Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Argentyna. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Argentyna. Pokaż wszystkie posty

sobota, 11 listopada 2017

Największe sekrety: Pontifex - Cichy Pucz

Ilustracja muzyczna: Beat the Clock - The Young Pope OST






Benedykt XVI sprawiał wrażenie papieża "nie z tej epoki". Uznawany za konserwatystę walczącego wcześniej przez ponad dwie dekady z lewicowymi herezjami, "Pancernego Kardynała", strażnika Doktryny, obejmował władzę nad ziemskim Kościołem w czasach, w których takie rzeczy kojarzyły się z "przedsoborowymi mrokami średniowiecza" (bo jak przekonują liberalni teologowie, średniowiecze skończyło się dopiero na soborze watykańskim II). Podobnie jak Jana XXIII postrzegano go więc jako "przejściowego papieża", który porządzi parę lat a później zrobi miejsce liberalnemu, progressywistycznemu Pontifexowi. Chodziły zresztą słuchy, że wybrano go, by uniknąć wstąpienia na Tron Piotrowy domniemanego szefa watykańskich służb specjalnych kard. Tarcisio Bertone (wyobraźcie sobie reakcję w domu Eugeniusza Sendeckiego, gdyby doszło do takiego wyboru :). Swoje zrobiło też to, że wielu progressywistów znało go jeszcze z czasów soboru, gdzie Ratzinger reprezentował liberalnych, niemieckich  szkodników z Grupy Reńskiej. Mówiono wówczas na niego Raat Singer, czyli "Soborowy Śpiewak". Ten niezwykle inteligentny teolog zorientował się jednak, że soborowa "reforma" prowadzi do destrukcji i stał się najbliższym współpracownikiem Jana Pawła II. Kontestował zresztą część jego decyzji - np. w sprawie ekskomunik rzuconych na biskupów Bractwa Św. Piusa X. Jako papież Ratzinger zaczął wdrażać program stopniowego wycofywania się z posoborowych błędów i wypaczeń. Pozwolił na ponowne odprawianie mszy trydenckiej, zdjął ekskomuniki z biskupów FSSPX, powściągnął ekumenizm (a nawet ekumenistów zraził do siebie komentarzami na temat morderczej natury islamu) a w jego nauczaniu brakowało progressywistycznych wtrętów. Zaczęła się więc wojna psychologiczna przeciwko papieżowi. Dosrywano mu w mediach, walono w kurię (i kard. Bertone) przeciekami, pokazywano jako nazistę a biskupi otwarcie sabotowali jego decyzje (np. w kwestii mszy trydenckiej). Benedykt XVI stał się niewygodnym papieżem  a każdy dzień jego pontyfikatu wywoływał podobne spazmy nienawiści u liberałów jak prezydentura Trumpa.



Nic dziwnego więc, że planowano "zmianę reżimu" w Watykanie. Wskazywać na to mogą wykradzione maile Johna Podesty, znanego waszyngtońskiego lobbysty (prowadzącego szeroko zakrojone interesy z rosyjskimi podmiotami), późniejszego szefa kampanii Hillary Clinton, wielkiego miłośnika pizzy i dzieci, a przy kolesia bawiącego się w okultystyczne zabawy (podczas jednego z rytuałów, w których mazał po ścianie własną krwią zmieszaną z kałem, wdało mu się zakażenie w palec :).W szeregu wiadomości pocztowych z 2012 r. Podesta oraz inni współpracownicy Hillary Clinton (która była wówczas sekretarzem stanu USA) dyskutują na temat konieczności doprowadzenia do „katolickiej wiosny", czyli zmian w Kościele równie rewolucyjnych jak przewroty i wojny domowe wywołane w ramach „arabskiej wiosny" (w których jak wiadomo maczały palce Departament Stanu i CIA). Z dyskusji tej wynika, że Kościół miałby przyjąć w wyniku tej rewolucji bardziej lewicowo-liberalne stanowisko na wiele kwestii społecznych. Nie minął rok od tej dyskusji, a ówczesny konserwatywny papież Benedykt XVI niespodziewanie abdykował.



Abdykacja ta wywołała wiele domysłów. Z dokumentów NSA wynika, że agencja ta na przełomie 2012 i 2013 r. inwigilowała Watykan. Podsłuchiwała m.in. telefon papieża Benedykta XVI. I najprawdopodobniej szpiegowała też konklawe. Na kilka dni przed rezygnacją Benedykta XVI zablokowano międzynarodowe transakcje z Bankiem Watykańskim, w związku z podejrzeniami dotyczącymi prania brudnych pieniędzy przez ten bank. Po ogłoszeniu przez papieża zamiaru abdykacji, nagle tę blokadę zniesiono. Włoski dziennikarz Maurizio Blondet wskazywał, że to był element szantażu mający zmusić papieża do ustąpienia. Czyżby więc ktoś z zewnątrz zagroził, że zrobi z Banku Watykańskiego mini-Lehman Brothers i zada w ten sposób ogromny cios dla prestiżu Stolicy Apostolskiej? Być może elementem nacisków była też sprawa ks. Georga Ratzingera, brata papieża, który przez wiele lat kierował chórem chłopięcym w Regensburgu, w którym dochodziło na pedofilii i sadystycznych rytuałów? Czy próbowano też sięgnąć po ostrzejsze środki? Wener Mauss, legendarny niemiecki detektyw-superszpieg twierdzi, że brał udział w zduszeniu mafijnego spisku mającego na celu otrucie Benedykta XVI. Włoska mafia była wcześniej wykorzystywana przez lożę P2 do "brudnej roboty".



Do największych wrogów Benedykta XVI należał belgijski, ultraliberalny kard. Godfried Danneels. Kardynał Danneels przyznał później w swojej biografii, że zorganizował „grupę podobną do mafii" sprzeciwiającą się polityce papieża Benedykta XVI. Grupa ta była nazywana "mafią z Sankt Gallen" i została założona w 1996 r. przez szwajcarskiego biskupa Ivo Fuerera (!). Jej członkowie tworzyli plany "zdecentralizowanego Kościoła po Jana Pawle II".Do grupy tej należał m.in. argentyński kardynał Jorge Maria Bergoglio SI, którego grupa próbowała umieścić na Tronie Piotrowym już w 2005 r. Udało się to w 2013 r. Gdy na balkonie Bazyliki Św. Piotra pojawił się nowy papież - Franciszek, towarzyszył mu kard. Danneels. 



