sobota, 11 stycznia 2025
Nowa Wojna Zimowa, atak na Japonię i aneksja Grenlandii
sobota, 7 grudnia 2024
Klęska PSL w Syrii
W związku z sytuacją w Syrii najbardziej mnie dziwi to, że nikt nie robi nawiązujących do niej memów z Kosiniakiem-Kamyszem - fizycznie bardzo podobnym do Baszara Assada :)
Saddam Husajn musi mieć w Zaświatach wielką radochę widząc to, co się dzieje. Sytuacja jest bowiem bardzo memiczna.
Wspierana przez Turcję rebeliancka organizacja HTS po zaledwie trzech dniach ofensywy zdobyła Aleppo. Później szybko padła Hama a reżim stracił kontrolę nad 8 z 13 stolic prowincji. Gdy piszę te słowa, rebelianci stoją na przedmieściach Homs. Jeśli zdobędą Homs, nadmorskie, alawickie tereny będą praktycznie odcięte od reszty Syrii. Następny przystanek - Plac Ummajadów w centrum Damaszku.
Rebelianci rozbijali Assadowi dywizję po dywizji. Duża liczba zabitych assadowskich generałów ( do której należy doliczyć irańskich dowódców) sugeruje, że skutecznie paraliżowali ich system dowodzenia za pomocą dronów FPV. Morale assadowców szybko siadło. Nie pomogła desperacka obietnica podwyżki żołdu o 50 proc. Do obrony Hamy rzucono nawet funkcjonariuszy drogówki - z mizernym rezultatem. Żołnierze i policjanci reżimu masowo rejestrowali się u rebeliantów. Przy okazji zdobyto mnóstwo sprzętu - od wiekowych Migów-21 po nowe czołgi T-90, wyrzutnie rakiet Smiersz i najnowocześniejsze rosyjskie radary niskiego pułapu. Przy okazji zabito i złapano trochę rosyjskich doradców. Przeciwko Assadowi ruszyli również druzowie i chrześcijanie - i oni też gromadzą teraz sprzęt porzucony przez assadowską armię, wykorzystując do tego (ukraińskim wzorem) ciągniki rolnicze.
W jednej z rezydencji Assada w Aleppo znaleziono fotkę Kosiniaka Baszara w kąpielówkach. W tym czasie w katarskiej Dosze toczyły się rozmowy rosyjsko-tureckie, w ramach których zaproponowano Assadowi możliwość ucieczki z kraju. Jego żona i dzieci już są w Rosji. W sobotę Assad miał przekazać 30 głównym urzędnikom reżimu, by przygotowali się na wyjazd z kraju.
Wszystkiego tego można było uniknąć. Assad i Rassija zignorowały bowiem ostrzeżenia Turcji, by nie atakować prowincji Ildib, będącej do niedawna ostatnim bastionem HTS. Assadowcy szykowali się do zmasowanych bombardowań i uderzenia pancernego na prowincję. Siły zgromadzone do ataku zostały rozbite przez wyprzedzające uderzenie HTS. Erdogan po raz kolejny pokazał, że jest One Punch Manem.
Ilustracja muzyczna: One Punch Man opening
W latach 2014-2015 Rosja okrążała Turcję z trzech stron: Armenii, Krymu i Syrii. Armenia odpadła z rosyjskiej sieci sojuszów, po przegranej wojnie z Azerbejdżanem o Karabach. Rosyjska flota sromotnie wycofała się z Krymu w wyniku wojny na Ukrainie. A teraz rozwiązany został problem Syrii. Izrael wyeliminował z gry Hezbollah, a Iran się totalnie ośmieszył, więc w próżnię strategiczną wkroczyła Turcja. W wyniku tej rozgrywki Rassija może stracić nie tylko Syrię, ale również swoje przyczółki w Afryce. To bowiem przez syryjską bazę lotniczą Chmeim idzie cała rosyjska logistyka na Afrykę.
Chciałoby się powiedzieć: Don't fuck with sufis, you soviet communist bitch!
Generalnie wielkim paradoksem jest również to, że reżim Assada nie znalazłby się na krawędzi upadku, gdyby Rassija nie namówiła Hamasu do przeprowadzenia spektakularnego ataku na Izrael w dniu 7 października 2023 r. Assad może więc teraz obwiniać za swój los Palestyńczyków i krzyczeć: "Cholerni Arabowie! Zniszczyliście świat arabski!".
Onucowcy i trzecioświatowe komuchy dostały potężnego bólu d..., w którym złączyły się z "obrońcami syfilizacji judeo-łacińskiej" i think-tankowymi libkami w rodzaju Repetowicza. Australijska Syrian Girl zaczęła wyzywać przeciwników Assada od "takfirskich trockistów" :) Z internetowych czeluści są wyciągane filmy sprzed lat pokazujące ekscesy syryjskich dżihadystów. Idzie wraz z nimi narracja, że to się dzieje teraz. Tymczasem HTS dokonała niezłego rebrandingu. Pokazuje się ona jako ugrupowanie republikańskie, szanujące wszystkie religie. Nawet irańska telewizja przyznaje, że nie prześladuje ona szyitów. Zapewnia ona też ochronę chrześcijanom (których dzielnicę w Aleppo zbombardowało rosyjskie lotnictwo) a na gubernatora Allepo chce mianować... miejscowego biskupa.
Słychać oczywiście płacz, że "islamiści walczą z Kurdami". Tak się akurat złożyło, że assadowcy oddawali swoje pozycje cichym sprzymierzeńcom z YPG/PKK, z których Kurdów później wypierała HTS, ostatecznie umożliwiając im wycofanie się korytarzem humanitarnym. Jedynych zbrodni dokonywały wówczas bojówki YPG - mordując rebeliantów wziętych do niewoli. Być może jednak kierownictwo YPG zrozumiało, że prowokowanie Turcji jest śmiertelnie niebezpieczne i wycofało się z konfrontacji.
