sobota, 15 czerwca 2013

Największe sekrety: Wrześniowa mgła - cz.4. Bracia Słowianie

"Łączy nas jedno: użyjemy wszystkich środków, by chronić swą dumę"
                              Kuchiki Byakuya, "Bleach"

Openining: Angel Beats Opening combined version



Wydarzenia 17 i 18 września 1939 r. były przez wiele lat zafałszowane - i takie pozostają również dzisiaj. Tuszowano nie tylko prawdziwe okoliczności sowieckiej inwazji i francuskiej zdrady, ale również przeprowadzonego zamachu stanu. Wmawiano nam więc dość długo, że marszałek Śmigły-Rydz nie wiedział w jakim charakterze wkracza sowiecka armia do Polski i w związku z tym w swojej ogólnej dyrektywie z 17 września zakazał z Sowietami walczyć. Co prawda w niektórych miejscach Sowieci przekraczali naszą granicę z polskimi flagami na czołgach, udając sojuszników, ale już o godz. 6.00 17 IX września marszałkowi raportowano, że były to tylko wojenne bolszewickie fortele. Od rana wysyłane są do naszych wojsk na Kresach szczegółowe rozkazy wyznaczające im konkretne zadania w walce z Sowietami. Ogólna dyrektywa powstała późnym popołudniem, po konsultacjach marszałka z prezydentem, ministrami i sojuszniczymi misjami dyplomatycznymi. Przypomnijmy tekst tego dokumentu: ""Sowiety wkroczyły. Nakazuję ogólne wycofanie na Rumunię i Węgry najkrótszymi drogami. Z bolszewikami nie walczyć, chyba w razie natarcia z ich strony lub próby rozbrojenia oddziałów. Zadanie Warszawy i miast, które miały się  bronić przed Niemcami - bez zmian. Miasta do których podejdą bolszewicy, powinny z nimi pertraktować w sprawie wyjścia garnizonów do Węgier lub Rumunii." (Francuscy dyplomaci chcieli do niej dołączyć fragment: "Charakter wystąpienia sowieckiego wyjaśnia się na drodze dyplomatycznej". Polskie władze stanowczo zaprotestowały jednak przeciwko temu fałszowi.). Sens tego dokumentu brzmiał: "Gra skończona. Żadnych akcji ofensywnych przeciwko Sowietom - bo nie mamy już szans. Można jednak walczyć w samoobronie i przebijać sobie drogę na południe. Macie wolną rękę jak tam się dostać." Tekstu oryginalnego dyrektywy ogólnej nie ma, wiadomo jednak, że krążyła w kilku wersjach - na pewno jednak nie zakazywano w niej walki z Sowietami. Gen. Stachiewicz nawet po wydaniu dyrektywy wydzwaniał zaś do dowódców poszczególnych oddziałów podając im szczegółowe rozkazy.




(Czemu więc polski rząd popełnił fatalny błąd nie wypowiadając wojny ZSRR? Żadnego błędu nie było. Wojny Niemcom też nie wypowiedzieliśmy. Zgodnie z prawem międzynarodowym strona napadnięta nie musi wypowiadać wojny napastnikowi. Przemówienie prezydenta Mościckiego oraz szereg aktów urzędowych polskich władz z tamtych dni jednoznacznie nazywał sowiecki postępek agresją. Sztab Naczelnego Wodza 21 września określił nawet Sowietów jako głównego wroga. Szczegółowo pisze o tym m.in. Konstantynowicz. ""Dnia 17 września 1939. Telefonogram do Konsulatu R.P. w Czerniowcach. Natychmiast nadać depeszę claris następującej treści do Paryza, Londynu, Rzymu, Waszyngtonu, Tokio, Bukaresztu: 'W dniu dzisiejszym wojska sowieckie dokonały agresji przeciwko Polsce przekraczając granicę w szeregu punktów znacznymi oddziałami. Polskie oddziały stawiły opór zbrojny. Wobec przewagi sił prowadzą walkę odwrotową. Założyliśmy w Moskwie protest. Działanie to jest klasycznym przykładem agresji.' Beck")

Dyrektywa ogólna zostaje nadana radiowo, otwartym tekstem 17 września o godz. 21, gdy Naczelny Wódz wyjechał ze sztabu. Jednakże część polskich dowódców już kilka godzin wcześniej powołuje się na tajemnicze rozkazy ze Sztabu Naczelnego Wodza rzekomo nakazujące im "z Sowietami nie walczyć" a nawet, by Sowietów traktować jako sojuszników. Jednym z tych dowódców był płk Jan Skorobohaty-Jakubowski, dowódca GO "Dubno". 17 września o godz. 15 mówi kilku tysiącom swoich żołnierzy, że dostał rozkazy, by z Sowietami nie walczyć. Następnie zarządza odwrót do granicy - dziwnym trafem, mając otwartą w miarę bezpieczną drogę na południowy zachód prowadzi ich na południowy wschód, naprzeciw nacierających Sowietów. Na przedzie jadą bez ubezpieczenia ciężarówki z oficerami, wpadają w zasadzkę, ginie kilkadziesiąt osób, reszta grupy zostaje poddana bolszewikom. Płk Skorobohaty-Jakubowski rozpływa się w powietrzu i wypływa w Paryżu, w 1940 r. gen. Sikorski mianuje go swoim pierwszym Delegatem Rządu na Kraj, a po latach prezydent Wałęsa odznacza go pośmiertnie Orderem Orła Białego.



Już o 8.00 rano z tajemniczego źródła rozkaz "z Sowietami" nie walczyć dostaje gen. Mieczysław Smorawiński, dowódca zgrupowania we Włodzimierzu Wołyńskim. O 12.45 rozkazuje on swoim wojskom; "Żadnej walki nie przyjmować. Ja o zamiarach Rosji nic nie wiem, nie możemy posądzić ZSSR o agresję". Gen. Smorawiński został rozstrzelany w Katyniu, więc nie zdołał później wyjaśnić co go skłoniło do takich przemyśleń...

Gdy Sowieci podchodzą pod Lwów, miasto zostaje im poddane, mimo możliwości dalszej obrony przez jego komendanta gen. Władysława Langnera. Po podpisaniu dokumentów kapitulacyjnych gen. Langner mówi: ""Z Niemcami prowadzimy wojnę. Miasto biło się z nimi przez 10 dni. Oni, Germanie, wrogowie całej Słowiańszczyzny. Wy jesteście Słowianie...". Bracia Słowianie zapraszają go do Moskwy na rozmowy związane z "formalnościami kapitulacyjnymi". 20 listopada gen. Langner całkiem swobodnie przekracza jednak granicę z Rumunią i udaje się do Francji, gdzie nikt mu nie zadaje "zbędnych pytań", mimo jego dziwnego postępowania w czasie obrony miasta przed Niemcami. U Konstantynowicza czytamy: ""W ogniu walk 16 września zadziwia postawa generała Langnera, który dnia 16 września nie stoczył żadnych walk pod Lwowem. Langner   tego dnia nie zgodził się też na pomoc artyleryjską dla Maczka, mimo że szwadrony Maczka miały dnia 16 września kontakt z siłami  Sosnkowskiego w Janowie Lwowskim. A przecież Niemcy 16 września "mieli skąpo amunicji" i głodowali pod Lwowem!"



