Ilustracja muzyczna: Rie Tanaka - Lili Marlene (ze Strike Witches, specjalnie dla Ciebie Dersu :)
SS-Obersturmbanfuehrer Otto Skorzeny - człowiek legenda, mający opinię dokonującego cudów nazistowskiego superkomandosa, w pojedynkę zmieniającego losy wojny. Obiekt westchnień tysięcy fanatyków operacji specjalnych. Człowiek-widmo, którego wiązano po wojnie z rozlicznymi aferami szpiegowskimi, zamachami stanu i tajnymi wojnami. Wieczny nazistowski straszak, o którym w 1967 r. łódzki "Głos Robotniczy" pisał, że "w przebraniu i pod nazwiskiem Mosze Dajan kieruje armią Izraela". A przede wszystkim ekstremalny łgarz, który naopowiadał wszystkim bajek o swoim życiorysie. Postać żywcem wzięta z "Generała Italii". Kaszub (nazwisko Skorzeny pochodzi od majątku Skorzencin na Pomorzu), który na długo przed Donaldem T. stał się królem ściemniaczy.
I pomyśleć, że aż do jesieni 1943 r. był on nikomu szerzej nie znanym... mechanikiem samochodowym. Tak, tak legendarny Otto Skorzeny, przed rajdem na Gran Sasso, podczas którego uwolniono Mussoliniego, miał praktycznie zerowe doświadczenie bojowe. Zaczynał jako mechanik lotniskowy w Luftwaffe, później przesuwano po różnych jednostkach Waffen-SS, gdzie zajmował się naprawami ciężarówek. W swoich wspomnieniach napisał oczywiście o swoich wielkich czynach z tamtych czasów - np. wzięciu 100 jeńców w Jugosławii, ale w dokumentacji jego jednostek nie ma śladu po jego bohaterstwie. Dostał co prawda Żelazny Krzyż w 1941 r. - ale za wyciągnięcie ciężarówki z rowu, pod sowieckim ogniem artyleryjskim. Jak więc doszło do tego, że powierzono mu dowództwo nad elitarnym 502 Batalionem SS Jaeger? Skorzeny był po prostu kumplem Ernsta Kaltenbrunnera oraz innych prominentnych austriackich nazistów. Stanowisko zawdzięczał kumoterstwu i oddaniu Partii. Sam 502-gi Batalion trudno zaś nazwać formacją elitarną. Składał się w większości z ludzi o minimalnym doświadczeniu bojowym - głównie znudzonych strażników z obozów koncentracyjnych, funkcjonariuszy SD, mechaników i członków obsługi dział przeciwlotniczych. Taka zbieranina została "elitarną" formacją dlatego, że Himmlerowi zależało na stworzeniu konkurencji dla profesjonalistów z podległych Abwehrze formacji Brandenburg (jednostka Skorzenego wchłonęła zresztą później Brandenburczyków). 502-gi Batalion włączono do akcji na Gran Sasso metodą "na rympał". Himmler po prostu się uparł, że jego ludzie muszą pomagać w szukaniu Mussoliniego - oddział Skorzenego zawiódł jednak w tej misji. Polecono mu więc "zabezpieczyć" żonę Duce. Mussoliniego mieli uwolnić tylko spadochroniarze gen. Studenta, ale SS się uparła, by ludzie Skorzenego uczestniczyli w misji jako "obserwatorzy" i ochrona Duce, po tym jak zostanie on uwolniony przez spadochroniarzy.
