wtorek, 5 sierpnia 2014

Mój wywiad dla Neoconsrevolt - "Bękart Wieczorkiewicza"



Łukasz Czajka, filozof i autor ciekawego bloga Neoconsrevolt przeprowadził ze mną wywiad zatytułowany "Bękart Wieczorkiewicza" (nawiązanie do "Bękartów Wojny" Tarantino :). Możecie się z nim zapoznać tutaj. Gorąco zachęcam do lektury! Rozmawiamy tam o historycznym rewizjonizmie (w kontekście twórczości mojej, Piotra Zychowicza i Ziemniaka), moich przygodach z filozofią, antycznych astronautach, neokonserwatyzmie, mangowej rewolucji w polskiej polityce, znaczeniu orientalnych inspiracji dla odrodzenia kultury Zachodu a także o mojej książce "Vril. Pułkownik Dowbor", do której zakupu gorąco zachęcam. Złotówka z każdego sprzedanego egzemplarza idzie na kocie uszka dla ładnych dziewcząt! :)



sobota, 2 sierpnia 2014

Największe sekrety: Sierpniowy pył

Ilustracja muzyczna: Laibach - Warszawskie dzieci


"Wiele kwiatów zadeptano,
Nikt nie będzie ich wspominał.
Krwi spragnionych ptaków stado
Czeka, by rozłożyć skrzydła.
Bóg nikogo nie ocali.
Nic nie dadzą nam modlitwy.
Tylko własną wolą walki
Zdołasz zmienić przebieg bitwy!
Strach zamroził bydłu w żyłach krew.
Będzie gnić w swoim śnie w trosce o własny chlew.
Daj im w zagrodzie chwalić "swobodę".
Wypuść na wolność bestie!
Opuść zagrodę i odwróć role.
Całą nienawiść przelej w pięści.
Ruszaj na wroga, czas zapolować.
Daj im dziś poznać smak ZEMSTY!"


Jarosław Marek Rymkiewicz, "Wola Walki"


Kiedyś, po lekturze Władysława Poboga-Malinowskiego i Józefa Mackiewicza, jednoznacznie uznawałem decyzję o rozpoczęciu Powstania Warszawskiego za głupotę służącą sowieckim celom. Teraz uważam, że sprawa jest o wiele bardziej niejednoznaczna niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. Dzielę się więc z Wami, Szanowni Czytelnicy, moimi rewizjonistycznymi przemyśleniami na ten temat.




Decyzja o włączeniu Warszawy do operacji "Burza" na pierwszy rzut oka powinna skutkować sądem wojskowym dla jej autorów. Wszak złamano wyraźne rozkazy i wytyczne Naczelnego Wodza gen. Kazimierza Sosnkowskiego (co prawda niektórzy obwiniają gen. Sosnkowskiego za wybuch Powstania twierdząc, że nie wydał on rozkazu kategorycznie zakazującego rozpoczęcia takiej akcji 1 VIII 1944 r. Problem jednak w tym, że wcześniejsze depesze wysyłane przez Naczelnego Wodza z Londynu do kraju wyraźnie mówiły o wygaszeniu "Burzy". Można było się z nich łatwo wyczytać, że akcja powstańcza jest niewskazana. Powstanie popsuło plany gen. Sosnkowskiego i gen. Andersa - projekt nowego kryzysu przysięgowego.). Złamano też wytyczne poprzedniego dowódcy AK gen. Roweckiego, wybitnego specjalisty od walk w mieście. Co więcej postąpiono wbrew poprzednim planom "Burzy". Jeszcze kilka tygodni przed Powstaniem wysyłano z Warszawy ludzi i broń na Wschód. Decyzja o wybuchu zapadła niemal w ostatniej chwili, w okolicznościach mocno chaotycznych (o czym świadczy choćby, to że atak miał zacząć się o 17.00 a nie w nocy, jak wcześniej zamierzano). Co spowodowało tak wielki pośpiech?




Kiedyś myślałem, że było to sprawką grupy oficerów z Londynu i Warszawy politycznie związanych ze Stronnictwem Ludowym: płka Tatara (agenta NKWD), gen. Kopańskiego etc., którzy zdołali narzucić swoją wolę chwiejnemu sympatykowi endecji gen. "Borowi" Komorowskiemu. Powstanie miało być skoordynowane z wizytą premiera Mikołajczyka w Moskwie i być argumentem politycznym w uczciwym porozumieniu z Sowietami. Jak jednak wytłumaczyć to, że na taką akcję zgodzili się oficerowie nie związani z ludowcami? Czemu tacy doświadczeni i zasłużeni oficerowie jak gen. Pełczyński (były szef sanacyjnego Oddziału II SG), gen. Leopold Okulicki, gen "Monter" Chruściel  tak chętnie zgodzili się na wybuch walk w Warszawie? Czemu tylko płk Bokszczanin głośno się sprzeciwiał tej decyzji? Czemu tylko on z tej grupy krytykował ją po fakcie? Prawda jest w jakichś dziwny sposób zaciemniona. Relacje gen. "Montera" są absurdalne, gen. "Bora" mocno wygładzone a gen. Okulicki, z oczywistych przyczyn nie mógł zabrać głosu. Mówili za nich historycy pracujący na strzępkach informacji, często historycy ubeccy (jak np. Jan Kanty Matłachowski). Co się naprawdę stało na przełomie lipca i sierpnia 1944 r. w Warszawie?



Być może pewną wskazówką będą zdarzenia, do których doszło wówczas na dalekiej północy. W czerwcu 1944 r. sowieckie wojska w ramach operacji wyborsko-pietrozawodzkiej  rzucają wielkie siły na fińską obronę. Dążą do przebicia się do Zatoki Botnickiej. Dochodzi do potężnych bombardowań Helsinek i epickich pojedynków fińskich, postsowieckich czołgów T-26 z sowieckimi T34/85 oraz IS1. Sowietom udaje się przełamać fińską obronę, ale w połowie lipca ofensywa nagle traci impakt a walki zamierają. Zaczynają się zaś pokojowe sondaże. Stalin nagle każe przerzucać wojska nad Wisłę. Coś mu kazało odpuścić sobie front na północy i zdobycie Finlandii. (Co prawda odbiera jej port w Petsamo i Karelię, narzuca wielkie reparacje i kontrolę nad jej polityką zagraniczną, ale ostatecznie nie wysyła czołgów do Helsinek.) Pytanie: co? Rosyjski historyk Mark Sołonin wskazuje, że była to wiedza o nadchodzącym zamachu z 20 lipca. Groźba zabójstwa Hitlera (Beria mówił wcześniej płkowi Sudopłatowowi: Będziemy aniołem stróżem Hitlera.), zmiany władzy w III Rzeszy, pokoju z Zachodem i zatrzymania się frontu na Wiśle, albo nawet na Bugu, były dla Stalina koszmarem. Oznaczałoby to dla niego przegraną wojnę. Warto zadać więc pytanie: czy i jak nasze podziemie przygotowywało się na taki rozwój wydarzeń?