Ciekawe rzeczy się działy wówczas również w Warszawie. 17 września, jak podaje dr Baliszewski: "O godz. 18.20 w ręce płk. Lipińskiego trafiła depesza, którą gen. Rómmel nakazał wysłać przez radio do Wacława Grzybowskiego, ambasadora RP w Moskwie. „Nakazałem wojska sowieckie wkraczające w granice Polski traktować jako wojska sprzymierzone” – napisał w depeszy. Pod depeszą dopisano: „Prosimy wszystkich, którzy tę wiadomość usłyszą, zakomunikować ją najbliższej władzy wojskowej polskiej”. Płk Lipiński, co oczywiste, natychmiast wstrzymał wysłanie depeszy. Na pytanie skierowane do dowództwa armii: „Co to wszystko ma znaczyć i od kiedy to dowódca armii decyduje o sprawach wojny i pokoju?!" od pułkowników Arciszewskiego i Pragłowskiego otrzymał wyjaśnienie, że „ponieważ nie ma rządu, bo uciekł z kraju, a Moskale zajmują wschód, trzeba stworzyć rząd, który by Polskę reprezentował i prowadził wojnę z jednym tylko przeciwnikiem. Właśnie rząd taki w Warszawie się tworzy”. Historyk Jerzy Łojek, który próbował zbadać te tajemnicze zdarzenia, w swej pomnikowej pracy o agresji 17 września 1939 r. zapisał, że „już o godzinie 10 dnia 17 września (a więc na wiele godzin przed nadaniem przez Naczelne Dowództwo w Kołomyi „dyrektywy ogólnej" w sprawie niestawiania oporu Armii Czerwonej) wysłannik dowodzącego obroną Warszawy gen. Rómmla odbył konferencję z… jednym z członków ambasady ZSSR, a na podstawie oświadczeń tegoż dyplomaty gen. Rómmel wydał rozkaz do wojsk polskich (jak się wydaje – wszystkich), by nie bić się z bolszewikami”. (...)W swoich wspomnieniach Rómmel ujawnił informacje uzyskane przez jego trzech wysłanników (płk. Piaseckiego oraz majorów Wernica i Młoszewskiego) od jakiegoś nieznanego z nazwiska urzędnika ambasady sowieckiej w Warszawie. „Osobiście wyraził pogląd, że Polska nie ma powodów obawiać się ZSRR i że jego zdaniem akcja rządu radzieckiego w żadnym wypadku nie jest przejawem wrogości w stosunku do Polski (…) W końcu zapytał, czy wiadomy jest nam fakt, że marszałek Śmigły Rydz nie jest już wodzem naczelnym, a jest nim gen. Sikorski, i że cały nasz rząd przeszedł granicę rumuńską, a z nim razem też marszałek Śmigły. Na pytanie moich oficerów o źródło tych wiadomości, pracownik ambasady dał odpowiedź wymijającą" – notował Rómmel. Jeśli gen. Rómmel w tej sprawie nie mija się z prawdą, to mamy niepojętą zagadkę. Skąd Sowieci na kilkanaście godzin przed przekroczeniem rumuńskiej granicy wiedzieli, że marszałek Rydz-Śmigły jednak ją przekroczy, skoro on sam wahał się do ostatniej chwili? I skąd mogli wiedzieć na dwa tygodnie przed zdarzeniem, że to gen. Sikorski 30 września stanie na czele rządu i wojska polskiego?
Jak wiadomo, w oblężonej Warszawie do zamachu stanu nie doszło. Czarną nocą, jak pisze Lipiński, przy Rakowieckiej w sztabie gen. Rómmla doszło do tajemniczego, dramatycznego posiedzenia niedoszłego gabinetu. Zabrał głos przewidywany na ministerstwo spraw wewnętrznych Starzyński, który, „klnąc strasznie", przedstawiał generałowi „niemożność decydowania przez niego spraw polityki zagranicznej państwa bez porozumienia z rządem, który mógł tymczasem inną powziąć decyzję. Powstanie anarchia”. Głos zabrał także płk Lipiński, który wyjaśniał: „Obawy, że Niemcy stworzą rząd, są nieistotne. Obowiązkiem natomiast jest bić się z każdym wrogiem, który na nas idzie, nie zaś decydować, kto jest sojusznikiem, a kto wrogiem”. Kiedy płk Arciszewski próbował replikować, że „honor nakazuje nam bić się z Niemcami, a z dwoma naraz bić się nie możemy, więc jednego musimy uznać za sprzymierzeńca, panie pułkowniku – skoczyłem na niego – zanotował Lipiński. – Honor, to nie kiełbasa, nie jest podzielny, honor jest tylko jeden!”. Przypominam, że według pierwotnych ustaleń niemiecko-sowieckich, granica ich stref wpływów miała przebiegać na Wiśle, więc część Warszawy znalazłaby się w rękach sowieckich. Gen. Rómmel prawdopodobnie o tym wiedział. Od niego dowiedzieli się inni, więc dlatego w rozmowach kapitulacyjnych naciskaliśmy na to, by jako pierwsze poddawały się Niemcom polskie wojska z Pragi.

Do niektórych jednostek mityczny rozkaz "z Sowietami nie walczyć" dotarł jeszcze przed sowiecką inwazją. I tak do niektórych strażnic KOP w nocy z 16 na 17 września ktoś dzwonił mówiąc, że za kilka godzin wkroczą Sowieci i by ich traktować jako sojuszników. 16 września w Tarnopolu władze cywilne miasta ogłaszały, że następnego dnia wkroczy do miasta armia sowiecka i by ją traktować jak sojuszniczą. Nieco wcześniej przebywał tam gen. Sikorski i konferował z cywilnymi władzami miasta.