Już podczas przelotu szybowców formacja lekko się posypała, więc maszyna ze Skorzenym wylądowała jako pierwsza, przed czasem (Kaszubski ściemniacz wymyślił potem bajeczkę jak wyrwał pilotowi ster z rąk i samodzielnie posadził szybowiec - było to jednak technicznie niemożliwe, gdyż przedział pasażerski był oddzielony od kabiny pilota barierą.) Komandosi z SS zdezorientowani wytoczyli się z szybowca i stali tam jak kołki. Skorzeny bez zastanowienia pobiegł w stronę pensjonatu Campo Imperatore, mijając po drodze zaskoczonego włoskiego policjanta. Przez pomyłkę, zamiast do frontowych drzwi, wbiegł do tylnego pomieszczenia radiowego. Pogapił się chwilę na zaskoczonego radiotelegrafistę po czym postanowił obiec budynek (broń zostawił wcześniej w szybowcu). Miał mały problem z psem uwiązanym na łańcuchu, a potem nie mógł pokonać 1 m murku (facet miał 2 m wzrostu...). Później ze swoimi ludźmi próbował dostać się do hotelu - drzwi blokowała barykada z mebli, więc kazał jednemu ze swoich komandosów wejść po rynnie (co mu kiepsko szło). Po chwili zmienił zdanie i zaczął forsować barykadę z mebli. Wbiegł po schodach na górę i oznajmił Mussoliniemu: "Fuehrer mnie wysłać, by Pana uratować!". W tym czasie spadochroniarze zabezpieczali okolicę. Włosi (zbieranina policjantów) nie stawiali oporu a nawet się fraternizowali z Niemcami. (Na zdjęciach widzimy ich uśmiechniętych i uzbrojonych, pomagających nosi bagaże Duce). Oficer policji odpowiedzialny za pilnowanie Mussoliniego został później jednym z szefów bezpieki Republiki Salo.
Na koniec Skorzeny, wbrew protestom pilota, wpakował się do małego, dwumiejscowego samolotu mającego wywieść Duce w bezpieczne miejsce. Maszyna była przeciążona i omal przez to nie rozbiła się przy starcie. Skorzeny dolatując na miejsce razem z Mussolinim mógł się jednak przedstawiać jako dowódca akcji. (Dlaczego prawdziwy dowódca na to się zgodził? Prawdopodobnie Skorzeny zamachał mu przed oczami papierami z Gestapo mówiącymi o "nieprawomyślności" dowódcy oddziału spadochroniarzy.) Rzesza potrzebowała wówczas bohatera a taki ściemniacz nadawał się na to idealnie. Został więc odznaczony Krzyżem Rycerskim Krzyża Żelaznego. Na specjalnej gali ordery za Gran Sasso dostali wszyscy komandosi z SS - nawet gostek, który skręcił kostkę przy lądowaniu szybowca. Spadochroniarzy nie odznaczono a Skorzeny opowiadał w radiowym studiu, że wszyscy oni zginęli w "huraganowym ogniu" podczas szturmu hotelu.
Dalszy szlak bojowy Skorzenego to głównie seria kompromitacji. Spektakularnym fiaskiem okazał się desant na Drvar i próba porwania Tito. Komandosi z SS lądowali w kompletnie nie rozpoznanym terenie. Akcja w Ardenach obrosła legendą, ale prawda jest taka, że Skorzeny ubrał tam w amerykańskie mundury ludzi, z których większość kiepsko znała angielski i nie była wiarygodna udając GI. Obrona odcinka linii Odry omal nie skończyła się dla niego sądem polowym. Jedyną udaną akcją przez niego dowodzoną była operacja Panzerfaust, czyli dosyć prostacki zamach stanu na Węgrzech - podobnie jak w Gran Sasso akcja przeciwko zdemoralizowanym byłym sojusznikom.
Gdy Rzesza upadała Skorzeny zadekował się w Alpach i po jakimś czasie poddał Amerykanom. W 1948 r. w dosyć niejasnych okolicznościach uciekł z więzienia (twierdził, że pomogły mu amerykańskie służby). Poszwędał się trochę po świecie budując swoją legendę na łgarstwach. Stał się informatorem Mossadu donoszącym na niemieckich specjalistów od techniki rakietowej pracujących w Egipcie. Zmarł w 1975 r. w Madrycie. Do dzisiaj tysiące ludzi widzą w nim "bohatera wojennego". Ilu takich "kapitanów z Koepenick" weszło do wojennej legendy?
Ps. Zainteresowanych prawdziwym przebiegiem operacji w Gran Sasso odsyłam do: Robert Forczyk, Raid 09 - Rescuing Mussolini. Gran Sasso 1943, Osprey 2010. Chętnych zapoznać się z przebiegiem rajdu na Drvar zaś polecam tę publikację.