Syryjscy Kurdowie byli wcześniej mocno heroizowani przez różnych Repetowiczów. (Kebabowicz uważa, że największym zagrożeniem dla świata nie jest Rosja, ani Chiny, tylko Turcja oraz islam, ale tylko sunnicki, bo w szyickim Iranie legalne są operacji zmiany płci. :) W tej narracji, syryjscy Kurdowie mieli ocalić świat przed straszliwym Państwem Islamskim. Mniejsza o to, że ocalili jedynie z olbrzymią pomocą natowskiego lotnictwa i sił specjalnych. Mniejsza o to, że Państwo Islamskie było stosunkowo małym zagrożeniem dla Zachodu (w porównaniu z Rosją, Chinami, czy nawet Koreą Północną), a niemal zerowym dla Polski (na pewno mniejszym od gejnerałów Różańskiego i Pytonga). Mniejsza o to, że USA nie mają strategicznego interesu w trzymaniu swoich wojsk na skrawku syryjskiej pustyni, a ich interes ekonomiczny sprowadza się tam do pilnowania pola naftowego koncernu Conoco. Mniejsza o to, że wspieranie YPG/PKK jest działaniem USA przeciwko sojusznikowi z NATO - posiadającemu drugą co do wielkości armię w sojuszu i kontrolującemu Cieśniny Czarnomorskie. Obrońcy "syfilizacji judeo-łacińskiej" chętnie by wypchnęli Turcję z NATO, w imię wsparcia dla kurdyjskich sekciarskich komunistów udających turbodemokratów i feministów (ich feminizm polega na wysyłaniu kiepsko przeszkolonych kobiet na front i biadoleniu, gdy w necie pojawiają się filmiki, na których dżihadyści je gwałcą, zabijają i profanują ich zwłoki). No cóż, typowy "obrońca syfilizacji" nie odróżniłby na ulicy Kurda od Turka czy Araba, a niezwykle emocjonalnie angażuje się w sprawę syryjskich Kurdów skłóconych z irackimi Kurdami...
Oczywiście warto obserwować obecnie Syrian Girl - dziewczyna przekonuje, że armia syryjska wcale nie uciekała przed HTS i nie została przez nich pokonana, bo "dostała rozkaz odwrotu" i "nie walczyła". Obecnie rzekomo zmierza ku Wzgórzom Golan, by "bronić kraj przed izraelską inwazją". No cóż, ci Australijczycy to szaleńcy :) Spodziewam się podobnych reakcji onucowców w komentarzach.
***
Ktoś się niedawno pytał: "Czy wygrywasz Fox?", odnosząc to do Ukrainy. Ja więc zapytam, jak tam trzydniowa specjalna operacja wojskowa? Zdobyli już Kijów czy nie? Doszli chociaż do Pokrowska?
Jedna z krewnych Putina pełniąca jeden z urzędów, nieopatrznie wygadała się przed kamerami, że zamówiono 48 tys. zestawów do identyfikacji zwłok żołnierzy poległych na Ukrainie. Tylu mają nierozpoznanych. Do tego trzeba dodać 82 tys. pochówków zidentyfikowanych przez Mediazonę, na podstawie nekrologów i artykułów z prasy lokalnej. A ile zwłok rosyjskich bojców gnije gdzieś na polach i bagnach? Szacunki BBC, na połowę listopada mówiące 120,5 tys. - 174 tys. zabitych rosyjskich żołnierzach (nie licząc milicji dawnych republik donieckiej i ługańskiej), można uznać za dosyć wiarygodne. Dodajmy do tego straty w sprzęcie - bardzo ostrożnie liczone, obejmujące m.in. ponad 11 tys. pojazdów opancerzonych, w tym 3601 czołgów.
I co Rassija osiągnęła za taką cenę? Było warto?
***
Stan wojenny w Korei Południowej był oczywiście czymś całkowicie tragikomicznym. Tamtejszy prezydent ogłosił go mając poparcie społeczne wynoszące zaledwie 17 proc. Stanu wojennego nie poparła nawet jego własna partia. Jeśli chciał przeprowadzić ten zamach stanu na poważnie, to powinien był wcześniej wydać rozkazy, by wojsko szczelnie otoczyło parlament, a deputowani z prochińskiej Partii Demokratycznej zostali aresztowani w nocy, w swoich mieszkaniach. Jak widać koreańscy wojskowi stracili wprawę w takich działaniach...
Z 13 prezydentów Korei Płd.: trzech usunięto w wyniku zamachu stanu, jednego zabito, jeden popełnił samobójstwo po procesie korupcyjnym po zakończeniu kadencji, jednego skazano na śmierć, trzech na wyroki wieloletniego więzienia, dwóch siedziało w więzieniu za reżimu wojskowego, jednemu grozi impeachment.
***
Serdecznie dziękuję wszystkim, którzy przyszli do mnie po podpis na książce na niedawnych Targach Książki Historycznej. To niesamowite jak wielu Was było! Siedziałem tam dwie godziny i jeszcze odchodząc do stolika, dawałem autografy. Dziękuję raz jeszcze i do zobaczenia za rok przy stanowisku Wydawnictwa Repliki z moją nową książką/książkami!
sobota, 16 lipca 2022
Hemoroidy Baćkoszenki
Ilustracja muzyczna: Nao Touyama - de Messiah - Yusha, Yamemasu ending 2
Pułkownik Igor Girkin vel Striełkow dołożył pokaźnej wielkości cegiełkę do klęski Rosji. Swoimi nieustannymi nawoływaniami, by przeprowadzić mobilizację i rzucić wszystkie siły na Ukrainę. Karzełek Putin postrzega bowiem Girkina oraz jemu podobnych jako opozycję wojskową i z ogromną podejrzliwością traktuje ich rady. W ostatnich miesiącach uznawał więc, że należy robić dokładnie odwrotnie niż oni radzą. Mobilizacji więc nie było. Tymczasem, według "Generała SWR", Putin dostawał raporty mówiące, że 15 lipca to ostatni możliwy moment na przeprowadzenie mobilizacji, która byłaby efektywna.
Wbrew obawom niektórych ludzi, Białoruś jak dotąd nie rzuciła swoich wojsk na Ukrainę. Zapewne dlatego, że sami białoruscy wojskowi się do tego nie palą. Oficerowie 5 Brygady Sił Specjalnych napisali do Baćki list, w którym, w buntowniczym stylu, sprzeciwili się ewentualnemu udziałowi ich kraju w wojnie.
Karzełek Putin planował podpisać układ o utworzeniu państwa związkowego Rosji i Białorusi z Federalną Ukrainą rządzoną przez Janukowicza. Janukowicz oczywiście podpisał wszystko, bez czytania. Baćka, według "Generała SWR", się wymówił. Powiedział Putinowi, że nie może przylecieć do Moskwy na ceremonię podpisania układu, bo ma... hemoroidy i nie nie może długo siedzieć.