Ilustracja muzyczna: Soundscape to Ardor



Powróćmy na chwilę do wątku lwowskiego. Skąd sowieccy dyplomaci wiedzieli, że gen. Sikorski, człowiek wówczas będący od lat na politycznym uboczu, zostanie nowym premierem? Może to kwestia wiedzy o pewnym lwowskim spotkaniu. 11 września we Lwowie miał być obecny niejaki Iwan Sierow z NKWD - tak, ten sam. Ponoć chodził w mundurze polskiego pułkownika.  " "Na porannym, w dniu 11 września, zebraniu uczestniczyli Karol Popiel, gen. broni Józef Haller, gen. M. Kukiel, redaktor Zygmunt Nowakowski (brat Tempki, szefa Stronnictwa Pracy na Śląsku). Był prezes Adam Kułakowski, pulkownik Boguslawski i gen. Lucjan Zeligowski. Już 11 wrzesnia 1939 roku Zygmunt Tempka vel Nowakowski widział też w gronie nowej wladzy gen. dyw. Sosnkowskiego." Na razie spiskowcy boją się występować otwarcie. Gen. Sikorski jeździ jednak w tę i z powrotem po Galicji Wschodniej konferując z różnymi ludźmi, a jego współpracownik Stanisław Stroński (wyjątkowo ohydna postać - wymyślił teorię, że to gen. Weygand faktycznie dowodził w Bitwie Warszawskiej 1920 r. a później sterował nagonką przeciwko prezydentowi Narutowiczowi. Co ciekawe, jednocześnie był masonem "Wielkiego Wschodu" i propagował antymasońskie teorie spiskowe.) 12 września jest już w Rumunii i gdzie wspólnie z Francuzami i obsadą naszej ambasady w Bukareszcie przygotowuje pułapkę mającą uniemożliwić ewentualną ewakuację rządu (Francuski ambasador w Warszawie Leon Noel już 9 września namawia nasz rząd, by jak najszybciej ewakuował się przez Rumunię do Francji. Marszałek Phillipe Petaine wysyła Śmigłemu-Rydzowi przyjacielskie ostrzeżenie przed zastawioną pułapką.) 19 września Stroński publicznie wyraża radość z samobójstwa starosty lwowskiego Biłyka. Biłyk był namawiany przez Sikorskiego do przyłączenia się do spisku.



13 września marszałek Śmigły-Rydz nakazuje bronić Lwowa i Przemyśla jako odosobnionych punktów oporu. Wszystkie siły mają iść na Przedmoście. Rozkaz ten jest sabotowany przez gen. Sosnkowskiego, który forsuje swoją koncepcję skupienia jak największych sił wokół Lwowa. Znowu Konstantynowicz: ""Marszałek Rydz - Śmigły od nocy 15 / 16 września dowodzi bezpośrednio Przedmościem Rumuńskim, a to wobec odmowy przez Sosnkowskiego wykonania manewru na południowy - wschód (już dnia 13 września). Dnia 15 września 1939 roku tabory Armii "Karpaty" skierowane z Sadowej Wiszni dotarły na Przedmoście Rumuńskie i przyniosły alarmujące wieści o nie wykonaniu rozkazów przez generała Kazimierza Sosnkowskiego. Mimo tego - atakując z Przedmościa Rumuńskiego - dnia 16 września odbijamy Stary Sambor i uderzamy na Horodyszcze. Sosnkowski po południu 16 września w leśniczówce Jaryna nie wystawia znaków dla polskiego lotnictwa,  przez co kolejne nasze samoloty (m.in. z 31 Esk. Rozpoznawczej, 26 Eskadry Obserwacyjnej, 23 Esk. Obserw. (15 września), 113 Eskadry Myśliwskiej (też już 15 września ) nie mogą  mu przekazać ostatecznych rozkazów Marszałka ("Naczelny Wódz usiłował rozkazem lotniczym ściągnąć siły gen. Sosnkowskiego przez Stryj na Dniestr, co okazało się niewykonalne"). Wg Jerzego Pawlaka ("Polskie eskadry ...") Sosnkowski ma "stałą i regularną" łączność ze Lwowem za pomocą "lwowskiej jednostki lotniczej" dnia 15 i 16 września." Być może gen. Sosnkowski po prostu uważał koncepcję obrony wokół Lwowa za lepszą, być może robił to konsultacjach z gen. Sikorskim. Do Lwowa, wbrew rozkazom Naczelnego Wodza, zmierza również  gen. Piskor, dowódca Armii "Lublin". Być może ich zachowanie jest tylko skutkiem występowania zjawiska znanego jako "mgła wojny", a być może taka postać jak gen. Sosnkowski była potrzebna spiskowcom do podbudowania ich autorytetu wewnątrz armii... (Zastanawiające jest w tym kontekście, że organizujący antypiłsudczykowskie czystki gen. Sikorski uczynił gen. Sosnkowskiego dowódcą ZWZ.)

Czy opozycja podjęła się więc wobec Sowietów gry, która sparaliżowała nasz wysiłek obronny na Kresach. Pewna teoria (nie moja, ale uznawana przeze mnie za sensowną), mówi że: a) we wrześniu 1939 r. doszło do dwóch zamachów stanu - nieudanego gen. Rómmla i udanego zorganizowanego przez gen. Sikorskiego i ośrodek lwowski b) spiskowcy ze Lwowa otrzymali zapewnienie, że Sowieci wejdą do Polski jako sojusznicy c) spiskowcy starali się zgromadzić jak największe siły we Lwowie i okolicach łamiąc rozkazy Naczelnego Wodza dotyczące ewakuacji na Przedmoście d) spiskowcy liczyli na to, że polskie wojska zostaną internowane przez Sowietów a potem w ZSRR powstanie nowa armia polska do walki przeciwko Niemcom. W tym scenariuszu doszłoby również do zawarcia sojuszu anglo-francusko-polsko-sowieckiego. e) w każdym z wariantów rozwoju sytuacji dotychczasowe polskie władze miały wpaść w "rumuńską pułapkę" - zostać tam internowane i uciszone na zawsze.

Czemu sądzę, że chadecki ośrodek skupiony wokół gen. Sikorskiego i Frontu Morges (z doczepionymi piłsudczykami o niespełnionych ambicjach, ziejącymi niechęcią do marszałka Śmigłego-Rydza) zaangażował się w taką fatalną grę? Polecam zapoznać się z polityką gen. Sikorskiego wobec ZSRR, aż do wiosny 1943 r. Sikorski dopuścił się wówczas wielu zaniedbań jeśli chodzi o egzekwowanie polskich interesów wobec ZSRR. Z jego wypowiedzi maluje się obraz człowieka zafascynowanego "potęgą" wojskową ZSRR, Stalinem jako "silnym przywódcą" a przede wszystkim realizującego za wszelką cenę oficjalną linię churchillowsko-edenowską wobec ZSRR. (Polecam poczytać Poboga-Malinowskiego). W 1940 r., po przybyciu do Wielkiej Brytanii konferował np. z sowieckim agentem Stefanem Litauerem na temat stworzenia wojska polskiego w ZSRR - w czasie, gdy Sowieci byli jeszcze oficjalnie sojusznikami Hitlera! Czy mógł robić to wcześniej?

