Ilustracja muzyczna: Hriste Boze (rock versija)
Alternatywnie: Seka Aleksic - Za ljubov mobilna
„Nigdy nie będę prowadził wojny przeciw Rosji. Uczynię
wszelkie ofiary, aby do niej nie dopuścić, bo wojna między
Austrią i Rosją zakończyłaby się obaleniem Romanowych lub
obaleniem Habsburgów czy nawet obaleniem obu dynastii"
arcyksiążę Franciszek Ferdynand
Arcyksiążę Franciszek Ferdynand, następca austriackiego tronu i jego morgantyczna małżonka Zofia Chotek von Hohenberg , zginęli bo mieli ogromnego pecha. Zamach na nich przeprowadzony został bowiem wyjątkowo partacko. Pierwszy z zamachowców Muhamed Mehmedbašić (zabity w 1943 r. przez ustaszy) nie potrafił rozpoznać celu jadącego odkrytym samochodem. Drugi Vaso Čubrilović (po II wojnie światowej minister rolnictwa w rządzie komunistycznej Jugosławii, zmarł w 1990 r.) stał obok policjanta i zabrakło mu odwagi, by strzelić. Trzeciemu zamachowcowi Nedeljko Čabrinovicowi "udało się rzucić w samochód arcyksięcia granat, który jednak Franciszek Ferdynand zdążył odrzucić z dachu auta. Granat wybuchł pod kołami następnego w kolumnie pojazdu, raniąc płk. Merizziego, hr. Boos-Waldecka i kilku widzów. Sam Čabrinović rzucił się do ucieczki, połykając przy okazji cyjanek. Trucizna nie zadziałała jednak z powodu swojej starości, a zamachowiec został ujęty na miejscu" gdy próbował się utopić w na wpół wyschniętej rzece (zmarł lub został zabity w 1916 r. w austriackim więzieniu).Arcyksiążę spokojnie pojechał do sarajewskiego ratusza. Po odbytej tam wizycie samochód z arcyksięciem wracał ulicą wzdłuż rzeki Miljacka, nagle jednak auto skręciło w jedną z przecznic, obok Mostu Łacińskiego przy kawiarni Schillera , zbaczając z trasy, gdyż "książę wraz z małżonką zamierzali odwiedzić rannego w wyniku eksplozji Ericha Merizzi, samochód z arcyksięciem, zwalniając na zakręcie, mijał kolejnego spiskowca, Trifko Grabeža, który nie chciał ryzykować postrzału postronnych osób.
Drugi ze znajdujących się przypadkowo przy drugim przejeździe arcyksięcia zamachowiec, Gawriło Princip, oddał strzały w kierunku pary arcyksiążęcej. Oboje zginęli". Dwóch schwytanych zamachowców zmarło w austriackim więzieniu w 1918 r. Wszyscy uczestnicy spisku, młodzi, serbscy nacjonaliści byli członkami bądź sympatykami tajnej organizacji Młoda Bośnia. Dzień zamachu został wybrany symbolicznie na 28 czerwca, czyli Vidovdan, rocznicę bitwy na Kosowym Polu. Czyli, grupa entuzjastów historii, która w ramach swojego hobby postanowiła "wyzwolić" Słowian Południowych spod "austriackiego jarzma", która wcześniej nie przeprowadziła żadnej większej akcji terrorystycznej. Taką właśnie bajeczkę nam sprzedają w szkolnych podręcznikach...
Tego, że arcyksiążę Franciszek Ferdynand zginął w zamachu nie jest w stanie nikt zaprzeczyć (mimo usilnych starań dra Laska :). To czyja ręka prowadziła zamachowców, jest już o wiele rzadziej wspominane. Młoda Bośnia była bowiem organizacją stworzoną i całkowicie kontrolowaną przez serbską tajną organizację Czarna Ręka. A czym była Czarna Ręka? Związkiem przestępczym wewnątrz serbskiego wywiadu wojskowego kierowanym przez ppłka Dragutina Dmitrijevica "Apisa".
To była mafijna, trzęsąca państwem, dokonująca zabójstw politycznych struktura Głębokiego Państwa podobna do miloszewiczowskiej Jedinicy czy też WSI. Jej przywódca ppłk Dmitrijević był w 1903 r. organizatorem morderstwa króla Serbii Aleksandra I Obrenovića i jego małżonki Dragi.
Nie spotkała go za to żadna kara a został nawet ogłoszony przez parlament "zbawcą Ojczyzny". To on faktycznie kierował serbskim wysiłkiem wojennych podczas dwóch wojen bałkańskich z lat 1912-1913. I to on zorganizował - wbrew woli serbskiego rządu - zamach w Sarajewie.