Można się spodziewać, że po takim numerze odstawionym przez Baćkę (proto-Nawalnego), Rosja się odgryzie na Białorusi. Czy będzie to jednak jakaś zupełnie kretyńska akcja zorganizowana przez służby czy też Kreml wykorzysta realne atuty takie jak uzależnienie białoruskiej gospodarki od rosyjskich surowców energetycznych?
Jeśli zwróciliście uwagę na to jak Kazachstan ostatnio dystansuje się od Rosji, to powinniście wiedzieć, że ma ku temu poważne powody. W latach 2019-2021 Rosja ośmiokrotnie sugerowała bowiem Chinom, że trzeba wspólnie "porozmawiać o przyszłości Kazachstanu", czyli o jego rozbiorze. Chińczycy za każdym razem grzecznie przerywali dyskusję. Wiemy, że karzełek Putin dwukrotnie proponował rozbiór Ukrainy władzom w Warszawie - raz Tusskowi, drugi raz Sikorskiemu. Sami to przyznali. A co Putin proponował Merkel, gdy z nią rozmawiał? Którym państwem chciał się dzielić?
***
Prawicowa część netu ostatnio flekuje Wolskiego za komusze kretynizmy, które wygadywał o IPN. Koleś robił na mnie dotychczas kiepskie wrażenie, ale to tylko subiektywne odczucie. Zychowiczowi zdarza się jednak promować dziwnych ludzi. A sam oczywiście promował bardzo szkodliwą narrację. Pisał choćby, by oprzeć się w sojuszu na Niemcach lub Rosji. Historia realna jak widać niewiele go nauczyła.
***
Jednym z najbardziej szkodliwych mitów, z którymi mamy do czynienia jest mit o wszechmocy rosyjskich tajnych służb. Według sporej części prawicy, są one niezwyciężone, niezwykle finezyjne i bardzo profesjonalne. Oczywiście nie było w nich nigdy żadnych zachodnich szpiegów i dezerterów i nigdy nie angażowały się one w zupełnie idiotyczne operacje w stylu otrucia płka Skripala czy zamach w Verbaticach :)
Ta narracja przewiduje również, że rosyjskie służby odpowiedzialne są również za upadek rządu Johnsona, a nawet za ostatni wyciek dokumentów Ubera uderzający w Macrona. Oczywiście wszystko to jest oparte na rozkminach w stylu diagramów Tomasza Piątka. Skoro informacje o Partygate Johnsona pojawiły się w tabloidzie, to pewnie ten tabloid należy do rosyjskiego oligarchy...
No cóż, pierwsze informacje o Partygate pojawiły się w "Daily Mail", konserwatywnym, probrexitowym i nastawionym antyrosyjsko tabloidzie należącego do brytyjskiego wydawcy działającego na rynku od 1903 r. (Częściową własnością rosyjskiego oligarchy Aleksandra Lebiediewa - byłego funkcjonariusza KGB i SWR są lub do niedawna były natomiast: "Evening Standard" i "The Independent". Z Lebiediewem natomiast spotykał się bez doradców... Johnson w 2018 r. a jego synowi załatwił szlachectwo.) Przed rewelacjami o Partygate, dzielił się na łamach "Daily Mail" brudami o funkcjonowaniu Downing Street Dominic Cummings, były doradca Johnsona i jeden z architektów brexitu. Cummings poróżnił się z Johnsonem o politykę pandemiczną i zwrot partii w lewo. Ostro darł koty również z Carrie Symonds, dziewczyną a później żoną Borisa. Jeśli więc już szukamy spisku, to bardziej zasadne jest to, kto podsunął Borisowi Carrie...***
Zabójca premiera Abe twierdzi, że dokonując zamachu mścił się na Kościele Zjednoczeniowym pastora Chojeckiego Moona. Jego matka była związana z sektą, sprzedała dom i przekazała pieniądze sekciarzom, doprowadzając rodzinę do ruiny. Co jednak łączyło premiera Abe z ludźmi Moona, poza tym, że sporadycznie pojawiał się na imprezach organizowanych przez powiązane z nimi organizacje?
Nobosuke Kishi, dziadek Abe ze strony matki, premier w latach 1957-1960, a wcześniej minister w gabinecie Tojo i gospodarczy zarządca Mandżurii zwany "potworem ery Showa", był tym, który pomógł pod koniec lat 50-tych sekcie Moona w rozwoju w Japonii.
Sekta Moona była oczywiście bardzo blisko związana ze służbami specjalnymi, a szczególnie z południowokoreańskim wywiadem. Wielebny Moon, publicznie znany jako ostry antykomunista, jeździł do Korei Północnej i spotykał się z jej przywódcami. Coś w stylu historii ze świetnego koreańskiego filmu "Szpieg".
***
Wracając do kwestii rosyjskiej, przypomnijmy co prezydent Richard Nixon mówił na temat rosyjskiego postkomunizmu i Chin w 1993 r.:
From the Archives: RN on “Inside Washington” on March 30, 1992 discussing the future of Russia. pic.twitter.com/iHw0wVyW57
— Richard Nixon Foundation (@nixonfoundation) July 12, 2022
I na koniec: ezoteryczny nixonizm.
sobota, 21 lipca 2018
Dies Irae: Ambasador Bullitt
Ilustracja muzyczna: Captain America Theme (from Winter Soldier)
Opowieść o czasach, w których Kapitan Ameryka pracował dla Hydry...