We wrześniu 1939 r. kluczowe dla niego były jednak francuskie sugestie. "Rumuńska pułapka" na Drugiego Marszałka, prezydenta i rząd została zastawiona we współpracy z Francuzami. W spisku brał udział m.in. gen. Faury, szef francuskiej misji wojskowej w Polsce. Gen. Sikorski od wczesnych lat '20-tych do klęski Francji w 1940 r. pracował dla francuskich tajnych służb a gen. Faury był prawdopodobnie jednym z jego oficerów prowadzących. W otoczeniu gen. Faury znajdowali się zaś sowieccy agenci. (Proponuje się przyjrzeć również ambasadorowi Leonowi Noelowi, który trafił do Warszawy z placówki w Pradze gdzie m.in. kontaktował się z polską opozycją.) Nie zwalajmy jednak sprawy na kilku "kretów". Dla III Republiki Polska była niejako zastępczym sojusznikiem na Wschodzie. Zastępczym wobec Rosji. Kolejne francuskie rządy starały się, by pozyskać sowieckiego sojusznika i wtłoczyć Polskę w jakiś "pakt obronny" z Sowdepią. W maju 1935 r. w drodze do Moskwy zatrzymał się w Warszawie francuski premier Pierre Laval (tak, ten późniejszy premier rządu Vichy). Chciał namawiać umierającego Marszałka Piłsudskiego do wielostronnego sojuszu wojskowego z Sowietami. "Stalin?! Dobrego sobie wybrał kompana" - żachnął się Marszałek i odmówił spotkania z Lavalem. W 1939 r. Francja nie tylko haniebnie nie wywiązała się ze zobowiązań sojuszniczych wobec nas i oddała się mrzonce iluzorycznego sojuszu ze Stalinem. Od 1940 r. płaci za tę mrzonkę utratą statusu wielkiego mocarstwa.

Nie powinno nas dziwić, że we francuskim spisku przeciwko Naczelnemu Wodzowi znalazło się tak wiele prominentnych nazwisk znanych z naszej hagiograficznej historiozofii. No, cóż taka już specyfika przejmowania władzy. Juliusz Cezar został zasztyletowany przez przedstawicieli najświetniejszych rodów senatorskich. Napoleona zdradzili jego marszałkowie. O spiskach przeciwko totalitarnym wodzom takim jak Hitler, Stalin czy Mussolini nie będę już nawet przypominał. Silna władza zawsze wywołuje opozycję i drażni urażone ambicję. II RP dysponowała znakomitym wywiadem. Wydarzenia z IX 1939 r. wskazują jednak, że zabrakło nam równie silnej struktury kontrwywiadowczej. Takiej jak amerykańskie FBI bądź (idąc w stronę totalitarną) japońska Kampetai. Być może przedwrześniowa ekipa była zbyt miękka wobec opozycji (od Chorwatów kiedyś usłyszałem: "Pavelić was too soft" :) a także potencjalnych zdrajców z własnych szeregów. Znaleźliśmy się w pół kroku między demokracją a własną wersją totalitaryzmu. Na demokrację nie mogliśmy sobie pozwolić ze względu na nasze trudne położenie. Stan przejściowy okazał się zaś bardzo niebezpieczny dla ludzi ze szczytów władzy. Być może gdybyśmy dysponowali własnym Kampetai na czele z gen. Bułakiem-Bałachowiczem, wojewodą Grażyńskim czy płk Kostkiem-Biernackim, wiele strat dałoby się zminimalizować.



Prawdziwą historię kampanii wrześniowo-październikowej 1939 r. pokryto grubą warstwą dezinformacji. Przedstawiano ją przez lata jako łańcuch jakiś bezładnych starć i niezrozumiałych decyzji. Wielu uczestników tamtych wydarzeń, mogących rzucić na nie światło, skutecznie uciszono. Inni milczeli ze względu na własny interes. Struktury wprawione w ruch przez Drugiego Marszałka jednak działały, biorąc udział w następnych latach w tajnej wojnie. Zamach stanu gen. Sikorskiego z września 1939 r. uruchomił "serię niefortunnych zdarzeń", do kulminacji których doszło 4 lipca 1943 r. na Gibraltarze. O czym kiedyś napiszę w ramach cyklu "Największe sekrety". :)

Ending: Letters from Iwo Jima Theme

środa, 12 czerwca 2013

Syria: starcia Hamasu z Hezbollahem, czyli od przyjaciół zachowaj nas Allahu



Syryjska rebelia obfituje w kuriozalne epizody. Jednym z nich były starcia między Hamasem a Hezbollahem. Szyici z tej drugiej organizacji wzięli niedawno w al-Qusayr do niewoli kilku sunnitów z tej pierwszej. Obie organizacje się od lat blisko współpracowali przeciwko Izraelowi i Zachodowi. Ale po wybuchu powstania w Syrii (pierwotnie ludowego, później islamskiego) Hamas, dzięki pieniądzom z Kataru, opowiedział się przeciwko Assadowi. Hezbollah, jako irańska agentura, musiał się zaś opowiedzieć za Assadem. No i teraz Nasrallah skarży się na Hamas do Teheranu. Zapewne obie strony wyzywają się od Żydów i neokonserwatystów... Normalnie koniec świata.

Abstrahując od takich humorystycznych akcentów: wojna w Syrii obok wewnątrzislamskiej rzezi w Iraku to kolejny cios w budowane z takim trudem przez Iran i Sudan w latach '90-tych "ekumeniczne" terrorystyczne więzi sunnicko-szyickie. W odpowiedzi na wsparcie Hezbollahu dla Assada, sunnickie państwa Zatoki wydalają libańskich szyitów i zamykają prowadzone przez nich biznesy.  Tymczasem szyicki rząd Iraku wysyła swoje siły specjalne do Syrii, by walczyły tam przeciwko swojemu staremu wrogowi - al-Kaidzie i de facto finansuje (z dochodów z wydobycia ropy) zbrojeniowe zakupy Assada.  (Powraca więc pytanie: czy Saddama obalano po to, by go zastąpić irańskim agentem? To tak jakby zastąpić teraz Erdogana Ahmadinedżadem...). No cóż, gdzie czterech islamskich fundamentalistów tam sześć opinii...

A teraz specjalna wiadomość dla miłośników perwersji: X-portalowcy, w ramach gejowskiej turystyki tudzież walki z homofobią wybrali się do Syrii. Jak pisze ich fuehrer Bekier  : "Spotkaliśmy się dzisiaj z premierem Syryjskiej Republiki Arabskiej Wa’ilem al-Halki i wiceministrem spraw zagranicznych Fajsalem Mokdadem. W trakcie jednego ze spotkań doszło do podwójnego zamachu samobójczego w centrum Damaszku – delegacja Falangi natychmiast udała się na miejsce zdarzenia."  To, że premier Syrii spotyka się z Falangą oznacza, że:  a) nie ma on tam zbyt wiele do roboty i do powiedzenia
b) Socjalistyczna Syria otwiera się na zmiany obyczajowe, a szczególnie na wprowadzenie gejowskich małżeństw. (Ciekawe, czy Bekier zdaje sobie sprawę z tego, że w Libanie działa chrześcijańska Falanga, która ma na pieńku z Hezbollahem i Assadem. Niech się więc nie przedstawia w Damaszku jako przywódca Falangi, bo będzie miał problemy :)

poniedziałek, 10 czerwca 2013

PRISM - o co ten szum?



