czwartek, 17 lipca 2014

Krótka historia sabotażu lotniczego: Lusitania Putina

Ilustracja muzyczna: Umineko - Mirage Coordinator

Pod koniec marca leciałem do Hanoi (via Bangkok) nad wschodnią Ukrainą i Krajem Krasnodarskim. Żartowałem sobie wówczas, że może będą próbowali mnie zestrzelić i że bezpiecznie poczuję się dopiero w irańskiej przestrzeni powietrznej. Dzisiaj już bym w ten sposób dowcipkował. Rosja po raz kolejny udowodniła, że jest małpą z brzytwą i krajem stojącym poza nawiasem cywilizacji. 



Co wam to przypomina? Ten samolot nie zderzył się z żadną brzozą.

Dowody są wyraźne. SBU nagrała ppłka GRU "Biesa" (tego samego żula, co porwał polskiego księdza) i jego parówę "Greka", jak rozmawiają o pomyłkowym zestrzeleniu malezyjskiego samolotu pasażerskiego. Płk GRU Grinin vel Striełkow - ich dowódca chwalił się wcześniej na fejsie udanym zestrzeleniem. Zestaw rakietowy BUK był wcześniej widziany przez brytyjskich dziennikarzy w tym rejonie w rękach rosyjskich dywersantów. Pytanie: czy Striełkow to rzeczywiście idiota dowodzący bandą żuli czy też gostek mający zadanie obalić Putina swoimi akcjami?



Rosja jeszcze bardziej pogrąża się swoją propagandą. Opowiastki o ukraińskim myśliwcu, który podczas ataku rozpadł się na dwie części są tak samo wiarygodne jak historyjki o smoleńskiej brzozie i pijanym generale. Jurgen Roth, niemiecki specjalista od mafii pisze: ""Jeżeli czarne skrzynki rozbitego samolotu pasażerskiego faktycznie zostaną przewiezione do oceny do Moskwy, to jest pewne, że jek zapisy zostaną zmanipulowane i przekłamane. Tak jak to było w przypadku katastrofy lotniczej w Smoleńsku". Sowieciarski ekspert Tomasz Hypki nadaje: "Lot pasażerskiego samolotu w tym rejonie to głupota". Speratyści już proponują, by czarne skrzynki zbadał w Moskwie MAK. Ale do tego nie dojdzie. W zamachu zginęli obywatele Holandii, Wielkiej Brytanii, Francji, Malezji, Indonezji... Wielka Brytania już wzywa do zwołania Rady Bezpieczeństwa ONZ. Będą kolejne sankcje. I na tym się nie skończy.

wtorek, 15 lipca 2014

Ukraina/Rosja: Mainiła 2014



Prowokacja z ostrzelaniem wioski Donieck w obwodzie rostowskim aż za bardzo przypomina mi listopad 1939 r. i ostrzelanie przez artylerię NKWD (tak, były całe dywizje NKWD spełniające taką samą rolę jak dywizje Waffen-SS) przygranicznej wioski Mainiła, co miało usprawiedliwić atak na Finlandię. Rosyjska agresja na Ukrainę cały czas trwa, choć jest nieoficjalna. Wariant z "Zatoką Świń", czyli "ochotnikami" i "separatystami", którzy mieli samodzielnie opanować teren nie wypalił - ukraińska Gwardia Narodowa, ochotnicze bataliony przy wsparciu ciężkiego sprzętu pogoniły tych żuli. Nie pomogli "separatyści" z Czeczenii, nie pomogli ochotnicy z państw sąsiednich, nie pomogli rosyjscy weci z Afganistanu, Czeczenii i Gruzji. Putin zaczął więc przerzucać na Ukrainę regularne oddziały. Czekamy, kiedy wyślę tam swojej lotnictwo, bo czołgi i transportery już są - i niektóre z nich nawet miały okazję spłonąć (przy okazji dowiedzieliśmy się, że "że Aleksandr Borodaj, premier tzw. republiki donieckiej, nie jest specjalistą od PR-u - jak głosi jego oficjalna biografia - lecz generałem i zastępcą szefa FSB. Wsławił się tym, że w 1999 r. wraz z Igorem Girkinem-Striełkowem - pułkownikiem GRU i ministrem obrony tzw. republiki - na łamach szowinistycznego pisma "Zawtra" wychwalali ludobójczą pacyfikację wsi w Dagestanie przez armię rosyjską."). Ukraińscy wojskowi ostrzegają, że inwazja Specnazu nastąpi już jutro.

Czemu nie pisałem o wojnie Izraelu/Palestynie? Bo to nic takiego. Konflikt o małym natężeniu w porównaniu z Ukrainą. To był tylko palestyński test tego jak zachowa się izraelski system antyrakietowy Iron Dome. 

***

Po raz kolejny polecam wakacyjną lekturę: moją książkę   "Vril. Pułkownik Dowbor". Na razie jako e-book (można ją znaleźć choćby tutaj).