Na jesieni 1939 r., po kapitulacji Warszawy, w podziemiach Pałacu Bruhla (siedziby polskiego MSZ) Niemcy odkryli część polskich archiwów dyplomatycznych. 80 tys. stron dokumentów, które z jakiegoś powodu (zaniedbania? sabotażu?) nie zostały ewakuowane. 80 tys. stron to stosunkowo niewielki zasób archiwalny jak na taką instytucję jak MSZ, ale jednak to znalezisko było dla Niemców ogromnym skarbem. Papiery te przejrzał zespół kierowany przez Hansa Adolfa von Moltkego, byłego ambasadora III Rzeszy w Warszawie. Wyselekcjonował on zaledwie 16 dokumentów, które opublikowano jako "Białą Księgę" w 1940 r. Władze Wielkiej Brytanii i USA nazwały ten zbiór "fałszywką", ale o prawdziwości opublikowanych papierów byli przekonani ich autorzy: ambasador RP w Londynie Edward Raczyński, były ambasador w Waszyngtonie Jerzy Potocki i były ambasador w Paryżu Juliusz Łukasiewicz. Adam Tooze w "Cenie zniszczenie" podaje, że dokumenty te stanowiły dla Hitlera ważny dowód na spisek pomiędzy Polską a USA mający na celu wywołanie wojny powstrzymującej niemieckie ambicje. Niestety ów niemiecki historyk ani razu w swojej monumentalnej pracy nie przytacza ani jednego fragmentu tych dokumentów - choć przecież wpłynęły one tak mocno na strategię Hitlera. Zdecydowana większość polskich historyków (z wyjątkiem Dariusza Baliszewskiego, który cytował ich fragmenty) udaje, że tych papierów nigdy nie było. A przecież zbiór ten - przynajmniej w wersji anglojęzycznej - jest dostępny do ściągnięcia w internecie. Co sprawiło, że te dokumenty okrywa "wrześniowa" mgła milczenia?
Czytając ten zbiór można na pierwszy rzut oka odnieść wrażenie, że jest on bardzo chaotyczny. Niemcy wyselekcjonowali tylko 16 dokumentów. Nie wiemy, czy jakieś o wiele bardziej rewelacyjne zostały gdzieś ukryte lub zniszczone. To co jednak zostało wybrane przez Niemców jest mieszanką rzeczy zmieniających nasze postrzeganie drugiej wojny światowej z drobnymi ciekawostkami. Do ciekawostek można zaliczyć choćby raport polskiego posła ze Sztokholmu Gustawa Potworowskiego o brytyjskich próbach z wiosny 1939 r. powstrzymania szwedzkiego eksportu rudy żelaza do Niemiec czy też notatkę nadesłaną przez wojewodę śląskiego Michała Grażyńskiego ze spotkania z jednym z czeskich potentatów przemysłowych. (Czech stwierdził w niej, że próba zbudowania państwa czeskiego przez grupkę intelektualistów okazała się nieudanym projektem i Czechy muszą wrócić tam gdzie ich miejsce, czyli do Rzeszy Niemieckiej!) Jest tam też bardzo ciekawy zapis rozmowy naszego attache wojskowego w Portugalii z szefem portugalskiego, salazarowskiego wywiadu wojskowego mówiącym, że "silna i zjednoczona Hiszpania będzie zawsze zagrożeniem dla Portugalii i dla tego choć powstrzymujemy tam komunizm, to popieramy separatyzm baskijski i kataloński" (!).
Do grona dokumentów zmieniających postrzeganie historii drugiej wojny światowej można zaliczyć notatki Potockiego i Łukasiewicza z rozmów z amerykańskim ambasadorem Williamem Bullittem oraz dokumenty dotyczące spotkań z innymi amerykańskimi dyplomatami. Bullit był w latach 1933-1936 pierwszym amerykańskim ambasadorem w Moskwie a w latach 1936-1940 ambasadorem w Paryżu. Był jednak kimś dużo ważniejszym niż ambasador - był prywatnym wysłannikiem Roosevelta w Europie. Wywodził się też z samego serca amerykańskiego establiszmentu. W Yale był członkiem Bractwa Zwoju i Klucza, brał udział w Paryskiej Konferencji Pokojowej w 1919 r., negocjował nawiązanie stosunków dyplomatycznych pomiędzy administracją Wilsona a bolszewikami, ożenił się z Louise Bryant, wdową po Johnie Reedzie, finansowanym przez Wall Street amerykańskim bolszewiku. Jako ambasador w Moskwie zasłynął z wyprawienia w 1935 r. niezwykle hucznego przyjęcia, na które zaproszono całą kremlowską śmietankę - od pisarza Bułhakowa po Kaganowicza, Bułganina Litwinowa i Woroszyłowa. ( Podczas tej imprezy Radek upił niedźwiedzia szampanem.) Jego kochanką w Moskwie była Olga Lepieszyńska, znana sowiecka tancerka baletowa polskiego pochodzenia a przy okazji kochanka niemieckiego ambasadora von der Schulenburga i żona gen. bezpieki Leonida Rajchmana. Mimo słabości do "czerwonych jaskółek" Bullitt zachował niezwykłą trzeźwość w ocenie systemu sowieckiego i w obecności Roosevelta nazywał Stalina "bandytą z Kaukazu". Wypadł z łask prezydenta, gdy ujawnił homoseksualny skandal z udziałem podsekretarza stanu Sumnera Wellsa( który miał słabość do kolejarzy). Po 1945 r. Bullitt był wojującym antykomunistą - być może dlatego, że taka była mądrość etapu, a być może dlatego, że zbyt dobrze znał Sowietów.
W grudniu 1938 r. na urlopie w USA Bullitt znalazł czas na rozmowę z Jerzym Potockim, byłym adiutantem Marszałka Piłsudskiego, byłym senatorem BBWR a od 1936 r. naszym ambasadorem w Waszyngtonie. Rozmowa dotyczyła przyszłej wojny. Bullitt zapowiadał "wiele niespodzianek" na pierwsze miesiące 1939 r. Mówił, że wojna potrwa sześć lat, zakończy się klęską Niemiec i wprowadzeniem komunizmu w Europie. Kilka miesięcy później Bullitt w innej rozmowie precyzuje, że Stany Zjednoczone włączą się do wojny po stronie Wielkiej Brytanii i Francji. Nie będą się czynnie angażować od początku, ale po pewnym czasie włączą się, by wojnę zakończyć. Wszystkie jego prognozy się spełniły. Bullitt cały czas powołując się na autorytet Roosevelta zapewniał, że USA są zdeterminowane, by przystąpić do wojny. O tym, że USA włączą się do wojny przeciwko Niemców zapewniał również naszego attache wojskowego w Lizbonie, tamtejszy amerykański attache morski, będący przyjacielem Roosevelta.
