"Wiele kwiatów zadeptano,
Nikt nie będzie ich wspominał.
Krwi spragnionych ptaków stado
Czeka, by rozłożyć skrzydła.
Bóg nikogo nie ocali.
Nic nie dadzą nam modlitwy.
Tylko własną wolą walki
Zdołasz zmienić przebieg bitwy!
Strach zamroził bydłu w żyłach krew.
Będzie gnić w swoim śnie w trosce o własny chlew.
Daj im w zagrodzie chwalić "swobodę".
Wypuść na wolność bestie!
Opuść zagrodę i odwróć role.
Całą nienawiść przelej w pięści.
Ruszaj na wroga, czas zapolować.
Daj im dziś poznać smak ZEMSTY!"
Jarosław Marek Rymkiewicz, "Wola Walki"
Kiedyś, po lekturze Władysława Poboga-Malinowskiego i Józefa Mackiewicza, jednoznacznie uznawałem decyzję o rozpoczęciu Powstania Warszawskiego za głupotę służącą sowieckim celom. Teraz uważam, że sprawa jest o wiele bardziej niejednoznaczna niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. Dzielę się więc z Wami, Szanowni Czytelnicy, moimi rewizjonistycznymi przemyśleniami na ten temat.
Decyzja o włączeniu Warszawy do operacji "Burza" na pierwszy rzut oka powinna skutkować sądem wojskowym dla jej autorów. Wszak złamano wyraźne rozkazy i wytyczne Naczelnego Wodza gen. Kazimierza Sosnkowskiego (co prawda niektórzy obwiniają gen. Sosnkowskiego za wybuch Powstania twierdząc, że nie wydał on rozkazu kategorycznie zakazującego rozpoczęcia takiej akcji 1 VIII 1944 r. Problem jednak w tym, że wcześniejsze depesze wysyłane przez Naczelnego Wodza z Londynu do kraju wyraźnie mówiły o wygaszeniu "Burzy". Można było się z nich łatwo wyczytać, że akcja powstańcza jest niewskazana. Powstanie popsuło plany gen. Sosnkowskiego i gen. Andersa - projekt nowego kryzysu przysięgowego.). Złamano też wytyczne poprzedniego dowódcy AK gen. Roweckiego, wybitnego specjalisty od walk w mieście. Co więcej postąpiono wbrew poprzednim planom "Burzy". Jeszcze kilka tygodni przed Powstaniem wysyłano z Warszawy ludzi i broń na Wschód. Decyzja o wybuchu zapadła niemal w ostatniej chwili, w okolicznościach mocno chaotycznych (o czym świadczy choćby, to że atak miał zacząć się o 17.00 a nie w nocy, jak wcześniej zamierzano). Co spowodowało tak wielki pośpiech?
Kiedyś myślałem, że było to sprawką grupy oficerów z Londynu i Warszawy politycznie związanych ze Stronnictwem Ludowym: płka Tatara (agenta NKWD), gen. Kopańskiego etc., którzy zdołali narzucić swoją wolę chwiejnemu sympatykowi endecji gen. "Borowi" Komorowskiemu. Powstanie miało być skoordynowane z wizytą premiera Mikołajczyka w Moskwie i być argumentem politycznym w uczciwym porozumieniu z Sowietami. Jak jednak wytłumaczyć to, że na taką akcję zgodzili się oficerowie nie związani z ludowcami? Czemu tacy doświadczeni i zasłużeni oficerowie jak gen. Pełczyński (były szef sanacyjnego Oddziału II SG), gen. Leopold Okulicki, gen "Monter" Chruściel tak chętnie zgodzili się na wybuch walk w Warszawie? Czemu tylko płk Bokszczanin głośno się sprzeciwiał tej decyzji? Czemu tylko on z tej grupy krytykował ją po fakcie? Prawda jest w jakichś dziwny sposób zaciemniona. Relacje gen. "Montera" są absurdalne, gen. "Bora" mocno wygładzone a gen. Okulicki, z oczywistych przyczyn nie mógł zabrać głosu. Mówili za nich historycy pracujący na strzępkach informacji, często historycy ubeccy (jak np. Jan Kanty Matłachowski). Co się naprawdę stało na przełomie lipca i sierpnia 1944 r. w Warszawie?
Być może pewną wskazówką będą zdarzenia, do których doszło wówczas na dalekiej północy. W czerwcu 1944 r. sowieckie wojska w ramach operacji wyborsko-pietrozawodzkiej rzucają wielkie siły na fińską obronę. Dążą do przebicia się do Zatoki Botnickiej. Dochodzi do potężnych bombardowań Helsinek i epickich pojedynków fińskich, postsowieckich czołgów T-26 z sowieckimi T34/85 oraz IS1. Sowietom udaje się przełamać fińską obronę, ale w połowie lipca ofensywa nagle traci impakt a walki zamierają. Zaczynają się zaś pokojowe sondaże. Stalin nagle każe przerzucać wojska nad Wisłę. Coś mu kazało odpuścić sobie front na północy i zdobycie Finlandii. (Co prawda odbiera jej port w Petsamo i Karelię, narzuca wielkie reparacje i kontrolę nad jej polityką zagraniczną, ale ostatecznie nie wysyła czołgów do Helsinek.) Pytanie: co? Rosyjski historyk Mark Sołonin wskazuje, że była to wiedza o nadchodzącym zamachu z 20 lipca. Groźba zabójstwa Hitlera (Beria mówił wcześniej płkowi Sudopłatowowi: Będziemy aniołem stróżem Hitlera.), zmiany władzy w III Rzeszy, pokoju z Zachodem i zatrzymania się frontu na Wiśle, albo nawet na Bugu, były dla Stalina koszmarem. Oznaczałoby to dla niego przegraną wojnę. Warto zadać więc pytanie: czy i jak nasze podziemie przygotowywało się na taki rozwój wydarzeń?
