Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Misc.. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Misc.. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 9 października 2018

Wrażenia z Gruzji i Azerbejdżanu

Moja wizyta na Kaukazie Południowym wyszła bardzo ciekawie. W sumie nie miała prawa wyjść inaczej. Tak ją "na gorąco" relacjonowałem na Fejsie:

"Funkcjonariuszka Straży Granicznej na Okęciu: - Pański paszport naprawdę wygląda co najmniej jak...
- Jak paszport handlarza bronią?
- (Uśmiech) Tak!"





"Baku - a przynajmniej jego centrum po prostu zachwyca. Jest tu tyle pięknych kamieniczek z czasów carskiego boomu naftowego, że HGW dostałaby pierdolca od samego patrzenia :) Niektórych z tych perełek nie powstydziłaby się Nicea. Tak mi się jakoś skojarzył bulwar nad Morzem Kaspijskim. Ładnie wygląda też tutaj architektura współczesna i... socrealistyczna. W centrum miasta widać naftową prosperity - sklepy drogich marek i klimatyczne kafejki. Kraj islamski, ale można się napić piwa. Panienki w chustach na głowach są tu rzadkością. Na skwerze fontann jest pomnik typowej mieszkanki Baku - z komórką w ręku i w bluzeczce odsłaniającej brzuch. Dziewczyny podobne do Turczynek oraz Iranek, ubierają się jednak lepiej od Rosjanek. Nadal nie rozumiem, co ksiądz Isakowicz ma do tych Azerów..."




"Baku, miasto Cezarego Baryki, było kiedyś miastem bajecznie bogatym. To widać choćby po fasadach budynków. Tu powstawały wielkie fortuny i tu Beria zdobył dowód na to, że komunizm nie działa. Beria widział jak po obaleniu komuny bakińskiej w 1918 r. odżył handel w mieście. Azerowie to typowy kaukaski naród handlowy. Cwani ludzie. Tak jak Baku mógłby pewnie wyglądać Iran, gdyby wprowadzono tam komunizm a potem naftowy kapitalizm. A ja się tu czuje jak Anthony Bourdain ( oczywiście nie mam zamiaru popełniać samobójstwa). Dałem się namówić na niezłe szaszłyki, które popisem miejscowym piwem."




"Dzisiaj zrobiłem sobie wypad za miasto do błotnych wulkanów i prehistorycznych petroglifów. Po drodze widziałem wielki terminal naftowy, w którym zaczyna się rurociąg Baku-Tbilisi-Ceyhan. Ś.p. Witold Michałowski mówił mi kiedyś: "Zobacz Heydar Aliew był generałem KGB, a ile zrobił, by kraj uniezależnić od Moskwy". Dzisiaj Azerbejdżan jest rządzony przez Ilhama Alijewa, syna Hejdara. Oznak kultu jednostki jest zadziwiająco mało ot jakiś zakład naftowy, czy centrum kultury nazwane imieniem Heydara Alijewa. Podobna sytuacja jak z kultem Marszałka w II RP. Lud docenia to, że pomimo utraty Karabachu Azerbejdżan ustawił się o wiele lepiej niż niemal wszystkie byłe republiki ZSRR. Czuć tutaj czasem u starych ludzi nostalgię za ZSRR, bo "wszystko było za darmo i Karabach był nasz". Wówczas (aż do 1987) też rządził Alijew... Muzeum Niepodległości w dawnym Muzeum Lenina jest natomiast zadziwiająco skromne. Choć np. jest tam wiele o pierwszej niepodległości Azerbejdżanu, zdławieniu przez Iran azerskiej autonomii w 1946 r. i wojnie o Karabach, to jednak niewiele wyjaśnień dla obcokrajowców. Brakuje tutaj rozmachu, typowego dla Alijewów. Ale można się dowiedzieć np. o masakrach jakie Ormianie urządzali w Baku w 1918. Starszy Azer opowiedział mi, że służył w w wojsku sowieckim z Ormianinem z Karabachu. I ten Ormianin mówił, że nie może zrozumieć Ormian z Erywania, bo oni mówią zupełnie innym dialektem..."