Niespodziewanie ujawnił się informator "Guardiana" ws. afery dotyczącej systemu PRISM.  To Edward Snowden (fotka powyżej - cholera gostek przypomina Winnickiego, "Wielkiego Oboźnego" Ruchu Narodowego :) .  były pracownik CIA oraz powiązanej z amerykańskimi służbami firmy doradczej Booz Allen Hamilton. (Tutaj macie krótki wywiadzik z nim.) Podobnie jak Ellsberg czy Manning to liberał, który nagle z przerażeniem się zorientował, że system nie wygląda tak cukierkowo jak myślał. Wobec tego zdecydował się na to, by nagle porzucić wygodne życie, wziąć urlop pod pozorem leczenia epilepsji i uciec do Hongkongu (co jest dziwnym wyborem, biorąc pod uwagę na dużą inwigilację obywateli tego Specjalnego Regionu Administracyjnego Chin - nasuwa to pytania o drugie dno tej afery skorelowanej z wizytą chińskiego przywódcy w USA). Snowden wywołał swoim czynem wielką polityczną burzę w USA, choć wydaje się, że Amerykanie nie powinni być szczególnie oburzeni. O programach szpiegostwa elektronicznego takich jak Echelon czy PROMIS rozpisywano się już przecież w latach '80-tych a od 11 września wielokrotnie można było w mediach znaleźć newsy o tym jak NSA hurtowo podsłuchuje miliony Amerykanów. Niewielkim zaskoczeniem była więc dla mnie ujawniona przez Snowdena umowa inwigilacyjna NSA z Verizonem (którego szef bezpieczeństwa to dawna szycha z FBI). Nie zaskoczyła mnie też dyrektywa Obamy tworząca listę celów cyberataków  - toż to przecież normalka taka jak wojskowe manewry. Nie dziwi mnie inwigilacyjna współpraca służb amerykańskich z brytyjskimi oraz izraelskimi - ten news był świeży chyba w latach '40-tych. Teraz sprawa dotyczy co prawda mediów społecznościowych: Facebooka, Youtube'a itp. które udostępniały NSA dane o swoich użytkownikach (dane zdobyte w ramach programu PRISM i analizowane przez Boundless Informanta stanowiły dużą część informacji wywiadowczych z codziennych briefingów dla Obamy), ale przecież inwigilacja mediów społecznościowych to tylko podążanie przez agencje szpiegowskie z duchem czasu. Już kilka lat temu powstawały przecież dowcipy o tym, że Zuckerberg powinien dostać medal od CIA za to, że stworzył portal na którym ludzie podają informacje o swoich poglądach politycznych, wierzeniach religijnych, nałogach, preferencjach seksualnych - a do tego adresy, numery telefonu, maile, a nawet informują gdzie aktualnie przebywają - zaoszczędzając w ten sposób służbom roboty. :) Ale jak widać nie każdy wierzy w teorie spiskowe, więc jak jakiś news z "szarego świata" służb przypadkiem znajdzie się na czołówce gazety, wielu ludzi odczuwa oburzonko. Ja się nie oburzam - ludzie służb mogą sobie swobodnie inwigilować tego bloga, a nawet od czasu do czasu zamieścić tu jakiś komentarz (Wpisujcie departamenty :).



Jedyne co mnie w tej całej historii zdziwiło to jeden wątek poboczny. Niedawno aresztowano teksańską aktorkę Shannon Richardson (na zdjęciu powyżej) za wysyłanie do Obamy listów z rycyną. Jak ją zidentyfikowali? Ano US Postal Service fotografuje z obu stron każdy list przechodzący przez jej placówki. I pomyśleć, że stare metody się jeszcze sprawdzają...

sobota, 8 czerwca 2013

Największe sekrety - Wrześniowa mgła. Część 3. - Przewidziana inwazja

Ilustracja muzyczna: Planescape Torment Main Theme



Tajny protokół Paktu Ribbentrop-Mołotow i sowieckie przygotowania do inwazji nie były dla polskich służb żadną tajemnicą. Bo być nie mogły. Japońskie publikacje specjalistyczne podają, że cesarskie służby SIGNIT złamały w czerwcu 1939 r. 4 cyfrowy kod sowieckiej armii, 4 cyfrowy kod straży granicznej oraz 3 cyfrowy kod sił powietrznych. Sowieci zmienili swoje szyfry armijne dopiero po bitwie o Nomonhan (znanej  w sowieckiej historiografii jako bitwa o Chałchyngoł - na obrazku powyżej bitewny epizod oczyma japońskiego artysty), czyli dopiero po 16 września 1939 r. Wdrożyli wówczas nowy pięciocyfrowy kod OK40, który jednak już we wrześniu został złamany przez estońskie tajne służby. Tak się akurat składa, że polski radiowywiad był częścią bardzo efektywnej antysowieckiej sieci - wymieniał informacje na masową skalę ze służbami japońskimi, estońskimi, fińskimi i szwedzkimi (Zainteresowanych tematem odsyłam do tego artykułu). Co więcej, nasz radiowywiad był uznawany za najlepszy element tej sieci. To przecież my uczyliśmy Japończyków łamać szyfry (po wrześniu 1939 r. dwóch naszych kryptologów zostało zatrudnionych przez służby japońskie i pracowało w czasie wojny w Tokio). Gdy Szwedzi zwrócili się o pomoc techniczną do Estończyków, ci skierowali ich do naszych służb wskazując, że one są najbardziej profesjonalne.



Sowieckie zamiary można było poznać również dzięki bardziej klasycznym źródłom wywiadowczym. Estończycy dzięki swojej agenturze znali już w sierpniu 1939 r. treść niesławnego tajnego protokołu niemiecko-sowieckiego. Odkryła to w 1940 r. sowiecka bezpieka po zajęciu Estonii i desperacko rozpoczęła poszukiwania źródła przecieku. Przed sowiecką inwazją ostrzegał nas również płk Collin Gubbins, oficer brytyjskich służb, przyszły szef SOE, w 1939 r. prowadzący firmę-przykrywkę w Białej Podlaskiej. Zresztą nasze źródła HUMINT również bardzo trafnie rozpoznały sowieckie zamiary. Kpt.  Jerzy Niezbrzycki vel Ryszard Wraga (na zdjęciu poniżej), w latach 1921-1939 szef kierunku wschodniego w Oddziale II-gim (ten sam koleś co po wojnie oskarżał Czesława Miłosza o bycie "fałszywym dezerterem" z komuszych służb), 5 września zdał marszałkowi Śmigłemu-Rydzowi szczegółowy raport dotyczący sowieckich przygotowań do inwazji. 13 września Naczelny Wódz dostał informacje o przecinaniu przez Sowietów zasieków granicznych.  13 września gen. Norwid-Neugebauer pisał do gen. Ironside'a o możliwości powstania wspólnej niemiecko-sowieckiej granicy w Korytarzu Wileńskim, która umożliwiłaby przesył sowieckich surowców do Niemiec.



