sobota, 8 czerwca 2013

Największe sekrety - Wrześniowa mgła. Część 3. - Przewidziana inwazja

Ilustracja muzyczna: Planescape Torment Main Theme



Tajny protokół Paktu Ribbentrop-Mołotow i sowieckie przygotowania do inwazji nie były dla polskich służb żadną tajemnicą. Bo być nie mogły. Japońskie publikacje specjalistyczne podają, że cesarskie służby SIGNIT złamały w czerwcu 1939 r. 4 cyfrowy kod sowieckiej armii, 4 cyfrowy kod straży granicznej oraz 3 cyfrowy kod sił powietrznych. Sowieci zmienili swoje szyfry armijne dopiero po bitwie o Nomonhan (znanej  w sowieckiej historiografii jako bitwa o Chałchyngoł - na obrazku powyżej bitewny epizod oczyma japońskiego artysty), czyli dopiero po 16 września 1939 r. Wdrożyli wówczas nowy pięciocyfrowy kod OK40, który jednak już we wrześniu został złamany przez estońskie tajne służby. Tak się akurat składa, że polski radiowywiad był częścią bardzo efektywnej antysowieckiej sieci - wymieniał informacje na masową skalę ze służbami japońskimi, estońskimi, fińskimi i szwedzkimi (Zainteresowanych tematem odsyłam do tego artykułu). Co więcej, nasz radiowywiad był uznawany za najlepszy element tej sieci. To przecież my uczyliśmy Japończyków łamać szyfry (po wrześniu 1939 r. dwóch naszych kryptologów zostało zatrudnionych przez służby japońskie i pracowało w czasie wojny w Tokio). Gdy Szwedzi zwrócili się o pomoc techniczną do Estończyków, ci skierowali ich do naszych służb wskazując, że one są najbardziej profesjonalne.



Sowieckie zamiary można było poznać również dzięki bardziej klasycznym źródłom wywiadowczym. Estończycy dzięki swojej agenturze znali już w sierpniu 1939 r. treść niesławnego tajnego protokołu niemiecko-sowieckiego. Odkryła to w 1940 r. sowiecka bezpieka po zajęciu Estonii i desperacko rozpoczęła poszukiwania źródła przecieku. Przed sowiecką inwazją ostrzegał nas również płk Collin Gubbins, oficer brytyjskich służb, przyszły szef SOE, w 1939 r. prowadzący firmę-przykrywkę w Białej Podlaskiej. Zresztą nasze źródła HUMINT również bardzo trafnie rozpoznały sowieckie zamiary. Kpt.  Jerzy Niezbrzycki vel Ryszard Wraga (na zdjęciu poniżej), w latach 1921-1939 szef kierunku wschodniego w Oddziale II-gim (ten sam koleś co po wojnie oskarżał Czesława Miłosza o bycie "fałszywym dezerterem" z komuszych służb), 5 września zdał marszałkowi Śmigłemu-Rydzowi szczegółowy raport dotyczący sowieckich przygotowań do inwazji. 13 września Naczelny Wódz dostał informacje o przecinaniu przez Sowietów zasieków granicznych.  13 września gen. Norwid-Neugebauer pisał do gen. Ironside'a o możliwości powstania wspólnej niemiecko-sowieckiej granicy w Korytarzu Wileńskim, która umożliwiłaby przesył sowieckich surowców do Niemiec.