"Trzy ciekawostki o Baku:
1. Po mieście łazi sporo kotów. W knajpach na świeżym powietrzu możecie liczyć na ich wizyty. Jednego poczęstowałem kawałeczkiem jagnięciny z pieroga - zlizywał z niej śmietankę, aż miło. Nya Doktorze Targalski!
2. Oprócz "Przedwiośnia" i "Słowa o Hejdarze Alijewie" lekturą obowiązkową na odwiedziny tego miasta powinien być też "Wiatr od morza" Żeromskiego :) Tutaj po prostu często mocno wieje od morza.
3. Okolice za miastem miejscami wyglądają bardzo conanowsko. Zresztą ten region ma iście conanowską nazwę: Półwysep Apszeron. Kiedyś tu stały zoroastryjskie wieże, na których płonęły święte ognie..."








"W prometejskim Tbilisi, urokliwym górskim mieście, które ma kolejkę linową w samym centrum :) Już na samym wstępie miłe zaskoczenie. Taksiarz, który mnie wiózł z lotniska ucieszył się, gdy powiedziałem mu, że jestem Polakiem. " Uwielbiam Polskę! W armii sowieckiej stacjonowałem we Frankfurcie nad Odrą i miałem też okazję jeździć do Polski". Wspomniał o serialu Czterech Pancernych i Pies oraz o prezydencie Kaczyńskim. Byłem nieźle zaskoczony, gdy mi podarował 2 litry wina z działki ( będę musiał wypić na miejscu, by mi się w walizce nie rozlało). W parku koło Pałacu Prezydenckiego zagadnął do mnie sobowtór Stalina. "Jesteś z Polski? Lubię Polskę. W armii sowieckiej w 1984 r. stacjonowałem w Łowiczu". :) Mam hotel obok katedry Sameba. Dzisiaj prawosławne święto Podwyższenia Krzyża Świętego. Wpadłem do katedry przyjrzeć się architekturze, modlitwom i miejscowym panienkom."





"Knajpa na starówce w Tbilisi w pobliżu Meidanu. Dają muzykę na żywo w tradycyjnym, gruzińskim stylu. W zespole koleś i dwie panienki. Jedna z nich - o pięknym ciemnorudym kolorze włosów, dziewczyna w typie "girl next door" - naprawdę nieźle śpiewa. (Aż wyobraziłem sobie Berię słuchającego w latach 30-tych podobnej wokalistki w resortowym lokalu). Jedna młoda Gruzinka zaczęła spontanicznie tańczyć, kaukaski tradycyjny taniec. Rozpuściła włosy, kręciła biodrami i wykonywała takie "falowe" ruchy rękami. Naprawdę naturalnie i sexy jej to wyszło! Naród, który kocha swoją tradycję. Machistowski Kaukaz "

Natknąłem się na Turboormian (ilustracja muzyczna:  System of a Down - Aerials)

"Kaukaski węzeł coraz bardziej zapętlony. Wiózł mnie po Tbilisi stary ormiański taksiarz i przy okazji przedstawił ormiańską wersję historii, z wieloma ciekawymi szczegółami. " Gdy Lech Kaczyński zginął, gruzińska cerkiew nie chciała odprawić za niego panihidy. Bo był katolikiem, więc odmówili. Ormianie odprawili." Wielka i wspaniała katedra prawosławna Sameba powstała w miejscu zburzonej kilkusetletniej ormiańskiej cerkwi i cmentarza. Taksiarz pokazywał też domy, które przed rewolucją należały do bogatych Ormian. "Całe Baku zbudowali Ormianie, podobnie jak kawał Tbilisi". Zaskoczył mnie też mówiąc, że prezydent Gamsachurdia de facto wyrzucił z kraju wszystkich... Żydów. Ale cóż, na Kaukazie można się nasłuchać dużo o skomplikowanej historii regionu. Starszy Ormianin pokazał mi też polski kościół a tam oddał cześć obrazowi Jezusa Miłosiernego."

"Gruzin odpowiedział na ormiańską wersję historii: " Że niby Ormianie zbudowali wszystkie piękne kamieniczki w Tbilisi? A ch....! Gruzini też mieli pieniądze i stawiali takie domy. Gruzja w swojej historii nie miała większego wroga niż Armenia. Jest taka anegdota. Pytają się Ormianina, które miasto jest najpiękniejsze na świecie. Oczywiście Erywań. A ile minut będą lecieć rakiety z głowicami nuklearnymi z USA do Erywania. Ormianin na to: Tbilisi też piękne miasto" :) Tak się kochają narody Kaukazu."