poniedziałek, 14 lipca 2014

Wacław Iwaszkiewicz - zapomniany, acz wspaniały generał

Niedawno ponownie obejrzałem film dokumentalny "Tadeusz Jordan Rozwadowski - zapomniany generał". Szczególnie rozśmieszyła mnie jedna z manipulacji w tym zakłamanym dziełku. Narracja w tym dokumencie mówiła, że gen. Rozwadowski obronił Lwów przed "trzykrotnie większymi siłami ukraińskimi" po czym niewdzięczne Naczelne Dowództwo pozbawiło go stanowiska dowódcy grupy operacyjnej mającej zwinąć oblężenie Lwowa i wykopała do attachatu wojskowego w Paryżu, gdzie generał Rozwadowski miał dzielić się "swoim cennym doświadczeniem dyplomatycznym" (które było zerowe). Później dwóch historyków (wśród nich niestety prof. Roszkowski) gdybało, czemu tak skrzywdzono tak "wybitnego" dowódcę. A mogliby sprawdzić jak rzeczywiście wyglądały wówczas sprawy na froncie. Tak się bowiem składa, że gen. Rozwadowski został odwołany za brak sukcesów wojskowych - a do jego odwołania wzywali galicyjscy politycy, w tym również endeccy, powszechnie uważający go za nieudacznika, który nie potrafi sobie poradzić z siłami oblegającymi Lwów (które wcale nie miały trzykrotnej przewagi i często były oddziałami o niskiej jakości). Rozwadowski zwalał zaś winę na podległych mu żołnierzy mówiąc, że to g... materiał. (Ten nadęty panisko nie traktował walk o Lwów i Galicję Wschodnią jako walki dwóch narodów, ale jako starcia ze zrewoltowanym chłopstwem. W ramach tej walki wydawał rozkazy nakazujące pacyfikowanie ukraińskich wiosek.) Marszałek Piłsudski również narzekał, że mimo otrzymanych posiłków, gen. Rozwadowski zdobywa jedynie skrawki terenu. Więc wymienił go na dowódcę lepszego - gen. Wacława Iwaszkiewicza.

Ilustracja muzyczna: The Executioner - Umineko OST



W kwietniu 1919 r. wojska  gen. Wacława Iwaszkiewicza (co prawda jego siły zostały wzmocnione 4 tys. żołnierzy z Galicji, Kongresówki i Wielkopolski, ale miażdżąca większość jego sił wciąż była jednak tym samym materiałem żołnierskim, który Rozwadowski uważał za beznadziejny), w błyskotliwej operacji, przy minimalnych polskich stratach odepchnęły Ukraińców od Lwowa. W ciągu dwóch miesięcy zajęły całą Galicję Wschodnią aż po Zbrucz. To gen. Iwaszkiewicz a nie generał Rozwadowski był uznawany w 1919 r. za zbawcę Lwowa. W 1920 r. niezwykle popularny gen. Iwaszkiewicz dowodził 6-tą Armią, która była południowym skrzydłem sił polskich podczas Wyprawy Kijowskiej, następnie sprawnie kierował nią podczas odwrotu, by potem bronić przedpola Lwowa - póki w lipcu 1920 r. nowy szef sztabu generalnego - gen. Rozwadowski nie doprowadził swoimi intrygami do usunięcia go ze stanowiska. Dzięki Marszałkowi Piłsudskiemu gen. Iwaszkiewicz stał się jednak wkrótce dowódcą Frontu Południowego w Bitwie Warszawskiej (objęcia tego stanowiska odmówił wcześniej gen. Dowbór-Muśnicki twierdząc, że sytuacja jest beznadziejna a on nie będzie wykonywał "głupich rozkazów Piłsudskiego").

Gen. Iwaszkiewicz był synem syberyjskiego zesłańca (powstańca styczniowego), który robił karierę w carskiej armii. Brał udział w 1900 r. w tłumieniu powstania bokserów w Chinach  a także w wojnie rosyjsko-japońskiej. Został poważnie ranny pod Mukdenem i do końca życia chodził w wyniku tego o lasce. Idąc o lasce, przedzierając się przez śnieg, odbył on na początku 1918 r. wraz ze swoimi żołnierzami - 3 Dywizją Strzelców Polskich - kilkusetkilometrowy marsz z Jelni do Bobrujska, przedzierając się przez śnieżne zaspy, walcząc ze zanarchizowanem chłopstwem i bolszewickimi zagonami. Był to wyczyn naprawdę niesamowity.

Gen. Iwaszkiewicz dzielił losy I Korpusu a w listopadzie 1918 r. wstąpił do wojska niepodległej Polski stając się jednym z ulubieńców Marszałka Piłsudskiego. Popularności generała Iwaszkiewicza nie zaszkodziło nawet to, że słabo mówił po polsku. Według jednej z anegdot miał powiedzieć na akademii okolicznościowej: "Jedną trzecią Polski wziały Awstrijce, jedną trzecią Giermańce a jedną trzecią my". Jego wojskowy talent, dobre podejście do żołnierzy i gorący patriotyzm sprawiały, że łatwo mu wybaczano podobne lapsusy.



Jego odejście z ziemskiego padołu również było epickie. "W piątek 10 listopada 1922, w Szpitalu Ujazdowskim w Warszawie, adiutant generalny Naczelnego Wodza, generał brygady Jan Jacyna w imieniu marszałka Polski Józefa Piłsudskiego odznaczył go Orderem Wojskowym Virtuti Militari II klasy. Zmarł w sobotę 25 listopada 1922 o godz. 22, w Szpitalu Ujazdowskim, po długiej, ciężkiej i nieuleczalnej chorobie."

Polecam wszystkim wydaną w 1921 r. książkę Henryka Bagińskiego "Wojsko Polskie na Wschodzie". Opisuje ona historię wszystkich polskich formacji wojskowych w Rosji działających w latach 1914-1920, zarówno tych dużych jak Dywizja Syberyjska jak i mniejszych, takich jak np. moskiewski Pułk im. Bartosza Głowackiego. Autor był działaczem Zet-u, Polskich Drużyn Strzeleckich, walczył w Legionie Puławskim, Brygadzie i Dywizji Strzelców Polskich, I Korpusie Polskim (gdzie konspirował przeciwko gen. Muśnickiemu) i 4 Dywizji Strzelców gen. Żeligowskiego. Praca świetnie napisana, zanim z przyczyn politycznych zaczęto fałszować historię tych formacji. Można ją znaleźć jako pdf w necie.