Dr Dariusz Baliszewski wspominał: "wezwał mnie jeden z największych polskich dziejopisów, by zapytać – wskazując dwie piętrzące się na biurku sterty dokumentów – czy nie zechciałbym zająć się pewnymi sprawami. Pierwsza to niemieckie dossier ministra Józefa Becka i zapis jego rozmów z Niemcami w Rumunii w latach internowania na temat ewentualności utworzenia proniemieckiego rządu w Warszawie. Druga to stenogramy rozmów z Niemcami w Falenicy, prowadzonych przez gen. Tadeusza Bora-Komorowskiego i oficerów KG AK przed powstaniem warszawskim. Profesor stwierdził, że te dokumenty ma wielu historyków. – Dlaczego więc nikt tego nie ujawnia? – spytałem. – Bo celowe byłoby, aby ujawnił to ktoś nieobawiający się skandalu. A wtedy nam będzie łatwiej publicznie zająć się tą sprawą – powiedział profesor. Odmówiłem."

Tajne rozmowy w Falenicy, do których doszło w lipcu 1944 r. Oficjalna historiografia niewiele na ten temat mówi (jeśli jestem w błędzie, to proszę mnie z niego wyprowadzić). Ta opowieść przebija się jednak od czasu do czasu na światło dzienne. I tak Waldemar Łysiak ("Nadejdzie dzień, gdy przewyższę Boga!") pisze:

"Szef niemieckiego kontrwywiadu na Litwie, major Christiansen, spotkał się w Wilnie (luty 1944) z dowódcą tamtejszego zgrupowania AK, podpułkownikiem „Wilkiem"– Krzyżanowskim. Było z kim rozmawiać, bo Krzyżanowski miał pięć i pół tysiąca partyzantów. Christiansen tłumaczył mu, że gdy odejdą Niemcy, Polska zostanie zgwałcona przez Sowietów, więc lepiej do spółki stawić tamę „czerwonej zarazie". Niemcy dadzą Polakom nowoczesna broń, etc. W podwarszawskiej willi esesman Paul Fuchs identycznie przekonywał komendanta głównego Armi Krajowej. „Bór"– Komorowski odmówił, kuszenie sie nie udało"

W innym miejscu Łysiak pisze o tej tajnej wymianie, przywodzącej na myśl film "Czarna księga": "Bardzo interesujące kontakty między Armią Krajową i Abwehrą podczas okupacji hitlerowskiej—z natury rzeczy nie królują w oficjalnej historiografii (u nas głównie patriotycznej tudzież martyrologicznej), ino w szeptankach, plotkach i tzw. „historii mówionej". Ile jest prawdy w uporczywych pogłoskach o tym, że na wytwornych warszawskich „parties" dla przyjaciół, które organizowała niejaka madame Mieszkowska, bywali (równocześnie) wyżsi oficerowie niemieccy i akowscy, m.in. gen. Tadeusz „Bór"–Komorowski (następca „Grota"), dowódca Armii Krajowej? (...) Notabene: szefowie „Stożka" — adwokat Myśliński i jego zastępca „Günther"–Gitterman— nie raz prowadzili z Gestapo handel wymienny dla ratowania aresztowanych członków Armii Krajowej. Myśliński toczył rozmowy polityczne z SS–Hauptsturmführerem Spilkerem; kapitan „Mocarz"–Kozubowski, szef Kontrwywiadu Okręgu Warszawskiego AK, dialogował z SS–Hauptscharführerem Müllerem (Referat IV N Gestapo, tzw. „konfidencki"); Gitterman dostarczał informacje SS–Scharführerowi Steigerowi (łodzianinowi, byłemu podchorążemu Wojska Polskiego!), itd., itp. Część tych „rozmówców" Armia Krajowa odstrzeliła w roku 1945, bo Delegatura bała się, że mogą ujawnić triumfującej „władzy ludowej" tajniki kontaktów roboczych między AK i Abwehrą lub Gestapo."



Tajne kanały kontaktowe pomiędzy służbami naszego podziemia a służbami niemieckimi istniały więc bardzo długo i odbywało się pomimo barbarzyńskich niemieckich represji i odwetowego odstrzeliwania przez polskie podziemie ludzi z tajnych służb III Rzeszy. Nie trudno sobie więc wyobrazić, że mogło dojść do sondowania władz AK przez tajne służby na wypadek planowanego zamachu stanu w Wilczym Szańcu i Berlinie, pokoju separastycznego z Zachodem i powstania nowej sytuacji na froncie wschodnim. Oficerska, konserwatywna konspiracja antyhitlerowska była wszak powiązana z Abwehrą i przy tym... bardzo mocno zinfiltrowana przez ludzi Himmlera i Millera. Reichsfuehrer planował pozbyć się Fuehrera już w listopadzie 1939 r. (zamach Georga Elsera), więc przymykał oczy na plany spiskowców - oni mieli być dla niego tym, czym wałęsowska Solidarność w 1989 r. dla gejn. Kiszczaka. ("Gestapo" Miller reprezentował zaś frakcję prosowiecką i dzięki jego agenturze w spisku, Stalin prawdopodobnie wiedział o szykowanym zamachu). Zamach stanu 20 lipca zakończył się, co prawda klęską - dlatego, że konserwatywni spiskowcy byli w większości jełopami - ale doprowadził do przyspieszenia działań w Warszawie. Jak zauważa prof. Siemaszko, w ostatnim "Historia. Do Rzeczy", to właśnie po nim gwałtownie przyspiesza proces decyzyjny prowadzący do wybuchu Powstania. Dlaczego?