"Miałem długą prometejską rozmowę z gruzińskim kierowcą: o Berii, Stalinie, Leninie, Układzie Warszawskim, płk Kuklińskim i Smoleńsku. Poleciłem mu m.in. "Jacka Stronga" i "Czerwoną Jaskółkę" :) Dla Gruzinów nie jest żadnym szokiem idea, że Beria był gruzińskim patriotą chcącym rozwalić ZSRR od środka. Niestety w Tbilisi nie ma pomnika Berii choć jest np. pomnik gen. Leselidze, który na polecenie Berii oddał Niemcom w 1942 r. kaukaskie przełęcze..."







"W Muzeum Stalina w Gori wystawa jeszcze z czasów sowieckich, ale przewodniczka uświadamia Ruskich o stalinowskich czystkach. Mówi, że za 5 minut spóźnienia w pracy można było dostać 10 lat łagru. Rosjanka jej odpowiada: Ale to wasza wersja! Ja mówię Rosjance: Nie, to oficjalne sowieckie prawo. Za kradzież trzech kłosów z pola w trakcie głodu też szło się do łagru. Wówczas jeden Rosjanin pyta się mnie: Wy z Polski? :) Przewodniczka dużo przemycała też o amerykańskiej technologii budującej przemysł ZSRR. Przyznała, że ludzie z Gori mówią, że prawdziwym ojcem Stalin był pop Koba Egnatoszwili. Warto więc odwiedzić to muzeum. Niestety pamiątek z Beria nie mają..."





"Dzisiaj kolejny dzień jak Anthony Bourdain. Wyprawiłem się do pięknego regionu Kacheti, gdzie odwiedziłem m.in. klasztor, w którym jest pochowana św. Nino (taka dziewczyna z ciemnymi włosami i intrygującym spojrzeniem, która wprowadziła chrześcijaństwo w Gruzji). Napiłem się wody ze źródełka świętej. W drodze powrotnej próbowałem miejscowego owczego sera i znakomitego chleba popijając to winem. Mój nowy gruziński przyjaciel zaprosił mnie do swojego domu z dużym ogrodem. Wspólnie piliśmy i ucztowaliśmy. Jutro zanosi się na ciąg dalszy..."





"Byłem w miejscowości Kaspi, gdzie ponoć mieszka matka Putina. Nie wiedziałem gdzie dokładnie mieszka, więc nie wpadłem do niej z szabasową chałką. : ) Byłem za to na uczcie u Gruzinów z okazji winnych plonów. Widziałem jak się tłoczy młode wino. A potem impreza z ogromną ilością rozmaitego jedzenia i wina. Gościnność Gruzinów nie zna granic!"

"Jeden z nowych gruzińskich znajomych okazał się zwiadystą, czyli fanem byłego prezydenta Zwiada Gamsachurdii. On był z Zugdidi - miasta tuż przy abchaskiej granicy. Opowiadał jaki terror robili bojówkarze Eduarda Szewardnadze - oddziały złożone z kryminalistów. Masowo mordowali miejscową ludność - uznając ją hurtowo za zwiadystów. Na boiskach zbierali miejscowych i kazali im grać w piłkę odciętymi głowami. Szewardnadze ma tu opinię rosyjskiego agenta, który doprowadził Gruzję do nędzy w latach 90. Gamsachurdia zginął na terenie gruzińskiej Abchazji, nie chciał opuścić kraju, choć Dżohar Dudajew mu proponował ratunek. Szewardnadze został obalony w czasie Rewolucji Róż przez Saakaszwilego. "Ludzie teraz nie doceniają tego co Saakaszwili zrobił. Przed nim nie było tych dróg, infrastruktury turystycznej, za jego czasów niemal zlikwidowano przestępczość". Od siebie dodam, że prof. Konstantin Gamsachurdia, ojciec Zwiada, był człowiekiem Berii, wyznaczonym przez niego na szefa proniemieckiego rządu Gruzji. Prometejska historia trwa cały czas..."



