niedziela, 2 marca 2014

Krym: Pierwsza Wojna Tituszkowa?

Ilustracja muzyczna: Time to Rock and Roll - Jormungand OST

Wojna przeciwko Ukrainie nie jest w interesie ani Rosji ani Rosjan. Jest jedynie w interesie międzynarodowego tituszki Władimira Władimirowicza Putina (który notabene nie jest czystym, etnicznym Rosjaninem - przyznają się do niego plemiona ugrofińskie). Tituszka,  który kosztem narodu rosyjskiego oraz innych ludów zamieszkujących jego państwo zgromadził majątek sięgający 70 mld dolarów i ma pewnie w swoich rezydencjach większe wypasy niż Janukowycz (podwójne złote kible? :) jest zaniepokojony tym, że utrata Ukrainy podkopie jego pozycję wśród innych tituszek na Kremlu (Szojgu, Sieczin...) oraz tym, że przykład Ukraińskiej Rewolucji doprowadzi do aktywizacji społeczeństwa w Rosji (co mogłoby skończyć się tym, że lud wejdzie mu na chatę). Stara się więc zachować twarz i zastraszyć wszystkich dookoła nie zważając no konsekwencje strategiczne - to, że odbierając Krym straci szansę na odzyskanie całej Ukrainy, to że przerwie wszelkie deale z Zachodem, ostatecznie skończy reset, narazi Rosję na straty finansowe i wepchnie rosyjskojęzyczną ludność Krymu w nędzę (turyści już tam nie przyjadą a 80 proc. prądu Krym dostaje z Ukrainy, a gdy zabraknie prądu krymska gospodarka stanie...). Putin jest często porównywany do Hitlera. Są pewne analogie pomiędzy tymi złoczyńcami, mimo wszystko jednak Hitler starał się troszczyć o interesy strategiczne Niemiec i dobrobyt Niemców. Putin troszczy się jedynie o to jak okraść Rosjan i sąsiednie narody. To czyni go szczególnie niebezpiecznym, gdyż jego polityka wymyka się strategicznym schematom (Czekam w obecnej sytuacji na komentarze mędrków mówiących, że "Putin nie mógłby dokonać zamachu w Smoleńsku, bo by to uderzyło w wizerunek Rosji"). Jedynym nadzieją na jego powstrzymanie jest mocne uderzenie pięścią w stół - na początek sankcje,  takie jak proponuje prof. Bensancon. Trzeba dorwać się do jego pieniędzy w rajach podatkowych. Jak to nie poskutkuje,  ktoś powinien zagrozić zrzuceniem bomby atomowej na Moskwę - prezydent McCain, sięgnąłby po tę wypróbowaną zimnowojenną metodę. Nadzieja jest również w Chinach - powinny one zdyscyplinować swojego mafijnego wasala, który chce ZBYT WCZEŚNIE  wywołać konfrontację z Zachodem. Jeśli prezydent Xi Jinping zachowa się jak Mao w 1956 r., prestiż Chin na świecie niesamowicie wzrośnie.

Jacyś rusofile pewnie się oburzą, że nazywam Putina kryminalistą. Tak się składa, że dużo o jego kryminalnej działalności (np. związkach z uzbecką mafią narkotykową) pisał rosyjski patriota płk Aleksander Litwinienko. Ale przyjrzyjmy się jednemu ciekawemu przykładowi:


Na zdjęciu powyżej Putin z przywódcą gangu motocyklowego Nocne Wilki Aleksandrem Zadołstonowem xyfka "Chirurg" (ze względu na sprawne posługiwanie się nożem). Nocne Wilki robią teraz za tituszki na Krymie. Z powodu swoich związków z tym kryminalnym gangiem Putin znalazł się przez pewien czas na liście osób niepożądanych w Finlandii.  Wyobrażacie sobie przywódcę jakiegokolwiek państwa chwalącego się fotkami z przestępcami? Ale skoro uczynił prezydentem Ukrainy złodzieja i gwałciciela (siedział za napad z bronią w ręku i próbę gwałtu) Janukowycza...