Stawiam tezę, że Niemcy dali "Borowi"  podczas negocjacji do zrozumienia, że mogą doprowadzić do dekapitacji i paraliżu podziemia. W lipcu wzrosła liczba wsyp - wpadały duże magazyny broni. To było ostrzeżenie. Jak wskazuje prof. Witold Kieżun, uczestnik Powstania Warszawskiego: "Punktem wyjścia zbrojnej walki z niezwykle okrutnym niemieckim okupantem, który już w przeddzień Powstania, pod koniec lipca 1944 roku, miał na swoim sumieniu miliony zamordowanych polskich obywateli: Polaków i Żydów, wzbudzając w ten sposób, trudną do zrozumienia dla współczesnego pokolenia, nienawiść i chęć odwetu, był 27 lipca 1944 roku. Gubernator „dystryktu warszawskiego” Ludwig Fischer wydał rozkaz nakazujący zgłoszenie się 100 tysięcy warszawiaków następnego dnia do budowy fortyfikacji fortecy Warszawa (Festung Warschau) przed atakiem nadchodzącej Armii Czerwonej. Wiemy już z 5-letniego doświadczenia, że niewykonanie niemieckiego rozkazu grozi dwoma możliwościami kary: kara natychmiastowej śmierci albo przesuniętej w czasie w obozie koncentracyjnym. Tymczasem po raz pierwszy w historii II wojny światowej obywatele okupowanego przez Niemcy kraju zbojkotowali ten wojenny rozkaz, zgłosiło się tylko 30-40 osób. Zbiorowy bunt, największy w historii świata, miliona warszawiaków, bo przecież ta decyzja została podjęta przez wszystkie polskie, warszawskie rodziny, był właściwym początkiem Powstania. (...) Sytuacja staje się jednak coraz bardziej tragiczna, wiemy już w Warszawie, jak wygląda walka miasta ogłoszonego przez Niemców jako forteca, bo znamy doświadczenia Mińska Litewskiego. Całą ludność wysiedlono, a miasto bronione do „ostatniego żołnierza” zostało gruntownie zniszczone. Powojenne dane obrazują dokładnie ten efekt: 40 proc. ewakuowanych mieszkańców zginęło, a Mińsk został zniszczony w 92 procentach.30 lipca zostaje wydany tajny niemiecki rozkaz dla cywilnej ludności niemieckiej w Warszawie przygotowania się do ewakuacji 2 sierpnia. Jednocześnie nadawane są stałe polskie komunikaty Radia Moskwa stwierdzające, że już lada chwila Armia Czerwona wkroczy na Pragę, i wzywające do natychmiastowej walki w centrum Warszawy. Własne dane potwierdzają te informacje, istotnie na przedmieściu Pragi ukazały się czołgi sowieckie. Nie można już dłużej ryzykować, grozi nam po ewakuacji cywilnej ludności niemieckiej wykonanie kary śmierci na 100 tysiącach warszawiaków metodą później zastosowaną na Woli: otaczanie dzielnicy posterunkami z bronią maszynową, wyciąganie ludzi z mieszkań i natychmiastowe rozstrzeliwanie na ulicy. W ten sposób zlikwidowano by również całą bezbronną warszawską Armię Krajową. Dalsza oczywista decyzja to pełna ewakuacja całej polskiej ludności i obrona Warszawy (wówczas już silnie zaatakowanej przez Armię Czerwoną) jako twierdzy, a więc do „ostatniego żołnierza”. Decyzja naszej walki zbrojnej stała się więc koniecznością."





Nieco o motywacji stojącej za decyzją pisał również Jerzy Narbutt. " Rozkaz wydany przez Komendę Główną AK – pisze Jerzy Narbutt – „był trafny tak politycznie, jak militarnie. Militarnie był trafny dlatego, że uprzedzał o jeden dzień wielką akcję niemiecką (wiadomość o tej akcji, wzorowanej na walkach z gettem, a zaplanowanej przez Niemców na 2 sierpnia, otrzymał gen. Bór-Komorowski 31 lipca od wtyczki pracującej dla nas w gestapo, jak relacjonuje to Dryja-Wysocki). Politycznie był trafny z tej racji, że narodowi, który przechodził w tym momencie z jednej okupacji pod drugą, została tylko jedna droga: zaprotestować przeciw gwałceniu jego praw tak wobec wrogów, jak i wobec zdradzieckich aliantów”."



Tymczasem sowiecki walec zbliżał się do stolicy. W czerwcu niemiecka Grupa Armii "Środek" rozsypała się na Białorusi. Przez Warszawę przetaczały się, w ciągu dnia, na oczach jej mieszkańców, transporty pobitych, zdemoralizowanych, rannych, straszliwie pokiereszowanych niemieckich i sojuszniczych żołnierzy. (To właśnie podobne obrazki z Francji sprawiły, że alianckie sztaby uznały, że wojska niemieckie są już pobite i można się pokusić o tak ryzykowną operację jak Market-Garden. Podobny błąd popełniło dowództwo AK, ale jak widać był to błąd wówczas powszechny.) Na Warszawę naciera najpotężniejsza armia pancerna świata, dysponująca dużą ilością specjalistycznego sprzętu do forsowania rzeki. Przewaga Sowietów nad Niemcami w czołgach wynosi 7:1, w ludziach również 7:1. Niemcy pośpiesznie łatają dziury we froncie, a Sowieci w tym czasie podchodzą pod Międzylesie i Radzymin. 28 lipca tworzą przyczółek pod Magnuszewem i szykują się do ataku oskrzydlającego na Warszawę. Rokossowski ma rozkaz zająć Pragę do 3 sierpnia. Atakowi na Warszawę mają towarzyszyć akcje dywersyjne. AL ma Plan Skrypija - zajęcia ratusza i kilku budynków w centrum miasta oraz ustrzelenia w zamieszaniu trochę akowców. Kierownictwo PPR i AL zostaje jednak wcześniej ściągnięte przez Stalina, dla bezpieczeństwa do Lublina.  Ciężar akcji dywersyjnej ma przypaść Polskiej Armii Ludowej - organizacji o niepodległościowych korzeniach, ale która została zinfiltrowana przez sowieckie służby, podobnie jak wcześniej Miecz i Pług. Warszawa zostaje oplakatowana odezwą dowódcy PAL płka Skokowskiego mówiącą, że dowództwo AK uciekło z miasta i należy zacząć powstanie. Do powstania wzywa też radiostacja "Kościuszko". Istnieje realne niebezpieczeństwo, że PAL zacznie powstanie prowokując niemiecką akcję represyjną, co zmusiłoby AK do działania. Po tym, jak sowieckie wojska wejdą do Warszawy, propaganda Kremla będzie mówiła, że Warszawę "wyzwolili" komuniści, gdy "AK stała z bronią u nogi". 31 lipca do Wisły, w okolicach Pelcowizny dojeżdża sowiecki patrol pancerny. Nadchodzi czas na podjęcie decyzji o Powstaniu....