"Prometejski wątek w Zugdidi - jest tam pałac megrelskich książąt Dadiani. Jest w nim muzeum a w nim rzeczy osobiste Napoleona Bonaparte. Skąd tam one? Księżna Salome Dadiani poślubiła wnuka marszałka Joachima Murata! Bogdan Konstantynowicz - wiesz o co chodzi. Megrelia to rodzinny region Berii. A mnie do Zugdidi wiózł dzisiaj megrelski przyjaciel. Kiedy zjadłem bardzo ostrą, megrelska zupę powiedział mi: Ty teraz Megrel! "    

Bogdan Konstantynowicz odpowiedział mi na to: "Zalecam wieeelka ostroznosc! Znam wszystko... Dadiani - prosze wyszukac to slowo lub DADIAN na tej stronie i pozdrawiam !! I slowo MURAT - bedzie ciekawiej!  (...) ...Georgian nationalist, Prince Viktor Nakachidze, was convicted in late 1885 for participating in a nihilist bomb plot to kill the Tsar. Through his Mingrelian relatives, Prince Nakachidze had connections to Agrippina Japaridze, the wife of Constantine Petrovich, and to the Dadiani family - Salome, Niko and Andria Dadiani - the Georgian royal family then living in exile at Nice ... For his role in the bomb plot, Prince Victor Nakachidze was sentenced to death and sent to Siberia."

Przypominam, że zarówno Beria jak i Gamsachurdia byli Megrelami.

Po Zugdidi udałem się do Kutaisi. Stamtąd robiłem wypady w okolice miasta, m.in. do klasztorów Gelati ( z przepięknymi freskami) oraz do jaskini Prometeusza. 








"Król Dawid Budowniczy był wielkim człowiekiem. Miał 2,2 metra wzrostu i walczył 11-kg mieczem. Za jego czasów Armenia i Azerbejdżan płaciły trybut Gruzji. XII w. był dla Gruzinów złotym wiekiem a dowodem na to jest kompleks klasztorów Gelati pod Kutaisi. Są tam przepiękne freski. Obok klasztoru funkcjowała neoplatońska uczelnia, obserwatorium astronomiczne i pierwszy szpital w Gruzji (ach ten kler przeciwny nauce... : ). Król Dawid Budowniczy kazał się pochować w bramie klasztoru, tak by każdy deptał po jego grobie. Uznawał się za wielkiego grzesznika..." 

"W Jaskini Prometeusza (nazwa nadana w latach 20-tych...) jedna Rosjanka głośno się zastanawiała, czemu tą komnatę pieczary nazwano Komnatą Miłości. - Może to z tego powodu? - wskazała na sterczący stalagmit. Kucnęła przy nim i zaczęła sobie robić przy nim zdjęcia. Kutaisi - miasto, które z powodu nazwy może przyciągać nimfomanki. Miasto otoczone wilgotnymi jaskiniami..."



"Nie da się ukryć zasług Micheila Saakaszwilego dla rozwoju gruzińskiej infrastruktury turystycznej. Bez niego byłby tu syf w stylu Szewardnadzego. W samym Kutsisi : odbudowa katedry Bagrati, fontanna Kolchidy, budynek parlamentu. Iwaniszwili nie robi nic - tylko powiększa swój majątek a miejscowi narzekają na brak pracy. Gruzińska partia "ciepłej wody w kranie" zapewniła krajowi regres i prześladowanie politycznego oponenta. Do Gruzji przyjeżdża mnóstwo rosyjskich turystów. Im mowią rosyjscy pogranicznicy: Czemu chcecie jechać do Gruzji? Tam was napadną i zabiją. A Ruskim Gruzja się bardzo podoba i nie traktują jej jak wroga. Przestępczość jest tutaj śladowa. Nikt Ruskich nie napada. Czemu więc karzełek Putin- chujło uważa Gruzję za wroga? Po co mu ta Abchazja i Osetia? Ma w ch... własnego terytorium z wszelkimi bogactwami. Po prostu nie chce by Gruzja odniosła sukces społeczny i gospodarczy. Przykład Gruzji pokazywałby że inna Rosja jest możliwa..."







