Kuchiki Byakuya, "Bleach"
Openining: Angel Beats Opening combined version
Wydarzenia 17 i 18 września 1939 r. były przez wiele lat zafałszowane - i takie pozostają również dzisiaj. Tuszowano nie tylko prawdziwe okoliczności sowieckiej inwazji i francuskiej zdrady, ale również przeprowadzonego zamachu stanu. Wmawiano nam więc dość długo, że marszałek Śmigły-Rydz nie wiedział w jakim charakterze wkracza sowiecka armia do Polski i w związku z tym w swojej ogólnej dyrektywie z 17 września zakazał z Sowietami walczyć. Co prawda w niektórych miejscach Sowieci przekraczali naszą granicę z polskimi flagami na czołgach, udając sojuszników, ale już o godz. 6.00 17 IX września marszałkowi raportowano, że były to tylko wojenne bolszewickie fortele. Od rana wysyłane są do naszych wojsk na Kresach szczegółowe rozkazy wyznaczające im konkretne zadania w walce z Sowietami. Ogólna dyrektywa powstała późnym popołudniem, po konsultacjach marszałka z prezydentem, ministrami i sojuszniczymi misjami dyplomatycznymi. Przypomnijmy tekst tego dokumentu: ""Sowiety wkroczyły. Nakazuję ogólne wycofanie na Rumunię i Węgry najkrótszymi drogami. Z bolszewikami nie walczyć, chyba w razie natarcia z ich strony lub próby rozbrojenia oddziałów. Zadanie Warszawy i miast, które miały się bronić przed Niemcami - bez zmian. Miasta do których podejdą bolszewicy, powinny z nimi pertraktować w sprawie wyjścia garnizonów do Węgier lub Rumunii." (Francuscy dyplomaci chcieli do niej dołączyć fragment: "Charakter wystąpienia sowieckiego wyjaśnia się na drodze dyplomatycznej". Polskie władze stanowczo zaprotestowały jednak przeciwko temu fałszowi.). Sens tego dokumentu brzmiał: "Gra skończona. Żadnych akcji ofensywnych przeciwko Sowietom - bo nie mamy już szans. Można jednak walczyć w samoobronie i przebijać sobie drogę na południe. Macie wolną rękę jak tam się dostać." Tekstu oryginalnego dyrektywy ogólnej nie ma, wiadomo jednak, że krążyła w kilku wersjach - na pewno jednak nie zakazywano w niej walki z Sowietami. Gen. Stachiewicz nawet po wydaniu dyrektywy wydzwaniał zaś do dowódców poszczególnych oddziałów podając im szczegółowe rozkazy.
(Czemu więc polski rząd popełnił fatalny błąd nie wypowiadając wojny ZSRR? Żadnego błędu nie było. Wojny Niemcom też nie wypowiedzieliśmy. Zgodnie z prawem międzynarodowym strona napadnięta nie musi wypowiadać wojny napastnikowi. Przemówienie prezydenta Mościckiego oraz szereg aktów urzędowych polskich władz z tamtych dni jednoznacznie nazywał sowiecki postępek agresją. Sztab Naczelnego Wodza 21 września określił nawet Sowietów jako głównego wroga. Szczegółowo pisze o tym m.in. Konstantynowicz. ""Dnia 17 września 1939. Telefonogram do Konsulatu R.P. w Czerniowcach. Natychmiast nadać depeszę claris następującej treści do Paryza, Londynu, Rzymu, Waszyngtonu, Tokio, Bukaresztu: 'W dniu dzisiejszym wojska sowieckie dokonały agresji przeciwko Polsce przekraczając granicę w szeregu punktów znacznymi oddziałami. Polskie oddziały stawiły opór zbrojny. Wobec przewagi sił prowadzą walkę odwrotową. Założyliśmy w Moskwie protest. Działanie to jest klasycznym przykładem agresji.' Beck")
Dyrektywa ogólna zostaje nadana radiowo, otwartym tekstem 17 września o godz. 21, gdy Naczelny Wódz wyjechał ze sztabu. Jednakże część polskich dowódców już kilka godzin wcześniej powołuje się na tajemnicze rozkazy ze Sztabu Naczelnego Wodza rzekomo nakazujące im "z Sowietami nie walczyć" a nawet, by Sowietów traktować jako sojuszników. Jednym z tych dowódców był płk Jan Skorobohaty-Jakubowski, dowódca GO "Dubno". 17 września o godz. 15 mówi kilku tysiącom swoich żołnierzy, że dostał rozkazy, by z Sowietami nie walczyć. Następnie zarządza odwrót do granicy - dziwnym trafem, mając otwartą w miarę bezpieczną drogę na południowy zachód prowadzi ich na południowy wschód, naprzeciw nacierających Sowietów. Na przedzie jadą bez ubezpieczenia ciężarówki z oficerami, wpadają w zasadzkę, ginie kilkadziesiąt osób, reszta grupy zostaje poddana bolszewikom. Płk Skorobohaty-Jakubowski rozpływa się w powietrzu i wypływa w Paryżu, w 1940 r. gen. Sikorski mianuje go swoim pierwszym Delegatem Rządu na Kraj, a po latach prezydent Wałęsa odznacza go pośmiertnie Orderem Orła Białego.
