Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Gruzja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Gruzja. Pokaż wszystkie posty

sobota, 5 lipca 2025

Klęska Rosji na Zakaukaziu, zmiany w Chinach i ognie w Warszawie

 


Do ciekawych zmian dochodzi na Zakaukaziu. Podczas niedawnej wizyty ormiańskiego premiera Nikola Paszyniana w Ankarze, Armenia, Azerbejdżan i Turcja porozumiały się w sprawie korytarza transportowego Zangezur, łączącego azerską enklawę Nachiczewań z resztą terytorium Azerbejdżanu. Umowa przewiduje, że Rosja straci kontrolę nad tym korytarzem, a tranzytem towarów być może zarządzać będzie tam amerykańska firma.  Armenia i Azerbejdżan są więc bliższe osiągnięcia porozumienia pokojowego, co oczywiście wywołuje wściekłość Moskwy.

Niedawno doszło w Armenii do próby prorosyjskiego puczu - rozbitej przez służby Paszyniana. Okazało się, że zamach stanu organizowano pod patronatem Apostolskiego Kościoła Ormiańskiego, a na czele spisku stał arcybiskup. Katolikos - czyli zwierzchnik ormiańskiego kościoła narodowego - Karekin II jest znanym przeciwnikiem Paszyniana. Po rozbiciu próby puczu oskarżył więc ormiańskiego premiera, że jest obrzezany. Paszynian odpowiedział, że może katolikosowi pokazać fiuta i udowodnić, że nie jest. Dodał, że Karekin II złamał celibat i ma nieślubne dziecko. Maregerita Simonian, ormiańska szefowa telewizji Russia Today, stwierdziła, że Paszynian to "odbyt Antychrysta".

(Ja pamiętam, że w ormiańskim klasztorze Geghard jest ciekawa płaskorzeźba. Przy normalnym oświetleniu przedstawia ona Baranka - ale jak się poświeci wyżej, to widać, że Baranem jest trzymany na łańcuchu przez Kozła, reprezentującego Szatana. W cerkwii w Eczmiadzynie - "ormiańskim Watykanie" - jest natomiast obraz przedstawiający mnicha kłaniający się Szatanowi na pustyni. Dodajmy do tego dużą inflitrację ormiańskiej cerkwii przez KGB...)

Ciekawie dzieje się też na linii Rosja-Azerbejdżan. Rosyjskie służby dokonały ostatnio dużych obław na azerskich imigrantów w dużych miastach. Akcja była brutalna, a w jej wyniku zginęło dwóch Azerów. Władze Azerbejdżanu odpowiedziały aresztowaniem ekipy Sputnika za szpiegostwo. Rosyjska bezpieka aresztowała więc dwóch prominentnych azerskich potentatów biznesowych. Azerbejdżan odpowiedział masowymi aresztowaniami Rosjan, którzy dostają ostry wpierdol w aresztach. Azerowie zamykają rosyjskojęzyczne szkoły i grożą, że zaproszą wojsko tureckie na swoje terytorium. Tymczasem Armenia chce znacjonalizować rosyjskie przedsiębiorstwa i zablokować rosyjskie media na swoim terytorium.



Rassija ponosi konsekwencje swojej kretyńskiej dyplomacji, w ramach której groziła niemal wszystkim państwom byłego ZSRR "losem Ukrainy". Dyplomacja pijanego żula...

Sukces Moskwa odniosła jedynie w Gruzji - gdzie ponad dekadę temu zainstalowała (przy poklasku Zachodu i różnych wyciągniętych z dupy "ekspertów") swoją agenturę. Obecnie ta agentura odebrała immunitety i finansowanie dla całej opozycji w parlamencie.  No u nas też był w grze podobny scenariusz, ale agentura na szczęście okazała się mniej kompetentna..

A w Moskwie - w eksplozji bomby ukrytej w hulajnodze - zginął Aleksiej Komkow, dyrektor 5 Służby FSB.

***

Niewiele mówi się o źródłach izraelskiego zwycięstwa nad Iranem. Jednym z nich był outsourcing IT. Irańczycy zlecali wiele krytycznych usług informatycznych dla swoich służb, wojska i rządu różnym indyjskim gównofiremkom. Później okazało się, że wszystkie te Pajitexy pracowały dla Mossadu. Irańskie systemy informatyczne były więc całkiem przezroczyste dla Izraelczyków.

Ale Izrael nie tylko odnosił sukcesy na tej wojnie.

Okazało się, że irańskie rakiety podczas wojny 12-dniowej trafiły w co najmniej pięć izraelskich baz wojskowych. Nie wiadomo, jakie poniesiono tam straty - Izrael stosuje cenzurę,  ale izraelski Kanał 13 mówił o "znacznych stratach, które zatuszowano".. Tuszowano też choćby uderzenie w budynek izraelskiego Ministerstwa Obrony. I wbrew temu, co Odkrywca ostatnio pisał w komentarzach - budynek giełdy papierów wartościowych w Tel Awiwie też został trafiony - o czym pisały izraelskie media i świadczą liczne filmy.

Tymczasem nad Syrią operowały izraelskie, amerykańskie, brytyjskie, francuskie i niemieckie myśliwce, strącające irańskie rakiety i drony.

Wyszło też na jaw, że Arabia Saudyjska pomagała Izraelowi zestrzeliwać irańskie rakiety. I w sumie cała ta wojna poszła tak jakby według saudyjskiego scenariusza. Nie zapominajmy, że to Arabia Saudyjska, ZEA i Katar obsypały kilka tygodni temu Trumpa setkami miliardów dolarów...

Cieszą się też w Syrii - w Damaszku świętowano fajerwerkami to, że Trump zniósł sankcje nałożone na ten kraj. 

***

Ciekawe rzeczy dzieją się też w Chinach. Jak podała Hanna Shen:

"Już kilka miesięcy temu kilku komentatorów na Tajwanie sygnalizowało, że podczas sesji plenarnej KPCh w sierpniu wydarzy się coś ważnego...i może to być oficjalne odsunięcie Xi Jinpinga od władzy....oficjalne bo to nieoficjalne już się zaczyna. Powołano właśnie nową strukturę w ramach KPCh, która ma podejmować decyzje w najważniejszych dla państwa sprawach (powrót do kolektywnego przywództwa) -już nie Xi decyduje ale ta grupa. Władze nad wojskiem ma mieć Zhang Youxia (generał i wiceszef Centralnej Komisji Wojskowej....szefem Komisji jest Xi). Zhang pomógł Xi zdobyć władze na 3cią kadencję po czym Xi próbował podkopać pozycję Zhanga w Centralnej Komisji Wojskowej sprawującej pieczę nad armią. Teraz Zhang i starszyzna KPCh, w tym b. prezydent Hu Jintao, którego w 2022 r. podczas zjazdu KPCh Xi upokorzył, planują kto zajmie miejsce po Xi.......Xi narobił sobie dużo wrogów w KPCh i teraz oni uderzają.
Inne dowody cytowane przez media a wskazujące na chwijącą się pozycję Xi:
- Niedawna zmiana nazwy „Sali Pamięci Xi Zhongxuna (ojca Xi Jinpinga)” w Pufeng w prowincji Shanxi na „Salę Pamięci Rewolucji Guangzhong” . Xi Jinping stworzył je by upamiętnić swego ojca.
- Całkowita nieobecność Xi w wystąpieniach publicznych przez okres dwóch tygodni, począwszy od końca maja. Państwowe media, w tym „Dziennik Ludowy”, prawie nie informowały o prezydencie Xi w tym okresie.
Co będzie z tej walki w KPCh zobaczymy w sierpniu na sesji plenarnej .....gdyby doszło do zmiany władzy to raczej nie będzie to dobra wiadomość dla Putina."

Rzeczywiście, nagle zaczęli się tam bawić w KC w powrót do struktur kolektywnych.

Generał SWR pisał natomiast kilka tygodni temu, że według rosyjskich służb, Xi Jinping miał zawał serca. 

Można się domyślić, że powody do zdenerowania Xi Jinpingowi dawała w ostatnich miesiącach polityka Trumpa.