Hrabia Potocki w innej swojej depeszy z 1938 r. pisze o wielkich programach zbrojeniowych rozkręcanych przez administrację Roosevelta, propagandzie prowojennej (rozkręcanej według niego przez "kontrolowaną przez Żydów" prasę i Hollywood) oraz o tym, że wojna będzie dla Roosevelta sposobem na zakończenie kryzysu gospodarczego i uniknięcie w USA konfliktów społecznych. Potocki wskazuje m.in. na Bernarda Barucha jako jednego z architektów kampanii prowojennej w USA.
Flashback: Wrześniowa burza (tam linki do odcinków serii Wrześniowa Mgła)
W niemieckiej "Białej Księdze" znalazły się również notatki z rozmów Edwarda Raczyńskiego z Kennedym. Amerykański ambasador w Londynie deklarował w nich pomoc we wciąganiu Wielkiej Brytanii do sojuszu z Polską oraz załatwieniu dla Polski brytyjskiego kredytu zbrojeniowego. Mówił, że jego syn John F. Kennedy "ma dostęp do ucha prezydenta Roosevelta" i że podzieli się z nim oraz z amerykańską opinią publiczną swoimi wrażeniami z misji w Polsce. JFK odwiedził nasz kraj w lipcu 1939 r.
W depeszach Raczyńskiego jest też sporo o zamiarach brytyjskich elit wobec Rosji. Wskazują one na totalne nieprzygotowanie i niechęć rządu Chamberlaina do wiązania się z ZSRR. Ale pokazują również, że grupa Churchilla już wiosną 1939 r. bardzo silnie opowiadała się za aliansem ze Stalinem. To właśnie ta grupa, moim zdaniem, sabotowała wówczas brytyjską politykę wobec Polski.
Flashback: Pontifex - Wrześniowy biały dym
Jak pisałem: "Problem był w tym, że Wielka Brytania została zmuszona przez USA do wejścia do wojny, ale czuła się całkowicie do niej nieprzygotowana. Premier Neville Chamberlain zdołał przywrócić zdolność bojową RAF i w bardzo ograniczonym zakresie Royal Navy. Armia lądowa była jednak wyniszczona przez politykę oszczędności fiskalnych zaserwowaną jej przez Churchilla. Na lądzie Wielka Brytania musiała polegać na Francji. A francuski sojusznik nie chciał wchodzić do wojny, jeśli Niemcy nie będą związani na wschodzie - związani przez Rosjan. Francuzi uważali, że Niemcy to tacy nadludzie, że radę z nimi sobie dadzą jedynie mityczni rosyjscy nadludzie (syndrom 1812 roku?). Wielka Brytania i Francja próbowały się więc porozumieć z Sowietami. Sowieci zaś chcieli dwóch "korytarzy transportowych" przez Polskę - czyli faktycznej okupacji naszego kraju. Na to sanacyjne władze nie chciały się zgodzić. Dlatego powstał desperacki plan ich wymiany na rząd, który będzie potulny wobec Londynu, Paryża i Moskwy. Jeśli to się nie uda, należy Polsce pozwolić upaść. Tak by III Rzesza uzyskała wspólną granicę z ZSRR a Stalin mógł zdradziecko zaatakować Hitlera.
Część brytyjskich elit - w tym Churchill i Lloyd George - wręcz z entuzjazmem przyjęła agresję z 17 września 1939 r i już oczami wyobraźni widziała sowieckie czołgi pędzące na Berlin. Próby namowy Sowietów na "marsz wyzwoleńczy" trwały przez 1940 r. i pierwszą połowę 1941 r. Stalin konsekwentnie traktował jednak Churchilla z buta, bo po co się dogadywać z takimi przegrywami...
We wrześniu 1939 r. sprawa nie była jeszcze jednak całkiem przesądzona.
Za opisanym wyżej zdradzieckim scenariuszem opowiadała się jedynie część brytyjskich i francuskich elit. Nie całość. Moim zdaniem premier Chamberlain i część francuskich wojskowych myśleli, że sprawę można załatwić w 1939 r. - siłami Polaków i Francuzów zdusić w zarodku niemieckie niebezpieczeństwo. Takiego scenariusza zresztą obawiali się niemieccy generałowie."
Obecnie mówi się, że decyzja naszych władz o nie przystępowaniu do sojuszu z Hitlerem była szaleństwem. Dokumenty, które przytaczam wskazują jednak bardzo wyraźnie, że nasze władze miały pełną świadomość tego, że Niemcy są skazane w tej wojnie na przegraną. Przystąpienie USA do europejskiego konfliktu było od początku przesądzone a Rzesza nie miała najmniejszych szans w konfrontacji z tą potęgą i do tego z Wielką Brytanią i Francją. Niemieckie propozycje by wspólnie zaatakować ZSRR były więc traktowane przez nas jako totalna hucpa.
Napiszę to wyraźniej: w 1939 r. wyglądało na to, że Hitler nie ma szans, by podbić Europę. Można było go pokonać już we wrześniu 1939 r. wspólnymi siłami Polski i Francji. Ale problem w tym, że Francja z jakiegoś powodu uznała, że nie będzie bronić Polski a później, że nie będzie bronić siebie samej i da Niemcom wygrać. Francuzi, podobnie jak Czesi, uznali że niepodległość ich męczy i lepiej stać częścią Wielkiej Rzeszy. Czy sami na to wpadli, czy ktoś im to podpowiedział? To już niezgłębiona tajemnica historii...
***
A w następnym odcinku o prawdziwym Wilku z Wall Street i zarazem człowieku, który wypromował generała Eisenhowera.
Everybody clap your hands!