Premier Nikola Pašić dowiedział się o szykowanym zamachu od ministra edukacji Ljuby Jovanovića. 18 czerwca serbski rząd wysłał telegram do ambasadora Serbii w Wiedniu Jovana Jovanovića nakazujący mu ostrzec władze CK-monarchii przed szykowanym zamachem. Ostrzeżenie zostało dostarczone austrowęgierskiemu ministrowi skarbu Leonowi Bilińskiemu. Było jednak bardzo ogólne i nie wiadomo co się z nim stało dalej. Serbski rząd bał się podjąć bezpośrednich kroków przeciwko organizatorom zamachu, gdyż bał się, że spotka go to samo co króla Aleksandra. Pašić wiedział, że "Apis" i jego ludzie to bezwzględni mafiozi i drżał o swoje życie. Gdy w lipcu 1914 r. wiedeński rząd dostarczył Belgradowi ultimatum, Pašić zgodził się na spełnienie jego wszystkich punktów sprowadzających Serbię do roli wasala Wiednia, oprócz punktu 6-tego. Ta część ultimatum mówiła o udziale austriackich śledczych we wspólnym dochodzeniu w sprawie zamachu - czyli o czymś czego Polska zaniedbała przy okazji Smoleńska. Przyjęcie tego punktu uderzało jednak w "Czarną Rękę". Mając do wyboru groźbę wojny z Austro-Węgrami i groźbę odwetu wojskowych służb specjalnych, wybrał pierwszą opcję. Jak wielki musiał być jego strach przed tymi ludźmi...
Jak to się jednak stało, że grupa serbskich mafiozów zdecydowała się narazić swój kraj na wojnę i podpalić całą Europę? Jaki mieli w tym interes? Kto za nimi stał? Oddajmy głos Leszkowi Moczulskiemu:
"W maju 1914 r. pułkownik (Dmitrijevic - dop. Fox) , w tajemnicy przed własnym rządem, przedstawił pomysł zamachu na arcyksięcia rosyjskiemu attaché płk. Artamonowowi. Rosjanin sam nie był w stanie decydować; porozumiał się z przyjaciółmi ze sztabu generalnego w Petersburgu i po kilku dniach przekazał akceptację: „Działajcie, jeśli was zaatakują, nie zostawimy was samych". Dziś już wiemy, że nie były to czcze słowa. Nie wiadomo tylko, kto podjął decyzję. Kimkolwiek był, musiał mieć bliskie kontrakty z szefami partii prowojennej (jej czołową postacią był stryj cara – wielki książę Mikołaj) i działać na styku wojska i dyplomacji, bo tajną operację wkrótce zaczął obserwować wieloletni ambasador rosyjski w Belgradzie Nikołaj Hartwig. Jedno jest pewne: to decyzja petersburska, a dopiero potem celność strzałów Principa rozpoczęły ciąg wydarzeń, który doprowadził do światowej rzezi. Był to ciąg szczególny i rychło przekształcił się w lawinę. Przywódcy siedmiu państw, na ogół nie konsultując się ze sprzymierzeńcami ani nie negocjując z przeciwnikami, podejmowali nagłe decyzje pod wpływem szybko następujących po sobie wydarzeń. Jeśli policzymy realne sprzężenia zwrotne pomiędzy nimi, sprzężenia pomiędzy politykami a generałami, sprzężenia pomiędzy sprzężeniami, wreszcie sprzężenia pomiędzy rządami a społeczeństwami – naliczymy ich co najmniej 60. Proces stał się niekontrolowalny, nad wydarzeniami nikt nie był w stanie zapanować. (...)
Rosja została zaskoczona przez wojny bałkańskie lat 1912–1913, lecz od tego czasu ustawicznie powiększała swoje siły zbrojne i z początkiem lata 1914 r. miała 1,9 mln ludzi w szeregach. Utrzymanie takiej armii przerastało normalne możliwości państwa, jedyną metodą niedopuszczenia do redukcji była wojna – a teraz nadarzała się ku niej świetna okazja. W Niemczech z niepokojem obserwowano rozrost armii rosyjskiej i francuskiej (gdzie zaprowadzono 3-letni obowiązek służby). Jeśli wkrótce nie rozpoczniemy wojny – ostrzegali generałowie – Ententa uzyska druzgocącą przewagę. (...)
Przywódcy obu ekspansywnych mocarstw dążyli do sukcesu w pokojowej rywalizacji potencjałów wojennych – szefowie armii pragnęli przekształcić ją w starcie militarne. (...) W Berlinie gen. v. Moltke powtarza sentencje sprzed paru miesięcy: „Jesteśmy gotowi, im szybciej wojna wybuchnie, tym lepiej dla nas". 26 lipca zostaje przygotowane ultimatum do Belgii nieuczestniczącej w konflikcie. Kanclerz Bethmann-Hollweg, może najwybitniejszy spośród ówczesnych europejskich mężów stanu, nic o tym nie wie – i jest za słaby politycznie, aby powstrzymać wydarzenia. Następnego dnia na odprawie w sztabie generalnym w Petersburgu szef wydziału mobilizacyjnego w randze pułkownika powiadamia, że wybuch wojny jest już przesądzony – a choć formalne decyzje nie zostały ogłoszone, należy postępować tak, jakby zostały podjęte. Car jest bardziej ostrożny. Gdy minister gen. Suchomlinow żąda natychmiastowej mobilizacji, Mikołaj II godzi się jedynie na postawienie pod broń wojsk w czterech okręgach południowo-zachodnich. W Wiedniu tylko cesarz ma wątpliwości, lecz pozostaje bierny. 28 lipca zostaje ogłoszony manifest, sygnowany przez niego, lecz napisany przez ministrów Berchtolda i Bilińskiego: monarchia jest w stanie wojny z królestwem Serbii."