A co tam w USA? Wbrew "ekspertom" gospodarka, ani giełda nie załamały się . Trump przed 4 lipca podpisał "Wielką, Piękną Ustawę" budżetową. "Eksperci" skupiają się na tym ilu ludzi może stracić w jej wyniku w ciągu 10 lat (!) ubezpieczenie zdrowotne i jojczą z powodu wzrostu długu, ale ta ustawa oznacza, że gospodarka USA będzie rozwijała się podobnie dynamicznie jak za pierwszej kadencji Trumpa i jak za rządów Bidena. Oznacza ona również duże fundusze dla kompleksu militarno-przemysłowego oraz na rozwój sztucznej inteligencji.  ICE dostanie 175 mld USD budżetu, by deportować więcej imigrantów. A dotychczasowe deportacje okazały się mieć znakomite skutki dla gospodarki - rośnie zatrudnienie wśród osób urodzonych w USA, spada wśród imigrantów. 


***

A w Polsce?

Coś ostatnio za dużo dziwnych zbiegów okoliczności w Warszawie i okolicach...

W nocy z 30 czerwca na 1 lipca doszło do pożaru podstacji energetycznej przy stacji metra Racławicka. Akurat ta podstacja była kluczowa w systemie, więc pożar sparaliżował na jeden dzień linię metra M1. Tuż obok miejsca pożaru znajduje się komenda główna Straży Granicznej.

2 lipca wieczorem doszło do pożaru stacji transformatorowej przy ul. Zamienieckiej, na Grochowie.  Dziwnym trafem, tego samego dnia, o 18.30 doszło do pożaru stacji transformatorowej w Legionowie.

3 lipca wieczorem spłonęły zaś dwa bloki mieszkalne w Ząbkach przy ulicy Powstańców. (Mój kolega z liceum akurat mieszka przy tej samej ulicy, w tak samo wyglądającym bloku - położonym jednak kilka przecznic dalej.) Emerytowany generał Straży Pożarnej Ryszard Grosset dziwił się, że pożar pojawił się na całej długości dachu.

Przypominam, że mieliśmy jakiś czas temu w Warszawie i kilku innych miastach do czynienia z podpaleniami, m.in. hali targowej przy Marywilskiej i marketu budowlanego Obi przy Radzymińskiej, dokonywanymi przez ukraińskich oraz białoruskich imigrantów - jełopów zwerbowanych przez rosyjskie tajne służby. Podobny był modus operandi rosyjskich służb w kilku innych krajach, m.in. w Estonii  i na Litwie.  Można odnieść wrażenie, że tym razem Ruscy wysłali przeciwko nam lepiej wyszkolonych dywersantów.



Co robi rząd? Pomstuje na to, że Ruch Obrony Granic przeszkadza niemieckiej Polizei we wpychaniu na teren Polski subsaharyjskich imigrantów z fałszywymi papierami. Politycy KO przekonują nas, że owi nachodźcy to tylko członkowie zespołów tanecznych z Senegalu. A skąd to wiedzą? A co jeśli wśród nich są też dywersanci zwerbowani przez rosyjskie służby? Przecież Subsaharyjczycy walczą też w szeregach wojsk rosyjskich na Ukrainie. Co za problem ściągnąć pod Moskwę lub na Białoruś jakiegoś Murzyna zwerbowanego w kraju, gdzie operuje rosyjski Korpus Afrykański, wyszkolić go na dywersanta i przerzucić do Europy - nawet i okrężną drogą. 1 na 5 nielegalnych imigrantów trafiających do Niemiec, dostaje się tam normalnymi rejsowymi samolotami. 

Czemu libkom tak trudno zrozumieć, że nie wolno wpuszczać przez granicę kolesi z jakiś shitholi, którzy nie wiadomo kim są i dla kogo pracują? A... zapomniałem. Libki miały poważny problem z tym, która z dwóch kratek na karcie wyborczej była "na Rafaua". 


Niezależnie od argumentów - gówno zrozumieją. Nawet jeśli będą ofiarami przestępców-imigrantów, to może do nich nie dotrzeć. Będą głosy, że "należy wybaczać", by "nie dawać paliwa rasistom". 24-latka, której w Toruniu Wenezuelczyk wydłubał oczy śrubokrętem raczej miała liberalne poglądy, a jakoś żadna feministka nie protestuje przeciwko przemocy jaka ją dotknęła. No cóż, libki na całym świecie zwykle współczują bardziej przestępcom niż ich ofiarom. No chyba, że chodzi o mowę nienawiści lub heteroseksualne molestowanie seksualne...

***

Jak zwykle zachęcam do kupowania i czytania najnowszej książki Waszego Ulubionego Autora czyli "Demonów nazistów".


Fragment recenzji napisanej przez Pawła Skuteckiego (byłego posła) na portalu Historia Naprawdę:


"Książkę Kozieła przeczytałem w kilka dni, dawkując, żeby na dłużej starczyła. To naprawdę świetny przykład pisania o sprawach, które niosą ze sobą ogromne ryzyko dla autora. Bardzo łatwo można się ześlizgnąć albo na pozycję cynicznego ironisty, albo – co gorsza – dostać etykietę wyznawcy teorii spiskowych, która nie traci ważności nawet wówczas, gdy część z tych teorii z czasem okazuje się prawdą. Hubert Kozieł zachowuje się jak rasowy reportażysta: opowiada, relacjonuje, pokazuje i stoi twardo na gruncie logiki. Także wtedy, kiedy pisze o tym, że dzisiejsza nauka nie może rościć sobie praw do przyszłości.

„Demony nazistów” to zdecydowanie jedna z ciekawszych książek, jakie przeczytałem w tym roku, a konkurencja jest ogromna. Kozieł pisze sprawnie, ciekawie, z niesamowitą lekkością, co w kontekście nazizmu i morza cierpień, jakie przynieśli światu, jest wystarczającą rekomendacją. Polecam gorąco."

Fragment recenzji z portalu Lubimyczytać napisanej przez użytkowniczkę podpisaną nickiem mommy_and_books:

"Książka Huberta Kozieła pod tytułem "Demony nazistów. Nawiedzone miejsca i okultyzm III Rzeszy" wywołała we mnie mnóstwo emocji. Poznałam wiele faktów, o których nie miałam pojęcia. Po jej przeczytaniu jestem jednocześnie przerażona i wstrząśnięta.(...) Wierzę w istnienie duchów i sił nadprzyrodzonych. Na własne oczy widziałam opętaną kobietę. Od tego wydarzenia minęło prawie 13 lat, a ja nadal słyszę jej bluzgi. Dlatego na serio odbieram tę książkę i wierzę, że dusze zamordowanych lub po samobójczej śmierci mogą znajdować się w miejscu, w którym dokonali żywota. Dzięki autorowi poznacie miejsca, w których dochodziło do nadprzyrodzonych zjawisk. Jestem zadowolona z tej książki. Okładka jest przerażająca. Wzbudza we mnie dziwne emocje. W środku tekst napisany jest większą czcionką, co znacznie ułatwia czytanie. Znalazłam też świetne ilustracje, które nadają tej książce dodatkowego charakteru. Moim zdaniem warto przeczytać "Demony nazistów. Nawiedzone miejsca i okultyzm III Rzeszy". Fabuła jest tak wciągająca, że tę książkę można pochłonąć w ciągu jednego dnia. Po tej historii z chęcią sięgnę po inne dzieła tego autora."

W piątek 11 lipca możecie spotkać Waszego Ulubionego Autora na prelekcji dla Stowarzyszenia Niklot "Szaleństwo w szaleństwie" poświęconej nazistowskiemu okultyzmowi. Adres: Warszawa, ul. Ożarowska 61, "Pracownia na Kole", lokal usługowy U10. Wstęp wolny i bezpłatny. Będzie oczywiście możliwość zdobycia autografu na książce.

Polecam również książkę zaprzyjaźnionego autora z Repliki: "Baśka Murmańska. Niezwykła niedźwiedzica Wojska Polskiego". Pewnie za tydzień ją zrecenzuję - a także "Aferę teozofów".


sobota, 24 sierpnia 2024

W poszukiwaniu gruzińskich megalitów + Konwencja demokratów

 



Przy okazji swojego niedawnego urlopu miałem do czynienia z ciekawą synchronicznością. Początkowo nie planowałem jechać do Gruzji. Namawiał mnie do przyjazdu Koba, mój znajomy z Tbilisi. Podesłał mi info o nowej atrakcji: szklanym moście nad głębokim kanionem w Dashbash. Spojrzałem na Google Maps i zauważyłem, że w okolicy są też... megalityczne, cyklopowe fortece. Uznałem wówczas, że muszę tam jechać. 