Przyjrzyjmy się bliżej postaci tego belgijskiego hierarchy. Kard. Danneels to emerytowany arcybiskup Antwerpii, prymas Belgii w latach 1979-2010. Znany był głównie z bardzo daleko idącej tolerancji wobec homoseksualistów i pedofilów. Jak pisze Grzegorz Górny:

"Szczególne miejsce na mapie belgijskiej pedofilii zajmuje Brugia, gdzie do 2010 roku biskupem był Roger Vangheluwe. Musiał wtedy ustąpić ze stanowiska, ponieważ udowodniono mu pedofilię. Wykorzystał seksualnie m.in. swojego bratanka, gdy ten miał zaledwie pięć lat. Później molestował go nawet po tym, jak został już biskupem. Kiedy sprawa miała wyjść na jaw, ówczesny prymas Belgii kardynał Godfried Danneels nakłaniał ofiarę do milczenia. W materiałach tzw. Komisji Adriaenssensa, powołanej przez władze kościelne do zbadania sprawy pedofilii wśród księży, znajduje się 475 zgłoszeń dotyczących tego procederu. Nazwisko Godfrieda Danneelsa pojawia się w około 50 dokumentach – w kontekście tuszowania afer.
Warto też wspomnieć, że “ukochanym dzieckiem” i “oczkiem w głowie” prymasa Danneelsa było Centrum Dojrzałych Powołań Kapłańskich w Antwerpii. Z czasem zamieniło się ono niemal w klub gejowski. Po licznych skandalach zostało w 1999 roku zamknięte, a jego dyrektor ks. Marc Gesquiere popełnił później samobójstwo. Komentatorzy religijni w Belgii byli przekonani, że po tych wszystkich skandalach Godfried Danneels raz na zawsze usunie się z życia publicznego. Tymczasem 13 marca 2013 roku pojawił się u boku Franciszka w logii bazyliki św. Piotra, gdy ogłaszano wynik konklawe. Później Franciszek zaprosił go osobiście na obrady Synodu Biskupów ds. Rodziny jako swojego specjalnego gościa.

(...)

W 1984 roku ­– gdy prymasem Belgii był kardynał Godfried Danneels – katolicki ksiądz Jozef Barzin założył w Antwerpii działającą jawnie i ogłaszającą się w mediach Ekumeniczną Grupę Roboczą Pedofili. Dziś twierdzi on, że była to tylko grupa samopomocy. Jednak deklaracja ideowa tej organizacji nie pozostawia wątpliwości. Można w niej przeczytać, że celem istnienia formacji jest “podnoszenie świadomości Kościoła o zjawisku pedofilii, przekazywanie informacji oraz przeciwdziałanie uprzedzeniom”. Kościół miał stał się “miejscem spotkań dla pedofilów w celu wymiany poglądów (…) w duchu otwartości, szacunku i niezawodności.”
W największym katolickim tygodniku w Belgii “Kerk & Leven” (Kościół i Życie) rozprowadzane były wówczas broszury z nowej dziedziny naukowej, tzw. “pedophile study”, w których można było przeczytać m.in.: "Wiele kontaktów seksualnych między osobami starszymi i dziećmi nie musi być szkodliwych, są też kontakty seksualne, które są przyjemne i cenne dla dzieci.
Dojrzały mężczyzna próbujący umieścić swego penisa w pochwie dziewczynki lub odbycie chłopca, w większości przypadków wie, że to będzie bolało dziecko. Dlatego więc pedofile często rezygnują z tego. Co więc robią? Rozmawiają, śmieją się razem, wspólnie grają itp. Kochający się nawzajem pedofile i dzieci czują się dobrze ze sobą. Pokazują swoje genitalia. Dorośli masturbują chłopca lub dziewczynkę, albo zadowalają się oglądaniem dziecka i pozwalaniem, by ich masturbowało."
Autorzy broszury rozpowszechnianej przez katolicki tygodnik “Kerk & Leven” uspokajali rodziców:
"Przyjaźń między pedofilem a dzieckiem nie powinna być powodem do paniki. Nie ma również żadnych powodów do obaw. Nawet gdy się dowiesz, że w ich związku dochodzi do kontaktów seksualnych. Trzeba mieć zaufanie do swojego dziecka. Jeśli twój syn lub córka czują się w tym związku dobrze, to znaczy, że związek ten nie jest szkodliwy.""

(koniec cytatu)



W 2010 r. policja znalazła w domu kardynała Danneelsa akta sprawy znanego pedofila-mordercy Marca Dutroux. Dutroux twierdził, że jedynie dostarczał dzieci na pedofilskie przyjęcia uczęszczane przez przedstawicieli belgijskich i europejskich elit. (Tak się akurat składa, że w mailach marzącego o „katolickiej wiośnie" Johna Podesty konspirolodzy dopatrzyli się pedofilskich słów kodowych, mających jakoby rzekomo wskazywać, że Podesta uczęszczał na podobne imprezy „z pizzą, ping-pongiem i bogatym wyborem serów".) Część zeznań pokrzywdzonych została skompilowana w książce "Dossier X". Znalazły się tam opisy pedofilsko-sadystyczno-satanistycznych rytuałów z udziałem przedstawicieli belgijskich elit (na liście podejrzanych byli też członkowie belgijskiej rodziny królewskiej). Część z tych osób była powiązana z tajnymi służbami i uczestniczyła w budowie siatek Gladio. Powiązany był zaś z nimi pułkownik armii USA Michael Aquino, specjalista od wojny psychologicznej, twórca satanistycznej Świątyni Seta, łączony z szeregiem skandali pedofilsko-satanistycznych w USA. (Co ciekawe, z działalnością płka Aquino jest łączony dziwny zgon brytyjskiego konspirologa Maxa Spiersa, do którego doszło w zeszłym roku w Warszawie.)



Z ciekawymi ludźmi się kumplowali promotorzy "kościoła otwartego" i kard. Bergoglio...



Gdy kard. Bergoglio został papieżem, mało zorientowani lewacy wypominali mu niejasną rolę w argentyńskiej "brudnej wojnie". Oskarżenia opierały się na książce "Milczenie" Horacio Verbitzky'ego. Verbitzky nie był autorem obiektywnym. Był bliskim współpracownikiem skonfliktowanej z kard. Bergoglio argentyńskiej prezydent Cristiny Fernandez de Kirchner a wcześniej wysokiej rangi członkiem grupy terrorystycznej Montoneros. Książke "Milczenie" przygotował jednak bardzo rzetelnie a fragmenty dotyczące Bergoglio są tam tylko drobną częścią. Verbitzky przytoczył zarówno relacje tych, którzy mówią, że Bergoglio donosił na lewackich księży jak i tych, którzy uważają, że ich ratował z rąk bezpieki. Najważniejsze są jednak dokumenty. W książce przytoczono list, w którym przyszły papież Franciszek wstawia się u władz za dwoma lewackimi jezuitami oraz pismo, w którym Bergoglio twierdzi, by nie zwracać uwagi na jego poprzedni list wysłany dla zmyłki, i by nie dawać paszportów umożliwiających ucieczkę z kraju tym dwóm jezuitom. 



W książce Verbitzky'ego przytoczona jest też wiele mówiąca scena. Późniejszy papież Franciszek spotyka się z adm. Masserą, jednym z przywódców argentyńskiej junty. - Jak leci Bergoglio? - lekceważąco go pyta admirał. - Jak leci Massera? - odpowiada mu jezuita. Tak się akurat złożyło, że adm. Massera był członkiem loży P2 znanej nam z poprzednich odcinków serii "Pontifex".