Już o 8.00 rano z tajemniczego źródła rozkaz "z Sowietami" nie walczyć dostaje gen. Mieczysław Smorawiński, dowódca zgrupowania we Włodzimierzu Wołyńskim. O 12.45 rozkazuje on swoim wojskom; "Żadnej walki nie przyjmować. Ja o zamiarach Rosji nic nie wiem, nie możemy posądzić ZSSR o agresję". Gen. Smorawiński został rozstrzelany w Katyniu, więc nie zdołał później wyjaśnić co go skłoniło do takich przemyśleń...
Gdy Sowieci podchodzą pod Lwów, miasto zostaje im poddane, mimo możliwości dalszej obrony przez jego komendanta gen. Władysława Langnera. Po podpisaniu dokumentów kapitulacyjnych gen. Langner mówi: ""Z Niemcami prowadzimy wojnę. Miasto biło się z nimi przez 10 dni. Oni, Germanie, wrogowie całej Słowiańszczyzny. Wy jesteście Słowianie...". Bracia Słowianie zapraszają go do Moskwy na rozmowy związane z "formalnościami kapitulacyjnymi". 20 listopada gen. Langner całkiem swobodnie przekracza jednak granicę z Rumunią i udaje się do Francji, gdzie nikt mu nie zadaje "zbędnych pytań", mimo jego dziwnego postępowania w czasie obrony miasta przed Niemcami. U Konstantynowicza czytamy: ""W ogniu walk 16 września zadziwia postawa generała Langnera, który dnia 16 września nie stoczył żadnych walk pod Lwowem. Langner tego dnia nie zgodził się też na pomoc artyleryjską dla Maczka, mimo że szwadrony Maczka miały dnia 16 września kontakt z siłami Sosnkowskiego w Janowie Lwowskim. A przecież Niemcy 16 września "mieli skąpo amunicji" i głodowali pod Lwowem!"
Ciekawe rzeczy się działy wówczas również w Warszawie. 17 września, jak podaje dr Baliszewski: "O godz. 18.20 w ręce płk. Lipińskiego trafiła depesza, którą gen. Rómmel nakazał wysłać przez radio do Wacława Grzybowskiego, ambasadora RP w Moskwie. „Nakazałem wojska sowieckie wkraczające w granice Polski traktować jako wojska sprzymierzone” – napisał w depeszy. Pod depeszą dopisano: „Prosimy wszystkich, którzy tę wiadomość usłyszą, zakomunikować ją najbliższej władzy wojskowej polskiej”. Płk Lipiński, co oczywiste, natychmiast wstrzymał wysłanie depeszy. Na pytanie skierowane do dowództwa armii: „Co to wszystko ma znaczyć i od kiedy to dowódca armii decyduje o sprawach wojny i pokoju?!" od pułkowników Arciszewskiego i Pragłowskiego otrzymał wyjaśnienie, że „ponieważ nie ma rządu, bo uciekł z kraju, a Moskale zajmują wschód, trzeba stworzyć rząd, który by Polskę reprezentował i prowadził wojnę z jednym tylko przeciwnikiem. Właśnie rząd taki w Warszawie się tworzy”. Historyk Jerzy Łojek, który próbował zbadać te tajemnicze zdarzenia, w swej pomnikowej pracy o agresji 17 września 1939 r. zapisał, że „już o godzinie 10 dnia 17 września (a więc na wiele godzin przed nadaniem przez Naczelne Dowództwo w Kołomyi „dyrektywy ogólnej" w sprawie niestawiania oporu Armii Czerwonej) wysłannik dowodzącego obroną Warszawy gen. Rómmla odbył konferencję z… jednym z członków ambasady ZSSR, a na podstawie oświadczeń tegoż dyplomaty gen. Rómmel wydał rozkaz do wojsk polskich (jak się wydaje – wszystkich), by nie bić się z bolszewikami”. (...)W