***

Nie zapominajcie też o mojej książce  "Vril. Pułkownik Dowbor". Na razie jako e-book (można ją znaleźć choćby tutaj).

sobota, 12 lipca 2014

Barack Obama - kenijska zagadka

Michael Shrimpton, brytyjski prawnik (reprezentował m.in. gen. Augusto Pinocheta) i ekspert ds. służb wywiadowczych z bogatymi i dziwnymi koneksjami, opowiedział na konferencji w Londynie dosyć intrygującą historię o Baracku Obamie. Według niego CIA sprawdziła DNA obecnego prezydenta (pobierając ślady ze szklanki z którą miał styczność na przyjęciu organizowanym przez darczyńców na jego kampanię wyborczą). I wyszło im, że nie ma zgodności jego kodu genetycznego z kodem genetycznym dziadków ze strony matki. Okazuje się również, że Stanley Ann Dunham nie była w ciąży wiosną i latem 1961 r. - a przecież miała urodzić Baracka Barakowicza w sierpniu 1961 r. Według Shrimptona Barack Obama urodził się w 1960 r. w Kenii (co czyniłoby go poddanym brytyjskim) a z akt brytyjskiego kontrwywiadu wynika, że jego dziadek szmuglował broń dla powstańców Mau Mau pracując dla Stasi.





Rewelacje Schrimptona można potraktować jako dezinformację (zwłaszcza, że gostek był powiązany z administracją Busha), ale prawdą jest że prezydent USA plącze się choćby w takich szczegółach jak data jego urodzin.  a o swojej żonie mówi "Michael" (jak Michael Jackson), co sprawia, że celebrytka-weteranka Joan Rivers twierdzi, że Obama jest gejem a pierwsza żona transem (co niektórzy w necie starają się udowodnić, ale według mnie to po prostu silnie zbudowana czarna kobieta).

środa, 9 lipca 2014

Giertychowie - sowieccy endecy


"Jesteśmy jednym z tych ruchów, które jak faszyzm we Włoszech, hitleryzm w Niemczech, obóz Solazara w Portugalii, karlizm i falanga w Hiszpanii obalają stary system masońsko – plutokratyczno – socjalistyczno – żydowski i budują porządek nowy"
Jędrzej Giertych, 1938 r.

"Politycznie nie wolno nam rezygnować z oparcia o Rosję. Potrzebny nam u steru ktoś, kto zapewni trwałość sojuszu ze wschodnim sąsiadem. Tylko pan, panie przewodniczący, może nam to zagwarantować."
Maciej Giertych do Jaruzelskiego, 1989 r.

"Zakłócającym ceremonię pogrzebową mogę powiedzieć, że według nauki katolickiej, mogą się spotkać z generałem w niebie"
 Roman Giertych o pogrzebie Jaruzelskiego, 2014 r.

"Zapewniam, że w Polsce – poza psychiatrykami – nie ma nikogo, kto by uważał, że Platforma Obywatelska mogłaby rządzić z Giertychem"
Jan Maria Władysław Rokita, 2007 r.


"Z Giertychów najważniejszy jest o. Wojciech Giertych."
Eugeniusz Sendecki, 2012 r.




Afera taśmowa sprawiła, że naród przypomniał sobie o istnieniu Romana Giertycha i jego rodzinki. Oto bowiem przeczytaliśmy jak nadworny adwokat Tuska i Sikorskiego, moralizatorskim tonem pouczający wszystkich na temat standardów w polityce i dobra publicznego nieudolnie planuje zrobić sobie "way of life" z szantażowania najbogatszych mieszkańców III RP. Zupełnie mnie to nie dziwi. Giertych pokazał swoje prawdziwe oblicze. Nie jest on jednak czarną owcą w tym rodzie o rzadko spotykanym w Polsce nazwisku. Jego zachowanie to po prostu rodzinna tradycja ciągnąca się co najmniej od czasów jego dziadka Jędrzeja. W 2006 r. opublikowałem na stronach Polskiego Radia (zarządzanego wtedy m.in. przez dra Targalskiego, nya!) artykuł o tej rodzince. Zniknął on po tym, jak władzę w Polskim Radiu przejęła egzotyczna koalicja PO-SLD-PSL-Samoobrona-LPR-Prawica Rzeczypospolitej. Przytaczam go w całości, bo jest wciąż aktualny:

"Rodzina Giertychów słynie z kontrowersyjnych poglądów i szokujących wypowiedzi. Kiedy wybuchła sprawa współpracy z SB arcybiskupa Stanisława Wielgusa wicepremier Roman Giertych stanął w jego obronie. Nie wahał się też porównać TVP Bronisława Wildsteina do telewizji z czasów stanu wojennego i stwierdzić, że TVP była bardziej obiektywna za prezesury Roberta Kwiatkowskiego.