Dr Dariusz Baliszewski wspominał: "wezwał mnie jeden z największych polskich dziejopisów, by zapytać – wskazując dwie piętrzące się na biurku sterty dokumentów – czy nie zechciałbym zająć się pewnymi sprawami. Pierwsza to niemieckie dossier ministra Józefa Becka i zapis jego rozmów z Niemcami w Rumunii w latach internowania na temat ewentualności utworzenia proniemieckiego rządu w Warszawie. Druga to stenogramy rozmów z Niemcami w Falenicy, prowadzonych przez gen. Tadeusza Bora-Komorowskiego i oficerów KG AK przed powstaniem warszawskim. Profesor stwierdził, że te dokumenty ma wielu historyków. – Dlaczego więc nikt tego nie ujawnia? – spytałem. – Bo celowe byłoby, aby ujawnił to ktoś nieobawiający się skandalu. A wtedy nam będzie łatwiej publicznie zająć się tą sprawą – powiedział profesor. Odmówiłem."
Tajne rozmowy w Falenicy, do których doszło w lipcu 1944 r. Oficjalna historiografia niewiele na ten temat mówi (jeśli jestem w błędzie, to proszę mnie z niego wyprowadzić). Ta opowieść przebija się jednak od czasu do czasu na światło dzienne. I tak Waldemar Łysiak ("Nadejdzie dzień, gdy przewyższę Boga!") pisze:
"Szef niemieckiego kontrwywiadu na Litwie, major Christiansen, spotkał się w Wilnie (luty 1944) z dowódcą tamtejszego zgrupowania AK, podpułkownikiem „Wilkiem"– Krzyżanowskim. Było z kim rozmawiać, bo Krzyżanowski miał pięć i pół tysiąca partyzantów. Christiansen tłumaczył mu, że gdy odejdą Niemcy, Polska zostanie zgwałcona przez Sowietów, więc lepiej do spółki stawić tamę „czerwonej zarazie". Niemcy dadzą Polakom nowoczesna broń, etc. W podwarszawskiej willi esesman Paul Fuchs identycznie przekonywał komendanta głównego Armi Krajowej. „Bór"– Komorowski odmówił, kuszenie sie nie udało"
W innym miejscu Łysiak pisze o tej tajnej wymianie, przywodzącej na myśl film "Czarna księga": "Bardzo interesujące kontakty między Armią Krajową i Abwehrą podczas okupacji hitlerowskiej—z natury rzeczy nie królują w oficjalnej historiografii (u nas głównie patriotycznej tudzież martyrologicznej), ino w szeptankach, plotkach i tzw. „historii mówionej". Ile jest prawdy w uporczywych pogłoskach o tym, że na wytwornych warszawskich „parties" dla przyjaciół, które organizowała niejaka madame Mieszkowska, bywali (równocześnie) wyżsi oficerowie niemieccy i akowscy, m.in. gen. Tadeusz „Bór"–Komorowski (następca „Grota"), dowódca Armii Krajowej? (...) Notabene: szefowie „Stożka" — adwokat Myśliński i jego zastępca „Günther"–Gitterman— nie raz prowadzili z Gestapo handel wymienny dla ratowania aresztowanych członków Armii Krajowej. Myśliński toczył rozmowy polityczne z SS–Hauptsturmführerem Spilkerem; kapitan „Mocarz"–Kozubowski, szef Kontrwywiadu Okręgu Warszawskiego AK, dialogował z SS–Hauptscharführerem Müllerem (Referat IV N Gestapo, tzw. „konfidencki"); Gitterman dostarczał informacje SS–Scharführerowi Steigerowi (łodzianinowi, byłemu podchorążemu Wojska Polskiego!), itd., itp. Część tych „rozmówców" Armia Krajowa odstrzeliła w roku 1945, bo Delegatura bała się, że mogą ujawnić triumfującej „władzy ludowej" tajniki kontaktów roboczych między AK i Abwehrą lub Gestapo."