Napływające stopniowo informacje wywiadowcze o sowieckim zagrożeniu doprowadziły do porzucenia przez Naczelne Dowództwo wszelkiego rodzaju planów zaczepnych i wcielenia w życie planu B - ewakuacji na Przedmoście Rumuńskie. Plan ten podlegał modyfikacjom na bieżąco, wraz ze spływaniem nowych informacji dotyczących sowieckich planów. Szczegółowo acz nieco chaotycznie rekonstruuje ten proces na swojej stronie Konstantynowicz . Polskiemu dowództwu, dzięki świetnej pracy radiowywiadu były znane nerwowe prośby wysyłane przez Berlin do Moskwy, by ZSRR wreszcie dokonał inwazji. Wiedziano, że Sowieci obiecali Niemcom zaatakować Polskę dopiero po upadku Warszawy. Gdy Niemcy 8 września podali nieprawdziwą wiadomość o zdobyciu Warszawy, Sowieci obiecali inwazję na 11 września. Doprowadziło to do natychmiastowego przyspieszania realizacji przez nas planu B. Później inwazja była przekładana na 13 i 15 września. Gdy atak nie następował, płk Smoleński, szef Oddziału II, wyraził wątpliwości co do sowieckich zamiarów. Polskie dowództwo zdawało sobie sprawę, że Sowieci nie ośmielą się zaatakować przed upadkiem Warszawy (stąd rozkazy, by stolica - ogłoszona wcześniej miastem otwartym - broniła się do wyczerpania amunicji) i podejrzewało, że nie zaatakują jeśli dojdzie do francuskiej ofensywy na Zachodzie. Według wcześniejszych międzysojuszniczych ustaleń ta ofensywa miała przypaść właśnie na 17 września. Z zeznań złożonych po wojnie przez niemieckich generałów wynika, że groźba sowieckiej ofensywy doprowadzała wielu sztabowców z OKW na skraj zawału. Granicy zachodniej Rzeszy, w tym jej przemysłowego serca - Zagłębia Ruhry - broniły stosunkowo niewielkie siły, które mogłyby zostać łatwo zmiecione. Ofensywa na Zachodzie zmusiłaby Niemców do cofnięcia z Polski wielu swoich jednostek. Powtórzyłaby się historia z I wojny światowej, gdzie najpierw kajzerowska armia zmiotła rumuńskie siły zbrojne na mały skrawek terenu przy granicy z Bułgarią ("przedmoście bułgarskie"?), ale w końcu wobec klęski na Zachodzie musiała się wycofać a Rumuni zostali po wojnie nagrodzeni za tą skrajnie ryzykowną zagrywkę dwukrotnym powiększeniem terytorium kraju. Niemcy we wrześniu 1939 r. skomleli w Moskwie, by Stalin wypełnił zobowiązania sojusznicze i  dokonał wreszcie inwazji. Ostatecznie przekonali go wysyłając 15 września depeszę grożącą, że Wehrmacht nie będzie ścigał Wojska Polskiego aż do granicy a na terenie wschodniej Polski powstanie "próżnia polityczna". Ambasador von Moltke rozważał powołanie polskiego rządu kolaboracyjnego - wśród kandydatów widział m.in. gen. Sosnkowskiego. Leszek Moczulski w "Wojnie Polskiej" sugerował, że gdyby nie doszło do inwazji z 17 IX, Niemcy wstrzymaliby swój marsz oraz pozwolili na pozostanie polskiej administracji na Kresach a nawet na Lubelszczyźnie. 14 września minister Beck wydał polskiemu ambasadorowi w Szwajcarii polecenie rozpoczęcia negocjacji z Niemcami.  Systematycznie ewakuowano na południe wojska z zagrożonych obszarów (takich, na których zostałyby łatwo odcięte w razie sowieckiej inwazji) - np. z województwa wileńskiego. 16 września samoloty Brygady Pościgowej przewoziły polskim wojskom rozkazy nakazujące "opustoszenie wojenne kraju" i natychmiastową ewakuację na Przedmoście. Oczywiście, ze zrozumiałych powodów (by zapobiec panice i chronić źródła wywiadowcze) wiedzę o możliwej sowieckiej inwazji zachowano w wąskim gronie.

 Systematycznie ewakuowano na południe wojska z zagrożonych obszarów (takich, na których zostałyby łatwo odcięte w razie sowieckiej inwazji) - np. z województwa wileńskiego. 16 września samoloty Brygady Pościgowej przewoziły polskim wojskom rozkazy nakazujące "opustoszenie wojenne kraju" i natychmiastową ewakuację na Przedmoście. 