Skutki tej decyzji okazują się dalekosiężne dla całego świata. Wielu historyków dziwi się głupocie Niemców, którzy zamiast porzucić "gorący kartofel", miasto opanowane przez AK Sowietom i prowokować w ten sposób rozłam w alianckiej koalicji, zdecydowali się poświęcić ogromne siły i środki na ciężkie walki w mieście ryzykując, że siły te zostaną odcięte przez Sowietów. A może jednak nie ryzykowali? Może wiedzieli, że 1 sierpnia, na wieść o rychłym wybuchu Powstania Stalin każe wojskom Rokossowskiego przejść do obrony (Oficjalna historiografia mówi, że Sowieci się zatrzymali, bo ponieśli "ogromne straty" wynoszące... 76 czołgów. W zanadrzu mieli jednak jeszcze ponad 2000 czołgów na tym odcinku.) Sowieci wstrzymują działania licząc na to, że Niemcy rozwiążą za nich problem AK. Poza zajęciem Pragi we wrześniu i innymi drobnymi korektami, front stoi przez pięć miesięcy - aż do połowy stycznia. Nie może ruszyć w czasie Powstania, nie może ruszyć (ze względów politycznych) tuż po nim, później nie sprzyja pogoda. Następna okazja do ruszenia się nadchodzi dopiero w 1945 r. W ciągu miesiąca Sowieci, atakujący według sierpniowych planów Rokossowskiego są już 100 km od Berlina. A gdyby uderzyli w sierpniu-wrześniu 1944 r. na zdezorganizowaną Grupę Armii "Środek"?  Jan Nowak-Jeziorański twierdził, że Powstanie ocaliło w ten sposób Berlin Zachodni, Wiedeń i Kopenhagę. Gdyby Sowieci nie sparaliżowali na pięć miesięcy swojego głównego odcinka frontu, zajęliby dużo większą część Niemiec (możliwe, że nie doszłoby do ich podziału na strefy okupacyjne), całą Austrię i Danię. Ich pozycja w powojennej Europie byłaby dominująca. Łatwo, demokratycznymi metodami, zostałyby zsowietyzowane Francja i Włochy. Nie byłoby UE, nie byłoby NATO, Stalin rządziłby dłużej (nie zabiliby go w 1953 r.), komunizm w Polsce byłby o wiele cięższy... Stało się inaczej dzięki wielkiemu poświęceniu Powstańców i ludności cywilnej Warszawy, dzięki alianckim zrzutom (choć były one małe, to zdaniem Nowaka-Jeziorańskiego przyniosły aliantom większe korzyści strategiczne niż największe naloty bombowe na Niemcy) i dzięki zaślepieniu Stalina.





(A co byłoby, gdyby sowiecka ofensywa latem 1944 r. się nie udała? No cóż, w Budapeszcie, Wiedniu, Berlinie, Królewcu, Wrocławiu, Poznaniu, Gdańsku, Kołobrzegu nie było żadnych powstań, a te miasta zostały i tak mocno zniszczone przez walczące armie. Taki los był bardzo prawdopodobny również w przypadku Warszawy.)



Paradoksalnie Powstanie Warszawskie uratowało również Niemcy. Jak pisałem w jednym z wpisów z serii Największe Sekrety: "Konferencja w strasburskim hotelu Maison Rouge, zdarzenie z 10 sierpnia 1944 r., to jedno z kluczowych, acz mało znanych, wydarzeń XX w. To tam grono czołowych niemieckich przemysłowców usłyszało od wysłanników Bormanna, że wojna jest już przegrana i należy ewakuować kapitał, patenty i kluczowe kadry do krajów neutralnych (m.in. korzystając z przedwojennych powiązań biznesowych z amerykańskim kapitałem). Z protokołu konferencji zdobytego przez amerykańskie tajne służby wiemy, że obecni tam wysłannicy Bormanna i oficerowie SS martwili się najbardziej tym, że zabraknie im czasu na ewakuację. Potrzebny czas to około 9 miesięcy." Te kilka miesięcy czasu potrzebnego na ewakuacje strategiczne zapewniła Niemcom na Zachodzie widowiskowo zasabotowana operacja Market-Garden. Na Wschodzie front uspokoiło na długie pięć miesięcy Powstanie Warszawskie. Czyżby więc celowo zostało ono sprowokowane przez Niemców? Czy temu celowi miał służyć rozkaz wzywający 100 tys. mieszkańców Warszawy do kopania umocnień, przecieki o przygotowanej masakrze i zamienieniu miasta w twierdzę bronioną do upadłego? Jaką rolę w tej prowokacji odegrał Józef Retinger, drobny sługus establiszmentu, świętujący 10 lat później, w hotelu Bilderberg pod Arnhem, rocznicę klęski operacji Market-Garden wspólnie z księciem Bernhardem, kierownictwem SOE i niemieckimi przedsiębiorcami uczestniczącymi w konferencji w Maison Rouge?  Dlaczego generał Sosnkowski kazał otruć Retingera wąglikiem? Czy Powstanie Warszawskie było więc aktem założycielskim nowego, powojennego ładu europejskiego? Niezależnie od tego, czy tak było, ofiara złożona przez Warszawę mocno przyczyniła się do tego, że Polska przetrwała - nawet jeśli nie jest to Polska naszych marzeń. Wszystkie warianty działania w lecie 1944 r. były złe. Dowództwo AK wybrało jednak jeden z najlepszych.