Dr Dariusz Baliszewski wspominał: "wezwał mnie jeden z największych polskich dziejopisów, by zapytać – wskazując dwie piętrzące się na biurku sterty dokumentów – czy nie zechciałbym zająć się pewnymi sprawami. Pierwsza to niemieckie dossier ministra Józefa Becka i zapis jego rozmów z Niemcami w Rumunii w latach internowania na temat ewentualności utworzenia proniemieckiego rządu w Warszawie. Druga to stenogramy rozmów z Niemcami w Falenicy, prowadzonych przez gen. Tadeusza Bora-Komorowskiego i oficerów KG AK przed powstaniem warszawskim. Profesor stwierdził, że te dokumenty ma wielu historyków. – Dlaczego więc nikt tego nie ujawnia? – spytałem. – Bo celowe byłoby, aby ujawnił to ktoś nieobawiający się skandalu. A wtedy nam będzie łatwiej publicznie zająć się tą sprawą – powiedział profesor. Odmówiłem."
Tajne rozmowy w Falenicy, do których doszło w lipcu 1944 r. Oficjalna historiografia niewiele na ten temat mówi (jeśli jestem w błędzie, to proszę mnie z niego wyprowadzić). Ta opowieść przebija się jednak od czasu do czasu na światło dzienne. I tak Waldemar Łysiak ("Nadejdzie dzień, gdy przewyższę Boga!") pisze:
"Szef niemieckiego kontrwywiadu na Litwie, major Christiansen, spotkał się w Wilnie (luty 1944) z dowódcą tamtejszego zgrupowania AK, podpułkownikiem „Wilkiem"– Krzyżanowskim. Było z kim rozmawiać, bo Krzyżanowski miał pięć i pół tysiąca partyzantów. Christiansen tłumaczył mu, że gdy odejdą Niemcy, Polska zostanie zgwałcona przez Sowietów, więc lepiej do spółki stawić tamę „czerwonej zarazie". Niemcy dadzą Polakom nowoczesna broń, etc. W podwarszawskiej willi esesman Paul Fuchs identycznie przekonywał komendanta głównego Armi Krajowej. „Bór"– Komorowski odmówił, kuszenie sie nie udało"
W innym miejscu Łysiak pisze o tej tajnej wymianie, przywodzącej na myśl film "Czarna księga": "Bardzo interesujące kontakty między Armią Krajową i Abwehrą podczas okupacji hitlerowskiej—z natury rzeczy nie królują w oficjalnej historiografii (u nas głównie patriotycznej tudzież martyrologicznej), ino w szeptankach, plotkach i tzw. „historii mówionej". Ile jest prawdy w uporczywych pogłoskach o tym, że na wytwornych warszawskich „parties" dla przyjaciół, które organizowała niejaka madame Mieszkowska, bywali (równocześnie) wyżsi oficerowie niemieccy i akowscy, m.in. gen. Tadeusz „Bór"–Komorowski (następca „Grota"), dowódca Armii Krajowej? (...) Notabene: szefowie „Stożka" — adwokat Myśliński i jego zastępca „Günther"–Gitterman— nie raz prowadzili z Gestapo handel wymienny dla ratowania aresztowanych członków Armii Krajowej. Myśliński toczył rozmowy polityczne z SS–Hauptsturmführerem Spilkerem; kapitan „Mocarz"–Kozubowski, szef Kontrwywiadu Okręgu Warszawskiego AK, dialogował z SS–Hauptscharführerem Müllerem (Referat IV N Gestapo, tzw. „konfidencki"); Gitterman dostarczał informacje SS–Scharführerowi Steigerowi (łodzianinowi, byłemu podchorążemu Wojska Polskiego!), itd., itp. Część tych „rozmówców" Armia Krajowa odstrzeliła w roku 1945, bo Delegatura bała się, że mogą ujawnić triumfującej „władzy ludowej" tajniki kontaktów roboczych między AK i Abwehrą lub Gestapo."
Tajne kanały kontaktowe pomiędzy służbami naszego podziemia a służbami niemieckimi istniały więc bardzo długo i odbywało się pomimo barbarzyńskich niemieckich represji i odwetowego odstrzeliwania przez polskie podziemie ludzi z tajnych służb III Rzeszy. Nie trudno sobie więc wyobrazić, że mogło dojść do sondowania władz AK przez tajne służby na wypadek planowanego zamachu stanu w Wilczym Szańcu i Berlinie, pokoju separastycznego z Zachodem i powstania nowej sytuacji na froncie wschodnim. Oficerska, konserwatywna konspiracja antyhitlerowska była wszak powiązana z Abwehrą i przy tym... bardzo mocno zinfiltrowana przez ludzi Himmlera i Millera. Reichsfuehrer planował pozbyć się Fuehrera już w listopadzie 1939 r. (zamach Georga Elsera), więc przymykał oczy na plany spiskowców - oni mieli być dla niego tym, czym wałęsowska Solidarność w 1989 r. dla gejn. Kiszczaka. ("Gestapo" Miller reprezentował zaś frakcję prosowiecką i dzięki jego agenturze w spisku, Stalin prawdopodobnie wiedział o szykowanym zamachu). Zamach stanu 20 lipca zakończył się, co prawda klęską - dlatego, że konserwatywni spiskowcy byli w większości jełopami - ale doprowadził do przyspieszenia działań w Warszawie. Jak zauważa prof. Siemaszko, w ostatnim "Historia. Do Rzeczy", to właśnie po nim gwałtownie przyspiesza proces decyzyjny prowadzący do wybuchu Powstania. Dlaczego?
