Pokazywanie postów oznaczonych etykietą AKP. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą AKP. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Turcja: "alkoholowa" rebelia przeciw Erdoganowi. Komuniści w tle

Ilustracja muzyczna: Sertab Erener - Istanbul 



Czym różnią się zamieszki w Istambule (rozszerzające się na całą Turcję) od "arabskiej wiosny"? Po pierwsze tym, że nie mają one podłoża ekonomicznego. AKP i Erdogan przez jedenaście lat rządów zmienili Turcję z trzecioświatowego bankruta w gospodarczego tygrysa mogącego z wyższością patrzeć na Europę (zainteresowanych tematem tureckich reform polecam ten artykuł). AKP wygrała w 2002 r. wybory, bo była nową siłą polityczną a reszta parlamentarnego spektrum była totalnie skompromitowana. Partia Erdogana szybko zabrała się do reform, m.in. do likwidacji mafijnego "Głębokiego Państwa" - pasożytującego na gospodarce wojskowo-bezpieczniackiego syndykatu stojącego za głośnymi zabójstwami politycznymi. (Skąd my to znamy?) I zrobiła to z sukcesem - szychy z wojskowej bezpieki pod byle pretekstami i wydumanymi zarzutami trafiały do więzienia (U nas nikt na to nie wpadł, a szkoda...). To dało AKP niesamowitą popularność - kochają ją spekulanci, kochają przedsiębiorcy (nawet świeccy, rozrywkowi w stylu Berlusconiego), kocha wielu prostych ludzi. Erdogan przecież pogonił złodziei, postawił gospodarkę na nogi i przywrócił Turcji międzynarodowe znaczenie. Cokolwiek o nim powiedzieć, to nie jest też dyktatorem - ta kadencja będzie jego ostatnią. W czym więc problem? W "pełzającej islamizacji", która była jak dotąd ledwo widoczna. Tym, co przelało miarkę były ograniczenia w sprzedaży alkoholu. Tureckie społeczeństwo jest w dużej mierze świeckie - w kraju też istnieje długa tradycja winiarska i wódczana. Ograniczanie Turkom dostępu do trunków to więc zadziwiająca głupota - ale bywa, że politycy wywracają się na ingerowaniu w obyczajowość społeczeństwa (Np. Kaczyńscy stworzyli sobie "młodych, wykształconych..." pozwalając, by szkodnik Giertych został ministrem edukacji i straszył młodzież godziną policyjną, walką z subkulturami tudzież odbieraniem gimbazie "brutalnych gier".)

Ilustracja muzyczna: Sertab Erener - Dim Dim

Kto stoi za zamieszkami? Jak przyjrzycie się fotkom, to zobaczycie tam wiele czerwonych flag z sierpem i młotem. To radykalna studencka lewica, która wywołała już zamieszki na 1-go maja (wówczas nie udało się ich rozszerzyć, bo Erdogan jeszcze nie majstrował z ustawą trzeźwościową). Gówniane drzewka na obszczanym skwerku są dla niej tylko pretekstem do zadymy. Biorąc pod uwagę inicjatywy międzynarodowe Erdogana, jest bardzo prawdopodobne, że ci lewacy są inspirowani z zewnątrz - np. z Rosji (prorosyjska jest część republikańskiej opozycji). Do lewactwo przyłączyli się jednak zwykli ludzie oburzeni tym, że rząd chce im dyktować co i kiedy mają pić.


 Policja się jednak nie opierdziela - 1,7 tys. osób aresztowanych w nocy, kilku demonstrantów dostało strzała z pojemnika z gazem, kilku straciło oko, kilku zostało przejechanych przez transportery, jeden został przejechany przez taksiarza-zwolennika Erdogana. Jak mawiał Komediant z "Watchmanów": "Praca na własnym terenie jest zawsze najfajniejsza". Baj de łej: turecki premier mówi, że się powstrzymuje ze ściągnięciem swoich zwolenników na ulice. To wszystko pokazuje, że jeśli tak jak Erdogan (czy w niedoszłej wersji Orban i Kaczyńscy) przeprowadzamy rewolucję przeciwko zgniłemu systemowi należy być świadomym, że kiedyś musi nastąpić przesilenie - niezależnie od zasług społeczeństwo się nami zmęczy. Trzeba być wtedy gotowym na obronę zdobyczy rewolucji.