***
Ostatni szczyt w Helsinkach był oczywistą klęską wizerunkową Trumpa. Ale nie był on bynajmniej "drugą Jałtą" a mówienie, że był on zdradą mogącą doprowadzić do impeachmentu jest zwyczajnym pieprzeniem debili nie mających pojęcia o amerykańskiej polityce. (Skoro bowiem Trump dopuścił się zdrady spotykając się z Putinem, to czego dopuścili się Obama i Bush Jr. widując się wielokrotnie z tym samym rosyjskim przywódcą-karzełkiem? A co ze spotkaniami Reagana i Busha Sra z Gorbaczowem, Cartera, Forda i Nixona z Breżniewem, Eisenhowera i JFK z Chruszczowem czy też Roosevelta i Trumana ze Stalinem?) Oczywiście "zdradą" jest to, że Trump powiedział, że nie było rosyjskiej ingerencji w wybory i wkrótce potem z tych słów się wycofał. Ale przecież Trump przekonuje od dawna, że cała historia o rosyjskim spisku jest bzdurą - i ma w tym wiele racji. Nie wspomina się tego, że prezydent zgodził się, by zarzuty przeciwko 12 oficerom GRU oskarżonym o rzekome zhakowanie serwerów DNC i Podesty, zostały postawione tuż przed szczytem, tak by mógł bardziej przycisnąć Putina! Samo postawienie zarzutów nie musi zaś oznaczać ich prawdziwości. Nie wiemy na jakich dowodach się one opierają, ale jeśli na podobnych jak oskarżenia przeciwko grupce ruskich trolli robiących strony odwiedzane przez kilka tysięcy osób, to kiepsko to widzę. Agentka specjalna FBI Lisa Page, która spiskowała z agentem Strzokiem przeciwko Trumpowi przed wyborami, przyznała podczas przesłuchania w Kongresie, że jak na razie zarzuty dotyczące "russian collussion" są dęte a FBI nic konkretnego nie znalazła. Z przecieków wiadomo, że CIA w oskarżeniu dotyczącym rosyjskiej ingerencji w wybory opiera się na źródle osobowym bliskim Putinowi. W przypadku irackich broni masowego rażenia opierała się na podobnym źródle, którego słowa celowo przekręcała, by uzasadnić tezę. W 2016 r. Obama przyznawał, że rosyjskie próby ingerencji w wybory nie były skomplikowanym i zaawansowanym spiskiem. Trump twierdzi, że jeśli do takich prób doszło, to administracja Obamy na nie pozwalała. Zresztą po co Rosja miałaby przeszkadzać w wyborze Hillary, która mówiła swego czasu, że zależy jej na silnej Rosji?
Po szczycie Trump musiał jednak przyrzec lojalność amerykańskich tajnym służbom. Rosyjska propozycja umożliwienia amerykańskim prokuratorom przesłuchania 12 oskarżonych funkcjonariuszy GRU została odrzucona. W naszych i zagranicznych mediach mówi się, że po tej szopce Trump całkowicie stracił wiarygodność. 80 proc. sympatyków republikanów popiera jednak prezydenta w kwestii szczytu w Helsinkach. Sondaże wskazują również też, że tylko dla 1 proc. Amerykanów Rosja jest wiodącym problemem, z którym musi się zmierzyć ich kraj. Biorąc to pod uwagę, można uznać dotychczasową politykę Trumpa za o wiele bardziej antyrosyjską niż chciałby jego elektorat.
Po co więc była ta szopka w Helsinkach, poza tym, że Trump chciał sprawdzić czy Putin rzeczywiście jest karłem? Rezultatem ma być "bezpieczeństwo Izraela i nic poza tym". USA zgodziły się na to, by Rosja zajęła tereny Syrii przylegające do Wzgórz Golan. Assad zostanie, Syria zostanie podzielona, ale Rosja nie wpuści Irańczyków pod Wzgórza Golan. Czyli chodziło o ratowanie Netanjahu po tym jak spieprzył rozgrywkę w Syrii. Trump trochę przy tym nieświadomie pogrążył Putin mówiąc, że jest on "człowiekiem wierzącym w Izrael" i "wielkim fanem Bibiego". Oczywiście choć Putin nie przeżyłby, gdyby wpadł w czasie wojny w ręce Niemców, to jednak wydyma Izrael pozwalając Iranowi i Hezbollahowi umocnić się pod Kunejtrą. Netanjahu zaś nie ruszy palcem, bo strasznie się boi wojny z Irańczykami i Hezbollahem. IDF to już nie te same siły zbrojne co w 1973 czy 1982 r. Teraz ich problemem jest to, że żołnierki skarżą się na to, że nie mogą zdejmować do snu cyconoszy i ćwiczyć w krótkich spodenkach, bo haredim się gorszą...
Nie porównywałbym Helsinek z singapurskim szczytem z Kim Dżong Unem. Mało się o tym, mówi, ale w cieniu tego procesu odbywa się detente pomiędzy Koreą Południową i Koreą Północną. Cofnięto północnokoreańską artylerię znad granicy a ostatnie manewry w Korei Południowej odwołano głównie po sugestiach południowokoreańskich. Wielki biznes z Korei Południowej liczy na to, że sytuacja wróci do czasów Kim Dżong Illa, czyli do robienia wielkich biznesów z Północą. Amerykanie nadal jednak utrzymują sankcje a Kim Dżong Un wciąż jest na oficjalnej liście celów do likwidacji. Detente to więc proces stopniowy.
sobota, 9 września 2017
Prowokator Kim / Birmańska noblistka lepsza od Duterte?
Nie uważam się za wielkiego specjalistę w tym temacie, więc powiedziałem co wiedziałem :)
Cały wywiad można sobie przeczytać i odsłuchać na blogu Bogdana Zalewskiego.
Polecam również zapoznać z jego interesującym wpisem na ten temat?
Czy "wojenne okienko" zamknie się 11/12 września? O Korei Płn. ciężko teraz pisać, gdyż po kilku godzinach, to co napiszemy może się już zdezaktualizować. Czy Korea Płn. przetestuje więc uderzenie za pomocą EMP? (Były amerykański komandos twierdzi, że sceptycyzm, co do jej zdolności zniknie, gdy wysiądzie w USA sieć energetyczna.) Czy też może Amerykanie uderzą w Koreę Płn. za pomocą egzotycznej broni np. typu God Rods? Amerykanów może powstrzymywać tzw. mgła wojny, czyli brak wystarczających danych wywiadowczych, by zniszczyć wszystkie północnokoreańskie wyrzutnie rakietowe, silosy z WMD itp. w ramach pierwszego uderzenia. A co powstrzymuje Koreę Północną? Możemy wskazać to, co ją zachęca. Prezydent Korei Płd. Moon Jae-in wezwał Rosję, by odcięła dostawy paliwa dla Korei Płn. Rosja odrzuciła prośbę, od początku roku zwiększyła nawet te dostawy dwukrotnie i zapowiada, że jest gotowa zacieśniać współpracę gospodarczą z Koreą Północną. Współpracę gospodarczą czy dotowanie prowokatora z bronią jądrową?