Gruzja zwykle nie jest postrzegana jako kraj starożytnych tajemnic. A jednak... są tam ruiny twierdz budowanych tysiące lat temu przez totalnie nie znaną megalityczną cywilizację. Jest jednak jeden problem z tymi stanowiskami - zwykle są trudno dostępne.

Na miejscu miałem okazję porozmawiać ze znajomym Koby, archeologiem. Spytałem o twierdzę megalityczną Avranlo. "A tam jest bardzo niebezpieczna droga. Trudno się tam dostać normalnym samochodem. My tam organizujemy zwykle wycieczki piesze. Trzeba kilka godzin chodzić po skałach" - otrzymałem odpowiedź. Podobnie trudno dostępna jest megalityczna twierdza Abuli, znajdująca się na zboczach wygasłego wulkanu o tej samej nazwie. Niektóre obiekty megalityczne są tam położone na wysokości ponad 2000 m n.p.m. Nie miałem czasu na takie wspinaczki i nie chciałem ryzykować, że znów uszkodzę sobie nogę. Więc byłem mocno rozczarowany, że nie zobaczę głównego punktu wycieczki, czyli: megalitów. Ustaliłem jednak z Kobą, że pojedziemy do regionu Dżawaketia, w którym znajdują się te cyklopowe zabytki. Może coś pod drodze uda się zobaczyć. Wybraliśmy się do wioski, z której pochodzi Tamara, żona Koby. Wioska jest położona blisko granicy z Turcją i z Armenią. Nazywa się Czungczha (zapis fonetyczny, może być błędny). Próbowałem ją później znaleźć na Google Maps - nie udało mi się namierzyć nawet podobnie nazywającego się ludzkiego osiedla. 

Jakież było moje zaskoczenie, gdy dotarliśmy na miejsce!



Wioska nieco przypominała stare irlandzkie czy islandzkie wsie. Kamienne domki z dachami porośniętymi trawą otoczone murami z dużych kamieni mających często rdzawą barwę. Oczywiście wiele z tych kamieni zostało pewnie zebranych z pól i z pobliskich skalnych rumowisk. Ale łatwo można było dostrzec też większe głazy, które mogły wcześniej być częścią budowli megalitycznych. Tego materiału były tam ogromne ilości. Cała wioska wyglądała jakby została zbudowana na zrujnowanej megalitycznej metropolii!





Udało mi się znaleźć też kamienie noszące ślady obróbki - choćby posiadające wywiercone otwory. Na zdjęciu drugim od dołu uchwyciłem natomiast coś podobnego, co widziałem w Karahan Tepe w Turcji.





Okolica tej wioski jest "strategiczna". Rozciąga się z niej daleki widok na górskie przełęcze.


Twierdza megalityczna w takim miejscu? Całkiem logiczne. Wszak w pobliżu są inne twierdze megalityczne. Niedaleko stamtąd do wygasłego wulkanu Abuli i jeziora Calka.

Kto zbudował te starożytne metropolie? Nie wiadomo. Gruzińska mitologia mówi jednak, że są one dziełem straszliwych olbrzymów, których nazywano: Devi.

To już wywołuje oczywiste skojarzenia. W zoroastryjskiej mitologii irańskiej był dobry bóg Ahura Mazda i złe istoty nadprzyrodzone zwane daevami. W mitologii hinduistycznej był dobry klan bogów zwanych devami i zły zwany aszurami. Wygląda więc, że obie mitologie mówią o jednym i tym samym konflikcie między bogami, tylko opowiadają go z różnych perspektyw. Tak jak sowieckie i amerykańskie historie Zimnej Wojny.

Co jednak robili dewowie na Kaukazie? Czy stał się on w tej rozgrywce ich odpowiednikiem Kuby?
Ciekawie w tym kontekście wygląda zadziwiające podobieństwo abchaskich dolmenów (przypominających bunkry) z indyjskimi budowlami tego typu. 


***

Oglądając fragmenty konwencji Partii Demokratycznej w Chicago poczułem się o osiem lat młodszy. Z wszelakich mediów płynął bowiem przekaz o tym jak wspaniała jest kandydatka demokratów i jak już ma zapewnione zwycięstwo w wyborach. (Wszystko to połączone z rytualnymi dwiema minutami nienawiści.) Przyznam, że Kamala ma jedną wyraźną przewagę nad Hillary: o ile Clintonowa przemawiała w sposób niesamowicie drętwy i nadęty, to Harris moduluje głos i dobiera słownictwo w sposób zabawny. Muszę przyznać, że nieźle maskuje swój paskudny charakter (o którym mogą zaświadczyć byli pracownicy jej biura) i oczywistą intelektualną miałkość. Walza akurat nie słuchałem - za bardzo mi się kojarzy z boomerami, którzy dorastali w dobrobycie i bezpieczeństwie, a teraz chcą tego pozbawić młode pokolenia. Zauważyłem jednak jeden moment, gdy spadła mu maska dobrego wujcia. To wtedy, gdy szedł z członkami rodziny na scenę i w pewnym momencie gniewnie szarpnął za rękę swojego upośledzonego umysłowo syna. Skupiam się obecnie na samej formie, bo o chińskich koneksjach tego pana coś napiszę przy kolejnej okazji. Ciekawe jak się one mają do zapewnień Kamali, że "wygramy w XXI wieku z Chinami"?

Trochę smutno mi się zrobiło, z tego powodu, że potraktowali Joe Bidena jak niepotrzebny rekwizyt. Dali mu przemówienie poza prime timem. Na pocieszenie mógł na scenie przytulić swoją córkę Ashley, znanej z pamiętnika, w którym pisała o wspólnych prysznicach z nim. W swoim przemówieniu określiła tatę jako "OG girl dad".

Harris starała się balansować przekaz, więc mówiła zarówno o wspieraniu Izraela jak i o "końcu cierpień w Gazie". Demokraci popełnili jednak spory błąd zabraniając przedstawicielowi społeczności palestyńskiej przemawiania na konwencji. Będzie to ich kosztowało sporo głosów muslimów i propalestyńskiego lewactwa w stanach "pasa rdzy'. Bob Woodward - porucznik wywiadu wojskowego - planuje na październik wydanie swojej najnowszej książki pt. "War" i zapowiada, że nie będzie ona miłą lekturą dla Bidena i Harris. To też może muslimów trochę wkurzyć.

Ciekawym elementem konwencji były też spekulacje na temat występu supergwiazdy na koniec tej imprezy. Miała być Taylor Swift, miała być Beyonce, skończyło się na Pink. Niektórzy byli wkurzeni z powodu robienia wcześniej hype'u z występem Beyonce.  Coś demokratom nie stykło. Pamiętam choćby konwencję Obamy z 2012 r. - przemawiała tam plejada pierwszorzędnych aktorek. Wszystkie młode, ładne i blond. No ale wtedy jeszcze Harvey Weinstein był na wolności... Niby Kamala ma już mieć "zwycięstwo w kieszeni", a jednak demokraci bardzo pragną, by Taylor Swift pomogła im naganiać elektorat. No cóż, 98 proc. dziewczyn chodzących na koncerty Taylor to białe dziewczyny. 

Poparcie JFK Jra jest dla Trumpa jest oczywiście bagatelizowane w mediach, ale w warunkach wyrównanego wyścigu każdy głos ma znaczenie. Ciekawe czy samemu JFK Jrowi zamach na Trumpa przypomniał bezkarne zabójstwa jego ojca i wuja? Czy też może zdecydowały związki z Doliną Krzemową jego kandydatki na wiceprezydenta Nicole Shanahan?

***

Pojawiły się już pierwsze opinie dotyczące książki Waszego Ulubionego Autora.

Możecie się z nimi zapoznać choćby na portalu LubimyCzytać czy na stronie Empiku (Oczywiście kupować możecie w najróżniejszych księgarniach internetowych lub stacjonarnych. Nie ma dla mnie znaczenia to gdzie ją nabędziecie. Wręcz zachęcam, by kupować po najniższych cenach.) Na portalu Historia na Prawdę jest pierwsza dłuższa recenzja. 