Dziadek wicepremiera, Jędrzej Giertych w latach trzydziestych XX wieku był znaczącą postacią w ruchu narodowym. W 1939 roku jednym głosem przegrał z Tadeuszem Bieleckim walkę o przywództwo w Stronnictwie Narodowym. W roku 1961 ten sam Tadeusz Bielecki wyrzucił go z partii za "skrajne poglądy i antysemityzm". W międzyczasie Giertych stworzył własny ośrodek myśli polityczno-historiozoficzno-religijnej, który co prawda nawiązywał do tradycji przedwojennej myśli narodowej, ale de facto nie posiadał żadnego z nią związku. (Dzisiaj bym wycofał się z ostatniego twierdzenia - Jędrzej Giertych reprezentował po prostu wszelkie najgorsze cechy endecji - dop. Fox). Filozofia polityczna Jędrzeja Giertycha to "głęboki polski nacjonalizm" połączony z "konserwatywnym katolicyzmem", sympatią do autorytaryzmu, rusofilstwem oraz skrajną niechęcią do masonów, piłsudczyków, syjonistów, Niemców i Ukraińców. Te siły według niego odpowiadały za wszystkie nieszczęścia jakie spadały na Polskę: od potopu szwedzkiego, poprzez rozbiory i klęski powstań do wielkich wojen światowych. Uważał m.in., że Piłsudski nie dowodził w bitwie warszawskiej 1920 roku, zabił Narutowicza i... celowo spowodował klęskę kampanii wrześniowej. W swojej broszurze "O Piłsudskim" twierdził nawet, że planowana w 1934 r. przez marszałka wojna prewencyjna przeciwko III Rzeszy, była co prawda przeciwko Hitlerowi, ale "w interesie niemieckich rewanżystów". W "Rozważaniach o bitwie warszawskiej 1920 roku" zamieścił tekst pułkownika Kędziora, w którym pojawiło się stwierdzenie, że bolszewicy mieli wobec Polski w 1920 roku "pokojowe zamiary", tylko zły Piłsudski ich sprowokował. Wizję historii Polski, w której Polacy nie mają żadnych wad, tylko stają się co rusz ofiarami masońskich spisków zaprezentował Giertych w książce "Tragizm dziejów Polski". Wyśmiewający się z tej wizji Wojciech Wasiutyński zatytułował recenzję tej książki: "Tragizm i komizm książki Giertycha". Giertych zrewanżował się rozgłaszając, że ONR to dzieło Żydów i masonów.

Jędrzej, ojciec Macieja



Zacietrzewienie i fałszywie pojęty polityczny realizm popychały Giertycha do działań wątpliwych. W broszurze "O Piłsudskim" opisał historię swojego znajomego z oflagu, oficera piłsudczyka, który po powrocie do Polski został skazany na śmierć przez stalinowski sąd. Giertych nazwał ofiarę komunistów "degeneratem moralnym", twierdząc, że zamordowany oficer "szpiegował dla USA". Powtórzył tam również goebbelsowskie kłamstwo o tym, że Sowieci wkraczali na "bezpańskie" Kresy. Następnie stwierdził, że PRL była uzależniona od ZSRR tak samo jak Meksyk od USA, a głównym dla niej zagrożeniem jest RFN i żydowska diaspora. Tymczasem sam w 1945 roku potajemnie wywiózł z kraju swoją rodzinę na Zachód. Jak widać PRL podobał mu się tylko z oddali...

Jędrzej Giertych pod wpływem antypowstańczej fobii przyjął założenie, że za każdym buntem w PRL stoją wrogie Polsce ośrodki. Radził: "Uważam, że szkoda, że polski sąd nie skazał na rozstrzelanie (po uprzedniej degradacji) zarówno sprawców powstania listopadowego, jak powstania styczniowego. Nie inny jest mój pogląd i na sprawców obecnego powstania poznańskiego". ("Po wypadkach poznańskich. Na alarm. List otwarty do polskiej emigracji przestrzegający przed grożącym niebezpieczeństwem"). Innym razem, już po październiku 1956 roku radził Gomułce: "Niech Pan się nie da sprowokować i niech się Pan nie da wciągnąć w pułapkę. Ludzie mówią Panu, że Pan jest za bardzo prorosyjski (...). Pańską rolą jest być w systemie rosyjskim, być w nim lojalnie i bez zastrzeżeń. Niech Pan nie stara się być polskim Titą! Niech się Pan z Rosjanami dogada i trzyma się ich szczerze i uczciwie nawet w razie wybuchu trzeciej wojny światowej. Pańskim zadaniem na wypadek takiej wojny jest być polskim Petainem, musi Pan być szczerze Rosji wierny, musi Pan zasłużyć na jej zaufanie". Po wydarzeniach radomskiego czerwca 1976 roku spłodził kolejny list otwarty, w którym oskarżał Żydów i Piłsudczyków o wywołanie zamieszek, za co go Stefan Kisielewski nazwał "starym idiotą i dzieciorobem".
W broszurze o stanie wojennym "Co robić?", wydanej w 1982 roku pisał: "Zapewne nie spodoba się to niektórym moim czytelnikom, lecz oświadczam otwarcie, że uważam, że dobrze się stało, iż omawiany tu przewrót w dniu 13 grudnia nastąpił. Oczywiście nie cieszy mnie fakt dyktatury wojskowej (...). Ale przede wszystkim uważam, że dobrze się stało, że znalazł się ktoś, kto umiał nagłym aktem woli przeszkodzić dojściu do skutku rewolucji, która wiodła Polskę pod każdym względem ku katastrofie (...). Jest oczywiste, że w ostatnich miesiącach 1981 roku zaczynała się w Polsce rewolucja. Umysły były owładnięte irracjonalnym szałem. A ten szał, powiększający się niemal z dnia na dzień, podnoszący się coraz wyżej jak woda w rzece w czasie zaczynającej się powodzi, wiódł do przewrotu o cechach bynajmniej nie narodowych i katolickich, ale o cechach rewolucji, zabarwionej po marksistowsku. (...) Do wyrośnięcia fali rewolucyjnej w Polsce przyczynił się w znacznym stopniu także i wpływ amerykański. Czy działali w ostatnich latach agenci amerykańskiego wywiadu w Polsce (a także i innych wywiadów) jako podżegacze do rewolucji? Nie wiem. Nie mam konkretnych danych. Ale jedno wiem na pewno: że takim podżegaczem było Radio Wolnej Europy, będące organem rządu amerykańskiego". Generał Jaruzelski był z kolei dobrym człowiekiem, bo "chodził do katolickiej szkoły". Dobrze, że nie człowiekiem honoru...