Jak podaje Konstantynowicz: "Godz. 04.45 rano dnia 17 września 1939 roku - Sztab Glowny Marszalka Rydza Śmigłego otrzymuje ostateczne potwierdzenie wiadomosci o agresji sowieckiej na Polske. O godz. 05.00 rano odebrano w Kołomyi informację szefa wywiadu KOP o działaniach Armii Czerwonej "z pewnością wzdłuż całej granicy Państwa". O godz. 05.00 rano gen. Stachiewicz telefonuje do Marszałka Rydza Śmigłego - omawiana jest agresja Armii Czerwonej, a pierwszy jednoznaczny rozkaz Marszałka Rydza - Śmigłego nakazuje walczyć z nowym agresorem, co potwierdzal pulkownik Jaklicz. Marszałek Rydz - Śmigły wydał dla generała Łuczyńskiego w Tarnopolu i Jatelnickiego w Mikulińcach jednoznaczne rozkazy do obrony rzeki Seret i rejonu Czortkowa w celu osłonięcia od wschodu Lwowa i Karpat Wschodnich. (...) Naczelny Wódz Marszałek Rydz Śmigły przybył ze swej kwatery w Kołomyi do Sztabu Głównego około godz. 06 rano 17 września i w obecności paru oficerów wysłuchał meldunków wywiadowczych o powstałej sytuacji: wzdłuż całej wschodniej granicy państwa nastąpiła inwazja armii sowieckiej; nikt z oficerów Sztabu Głównego, ani tez Marszałek, nie miał najmniejszych wątpliwości co do charakteru, w jakim Sowiety wkroczyły do Polski. Przekroczenie granicy przez Sowietów traktowano jako 'casus belli' i dlatego o godzinie 02.00 dnia 17 września 1939 roku ppłk Kotarba wydal rozkaz do walki z Armią Czerwoną na Podolu. O godzinie 06.00 rano rozkaz taki potwierdził KOP na Polesiu. Już wczesnym rankiem 17 września Marszałek Rydz Śmigły argumentował, ze po agresji sowieckiej "walka stawała się niemożliwa na własnej ziemi, ale ze trzeba ją kontynuować na terenie sojuszników i ze najracjonalniej będzie, jeżeli wszystkie siły, które tylko będą mogły, przejdą do Rumunii, względnie na Węgry, skąd można je będzie w ten czy inny sposób przetransportować do Francji, tam odtworzyć wojsko i u boku Francuzów dalej walczyć z Niemcami" (...) Naczelny Wódz z dużym opanowaniem i spokojem, wg generała Wacława Teofila Stachiewicza, rozważał nowo powstałą sytuację, ale "postanowień, do których doszedł w czasie rozmowy w Sztabie (godziny 06 - 09.00 rano dnia 17 września 1939 roku), nie ujął jeszcze w formie ostatecznej decyzji. Miał ją podać dopiero po odbyciu narady z premierem i ministrem spraw zagranicznych. Narada ta miała się odbyć niezwłocznie w jego kwaterze, dokąd też wyjechał".


Powyżej: zniszczony sowiecki wóz pancerny, Polska 1939



(Skąd więc później ogólna dyrektywa "z Sowietami nie walczyć"? To bardzo zmitologizowany dokument, który omówię w następnym wpisie z cyklu Wrześniowa mgła. Na razie zdradzę tylko, że kluczowe znaczenie w całej sprawie miał sabotaż dokonany przez niektórych dowódców i polityków.)

Najważniejszym pytaniem jest dlaczego, mimo świetnego rozpoznania sowieckiego niebezpieczeństwa przez polskie władze wojskowe, nasz kraj znalazł się w 1939 r. na kursie kolizyjnym z Niemcami? Jak interpretować nasze dążenie do konfrontacji widoczne od jesieni 1938 r. i opisane w poprzedniej części cyklu? Przyznam się, że nie znam pełnej odpowiedzi na to pytanie. Być może wpływ na to miała skłonność Naczelnego Wodza do hazardu - podobnie wpływająca na kształt jego planów jak hazardowy nałóg adm. Yamamoto na przebieg wojny na Pacyfiku.  Weźmy jednak pod uwagę w naszych rozważaniach, że niemiecko-sowiecki pakt o podziale Europy nie wziął się znikąd. Były oficer francuskiego wywiadu Pierre de Villemarest szczegółowo opisuje (m.in. w swej świetnej książce "Bormann i "Gestapo" Mueller na usługach Stalina") poufne nazistowsko-sowieckie kontakty nawiązywane już od 1936 r. Za tymi negocjacjami stał m.in. Martin Bormann, von Ribbentrop i płk Walter Nicolai, szef Abwehry podczas I wojny światowej i zarazem człowiek, który w 1917 r. zorganizował przewrót bolszewicki w Rosji. Negocjacje te odbywały się m.in. w Gdańsku a polskie służby mogły mieć w nie wgląd np. dzięki agenturze uplasowanej w strukturach KPP (Nie powinno więc dziwić rozstrzelanie kadr polskojęzycznej kompartii przez Stalina w 1937 r.). Czyżby powstał więc plan, by najpierw wraz z Anglią i Francją pokonać słabszego podpalacza Europy - Hitlera, zanim Stalin skoczy mu na pomoc? Czy to dlatego Beck w swoim słynnym przemówieniu o honorze czynił aluzję, że odrzucił niemiecką propozycję wspólnego wywołania wojny przeciwko ZSRR? Czy usiłował wówczas wbić klin między Niemców i Sowietów? Czy to dlatego kilka dni później niespodziewaną wizytę złożył mu sowiecki wiceminister spraw zagranicznych Potiomkin? Czy to dlatego wkrótce potem po królewsku przyjmowano w Warszawie ambasadora Szaronowa?