Niektórzy mogą narzekać, że w książce są teksty z tezami, które znają z bloga lub artykułów prasowych Waszego Ulubionego Autora. Oczywiście każdy, kto przeczytał wszystko, co napisał Wasz Ulubiony Autor, ten nie będzie zaskoczony treścią tej książki. Ale przecież książka ma trafić też do ludzi, którzy nie znali wcześniej twórczości Waszego Ulubionego Autora. Poza tym - nikt nie gwarantuje tego, że treści blogowe nie zostaną kiedyś skasowane przez Big Tech czy unijną cenzurę. Treści gazetowe są natomiast rozproszone i ukryte za paywallem. Wydanie tych treści w postaci książki wiele zaś ułatwia. Nie są już one rozproszone, tylko ułożone w spójną narrację. 

Ktoś w recenzji narzekał, że Wasz Ulubiony Autor nie napisał nic o "prometejskiej roli Dzierżyńskiego". Wydawnictwo sugerowało, żeby część treści zostawić na później. Poza tym, książka mająca 300 stron jest poręczniejsza niż licząca 600 lub 1000. Jeśli więc ta książka będzie się dobrze sprzedawała, to na rynek trafi kolejny tom "Mrocznych sekretów...". Jak na razie w pisaniu jest jednak coś innego - nietypowego i naprawdę pionierskiego, co nie pojawiło się w żadnej innej publikacji.


czwartek, 15 sierpnia 2024

Ofensywa Kurska i ostatni katechonik Magdaleny Ch.

 


Wszystkim jojczącym z tego powodu, że Siły Zbrojne Ukrainy naruszyły granicę Rosji, przypomnę, że Putin mówił, że Rosja "nie ma granic". 

Uderzenie dokonane - podczas mojego urlopu (cieszy, że biorą w nim udział również gruzińskie oddziały ochotnicze) - w Obwód Kurski jest krokiem jak najbardziej logicznym. Skoro Rusnia skoncentrowała swoje siły do natarcia na kilka ukraińskich wiosek, to rzeczą sensowną było uderzyć tam, gdzie wróg się odsłonił, czyli na terytorium Rosji właściwej.

W sumie to szkoda, że szumnie zapowiadana ukraińska kontrofensywa z zeszłego roku, zamiast próbować forsować potrójną linię rosyjskich umocnień na Zaporożu, od razu nie poszła na Kursk czy Biełgorod. To byłby lepszy kierunek do działania dla ukraińskich Abramsów, Challengerów i Leopardów niż patrolowane przez Lancety i śmigłowce szturmowe okopy na południowej Ukrainie. No, ale zapewne Jake Sullivan i inni zachodni szkodnicy dostaliby krwawej sraczki, gdyby Ukraińcom udała się ofensywa. Słyszelibyśmy pewnie znów androny o "drabinie eskalacyjnej" i podobne pierdoły.

W sumie, to którą to już "nieprzekraczalną czerwoną linię" Ukraińcy przekroczyli? Zajęli kawał terytorium Rosji właściwej (w tym główną przepompownię gazu idącego do Europy), wzięli tysiące jeńców, skompromitowali rosyjskie wojsko i bezpiekę. I co? Co im Rusnia może zrobić w odwecie? Zająć im kolejną wioskę kosztem kilkunastu tysięcy zabitych? Zbombardować coś? Cały czas to robi. A może użyje broni jądrowej? W wojnie domowej?

I pomyśleć, że u nas różne jełopy straszyły nas wojną nuklearną, po tym jak moskiewski ambasador dostał w twarz czerwoną farbą od jakiegoś aktywiszcza. 

No cóż, podobnie straszono nas wielokrotnie wielką wojną pomiędzy Izraelem a Iranem. I co? Jak zwykle Iran nic nie zrobił. Nie było żadnego "wielkiego odwetu" za śmierć Ismaila Haniye, przywódcy Hamasu. Być może dlatego, że Haniye został zabity z udziałem irańskich tajnych służb, które mataczyły w tej sprawie.

Iranowi nie zależy na wojnie, a atak Hamasu na Izrael odbył się nie z jego inspiracji, a na zlecenie Rosji. Tymczasem Netanjahu bardzo nie chce, by demokraci wybrali wybory prezydenckie w USA. Szkodził więc Bidenowi nieustannie eskalując, prowokując i rozwlekając konflikt. I będzie to robił nadal, tak by od Kamali odwracał się elektorat islamski. Z tego względu dokonano w ostatniej chwili podmianki kandydata na wiceprezydenta. Miał nim być gubernator Pennsylwanii Josh Shapiro, no ale jest Żydem i weteranem IDF, więc podziałałby na propalestyński elektorat jak płachta na byka. Wybrano więc "Tamponowego Tima" Walza, boomerskiego lewaka, który musi się tłumaczyć ze swoich kłamstw o służbie wojskowej i walczyć z memami mówiącymi, że pił końską spermę. Jest więc 1:1, bo oba obozy źle dobrały kandydatów na wiceprezydentów. Za wcześnie jeszcze, by mówić o rozstrzygnięciu. Na początku września sondaże zaczną się wyrównywać, a rozstrzygające będą debaty i zdarzenia określane jako "october suprises". Być może zapewni demokratą taką niespodziankę Netanjahu, np. bombardując jakiś palestyński szpital położniczy i rozpalając antyizraelskie protesty w USA.

U nas te międzynarodowe rozgrywki też mają swoje odpryski. Po sprawie "czerwonej jaskółki" będącej asystentką płemieła pojawiła się sprawa Magdaleny Chodownik, "freelancerki' obsługującej m.in. Euronews i Pawła Rubcewa vel Pablo Gonzalesa z GRU.



Ta afera szpiegowska jest wręcz memiczna. Oto bowiem Ruski udający Hiszpana wciąga do swojej roboty panienkę wyglądającą jak zgłodniała wrażeń studentka z Erasmusa. 

Chodownik z Rubcowem tworzyli bijące w Polskę materiały znad granicy - oczywiście robili to wyłącznie z tego powodu, bo mieli "wrażliwe serca". Oczywiście, gdy Rubcowa na granicy aresztowano, to cała plejada pożytecznych idiotów - łącznie z urzędasami Komisji Europejskiej - broniło tego funkcjonariusza GRU, inwigilującego m.in. rodzinę Borysa Niemcowa. Jakoś nikogo nie zastanawiało to, że Rubcow miał wspólnego prawnika z Puidgemontem ( puczystą, który dał się złapać na rosyjską obietnicą wysłania 100 tys. żołnierzy do obrony secesji Katalonii). Specjalnie mnie nie dziwi, że tego szpiona broniła niejaka Anna Mierzyńska, libkowska specjalistka od rosyjskich dezinformacji. Ona się przecież non stop łapie na kremlowskie dezinformacje. Nie dziwi mnie również, że przy okazji ośmieszył się Piotr Niemczyk - jeden z filarów jeUOPu w latach 90-tych. Nie dziwi, bo tajne służby mieliśmy w latach 90-tych takie, że sobie swobodnie różne mafie i obce agentury po kraju hulały. Jeden z moich znajomych wysunął tezę, że Chodownik pracowała dla rzekomo "naszych" tajnych służb w ramach znajomości z Rubcowem, podobnie jak kilku innych libkowskich dziennikarzy. No, ale to też źle świadczy o polskojęzycznych służbach. Wygląda bowiem na to, że przez ostatnie osiem lat nie były one "nasze" a rządziły się same, poza kontrolą polityczną.

***

Kilkudniowy urlop spędzałem w Gruzji. Byłem tam m.in. na imprezie podczas której jeden z uczestników, strzelał ze służbowego Jericha w powietrze, podczas toastu. Wrażenia dosyć fajne.

Pojechałem tam, by zobaczyć megality. Nie udało mi się co prawda dotrzeć do najbardziej znanych cyklopowych twierdz, ale dotarłem do wioski, która wygląda jakby ją zbudowano na miejscu zniszczonej, wielkiej megalitycznej fortecy. Z megalitycznego materiału porobiono tam płoty, domy i koryta... Niesamowity widok. Napiszę o tym jednak dokładniej następnym razem.