"W Batumi. Miasto przywitało mnie pięknym widokiem wieżowców nad morzem. Powiedziano mi, że "to wszystko zbudowali Amerykanie za Saakaszwilego". No zapewne też Turcy i parę projektów powstało już po Saakaszwilim, ale i tak można powiedzieć, że zaszła tu dobra zmiana po tym jak Saakaszwili przyłączył z powrotem Adżarię do Gruzji i odebrał władzę separatystycznemu prezydentowi Asłanowi Abszydze. Adżarowie mieli szczęście, że nie graniczą z Rosją tylko z Turcją. Dzięki temu uniknęli bardaku który Rosja zakonserwowała i pogłębiła w Abchazji i Osetii Płd. Na ulicach gruzińskich miast jest mnóstwo billboardów wyborczych Salome Zurabiszwili, kandydatki uznawanej za prorosyjską Jej zwolennicy w radiowych reklamach mówią, że chcą bliższych związków z Rosją, bo są ludźmi "rosyjskiej kultury". Kontrast między losem Abchazji i Adżarii jakoś niektórym nie daje do myślenia. Beria powinien wrócić z zaświatów i zająć się piątą kolumną..."

"Batumi - miasto wielkości Radomia, ale ma zakręcone wieżowce, ładne kamieniczki, świątynie różnych wiar i lotnisko, które nie zbankrutowało. :),Ma też ulicę Lecha i Marii Kaczyńskich. I ma mechaniczną rzeźbę nad morzem - Ali i Nino, symboliczno-robotycznych przytulających się kochanków. Ma też jeden z nielicznych zachowanych meczetów w Gruzji. Resztę rozwalił Beria - a prawosławnych, gruzińskich świątyń nie tykał, tylko chronił je jako zabytki. Polski kościół w Tbilisi też jakoś przetrwał..."

"W Muzeum Adżarii w Batumi kolejne prometejski akcenty. Wizerunek gen. Świętopełka-Mirskiego, który był tutaj gubernatorem wojskowym po wojnie 1878 r. a potem szefem MSW, który rozpoczął rewolucję 1905 r. W Batumi swoją prowokatorską robotę, m.in. wśród robotników zakładów Rotszylda (!) prowadził Stalin. W 1921 z Tbilisi przeniósł się gruziński rząd i prezydent Noe Żordania (krewny Nino Berii) i stąd poszli oni na emigrację"

"Byłem w bardzo oldschoolowym lokalu w Batumi (socjalistyczne pseudomarmury) i gadałem z nowym gruzińskim znajomym (mieszkającym kiedyś na Targówku : ) o polityce, kulturze, historii - m.in. o tym jak Adżaria wyglądała przed 2004 r. A obok siedziała para z Polski, którą poprosiliśmy o cyknięcie nam fotki. Byli zaskoczeni, że odezwaliśmy się do nich po polsku a ja że Polka odezwała się do nas po gruzińsku : )"

"Dzisiaj pięknie się wypogodziło w Batumi, więc wybrałem się do... ogrodu botanicznego. Nie, mają tam zioła z Kurdystanu, ale to miejsce z pięknymi widoczkami na morze i wieżowce Batumi. Później przeszedłem się nadmorskim bulwarem i wjechałem na 130 m Alphabet Tower - czyli wieżę jak w laboratorium Tesli, tyle że otoczoną spiralą liter gruzińskiego alfabetu. Pod pomnikiem Medei festyn wiejskiej turystyki - z lokalną żywnością. Tymczasem gdy przechodziłem koło jednej z knajp w pobliżu meczetu, kelner zagadał do mnie po turecku, określając mnie jako "effendi" : )"



"Naprawdę ciekawie wyszedł festyn turystyki wiejskiej w Batumi. Nie mam na myśli tylko regionalnego jedzenia i taniego piwa. Zaproszono całkiem niezłe zespoły ludowe. Jeden z nich składał się z dziadków, którzy żwawo tańczyli i grali na dudach i bębnach ( przekrój wiekowy: 60-90 lat). No ale też pokazy tańca dawały młode dziewczęta z długimi (doczepianymi?) warkoczami. Tradycyjne nakrycia głowy Gruzinów - takie spiczaste czapki - przypominały mi bardzo nakrycia głowy Scytów. Przyglądając się urodzie tutejszych dziewczyn można uznać, że część tutejszego DNA można znaleźć w Polsce.."