Powyżej: minister Beck z ambasadorem Szaronowem i jego małżonką

Nasz plan gry był wówczas cholernie ryzykowny. Gdybym był wówczas jednym z sanacyjnych decydentów nigdy bym się na niego nie zgodził i stał raczej po stronie koncepcji płka Sławka dotyczących porozumienia się z Niemcami, wspólnego pójścia na ZSRR (i poczekania, aż Amerykanie pokonają Niemców). Hazardowy plan Śmigłego-Rydza mimo ogromnego ryzyka miał jednak duże szanse powodzenia. Zawiodła w nim przede wszystkim Francja. Gdyby najpóźniej 15 września zaatakowała na Zachodzie, Stalin nie odważyłby się wkroczyć do akcji a po kilku miesiącach wojny Niemcy znalazłyby się na kolanach. Jak mówił marszałek Śmigły-Rydz kardynałowi Hlondowi: Polska wyszłaby z tego skrwawiona, ale powiększona. Niestety Francuzi nie chcieli walczyć ani w 1939 r. ani w 1940 r. (wówczas niektóre francuskie garnizony poddawały się "telefonicznie", gdy niemieckie wojska były od nich oddalone o wiele kilometrów) a sprawę skomplikował jeszcze pewien ważny czynnik, który omówię w ostatniej części tej serii. Czynnik mający związki i z Paryżem i z Moskwą.

7 komentarzy:

  1. Warto uwzględnić, że hitlerowcy przejęli od poddanych Czechów prawdopodobnie najnowocześniejsze czołgi, które szybko zasiliły jednostki pancerne zwielokrotniajac ich wartość bojową. Rajd 1939roku to niestety pokaz słabego ducha uwczesnej europy. Każdy chciał mieć święty spokój. W poprzednich odcinkach niektórzy szanowni komentujący wieszali psy na polskiej armii. Owszem popełniali błędy. Na polu bitwy jak i w biznesie każdy je popełnia. Liczy się to jak efektywnie rozpoznaje się błąd co jest bodźcem do modyfikacji działań. Do tego dochodzą czynniki zewnętrzne nieoczekiwane lub mało prawdopodobne (vide zawiedli WSZYSCY sojusznicy). Strategie wojenne podlegają też teorii gier, są hazardem. Łatwo jest teraz krytykować naszych siedząc wygodnie w fotelu i analizując uwczesnej sytuację geopolityczna. Nie jestem historykiem zacząłem jednak zgłębiać na własną rękę z alternatywnych źródeł aby lepiej zrozumieć gó**** pardon sytuację w jakiej znalazła się Polska z nami na pokazie.

    Gratuluję autorowi bardzo interesujących artykułów i śmiałych też stawiania.
    Czuwaj!

    Baltazar Gompka

    OdpowiedzUsuń
  2. Może głównym powodem, dla którego nie wybrano sojuszu z Niemcami przeciwko Sowietom jest właśnie "dobre poinformowanie" co do rzeczywistej siły ZSRR? Sanacja mogła uznać, że Polska i Niemcy nie dadzą rady pokonać Sowietów dokarmianych przez USA i uznać, antycypując Zimną Wojnę, że lepiej jest najpierw pobić Niemcy, dozbroić je i wspólnie odeprzeć ZSRR.