UPDATE: Media całego świata podają, że zamieszki zaczęły się od protestu przeciwko wybudowaniu na Placu Taksim centrum handlowego i wycince drzew. Wczoraj w CNN prostował to wiceprzewodniczący AKP. Mówił, że wycinka nie była związana z budową centrum handlowego - które miało powstać w zupełnie innym miejscu, na obrzeżach placu, w dawnych koszarach wojskowych - tylko z przebudową placu, czyli poszerzeniem chodnika i wpuszczeniem ruchu samochodowego do tunelu. Projekt przewidywał wycięcie tylko DWÓCH drzew, przesadzenie reszty i zasadzenie jeszcze kilku drzewek. Ten plan został zatwierdzony w Radzie Miejskiej przez przedstawicieli wszystkich zasiadających tam partii politycznych. Ekolodzy, jak to ekolodzy często reagują histerycznie na każdą inwestycję budowlaną, ale sprawy by nie było, gdyby nie brutalność policji i być może obca inspiracja.

niedziela, 2 grudnia 2012

Tureckie impresje, czyli o wyższości Erdogana nad Orbanem


Wróciłem z pełnej wrażeń (głównie pozytywnych - z wyjątkiem końcówki związanej z przesiadką na lotnisku w Istanbule) podróży do Turcji. Uczestniczyłem tam w spotkaniach z ich ministrem finansów, prezesem banku centralnego, ekonomistami, biznesmenami, parlamentarzystami opozycji a także studentami. Odwiedziłem Ankarę oraz Izmir. Z tego, co widziałem i usłyszałem, wizja George'a Friedmana mówiąca o Turcji konkurującej z Polską o wpływy na Bałkanach nie jest taka nierealna. Jedyną jej słabością jest zbyt optymistyczny obraz Polski. Turcja to kraj niesłychanie dynamicznie się rozwijający. Tam gdzie 20 lat temu były slumsy, teraz stoją nowe osiedla mieszkaniowe a między nimi idą kilkupasmowe autostrady. Takiej infrastruktury możemy im tylko pozazdrościć. W 2001 r. Turcja była porównywana z Argentyną, uznawano ją za bankruta, stopy procentowe sięgały szalonego poziomu 460 proc. Teraz jest państwem wskazywanym nawet przez MFW za wzór do naśladowania, krajem który zyskał pierwszy rating klasy inwestycyjnej, w którym przez ostatnie 10 lat PKB per capita wzrósł trzykrotnie, w którym przez ten czas zwiększono budżet na edukację sześciokrotnie, w którym w szybkim tempie rośnie klasa średnia. Turcja to kraj do którego wracają dawni emigranci z pogrążonej w kryzysie Europy. Co się stało, że ten kraj doznał takiej transformacji? W 2002 r. zdobyła tam władzę partia AKP kierowana przez premiera Erdogana. I to już uczyniło ogromną różnicę. Erdogan ściął CIT z 40 proc. do 20 proc., zliberalizował gospodarkę jednocześnie wzmacniając zabezpieczenia socjalne, przyciągnął do kraju zagraniczne inwestycje, a bank centralny za pomocą nieortodoksyjnej polityki okiełznał inflację.  Biznes go kocha. AKP wygrała w cuglach trzykrotnie wybory parlamentarne - Turcy choć są społeczeństwem bardziej laickim niż nam się wydaje (więcej dziewczyn w hidżabach widać na ulicach Berlina i Brukseli niż w Ankarze) wspierają tych "kryptoislamistów", gdyż zapewnili krajowi gospodarczy sukces. (Nie chcę rysować tutaj laurki więc, dodam, że Turcja ma wciąż problemy strukturalne takie jak niska stopa oszczędności, wysoki deficyt na rachunku obrotów bieżących czyli nierówności w rozwoju pomiędzy regionami - ale rządowi AKP i bankowi centralnemu udał się nie lada wyczyn: miękkie lądowanie przegrzewającej się gospodarki). W 2002 r. ludzie nie głosowali na AKP z powodu jej ideologii - gdyż tej ideologii nie znali. Głosowali na tę partię, gdyż zapewniała zmianę. I tej zmiany się doczekali. Erdogan dokonał w kraju największej rewolucji od czasów Ataturka.