Maciej, ojciec Romana



Syn Jędrzeja Giertycha, Maciej wrócił do Polski w latach sześćdziesiątych. Później w ramach sprawy rozpracowania operacyjnego "Truteń" miał pośredniczyć w tajnych negocjacjach ojca z SB w sprawie publikacji na Zachodzie materiałów dotyczących KOR. Maciej Giertych przystąpił w 1986 roku do Rady Konsultacyjnej przy generale Jaruzelskim, gdzie ostrzegał przed negocjowaniem z "Solidarnością". W roku 1990 w wywiadzie dla "La Stampy" mówił: "Podziwiam generała Jaruzelskiego, mam nadzieję na długie jego rządy. Nie powinniśmy nigdy zapominać, że największe zagrożenie dla nas przychodziło zawsze z Niemiec. Toteż jest w interesie Warszawy, by pozostać w sprzężeniu z Moskwą i nie opuszczać Paktu Warszawskiego ani RWPG, zwalczać litewski ruch niepodległościowy i odmawiać przystąpienia do Wspólnoty Europejskiej, do tego tygla w stylu amerykańskim, który pragnie zniszczyć Polskę swoim kapitalizmem, bezosobowym, kosmopolitycznym i cudzoziemskim. Natomiast w naszym interesie jest WSPÓLNY DOM GORBACZOWA. Bo w nim nikt nie zrezygnuje z własnej suwerenności i dlatego, że ZSRR będzie dobrze włączony do Europy". Dwa lata wcześniej władze pozwoliły mu na wydawanie "Gazety Warszawskiej". Poza ingerencją cenzury, drukowanej na luksusowym papierze w Wojskowych Zakładach Graficznych i za państwowe pieniądze. We wstępniaku można było przeczytać: "Jestem za Układem Warszawskim". Wiosną 1989 roku ta sama władza pozwoliła Giertychowi na założenie Stronnictwa Narodowego, chociaż w tym czasie prawdziwe Stronnictwo istniało wciąż na emigracji. Jednym założycieli nowej partii był Stanisław Jastrzębski – minister w rządach Jaruzelskiego i Messnera. Na przełomie roku 1987 i 1988 Roman Giertych reaktywował Młodzież Wszechpolską. Jej hasła były zwrócone wtedy bardziej przeciwko opozycji niż przeciw władzy.



Komuniści nie powierzyli jednak Giertychom znaczącej roli w nowej III RP - z racji ich nikłego poparcia społecznego i "archaicznych poglądów". Przez kilka lat błąkali się na marginesie prawicy, sprzeciwiając się wejściu Polski do NATO i popierając rosyjską interwencję w Czeczenii. W 2000 roku w wyborach prezydenckich udzielili poparcia gen. Tadeuszowi Wileckiemu. Rok później giertychowe SND było jedną z kilku partii współtworzących LPR. Po pewnym czasie ludzie Romana Giertycha zdołali zepchnąć na margines antykomunistycznych liderów LPR takich jak Antoni Macierewicz czy Jan Olszewski. Dalsza historia ich dokonań jest powszechnie znana. "

(koniec cytatu)

Płk Aleksander Kędzior, o którym wspomniałem w tym tekście okazał się być kontaktem operacyjnym SB, który donosił na ochotnika na polskich emigrantów licząc na to, że dostanie pracę w Wojskowym Instytucie Historycznym im. Wandy Wasilewskiej. W 1940 r. był szefem sztabu Naczelnego Wodza gen. Sikorskiego. Nie radził sobie z tą pracą (udział polskich wojsk w kampanii francuskiej oraz ich późniejsza ewakuacja były niezwykle chaotyczne), więc zesłano go jako attache do Czungkingu skąd zapłodnił umysł gen. Sikorskiego pomysłem wysłania polskich wojsk do Chin na front antyjapoński. Ten pajac był głównym źródłem kuriozalnych teorii Jędrzeja Giertycha zaprezentowanych m.in. w "Rozważaniach o bitwie warszawskiej 1920 r." Współczesny obóz narodowy odcina się od Romana Giertycha a Macieja traktuje jako starego pierdołę, ale niestety bardzo często Jędrzej Giertych jest dla niego autorytetem. Jego ideologia, sprzeczna z przesłaniem emigracyjnej endecji Tadeusza Bieleckiego, jest traktowana poważnie. Książki Jędrzeja Giertycha można znaleźć w prawicowych i katolickich księgarniach a zawarte w nich tezy stały się m.in. jednym z fundamentów poglądów głoszonych przez Ozjasza Goldberga-Mikke oraz prof. Adama Wielkodupskiego. Nie ma też sprzeczności między nimi a tym co głosi konsekwentny sowietofil Maciej Giertych (mówiący o Smoleńsku: "Jestem leśnikiem i wiem, że samolot nie powinien latać w lesie") krytykujący MW za "zbytnią antyrosyjskość" (!). Roman Giertych wcale nie sprzedał idei swojego ojca i dziadka. On po prostu twórczo ją dostosował do nowych warunków i nowych władców Polski.