***

Pamiętajcie oczywiście o książce Waszego Ulubionego Autora, czyli o "Mrocznych sekretach II wojny światowej". Niepełną listę księgarni internetowych, w których jest dostępna, macie tutaj.  Czekam na pierwsze recenzje. 



sobota, 18 marca 2023

Wojna dronów i pogańska prawica

 


Incydent ze strąceniem amerykańskiego drona MQ9 Reaper nad Morzem Czarnym był wcześniej zaplanowaną operacją, mającą być zemstą za uszkodzenie samolotu wczesnego ostrzegania A-50 Beriew na lotnisku pod Mińskiem. Samo przechwycenie przeprowadzono w ciekawy, acz bardzo ryzykowny sposób - pilot Su-27 miał dużo szczęścia, że mocniej nie zderzył się z dronem i nie uszkodził silnika. Cały incydent był w bardzo zimnowojennym klimacie. Wszystkim jojczącym, że "kolejna bariera dzieląca nas od wojny nuklearnej" została przekroczona przypomnę więc, że w czasach Zimnej Wojny Sowieci wielokrotnie zestrzeliwały różnego rodzaju samoloty, które zbliżały się do ich przestrzeni powietrznej - czasem robiły to nad wodami międzynarodowymi, tak jak w przypadku zestrzelenia łodzi latającej PB4Y-2 Privateer nad Bałtykiem w kwietniu 1950 r.  Wpływowy republikański senator Lindsey Graham stwierdził, że USA powinny również zacząć zestrzeliwać rosyjskie samoloty.  Oczywiście musiałoby dojść najpierw do wtargnięcia takich maszyn w przestrzeń powietrzną USA lub państw sojuszniczych lub niebezpiecznego zbliżenia się ich do natowskich okrętów. Moim zdaniem, dobrym sposobem na reakcję byłoby użycie tych rakiet, które ugodziły w most krymski, do precyzyjnego uderzenia w jednostkę lotniczą odpowiedzialną za zestrzelenie drona - lub od razu w dowództwo rosyjskiej Floty Czarnomorskiej w Sewastopolu. Dotychczasowe ukraińskie ataki na lotniska położone w głębi Rosji bywały dosyć skuteczne - tak jak niedawny atak na bazę w Jejsku, skąd zniknęło 6 Su-34. 

Jak na razie poszło uderzenie na froncie dyplomatycznym. Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze wydał nakaz aresztowania za zbrodnie przeciwko ludzkości karzełka Putina i blond idiotki będącej rosyjską rzeczniczką praw dziecka.  Sprawa dotyczy kradzieży na masową skalę ukraińskich dzieci, przypominającej praktyki III Rzeszy na okupowanych terytoriach Polski. Oznacza to spalenie mostów prowadzących do ewentualnego porozumienia pokojowego z Rassiją oraz to, że liczba państw, do których może jeździć Putin gwałtownie się skurczyła. Może się okazać, że do śmierci nie opuści on Rosji. Szojgu i jego generałowie jak dotąd nie są objęci żadnym nakazem aresztowania wydanym przez MTK. Czyżby należałoby to traktować jako skierowaną do nich ofertę?

***

Stowarzyszenie Niklot organizuje spotkania z wieloma ciekawymi ludźmi, zwłaszcza w kontekście wojny na Ukrainie. We wtorek jego gościem był Jakub Maciejewski, korespondent wojenny tygodnika "Sieci", autor książki "Wojna. Reportaż z Ukrainy". (Książkę kupiłem, dostałem dedykację od autora i już przeczytałem. Polecam! Ta pozycja mówi dużo o mentalności naszych wschodnich sąsiadów i o realiach samej wojny.) Film z tego spotkania możecie obejrzeć poniżej:



Po spotkaniu Maciejewski zamieścił tweeta: "To było niesamowite spotkanie autorskie, nie ze względu na książkę „Wojna. Reportaż z Ukrainy", ale ze względu, że gospodarzami byli narodowcy o profilu PROukraińskim i ANTYrosyjskim. Bardzo dobra, merytoryczna dyskusja. Da się być narodowcem i nieszurem?".  (dla niekumatych: koniec cytatu)

Ze dwa tygodnie wcześniej Marek Jurek jojczył na łamach "Do Rzeczy", że w serialu "Wikingowie" źle przedstawiono świętego króla Olafa. (Szkoda, że nie widział norweskiego serialu "Beforeigners", w którym do Norwegii przybywają przybysze z innych epok, w tym pewien wiking, który zostaje zidentyfikowany i zaszczuty przez opinię publiczną jako morderca św. Olafa. Pojawia się też św. Olaf - zwany przez mu współczesnych "Olafem Grubym" - i zaprowadza w kraju zajebisty teokratyczny reżim. Co ciekawe, jego małżonką i zarazem królową Norwegii jest pogańska czarownica :) Marek zwany Jurkiem przypomniał przy tej okazji, że Wiesław Chrzanowski powiedział mu, że "w przyszłości będziemy musieli walczyć nie tylko z lewicą, ale też z pogańską prawicą". (Zabawne, że słowa takie wygłosił do Marka Jurka TW bezpieki kręcący się w kręgach bliskich masonerii...) Tekst Marka Jurka sprowokował mnie najpierw do śmiechu, a później do przemyśleń dotyczących prawicy nominalnie katolickiej.

Nie wiem, czy tylko ja zauważyłem, że wielu publicystów i polityków "katolickich" porusza się po równi pochyłej. Z czasem stają się totalnymi libkami, których niewiele dzieli od poparcia aborcji i ruchu trans. Terlikowski kiedyś rozpływał się nad "świętością" cara Mikołaja II i nad katechonem patriarchy Cyryla, a obecnie jest libkiem. Stefan Niesiołowski kiedyś chciał zakazywać soft porno, a dzisiaj chce burzyć pomniki Jana Pawła II. "Hipsterkatoliczka" Jola Szymańska stała się hipsterlewaczką, a zanim oficjalnie odeszła z Kościoła wplatała w swoje "hipsterkatolickie" wywody feminizm i krytyczną teorię rasy. Nawet Sławuś Cenckiewicz, dawny naczelny "Zawsze Wiernych!", polecał niedawno tekst jakiejś katolickiej feministki (brrrrr....) z Klubu Jagiellońskiego, w którym bóldupiła ona, że "nie ma przewijaka w kościele" i że ludzie krzywo się patrzą, gdy jej bąbelek zachowuje się w świątyni "jak dziecko" ("Brajanek musi się wybiegać/wykrzyczeć/wysrać!"). W sumie przyjęcie "kobiecej" perspektywy przez Sławusia wydaje się o tyle dziwne, że trudno znaleźć u niego jakiekolwiek zdjęcia z kobietami - nie licząc Niny Karsow - a wrzuca choćby z półnagimi trenerami z siłowni. W walentynki - specjalnie podkreślając okazję -  wrzucił on natomiast film ze swoim pieskiem Parówczakiem, którego za jakiś czas pewnie zacznie przebierać w różowe sweterki...

Pewną degenerację niestety widać również w katolickich środowiskach tradsowskich. Mówiąc o degeneracji mam na myśli tendencje filorosyjskie. Można to tłumaczyć tym, że środowiska te oblazła rosyjska i niemiecka agentura, w tym różnego rodzaju giertychowcy. Przykleił się do tych środowisk choćby niesławny Piotr Panasiuk, osobnik znany z rozpowszechniania najgłupszej rosyjskiej propagandy oraz iście stalinowskiego lżenia bohaterów polskiego Podziemia. W przypadku środowisk konserwatywnych mamy również do czynienia z bezmyślnym kopiowaniem różnych trendów z zachodnioeuropejskiej, a zwłaszcza francuskiej prawicy, czyli od środowisk totalnych przegrywów, które g... wiedzą na temat Rosji i Europy Środkowo-wschodniej. Niewielu z polskich tradsów sięga natomiast po polski przedwojenny i emigrcyjny dorobek intelektualny i  po prawdziwą Tradycję katolicką - tradycję Piusa XII, Piusa XI czy św. Piusa X, która była tradycją wrogą wobec Rosji i komunizmu. Niewielu z nich też widać czytało papieskie encykliki wymierzone w sowiecki komunizm, a jeśli je czytali, to niewiele z nich zrozumieli. Dla mnie totalną aberracją jest choćby to, że niektórzy nominalni "katolicy" - tacy jak choćby małżeństwo Wielkodupskich - uważają za bohatera mordercę polskich księży jakim był gejnerał Jarucwelski. Jeśli zastanawiamy się, czemu środowiska katolickie przegrywają, to jest tak głównie z powodu różnego rodzaju faryzeuszów, kryptololków, przebierańców i pajaców, którzy je obsiedli.