Napływające stopniowo informacje wywiadowcze o sowieckim zagrożeniu doprowadziły do porzucenia przez Naczelne Dowództwo wszelkiego rodzaju planów zaczepnych i wcielenia w życie planu B - ewakuacji na Przedmoście Rumuńskie. Plan ten podlegał modyfikacjom na bieżąco, wraz ze spływaniem nowych informacji dotyczących sowieckich planów. Szczegółowo acz nieco chaotycznie rekonstruuje ten proces na swojej stronie Konstantynowicz . Polskiemu dowództwu, dzięki świetnej pracy radiowywiadu były znane nerwowe prośby wysyłane przez Berlin do Moskwy, by ZSRR wreszcie dokonał inwazji. Wiedziano, że Sowieci obiecali Niemcom zaatakować Polskę dopiero po upadku Warszawy. Gdy Niemcy 8 września podali nieprawdziwą wiadomość o zdobyciu Warszawy, Sowieci obiecali inwazję na 11 września. Doprowadziło to do natychmiastowego przyspieszania realizacji przez nas planu B. Później inwazja była przekładana na 13 i 15 września. Gdy atak nie następował, płk Smoleński, szef Oddziału II, wyraził wątpliwości co do sowieckich zamiarów. Polskie dowództwo zdawało sobie sprawę, że Sowieci nie ośmielą się zaatakować przed upadkiem Warszawy (stąd rozkazy, by stolica - ogłoszona wcześniej miastem otwartym - broniła się do wyczerpania amunicji) i podejrzewało, że nie zaatakują jeśli dojdzie do francuskiej ofensywy na Zachodzie. Według wcześniejszych międzysojuszniczych ustaleń ta ofensywa miała przypaść właśnie na 17 września. Z zeznań złożonych po wojnie przez niemieckich generałów wynika, że groźba sowieckiej ofensywy doprowadzała wielu sztabowców z OKW na skraj zawału. Granicy zachodniej Rzeszy, w tym jej przemysłowego serca - Zagłębia Ruhry - broniły stosunkowo niewielkie siły, które mogłyby zostać łatwo zmiecione. Ofensywa na Zachodzie zmusiłaby Niemców do cofnięcia z Polski wielu swoich jednostek. Powtórzyłaby się historia z I wojny światowej, gdzie najpierw kajzerowska armia zmiotła rumuńskie siły zbrojne na mały skrawek terenu przy granicy z Bułgarią ("przedmoście bułgarskie"?), ale w końcu wobec klęski na Zachodzie musiała się wycofać a Rumuni zostali po wojnie nagrodzeni za tą skrajnie ryzykowną zagrywkę dwukrotnym powiększeniem terytorium kraju. Niemcy we wrześniu 1939 r. skomleli w Moskwie, by Stalin wypełnił zobowiązania sojusznicze i  dokonał wreszcie inwazji. Ostatecznie przekonali go wysyłając 15 września depeszę grożącą, że Wehrmacht nie będzie ścigał Wojska Polskiego aż do granicy a na terenie wschodniej Polski powstanie "próżnia polityczna". Ambasador von Moltke rozważał powołanie polskiego rządu kolaboracyjnego - wśród kandydatów widział m.in. gen. Sosnkowskiego. Leszek Moczulski w "Wojnie Polskiej" sugerował, że gdyby nie doszło do inwazji z 17 IX, Niemcy wstrzymaliby swój marsz oraz pozwolili na pozostanie polskiej administracji na Kresach a nawet na Lubelszczyźnie. 14 września minister Beck wydał polskiemu ambasadorowi w Szwajcarii polecenie rozpoczęcia negocjacji z Niemcami.  Systematycznie ewakuowano na południe wojska z zagrożonych obszarów (takich, na których zostałyby łatwo odcięte w razie sowieckiej inwazji) - np. z województwa wileńskiego. 16 września samoloty Brygady Pościgowej przewoziły polskim wojskom rozkazy nakazujące "opustoszenie wojenne kraju" i natychmiastową ewakuację na Przedmoście. Oczywiście, ze zrozumiałych powodów (by zapobiec panice i chronić źródła wywiadowcze) wiedzę o możliwej sowieckiej inwazji zachowano w wąskim gronie.

 Systematycznie ewakuowano na południe wojska z zagrożonych obszarów (takich, na których zostałyby łatwo odcięte w razie sowieckiej inwazji) - np. z województwa wileńskiego. 16 września samoloty Brygady Pościgowej przewoziły polskim wojskom rozkazy nakazujące "opustoszenie wojenne kraju" i natychmiastową ewakuację na Przedmoście. 






Jak podaje Konstantynowicz: "Godz. 04.45 rano dnia 17 września 1939 roku - Sztab Glowny Marszalka Rydza Śmigłego otrzymuje ostateczne potwierdzenie wiadomosci o agresji sowieckiej na Polske. O godz. 05.00 rano odebrano w Kołomyi informację szefa wywiadu KOP o działaniach Armii Czerwonej "z pewnością wzdłuż całej granicy Państwa". O godz. 05.00 rano gen. Stachiewicz telefonuje do Marszałka Rydza Śmigłego - omawiana jest agresja Armii Czerwonej, a pierwszy jednoznaczny rozkaz Marszałka Rydza - Śmigłego nakazuje walczyć z nowym agresorem, co potwierdzal pulkownik Jaklicz. Marszałek Rydz - Śmigły wydał dla generała Łuczyńskiego w Tarnopolu i Jatelnickiego w Mikulińcach jednoznaczne rozkazy do obrony rzeki Seret i rejonu Czortkowa w celu osłonięcia od wschodu Lwowa i Karpat Wschodnich. (...) Naczelny Wódz Marszałek Rydz Śmigły przybył ze swej kwatery w Kołomyi do Sztabu Głównego około godz. 06 rano 17 września i w obecności paru oficerów wysłuchał meldunków wywiadowczych o powstałej sytuacji: wzdłuż całej wschodniej granicy państwa nastąpiła inwazja armii sowieckiej; nikt z oficerów Sztabu Głównego, ani tez Marszałek, nie miał najmniejszych wątpliwości co do charakteru, w jakim Sowiety wkroczyły do Polski. Przekroczenie granicy przez Sowietów traktowano jako 'casus belli' i dlatego o godzinie 02.00 dnia 17 września 1939 roku ppłk Kotarba wydal rozkaz do walki z Armią Czerwoną na Podolu. O godzinie 06.00 rano rozkaz taki potwierdził KOP na Polesiu. Już wczesnym rankiem 17 września Marszałek Rydz Śmigły argumentował, ze po agresji sowieckiej "walka stawała się niemożliwa na własnej ziemi, ale ze trzeba ją kontynuować na terenie sojuszników i ze najracjonalniej będzie, jeżeli wszystkie siły, które tylko będą mogły, przejdą do Rumunii, względnie na Węgry, skąd można je będzie w ten czy inny sposób przetransportować do Francji, tam odtworzyć wojsko i u boku Francuzów dalej walczyć z Niemcami" (...) Naczelny Wódz z dużym opanowaniem i spokojem, wg generała Wacława Teofila Stachiewicza, rozważał nowo powstałą sytuację, ale "postanowień, do których doszedł w czasie rozmowy w Sztabie (godziny 06 - 09.00 rano dnia 17 września 1939 roku), nie ujął jeszcze w formie ostatecznej decyzji. Miał ją podać dopiero po odbyciu narady z premierem i ministrem spraw zagranicznych. Narada ta miała się odbyć niezwłocznie w jego kwaterze, dokąd też wyjechał".