W 2015 r. włoski watykanista Antonio Socci opublikował książkę „Czy to naprawdę Franciszek?", w której postawił tezę, że wybór kardynała Bergoglio na papieża nie tylko był wynikiem spisku grupy liberalnych kardynałów, ale był też wadliwy pod względem proceduralnym. Według niego, podczas konklawe złamano konstytucję apostolską „Universi Dominici Gregis" regulującą zasady wyboru papieża. Bezprawnie anulowano bowiem czwarte i piąte głosowanie, które nie poszło dobrze dla kard. Bergoglio. Został on wybrany dopiero w szóstym głosowaniu, które zgodnie z konstytucją apostolską nie miało prawa się odbyć tego samego dnia, co poprzednie. Jednego dnia może dojść tylko do czterech głosowań w trakcie konklawe. Artykuł 76 tego dokumentu wyraźnie zaś mówi, że w przypadku takich błędów proceduralnych, wybór papieża uznaje się za niebyły i nieważny.
Sławomir Cenckiewicz, omawiając książkę Socciego w 2015 r. na łamach „Plusa Minusa" pisał: „Bezprecedensowa (bo sprawa Celestyna V z XIII wieku była zupełnie inna) rezygnacja Benedykta XVI owiana jest wciąż tajemnicą. Zrezygnował przy milczącym aplauzie większości hierarchów, z których jeden – kardynał Romeo – podczas podróży do Chin prorokował nawet jego rychłą śmierć... Nie namawiany przez nikogo do zmiany decyzji, osamotniony Benedykt XVI odleciał z Watykanu do Castelgandolfo, by odpocząć, oczekiwać na wyniki konklawe i zakończenie remontu jego nowej rezydencji, po czym wrócił do Rzymu. Powody jego rezygnacji są niejasne, a nawet mało poważne (utrata sił fizycznych i duchowych – sic!), a w dodatku teologicznie i kanonicznie wątpliwe.
Zdaniem Socciego papież zrezygnował ze sprawowania urzędu, ale nie z papiestwa, czego potwierdzeniem mają być zadziwiające słowa Benedykta XVI z 27 lutego 2013 r. o tym, że przyjęcie posługi Piotrowej jest „na zawsze", a „decyzja o rezygnacji z czynnego sprawowania posługi nie odwołuje tego"! Na skutek tego powstała sytuacja trudna do zinterpretowania: jest papież Franciszek i papież emeryt Benedykt XVI, który zachował białą sutannę (początkowo tłumaczono to brakiem czarnej), imię papieskie, nie całuje następcy w Pierścień Rybaka, mieszka na Watykanie, pojawia się publicznie, a jego portret towarzyszy dorocznej odnowie przysięgi Gwardii Szwajcarskiej...
Z jakiegoś powodu Pan Bóg utrzymuje Benedykta XVI w niezłym zdrowiu i kondycji. On sam – również z jakichś powodów – zachował przy sobie atrybuty i symbole papiestwa. Zaś Franciszek nie tylko to toleruje, ale i mówiąc o sobie, że jest jedynie „biskupem Rzymu", jakby ustępuje miejsca Benedyktowi XVI."



Papież Franciszek zyskał miano "papieża SJW". Dużo miejsca poświęca w swoim nauczaniu poświęca ekologii, feminizmowi, otwieraniu się na masową nielegalną imigrację czy Donaldowi Trumpowi. Po zwycięstwie wyborczym Donalda Trumpa, papież Franciszek został nazwany nawet przez „Wall Street Journal" „nowym przywódcą światowej lewicy". Mamy więc początek "katolickiej wiosny" wymarzonej przez Podestę. Nie ma się co łudzić - w obecnej sytuacji Watykan jest ośrodkiem politycznym, który nie jest nam przyjazny. 

Problem jednak w tym, że poglądy papieża Franciszka są równie przestarzałe jak Hillary Clinton. Pasowałyby do świata, w którym Hillary niszczyłaby cywilizację zachodnią, ale nie pasują do świata, w którym rozpoczęła się populistyczna rewolta i fronda wewnątrz elit. Idee papieża Franciszka oraz stojącej za nim grupy z Sankt Gallen zmierzają na śmietnik historii. Być może więc ktoś przestawi wajchę w Watykanie i następny papież będzie alt-rightowym, młodym papieżem zza Oceanu Piusem XIII? A może w końcu doczekamy się chińskiego papieża? Ja jestem za. 




***

To nie ostatni odcinek serii "Pontifex". Będzie jeszcze jeden związany bardziej z "metafizycznymi" sprawami i także korzeniami chrześcijaństwa. Disciplina Arcani. Odłożę go jednak nieco w czasie. W przyszły weekend będę akurat w Londynie, spotykać się z tamtejszą finansjerą :)

***

Nawiązując nieco do wątku z Gladio i P2. "Wyborcza" opublikowała niedawno artykuł o strasznym włoskim neofaszyście Roberto Fiore. Jak zbudował on imperium biznesowe i jak jeździ do Rosji i bierze pieniądze od ludzi Putina. Skoro FSB daje mu pieniądze, to oznacza, że topi je w błocie. Fiore to bowiem człowiek włoskich tajnych służb, członek siatki Gladio. Nawet się z tym specjalnie nie kryje: jego jedna z firm nosi nazwę Gladio Consulting. Tak samo jest pewnie z innymi przedstawicielami "proputinowskiej prawicy" którą nas nieustannie straszą. Ci ludzie pracują dla służb swoich krajów a do Moskwy jeżdżą w celach szpiegowskich i by doić finansowo rosyjskie tajne służby. To odwrócona operacja "Trust". W latach 60-tych na podobnej zasadzie holenderskie tajne służby założyły partię maoistowską - po tym jak rząd im obciął funduszę, ratowali się kasą z Pekinu.

***

Przy okazji tej całej akcji #meetoo przypomniał mi się fragment znakomitej książki Michaela Hastingsa "Wszyscy ludzie generała". Jeden z oficerów od gen. Flynna opowiadał w niej jak jedna amerykańska dziennikarka pokazała cycki żołnierzom oddziału specjalnego, bo chciała się z nimi zabrać na patrol. Inna lecącą śmigłowcem w Afganistanie trzymała się cały czas za biust. Spytana czy coś jej dolega, odparła, że jej implanty marzną. - Chcesz dotknąć? Bardzo proszę! - położyła rękę żołnierza na swoich buforach. Była wówczas znaną prezenterką telewizyjną. I to raczej nie była Megyn Kelly...

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Największe sekrety: Droga do Bariloche

" - Jesteśmy nihilistami...
 - O mój Boże! To naziści!
 - Pieprzeni antysemici..."
       Big Lebovsky

Ilustracja muzyczna: Chaos All Stars - Laibach - Iron Sky OST


Powyżej: Instalacja artystyczna: Hitler klęczący na terenie dawnego warszawskiego getta

Na Adolfa Hitlera przygotowano dziesiątki zamachów (jeden z nich w Smoleńsku - z bombą na pokładzie samolotu), ale ostatecznie zginął w wyniku samobójstwa. Tak przynajmniej mówi oficjalna wersja, która jest ciut dziurawa, bo była klecona pod presją "naczialstwa" przez czekistów desperacko szukających dowodów na zgon niemieckiego tyrana. Tak więc fragment czaszki, którą trzymało KGB w swoich archiwach i przez dziesiątki lat uznawano za fragment czaszki Hitlera, okazał się ostatecznie kością należącą do... kobiety. Spalone zwłoki, które przypisano Ewie Braun były natomiast zwłokami młodej dziewczyny, która zginęła trafiona serią odłamków. Fizycznych dowodów na śmierć Hitlera nie ma a zeznania świadków są pełne sprzeczności (wszak często były wymuszane, a świadkowie nawet po latach darzyli Fuehrera wielką atencją). Trudno się więc dziwić, że od lat powstają najdziksze teorie o uratowaniu Hitlera z oblężonego Berlina i ucieczce do Argentyny, na Antarktydę, do Shangri-La czy też nawet w Kosmos. Z dużym sceptycyzmem podszedłem więc do książki "Grey Wolf. The Escape of Adolf Hitler" Simona Dunstana i Gerrarda Williamsa. Po jej przeczytaniu uznałem jednak, że podana tam wersja wydarzeń jest w pewnych szczegółach bardzo prawdopodobna.