A ja się zastanawiam, a jakby dokonać tak połączenia wartościowych elementów prawicy pogańskiej i katolickiej? Wyszedłby z tego katolicki ezoteryzm? Ks. Natanek rzucający wspólnie z egipskimi bogami klątwę na TVN pod piramidami w Gizie? Portret Benedykta XVI z obracającym się Czarnym Słońcem? Mroczne alterego Jana Pawła II bijące T...go pastorałem w jaja przy dźwiękach "God is God" zespołu Laibach?  :)

***

Różnego rodzaju upośledzeni umysłowo onucowcy wskazują, że "podżegaczami wojennymi" są takie postacie jak choćby Jacek Bartosiak, Jarosław Wolski czy nawet... Karolina Baca. Żaden z tych debili nie wskazuje mnie, choć jestem od nich dużo większym "jastrzębiem". Składam więc reklamację na Łubiance - kiepsko tam pracujecie i wysyłacie do komentowania na moim blogu trolli gównianego gatunku. By Was towarzysze zmotywować, wklejam fotkę jednego z prezentów, które dostałem na niedawnej imprezie urodzinowej.



To naszywka walczącego na Ukrainie Legionu Gruzińskiego. Kolega przekazał mi ją od dowódcy tego Legionu Mamuki Mamulaszwilego. 

niedziela, 18 sierpnia 2019

Wrażenia z Armenii i (znów) z Gruzji


Wczoraj wróciłem z wyprawy z krajów Kaukazu Południowego. Oto garść wrażeń (facebookowych wpisów) i zdjęć z tej podróży:







"W Erywaniu. Miasto sprawia wrażenie postsowietyzmu przyprószonego nowoczesnością. Ciekawie się prezentują budynki z wulkanicznego kamienia. Surowy monumentalizm przeplatany zielenią. To pierwsze wrażenie i jest zapewne zbyt powierzchowne, ale atmosfera tutaj jest zupełnie inna niż w Tbilisi czy Baku. Ale też można napawać się Kaukazem. To miejsce bardzo interesujące dla antropologa. Doszedłby on do ciekawych wniosków patrząc na przechadzających się po ulicach dziadziów i tutejsze blachary. Takie same rysy twarzy mieli pasterze ze starożytnego Urartu. Ciekawe czy blachary z tamtych czasów chodziły w dużo odsłaniających, półprzezroczystych szatach? Ziemia i ludzie. Socrealizm na gruzach imperiów." 







"- Przepraszam bardzo, a gdzie Anastas Mikojan? - pytam starszą panią pilnującą sali poświęconej czasom sowieckim w Muzeum Historii Armenii. - Nie ma Mikojana, ale jest Bagramian - odpowiada mi w stylu Radia Erewań. A przecież Anastas Mikojan był Ormianinem, który siedział w KC od Ilicza (Lenina) do Ilicza (Breżniewa). Żaden inny Ormianin nie zrobił takiej kariery u Sowietów. Już samo to że przetrwał wszystkie czystki i patronował karierze Berii wiele o nim mówi. Wspomniany marszałek Bagramian jest tu czczony jako militarny geniusz, choć jak napisał Władimir Bieszanow "jeden Bagramian dwa fronty zgubił w 1942 pod Charkowem". W Muzeum Historii Armenii, obok wielu ciekawych artefaktów (np. buta sprzed 4,5 tys. lat), jest też szabla Gaika Bżyszkiana vel Gaj-chana, którego horda najechała północne Mazowsze w 1920 r. Zbrodnie czerwonych kawalerzystów były tak wielkie, że gen. Sikorski wydał rozkaz, by po wzięciu do niewoli ich rozwalać. Bżyszkian jest tutaj czczony jako dowódca ormiańskiego ochotniczego batalionu walczącego po stronie Rosji w I wojnie światowej. Rosja wówczas sama szykanowała Ormian (złamała siłę ich cerkwii, osiedlała na najlepszych gruntach członków rosyjskich sekt), ale Ormianie chętnie uczestniczyli w jej wojnach hybrydowych. W muzeum można poczytać o lokalnych powstaniach ormiańskich w Turcji na długo przed 1914 r. Młodoturecka sabatejska ekipa uznała więc, że "bez Ormian nie będzie kwestii ormiańskiej" i pod okiem zadowolonych niemieckich doradców przystąpiła do rzezi. A potem  Lenin z Attaturkiem podzielili się historycznymi terenami dawnego królestwa Armenii. W herbie sowieckiej Armenii znalazła się gwiazda czerwona nad świętą górą Araratem, pozostawioną po tureckiej stronie granicy."








"Liberte, egalite, fraternite - te słowa usłyszałem dzisiaj w Muzeum Ludobójstwa Ormian. Przewodniczka francuskojęzycznej grupy w ten sposób podała główne hasła ruchu młodotureckiego. Młodzi Turcy doszli do władzy obiecując wolność, równość i braterstwo wszystkim narodom Imperium. Ale już w 1911 r. ich KC podjął decyzję o masowych deportacjach Ormian na syryjską pustynię. Rewolucja była żądna krwi. I o tym opowiada Muzeum Ludobójstwa Ormian w Erywaniu. To placówka zaskakująco nowoczesna i dosyć obiektywna. (Co prawda nie mówi o masakrach odwetowych dokonywanych przez Ormian po 1918 r., ale np. pokazuje jak wielkie sukcesy odnosili kiedyś Ormianie w Imperium Ottomańskim.) Ekspozycja ta mówi choćby o kwestii przemocy seksualnej i o roli Niemców w ludobójstwie Ormian. Widzimy zdjęcia jakie niemieccy oficerowie robili sobie z czaszkami pomordowanych. Niemcy pomagali logistycznie przy deportacjach, użyczali artylerii do szturmów enklaw i chętnie kupowali sobie ormiańskie niewolnice seksualne. Wśród winowajców jest m.in. konsul Scheubner-Richter (później w Aufbau patronujący wczesnej karierze Hitlera) i gen. Hans von Seeckt. Wychodząc widzimy cytat z Hitlera o ludobójstwie Ormian. Ta nowoczesna placówka mocno kontrastuje z Muzeum Wojska. Znajduje się ono na zadupiu, koło zaniedbanego lunaparku (Parku Zwycięstwa). Budynek robi wrażenie, bo jest dawnym ogromnym pomnikiem Stalina przerobionym na Pomnik Matki Armenii. W środku ekspozycja poświęcona wojnie w Karabachu. 90 proc. wyjaśnień tylko po ormiańsku, ale można sobie poczytać po angielsku o śpiewaku Aznavourze. Moją uwagę zwróciły tam rękawiczki ze swastykami oraz plakietka z ormiańskim orłem z "kołowrotem" mającym na dodatek swastykę na piersiach. Nawiązanie do batalionów Bergmann? Ks. Isakowicz-Zaleski byłby striggerowany..."

(Dodam, że na zdjęciu dokumentujące ten nazistowskie akcenty jest też książka "Ormianie Aryjczycy". )



"Mam szczęście do spotykania ciekawych ludzi w podróży. W hostelu napotkałem polskiego archeologa, badacza tajemnic Tomasza Lelewskiego. Mój nowy znajomy twierdzi, że biblijny Eden był na terytorium starożytnej Armenii\Urartu. Arka Noego z Araratu nie była zaś żadnym statkiem, tylko bunkrem. Te starożytne drewno, które znajdowano na Araracie było wzmocnieniem sztolni. Rozmawialiśmy też o Szambali. Okazuje się, że "Oczy Szambalii" takie jak w mongolskim klasztorze Hamriin Hid są też w klasztorze Noravanq w południowej Armenii."