   

niedziela, 27 sierpnia 2017

Mongolia - relacja z wyprawy



Ktoś zauważył w komentarzu pod poprzednim wpisem, że muszę "niezłe gusła odprawiać na wyjazdach", bo moje wyprawy dziwnym trafem zbiegają się ze zgonami osób z nie lubianych przeze mnie opcji politycznych.... No cóż, śmierć Mao zbiegła się akurat z "ultrawymagającym", kilkudniowym rytuałem odprawionym przez Dalajlamę. W dniu śmierci przywódcy ChRL na Dharamsalę spadł deszcz a na niebie pojawiła się tęcza. Dalajlama przyglądał się jej z uśmiechem na ustach. Tak się akurat składa, że podczas wizyty w Mongolii odwiedzałem miejsca związane z lamaizmem, w tym miejsce mocy na skraju pustynii Gobi znane jako "Oczy Szambalii". Jak pisałem na Fejsie:










"Wróciłem z miejsca zwanego Oczami Szamballi - klasztoru Hamriin Hiid na skraju pustyni Gobi. To 8 godzin jazdy autem na południe od Ułanbaatar, za miastem Saishand. Dowiedziałem się o istnieniu tego miejsca zaledwie tydzień temu - od nowego rosyjskiego znajomego. Hamriin Hiid to ruiny starego klasztoru w miejscu mocy oraz nowy klasztor położony w pobliżu. Na bramie wejściowej do starego kompleksu klasztornego są namalowane przymrużone oczy. Legenda mówi, że Wtajemniczeni mogą przez nie zobaczyć Szamballę a Szamballa tego, kto się na nie patrzy. Jako człowiek, który pisał o Szamballi MUSIAŁEM tam pojechać i byłem bardzo podekscytowany, że tam dotarłem. Te oczy rzeczywiście robią niesamowite wrażenie. Nie widziałem fizycznie Szamballi, ale przez mój umysł przechodziły króciutkie przebłyski z jej wyobrażeniami. Cały kompleks wygląda klimatycznie. To plac otoczony białymi stupami, położony na wzgórzu. Wokół widać skalisto-piaszczyste pustkowie. Nad jedną z krawędzi wzgórza znajduje się podwyższenie z buddyjskim kopczykiem modlitewnym. Gdy tam byłem, na miejscu była też grupa mongolskich pielgrzymów. Udekorowali kopczyk niebieską flagą i pod kapliczką z Buddą zaintonowali religijną pieśń. Dziarsko nadawał im rytm jakiś dziadzio robiący za przewodnika. Śpiewał głośniej od całej grupy.Gdy skończyli, wzniosłem okrzyk po polsku: Chwała Szamballi!"






"Do Hamriin Hiid i z powrotem jechałem z miłym, starszym mongolskim kierowcą, który nie znał angielskiego ani rosyjskiego. A jakoś się dogadywaliśmy. :) Przejechaliśmy kawał "Kraju Bogów, ludzi i zwierząt". Niesamowite doświadczenie. Możesz przejechać 100 km jedną z głównych dróg i nie widzieć żadnego ludzkiego osiedla. Wszędzie tylko wzgórza pokryte zieloną trawą - jak w tapecie Windowsa :) A na tej trawie często pasą się zwierzęta. Szczególnie konie, które lubią sobie przebiegać przez jezdnię. Na południu widać czasem snujące się wielbłądy. Pustynia zaczyna się stopniowo - po prostu kępki traw stają się coraz rzadsze a piachu jest coraz więcej."