Powyżej: zniszczony sowiecki wóz pancerny, Polska 1939



(Skąd więc później ogólna dyrektywa "z Sowietami nie walczyć"? To bardzo zmitologizowany dokument, który omówię w następnym wpisie z cyklu Wrześniowa mgła. Na razie zdradzę tylko, że kluczowe znaczenie w całej sprawie miał sabotaż dokonany przez niektórych dowódców i polityków.)

Najważniejszym pytaniem jest dlaczego, mimo świetnego rozpoznania sowieckiego niebezpieczeństwa przez polskie władze wojskowe, nasz kraj znalazł się w 1939 r. na kursie kolizyjnym z Niemcami? Jak interpretować nasze dążenie do konfrontacji widoczne od jesieni 1938 r. i opisane w poprzedniej części cyklu? Przyznam się, że nie znam pełnej odpowiedzi na to pytanie. Być może wpływ na to miała skłonność Naczelnego Wodza do hazardu - podobnie wpływająca na kształt jego planów jak hazardowy nałóg adm. Yamamoto na przebieg wojny na Pacyfiku.  Weźmy jednak pod uwagę w naszych rozważaniach, że niemiecko-sowiecki pakt o podziale Europy nie wziął się znikąd. Były oficer francuskiego wywiadu Pierre de Villemarest szczegółowo opisuje (m.in. w swej świetnej książce "Bormann i "Gestapo" Mueller na usługach Stalina") poufne nazistowsko-sowieckie kontakty nawiązywane już od 1936 r. Za tymi negocjacjami stał m.in. Martin Bormann, von Ribbentrop i płk Walter Nicolai, szef Abwehry podczas I wojny światowej i zarazem człowiek, który w 1917 r. zorganizował przewrót bolszewicki w Rosji. Negocjacje te odbywały się m.in. w Gdańsku a polskie służby mogły mieć w nie wgląd np. dzięki agenturze uplasowanej w strukturach KPP (Nie powinno więc dziwić rozstrzelanie kadr polskojęzycznej kompartii przez Stalina w 1937 r.). Czyżby powstał więc plan, by najpierw wraz z Anglią i Francją pokonać słabszego podpalacza Europy - Hitlera, zanim Stalin skoczy mu na pomoc? Czy to dlatego Beck w swoim słynnym przemówieniu o honorze czynił aluzję, że odrzucił niemiecką propozycję wspólnego wywołania wojny przeciwko ZSRR? Czy usiłował wówczas wbić klin między Niemców i Sowietów? Czy to dlatego kilka dni później niespodziewaną wizytę złożył mu sowiecki wiceminister spraw zagranicznych Potiomkin? Czy to dlatego wkrótce potem po królewsku przyjmowano w Warszawie ambasadora Szaronowa?


Powyżej: minister Beck z ambasadorem Szaronowem i jego małżonką

Nasz plan gry był wówczas cholernie ryzykowny. Gdybym był wówczas jednym z sanacyjnych decydentów nigdy bym się na niego nie zgodził i stał raczej po stronie koncepcji płka Sławka dotyczących porozumienia się z Niemcami, wspólnego pójścia na ZSRR (i poczekania, aż Amerykanie pokonają Niemców). Hazardowy plan Śmigłego-Rydza mimo ogromnego ryzyka miał jednak duże szanse powodzenia. Zawiodła w nim przede wszystkim Francja. Gdyby najpóźniej 15 września zaatakowała na Zachodzie, Stalin nie odważyłby się wkroczyć do akcji a po kilku miesiącach wojny Niemcy znalazłyby się na kolanach. Jak mówił marszałek Śmigły-Rydz kardynałowi Hlondowi: Polska wyszłaby z tego skrwawiona, ale powiększona. Niestety Francuzi nie chcieli walczyć ani w 1939 r. ani w 1940 r. (wówczas niektóre francuskie garnizony poddawały się "telefonicznie", gdy niemieckie wojska były od nich oddalone o wiele kilometrów) a sprawę skomplikował jeszcze pewien ważny czynnik, który omówię w ostatniej części tej serii. Czynnik mający związki i z Paryżem i z Moskwą.

czwartek, 6 czerwca 2013

Syria: Sukcesy reżimu


"Guardian" dał w miarę aktualną mapę syryjskiej wojny (z nałożonymi na nią podziałami konfesyjnymi i statystykami strat cywilnych). W miarę aktualną, bo niedawno assadowcom - z wydatną pomocą Hezbollahu (bo sami zbyt wykrwawieni) - udało się wyprzeć rebeliantów z Damaszku, al-Qusayr i Kunejtry. Regularna armia assadowska znalazła się znowu nad granicą z Izraelem. Jej sukcesy to głównie skutek bezczynności administracji Obamy, ostrożności Wielkiej Brytanii i Francji, a także dużej pomocy dla reżimu udzielonej przez Rosję, Iran, Hezbollah a nawet Koreę Północną. Po prostu pozwolono Assadowi wygrać. Hezbollah zabrał się teraz za zastraszenie Druzów syryjskich i libańskich, a Hamas znowu chce się godzić z osią irańsko-syryjską, czyli możliwe są odwetowe ataki na Izrael ze Strefy Gazy.