***

Tradycyjnie przypominam o mojej książce  "Vril. Pułkownik Dowbor". Na razie jako e-book (można ją znaleźć choćby tutaj).

niedziela, 27 lipca 2014

Krótka historia sabotażu lotniczego - Air Algerie AH5017


Gdy samolot nagle rozpada się na tysiące kawałków nad jakimś zadupiem, pierwszym pytaniem jakie powinniśmy zadać, jest: kto był na pokładzie? W przypadku lotu Air Algerie AH5017, który rozbił się w zeszłym tygodniu w północnym Mali, odpowiedź jest dosyć zaskakująca. Na pokładzie było bowiem 33 francuskich wojskowych, w tym trzech funkcjonariuszy służb wywiadowczych. Tak się dziwnie złożyło, że tym samym lotem podróżował wysokiej rangi terrorysta z Hezbollahu (udający libańskiego biznesmena) i jego 19 ochroniarzy. Jeśli więc samolot zestrzeliła al-Kaida, to upiekła dwie pieczenie na jednym ogniu - uderzyła i we Francuzów i w szyickich wrogów. Pytanie, kto jej ten lot wystawił?

***
Nie zapominajcie też o mojej książce  "Vril. Pułkownik Dowbor". Na razie jako e-book (można ją znaleźć choćby tutaj).

sobota, 26 lipca 2014

Intryga wojskowych i Striełkow - pojebany pułkownik (tak przynajmniej twierdzą jego ludzie)

Nowe nagrania rozmów rosyjskich dywersantów, ujawnione przez SBU (a dostarczone zapewne przez NSA) nie zostawiają wątpliwości, że zestrzelenie malezyjskiego Boeinga odbyło się za zgodą rosyjskiej "góry" - czyli ludzi z wyższych szczebli dowódczych w armii a rozkazy na miejscu wydawało GRU. Mogli też być świadomi zbliżania się samolotu pasażerskiego - "dużej pticzki". To wzmacnia moją tezę o prowokacji GRU. Tezę, którą również głosi tak znakomity specjalista od sytuacji w byłym ZSRR jak Antoni Rybczyński z "GP" . Pisze on:




"Czy można było odpalić pocisk bez wiedzy Putina? Oczywiście że tak. W Donbasie rządzi GRU. Ta sama służba, która przez cały okres prezydentury Putina była systematycznie niszczona przez byłego kagiebistę, a która do łask wróciła po tym, jak klęskę na Ukrainie poniosła FSB (zasadniczo odpowiedzialna za b. ZSRS). Cywilna bezpieka, faworyzowana przez Putina, nie uratowała Wiktora Janukowycza i dopuściła na Ukrainie do klęski Rosji, rozmiarami przewyższającej „pomarańczową rewolucję”, która wywołała przecież traumę w Rosji.
O misji FSB „Gazeta Polska” pisała już 16 kwietnia (nr 16, artykuł „Krwawy generał Putina”). W każdym razie na Krymie, a potem w Donbasie, prym już wiodło GRU. I okazało się nieporównanie skuteczniejsze. Dla celów Rosji to oczywiście dobrze, ale dla samego Putina już niekoniecznie, zwłaszcza w perspektywie długoterminowej. GRU będzie szukało okazji do rewanżu, na dodatek zdobyło potężnego sojusznika. Ministra obrony Siergieja Szojgu wojskowi uznali za „swojego” (zupełnie inaczej niż jego poprzednika). Sam Szojgu wymieniany jest jako główny kandydat na następcę Putina. A grupa przeciwników Putina w Moskwie mogła dojść do wniosku, że dla ich interesów lepiej będzie szybciej pozbyć się prezydenta, jeśli próby „zamrożenia” Donbasu, trwałej destabilizacji Ukrainy i wasalizacji Europy nie powiodą się. Wtedy może się okazać, że zmiana lidera jest jedyną szansą na reset stosunków z Zachodem i uniknięcie gospodarczej katastrofy oraz, będącej jej konsekwencją, rewolucji w samej Rosji."



Przypominam, że Szojgu był jednym z tych, którzy tuszowali Smoleńsk. To jego ludzie cięli wrak i zamieniali ciała.

Z rozmów dywersantów wyłania się też ciekawy obraz życia w Donieckiej Republice Ludowej. Słyszymy więc, że panuje tam burdel, sytuacja na froncie jest do dupy, a z "projektu Donieckiej Republiki Ludowej wyszedł jeden wielki ch...". Niemal jakby się słyszało ministra Sienkiewicza :)



Ciekawe wątki dotyczą też Striełkowa:  "Czesnakow z kolei przekazuje prośbę od archimandryty Tichona, prawosławnego duchownego mającego być spowiednikiem Putina. Domaga się on, by wojskowy dowódca separatystów, Igor Striełkow, udzielił wywiadu w którym wprost zadeklaruje, że jego dowódcą jest Władimir Putin. Rosjanie obawiają się bowiem, że Striełkow, który w jednym z wywiadów skrytykował rosyjskiego prezydenta, to tykająca bomba, która za bardzo uniezależnia się od Kremla. - W obecnym momencie nie wykonuję jego bezpośrednich rozkazów, bo jestem w innym kraju, ale mam dla niego ogromny szacunek i uważam go za najgenialniejszego przywódcę naszych czasów - dyktuje tekst wywiadu Striełkowa Czesnakow. (...)  Okazuje się też, że nie tylko Moskwa zaniepokojona jest działalnością wojskowych przywódców separatystów. Na Striełkowa narzeka również - w kolejnej opublikowanej rozmowie - wicepremier DRL Andriej Pugrin, który nazywa go "pojebanym pułkownikiem".




- Jego pomysł z wojną w mieście, w konglomeracji z 1,5 milionem ludzi, kiedy on wzywa mera miasta i mówi "dawajcie, zatrzymajmy cały transport w mieście i wysadźmy 9-piętrowe budynki na obrzeżach miasta". O co tu k... chodzi? (...) On jest gotów pogrzebać milionowe miasto, by zabić 10 tysięcy "ukrów" - skarży się Pugrin Denisowi Puszylinowi, szefowi prezydium parlamentu DRL."