"Jestem na ormiańskiej wsi, w pobliżu monastyru Tatev. Wokół góry mające nawet 3000 metrów a 150 km dalej irańska granica. Rano byłem przy granicy z Turcją w klasztorze Khor Virap z pięknym widokiem na Ararat. Widziałem niesamowite zabytki. Np. "Oczy Szambali" w klasztorze Noravanq. Nie takie jak w mongolskim Hamrin Hiid, ale też oddziaływujące na wyobraźnię. Mój znajomy "polski Indiana Jones" pokazywał mi ukryte symbole ezoteryczne. W tym symbole "kołowrotów" - "portali".Widzieliśmy też kamienny krąg - dawne obserwatorium (?) otoczone piramidalnymi wzgórzami."









"W klasztorze Tatev (w górach na południu Armenii) znajduje się słup zbudowany z dużych, okrągłych kamieni, które kiedyś same z siebie się kręciły. Być może był to rodzaj sejsmografu. Miejscowy ormiański ksiądz (Isakowicz-Zaleski?) uznał jednak ten słup za relikt pogaństwa i kazał powbijać w niego metalowe klamry, by kamienie już się nie kręciły. Po drodze do Tatev jest Carahunge, czyli ormiańskie Stonehenge. Alejka stojących kamieni, w których wywiercono dziury. W określone noce w roku dziury te wskazywały na konkretne gwiazdy. Miejscowi pseudarcheolodzy twierdzą, że dziury te służyły do uwiązywania koni. Kopali pod kamieniami, grożąc ich zawaleniem. Tak desperacko chcieli znaleźć choć jedną kostkę mającą udowodnić, że to kamienne obserwatorium było cmentarzyskiem. Mój nowy znajomy TomaszLelewski. pomógł ocalić to miejsce. Dopatrzył się w pobliżu trzech piramidalnych wzgórz (a wiele innych podobnych obiektów pokazał mi na naszej trasie w Armenii). Na początku go wyśmiano, a potem skradziono mu pomysł. Ponoć na terenie Erywania odnaleziono obiekt równie stary jak Gebogli Kepe. I teren ten przeznaczono na nową ambasadę amerykańską. Kojarzy się to Wam może ze sceną z "Poszukiwaczy zaginionej arki", w której Arka trafia do magazynu Pentagonu? Ps. dziś na mnie największe wrażenie zrobił klasztor Geghard - niesamowita budowla z czarnego bazaltu z dziwnym reliefem z "mardukowym" kozłem trzymającym na smyczy dwa lwy i orła przenoszącego baranka. Dziwne ceremonie się tam musiały odbywać. Pobliska świątynka Mitry (?) w Garni to współczesna rekonstrukcja oparta na widzimisie konserwatorów, w której starożytne kamienie uzupełnienio współczesnym betonem. Na tablicy z historią świątyni napisano, że "doszli do wniosku, że została NAPRAWDĘ zbudowana w I w.""




"Rozśmieszyła mnie dzisiaj Rosjanka, która w zabytkowej cerkwi nabożnie założyła na głowę chustę, ale stanik miała prawie na wierzchu. I z zapaloną świecą pozowała do fotki przy ołtarzu. Przy ruinach monumentalnej katedry w Zvarnots fotki na Instagrama strzelała sobie natomiast jakaś "Kardashianka". Oczywiście widziałem w Armenii panienki dużo lepsze od Kardashianek. Całkiem fajne z twarzy a przy tym mające fajne wymiary. A że jest tutaj upał i dziewczyny ubierają się odpowiednio do pogody, to można to łatwo ocenić : ) Ps. Kardashianki są tutaj oceniane pozytywnie. Choć nie mówią słowa po ormiańsku, to wpłacają na pomoc Armenii miliony (które później rząd rozkrada)."


"Spośród krajów Kaukazu Południowego, Armenia jest tym, w którym postsowietyzm najbardziej bije po oczach. Ten kraj jedynie w małym stopniu wykorzystuje swój potencjał, co skutkuje dużymi obszarami biedy. Miliardy przesyłane przez diasporę są zaś głównie rozkradane. To skutek długich rządów tzw. klanu karabachskiego, obalonych w wyniku Elektromajdanu. Ten kraj potrzebuje swojego Saakaszwilego. Jak na razie ma Nikola Paszyniana. Paszynian dużo mówi o naprawie państwa, ale mało robi. Zwykli Ormianie twierdzą, że trzeba mu dać czas i obdarzają go kredytem zaufania. Paszyniana od np. Poroszenki różni to, że ma charyzmę. Ale sama charyzma nie będzie paliwem, na którym może on wiecznie jechać. Trzeba zacząć dokonywać w kraju zmian podobnych do tych, które robił Saakaszwili u siebie. Czynnik gruziński może się tu okazać kluczowy. Najgłupszą rzeczą jaką może zrobić Paszynian byłoby włączenie się w konflikt hybrydowy przeciwko Gruzji (wokół ormiańskiej mniejszości na południu kraju). Wówczas jedyną otwartą granicą byłaby ta z Iranem. Miejmy nadzieję, że Amerykanie będą przeszkadzać w realizacji tego scenariusza. A Ormianie się zorientują, że jest dla nich nieopłacalny"






"Na przedmieściach Tbilisi. Na wstępie napierdoliłem się z gruzińskimi przyjaciółmi. Pokażcie mi drugi kraj na świecie, gdzie tak chętnie z wami ucztują. Mój przyjaciel mówi znajomym o moich teoriach o Berii. A także o św. Gieorgiju Peradze. Śpię w ogromnym pokoju po którym ganiały małe kotki. Istny raj dla dra Targalskiego. Nya!"










"- Dlaczego wybraliście Salome Zurabiszwili na prezydenta? - pytam się Gruzinów. - My jej nie wybraliśmy. Ona została zainstalowana - a po tym padają niecenzuralne słowa o tej marionetce Iwaniszwilego. Podczas spaceru po Tbilisi udałem się pod parlament, miejsce wielkich protestów sprzed kilku miesięcy. Są barierki, są antyrosyjskie transparenty, jest instalacja artystyczna poświęcona rudej dziewczynie, która straciła tam oko. Ale protestów już nie ma. Jest tylko dwóch dziadziów zbierających podpisy za sprawiedliwością dla rodziny aktywisty zabitego w zeszłym roku. Ci demonstranci chwalą Lecha Kaczyńskiego, ale mowią, że Jarosław Kaczyński jest zły i prorosyjski. Tak im powiedzieli jacyś polscy turyści (Marcin Meller, Paweł Kowal?). Ja im mowię, że jest tak prorosyjski, że ściąga amerykańskich żołnierzy do Polski. I że ci turyści z którymi gadali pewnie myślą, że Zurabiszwili jest prozachodnia. Oni odpowiadają, że Zurabiszwili jest Ruska. I tak tu wygląda moja prometejska misja : ) Na Placu Europejskim obok flag gruzińskich flagi UE, czyli organizacji, która demonstracyjnie olała Gruzję w konflikcie z Rosją. Tutaj naprawdę brakuje Berii (a w Armenii Mikojana)"




"Spotkałem dawnego mistrza świata w jujitsu i zarazem pułkownika milicji w stanie spoczynku. Ten już starszy człowiek wyzwał Putina na pojedynek jujitsu. Zrobił to po tym jak drobna dziewczyna rzuciła rosyjskiego prezydenta na matę. Napisał Putinowi: " możemy się spotkać w Soczi, Tbilisi czy gdzie chcesz. Jesteśmy w tej samej kategorii w jujitsu i obaj służyliśmy w Resorcie". FSB wysłała po tym mistrzowi wiadomość z pogróżkami. Resortowy mistrz wierzy w zamach w Smoleńsku."