Stawiam tezę, że Niemcy dali "Borowi" podczas negocjacji do zrozumienia, że mogą doprowadzić do dekapitacji i paraliżu podziemia. W lipcu wzrosła liczba wsyp - wpadały duże magazyny broni. To było ostrzeżenie. Jak wskazuje prof. Witold Kieżun, uczestnik Powstania Warszawskiego: "Punktem wyjścia zbrojnej walki z niezwykle okrutnym niemieckim okupantem, który już w przeddzień Powstania, pod koniec lipca 1944 roku, miał na swoim sumieniu miliony zamordowanych polskich obywateli: Polaków i Żydów, wzbudzając w ten sposób, trudną do zrozumienia dla współczesnego pokolenia, nienawiść i chęć odwetu, był 27 lipca 1944 roku. Gubernator „dystryktu warszawskiego” Ludwig Fischer wydał rozkaz nakazujący zgłoszenie się 100 tysięcy warszawiaków następnego dnia do budowy fortyfikacji fortecy Warszawa (Festung Warschau) przed atakiem nadchodzącej Armii Czerwonej. Wiemy już z 5-letniego doświadczenia, że niewykonanie niemieckiego rozkazu grozi dwoma możliwościami kary: kara natychmiastowej śmierci albo przesuniętej w czasie w obozie koncentracyjnym. Tymczasem po raz pierwszy w historii II wojny światowej obywatele okupowanego przez Niemcy kraju zbojkotowali ten wojenny rozkaz, zgłosiło się tylko 30-40 osób. Zbiorowy bunt, największy w historii świata, miliona warszawiaków, bo przecież ta decyzja została podjęta przez wszystkie polskie, warszawskie rodziny, był właściwym początkiem Powstania. (...) Sytuacja staje się jednak coraz bardziej tragiczna, wiemy już w Warszawie, jak wygląda walka miasta ogłoszonego przez Niemców jako forteca, bo znamy doświadczenia Mińska Litewskiego. Całą ludność wysiedlono, a miasto bronione do „ostatniego żołnierza” zostało gruntownie zniszczone. Powojenne dane obrazują dokładnie ten efekt: 40 proc. ewakuowanych mieszkańców zginęło, a Mińsk został zniszczony w 92 procentach.30 lipca zostaje wydany tajny niemiecki rozkaz dla cywilnej ludności niemieckiej w Warszawie przygotowania się do ewakuacji 2 sierpnia. Jednocześnie nadawane są stałe polskie komunikaty Radia Moskwa stwierdzające, że już lada chwila Armia Czerwona wkroczy na Pragę, i wzywające do natychmiastowej walki w centrum Warszawy. Własne dane potwierdzają te informacje, istotnie na przedmieściu Pragi ukazały się czołgi sowieckie. Nie można już dłużej ryzykować, grozi nam po ewakuacji cywilnej ludności niemieckiej wykonanie kary śmierci na 100 tysiącach warszawiaków metodą później zastosowaną na Woli: otaczanie dzielnicy posterunkami z bronią maszynową, wyciąganie ludzi z mieszkań i natychmiastowe rozstrzeliwanie na ulicy. W ten sposób zlikwidowano by również całą bezbronną warszawską Armię Krajową. Dalsza oczywista decyzja to pełna ewakuacja całej polskiej ludności i obrona Warszawy (wówczas już silnie zaatakowanej przez Armię Czerwoną) jako twierdzy, a więc do „ostatniego żołnierza”. Decyzja naszej walki zbrojnej stała się więc koniecznością."
Nieco o motywacji stojącej za decyzją pisał również Jerzy Narbutt. " Rozkaz wydany przez Komendę Główną AK – pisze Jerzy Narbutt – „był trafny tak politycznie, jak militarnie. Militarnie był trafny dlatego, że uprzedzał o jeden dzień wielką akcję niemiecką (wiadomość o tej akcji, wzorowanej na walkach z gettem, a zaplanowanej przez Niemców na 2 sierpnia, otrzymał gen. Bór-Komorowski 31 lipca od wtyczki pracującej dla nas w gestapo, jak relacjonuje to Dryja-Wysocki). Politycznie był trafny z tej racji, że narodowi, który przechodził w tym momencie z jednej okupacji pod drugą, została tylko jedna droga: zaprotestować przeciw gwałceniu jego praw tak wobec wrogów, jak i wobec zdradzieckich aliantów”."