swoich wspomnieniach Rómmel ujawnił informacje uzyskane przez jego trzech wysłanników (płk. Piaseckiego oraz majorów Wernica i Młoszewskiego) od jakiegoś nieznanego z nazwiska urzędnika ambasady sowieckiej w Warszawie. „Osobiście wyraził pogląd, że Polska nie ma powodów obawiać się ZSRR i że jego zdaniem akcja rządu radzieckiego w żadnym wypadku nie jest przejawem wrogości w stosunku do Polski (…) W końcu zapytał, czy wiadomy jest nam fakt, że marszałek Śmigły Rydz nie jest już wodzem naczelnym, a jest nim gen. Sikorski, i że cały nasz rząd przeszedł granicę rumuńską, a z nim razem też marszałek Śmigły. Na pytanie moich oficerów o źródło tych wiadomości, pracownik ambasady dał odpowiedź wymijającą" – notował Rómmel. Jeśli gen. Rómmel w tej sprawie nie mija się z prawdą, to mamy niepojętą zagadkę. Skąd Sowieci na kilkanaście godzin przed przekroczeniem rumuńskiej granicy wiedzieli, że marszałek Rydz-Śmigły jednak ją przekroczy, skoro on sam wahał się do ostatniej chwili? I skąd mogli wiedzieć na dwa tygodnie przed zdarzeniem, że to gen. Sikorski 30 września stanie na czele rządu i wojska polskiego?
Jak wiadomo, w oblężonej Warszawie do zamachu stanu nie doszło. Czarną nocą, jak pisze Lipiński, przy Rakowieckiej w sztabie gen. Rómmla doszło do tajemniczego, dramatycznego posiedzenia niedoszłego gabinetu. Zabrał głos przewidywany na ministerstwo spraw wewnętrznych Starzyński, który, „klnąc strasznie", przedstawiał generałowi „niemożność decydowania przez niego spraw polityki zagranicznej państwa bez porozumienia z rządem, który mógł tymczasem inną powziąć decyzję. Powstanie anarchia”. Głos zabrał także płk Lipiński, który wyjaśniał: „Obawy, że Niemcy stworzą rząd, są nieistotne. Obowiązkiem natomiast jest bić się z każdym wrogiem, który na nas idzie, nie zaś decydować, kto jest sojusznikiem, a kto wrogiem”. Kiedy płk Arciszewski próbował replikować, że „honor nakazuje nam bić się z Niemcami, a z dwoma naraz bić się nie możemy, więc jednego musimy uznać za sprzymierzeńca, panie pułkowniku – skoczyłem na niego – zanotował Lipiński. – Honor, to nie kiełbasa, nie jest podzielny, honor jest tylko jeden!”. Przypominam, że według pierwotnych ustaleń niemiecko-sowieckich, granica ich stref wpływów miała przebiegać na Wiśle, więc część Warszawy znalazłaby się w rękach sowieckich. Gen. Rómmel prawdopodobnie o tym wiedział. Od niego dowiedzieli się inni, więc dlatego w rozmowach kapitulacyjnych naciskaliśmy na to, by jako pierwsze poddawały się Niemcom polskie wojska z Pragi.
Do niektórych jednostek mityczny rozkaz "z Sowietami nie walczyć" dotarł jeszcze przed sowiecką inwazją. I tak do niektórych strażnic KOP w nocy z 16 na 17 września ktoś dzwonił mówiąc, że za kilka godzin wkroczą Sowieci i by ich traktować jako sojuszników. 16 września w Tarnopolu władze cywilne miasta ogłaszały, że następnego dnia wkroczy do miasta armia sowiecka i by ją traktować jak sojuszniczą. Nieco wcześniej przebywał tam gen. Sikorski i konferował z cywilnymi władzami miasta.