Tymczasem potwierdza się część teorii adm. Lyonsa dotyczącej Bengazi: terrorysta z al-Kaidy przyznał, że ambasador Stevens miał zostać porwany a później wymieniony. Akcja poszła jednak źle i uśmiercono go zastrzykiem z trucizną.

wtorek, 4 czerwca 2013

Iran: zamachy na Ahmadinedżada i Jaliliego?


Powyżej: I'm bringing sexy back, the motherfu...rs don't know how to act...

Podczas gdy wszyscy przyglądają się wydarzeniom w Turcji, ciekawe rzeczy dzieją się w Iranie. Prezydent Mahmud Ahmadinedżad vel Sabourdżian miał "wypadek" - awaryjne lądowanie śmigłowca. "Wypadek" zaliczył również Saed Jalili, kandydat na prezydenta, irański negocjator nuklearny. Jego konwój samochodów został staranowany przez ciężarówkę. Przypomniały mi się maile Stratforu, w których ludzie z amerykańskich służb gawędzą sobie o zorganizowaniu Ahamdinedżadowi katastrofy śmigłowca, ale teraz wygląda na to, że za całą sprawą stoją ludzie perskiego dziadzia (gra półsłówek:) ajatollaha Chamenei. Ahmadinedżad wkrótce kończy swoją kadencję i jest odstawiony na boczny tor przez Najwyższego Przywódcę (który chciałby teraz umieścić w fotelu prezydenta jakąś marionetkę, a na następną kadencję zainstalować tam swojego syna). Ahmadinedżad ma jednak swoich ludzi w służbach i mógłby sprawiać problemy. Ponoć udziela skrytego poparcia Jaliliemu. Stąd pojawiają się pogłoski o zamachu na obu polityków.

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Turcja: "alkoholowa" rebelia przeciw Erdoganowi. Komuniści w tle

Ilustracja muzyczna: Sertab Erener - Istanbul 



Czym różnią się zamieszki w Istambule (rozszerzające się na całą Turcję) od "arabskiej wiosny"? Po pierwsze tym, że nie mają one podłoża ekonomicznego. AKP i Erdogan przez jedenaście lat rządów zmienili Turcję z trzecioświatowego bankruta w gospodarczego tygrysa mogącego z wyższością patrzeć na Europę (zainteresowanych tematem tureckich reform polecam ten artykuł). AKP wygrała w 2002 r. wybory, bo była nową siłą polityczną a reszta parlamentarnego spektrum była totalnie skompromitowana. Partia Erdogana szybko zabrała się do reform, m.in. do likwidacji mafijnego "Głębokiego Państwa" - pasożytującego na gospodarce wojskowo-bezpieczniackiego syndykatu stojącego za głośnymi zabójstwami politycznymi. (Skąd my to znamy?) I zrobiła to z sukcesem - szychy z wojskowej bezpieki pod byle pretekstami i wydumanymi zarzutami trafiały do więzienia (U nas nikt na to nie wpadł, a szkoda...). To dało AKP niesamowitą popularność - kochają ją spekulanci, kochają przedsiębiorcy (nawet świeccy, rozrywkowi w stylu Berlusconiego), kocha wielu prostych ludzi. Erdogan przecież pogonił złodziei, postawił gospodarkę na nogi i przywrócił Turcji międzynarodowe znaczenie. Cokolwiek o nim powiedzieć, to nie jest też dyktatorem - ta kadencja będzie jego ostatnią. W czym więc problem? W "pełzającej islamizacji", która była jak dotąd ledwo widoczna. Tym, co przelało miarkę były ograniczenia w sprzedaży alkoholu. Tureckie społeczeństwo jest w dużej mierze świeckie - w kraju też istnieje długa tradycja winiarska i wódczana. Ograniczanie Turkom dostępu do trunków to więc zadziwiająca głupota - ale bywa, że politycy wywracają się na ingerowaniu w obyczajowość społeczeństwa (Np. Kaczyńscy stworzyli sobie "młodych, wykształconych..." pozwalając, by szkodnik Giertych został ministrem edukacji i straszył młodzież godziną policyjną, walką z subkulturami tudzież odbieraniem gimbazie "brutalnych gier".)

Ilustracja muzyczna: Sertab Erener - Dim Dim

Kto stoi za zamieszkami? Jak przyjrzycie się fotkom, to zobaczycie tam wiele czerwonych flag z sierpem i młotem. To radykalna studencka lewica, która wywołała już zamieszki na 1-go maja (wówczas nie udało się ich rozszerzyć, bo Erdogan jeszcze nie majstrował z ustawą trzeźwościową). Gówniane drzewka na obszczanym skwerku są dla niej tylko pretekstem do zadymy. Biorąc pod uwagę inicjatywy międzynarodowe Erdogana, jest bardzo prawdopodobne, że ci lewacy są inspirowani z zewnątrz - np. z Rosji (prorosyjska jest część republikańskiej opozycji). Do lewactwo przyłączyli się jednak zwykli ludzie oburzeni tym, że rząd chce im dyktować co i kiedy mają pić.


 Policja się jednak nie opierdziela - 1,7 tys. osób aresztowanych w nocy, kilku demonstrantów dostało strzała z pojemnika z gazem, kilku straciło oko, kilku zostało przejechanych przez transportery, jeden został przejechany przez taksiarza-zwolennika Erdogana. Jak mawiał Komediant z "Watchmanów": "Praca na własnym terenie jest zawsze najfajniejsza". Baj de łej: turecki premier mówi, że się powstrzymuje ze ściągnięciem swoich zwolenników na ulice. To wszystko pokazuje, że jeśli tak jak Erdogan (czy w niedoszłej wersji Orban i Kaczyńscy) przeprowadzamy rewolucję przeciwko zgniłemu systemowi należy być świadomym, że kiedyś musi nastąpić przesilenie - niezależnie od zasług społeczeństwo się nami zmęczy. Trzeba być wtedy gotowym na obronę zdobyczy rewolucji.

UPDATE: Media całego świata podają, że zamieszki zaczęły się od protestu przeciwko wybudowaniu na Placu Taksim centrum handlowego i wycince drzew. Wczoraj w CNN prostował to wiceprzewodniczący AKP. Mówił, że wycinka nie była związana z budową centrum handlowego - które miało powstać w zupełnie innym miejscu, na obrzeżach placu, w dawnych koszarach wojskowych - tylko z przebudową placu, czyli poszerzeniem chodnika i wpuszczeniem ruchu samochodowego do tunelu. Projekt przewidywał wycięcie tylko DWÓCH drzew, przesadzenie reszty i zasadzenie jeszcze kilku drzewek. Ten plan został zatwierdzony w Radzie Miejskiej przez przedstawicieli wszystkich zasiadających tam partii politycznych. Ekolodzy, jak to ekolodzy często reagują histerycznie na każdą inwestycję budowlaną, ale sprawy by nie było, gdyby nie brutalność policji i być może obca inspiracja.