Co bardziej zadziwiające Erdogan zdołał rozpieprzyć w drobny mak wszechpotężną strukturę Głębokiego Państwa. Za pomocą pokazowych spraw typu Ergenekon wyeliminował mafijny Syndykat  oparty na strukturach wojskowych służb specjalnych, który szkodził wolności i dobrobytowi narodu tureckiego. Ten przykład powinien być dla polskich antysystemowców o wiele bardziej inspirujący niż to co robi Viktor Orban. Erdogan nie popełnił bowiem błędu Orbana - nie rozpoczął wojenki z finansistami przed rozwaleniem mafijnych struktur w kraju. Węgierski premier zdecydował się na szaloną politykę ekonomiczną wiedząc jak bardzo jego kraj jest zadłużony i zrobił to w najmniej dogodnym momencie - w czasie, gdy Europa jest pogrążona w ciężkim kryzysie. Erdogan postępuje zupełnie odwrotnie. Potrafił dogadać się ze spekulantami, a oni, skuszeni obietnicą łatwego zysku, kłaniają mu się w pas. A w raz z nimi rządy, które spekulanci od siebie uzależnili.



Ale jest również "ciemna strona" tej opowieści. - Erdogan stworzył własne Głębokie Państwo. To kraj, w którym premier ingeruje w treść programów telewizyjnych i knebluje opozycję. To kraj w którym bez sądu siedzi w więzieniu dwóch naszych deputowanych. Erdogan mówi, że nie widzi w tym problemu, bo "siedzieli już w trakcie kampanii wyborczej". Sąd Najwyższy uznał, że mają nadal immunitet, ale nadal nielegalnie są przetrzymywani w więzieniu. Podobnie jak kilkudziesięciu oficerów, którzy jeśli są winni, to powinni usłyszeć zarzuty - mówi jeden z polityków opozycyjnej partii CHP. Wielokrotnie pisałem już na tym blogu, że sama AKP też jest po części produktem Głębokiego Państwa. Ruch Gullena, z którego wywodzi korzenie był przecież przykrywką dla działalności MIT w Azji Środkowej i na Bliskim Wschodzie. Mimo wszystko jednak studiowanie przypadku tureckiego powinno zainteresować każdego polskiego politologa a także "insurekcjonistę". To przykład na to jak można skutecznie dokonać Rewolucji.



Czy AKP dokona reislamizacji Turcji? Słyszałem tam o wyniku badań przeprowadzonych przez Amerykanów. Mówią one, że 80 proc. tureckiego społeczeństwa jest laicka. Społeczeństwo się modernizuje.  Turcy to nie egipska czy też irańska ciemnota. Erdogan zapewnia im dobrobyt i tym samym oddala ich od myśli o dżihadzie. Islamizacja już natrafia na poważny opór społeczeństwa i może się okazać słabsza od proeuropejskich aspiracji Turków.



Ps. Promowanie Erdogana może się spotkać z oburzeniem ze strony  dużej części  polskiej prawicy. Pamiętam jak na proorbanowskiej demonstracji Janek Bodakowski oburzał się, że protestanci z "Idź Pod Prąd" piszą o kalwinizmie Orbana. Używał przy tym argumentów z XVII w. ("heretycy czynią despekta Najświętszej Panience, obalili figury świętych i na ołtarzu jajca liczą"). Wyobraźmy sobie teraz jak by zareagowali na sugestię, że należy przyjrzeć się przypadkowi Erdogana. Odpowiedzieliby cytatami z Grzegorza Kucharczyka czy ks. Isakowicza-Zaleskiana. Jak to dobrze, że nie jestem prawicowcem, tylko przedstawicielem radykalnego centrum.




sobota, 3 września 2011

Turecka gra kartą antyizraelską


Turcja odgrywa niezłą gierkę: wydala izraelskiego ambasadora i zapowiada, że jej okręty będą eskortować statki płynące do Gazy. Wkurzył ją raport ONZ mówiący, że blokada Strefy Gazy jest legalna a Izrael powinien zrobić to co proponował Turkom, czyli wypłacić odszkodowania i "wyrazić żal" za Mavi Marmara. Izraelczycy mają po prostu pecha i płacą za błędy w polityce zagranicznej Erdogana. Turcy za mało zaangażowali się w Libii - nie posłali tam swoich sił specjalnych jak to zrobił Katar, z obawy przed Iranem wycofali się też z inwazji na Syrię. Teraz, by budować swoją pozycję lidera Bliskiego Wschodu muszą zagrać kartą antyizraelską. I właśnie to robią. A w międzyczasie doskonale współpracują z Amerykanami w ramach tarczy antyrakietowej.