Ilustracja muzyczna: Soundscape to Ardor
Powróćmy na chwilę do wątku lwowskiego. Skąd sowieccy dyplomaci wiedzieli, że gen. Sikorski, człowiek wówczas będący od lat na politycznym uboczu, zostanie nowym premierem? Może to kwestia wiedzy o pewnym lwowskim spotkaniu. 11 września we Lwowie miał być obecny niejaki Iwan Sierow z NKWD - tak, ten sam. Ponoć chodził w mundurze polskiego pułkownika. " "Na porannym, w dniu 11 września, zebraniu uczestniczyli Karol Popiel, gen. broni Józef Haller, gen. M. Kukiel, redaktor Zygmunt Nowakowski (brat Tempki, szefa Stronnictwa Pracy na Śląsku). Był prezes Adam Kułakowski, pulkownik Boguslawski i gen. Lucjan Zeligowski. Już 11 wrzesnia 1939 roku Zygmunt Tempka vel Nowakowski widział też w gronie nowej wladzy gen. dyw. Sosnkowskiego." Na razie spiskowcy boją się występować otwarcie. Gen. Sikorski jeździ jednak w tę i z powrotem po Galicji Wschodniej konferując z różnymi ludźmi, a jego współpracownik Stanisław Stroński (wyjątkowo ohydna postać - wymyślił teorię, że to gen. Weygand faktycznie dowodził w Bitwie Warszawskiej 1920 r. a później sterował nagonką przeciwko prezydentowi Narutowiczowi. Co ciekawe, jednocześnie był masonem "Wielkiego Wschodu" i propagował antymasońskie teorie spiskowe.) 12 września jest już w Rumunii i gdzie wspólnie z Francuzami i obsadą naszej ambasady w Bukareszcie przygotowuje pułapkę mającą uniemożliwić ewentualną ewakuację rządu (Francuski ambasador w Warszawie Leon Noel już 9 września namawia nasz rząd, by jak najszybciej ewakuował się przez Rumunię do Francji. Marszałek Phillipe Petaine wysyła Śmigłemu-Rydzowi przyjacielskie ostrzeżenie przed zastawioną pułapką.) 19 września Stroński publicznie wyraża radość z samobójstwa starosty lwowskiego Biłyka. Biłyk był namawiany przez Sikorskiego do przyłączenia się do spisku.
Czy opozycja podjęła się więc wobec Sowietów gry, która sparaliżowała nasz wysiłek obronny na Kresach. Pewna teoria (nie moja, ale uznawana przeze mnie za sensowną), mówi że: a) we wrześniu 1939 r. doszło do dwóch zamachów stanu - nieudanego gen. Rómmla i udanego zorganizowanego przez gen. Sikorskiego i ośrodek lwowski b) spiskowcy ze Lwowa otrzymali zapewnienie, że Sowieci wejdą do Polski jako sojusznicy c) spiskowcy starali się zgromadzić jak największe siły we Lwowie i okolicach łamiąc rozkazy Naczelnego Wodza dotyczące ewakuacji na Przedmoście d) spiskowcy liczyli na to, że polskie wojska zostaną internowane przez Sowietów a potem w ZSRR powstanie nowa armia polska do walki przeciwko Niemcom. W tym scenariuszu doszłoby również do zawarcia sojuszu anglo-francusko-polsko-sowieckiego. e) w każdym z wariantów rozwoju sytuacji dotychczasowe polskie władze miały wpaść w "rumuńską pułapkę" - zostać tam internowane i uciszone na zawsze.
Czemu sądzę, że chadecki ośrodek skupiony wokół gen. Sikorskiego i Frontu Morges (z doczepionymi piłsudczykami o niespełnionych ambicjach, ziejącymi niechęcią do marszałka Śmigłego-Rydza) zaangażował się w taką fatalną grę? Polecam zapoznać się z polityką gen. Sikorskiego wobec ZSRR, aż do wiosny 1943 r. Sikorski dopuścił się wówczas wielu zaniedbań jeśli chodzi o egzekwowanie polskich interesów wobec ZSRR. Z jego wypowiedzi maluje się obraz człowieka zafascynowanego "potęgą" wojskową ZSRR, Stalinem jako "silnym przywódcą" a przede wszystkim realizującego za wszelką cenę oficjalną linię churchillowsko-edenowską wobec ZSRR. (Polecam poczytać Poboga-Malinowskiego). W 1940 r., po przybyciu do Wielkiej Brytanii konferował np. z sowieckim agentem Stefanem Litauerem na temat stworzenia wojska polskiego w ZSRR - w czasie, gdy Sowieci byli jeszcze oficjalnie sojusznikami Hitlera! Czy mógł robić to wcześniej?