Dużą część książki zajmuje opis podjętych przez Bormanna przygotowań do ewakuacji strategicznych kluczowych nazistowskich kadr, kapitałów i patentów do Ameryki Południowej - m.in. operacji Feuerland i Adlerflucht. Przypominane są tam takie epizody jak np. konferencja w Maison Rouge. W jednym z poprzednich wpisów pokazałem jak Bormann i "Gestapo" Mueller ubezpieczyli się od stryczka w Norymberdze oddając w czasie wojny bezcenne usługi Sowietom. Okazuje się jednak, że ubezpieczyli się też od strony Zachodu. Kluczem do całej sprawy są tajne negocjacje szefa szwajcarskiej placówski OSS Allana Dullesa (książka Dunstana i Williamsa zawiera dużo szczegółów o jego fascynującej działalności w czasie wojny) z gen. SS Karlem Wolffem - rozmowy, które doprowadziły do kapitulacji niemieckich wojsk we Włoszech i w Austrii. W rozmowach tych brał udział również ppłk SS Hans Helmuth von Hummel, adiutant Bormanna. Reichleiter przedstawił wówczas aliantom propozycję: umożliwienie ucieczki wybranym kadrom nazistowskim w zamian za rewolucyjne patenty zbrojeniowe i część zrabowanych przez nazistów skarbów. Gdyby Dulles nie poszedł na ten układ, skrytki depozytowe (np. w kopalni Merkers i na zamku Neuschanstein) zawierające wiele bezcennych dzieł sztuki miały zostać wysadzone w powietrze. W ten sposób alianci dali Bormannowi (według Dunstana - i Hitlerowi) nietykalność w zamian za skarby dziedzictwa kulturowego Europy.



Jak miała wyglądać ewakuacja Hitlera z Berlina? Doszło do niej już 28 kwietnia. Fuehrer wydostał się tajnym wyjściem (zaznaczonym na odkrytych po wielu latach planach bunkra) prowadzącym do starej Kancelarii Rzeszy a stamtąd siecią podziemnych tuneli (Sowieci nie zapuszczali się do metra) na lotnisko Hohenzollerndamm. Stamtąd Ju-52 zabrał ich na lotnisko Tonder w Danii. Samolot pilotował na tej trasie kpt. Peter Erich Baumgart. W 1947 r. siedział on w więzieniu na Mokotowie i podczas swojego procesu nagle powiedział, że leciał z Hitlerem do Tonder. Można by to uznać za ubecki bzdet, gdyby nie to, że sprawę przemilczała komusza prasa, a rewelacjach Baumgarta poinformował korespondent AP.  Przy aresztowanym Baumgarcie znaleziono czek wypisany przez... Hitlera a por. SS Friedrich von Angelotty-Mackensen zeznał, przebywając w brytyjskiej niewoli, że widział 29 kwietnia Hitlera i kpt Baumgarta na lotnisku Tonder. Gdzie Fuehrer został dalej wywieziony? I tu mamy najsłabszą część książki Dunstana i Williamsa. Choć najlogiczniejszy byłby lot do Norwegii i tam wejście na pokład u-boota typu XXI, to ich zdaniem Hitler poleciał do Reuss w Katalonii a stamtąd na Fuertaventurę (gdzie Abwehra dysponowała lotniskiem, ustronną willą i przystanią). Czy taki lot był możliwy? Jak najbardziej. Na niebie nie było wówczas wielu alianckich samolotów (z braku celów), nie istniały też nowoczesne systemy kontroli przestrzeni powietrznej - i taki gen. Leon Degrelle mógł przelecieć nie niepokojony przez nikogo z Norwegii do Hiszpanii. Na Fuertaventurze Hitler, Eva Braun i Blondi (!) mieli wejść na pokład u-boota z Seegruppe Wolff, który ich zawiózł do Argentyny (z przystankiem na Wyspach Zielonego Przylądka). Lądowanie nastąpiło 28 lipca 1945 r. niedaleko miejscowości Necoches (akta argentyńskiej policji potwierdzają, że wówczas rzeczywiście doszło do pojawienia się łodzi podwodnej u wybrzeża w tym miejscu). Stamtąd został przetransportowany do  nazistowskiej enklawy w okolicach San Carlos de Bariloche. Była tam willa nazywana "Berghoff". (Dziwnym trafem okolice Bariloche to również miejsce ostatniego wspólnego urlopu Evy i Juana Peronów). Co do obecności małżeństwa Hitlerów w Argentynie jest zadziwiająco dużo relacji - z czego wiele znajduje się w aktach argentyńskiej placówki FBI. W relacjach tych pojawiają się wspólne elementy - np. Hitler ma tam zgolone wąsy i siwe włosy. Wiele z tych relacji dotyczy hotelu w miejscowości La Falda, należącego do małżeństwa Einhornów, prominentnych niemieckich imigrantów finansujących NSDAP już we wczesnych latach '20-tych a później udzielających wszechstronnej pomocy nazistowskim tajnym służbom. Jest również świadectwo (byłego ustaszy) mówiące o wspominkowych wizytach Hitlera u Ante Pavelicia w Mar de La Plata. Dunstan i Williams odnaleźli nawet szpital, w którym Fuehrer przeszedł operację wyciągania drzazg wbitych w okolice zatok w wyniku zamachu z 20 lipca. Czy w to wierzyć? Twardych dowodów, takich jak np. zdjęcia nie ma. Niemal wszystko opiera się tylko na relacjach świadków, a jak wiadomo w Rosji jest przysłowie "łże jak naoczny świadek". Jeden dowód pośredni - dziennik dra Lehmana jednak bardzo mnie zaintrygował.


Powyżej: "Admiral Gra Spee" tonie na redzie portu Montevideo, po tym jak Royal Navy zrobiła Kriegsmarine w bambuko...

Dr. Lehman jakoby rzekomo był lekarzem, który opiekował się Hitlerem w ostatnich latach jego życia. Niemal nic o nim nie wiadomo, a "Lehman" to prawdopodobnie pseudonim. Prowadził on dziennik, który przekazał Heinrichowi Bethe, podoficerowi z "Admiral Graf Spee", który był ostatnim służącym Hitlera w Argentynie. Bethe ukrywał się później przez wiele lat pod zmienionym nazwiskiem i pracował jako mechanik samochodowy. Jednym z jego klientów był argentyński parlamentarzysta, były oficer marynarki. Panowie zaprzyjaźnili się ze sobą - zbliżyła ich marynarska przeszłość - a Bethe w latach '80-tych, przed swoją śmiercią powierzył swojemu przyjacielowi dziennik dra Lehmana. Życiorys Bethego został w miarę dobrze prześwietlony. Okazało się, że rzeczywiście był marynarzem na "Admiral Graf Spee", który został po wojnie w Argentynie. Rzeczywiście brał również udział w "obstawie" lądowania pod Necoches 28 lipca 1945 r. Dziennik dra Lehmana zawiera zaś pewne mało znane szczegóły dotyczące życiorysu Hitlera, które mocno zwiększają szansę na to, że nie jest on fałszerstwem.