    Bartek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie sądzę, Ruskie 39 to przeca wojna w Finlandii, dopiero gdy Stalin pozwolił uwierzyć że to nie wojna o komunizm ale wojna o Mateczkę Rosję, zwolnienie dywizji syberyjskich ze względu na przeciek że Japonia nie wejdzie z drugiej strony (to jest jedna z większych niezrozumiałości II WŚ - wystarczyło by wleźli 50 km i hałasowali kole Mongolii i związali kilkanaście dywizji syberyjskich) i budowa potencjału gospodarczego w 42 za Uralem dały efekty, wcześniej gdyby ktoś chciał pokonać nie miałby trudności większych, co zresztą pokazały straty w 41/42 roku. Niezmierna pomoc Aliantów w sprzęcie (i wywiadzie: vide łuk Kurski czy właśnie Moskwa) dopiero zaczęła stabilizować sytuację i przede wszystkim Hitler który zrobił kilka nierozważnych głupiutkich decyzji wojskowych rozpraszając potencjał wojskowy w zdobywaniu stepów zamiast odciąć i odrzucić Sovietów. Niemców pożarła przestrzeń i brak racjonalnej polityki względem wyzwalanych mimo wszystko ludów Rosji. A potem było za późno na cokolwiek. 43 rok był kluczowy i w zasadzie reszta była jego konsekwencją. Zastanawiające było zachowanie Ameryki w tym wszystkim. Bo to ostatecznie II WŚ zbudowała hegemonię ZSRR i Ameryki na następne kilkadziesiąt lat w świecie. Przedtem były to kraje jedynie o potencjale a nie rzeczywistej sile. Wydaje się że Francja wybierając święty spokój tak naprawdę pozwoliła na niepotrzebny wzrost znaczenia Hitlera i jednocześnie ograniczenie możliwości Angoli. Jeszcze w 44 w lipcu moim zdaniem była ostatnia próba zmiany nieuchronnego - osławiony zamach na Hitlera który by się nie odbył gdyby alianci nie dogadali się wstępnie ze spiskowcami (rola wywiadu polskiego w tym ponoć też była dość znaczna). To jedynie mogło jeszcze lekko zmienić plany Stalina. Jak sie ogląda 17 mgnień wiosny to głównym zadaniem Sztyrlica nie było pokonanie Niemców ale zablokowanie dogadania się Niemiec i Aliantów. I w tym świetle nawet Powstanie Warszawskie miało sens (zamach 20 lipca, 21 lipca gotowość do powstania, 22 lipca - powołanie rządu tymczasowego - dla mnie ta sekwencja jest jedna z ciekawszych). Ale Ruscy wiedzieli co się święci lepiej niż nam się wydaje. Kompletnie się to rozsypało i wbrew pozorom jeszcze wtedy wszystko miało sens przy założeniu powodzenia zamachu. Czy Rosja wlazła by do Polski gdyby zaczęły by się rozmowy tym bardziej że ustalenia były z Teheranu inne niż z Jałty pół roku później? Pewnie tak ale zupełnie inaczej i trudniej było by uzasadnić wejście Rosjan. Stąd podejrzewam, raczej wyczuwam że to własnie ten zamach był ostania deseczka ratuneczku i tak nikłego. PW potem w mojej osobistej opinii nie wybuchło by gdyby nie sowieckie służby i ich agenci w AK, którzy stworzyli jak najlepsze warunki do powstania. Ale to moje jedynie przeczucia. Co do wspólnego frontu z Hitlerem bez Piłsudskiego który jedyny był w stanie to przeprowadzić równie cynicznie co Stalin i Hitler zachowujac maksymalne siły na koniec nie było szans. W sumie trudno powiedzieć że Polska miała szansę w jakiejkolwiek konfiguracji, wszystko jak w piłce nożnej, mieliśmy szanse ale nie mieliśmy na nie wpływu. Najgorsze co się stało to zatracenie potencjału, wyniszczenie elit co odczuwamy do dziś. Soviety traktowały nas poważnie, wysłali w chuj szpionów aby Polonia w US, nie miała wpływu na działania Amerykanów, to samo w Anglii (osławiony Retinger). Zostaliśmy przede wszystkim rozjebani wcześniej w rozgrywkach wywiadów. Czwarta armia Aliantów. To było tak nierzeczywiste że tylko dlatego mogło sie udać.

      Usuń
  3. ad."stał raczej po stronie koncepcji płka Sławka dotyczących porozumienia się z Niemcami, wspólnego pójścia na ZSRR"

    Na ten temat ukazała się ciekawa pozycja:

    http://www.konserwatyzm.pl/artykul/10223/rolf-dieter-muller-wspolny-wrog-hitlerowskie-niemcy-i-polska
    http://wiadomosci.dziennik.pl/historia/ksiazki/artykuly/424844,rolf-dieter-mueller-wspolny-wrog-hitlerowskie-niemcy-i-polska-przeciw-zwiazkowi-radzieckiemu.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam ją w wersji elektronicznej, ale jeszcze nie zacząłem czytać.

      Usuń
  4. Ciekawy wątek dotyczący radiowywiadu. Wiedza o możliwym sowieckim ataku tłumaczy decyzje wojskowe z Września 1939, które wydawały się jak dotąd niezrozumiałe - np. pilne ściągnie na przedmoście wojsk znad Narwii.

    Dersu Uzała

    OdpowiedzUsuń
  5. W każdym razie zachowanie Polaków w 1939 roku spowodowało że dwa totalitaryzmy się na wzajem zniszczyły.
    Gdyby Polska poszła z Niemcami na Sowietów 1940 roku to Hitler do dziś by rządził z Berlina całą Europą i połową Azji!.
    Gdyby Niemcy nie zadali śmiertelnego ciosu komunizmowi w 1941 atakując pierwsi Sowietów, Stalin podbił by 2/3 świata.
    Może taki był plan by po 50 latach odzyskać niepodległość !!!

    OdpowiedzUsuń