We wrześniu 1939 r. kluczowe dla niego były jednak francuskie sugestie. "Rumuńska pułapka" na Drugiego Marszałka, prezydenta i rząd została zastawiona we współpracy z Francuzami. W spisku brał udział m.in. gen. Faury, szef francuskiej misji wojskowej w Polsce. Gen. Sikorski od wczesnych lat '20-tych do klęski Francji w 1940 r. pracował dla francuskich tajnych służb a gen. Faury był prawdopodobnie jednym z jego oficerów prowadzących. W otoczeniu gen. Faury znajdowali się zaś sowieccy agenci. (Proponuje się przyjrzeć również ambasadorowi Leonowi Noelowi, który trafił do Warszawy z placówki w Pradze gdzie m.in. kontaktował się z polską opozycją.) Nie zwalajmy jednak sprawy na kilku "kretów". Dla III Republiki Polska była niejako zastępczym sojusznikiem na Wschodzie. Zastępczym wobec Rosji. Kolejne francuskie rządy starały się, by pozyskać sowieckiego sojusznika i wtłoczyć Polskę w jakiś "pakt obronny" z Sowdepią. W maju 1935 r. w drodze do Moskwy zatrzymał się w Warszawie francuski premier Pierre Laval (tak, ten późniejszy premier rządu Vichy). Chciał namawiać umierającego Marszałka Piłsudskiego do wielostronnego sojuszu wojskowego z Sowietami. "Stalin?! Dobrego sobie wybrał kompana" - żachnął się Marszałek i odmówił spotkania z Lavalem. W 1939 r. Francja nie tylko haniebnie nie wywiązała się ze zobowiązań sojuszniczych wobec nas i oddała się mrzonce iluzorycznego sojuszu ze Stalinem. Od 1940 r. płaci za tę mrzonkę utratą statusu wielkiego mocarstwa.
Nie powinno nas dziwić, że we francuskim spisku przeciwko Naczelnemu Wodzowi znalazło się tak wiele prominentnych nazwisk znanych z naszej hagiograficznej historiozofii. No, cóż taka już specyfika przejmowania władzy. Juliusz Cezar został zasztyletowany przez przedstawicieli najświetniejszych rodów senatorskich. Napoleona zdradzili jego marszałkowie. O spiskach przeciwko totalitarnym wodzom takim jak Hitler, Stalin czy Mussolini nie będę już nawet przypominał. Silna władza zawsze wywołuje opozycję i drażni urażone ambicję. II RP dysponowała znakomitym wywiadem. Wydarzenia z IX 1939 r. wskazują jednak, że zabrakło nam równie silnej struktury kontrwywiadowczej. Takiej jak amerykańskie FBI bądź (idąc w stronę totalitarną) japońska Kampetai. Być może przedwrześniowa ekipa była zbyt miękka wobec opozycji (od Chorwatów kiedyś usłyszałem: "Pavelić was too soft" :) a także potencjalnych zdrajców z własnych szeregów. Znaleźliśmy się w pół kroku między demokracją a własną wersją totalitaryzmu. Na demokrację nie mogliśmy sobie pozwolić ze względu na nasze trudne położenie. Stan przejściowy okazał się zaś bardzo niebezpieczny dla ludzi ze szczytów władzy. Być może gdybyśmy dysponowali własnym Kampetai na czele z gen. Bułakiem-Bałachowiczem, wojewodą Grażyńskim czy płk Kostkiem-Biernackim, wiele strat dałoby się zminimalizować.
Prawdziwą historię kampanii wrześniowo-październikowej 1939 r. pokryto grubą warstwą dezinformacji. Przedstawiano ją przez lata jako łańcuch jakiś bezładnych starć i niezrozumiałych decyzji. Wielu uczestników tamtych wydarzeń, mogących rzucić na nie światło, skutecznie uciszono. Inni milczeli ze względu na własny interes. Struktury wprawione w ruch przez Drugiego Marszałka jednak działały, biorąc udział w następnych latach w tajnej wojnie. Zamach stanu gen. Sikorskiego z września 1939 r. uruchomił "serię niefortunnych zdarzeń", do kulminacji których doszło 4 lipca 1943 r. na Gibraltarze. O czym kiedyś napiszę w ramach cyklu "Największe sekrety". :)
Ending: Letters from Iwo Jima Theme