Według opisu z dziennika dra Lehmana, po obaleniu władzy Perona, nazistowska emigracja wpadła w panikę. Hitler został przeniesiony do małego, ustronnego domku w okolicach Inalco. Ewa Braun opuściła go wraz z dwiema córkami (jej dalsze losy są nieznane). Z dawnych towarzyszy odwiedzał Fuehrera już tylko Bormann, karmiąc go iluzjami o odbudowie Partii i jednocześnie okradając z majątku zgromadzonego na tajnych kontach. Ostatnie pięć lat to niemal zesłanie. Hitler siedział całymi dniami na werandzie i wpatrywał się w dal tępym wzrokiem (dra Lehman pisał: "sprawiał wrażenie opętanego"). Czasem budził się w środku nocy krzycząc, że dusze ludzi, którzy zginęły z jego winy chcą go dorwać. Raz nawet rozpłakał się widząc w jednym z magazynów ilustrowanych zdjęcie stosu dziecięcych zwłok w obozie koncentracyjnym. 12 lutego 1962 r. Hitler padł na ziemię - sparaliżowało mu lewą stronę ciała. Zmarł 13 lutego 1962 r. o godz. 15.00 czasu lokalnego, w wieku 72 lat.  Przeżył Stalina, Roosevelta, Mussoliniego, Bormanna - i nikt go nie niepokoił... Nie wiadomo, gdzie został pochowany - dr. Lehman przekazał Bethemu swój dziennik i kazał mu uciekać. Spodziewał się wizyty ekipy likwidującej niewygodnych świadków.

piątek, 12 kwietnia 2013

Apologia pro Thatcher


Ilustracja muzyczna: Marsz brytyjskich grenadierów (Girls und Panzer OST)

Śmierć Margaret Thatcher spowodowała, że na ulice brytyjskich miast wypełzło bydło podobnego sortu, co uczestnicy ubecko-palikotowych "radosnych happeningów" pod Krzyżem. W Brixton oraz kilku innych mieścinach motłoch zorganizował "street parties" połączone z zamieszkami i okradaniem sklepów. Rolę Dominika Tarasa odgrywała tam Romany Blythe, nauczycielka prowadząca zajęcia teatralne dla trudnej/upośledzonej młodzieży - pięknie pozująca z sowiecką flagą (ale i tak wszyscy dyskutują o jej fotkach w gorsecie). Świętowała również irlandzka Sinn Fein - trochę bardziej kulturalnie, bo bez plądrowania sklepów, ale za to z hektolitrami piwa i puszczaniem w niebo chińskich latarń. Mimo to, celebracje republikanów zniesmaczyły nawet Martina McGuinnessa, byłego szefa sztabu Provisional IRA. Cieszy się za to argentyńska prasa. Można tam było znaleźć nagłówki w stylu: "Galtieri czeka w Piekle na Thatcher" czy też "Margaret Thatcher zatopiona". Czy jednak świętujący zgon baronessy Thatcher mają rzeczywiście powód do takiej zapiekłej nienawiści wobec niej?

Argentyna

W przypadku Argentyńczyków powód radości ze śmierci "Żelaznej Damy" jest oczywisty: Falklandy/Malwiny. Jak mówią argentyńscy weterani: "Nikt za nią nie uroni u nas łzy". Postrzegają ją jako psychopatkę, która zabrała im sporne wyspy i zatopiła Admirała Belgrano. Trudno się dziwić tym uczuciom, ale prawda jest taka, że to Argentyna wywołała wojnę o Falklandy i ta decyzja strategiczna była ogromną głupotą. Niedawno ujawnione dokumenty brytyjskiego MSZ mówią, że rząd Thatcher na kilka tygodni przed wybuchem wojny rozważał udostępnienie Argentynie bazy morskiej na Falklandach. Brytyjscy oficjele chcieli też sprzedać Argentyńczykom stary lotniskowiec i myśliwce Harrier. Junta zaatakowała więc Falklandy całkowicie niepotrzebnie. A zatopienie Belgrano? Nowe dokumenty wskazują, że argentyński okręt kierował się w stronę Falklandów a nie zmierzał do kontynentalnego portu. Stanowił więc zagrożenie. Poza tym, czy zbrodnią wojenną jest zatopienie okrętu wojennego w czasie wojny?

Irlandia

Irlandczycy mają prawo cieszyć się ze śmierci swojego wroga. Irlandia Płn. za rządów Thatcher była królestwem brytyjskiej bezpieki, w której robiła ona, to co chciała (polecam tekst Gerry'ego Adamsa). Wojna przeciwko IRA miała dla "Żelaznej Damy" wymiar osobisty. Irlandzcy terroryści sterowani przez Kreml zabili w 1979 r. jej politycznego mentora Airego Neave'a (notabene wielkiego przyjaciela Polski i bojownika o prawdę o Katyniu. Pisał o jego zabójstwie już na tym blogu.) a w 1984 r. próbowali ją zabić za pomocą bomby podczas konwencji konserwatystów w Brighton. Mimo wszystko Thatcher nie była opanowana nienawiścią wobec Irlandczyków. W 1985 r. wywołała wściekłość unionistycznych, protestanckich zjebów podpisując porozumienie z Republiką Irlandii dające Dublinowi wpływ na sytuację w Irlandii Płn. W 1990 r. uruchomiła zaś tajne negocjacje pokojowe z IRA. To zaowocowało w przyszłości Porozumieniem Wielkopiątkowym.

Lewactwo

Funkcjonuje mit o wrogości Thatcher wobec robotników. Wielu ludzi ma jej wciąż za złe ostrą walkę z górniczymi związkami zawodowymi. By wyprostować ten mit, przytoczę fragment artykułu niezastąpionego Jacka Kwiecińskiego. Przypomina on kim był Arthur Scargill, przywódca górniczych związków zawodowych.