Tymczasem sowiecki walec zbliżał się do stolicy. W czerwcu niemiecka Grupa Armii "Środek" rozsypała się na Białorusi. Przez Warszawę przetaczały się, w ciągu dnia, na oczach jej mieszkańców, transporty pobitych, zdemoralizowanych, rannych, straszliwie pokiereszowanych niemieckich i sojuszniczych żołnierzy. (To właśnie podobne obrazki z Francji sprawiły, że alianckie sztaby uznały, że wojska niemieckie są już pobite i można się pokusić o tak ryzykowną operację jak Market-Garden. Podobny błąd popełniło dowództwo AK, ale jak widać był to błąd wówczas powszechny.) Na Warszawę naciera najpotężniejsza armia pancerna świata, dysponująca dużą ilością specjalistycznego sprzętu do forsowania rzeki. Przewaga Sowietów nad Niemcami w czołgach wynosi 7:1, w ludziach również 7:1. Niemcy pośpiesznie łatają dziury we froncie, a Sowieci w tym czasie podchodzą pod Międzylesie i Radzymin. 28 lipca tworzą przyczółek pod Magnuszewem i szykują się do ataku oskrzydlającego na Warszawę. Rokossowski ma rozkaz zająć Pragę do 3 sierpnia. Atakowi na Warszawę mają towarzyszyć akcje dywersyjne. AL ma Plan Skrypija - zajęcia ratusza i kilku budynków w centrum miasta oraz ustrzelenia w zamieszaniu trochę akowców. Kierownictwo PPR i AL zostaje jednak wcześniej ściągnięte przez Stalina, dla bezpieczeństwa do Lublina. Ciężar akcji dywersyjnej ma przypaść Polskiej Armii Ludowej - organizacji o niepodległościowych korzeniach, ale która została zinfiltrowana przez sowieckie służby, podobnie jak wcześniej Miecz i Pług. Warszawa zostaje oplakatowana odezwą dowódcy PAL płka Skokowskiego mówiącą, że dowództwo AK uciekło z miasta i należy zacząć powstanie. Do powstania wzywa też radiostacja "Kościuszko". Istnieje realne niebezpieczeństwo, że PAL zacznie powstanie prowokując niemiecką akcję represyjną, co zmusiłoby AK do działania. Po tym, jak sowieckie wojska wejdą do Warszawy, propaganda Kremla będzie mówiła, że Warszawę "wyzwolili" komuniści, gdy "AK stała z bronią u nogi". 31 lipca do Wisły, w okolicach Pelcowizny dojeżdża sowiecki patrol pancerny. Nadchodzi czas na podjęcie decyzji o Powstaniu....
Skutki tej decyzji okazują się dalekosiężne dla całego świata. Wielu historyków dziwi się głupocie Niemców, którzy zamiast porzucić "gorący kartofel", miasto opanowane przez AK Sowietom i prowokować w ten sposób rozłam w alianckiej koalicji, zdecydowali się poświęcić ogromne siły i środki na ciężkie walki w mieście ryzykując, że siły te zostaną odcięte przez Sowietów. A może jednak nie ryzykowali? Może wiedzieli, że 1 sierpnia, na wieść o rychłym wybuchu Powstania Stalin każe wojskom Rokossowskiego przejść do obrony (Oficjalna historiografia mówi, że Sowieci się zatrzymali, bo ponieśli "ogromne straty" wynoszące... 76 czołgów. W zanadrzu mieli jednak jeszcze ponad 2000 czołgów na tym odcinku.) Sowieci wstrzymują działania licząc na to, że Niemcy rozwiążą za nich problem AK. Poza zajęciem Pragi we wrześniu i innymi drobnymi korektami, front stoi przez pięć miesięcy - aż do połowy stycznia. Nie może ruszyć w czasie Powstania, nie może ruszyć (ze względów politycznych) tuż po nim, później nie sprzyja pogoda. Następna okazja do ruszenia się nadchodzi dopiero w 1945 r. W ciągu miesiąca Sowieci, atakujący według sierpniowych planów Rokossowskiego są już 100 km od Berlina. A gdyby uderzyli w sierpniu-wrześniu 1944 r. na zdezorganizowaną Grupę Armii "Środek"? Jan Nowak-Jeziorański twierdził, że Powstanie ocaliło w ten sposób Berlin Zachodni, Wiedeń i Kopenhagę. Gdyby Sowieci nie sparaliżowali na pięć miesięcy swojego głównego odcinka frontu, zajęliby dużo większą część Niemiec (możliwe, że nie doszłoby do ich podziału na strefy okupacyjne), całą Austrię i Danię. Ich pozycja w powojennej Europie byłaby dominująca. Łatwo, demokratycznymi metodami, zostałyby zsowietyzowane Francja i Włochy. Nie byłoby UE, nie byłoby NATO, Stalin rządziłby dłużej (nie zabiliby go w 1953 r.), komunizm w Polsce byłby o wiele cięższy... Stało się inaczej dzięki wielkiemu poświęceniu Powstańców i ludności cywilnej Warszawy, dzięki alianckim zrzutom (choć były one małe, to zdaniem Nowaka-Jeziorańskiego przyniosły aliantom większe korzyści strategiczne niż największe naloty bombowe na Niemcy) i dzięki zaślepieniu Stalina.
(A co byłoby, gdyby sowiecka ofensywa latem 1944 r. się nie udała? No cóż, w Budapeszcie, Wiedniu, Berlinie, Królewcu, Wrocławiu, Poznaniu, Gdańsku, Kołobrzegu nie było żadnych powstań, a te miasta zostały i tak mocno zniszczone przez walczące armie. Taki los był bardzo prawdopodobny również w przypadku Warszawy.)