Ps. 2. Drobna ciekawostka dotycząca ściemniaczy z okolic Trójmiasta: "W 2008 r. w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” matka (premiera Donalda Tuska - dop. Fox) Ewa Tusk wyznała interesujące szczegóły dotyczące życiorysu drugiego dziadka Donalda, Franciszka Dawidowskiego, wywiezionego na roboty przymusowe do Kętrzyna. Według podania rodzinnego Franciszek „pracował jako robotnik przy budowie Wilczego Szańca. Był w brygadzie z angielskimi jeńcami i Polakami. Doszło do katastrofy budowlanej, bodajże zawalił się jakiś sufit. Wśród rannych był mój tatuś, położyli go w szpitalu polowym. Stracił oko, miał zmiażdżoną nogę. Któregoś dnia cały personel medyczny zaczął zachowywać się tak, jakby szedł na defiladę. I nagle - do sali wchodzi Hitler. Sala była duża, a on chodził od łóżka do łóżka i podawał chorym rękę. Tata leżał obok kolegi Polaka. Obaj powiedzieli sobie, że za żadne skarby nie podadzą Hitlerowi ręki, więc udawali umarlaków. Tata zezował tylko przez przymrużone oko, co się dzieje. Hitler podszedł do jego łóżka, lekko się nachylił, zobaczył, że stan jest ciężki, i tylko poklepał tatusia po ramieniu”." Pytanie: czy Hitler odwiedzałby w szpitalu robotników przymusowych rannych w katastrofie budowlanej? I czy do tej katastrofy doszło 20 lipca?
"bodajże zawalił się jakiś sufit"
"a on chodził od łóżka do łóżka i podawał chorym rękę"
Nie rozumiem - co sugerujesz z tym dziadkiem Tuska? Jak to rozumieć?
OdpowiedzUsuńMajkel
Takie po prostu mam luźne skojarzenie. Albo ta historyjka z Hitlerem to rodzinna ściema, albo jakimś cudem Dawidowski został ranny w zamachu z 20 lipca (warto sprawdzić czy kiedykolwiek przed lipcem 1944 r. Hitler odwiedzał szpital w Rastenburgu)
Usuńale istnienie tego typu ludzi, budowanie legend i inne wymysły jednak muszą mieć potężne wsparcie. Otto gdyby był mitomanem puszczonym sam sobie to zaraz by został naprostowany do kręcenia śrubek w samochodach. A tak odpowiednie artykuły, książki, wspomnienia, później znajdują się świadkowie i weryfikacja faktów nie ma miejsca. A jak ktoś wyskoczy z "co wy pierdzielicie,jak to zwykły cymbał i idiota"to zostaje pobity legendą. większość historii to legendziarstwo, domówienia itd.
OdpowiedzUsuńDzięki Fox, że o mnie pamiętałeś :)
OdpowiedzUsuńDersu Uzała
Oj tam, oj tam. Po wylądowaniu na wrogim terenie, pobiegł, bez broni, do wyznaczonego celu i nie zważając na niebezpieczeństwo wykonał misję - strzelił sobie udaną focię. Może i Kapitan Dupa ale na pewno wykazuje niezbędną celebrytom cechę: nadzwyczaj silne parcie na szkło. I bardzo dobrze prezentuje się na fotografiach. Ja mu daję 10/10, współcześni celebryci nawet się nie umywają :)
OdpowiedzUsuńOpisz ściemniacza Montgomery'ego. To dopiero Papkin.
OdpowiedzUsuńOdpieprz się Żydzie od premiera Tuska i jego dziadka!
OdpowiedzUsuńŁooo matko Fox podjął wątek, który sprzedałem w komentarzach. Całkiem sprawnie. Tyle, że Skorzęcin to nie miejscowość na Pomorzu ale obok Gniezna. Serce Wielkopolski... Swoją drogą warto pogrzebać skąd oni się tam wzięli Hakata czy cuś?
OdpowiedzUsuńKrissKross
"Fox podjął wątek, który sprzedałem w komentarzach" - w jakich komentarzach? Naprawdę nie pamiętam. Pamiętam Twoją pyskówkę z Dersu (gostkiem, który cały czas się czepia moich przygód w Azji) , ale nic o Skorzenym. Skorzencin obok Gniezna? Bywałem w tych okolicach.
Usuń