"Scargill był i pozostaje rzadkim już nawet na Zachodzie autentycznym stalinistą. Opuścił partię w proteście przeciw usunięciu mumii Stalina z mauzoleum. Poparł inwazję na Węgry. Potem potępił „Solidarność”. Fundusze czerpał z ZSRR (Politbiura z Gorbaczowem), Libii, nawet Kuby. Chociaż potępiał wszystkich przywódców ZSRR po Stalinie – bo „zniszczyli najwspanialszy ustrój, jaki znał świat”.
„Kapitalizm trzeba obalić i zastąpić systemem socjalistycznym”. „Wszystko w W. Brytanii musi być upaństwowione”. „Gdy obejmę władzę, cała prasa znajdzie się pod kontrolą państwową”. „Przejście do socjalizmu będzie nieodwracalne” (koniec z wyborami). „Nasza rewolucja będzie się opierała na »akcji bezpośredniej«” (przemocy). Nie chodziło już o dyktowanie własnych warunków, praktyczne współrządzenie. Ale o „obalenie tego rządu, a zwłaszcza M. Thatcher” (akurat po jej drugim, ogromnym sukcesie wyborczym). „Decydująca batalia”, stwierdził, „będzie się toczyć nie w Izbie Gmin, a na ulicach Brytanii”. Wszystko powyższe to bezpośrednie cytaty. Można jeszcze dodać, że obecnie Scargill jest członkiem Brytyjskiego Stowarzyszenia Stalina (British Stalin Society); owszem, istnieje coś takiego.
Scargill uderzył w marcu 1984 r. Był pewien, że wygra. Zawsze wygrywał. W 1974 r. obalił rząd konserwatywny, przez jego i nieco mu podobnych upadli laburzyści w 1979 r. Aż strach pomyśleć, co stałoby się ze Zjednoczonym Królestwem, jeśliby zwyciężył i teraz. Pewno mało kto wie, że kopalnie likwidowano w W. Brytanii systematycznie. Pierwszy laburzystowski rząd Wilsona zamykał jedną tygodniowo. I nigdy z tego względu nie strajkowano. Plan M. Thatcher nie był niczym nowym. Ale przecież w grę wchodził nie strajk, a ideologiczna batalia – o losy kraju. Pani premier dobrze wiedziała, co ją czeka. Była przygotowana (wielkie zapasy węgla, zapewnienie pokoju z innymi branżami, utworzony, zawczasu, sztab kryzysowy). Jej minister energetyki, syn robotnika, Peter Walker, zaproponował górnikom niesłychanie korzystny dla nich kompromis. Scargill nie poddał go w ogóle pod głosowanie. A związek był federacją. Odmawiające zatrzymania pracy kopalnie otoczyły działające z niezwykłą brutalnością „latające pikiety” (po paru miesiącach górnicy z Nottinghamshire podali kierownictwo związku, czyli Scargilla, do sądu – wyrok to 200 tys. funtów grzywny). Te latające pikiety to była jakby prywatna armia Scargilla-dyktatora. Oczywiście w centrum swego królestwa działał jeszcze brutalniej.
Ale, ku zaskoczeniu wszystkich, rząd nie zważając na konsekwencje, na PR, na nic – odpowiedział na przemoc przemocą. Też lotnymi oddziałami policji delikatnością się nie odznaczającymi. „Pozaprawna przemoc nie może zatriumfować” – odpowiadała laburzystom, coraz ostrzej ją atakującym w Izbie Gmin, M. Thatcher. „Pojedynek” trwał i trwał, ale było już wiadome, że Iron Lady nie ustąpi. Wreszcie, prawie po roku, szeregowi górnicy zmusili Scargilla do głosowania. Przegrał je i przegrał wszystko.Margaret Thatcher wyeliminowała rewolucyjny socjalizm z W. Brytanii. Zdecydowanie. Całkowicie. Ostatecznie. Raz na zawsze (obecny kryzys tego nie zmieni). Rząd mógł znowu, niezastraszany, rządzić.Niektórzy górnicy (dostali domki i wielkie odprawy) potrafili przystosować się do nowego życia. Inni nie. Unowocześnienie kraju w ogóle było społecznie kosztowne. Ale jeśli W. Brytania miała podnieść się z kolan, nie wprowadzić w pełni gospodarki nakazowej – nie było alternatywy. Wtedy Brytyjczycy jakby to rozumieli. I M. Thatcher wygrała także kolejne, trzecie z rzędu wybory."

Podsumowując: Scargillowi oraz innym stalinowcom chodziło nie o walkę o prawa robotników, tylko o obalenie rządu, który prowadził ostrą politykę wobec Sowietów.

Narodowcy

Tak, tak endecy znaleźli się wśród obsmarowujących Margaret Thatcher. Portal narodowcy.net spłodził kwaśny artykulik, w którym Iron Lady została przedstawiona jako żydowska lewaczka. Artykuł jest pełen kwasów, np.  "W trakcie wprowadzania neoliberalnych reform gospodarczych, twardo rozprawiała się z przedstawicielami związków zawodowych czy protestującymi górnikami, tracącymi swoje miejsca pracy. Stąd przylgnął do niej przydomek „Żelaznej Damy”." Oczywiście przydomek "Żelazna Dama" został nadany Thatcher przez sowiecką propagandę w 1976 r., a więc na trzy lata przed tym jak została premierem, ale widać autor artykułu historię zna jedynie z książek Henryka Pająka. Wśród innych zarzutów wobec brytyjskiej premier znalazło się dziwaczne: ""Zmniejszyła również rosnące wpływy nacjonalistycznego Frontu Narodowego, sprzeciwiając się m.in. przyjmowaniu zbyt dużej liczby imigrantów z Azji." Ale najbardziej rozbroiło mnie, gdy duponarodowcy sięgnęli po następujący argument:

""Będąc ministrem edukacji w latach 1970-1974, obcinała dotacje na edukację, skupiając się przede wszystkim na finansowaniu szkolnictwa akademickiego, co zakończyło się m.in. wycofaniem bezpłatnego mleka dla najmłodszych." LOL

Postawa roszczeniowa jak u Janka Bodakowskiego ("Żydzi odebrali mi darmowe mleko!"). Proponuję zorganizować akcję "Szklanka mleka dla endeka". Można by dać bilboardy z prof. Maciejem Giertychem trzymającym w ręku szklankę mleka - a obok napis : "Pij mleko. Będziesz wielki!" :))))









czwartek, 14 marca 2013

Papież Franciszek - argentyński patriota


Stawiałem na... Węgra. Kard. Petera Erdo. Bo młody jak na kardynalskie standardy, konserwatywny a przy tym "Piotr Rzymianin" (ale jak widać proroctwo św. Malachiasza to ściema:). Gdy odczytano nazwisko nowego pontifexa przesłyszałem się - "Cornholio?!?". Gdy pojawił się na balkonie zauważyłem: "Wygląda trochę jak Paweł VI!". Gdy przemówił, od razu go polubiłem. Uznałem, że ma niesamowite poczucie humoru. Pierwszy papież z Nowego Świata (choć jego bardzo europejskiej, białej części), pierwszy jezuita na czele Stolicy Apostolskiej, pierwszy Franciszek.

Początkowo, gdy usłyszałem, że jest jezuitą z Ameryki Południowej, zaniepokoiłem się. Czytałem znakomitych "Jezuitów"  o. Malachi Martina, wiem jaką negatywną ewolucję przeszedł ten szacowny zakon, wiem że był on filarem komunistycznej dywersji w Kościele w Ameryce Łacińskiej, wiem co ci sowieciarze robili w Nikaragui. Na szczęście jednak kard. Bergoglio walczył z tą zarazą. I to bardzo aktywnie. Przy okazji kampanii czarnego PR na konklawe w 2005 r. wyciągnięto mu sprawę rzekomego wsparcia dla argentyńskiej bezpieki przy porwaniu dwóch komunizujących jezuitów. Według książki Horacio Verbitsky'ego "El Silencio", w 1976 r. Bergoglio, ówczesny argentyński prowincjał Towarzystwa Jezusowego wycofał parasol ochronny zakonu nad braćmi Orland Yorio i Francisco Jalicsem. To było zielone światło dla oficerów marynarki dla porwania i likwidacji tych komunistów. (Nie łudźmy się. To nie byli żadni lewicowi idealiści. To stalinowcy tacy jak w Nikaragui czy na Kubie). Z drugiej strony jednak pomógł jednemu z dysydentów w ucieczce za granicę. Bergoglio wpisywał się wówczas w patriotyczną frakcję argentyńskiego kościoła. Jakiś czas temu na spotkaniu z weteranami wojny o Falklandy/Malwiny nie krępował się, by powiedzieć im: "Walczyliście o swoje". Choć zirytował prezydent Cristinę Kirchner swoim ostrym sprzeciwem wobec przywilejów dla lobby gejowskiego oraz krytykował jej politykę gospodarczą, to  argentyńskie władze mają powód, by się cieszyć z jego wyboru na papieża. W trosce papieża Franciszka o biednych pobrzmiewa po prostu dawny peronizm.


W dniu wyboru, na niebie półkuli północnej pojawiła się kometa widoczna od kilku tygodni na półkuli południowej.