Polecanki: mój promotor prof. gen. Bolesław "Inteligent w Armii" Balcerowicz o scenariuszach wojny. "Ze strategicznego punktu widzenia byłoby to szaleństwo. Z drugiej strony: z historycznego punktu widzenia pamiętamy kilka wojen, które były szaleństwem. "

Ukraińscy Rosjanie piszą do Putina, że nie chcą być przez niego wyzwalani. 

Przywódca Prawego Sektora Dmytro Jarosz pisze do Doku Umarowa.

Patriarcha Kurewsko-Sowiecki Cyryl II Smoleńsko-Kaliningradzki wzywa do wojny z Ukrainą. Przypominam, co o tym wysokiej rangi funkcjonariuszu KGB pisał przywódca Ruchu Duponarodowego Robert Snowden/Winnicki: " Wiele osób patrzy na wizytę Cyryla jedynie z perspektywy jego bliskich związków z Kremlem i jego agenturalnej przeszlości - moim zdaniem jest to najzupełniej błędne. Wszystko zależy od perspektywy, z jakiej się patrzy. Moja pokrywa się z perspektywą Kościoła; tzn. wyzwania cywilizacyjno-kulturowe są o wiele ważniejsze, również, a może przede wszystkim,dla życia narodu, niż tragiczne konfrontacje z przeszłości."

Flashback: Sny#1 : Śmierć Rosji/Odrodzenie Rusi

Ps. Przeczytajcie też wpis o zamachu na ministra Pierackiego. Zlajkujcie i skomentujcie. 

sobota, 1 marca 2014

Największe sekrety: Pieracki

Ilustracja muzyczna: Dawid Hallmann - Siwy Konik








Ten zamach mocno zaciążył na relacjach polsko-ukraińskich i stał się symbolem banderowskiego terroryzmu. Płk Bronisław Pieracki, wielokrotnie odznaczony legionista, wybitny sanacyjny polityk, oficer Oddziału II-go, minister spraw wewnętrznych został 15 czerwca 1934 r. postrzelony przed klubem oficerskim na ulicy Foksal. Zmarł z ran po przewiezieniu go do szpitala. Marszałek Piłsudski i premier Leon Kozłowski zareagowali na to utworzeniem w województwie poleskim (sprawnie rządzonym przez płka Wacława Kostka-Biernackiego) Miejsca Odosobnienia w urokliwym miasteczku Bereza Kartuska. Pierwszymi pensjonariuszami tego zakładu, stali się Bolesław Piasecki i inni działacze RNR Falanga - na krótko przed zamachem zapowiadali falę terroru przeciwko władzom. Władze miały w pamięci zamach na prezydenta Narutowicza, więc potraktowały ich przechwałki zbyt poważnie i potrzymały narodowych krzykaczy w Berezie przez kilka miesięcy. Wypuściły, gdyż nie mogły ich w żaden sposób powiązać ze zbrodnią na Foksal. (Osobną kwestią jest prawdopodobna współpraca Piaseckiego i innych liderów późniejszego PAX-u z tajnymi służbami podczas odsiadki w Berezie...).


Powyżej: grafika co prawda z prowadzonego przez giertychowych zoofilów zjebowskiego  profilu "Cała prawda o Józefie Piłsudskim", ale mi się podoba :)

W końcu policja uznała, że winę za zamach na ministra Pierackiego ponoszą ukraińscy nacjonaliści. Za zamachowca uznano nierozgarniętego półidiotę Hryhoryja Maciejkę i zaocznie skazano. Nie pojawił się on na sali sądowej, gdyż zdołał wcześniej uciec do Czechosłowacji. Za organizację zabójstwa skazano m.in. Stepana Banderę. Sprawa wydaje się być zamknięta. Ale...