Paradoksalnie Powstanie Warszawskie uratowało również Niemcy. Jak pisałem w jednym z wpisów z serii Największe Sekrety: "Konferencja w strasburskim hotelu Maison Rouge, zdarzenie z 10 sierpnia 1944 r., to jedno z kluczowych, acz mało znanych, wydarzeń XX w. To tam grono czołowych niemieckich przemysłowców usłyszało od wysłanników Bormanna, że wojna jest już przegrana i należy ewakuować kapitał, patenty i kluczowe kadry do krajów neutralnych (m.in. korzystając z przedwojennych powiązań biznesowych z amerykańskim kapitałem). Z protokołu konferencji zdobytego przez amerykańskie tajne służby wiemy, że obecni tam wysłannicy Bormanna i oficerowie SS martwili się najbardziej tym, że zabraknie im czasu na ewakuację. Potrzebny czas to około 9 miesięcy." Te kilka miesięcy czasu potrzebnego na ewakuacje strategiczne zapewniła Niemcom na Zachodzie widowiskowo zasabotowana operacja Market-Garden. Na Wschodzie front uspokoiło na długie pięć miesięcy Powstanie Warszawskie. Czyżby więc celowo zostało ono sprowokowane przez Niemców? Czy temu celowi miał służyć rozkaz wzywający 100 tys. mieszkańców Warszawy do kopania umocnień, przecieki o przygotowanej masakrze i zamienieniu miasta w twierdzę bronioną do upadłego? Jaką rolę w tej prowokacji odegrał Józef Retinger, drobny sługus establiszmentu, świętujący 10 lat później, w hotelu Bilderberg pod Arnhem, rocznicę klęski operacji Market-Garden wspólnie z księciem Bernhardem, kierownictwem SOE i niemieckimi przedsiębiorcami uczestniczącymi w konferencji w Maison Rouge? Dlaczego generał Sosnkowski kazał otruć Retingera wąglikiem? Czy Powstanie Warszawskie było więc aktem założycielskim nowego, powojennego ładu europejskiego? Niezależnie od tego, czy tak było, ofiara złożona przez Warszawę mocno przyczyniła się do tego, że Polska przetrwała - nawet jeśli nie jest to Polska naszych marzeń. Wszystkie warianty działania w lecie 1944 r. były złe. Dowództwo AK wybrało jednak jeden z najlepszych.
***
Tradycyjnie przypominam o mojej książce "Vril. Pułkownik Dowbor". Na razie jako e-book (można ją znaleźć choćby tutaj).
Stawiam tezę, że Niemcy dali "Borowi" podczas negocjacji do zrozumienia, że mogą doprowadzić do dekapitacji i paraliżu podziemia. W lipcu wzrosła liczba wsyp - wpadały duże magazyny broni. To było ostrzeżenie. Jak wskazuje prof. Witold Kieżun, uczestnik Powstania Warszawskiego: "Punktem wyjścia zbrojnej walki z niezwykle okrutnym niemieckim okupantem, który już w przeddzień Powstania, pod koniec lipca 1944 roku, miał na swoim sumieniu miliony zamordowanych polskich obywateli: Polaków i Żydów, wzbudzając w ten sposób, trudną do zrozumienia dla współczesnego pokolenia, nienawiść i chęć odwetu, był 27 lipca 1944 roku. Gubernator „dystryktu warszawskiego” Ludwig Fischer wydał rozkaz nakazujący zgłoszenie się 100 tysięcy warszawiaków następnego dnia do budowy fortyfikacji fortecy Warszawa (Festung Warschau) przed atakiem nadchodzącej Armii Czerwonej. Wiemy już z 5-letniego doświadczenia, że niewykonanie niemieckiego rozkazu grozi dwoma możliwościami kary: kara natychmiastowej śmierci albo przesuniętej w czasie w obozie koncentracyjnym. Tymczasem po raz pierwszy w historii II wojny światowej obywatele okupowanego przez Niemcy kraju zbojkotowali ten wojenny rozkaz, zgłosiło się tylko 30-40 osób. Zbiorowy bunt, największy w historii świata, miliona warszawiaków, bo przecież ta decyzja została podjęta przez wszystkie polskie, warszawskie rodziny, był właściwym początkiem Powstania. (...) Sytuacja staje się jednak coraz bardziej tragiczna, wiemy już w Warszawie, jak wygląda walka miasta ogłoszonego przez Niemców jako forteca, bo znamy doświadczenia Mińska Litewskiego. Całą ludność wysiedlono, a miasto bronione do „ostatniego żołnierza” zostało gruntownie zniszczone. Powojenne dane obrazują dokładnie ten efekt: 40 proc. ewakuowanych mieszkańców zginęło, a Mińsk został zniszczony w 92 procentach.30 lipca zostaje wydany tajny niemiecki rozkaz dla cywilnej ludności niemieckiej w Warszawie przygotowania się do ewakuacji 2 sierpnia. Jednocześnie nadawane są stałe polskie komunikaty Radia Moskwa stwierdzające, że już lada chwila Armia Czerwona wkroczy na Pragę, i wzywające do natychmiastowej walki w centrum Warszawy. Własne dane potwierdzają te informacje, istotnie na przedmieściu Pragi ukazały się czołgi sowieckie. Nie można już dłużej ryzykować, grozi nam po ewakuacji cywilnej ludności niemieckiej wykonanie kary śmierci na 100 tysiącach warszawiaków metodą później zastosowaną na Woli: otaczanie dzielnicy posterunkami z bronią maszynową, wyciąganie ludzi z mieszkań i natychmiastowe rozstrzeliwanie na ulicy. W ten sposób zlikwidowano by również całą bezbronną warszawską Armię Krajową. Dalsza oczywista decyzja to pełna ewakuacja całej polskiej ludności i obrona Warszawy (wówczas już silnie zaatakowanej przez Armię Czerwoną) jako twierdzy, a więc do „ostatniego żołnierza”. Decyzja naszej walki zbrojnej stała się więc koniecznością."