Ps. Tymczasowy wenezuelski prezydent Maduro twierdzi, że to Chavez podpowiedział Chrystusowi wybór kard. Bergoglio na papieża. Co na to międzynarodowa lewica? :)

Tymczasem stary jajcarz fajansiarz Sabourdżian vel Ahmadinedżad twierdzi, że Chavez powstanie z martwych i pojawi się razem z Jezusem i szyickim Ukrytym Imamem.

czwartek, 7 marca 2013

Evita Peron - kobieca wersja Chaveza?



"Wiwat rak!"
        Napisy na murach umieszczane przez argentyńską opozycję po śmierci Evity Peron

To była kobieta niezwykła i niebezpieczna. Jej charakterystyka sporządzona przez nazistowską SD trafnie wskazuje, że Eva Duarte (późniejsza Evita Peron) była niezwykle inteligentna, ambitna i przy tym bezwzględna. Tak ją już ukształtował los. Biedna dziewczyna, szykanowana w dzieciństwie za pochodzenie z nieprawego łoża, szukająca szczęścia w wielkiej metropolii - Buenos Aires, jako aktoreczka w filmach klasy B, brutalnie zgwałcona przez arystokratę, kilkakrotnie ciężko pobita przez przeciwników politycznych. Sławę zdobyła jako prowadząca w radiu społeczny program interwencyjny. Dostała tę pracę wykłócając się z szefem o podwyżkę. "Jeśli pani ma tyle gniewu w sobie, to niech pani go wyładuje przed mikrofonem" - miał jej wówczas powiedzieć pracodawca. Audycje prowadziła z pasją, zyskała ogromną sławę i kontakty w grupie młodych nacjonalistycznych oficerów patrzących z podziwem na narodowo-socjalistyczny eksperyment społeczny. To tam poznała płka Juana Perona. (Odbiła go znanej aktorce Libertad Lamarque. Kilka lat później Libertad xyfka "Pirania" publicznie ją za to spoliczkowała. Wymagało to niesamowitej odwagi. Eva Duarte była już wówczas  żoną wiceprezydenta Perona.) Nazistowskim tajnym służbom dostarczała trafne charakterystyki szych z  argentyńskiej elity wojskowej. Po wojnie przejmie ją z rąk SD... Stasi. Evita była jednak agentką dosyć niezależną - potrafiła okraść na kilkaset milionów dolarów samego Martina Bormana. Gdy w 1945 r. Juan Peron został wtrącony do więzienia przez proaliancką część argentyńskiej elity, Eva szybko i sprawnie zorganizowała kontr-zamach stanu. Pod koniec życia błagała swojego męża, by pozwolił jej uzbroić robotnicze bojówki w broń maszynową i wyrżnąć opozycję. (Dziwna to była opozycja. Komuniści, oligarchowie i arystokraci zjednoczeni przez ambasadę USA). Bojówki działały sprawnie i bez pistoletów maszynowych. Gdy w 1946 r. kandydat opozycji wybrał się w podróż wyborczą specjalnym pociągiem, ludzie Peronów ten pociąg po prostu mu spalili.
Argentyńczycy autentycznie kochali Evitę i otaczali ją nawet quasi-religijnym kultem. Po raz pierwszy w dziejach kraju, dzięki niej dano bowiem niższym warstwom społeczeństwa poczucie godności. Evita bardzo dbała o "postępowe prawodastwo", tanie budownictwo mieszkaniowe, ochronę zdrowia, edukację itp. Z własnych pieniędzy potrafiła fundować biednym dzieciom wakacje nad morzem a w swoim biurze przez wiele godzin dziennie osobiście przyjmowała interesantów, wysłuchiwała ich próśb i je spełniała. Evita założyła największą fundację charytatywną na świecie. Pieniądze płynęły do niej szerokim strumieniem - gdy jakiś przedsiębiorca nie chciał płacić, składały mu wizytę peronistowskie bojówki. (Gdy liberalna społeczność żydowska Buenos Aires nazbyt krytykował pierwszą damę, została obłożona specjalną kontrybucją, z której sfinansowano pomoc humanitarną dla... Izraela.) Fundacja nie prowadziła księgowości, gdyż Evita uznawała księgowość za "burżuazyjny wymysł".   Argentyna za jej czasów przeżywała cud gospodarczy. Źródło prosperity było dosyć oczywiste: w czasie drugiej wojny światowej kraj mocno wzbogacił się na handlu z walczącymi stronami a od 1944 r. napłynęły do niego olbrzymie kapitały zrabowane przez nazistów w całej Europie. Gdy w drugiej połowie lat '50-tych kapitał został "repatriowany" do RFN, cud się skończył.
Evita silnie oddziaływała na wyobraźnie Argentyńczyków. Szykowna kobieta, obnosząca się z drogą biżuterią była dla kobiet wzorem do naśladowania, dla mężczyzn obiektem westchnień. O jej stylu świadczy choćby to, że podczas wizyty w Hiszpanii, w środku lata chodziła w drogim futrze (I dlatego dr. Grażyna Michałowska opowiadała nam później na zajęciach, że "w Hiszpanii Franco kobiety musiały chodzić po plażach w futrach" :).



Powyżej: Evita Peron w mangowej interpretacji. Prawdziwa argentyńska pierwsza dama miała jednak mały biust, co było jej największym kompleksem. Myślała o operacji powiększenia piersi

Po jej śmierci Juan Peron zupełnie się stoczył. Związał się z 13-latką. Gdy współpracownicy zwracali mu uwagę na niestosowność tego kroku mówiąc: "Przecież ona ma 13 lat!", odpowiadał im: "I co z tego? Nie jestem przesądny". (Gdy Roman Polański to usłyszał zrobił minę jak Chopper z "One Piece" i wykrzyknął: "Naprawdę!? Niesamowite!" :). Władza wymknęła mu się z rąk a nowa junta ukryła zwłoki Evity w bezimiennym grobie we Włoszech. Zakazała nadawania dziewczynkom imienia Eva.

Ps. O poziomie polskich mediów świadczy to, że newsy o śmierci Chaveza były w wiadomościach na wszystkich kanałach upchnięte w głębi serwisu. Wiadomością dnia było zaginięcie jakiś dwóch gostków gdzieś w Himalajach, a potem ból d... Ryszarda Kalisza. W wiadomościach TVP komentował śmierć Chaveza paraprofesor Roman "Temperowałem ołówek dupą i teraz potrzebuje plastra" Kuźniar waląc niesiołowate bon moty w stylu "Chavez nic dla Wenezueli nie zrobił".


sobota, 18 lutego 2012

Kto podstawia nogę Obamie i Chameneiemu?