"Dalsza historia ich dokonań jest powszechnie znana" - tak zakończyłem w 2006 r. swój artykuł. Od tego czasu Giertychowie dokonali wiele. Roman został ministrem edukacji narodowej (nawet początkowo go broniłem przed lewacką nagonką) i zastąpił na liście lektur antykomunistę Herlinga-Grudzińskiego paksowskim komunistą Dobraczyńskim. Przy okazji politycy LPR wyskakując z takimi pomysłami jak godzina policyjna dla młodzieży czy też zakaz sprzedaży "brutalnych gier" mocno przyczynili się do odwrócenia młodzieży od szerokiego obozu patriotycznego. Hołota z Krakowskiego Przedmieścia to właśnie efekty giertychowej edukacji. Teraz Giertych przyznaje się, że to on obalił rząd PiS w 2007 r.  Bez ogródek mówi, że: "My się przyjaźniliśmy z Donaldem Tuskiem, Rokitą, Schetyną itd., grywaliśmy z nimi po cichu w piłkę, w koszykówkę. Gdyby wówczas się o tym dowiedział nasz elektorat, toby nas rozszarpał. Ale taka była rzeczywistość. Jestem z Donaldem Tuskiem na „ty” od lat". Wcześniej mówił, że zrobił to, bo miał mieć postawione zarzuty karne. Prawdopodobnie w sprawie dotyczącej wyprowadzania pieniędzy z LPR i w aferze Wielkopolskiego Banku Rolniczego.  Jak pisze jeden z narodowo-radykalnych portali:

"W roku 2000 przeczuwając, iż siły „masońsko-lewackie” i wrogie narodowi mogą czyhać na bank, w Radzie Nadzorczej pojawia się idol „nowoczesnych narodowców” – ladies and gentlemen – Roooman Giertych, w tamtym okresie honorowy prezes Młodzieży Wszechpolskiej! 28 sierpnia 2000 roku rada nadzorcza w protokole z posiedzenia upoważnia zarząd banku do powołania spółki Hatrol, której prezesem zostaje zaufany Giertycha, Tomasz Połetek (MW/LPR), również „nowoczesny narodowiec”. Złoty słońca blask dokoła, orzeł biały wzlata wzwyż….Spółka Hatrol utworzona została z kapitałem 2,3 mln złotych, który przetransferowano z WBR. W jej zarządzie, kierując się etyką totalną oraz wytycznymi samego śp. Jana Mosdorfa, zasiedli m.in. Roman Giertych i Witold Hatka. Nasi „narodowcy” mają jednak w dalszym ciągu wizję Wielkiej Polski i nie ustają w krzewieniu idei narodowej. Szybko powstają kolejne spółki-córki Hatrolu – Polskie Finanse (prezes Połetek, Giertych i Hatka w radzie nadzorczej), i Rolhat (prezes Połetek, Giertych i Hatka w radzie nadzorczej). Złoty słońca blask dokoła, orzeł biały wzlata wzwyż….Efektem m.in. radosnej działalności Hatki i innych „narodowców” było wyprowadzenie z banku kwoty 2,3 mln i dalsze straty w wysokości ponad 700 000 złotych, a w konsekwencji upadłość WBR.
Do dziś nie wiadomo gdzie podziały się te pieniądze, będące przecież własnością udziałowców, a więc polskich rolników. Z pewnością byli to „rolnicy-lewacy”, dlatego też czyn „narodowców”-giertychowców powinien być usprawiedliwiony. Wszystko dla „Wielkiej Polski”! Co to są trzy bańki gdy chodzi o „Polskę”!? Krótko po wytransferowaniu w świat pieniędzy polskich rolników na scenie politycznej pojawia się LPR i wprowadza swoich „narodowo-wszechpolsko-katolickich” posłów do parlamentu, w tym Witolda Hatkę i Romana Giertycha….."

A jak uzupełnia tę historię jeden z portali anarchistycznych:  "W 2006 r. w mediach pojawiły się sugestie, że zarzuty mogą też objąć czołowych działaczy LPR. Jak twierdzi tygodnik "Wprost", latem 2006 r. do Janusza Kaczmarka przyszedł Roman Giertych ze skargą na kaliskich śledczych. Kaczmarek miał obiecać Giertychowi, że sprawa będzie załatwiona. Śledztwo zostało przeniesione z Kalisza do Łodzi. Kaczmarek nawet nie ukrywał, że zrobił to po interwencji Giertycha."
Giertych zapewne nie bez przyczyny chciał w 2007 r., by premierem został Janusz Kaczmarek. Jednym z bohaterów afery WBR był poseł Witold Hatka - nieoficjalnie główny macher LPR od pieniędzy. W listopadzie 2010 r. zginął w "wypadku" samochodowym. To śmierć wygodna dla wielu ludzi.




Po 2007 r. Roman Giertych już jawnie działa na rzecz obecnych władz. Staje się "nadwornym adwokatem PO" (określenie tygodnika "Wprost") reprezentując m.in. Michała Tuska, Radosława Sikorskiego i Sławomira Nowaka. Buduje wspólnie z Sikorskim i Michałem Kamińskim własną mini-frakcję. Często udziela się w "Wyborczej" i TVN odcinając się od nacjonalizmu i starając się być arbitrem politycznej elegancji. Wpisuje się też w oficjalną narrację smoleńską.  Już go typowano na nowego ministra spraw wewnętrznych w miejsce Sienkiewicza  a tu załatwiło go... Bractwo Aryjskie (nawiązanie do więzienno-gangster przeszłości Latkowskiego). No cóż, może jak gostka wyrzucą z palestry (oby!), to zostanie koszykarzem...