Kryzys koreański wyraźnie jest na rękę Rosji, bo testuje nową amerykańską ekipę i odwraca uwagę od ewentualnych prowokacji na Białorusi związanych z magiczną datą 17 września.Dla Chin Korea Płn. jest jednak coraz większym obciążeniem. To dzięki niemu Amerykanie instalują w Korei Płd. baterie THAAD, Trump oferuje Korei Płd. i Japonii dostawy nowoczesnej broni, mówi się o konieczności budowy japońskiego programu rakietowego a nawet o budowie własnych bomb atomowych przez Koreę Płd. i Japonię. Stratedzy z Seulu myślą zaś o "pociskach Frankensteina", które będą miały tak ogromną siłę, by przebijać się przez wykute w grubej skale północnokoreańskie silosy. Pamiętajmy jednak, że chińska polityka wobec Korei Płn. uwzględnia nawet w większym stopniu interes Komunistycznej Partii Chin oraz poszczególnych jej frakcji niż interes państwa.
A sama Korea Płn. czym się kieruje? Ciekawe spojrzenie na panujące tam realia ma Suki Kim, amerykańska Koreanka, która uczyła w Pyongyangu w prestiżowej szkole dla elit (w której CIA i koreańskie sekty protestanckie zawsze próbują upchać swoich ludzi). Wskazuje ona, że wszelkie umowy z Koreą Północną nie mają żadnej wartości, bo to kraj, w którym kłamstwo stanowi samą istotę systemu. Tak więc młodzież z elit, z którą ona rozmawiała jest np. twierdzi, że na całym świecie dominuje język koreański. Jest o tym przekonana, czy odgrywa propagandową szopkę? Trudno odróżnić jedno od drugiego...
***
Donald Trump ponoć ostro zjebał generała Kelly'ego. Nie wiadomo za co, ale Kelly był zszokowany. Być może po bardzo ciepłym przyjęciu, jakie miał u ofiar huraganu Harvey, Trump odzyskał wiarę w siebie i zaczął walczyć ze swoimi kontrolerami. Ponoć dzwoni do Bannona, gdy gen. Kelly'ego nie ma w pobliżu. Zaskakująca umowa z Demokratami w celu uniknięcia tzw. klifu fiskalnego i technicznego bankructwa USA (do którego mógłby doprowadzić Paul Ryan, speaker Kongresu, swoimi gierkami), też może o tym świadczyć.
***
Wszyscy narzekają na rządzącą Mjanmą (Birmą) z tylnego siedzenia laureatkę Pokojowej Nagrody Nobla Aung San Suu Kyi. Bo wyrzyna muzułmanów Rohingya bardziej zaciekle niż to robiła wojskowa junta. Wszyscy są zszokowani, bo przez lata mówiono im, że Aung San Suu Kyi to krystalicznie czysta bojowniczka o prawa człowieka i demokrację, Do tego przecież kobieta i buddystka, a przecież kobiety i buddyści nigdy nic złego nie robili - tylko wpierdalali sałatki wegetariańskie i coś tam pieprzyli o duchowości :) No cóż, to zabawne,że różnego rodzaju feministki i feminiści ("nie jestem pedofilem, jestem feministą") snujący wizję pokojowego i wspaniałego świata miłości rządzonego przez kobiety sami często uważają Margaret Thatcher - kobietę, która rządziła mocarstwem - za istnego diabła wcielonego i teraz za takiego diabła zaczynają uważać birmańską noblistkę. Zabawne jest również to, że idioci z Zachodu postrzegający buddyzm przez pryzmat farmazonów sprzedawanych bogatym debilom z Hollywood, doznają dysonansu poznawczego dowiadując się, że buddyzm jest w Azji Południowo-Wschodniej religią bardzo wojowniczą, tworzącą "magiczne nacjonalizmy". I z tego typu nieporozumieniem kulturowym mamy do czynienia również w przypadku Aung San Suu Kyi. To polityk "kuta na cztery łapy". To zresztą u niej genetyczne. Jej ojciec, birmański bohater narodowy Aung Sang gładko przeszedł od kolaboracji z Japończykami do współpracy z aliantami zachodnimi a po drodze współzakładał również Birmańską Partię Komunistyczną. Dał się zabić juncie, to fakt. Ale jego córka się nie dała. Odstawiła podobną szopkę jak Dalajlama i stała się nietykalna. Przeczekała ponad trzy dekady i władza wpadła jej do rąk jak dojrzały owoc. Dogadała się z wojskowymi i bezpieką a jednocześnie zachowała poparcie swojej bazy. Wsadziła politycznych konkurentów do więzienia. Lawiruje między USA, Chinami, Indiami i Japonią. To polityk tej klasy co Duterte czy Erdogan. W sumie to jest od tych dwóch bardziej bezwzględna. Nie wiem, czy w mrocznej sztuce "magicznej, buddyjskiej polityki" osiągnęła już taki poziom jak Dalajlama, ale służą jej teraz ci kolesie do których strzelał John Rambo...
Zresztą, zachodnie media przedstawiają sytuację muzułmanów Rohingya tak jak by byli oni biednymi syryjskimi uchodźcami spotykającymi się z "nietolerancją". Tymczasem tam mamy konflikt religijno-etniczny trwający od dziesiątek lat. Konflikt, w którym Rohingya byli początkowo agresorami, ale jak dostali ostry wp....dol od junty wojskowej, to przekształcili się w biedną, prześladowaną mniejszość. Jak czytamy:
"Jeśli zbadamy ostatnie 150 lat historii Birmy, możemy zobaczyć, że pani Suu Kyi ma więcej racji niż myślą jej zagraniczni krytycy. W 1826 r., po wojnie angielsko-birmańskiej, Brytyjczycy anektowali Arakan (stan Rakhine), gdzie nadal mieszka wielu spośród 1,3 miliona Rohingjów w Birmie, i przyłączyli go do Indii brytyjskich. Zaczęli zachęcać mieszkańców Indii, głównie muzułmanów, by przenieśli się z Bengalu do Arakan jako tania siła robocza na wsi.