Tak jak przewidywał genialny polski geopolityk Władysław Studnicki, Rosja, po spektakularnej klęsce w wojnie z Japonią, miała zamkniętą drogę do ekspansji na Dalekim Wschodzie. Musiała wrócić więc na stary szlak agresji, zagrodzony jej po Kongresie Berlińskim w 1878 r. - Bałkany i Bliski Wschód. W 1908 r. Rosja sondowała Wiedeń, czy byłby skłonny poprzeć jej plany przejęcia tureckich cieśniń. W zamian, Austrio-Węgry miały mieć zielone światło na przejęcie Bośni. Plany Rosji pokrzyżowało ogłoszenie się carem przez bułgarskiego władcę - Austriacy uznali zamiary Petersburga za nieaktualne i anektowali Bośnię. W czasie wojen bałkańskich Rosja szukała okazji do wmieszania się w konflikt, który pozwoliłby jej przejąć część tureckiego terytorium. Miała m.in. rozpocząć ofensywę w obronie Serbii "skrzywdzonej" przez przyznanie Szkodry nowoutworzonemu państwu albańskiemu. Następna okazja powtórzyła się w 1914 r. - a sprowadził ją zamach w Sarajewie. Z planów ministra spraw zagranicznych Siergieja Sazonowa wynikało, że Rosja po krótkiej, zwycięskiej wojnie ma zdobyć hegemonię w Europie Środkowo-Wschodniej - kontrolę nad państwami satelickimi. Autonomiczna Polska ściśle związana z Rosją miała zostać przesunięta na Zachód - tereny Galicji Wschodniej aż do Nowego Sącza i Chełmszczyzna uznane zostały przez carat za "istinno ruskieje" - do Królestwa Polskiego miała zaś zostać przyłączona część późniejszych "Ziem Odzyskanych" z całą ich niemiecką ludnością równoważącą polski element w tym tworze (autonomia na którą tak liczył Dmowski, byłaby więc zdominowana przez Niemców). Rosja miała też podzielić się Imperium Osmańskim z Francją, Wielką Brytanią i Włochami.
Jak wiemy ta próba imperialnej ekspansji skończyła się Gorlicami, Gallipoli, dwiema rewolucjami, zagładą dynastii Romanowów i końcem carskiej Rosji. Plany z 1914 r. zostały zrealizowane (i to nie w pełni) dopiero w 1945 r. W czerwcu 1914 r. w Petersburgu jednak tego oczywiście nie wiedziano. Spodziewano się krótkiej zwycięskiej wojny. Podobnie sądzono w Berlinie, Wiedniu i Paryżu (gdzie pogrążeni w kretyniźmie generałowie spodziewali się, że ich archaiczne wojsko łatwo zmiecie siły kajzera i przebije się przez południowe Niemcy). Kajzer Wilhelm II obiecywał swoim żołnierzom: "Wrócicie do domów zanim na jesieni spadną liście z drzew!". W całej Europie chyba tylko dwóch ludzi spodziewało się długiej, wyniszczającej wojny: jednym z nich był Komendant Piłsudski, drugim stary brytyjski marszałek Horatio Kitchener. Może właśnie to powszechne przeświadczenie o tym, że nadchodząca wojna będzie krótka, łatwa i zwycięska sprawiło, że w Wiedniu zignorowano serbskie ostrzeżenia o nadchodzącym zamachu na arcyksięcia a trasę jego przejazdu przez Sarajewo drukowano w gazetach kilka dni wcześniej.
Być może dlatego pogrzeb następcy tronu przeprowadzono w skandaliczny sposób, odmawiając mu prawa do pochówku w wiedeńskiej Krypcie Kapucynów, komunikując zagranicznym monarchom, by nie uczestniczyli w uroczystościach i zakazując oficerom salutowania trumnie przewożonej specjalnym pociągiem. (Zawistny ochmistrz wiedeńskiego dworu, książę Alfred Montenouvo rozbawiony mówił, że był to "pogrzeb drugiej klasy dla niepalących") Pozbywano się arcyksiążęcej pary jak niepotrzebnych śmieci. Być może dlatego, że Franciszek Ferdynand sprzeciwiał się wojnie, do której dążyła niemal cała Europa?
Powyżej: tablica pamiątkowa w wiedeńskiej Krypcie Kapucynów poświęcona pierwszym ofiarom I wojny światowej - arcyksięciu Franciszkowi Ferdynandowi i jego małżonce.