Jednym z podstawowych błędów przy analizowaniu polityki międzynarodowej jest przyjęcie założenia, że polityka zagraniczna prowadzona przez poszczególne państwa jest jednolita. W praktyce rzadko tak się zdarza. Albo mamy różne ośrodki władzy prowadzące własną politykę zagraniczną, czasem sprzeczną  (np. Polska od listopada 2007 r. do kwietnia 2010 r.), lub różne grupy w establiszmencie danego kraju, które prowadzą własną politykę (w rożnych okresach: USA, Niemcy, Rosja, Chiny, Japonia a nawet Stolica Apostolska). Bez uwzględnienia tego czynnika, nie zrozumiemy anomalii takich jak np. ostatnia seria dziwnych zdarzeń wokół Iranu i Izraela. Spróbujmy więc połączyć poszczególne punkty:

Kuwejcka prasa donosi o spisku na życie izraelskiego ministra obrony Ehuda Baraka, podczas jego wizyty w Singapurze. Izraelskie władze gwałtownie zaprzeczają, że taki spisek miał miejsce. Reakcje Izraela na incydenty terrorystyczne w New Dehli i w Tbilisi również są zadziwiająco słabe. Jednocześnie Ehud Barak wycofuje się ze słów, że irański program nuklearny przekroczył "point of no return". Dennis Ross, doradca innego Baracka - Obamy, publikuje w "NY Timesie" artykuł pod tytułem "Iran jest gotowy rozmawiać". Przecieki mówią, że rozmowy już trwają. Obamie nie zależy na wojnie z Iranem (zwłaszcza przed wyborami), ale na jego przyciśnięciu i zmuszeniu do ustępstw. Z tego powodu Amerykanie nakazują Izraelowi siedzieć cicho.



Mimo, że trwają rozmowy dochodzi do nieudanych prób ataków na izraelskie cele: najpierw na Chabad w Bangkoku, później na Chabad i ambasadę w Azerbejdżanie, potem na Chabad w Bariloche (centrum nazistowskiej emigracji w Argentynie)  następnie na attache wojskowych w New Dehli i w Tbilisi oraz do wpadki terrorystów w Bangkoku. (Co ciekawe indyjskie służby RAW potraktowały ostatnio Chabad jako ekspozyturę izraelskiego wywiadu. Wcześniej zrobiły tak już służby pakistańskie - dokonując masakry w ośrodku Chabad w Mumbaju). Celami są we wszystkich tych przypadkach nie przypadkowi cywile, ale osoby traktowane przez islamskie służby specjalne jako funkcjonariusze izraelskich służb (gdyby założyć, zgodnie z tezami endeków, że "Żydy same się wysadziły" logiczniejsze byłyby ataki na izraelskich turystów - przekaz takiej prowokacji w mediach byłby mocniejszy. Atakowanie KONKRETNYCH funkcjonariuszy Mossadu i Amanu odpada z wielu przyczyn - wywołałoby zbyt wielkie komplikacje wewnątrz izraelskich służb specjalnych) . Zamachy w New Dehli i Tbilisi były nieudolną kopią ataków na irańskich naukowców dokonywanych w ostatnich latach. Tuż przed atakami w Indiach i Gruzji mieliśmy niesamowite nasilenie przecieków z amerykańskich służb do mediów mówiących, że za zamachami w Teheranie stoi Izrael i że Iran szuka za nie zemsty. Po tych atakach, brytyjskie służby zaczęły puszczać przecieki, że Iran sprzymierzył się z al-Kaidą (która walczy przeciwko Irańczykom w Syrii...) i zamierza dokonać megazamachu podczas olimpiady w Londynie. 

Tymczasem bardzo ciekawe rzeczy dzieją się wewnątrz Iranu. Chamenei szykuje się do odstrzału prezydenta Sabourdżiana vel Ahmadinedżada, który ma zostać zlinczowany pod zarzutami korupcji, złego kierowania gospodarką, odchylenia prawicowo-nacjonalistycznego i... uprawiania czarów przez jego najbliższego współpracownika. Doszło już nawet do tego, że blokowane są strony internetowe sympatyzujące z Ahmadinedżadem.



Izraelskie służby ustaliły, że za zamachami w New Dehli i Tbilisi nie stoi ani irańskie Ministerstwo Wywiadu, ani Korpus Strażników Rewolucji. Kto więc dokonuje takich prowokacji? Wykluczam oficjalne czynniki w USA, Izraelu i Iranie. Dopuszczam jednak czynniki nieoficjalne bądź w Teheranie, bądź w Waszyngtonie. Jednym zależy na podstawieniu nogi Chamenejemu, drugim na podstawieniu nogi Obamie. Kadry jak widać decydują o wszystkim.

Ps. Polecam tekst Geralda Celente, amerykańskiego badacza trendów (kiedyś przeprowadzałem z nim wywiad - naprawdę łebski facet) dotyczący irańskiego kryzysu. Wskazuje on w nim, że jeśli rzeczywiście irański program nuklearny jest pokojowy (w co nikt nie wierzy), to Irańczycy wybrali złą i niebezpieczną technologię opartą na uranie. Lepsze dla nich byłby reaktory oparte na thorze, które chcą budować m.in. Chiny, Indie i Brazylia.

sobota, 28 stycznia 2012

Co robili Hezbollah i Niemcy w Bariloche?

Hezbollahowi nie udało się ugodzić "Wielkiego i Mniejszego Szatana" w Tajlandii i w Azerbejdżanie, próbuje więc dalej. Iran chce w ten sposób pokazać, że potrafi mocno ugodzić za atak na swoje interesy -  syryjską rebelię, zabójstwa naukowców a także... wciąż nie pomszczoną likwidację Imada Mugniyeh. Liczy też, że trochę zamieszania w odległych stronach świata odciągnie USA od Zatoki Perskiej. Jak już wielokrotnie jednak pisałem - bez wielkiego talentu Imada Mugniyeh nie idzie  mu już tak łatwo jak kiedyś. Ostatnio argentyńskie służby zwinęły siatkę Hezbollahu przygotowującą się do ataków na siedzibę Chabadu w San Carlos Bariloche. Dlaczego akurat Chabad? Po pierwsze,  w Mumbaju pakistańskim służbom udało się w hostelu tej instytucji urządzić niezłą masakrę - a irańskie służby nie chcą być gorsze. Po drugie, o Chabadzie chodzą plotki, że jest to przykrywka dla działań izraelskich służb na świecie. Niezależnie od prawdziwości tych pogłosek - tak postrzega tę organizację Teheran.

Warto też zwrócić uwagę na miejsce planowanego ataku: San Carlos Bariloche. Miasto doskonale znane czytelnikom serii "Supertajne bronie Hitlera". W 1945 r. w jego okolicach powstało szereg niemieckich kolonii rolniczych zaludnionych głównie "emigrantami" z Europy - wśród których znajdowały się dziesiątki nazistowskich zbrodniarzy, niemieccy fizycy jądrowi, wysokiej klasy inżynierowie... Niektóre zachodnie publikacje, np. książka "Grey Wolf" mówią nawet, że po wojnie w Bariloche gościł Hitler. Nie trzeba się więc dziwić, że Bariloche stało się również popularne wśród izraelskich "turystów". Nie trzeba się też dziwić doniesieniom, że stara niemiecka emigracja rzekomo pomagała tam Hezbollahowi.



Ps. Po wojnie, nazistowska emigracja podzieliła się na dwie frakcję: prosowiecką i proamerykańską. Pierwsza z nich stała m.in. za rewolucją w Egipcie w 1952 r. Zaliczał się do niej m.in. Martin Bormann. Ta część emigracji była mocno zinfiltrowana przez enerdowskie służby. Frakcja proamerykańska zrobiła zaś kawał dobrej roboty dla Organizacji Gehlena, CIA i południowoamerykańskich antykomunistycznych reżimów. Co ciekawe, czasem prowadziła ona również pracę dla Mosadu. To m.in. dlatego Adolf Eichmann, był JEDYNYM niemieckim zbrodniarzem, którego izraelskie służby zaprowadziły przed sąd i na szafot. Dlaczego akurat jego? To już całkiem inna historia :)