Czy ten gostek wygląda na zrównoważonego psychicznie?

***
Nie zapominajcie też o mojej książce  "Vril. Pułkownik Dowbor". Na razie jako e-book (można ją znaleźć choćby tutaj).


czwartek, 24 lipca 2014

Putin-Hujło (lub jego wrogowie z GRU) chciał zestrzelić samolot z Warszawy

Ilustracja muzyczna: Anamnesis - Annabel

Nie było zaskoczeniem to, że Hollande się nie popisze i to, że Niemcy znowu staną po stronie Rosji (bo na Merkel jest mnóstwo haków związanych z jej związkami ze Stasi, a także bo spora część niemieckich elit tęskni do "idylii" z lat 1939-41 i ma za złe Amerykanom to, że ich pokonali w dwóch wojnach światowych). Niemcy od ponad 100 lat są zdrajcami Europy - taka już ich paskudna, psia ("tuskowa") natura. Lubią być przy tym poniżani przez silniejszych. Taki naród sado-maso. 



Zaskoczeniem jest za to postawa Holandii. Naprawdę współczuję narodowi holenderskiemu. Współczuje, że premier Mark Rutte oraz elity polityczne tego kraju okazały się cieniasami chodzącymi na pasku wielkiego biznesu chcącego kontynuować geszefty z Rosją. O ile holenderska opinia publiczna chce krwi Putina-Hujły i wyłania komandosów do ochrony niszczonego przez rosyjskich dywersantów wraku, to rząd sprzeciwia się nawet słabym sankcjom. To totalny upadek. Chciałoby się krzyknąć: "Rutte matole, twój rząd obalą kibole!". (Trzeba się przyjrzeć temu, czy ten sam holenderski wielki biznes, który jest tak prorosyjski nie wspiera czasem takich eksperymentów społecznych jak masowa islamska imigracja i rozkład tradycyjnej rodziny wśród rdzennej populacji.) Służalcza postawa Europejczyków utrudnia ludziom z GRU i oligarchom realizację planu obalenia Putina-Hujły.

Eta prosta House - jak mówiła prokurator Natalia Pokłońska. W najnowszej "GP" polski dra House, czyli dr. Jerzy Targalski (nya!) stawia następującą tezę dotyczącą zestrzelenia malezyjskiego Boeinga:




"Zestrzelenie malezyjskiego samolotu przez rosyjskie służby nie było pomyłką, jak utrzymuje obóz Monachium, lecz starannie zaplanowaną i przeprowadzoną akcją, która jest kluczowym elementem rosyjskiej strategii zwasalizowania Europy poprzez uczynienie z Niemiec narzędzia swojej polityki najpierw wobec Ukrainy, a następnie Europy kontynentalnej i oderwanie jej od sojuszu z USA. (...) awantura krymska była tylko instrumentem uzależnienia Ukrainy, a skoro się to nie udało, rolę tę ma odegrać podporządkowanie wschodniej części kraju. Cała zaś operacja ukraińska stanowi jedynie narzędzie osiągnięcia celów w Europie. Podporządkowanie Ukrainy ma służyć zwasalizowaniu Europy przy użyciu Niemiec. Dlatego jakiekolwiek porozumienie kosztem Kijowa będzie oznaczało również podporządkowanie sobie Europy kontynentalnej. Operacja ta możliwa jest jednak jedynie do końca kadencji Obamy, prezydenta najgorszego w historii Stanów Zjednoczonych. Oprócz tych ram ogólnych istniały jeszcze dwie przyczyny zmuszające do natychmiastowego działania. Wojska ukraińskie i oddziały ochotnicze zaczęły rozbijać rosyjskich najemników i jeśli Rosja nie zmusi Ukrainy poprzez nacisk niemiecki do zawieszenia broni, utraci miasta zdobyte na wschodzie, a więc cała operacja ukraińska zakończy się klęską.(....)

Wojna o Kanał Sueski między Izraelem a Egiptem w 1956 r., w którą zaangażował się korpus francusko-angielski, została wykorzystana przez Sowiety do zgniecenia powstania w Budapeszcie, gdyż Zachód zajęty na Bliskim Wschodzie pozostawił Moskwie wolną rękę. Obecnie Putin postanowił powtórzyć ten schemat. Na początku lipca kontrolowany przez Iran Hamas rozpoczął masowy ostrzał rakietowy Izraela. Wspierany przez Rosję Iran podbił stawkę w rozmowach z USA na temat broni jądrowej i rokowania załamały się. Już wcześniej zerwane zostały rokowania palestyńsko-izraelskie sterowane przez sekretarza stanu Johna Kerry’ego. Amerykańska polityka zmiany sojuszy na rzecz oderwania Iranu od Chin i Rosji zakończyła się klęską, przy jednoczesnym zrażeniu do siebie starych sojuszników: Arabii Saudyjskiej, Egiptu i Turcji.

(...)




Rosja zamknęła granicę powietrzną w regionie ataku na kilka godzin przed zestrzeleniem samolotu, by przypadkiem nie doszło do jakiejś pomyłki. Wybór Holendrów do zademonstrowania przesłania Europie wybrano z premedytacją. Wiadomo było, że Holandia, zaangażowana w Nord Stream i przeciwstawiająca się sankcjom, nie piśnie ani słowa i przyjmie tezę rosyjską, że winni są Ukraińcy, bo prowadzą wojnę z rosyjskimi najemnikami.

Natychmiastowa reakcja rosyjskiej agentury nie byłaby możliwa bez wcześniejszego przygotowania tez wojny informacyjnej i przydzielenia ról. Całą operację przećwiczono już przecież przy okazji Smoleńska, który jednak miał znaczenie lokalne. Miał doprowadzić do samoupodlenia się Polaków i zlikwidować barierę między Rosją i Niemcami, cementując ich sojusz.

Teraz przekaz wewnętrzny dla elit unijnych, zwłaszcza gospodarczych, był prosty: „Możemy zabić każdego, kiedy chcemy i gdzie chcemy, więc po co wam to, lepiej róbcie z nami interesy, a zamiast trupów będziecie mieli kasę”.