Proces Maciejki był procesem czysto poszlakowym, który wzbudzał liczne wątpliwości ówczesnych obserwatorów. Jednym z głównych dowodów przeciwko OUN miała być... żółto-niebieska kokarda znaleziona na chodniku kilkadziesiąt metrów od miejsca zamachu. Jak pisze dr Baliszewski:


"Jak się wydaje, nikt nie widział prawdziwego zabójcy. Dokumenty śledztwa mówią o mężczyźnie, który z papierową paczką pod pachą od godzin porannych przechadzał się ulicą Foksal, ale trudno dać wiarę, by człowiek, który planował zabicie ministra, był tak nieostrożny, by ryzykować nieuchronne wylegitymowanie na maleńkiej warszawskiej ulicy, przy której mieścił się nie tylko Klub Towarzyski, tzw. Klub 11 listopada, w którym jadali członkowie rządu, ale także ambasada japońska, będąca pod stałą ochroną policji. Według jednych świadków, człowiek, który strzelał do Pierackiego, był wysokim, ogorzałym blondynem lub szatynem o bujnej czuprynie. Według innych, zamachowiec był niskiego wzrostu, ubrany w czapkę cyklistówkę i sportowe ubranie. Wąsy miał przystrzyżone po angielsku. Z opisu zamieszczonego w "Robotniku" wynikało, że zamachowców było kilku i że strzelali z ukrycia za drzewami ogrodu. W relacji jednego z najważniejszych świadków zdarzeń 15 czerwca 1934 r., służącego klubu Adama Dawdy, zapisany został fakt zupełnie niepojęty. Oto - według jego słów - młody człowiek w zielonkawym płaszczu po dokonaniu zabójstwa wcale nie uciekał. Oddalał się powolnym krokiem, pogwizdując.Fakt, że zabójca Pierackiego, przez nikogo nie zapamiętany i nie ścigany, bezpiecznie oddalił się z miejsca zbrodni, zdaje się potwierdzać i to, że policja nie sporządziła portretu pamięciowego zamachowca, i to że następnego dnia Ministerstwo Spraw Wewnętrznych zapowiedziało w prasie astronomiczną, wynoszącą 100 tys. zł, nagrodę za pomoc w ujęciu sprawcy. Bez skutku. Gen. Kordian Zamorski, komendant główny policji, ujawnił po latach, że bezradność służb śledczych była taka, że na pomoc wezwano słynnego jasnowidza Ossowieckiego. Dano mu do dyspozycji płaszcz porzucony przez zabójcę i egzemplarz gazety, którą trzymał pod pachą. Nawet Ossowiecki nie potrafił jednak wskazać żadnego konkretnego tropu"

(koniec cytatu)



Wiadomo, że zjazd OUN w Berlinie w 1934 r. podjął decyzję o zamachach na ministrów Jędrzejewicza i Pierackiego. Gdy tylko o decyzjach zjazdu dowiedzieli się Niemcy, zakazali Ukraińcom działania argumentując, że narazi to na szwank poprawę stosunków polsko-niemieckich. Przywódca OUN Jehwen Konowalec upierał się po zabójstwie Pierackiego, że zamach zorganizowano bez jego zgody. Zwalał winę na Banderę. Jak zanotował Paweł Sudopłatow, sowiecki szpieg i zabójca Konowalca: " Konowalec powiedział mi, że Berlin przynajmniej na razie, nie jest w żadnej mierze zainteresowany w działaniach przeciwko Polakom. Niemcy byli tak oburzeni zamachem, że skierowali swój gniew przeciw Banderze i jego zwolennikom, ale zamachowiec Maciejko zdążył uciec." Pierackiego przed zamachem obserwował ounowiec Mykoła Łebed. Jego z kolei obserwowała polska policja. Bandera obawiał się wówczas, że lwowska OUN jest silnie zinfiltrowana przez polskie służby, więc odwołał rozkaz zabicia ministra Pierackiego. Oficjalna historiografia twierdzi, że rozkaz ten nie dotarł do Warszawy.