"Świątynia Chojin Lamy była główną państwową wyrocznią jeszcze w pierwszych latach... komunizmu. Zachowane tam rytualne maski robią wrażenie. Czaszki, demoniczne twarze, wizerunki buddyjskiego piekła, posąg Króla Szambalii dobijającego wroga, zwisające z sufitu zasłonki w kształcie skór zdartych z ludzi... Takiego buddyzmu niestety nie zobaczymy na Zachodzie. Muzeum Pamięci Ofiar Represji Komunistycznych niestety jest zamknięte, ale można obejrzeć z zewnątrz jego siedzibę - drewniany dom premiera Gendena, którego w 1937 r. Sowieci wywieźli wraz z całym rządem do Moskwy i rozstrzelali. Genden nie chciał wykonać rozkazu o czystkach. W muzeum narodowym bardzo ciekawa ekspozycja z dziwaczną narracją. "Komunizm wiele dał Mongolii, tylko nie wiadomo dlaczego ludziom się znudził". Obok munduru Czojbalsana i socrealistycznej sztuki przejmująca rzeźba dotycząca rzezi z 1937 r. Potem mamy ekspozycję poświęconą demokratycznej rewolucji z 1990 r. I znów mądrość etapu, bo demokracja i wolny rynek dobre a socjalizm zły. No cóż, przywódca rewolucji z 1990 r . Zorig był synem komunistycznego ministra i kształcił się w Moskwie. A cała rewolucja była odgórna. Ps. w Muzeum Narodowym jest gablota poświęcona Ungernowi. Choć jest on potępiony jako awanturnik, to prezentują tam jego but i łuski z miejsca ostatniej jego potyczki. Niczym relikwie."











"W 1944 r. znany pożyteczny idiota, wiceprezydent Henry Wallace chciał zobaczyć buddyjski klasztor w komunistycznej Mongolii. Wszystkie klasztory zamknięto w 1937 r., ale dla amerykańskiej szychy zrobiono wyjątek i ponownie otworzono Gandan, najważniejszy klasztor w Ułanbaator. Na pierwszy rzut oka miejsce to robi wrażenie zaniedbanego - zachwyt pojawia się dopiero w głównej świątyni, na widok ogromnego posągu Avalokiteśvary (?) i przejawów wielkiej dewocji mongolskiego ludu. Tutaj młode lasencje nabożnie obracają wałki modlitewne i biją czołem przed świętymi obrazami. Mnisi mruczą swe mantry i biją w instrumenty perkusyjne. Natomiast w pałacu Bogdo-gegena, dawnego teokratycznego władcy Mongolii, jest teraz ciut zakurzone muzeum pełne skarbów kultury. Moją uwagę zwróciły posągi Tary, żeńskiej bodhisatvy z obnażonym biustem (jak na oko, miseczka C) - widać buddyzm ma też takie oblicze. Obok buddyzmu czuć tu też jednak w powietrzu sowietyzm. Odwiedziłem Muzeum Dom Marszałka Żukowa. Oczywiście sporo tam propagandy, ale też ciekawe eksponaty - np. mongolski mundur paradny tego marszałka-rzeźnika. Zupełnie odjechane jest za to muzeum wojska mongolskiego. Niestety pilnowano mnie tam, bym nie robił zdjęć, więc musicie mi wierzyć na słowo, że obrazy przedstawiające podboje mongolskie i drugą wojnę światową są tam po prostu cymesem."







"Pięknie się prezentuje pomnik Dżingis-chana na schodach siedziby rządu mongolskiego. Taki mongolski Lincoln. Fajnie, że mu towarzyszą dwie potężne figury jeźdźców a na placu jest konny pomnik triumfującego Suchebatora. Wokół jednak budowle publiczne w sowieckim stylu z lat 40-tych, trochę wieżowców i buddyjski ogródek. Coś mało tego mitycznego turanizmu. Żadnych piramid z czaszek :) Przed pomnikiem Wodza Mongołów robią sobie kawaii focie dwie mongolskie dziewczyny w wieku studenckim. Turanizm może być przecież cool i sexy. W pobliżu pomnik Zoringa, zabitego przez miejscową ubecką mafię przywódcy protestów z 1990 r. A o rzut kamieniem od niego komunistyczny przywódca Cendebał rozparty na krześle. Jest tu również pomnik Predatora - turanizm da się łączyć z amerykańską popkulturą."












Silnie też są obecne w Mongolii sowieckie wpływy:
"Dzisiaj odwiedziłem górę Zaisan, z której widać dobrą panoramę Ułanbaator a na samym szczycie znajduje się surrealistyczny pomnik sowiecko-mongolskiego braterstwa broni. Są tam niesamowite, totalitarne murale. Jak się przejdziecie dalej po skałkach natraficie na kopczyk kamieni z buddyjskimi flagami modlitewnymi. Na miejscu brakowało tylko Sławomira Zakrzewskiego z transparentem "Koczownicy przestańcie szczuć na Rosję!" :))) A na dole pełen kapitalizm - knajpki dla turystów i dym z mongolskiego grilla zwiewany pod pomnik z czołgiem T-34. Zupełnie jak jakaś ofiara pokarmowa przed pogańskim bożkiem :) Później skoczyłem do muzeum dinozaurów z Gobi. Mała placówka, ale z unikalnymi zbiorami, m.in. tarbosaurus baatar, kuzynem t-rexa. Kawał historii od dinozaurów po Sowietów..."