Nieco o motywacji stojącej za decyzją pisał również Jerzy Narbutt. " Rozkaz wydany przez Komendę Główną AK – pisze Jerzy Narbutt – „był trafny tak politycznie, jak militarnie. Militarnie był trafny dlatego, że uprzedzał o jeden dzień wielką akcję niemiecką (wiadomość o tej akcji, wzorowanej na walkach z gettem, a zaplanowanej przez Niemców na 2 sierpnia, otrzymał gen. Bór-Komorowski 31 lipca od wtyczki pracującej dla nas w gestapo, jak relacjonuje to Dryja-Wysocki). Politycznie był trafny z tej racji, że narodowi, który przechodził w tym momencie z jednej okupacji pod drugą, została tylko jedna droga: zaprotestować przeciw gwałceniu jego praw tak wobec wrogów, jak i wobec zdradzieckich aliantów”."
Tymczasem sowiecki walec zbliżał się do stolicy. W czerwcu niemiecka Grupa Armii "Środek" rozsypała się na Białorusi. Przez Warszawę przetaczały się, w ciągu dnia, na oczach jej mieszkańców, transporty pobitych, zdemoralizowanych, rannych, straszliwie pokiereszowanych niemieckich i sojuszniczych żołnierzy. (To właśnie podobne obrazki z Francji sprawiły, że alianckie sztaby uznały, że wojska niemieckie są już pobite i można się pokusić o tak ryzykowną operację jak Market-Garden. Podobny błąd popełniło dowództwo AK, ale jak widać był to błąd wówczas powszechny.) Na Warszawę naciera najpotężniejsza armia pancerna świata, dysponująca dużą ilością specjalistycznego sprzętu do forsowania rzeki. Przewaga Sowietów nad Niemcami w czołgach wynosi 7:1, w ludziach również 7:1. Niemcy pośpiesznie łatają dziury we froncie, a Sowieci w tym czasie podchodzą pod Międzylesie i Radzymin. 28 lipca tworzą przyczółek pod Magnuszewem i szykują się do ataku oskrzydlającego na Warszawę. Rokossowski ma rozkaz zająć Pragę do 3 sierpnia. Atakowi na Warszawę mają towarzyszyć akcje dywersyjne. AL ma Plan Skrypija - zajęcia ratusza i kilku budynków w centrum miasta oraz ustrzelenia w zamieszaniu trochę akowców. Kierownictwo PPR i AL zostaje jednak wcześniej ściągnięte przez Stalina, dla bezpieczeństwa do Lublina. Ciężar akcji dywersyjnej ma przypaść Polskiej Armii Ludowej - organizacji o niepodległościowych korzeniach, ale która została zinfiltrowana przez sowieckie służby, podobnie jak wcześniej Miecz i Pług. Warszawa zostaje oplakatowana odezwą dowódcy PAL płka Skokowskiego mówiącą, że dowództwo AK uciekło z miasta i należy zacząć powstanie. Do powstania wzywa też radiostacja "Kościuszko". Istnieje realne niebezpieczeństwo, że PAL zacznie powstanie prowokując niemiecką akcję represyjną, co zmusiłoby AK do działania. Po tym, jak sowieckie wojska wejdą do Warszawy, propaganda Kremla będzie mówiła, że Warszawę "wyzwolili" komuniści, gdy "AK stała z bronią u nogi". 31 lipca do Wisły, w okolicach Pelcowizny dojeżdża sowiecki patrol pancerny. Nadchodzi czas na podjęcie decyzji o Powstaniu....