Ukraińskie podziemie przyznało się do blisko 2 tys. zamachów terrorystycznych przeciwko II RP. Nie przyznało się do zamachu na ministra Pierackiego i w 1934 r. stanowczo protestowało przeciwko łączeniu go z tym zabójstwem. Protesty ucichły po latach - wszak w cv Bandery zorganizowanie zabójstwa ministra wyglądało lepiej niż takie dokonania jak napad na pocztę w Gródku Jagiellońskim tudzież zastrzelenie ukraińskiego wiejskiego nauczyciela. Na utrzymaniu mitu mówiącego o tym, że płka Bronisława Pierackiego zabili ukraińscy nacjonaliści zależało zarówno Polakom jak i Ukraińcom.

Dlaczego więc zginął minister Pieracki? Oddajmy znów głos drowi Baliszewskiemu:


Powyżej: uroczystość zmiany nazwy ulicy Foksal na Bronisława Pierackiego

Ilustracja muzyczna: Kanashimi no mukou e - School Days OST

"Jedynym rozdziałem w życiu ministra Pierackiego, o którym historia milczy, jest jego życie prywatne. Tak jakby w ogóle go nie miał. W wieku 39 lat pozostawał kawalerem. Według Romeyki, "Odmiana łuszczycy czy egzemy powodowała, że odsuwał się od ludzi". "Mówiono - pisał Jerzy Rawicz - że w czasie wojny został ciężko ranny w podbrzusze. Wskutek tego utył nadmiernie, rozlał się, nawet zmienił mu się głos". Rzeczywiście Pieracki został ciężko ranny w czasie wojny w potyczce pod Jastkowem. Tyle że w pierś. Jak się więc wydaje, wszelkie aluzje i sugestie co do jego męskiej niesprawności są niczym innym jak zwyczajną obmową. Tym bardziej że w materiałach wspomnieniowych znaleźć można także wzmianki o częstych wizytach ministra Pierackiego w wytwornych - jak to niegdyś nazywano - lupanarach. Co wydaje się jednak najistotniejsze w tym prywatnym rozdziale w życiu Pierackiego, to to, że kilka miesięcy przed śmiercią minister bez podania przyczyn oddalił swoją ochronę osobistą. Nagle i kategorycznie. Tak jak gdyby w jego życiu pojawił nowy wątek, który chciał ukryć przed światem. I tylko być może fakt ten ma związek z pewną niezwykłą relacją spisaną w latach 60. w Argentynie, a przekazaną przez dr Iwonę Zaciewską. Jej ciotka Grażyna Wajda rzucona wraz z mężem przez wojenną tułaczkę do Argentyny w miasteczku La Granja, wśród nielicznej tam Polonii, poznała człowieka o nazwisku Mieczysław Różański. Był to bardzo wysokiego wzrostu i silnej budowy góral. Przed wojną pracował jako dekorator w teatrach we wszystkich dużych miastach w Polsce. Był samotny i bez żadnej dalszej rodziny. W La Granja był właścicielem niewielkiego lokalu, kawiarenki z muzyką i tańcami na świeżym powietrzu. W 1968 r., gdy zaproszona odwiedziła jego dom, w saloniku dostrzegła portret kobiety o charakterystycznej urodzie, którą poznała w warszawskiej Operze tuż przed wojną, a którą przedstawiono jej jako "narzeczoną tragicznie zmarłego ministra Pierackiego". Widząc jej pytający wzrok, Mieczysław Różański powiedział: "To moja ukochana żona, którą uwiódł i porwał minister Pieracki". Wówczas poznała historię nieszczęśliwej miłości i małżeństwa, które trwało kilka miesięcy. I być może cała ta opowieść nie byłaby warta przywołania, gdyby nie jej finał. Oto bowiem rok czy dwa lata później, gdy zmarł Mieczysław Różański, ksiądz z pobliskiej parafii w Salsipuedes przed pogrzebem zgromadził zamieszkałych w okolicy La Granja Polaków, by spełnić ostatnią wolę zmarłego i poinformować ich, że życzeniem Różańskiego było, by wszyscy dowiedzieli się, że to nie Ukraińcy, ale on przed 35 laty zabił w Warszawie ministra Pierackiego. Chciał także, by dowiedzieli się, że nawet w obliczu śmierci swego czynu nie żałuje.
Być może żyją jeszcze ludzie, którzy mogą pomóc zweryfikować tę historię. Jeśli jest prawdziwa, to tłumaczy, dlaczego zabójca Pierackiego nie uciekał, a oddalał się powolnym krokiem, pogwizdując."