"Wróciłem z parku narodowego Terej (to tam jest wielki pomnik konny Dżingis-chana). Ładne miejsce: skałki i zielone łąki na których się pasą "kunie, mućki, łowieczki i jaki". Niestety pogoda się popsuła, ale nic straconego, bo miałem okazję przenocować w ger, czyli mongolskim namiocie nazywanym u nas z tureckiego jurtą. Wielu Mongołów - nawet w Ułanbaator - wciąż tak pomieszkuje. Tyle, że w ger mają telewizory z płaskimi ekranami. Powiem, że taki nocleg był całkiem spoko. Piecyk węglowy na środku ger zapewniał przyjemne ciepło. Po 23 nagle słyszę pukanie do drzwi - młody Mongoł chciał po prostu porozmawiać sobie z cudzoziemcem. Rozmowę umililiśmy wódką Dżingis-chan. Mój nowy znajomy okazał się być szamanistą. Wyjaśnił, że okrągły kształt ger jest lepszy niż prostokątny kształt zachodniego mieszkania. Zła energia z zewnątrz gromadzi się w mieszkaniu w kątach, w ger wiruje i wypada na zewnątrz. Mongolscy i syberyjscy szamani posiadali setki lat temu wiedzę o dziedziczeniu chorób, którą zachodnia medycyna zaczęła zgłębiać o wiele później. Co ciekawe szamaniści narzekają na oficjalny buddyzm i jego wpływy kulturowe."

Mongolia jest również ciekawym krajem dla miłośników... znaczków i łamigłówek:





"Międzynarodowe Muzeum Intelektualne w Ułanbaator to placówka niezwykła. Pokazywane są w nim łamigłówki i gry. Niektórymi możecie się pobawić. Tak się akurat składa, że Mongołowie mają bogatą tradycję tworzenia łamigłówek. Muzeum założył artysta-geniusz, który m.in. tworzy niezwykle ozdobne szachy. Można tam zobaczyć m.in. ogromną szachownicę, na której figurami są mongolscy wojownicy, wozy z jurtami i siedzący na tronie Dżingis-chan. Specjalnością tego artysty są również składane drewniane figurki łamigłówki. Koleś był cholernie kreatywny..."






"Mongolia to raj dla filatelistów! Mogą się tutaj nieźle obłowić. Tutejsze znaczki pocztowe są po prostu piękne! Wiele z nich można obejrzeć w muzeum na poczcie głównej w Ułaanbaatar. Zaczyna się od znaczków z lat 20. z rewolucjonistami i Leninem. Potem jest Czojbalsan, a w latach 50. zaczyna się odwilż i następuje eksplozja kreatywności twórców znaczków. Czego tam nie ma: buddyjskie maski, ludowe stroje, przyroda, kosmonauci... W latach 90. kolejna eksplozja talentu: motywy historyczne, buddyjskie, pop kulturowe... Są znaczki z bohaterami Marvela, Elvisem i Janem Pawłem II. Są znaczki ze złotej folii, są znaczki z jedwabiu, holograficzne i "Mandala Pokoju" - największy znaczek świata. Specjaliści mówią, że lepsze znaczki miała tylko Republika Tuwy - ale ona została niestety wcielona do ZSRR w 1944 r."

I na koniec jeszcze spostrzeżenie muzyczne: mongolski gangsta rap wygląda niesamowicie. Poniższy kawałek to OST do jakiegoś ichniego filmu policyjno-gangsterskiego, który wygląda bardzo klimatycznie. Gdyby mongolscy gangsta spotkali w ciemnej uliczce czarnych gangsta z LA, to jak myślicie, jakby się to skończyło? Po ilu sekundach potomkowie wojowników Dżingis-chana rozsmarowaliby Afroamerykanów po chodniku?