Realizacja tej zasady ma być ubrana w tezę o wojnie domowej na Ukrainie i poszukiwaniu „konsensusu narodowego” między Ukraińcami i rosyjskim Specnazem, czemu ma służyć zmuszenie Ukrainy przez Unię i Niemcy do przerwania ognia i przyjęcia warunków rosyjskich."

(koniec cytatu)

Współbrzmi to z tezami Andrieja Iłłarionowa, byłego doradcy Putina:



"Ten zamach terrorystyczny był zaplanowany. (…) Zestrzelono go na rozkaz. Informacje, które od czwartku do nas spływają, jednoznacznie wskazują, że żadna z obowiązujących wersji wydarzeń nie jest prawdziwa. Jedyna wersja, która znajduje potwierdzenie w faktach, to ta o celowym dokonaniu zamachu terrorystycznego z rozkazu najwyższych władz rosyjskich (...) Ten, kto obsługiwał te urządzenia, musiał wiedzieć, z jakim samolotem ma do czynienia. Co więcej, obsługa tego systemu w Rosji prowadzona jest wyłącznie za wiedzą sztabu generalnego. Najwyższe czynniki wojskowe i polityczne wiedziały, co się dzieje i akceptowały to.  (...)
W ostatnich tygodniach ukraińska armia odnosiła coraz to nowe zwycięstwa w walce z tzw. separatystami. Wyzwoliła pół terytorium, na którym działali rosyjscy najemnicy. Każdego dnia odzyskuje kontrolę nad jedną-dwoma miejscowościami na wschodzie Ukrainy. Dla rosyjskich władz stało się jasne, że to tylko kwestia kilku tygodni, kiedy Ukraińcy poradzą sobie z całym tym ruchem separatystycznym. (...) Według logiki eskalacji został kolejny krok - przeprowadzenie ataku terrorystycznego, który całkowicie zaszokowałby Zachód i który zmusiłby jego przywódców do wywarcia skutecznej presji na prezydenta Ukrainy. Jedynym aktem terrorystycznym, który miałby odpowiednią siłę rażenia w Europie, okazał się zamach na cywilny samolot"

Planowano atak na samolot startujący z Amsterdamu lub z Warszawy.

"Już dawno temu ludzie pracujący w rosyjskim sztabie generalnym mówili mi, że ich plany wojny nuklearnej zakładają w pierwszej kolejności atak właśnie na Amsterdam i Warszawę. Dla ludzi z Zachodu ta logika może nie być do końca zrozumiała, ale Warszawa to nie tylko stolica najważniejszego tzw. państwa przyfrontowego, ale także państwa, który w rosyjskiej opinii jest jednym z najbardziej nieprzyjaznych Rosji (...) Amsterdam w  koncepcji ruskiego świata i jego prawosławnych i konserwatywnych koncepcji jest stolicą europejskiego grzechu, rozpusty i zepsucia. Jak to się w Rosji nazywa „Gejropy”. Z tych względów Warszawa i Amsterdam zawsze istnieją jako główni kandydaci do zakrojonych na szeroką skalę działań Rosji."

Dodajmy, że właśnie w tej "Gejropie" mieszka Masza Putin-Hujło, córka pedofila Putina-Hujły (proponuje zapisywać to nazwisko w ten sposób, brzmi trochę jak Korsakow-Rimski :) ....







Dlaczego zdecydowano się na holenderski samolot?

"Po pierwsze, żaden samolot z Warszawy nie przelatywał nad strefą konfliktu. Po drugie, katastrofa polskiej maszyny nad tym obszarem od razu zrodziłaby skojarzenia ze Smoleńskiem. Tego Putin nie potrzebował. Po trzecie, śmierć głównie Polaków nie byłaby wystarczająco wymowna. Z kolei masowa śmierć mieszkańców sytej i żyjącej w spokoju Europy Zachodniej według zamysłów Putina miała doprowadzić do szoku psychologicznego i zgody na jakikolwiek rozejm, który zakończyłby przelew krwi na Ukrainie. To, jak wspomnieliśmy, najbardziej odpowiadałoby Kremlowi."

Ale jest pewna nadzieja. Umiarkowanie ostre stanowisko wobec Rosji wciąż zajmują USA, Wielka Brytania, Australia i Komisja Europejska. Poroszenko nie może teraz się poddać, bo zostałby pogoniony przez ukraińskich ochotników, tak jak Janukowycz. Amerykańscy śledczy pokazali, zaś europejskim kapitalistom gdzie ich miejsce. 8,7 mld USD kary dla BNP Paribas za łamanie sankcji, było ważną demonstracją. Teraz Fed robi przeciek ze swojej kontroli mówiący, że amerykańska filia Deutsche Banku ma bałagan w księgach. Informacje zebrane przez NSA w europejskich centrach finansowych i na Wall Street mogą zrobić eurociotom wiele niespodzianek. Gra wciąż trwa a Europa nie jest jeszcze stracona. USA wciąż mogą ocalić ją przed jej własną głupotą.

Ending: Putin Huilo! Power Mix

wtorek, 22 lipca 2014

Putin-Hujło wydał rozkaz likwidacji Striełkowa?

Putin-Hujło wydał ponoć rozkaz likwidacji płka Girkina-Striełkowa, wcześniej ukraińska prasa donosiła, że Striełkow ma zakaz wjazdu do Rosji (co wydaje się nieco nielogiczne, łatwiej byłoby go przecież zlikwidować po wezwaniu do centrali, tak jak to robiono w 1937 r.). W każdym bądź razie sprawca zestrzelenia malezyjskiego Boeinga (i przy tym przedstawiciel GRU, służby specjalnej podgryzającej Putina-Hujłę) gdzieś zniknął. Niezależnie od tego, czy zestrzelenie było akcją wymierzoną w rezydenta Kremla, czy też po prostu skutkiem porażającej głupoty separatystów z odzysku, to Striełkow, jako niewygodny świadek, ma wszelkie szanse, by dołączyć do gen. GRU Iwanowa (w 2010 r. "utopił się" podczas kąpieli u wybrzeży Syrii), gen. Pietrowa, płka Surikowa tudzież innych sprawiających problemy pacanów w zielonych mundurach. W każdym bądź razie powrót "separatystów" do Rosji nie jest wskazany - to sfrustrowani i uzbrojeni weterani, którzy mogą teraz kiepsko postrzegać Putina-Hujłę. (Loland Lasecki, w ślad za znanym skopcem Duginem, narzeka na Putina-Hujłę, że jest cieniasem, który nie zdecydował się na inwazję na pełną skalę. Twierdzi, że Kadyrow byłby lepszym prezydentem Rosji i ma większego katechona :)

A jeszcze niedawno całował ikonę, która ponoć powstrzymała Napoleona i Hitlera. Jak widać Bogurodzica posłuchała Pussy Riot i zaczęła wyganiać Putina.