A na koniec, dla rozluźnienia krytyka Romana Giertycha w wykonaniu ś.p. Roberta Larkowskiego: "Na oczach Polaków wódz Ligi Polskich Rodzin - zwany Romciem Paluchem, Romulusiem, Mówiącym Koniem itp. - dokonuje samounicestwienia własnego ugrupowania, co wynika z jego oportunizmu i cynicznej gry o zachowanie resztek władzy (...) Ogłaszamy uroczyste spuszczenie Romcia Palucha w kanał!". Niedługo pierwsza rocznica odejścia mojego wielkiego (przynajmniej jeśli chodzi o kubaturę) Adwersarza do Hueco Mundo. Pamiętajmy o tej postaci. [*]




Ps. Zachęcam do kupowania mojej książki "Vril. Pułkownik Dowbor". Na razie jako e-book (można ją znaleźć choćby tutaj), jak pojawi się w papierze w księgarniach, to naprowadzę. Były pewne opóźnienia, ale wszystko na dobrej drodze. Jest też pierwsza zewnętrzna recenzja - na blogu znajomej.  Nie muszę mówić, że im więcej kupicie, tym większą będę miał motywację do dalszego pisania. :)


sobota, 5 lipca 2014

Kumple Savile'a z MI5



Special Branch Scotland Yardu sterowała w latach '70-tych grupą znaną jako Paedophile Information Exchange (tak, tak to jej oficjalna nazwa), po to by zdobywać haki na brytyjski establiszment - twierdzi jeden z funkcjonariuszy brytyjskich służb specjalnych. PIE domagała się legalizacji pedofilii i stanowiła przy tym klub zrzeszający "miłośników dzieci". Dostawała od Home Office dziesiątki tysięcy funtów dotacji. Teraz już wiemy dlaczego...
Przy okazji wyszło na jaw, że już od 1970 r. MI5 i Special Branch tuszowały pedofilię prominentnego liberalnego parlamentarzysty Cyrila Smitha (na zdjęciu poniżej). Okazuje się również, że Cyril Smith brał udział w homoseksualno-pedofilskich orgietkach stylizowanych na satanistyczne czarne msze, które organizował jeden ze znajomych sir Jimmy'ego Savile'a. 


Savile (poniżej) to znany radiowy DJ, gwiazda BBC, przyjaciel ludzi z establiszmentu a przy tym gostek, który wykorzystywał seksualnie osoby obu płci w wieku od 5 do 75 lat  i zwłoki w kostnicach a także brał udział w satanistycznych rytuałach.  Dziwnym trafem Lady Thatcher mocno naciskała, by przyznać mu szlachectwo za pracę charytatywną w szpitalach. Gostek dostał też tytuł rycerski od Stolicy Apostolskiej, dzięki protekcji jego kumpla kardynała O'Briena oskarżonego o molestowanie kleryków. Savile prawdopodobnie też pracował dla MI5. 


Cyril Smith został już na początku lat '80-tych oskarżony o homoseksualną pedofilię przez jednego z deputowanych. Znalazł się on też na liście dziesięciu parlamentarzystów o takich skłonnościach skompilowanej przez policję - która później dziwnym trafem zaginęła po tym jak trafiła na ręce ówczesnego sekretarza spraw wewnętrznych Leona Brittana. Dziwnym trafem również jeden z konserwatywnych deputowanych został wypuszczony wolno, po tym jak celnicy przyłapali go na lotnisku z pedofilskimi pornosami.

Jak widać służby specjalne lubią szantażować polityków seksualnymi kompromatami, ale czasem też na szczytach służb znajdują się ludzie oddający się podobnym "zabawom". I tak, wiceszefem MI5 w czasie gdy działała PIE był Peter Hayman, który w 1978 r. zostawił przez nieuwagę w autobusie teczkę z materiałami pedofilskimi (mnóstwo ich znaleziono później w jego domu.) Homoseksualnym pedofilem był rówczesny szef MI6 Maurice Oldfield. A zapewne nie był jedynym "kochającym inaczej" w służbach, co rzuca nowe światło na sprawy takich podwójnych sowieckich agentów jak sir Anthony Blunt. 



Czy Wielka Brytania bardzo pod tym względem odbiega? Pisałem już o casusie Putina i innych ciot z Łubianki. , pisałem już o Różowej Swastyce . Można by jeszcze zgłębić kwestię powiązań belgijskiego establiszmentu (obecny premier Elio di Rupo uniknął oskarżenia, tylko dlatego, że chłopak z którym się przespał skończył tydzień wcześniej 16 lat). A w Polsce? Zacytujmy Grzegorza Górnego:

"W październiku 2002 roku telewizja Polsat i tygodnik "Wprost" upubliczniły wyniki swojego dziennikarskiego śledztwa na temat jednej z największych pedofilskich siatek w Europie. Z materiału zatytułowanego "Mordercy dzieci" mogliśmy się dowiedzieć, że "osobistości z pierwszych stron gazet - politycy, artyści, prawnicy, dziennikarze, ludzie telewizji - były klientami pedofilów, których siatkę zdemaskowali reporterzy 'Wprost' i Polsatu".
Cytowani przez dziennikarzy policjanci z warszawskiego Śródmieścia mówili, że znają niektórych pedofilów na swoim terenie: "jeden był w III RP ministrem, drugi jest znanym autorem programów telewizyjnych, inny - wiceprezesem dużego banku, kolejny - posłem, jeszcze inny - reżyserem filmowym. Były minister był kilkakrotnie pobity i okradziony przez trzynasto-, czternastolatków, których wykorzystywał, lecz nigdy nie złożył skargi (mimo widocznych śladów pobicia). Dwunastolatek zapraszany do mieszkania autora programów telewizyjnych za otrzymywane przez niego pieniądze kupował polską heroinę i popadł w narkomanię."
Równolegle ze śledztwem dziennikarskim prowadzone było dochodzenie policyjne. Szef Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie Zygmunt Kapusta nie mógł się nachwalić ich rezultatów: "Doskonała współpraca dziennikarzy, policji i prokuratury przyniosła efekty. To sprawa bez precedensu. Śledztwa na taką skalę jeszcze w Polsce nie było". Policjanci z Centralnego Biura Śledczego skonfiskowali komputerowe adresy klientów pedofilskiej siatki, pochodzących ze środowisk artystycznych, prawniczych, uniwersyteckich, dziennikarskich i politycznych. Zapowiadali "prawdziwe trzęsienie ziemi w niektórych środowiskach".
Tymczasem do żadnego "trzęsienia ziemi" nie doszło. Tak wychwalani policjanci z CBŚ zostali odsunięci od prowadzenia sprawy i zabroniono im rozmów z dziennikarzami. Śledztwo, do którego oddelegowano zaledwie jedną (!) policjantkę w randze starszego aspiranta, (miał rację prokurator Kapusta: "To sprawa bez precedensu. Śledztwa na taką skalę jeszcze w Polsce nie było") zaczęło się przeciągać, rozmywać, koncentrować na nieistotnych szczegółach. Pedofile zyskali czas, by zatrzeć ślady swego procederu. Krąg zatrzymanych ograniczył się do "małych płotek", "grube ryby" pozostały nietknięte.
"Nie mam najmniejszych wątpliwości, że w sprawie pedofilii panuje zmowa milczenia - uważa były minister sprawiedliwości i prokurator generalny Stanisław Iwanicki. - Policjanci i prokuratorzy znajdują się pod presją, by nie ujawniać pewnych rzeczy, bo mogłoby to uderzyć w niektóre bardzo wpływowe środowiska."
Wtóruje mu Lech Kaczyński: "Środowisko pedofilów ma tak duże wpływy i szerokie poparcie, że praktycznie to oni decydują, jak się w Polsce z tą patologią walczy. Co oznacza, że się z nią nie walczy"."