Przez cały XIX wiek kontynuowali to zachęcanie do migracji. W okręgu Akyab, stolicy Arakanu, według brytyjskich spisów powszechnych z lat 1872 i 1911, nastąpił wzrost populacji muzułmańskiej z 58 255 do 178 647, co jest potrojeniem w ciągu czterdziestu lat. Na początku XX wieku migranci z Bengalu nadal przybywali do Birmy w ilości ćwierć miliona rocznie. W szczytowym roku 1927 do Birmy przybyło 480 tysięcy ludzi, a Rangun w tym roku przewyższył Nowy York City jako największy port migracyjny świata. I wielu spośród tych migrantów było muzułmanami z Indii.
Buddyści birmańscy patrzyli bezradnie na przybycie tych setek tysięcy muzułmanów, ale nie mogli niczego zrobić przeciwko polityce swoich brytyjskich panów kolonialnych. Podczas II wojny światowej brytyjskie wycofanie się w obliczu inwazji japońskiej doprowadziło do próżni władzy i wybuchły wzbierające pod powierzchnią napięcia między społecznościami, z Masakrą Arakańską w 1942 r., kiedy Rohingjowie w stanie Rakhine (Arakan) zabili 50 tysięcy buddystów. Buddystom udało się zorganizować opór i niektórzy twierdzą, że zabili 40 tysięcy Rohingjów w rajdach odwetowych.
W maju 1946 r. przywódcy Rohingjów spotkali się z Mohammedem Ali Jinnahem, przywódcą muzułmańskim, który założył nowoczesny Pakistan, i poprosili go, by część stanu Rakhine została zaanektowana przez Wschodni Pakistan. Kiedy Jinnah odmówił wtrącania się w sprawy Birmy, założyli Partię Mudżahid w północnym Arakanie w 1947 r. Celem partii Mudżahid było początkowo stworzenie autonomicznego stanu muzułmańskiego w Arakanie.
Miejscowi mudżahedini – tak dumnie nazywali siebie wojownicy Rohingjów – walczyli z siłami rządowymi w próbie doprowadzenia do secesji półwyspu Mayu na północy stanu Takhine, zamieszkałego głównie przez Rohingjów, a po secesji od Birmy, mieli nadzieję, że terytorium zostanie zaanektowane przez Wschodni Pakistan (obecny Bangladesz). Tak więc walki między mniejszością Rohingja a państwem birmańskim nie są niczym nowym; trwa to z przerwami od 1947 r. Rewolta Rohingjów w końcu straciła impet pod koniec lat 1950 i na początku 1960. i wielu z nich poddało się siłom rządowym.
Muzułmańska insurekcja Rohingjów nie zniknęła jednak. Ożywiła się w latach 1970., co z kolei doprowadziło do zorganizowania przez rząd birmański w 1978 r. olbrzymiej akcji militarnej (Operacja Król Smok), która dokonała mudżahedinom wielkich szkód i przyniosła dziesięć lat stosunkowego spokoju. Rohingjowie powstali jednak znowu przeciwko państwu birmańskiemu i w latach 1990. „Organizacja Solidarności Rohingja” atakowała władze birmańskie w pobliżu granicy z Bangladeszem. Innymi słowy, ta insurekcja muzułmańskich Rohingjów trwa – rosnąc i malejąc – od ponad pół wieku.
To w tym kontekście należy patrzeć na obawy buddystów wobec muzułmańskiego przejęcia północnej Birmy i należy je traktować poważnie. Mnisi buddyjscy, którzy ostatnio rozpalali nastroje anty-Rohingja i wzywali do atakowania ich, nie zachowują się tak z powodu bezsensownej nikczemności; są świadomi całej tej historii. Nie chcą, by Rohingjowie otrzymali obywatelstwo, bo obawiają się – czego tak wielu poza Birmą nie rozumie – zalania przez muzułmanów, którzy mają wyższą stopę urodzeń niż “niewierni”.
Rozglądają się po świecie, widzą, że w Europie jest teraz 50 milionów muzułmanów i że wszędzie na świecie muzułmanie mają wyższą stopę urodzeń niż „niewierni”, i nie chcą, by to samo zdarzyło się w Birmie, którą uważają za ostatnią redutę buddyzmu.
Dla nich Rohingjowie nie są rdzenną ludnością Birmy, ale potomkami muzułmanów, którzy zaczęli przybywać z Bengalu Wschodniego w XIX wieku. Sama nazwa “Rohingja” weszła do powszechnego użycia zaledwie kilkadziesiąt lat temu. Dzisiaj dla mnichów buddyjskich w Birmie, którzy prowadzą kampanię przeciwko Rohingjom, Rohingjowie są tym samym ludem, który atakował buddystów w stanie Rakhine w 1942 r., zabijając 50 tysięcy ludzi. Są potomkami tych samych ludzi, którzy określali siebie wojownikami dżihadu (“mudżahedin”) i prowadzili pełen przemocy dżihad przeciwko władzom Birmy od 1948 i przez ponad dziesięć lat, by uczynić z Rakhine autonomiczny stanem pod panowaniem muzułmańskim, a potem przyłączyć go do Pakistanu.
Dla tych mnichów buddyjskich Rohingjowie są po prostu muzułmanami bengalskimi, którzy migrowali na południe do Birmy północnej i są jedynie lokalną gałęzią rozprzestrzenionej po całym świecie muzułmańskiej umma, która jest od stuleci w nieustannej wojnie przeciwko buddystom i buddyzmowi, a teraz znowu staje się bardziej agresywna i pełna przemocy na całym świecie.
Kiedy ci mnisi buddyjscy patrzą na sąsiednie Indie, pamiętają, że w XII wieku najeźdźcy muzułmańscy zburzyli buddyjskie pomniki i splądrowali klasztory, doprowadzając do upadku buddyzmu w tym kraju. Mnisi wiedzą także, że ostatnia duża grupa buddystów nadal pozostająca na subkontynencie, na wzgórzach Chittagong w Bangladeszu, jest zagrożona całkowitym zaniknięciem z powodu powtarzających się ataków muzułmańskich."
Aung San Suu Kyi jest więc bliżej do Andersa Breivika i Rodrigo Duterte niż do Angeli Merkel. Ciekawe co by było gdyby się obie przywódczynie zamieniły miejscami...
***
Wrześniowa Mgła przenika do mainstreamu, czego dowodem jest artykuł "Kto wepchnął Wielką Brytanię do wojny?" w ostatniej "Rzeczy o Historii". Jeszcze co nieco opiszę w tym temacie przy okazji serii Pontifex, do której znów wkrótce się zabiorę...