A do ukraińskiej armii trafią talie kart z wizerunkami najbardziej znanych rosyjskich dywersantów. Znalazł się tam m.in. Babaj, który dał czadu na tym koncercie. Ponoć gostek ma wspólnie występować z Rotterdam Terror Corps...

Ps. Mała dygresja historyczna. Skoro GRU rozkręciła aferę z Pieńkowskim, by storpedować szaleńcze plany Chruszczowa, to czy nie mogłaby zorganizować incydentu niszczącego Putina-Hujłę? Zwróćcie uwagę na to co mówią ludzie GRU w Polsce. M.in. Kaiser Soeze.

sobota, 19 lipca 2014

Streiłkow - czyli GRU kontra Putin-Hujło?



Płk GRU Igor Girkin vel Striełkow, człowiek odpowiedzialny za zestrzelenie lotu MH17, ma bardzo charakterystyczną, sowiecką facjatę, na której wypisane jest "jestem młotkiem z GRU". Jego sposób wysławiania się podkreśla wrażenie, że mamy do czynienia z sowieckim trepem. Wyobraźcie go sobie w misji szpiegowskiej na Zachodzie - jak ubrany w biały garnitur i kapelusz w stylu płka Sandersa przedstawia się łamaną angielszczyzną jako "pan McDonald, amerykański biznesmen" :) Wrażenie może być jednak mylące. Ten weteran Naddniestrza, Bośni i Czeczenii wszak był głównym organizatorem rosyjskiej dywersji, krawwego terroru (wymierzonego m.in. w księży, dziennikarzy i działaczy społecznych) i zwyczajnego bandyctwa w "Donieckiej Republice Ludowej". Podlegali mu m.in. "miejscowi separatyści" z Północnego Kaukazu - tak się zasłużyli w walce z ukraińsko-rosyjską ludnością słowiańską, że dowcipnisie zaczęli mówić o Islamskim Państwie Doniecka i Ługańska. (filmik poniżej).


I ten właśnie Girkin vel Striełkow nagle psuje Putinowi-Hujle wojnę wywołując międzynarodowy incydent - zestrzeliwując samolot pasażerski z mieszkańcami trzech kontynentów (m.in. babcią premiera Malezji). I robi to akurat wtedy, gdy być może Rosja szykuje się na lądową inwazję Wschodniej Ukrainy. Sprawia, że zachodnie media biją w rosyjskiego kutachona jak w piniatę (publikując takie łapiące za serce historie) a niektóre zachodnie rządy rozważają to, czy ktoś z Rosji nie wymieniłby Putina-Hujłę na lepszy model, z którym można by znów robić interesy.

I tutaj nasuwa się pewna kwestia do wyjaśnienia: BUK obsługiwany był najprawdopodobniej przez profesjonalistów, rosyjskich wojskowych oddelegowanych na Ukrainę jakim więc cudem, korzystając z radaru pomylili An-26 z Boeingiem 777? Zestrzelenie mogło być celowe. A zgrywający idiotę Striełkow reprezentuje GRU - służbę, której Putin nie lubi (z wzajemnością) i którą niszczy. Służba ta prawdopodobnie robiła mu w przeszłości dużo podobnych niespodzianek (prawdopodobnie Biesłan). Czy więc tym razem znowu nie poszła na całość? Według "New York Timesa". na kilka godzin przed zestrzeleniem Rosja zamknęła cztery korytarze powietrzne przy granicy z Ukrainą, w tym ten którym leciał MH17. Zrobiła to bez powiadomienia. Francuscy eksperci twierdzą zaś, że zestrzelenia dokonano za pomocą rosyjskiego systemu "Aster" - rakiety średniego zasięgu odpalonej z Rosji. To mógł więc być celowy zamach. Oczywiście BUL napisał w depeszy kondolencyjnej, że to wypadek.



A tak o Striełkowie pisze zjebowsko-ubecki portal Wolna-Polska (nawiązujący nazwą do V-tej komendy WiN?): " Ta przepowiednia babci Wangelii (Wangi) już od kilku miesięcy krąży po Internecie. Dla niektórych jest ona – kością w gardle i dlatego na wszelki sposób dąży się do tego, aby wzbudzić wobec niej wątpliwości, wyśmiać. Dla nas – to światło na końcu tunelu, potwierdzenie, że ostatecznie wszystko będzie w Noworosji, a w szczególności w świecie rosyjskim w ogóle – dobrze.
(...) Oto jakie dziwne rzeczy odkrywa się, jeśli uważnie czyta się Wangę! ИА „Русские Новости” spojrzały świeżym okiem i znalazły jeszcze ciekawsze momenty. 543.4 „Krym oderwie się od jednego brzegu i przyrośnie do drugiego… W krainie podziemnych dziur i gór, utworzonych ręka ludzką wszystko się zatrzęsie, od tego wiele runie na Zachodzie, a wiele podniesie się na Wschodzie. I przyjdzie Strzelec i będzie stać dwadzieścia i trzy lata, a to, co stało dwadzieścia i trzy lata – zostanie starte w proszek … Rozszyfrowanie: „W krainie podziemnych dziur i gór, utworzonych ręka ludzką” – (wyrobiska w kopalniach i hałdy na ich terenie) – oczywiście, jest to ziemia Doniecka, Strzelec – Igor Striełkow – lider obrony Noworosji „… i będzie stać dwadzieścia i trzy lata – to przepowiednia przyszłości. " Wspomniana "babcia Wanga" to jakaś zidiociała niewidoma staruszka z Bułgarii. Portal Wolna-Polska to zaś znany dostawca lol-contentu. Zwłaszcza, że artykuły pisane są tam zwykle łamaną polszczyzną...