"Dzisiaj byłem w wysokim Kaukazie - w Swanetii. Może nawet widziałem Elbrus. (Nie jestem tego jednak pewny). W okolicach Elbrusu Ahnenerbe czegoś szukała w 1942 r. Interesowała się też Swanetią jako jednym z miejsc korzeni cywilizacji. W swaneckich miasteczkach i wioskach jest pełno... średniowiecznych wież. Trzypiętrowe, smukłe konstrukcje z pojedynczymi okienkami służyły jako schronienia na zimę i ochrona przed krwawą zemstą rodową. Tutejszy kodeks postępowania przewidywał wybicie wszystkich przedstawicieli wrogiego rodu. Jeśli byliście u Swanów w gościach, to dawali wam pokój w wieży z ich córką. Jeśli spodobaliście się ojcu, nalewał wam rano wody na ręce na znak, że jesteście rodziną. Jeśli nie, to Was zabijano. Przy tym za dobry dom uznawano ten, w którym jest dużo gości. Tutejsze krajobrazy są piękne, ale przyroda jest surowa i bezwzględna. Miejscowi żyli według jej praw. Aż doprowadzono do ich krainy asfaltową drogę. Region długo był trudno dostępny dla turystów - z powodu bandytyzmu. Aż Saakaszwili wyłapał bandytów i sprowadził tutaj zachodnią cywilizację. Teraz turystów tu więcej niż miejscowych. Ale i tal trafić nie tak łatwo. Trzeba dwóch-trzech godzin jazdy z dobrym kierowcą. Ale droga przepiękna."

(Dodam, że Stalin bardzo lubił Swanów - z wzajemnością, Idealnie wpisywał się w ich paranoiczne zwyczaje.)



 


"Dzisiaj spotkałem wiceprzewodniczącego gruzińskiego parlamentu Zwiada Dzidziguri. Spotkaliśmy się w miejscowości Stara Chibula, w domu, w którym prawdopodobnie zabito Zwiada Gamsachurdię, pierwszego prezydenta odrodzonej Gruzji. W tym domu jest budowane muzeum a Dzidziguri odwiedził to miejsce wraz z dwoma innymi posłami, by zobaczyć jak posuwają się prace. Dzidziguri był jednym z sygnatariuszy deklaracji niepodległości Gruzji i posłem wspierającym Gamsachurdię. Stwierdził, że o ile za Szewardnadzego prokuratura prowadziła śledztwo w sprawie samobójstwa Gamsachurdii, to teraz zmieniła je na zabójstwo. Prezydent Gamsachurdia był przed "samobójstwem" w optymistycznym nastroju i poza tym był człowiekiem bardzo wierzącym. Samobójstwo było więc mało prawdopodobne. Co ciekawe, to ekipa Iwaniszwilego buduje teraz muzeum Zwiada Gamsachurdii. A także drogę do niego prowadzącą. Część dawnych zwiadystów stanowi koalicję Gruzińskie Marzenie. - Byłem 20 lat w opozycji i to wystarczy - powiedział mi Dzidziguri."







"Dzisiaj odwiedziłem klasztor Dawit Geredża położony na pustkowiu, dokładnie na granicy między Gruzją a Azerbejdżanem. Wzięta z d.... w czasach sowieckich granica pozostawia część kompleksu po stronie azerskiej. Łażąc tam po skałach spotyka się więc gruzińskich pograniczników z którymi chętnie robią sobie fotki turystki. Monastery całkiem fajne, ale mogli by do nich wybudować porządną drogę."




"W Gruzji nieustannie jestem zapraszany do biesiadowania. Mój żołądek i głowa jakoś to wytrzymują, choć są na granicy : ) Gruzińskie kobiety są cudowne, że to całe jedzenie przygotowują. W domu nigdy tak nie jadłem! Dzisiaj biesiadowałem z niewidomym staruszkiem z mojego "guest house". Ma on poglądy bliskie Krzysztofowi Karoniowi : ) Fajnie się z nim gada o historii i współczesności. Dowiedziałem się od niego, że to Beria zrobił drogę do Swanetii i stadion Dynamo Tbilisi. Wypiliśmy toast za polską armię z okazji 15 VIII."


"Mój dzisiejszy dzień: bardzo obfite śniadanie przygotowane przez Ekę. Później wyjazd poza Tbilisi z Eldarem, moim gospodarzem, w Mercedesie na LPG, do Grigorija, jego krewnego żyjącego w lesie pod Tbilisi. Grigorij jest rzeźbiarzem i buduje ośrodek wczasowy. Tam wspólne picie wina i biesiadowanie. Arbuz chłodzący się w rzece. Odwiedziny w azylu dla niedźwiedzi. Potem powrót na przedmieścia Tbilisi. Biesiadowanie z Eldarem, Kobą i niewidomym dziadziem Dmitrijem. Przyłącza się młody Gruzin, który pytał się wcześniej, czy znam grypserę. Ideał platońskiej uczty..."




"W Gruzińskim Muzeum Narodowym w Tbilisi można zobaczyć wspaniałe złote skarby jeszcze z czasów Kolchidy i piękną sztukę sakralną. Jest też nowoczesna ekspozycja poświęcona sowieckiej okupacji. 80 tys. Gruzinów zostało rozstrzelanych w latach 1921-1991. (W latach 1942-1957 5 tys., innych szczegółowych statystyk nie podali). 400 tys. zginęło w drugiej wojnie światowej. Choć ta historia jest tutaj dobrze pokazana, to nie ma nic o Berii! Nawet w kontekście represji. (A przecież żona chciała się z nim rozwieść z jego udział w rzezi 1937 r. - on sam walczył wówczas o życie.) Czyżby nie chciano tutaj pokazywać go w złym kontekście w obliczu jego udziału w tajnej wojnie przeciw Moskwie?"





"I na lotnisku im. Królowej Tamary w Tbilisi. Przelot ukraińskimi liniami via Kijów. Na tutejszym lotnisku wysyp małych, rodzinnych sklepików z pamiątkami. Ale przecież w Tbilisi tych sklepików jest jeszcze więcej. Zakupy robią więc tutaj ci, co zapomnieli czegoś kupić. Gruzini - w przeciwieństwie do Ormian - niesamowicie rozwinęli tę branżę. Oba narody mocno ze sobą rywalizują, ale to Gruzini wygrywają jeśli chodzi o turystyczną kreatywność. Nad Tbilisi góruje posąg Kartlis Deda - Matki Gruzji. W jednej ręce trzyma miecz, w drugiej puchar z winem. Miejscowi żartują, że to oznacza: wypij do końca, bo jak nie to ci mieczem przywalę : )"


***

Podczas mojej nieobecności zginął Jeffrey Epstein - co nie powinno być żadnym zaskoczeniem. Chciał ponoć współpracować ze śledczymi a był przecież człowiekiem tajnych służb i znał sekrety mogące uderzyć w establiszment w USA, Wielkiej Brytanii, Izraelu i kilku innych krajach. (Co ciekawe podróżował na Kubę na zaproszenie Fidela Castro.) Po jego śmierci, jego bliska współpracowniczka Ghislaine Maxwell dała sobie zrobić zdjęcie przy lekturze książki poświęconej zgonom funkcjonariuszy CIA.

W Polsce mamy też podobną aferę, ale oczywiście na o wiele mniejszą skalę, bo nie jesteśmy supermocarstwem takim jak USA. Chodzi o śmierć Dawida Kosteckiego "Cygana" ("Bania u Cygana, bania u Cygana do rana!")  - boksera-alfonsa, odsiadującujego wyrok w sprawach kryminalnych, który ponoć się powiesił w celi leżąc. Łączy się to z aferą podkarpackiej agencji towarzyskiej, w której miał być nagrany niedawno zdymisjonowany marszałek Sejmu Kuchciński rzekomo na seksie z nieletnią. Uwaga wszystkich zwróciła się w stronę Kuchcińskiego, a przecież powinna zwrócić w stronę służb, które tę operację szantażu realizowały i z jakiegoś powodu dokonały kontrolowanego przecieku uwalającego marszałka (ciekawe, czym im podpadł). Nagrywani byli politycy i biznesmeni. I cisza na ten temat. Nikt się  nie oburza, że służby mogą szantażować wielu znanych ludzi. Sprawa trochę podobna do seksafery w Samoobronie. Nie mam jednak żadnej "ezoterycznej" wiedzy na ten temat - więc nie tracę czasu, by się o tym rozpisywać.

No i pod Archangielskim rosyjskim siłom zbrojnym wybuchła eksperymentalna rakieta hipersoniczna z napędem nuklearnym. Zginęli naukowcy a spory teren został skażony. Trochę jak za czasów Chruszczowa. I jak widać przejście od prezentacji w power poincie do rakiety, która nie zabije tych, którzy ją odpalają to długa droga.