marszałek Piłsudski między gen. Andersem i gen. Śmigłym-Rydzem. Trzech Wodzów Naczelnych na jednej fotce...
Subskrybuj:
Posty (Atom)