Jak widać nasze milicyjne ubectwo też stawia na "kontrolę".

Na koniec, by nie popadać w paranoję i histerię, kilka słów od profesora Lwa-Starowicza: "Na stu mężczyzn skłonności pedofilne ma sześciu, a realizuje je mniejszość." Też jestem przeciwny wrzucaniu wszystkich przypadków tego typu skłonności do jednego worka. Inaczej należy traktować homoseksualnego gwałciciela, a inaczej gostka, który puknął 15-latkę na dyskotece. Zwyrodnialcy tacy jak Savile, Trynkiewicz czy Samson to kategoria o wiele gorsza od umiarkowanych zboków w stylu Polańskiego, Cohn-Benedicta, Dzierżyńskiego czy księdza Jankowskiego, nie mówiąc już o przypadkach "platonicznych" takich jak marszałek Montgomery. Faktem jest, że lolicoństwo we wszystkich kulturach na ziemi zwykle było traktowane o wiele bardziej wyrozumiale niż homoseksualna pedofilia - wszak jeszcze 150 lat temu niezamężna 16-latka była uznawana za sfrustrowaną starą pannę :). Jakoś nie potępiamy Petrarki za to, że pisał miłosne sonety poświęcone 13-latce. Moraliści jakoś nie czepiają się również biblijnej Pieśni nad Pieśniami, w której adorowana jest panna o której jej bracia mówią (8,8): "Siostrzyczkę małą mamy, piersi jeszcze nie ma." Jak widać standardy się zmieniają...


środa, 2 lipca 2014

Juncker, SREL i luksemburski odpowiednik "Gladio"



Jean- Claude Juncker niedawno nominowany na nowego przewodniczącego Komisji Europejskiej, premier Luksemburga w latach 1995-2013, były przewodniczący Eurogrupy, to bardzo ciekawy człowiek. Nawet jak na Luksemburczyka. Nie chodzi mi tutaj jednak o to, że według brukselskich dyplomatów "zaczyna dzień od koniaku" i zdarzają mu się pijackie jazdy podczas których traci nad sobą kontrolę i wyzywa wszystkich dookoła,



ale o skandal który doprowadził w zeszłym roku do jego dymisji. Słyszeliście kiedyś o luksemburskich służbach specjalnych? Nie?! A szkoda. Bo Luksemburg ma prężnie działającą organizację kontrwywiadowczą Service de Renseignement de l'Etat luxembourgeois (SREL). W zeszłym roku Juncker musiał podać się do dymisji jako szef rządu, po tym jak liczący 141 stron raport luksemburskiego parlamentu wskazał, że wiedział on o kryminalnej i terrorystycznej działalności SREL. O co chodzi? Luksemburskie służby w latach '80-tych zaangażowały się w miejscową wersję operacji "Gladio". Wysadzały linie energetyczne oraz inne obiekty infrastrukturalne i zwalały winę na istniejącą jedynie na papierze lewacką organizację terrorystyczną. Zakładały nielegalne podsłuchy ministrom oraz innym oficelom oraz zakwalifikowały 300 tys. mieszkańców Luksemburga (mającego populację 525 tys. ludzi) jako "podejrzanych". Do tego dochodziły standardowe działania takie jak np. handel kradzionymi samochodami czy zbieranie pedofilskich haków. Jedna z bardziej zagmatwanych akcji SREL polegała na stworzeniu lipnej operacji antyterrorystycznej po, by pomóc rosyjskiemu oligarsze zapłacić 10 mln USD hiszpańskiemu szpiegowi. (Tutaj macie pełne dossier afery w "Luxemburger Wort")

Juncker został podsłuchany przez szefa SREL Marco Mille (mikrofonem ukrytym w zegarku), gdy omawiał skandale z udziałem tej agencji. Twierdził, że większość tych nieprawidłowości wystąpiła zanim został premierem i nie traktował ich poważnie. Mimo to musiał podać się do dymisji. Przy okazji okazało się, że członkowie luksemburskiej rodziny królewskiej są "w stałym kontakcie" z brytyjską służbą wywiadowczą MI6. (To jednak nie powinno dziwić. Luksemburg to stary sojusznik Wielkiej Brytanii.) Ale w sumie co się dziwimy. Luksemburskie standardy są wciąż niebotycznie wysokie dla Ubekistanu...