Skutki tej decyzji okazują się dalekosiężne dla całego świata. Wielu historyków dziwi się głupocie Niemców, którzy zamiast porzucić "gorący kartofel", miasto opanowane przez AK Sowietom i prowokować w ten sposób rozłam w alianckiej koalicji, zdecydowali się poświęcić ogromne siły i środki na ciężkie walki w mieście ryzykując, że siły te zostaną odcięte przez Sowietów. A może jednak nie ryzykowali? Może wiedzieli, że 1 sierpnia, na wieść o rychłym wybuchu Powstania Stalin każe wojskom Rokossowskiego przejść do obrony (Oficjalna historiografia mówi, że Sowieci się zatrzymali, bo ponieśli "ogromne straty" wynoszące... 76 czołgów. W zanadrzu mieli jednak jeszcze ponad 2000 czołgów na tym odcinku.) Sowieci wstrzymują działania licząc na to, że Niemcy rozwiążą za nich problem AK. Poza zajęciem Pragi we wrześniu i innymi drobnymi korektami, front stoi przez pięć miesięcy - aż do połowy stycznia. Nie może ruszyć w czasie Powstania, nie może ruszyć (ze względów politycznych) tuż po nim, później nie sprzyja pogoda. Następna okazja do ruszenia się nadchodzi dopiero w 1945 r. W ciągu miesiąca Sowieci, atakujący według sierpniowych planów Rokossowskiego są już 100 km od Berlina. A gdyby uderzyli w sierpniu-wrześniu 1944 r. na zdezorganizowaną Grupę Armii "Środek"? Jan Nowak-Jeziorański twierdził, że Powstanie ocaliło w ten sposób Berlin Zachodni, Wiedeń i Kopenhagę. Gdyby Sowieci nie sparaliżowali na pięć miesięcy swojego głównego odcinka frontu, zajęliby dużo większą część Niemiec (możliwe, że nie doszłoby do ich podziału na strefy okupacyjne), całą Austrię i Danię. Ich pozycja w powojennej Europie byłaby dominująca. Łatwo, demokratycznymi metodami, zostałyby zsowietyzowane Francja i Włochy. Nie byłoby UE, nie byłoby NATO, Stalin rządziłby dłużej (nie zabiliby go w 1953 r.), komunizm w Polsce byłby o wiele cięższy... Stało się inaczej dzięki wielkiemu poświęceniu Powstańców i ludności cywilnej Warszawy, dzięki alianckim zrzutom (choć były one małe, to zdaniem Nowaka-Jeziorańskiego przyniosły aliantom większe korzyści strategiczne niż największe naloty bombowe na Niemcy) i dzięki zaślepieniu Stalina.
(A co byłoby, gdyby sowiecka ofensywa latem 1944 r. się nie udała? No cóż, w Budapeszcie, Wiedniu, Berlinie, Królewcu, Wrocławiu, Poznaniu, Gdańsku, Kołobrzegu nie było żadnych powstań, a te miasta zostały i tak mocno zniszczone przez walczące armie. Taki los był bardzo prawdopodobny również w przypadku Warszawy.)
Paradoksalnie Powstanie Warszawskie uratowało również Niemcy. Jak pisałem w jednym z wpisów z serii Największe Sekrety: "Konferencja w strasburskim hotelu Maison Rouge, zdarzenie z 10 sierpnia 1944 r., to jedno z kluczowych, acz mało znanych, wydarzeń XX w. To tam grono czołowych niemieckich przemysłowców usłyszało od wysłanników Bormanna, że wojna jest już przegrana i należy ewakuować kapitał, patenty i kluczowe kadry do krajów neutralnych (m.in. korzystając z przedwojennych powiązań biznesowych z amerykańskim kapitałem). Z protokołu konferencji zdobytego przez amerykańskie tajne służby wiemy, że obecni tam wysłannicy Bormanna i oficerowie SS martwili się najbardziej tym, że zabraknie im czasu na ewakuację. Potrzebny czas to około 9 miesięcy." Te kilka miesięcy czasu potrzebnego na ewakuacje strategiczne zapewniła Niemcom na Zachodzie widowiskowo zasabotowana operacja Market-Garden. Na Wschodzie front uspokoiło na długie pięć miesięcy Powstanie Warszawskie. Czyżby więc celowo zostało ono sprowokowane przez Niemców? Czy temu celowi miał służyć rozkaz wzywający 100 tys. mieszkańców Warszawy do kopania umocnień, przecieki o przygotowanej masakrze i zamienieniu miasta w twierdzę bronioną do upadłego? Jaką rolę w tej prowokacji odegrał Józef Retinger, drobny sługus establiszmentu, świętujący 10 lat później, w hotelu Bilderberg pod Arnhem, rocznicę klęski operacji Market-Garden wspólnie z księciem Bernhardem, kierownictwem SOE i niemieckimi przedsiębiorcami uczestniczącymi w konferencji w Maison Rouge? Dlaczego generał Sosnkowski kazał otruć Retingera wąglikiem? Czy Powstanie Warszawskie było więc aktem założycielskim nowego, powojennego ładu europejskiego? Niezależnie od tego, czy tak było, ofiara złożona przez Warszawę mocno przyczyniła się do tego, że Polska przetrwała - nawet jeśli nie jest to Polska naszych marzeń. Wszystkie warianty działania w lecie 1944 r. były złe. Dowództwo AK wybrało jednak jeden z najlepszych.
***
Tradycyjnie przypominam o mojej książce "Vril. Pułkownik Dowbor". Na razie jako e-book (można ją znaleźć choćby tutaj).
No i szacunek za "uźródłowienie" artykułu z tyloma sensacjami
OdpowiedzUsuń