Wielka tajemnica sprzed lat ma bardzo proste rozwiązanie. Wielką historię kształtują czasem prywatne, sercowe wybory. Morał z tej historii: nie zdradzać ukochanych!





piątek, 28 lutego 2014

Krym: Pełzająca inwazja

O ile wczoraj krymski parlament w Symferopolu został zajęty przez rosyjskich terrorystów, to dzisiaj dywersanci zajęli lotnisko w Symferopolu i blokują port lotniczy w Sewastopolu. Z dostępnej dokumentacji zdjęciowej wynika, że noszą oni mundury łudząco podobne do nowego rosyjskiego wzoru - pozbawione dystynkcji. Mamy tutaj do czynienia za pewne z siłami specjalnymi lub piechotą morską.


Putin stara się realizować osetyjski scenariusz - na razie jednak bez konfrontacji na pełną skalę. Już teraz konflikt ukraińsko-rosyjski prowadzi do dużego osłabienia rubla i odpływu kapitału z Rosji. Przekształcenie go w wojnę mogłoby wciągną rosyjską gospodarkę, balansującą na granicy recesji w potężny kryzys. Putin jest w ciężkim położeniu - przegrana na Ukrainie ośmiela jego przeciwników z resortowego obozu władzy.
Ukraińska Rewolucja nie na żarty wystraszyła Kreml. Jak mówi prof. Marciniak: ""Jeśli w rosyjskich mediach pojawiają się obrazki z pałaców i rezydencji Janukowycza, to wszędzie tam spotka się z pan z pytaniem: „Ciekawe jak nasi mieszkają?”. A więc nie bunt, ale kolejny kroczek w podważeniu legitymizacji władzy Putina i dyskomfortowa dla władców Kremla sytuacja sprowadzająca się do faktu, że „naszego kolegę wygonili”. To właśnie rodzi niepokój rosyjskiego obozu władzy. Rosja musi więc wykonać operację o znaczeniu symbolicznym, która zawczasu wybije rosyjskim obywatelom z głowy pomysł powtórzenia u siebie tego, co stało się na Majdanie. Może być więc to przeprowadzenie operacji symbolicznego ukarania Majdanu, by w Rosji pokazać, że tam Majdan się nie powtórzy. To może popychać Moskwę do demonstracji siły, kreowania separatyzmu."


Powyżej: Przy okazji konfliktu  na Krymie odkryto zaginione ogniowo ewolucji - tituszkę 80-go poziomu...

Putin przegrywa grę o centrum władzy w Kijowie, nie uda mu się też zapewne oderwać od Ukrainy jej wschodnich obszarów (tego nie chcą oligarchowie sprawujący tam wciąż realną władzę), pozostaje mu tylko rozgrywka o zamieszkały w większości przez resortowych homo sovieticus Krym. Sięgając po tą starą tatarską ziemię może uratować swoją głowę, ale zaszkodzić strategicznym interesom Rosji.  Destabilizacja Ukrainy wymaga raczej bowiem, by resortowe gniazdo szerszeni na Krymie pozostało w granicach Ukrainy, O ile wsparcie Kremla dla Janukowycza i jego liczne prowokacje zaszczepiły wśród Ukraińców niechęć do wschodniego sąsiada, to oderwanie od Ukrainy Krymu sprawi, że Ukraińcy będą Rosjan nienawidzić. Wszelkie próby przejęcia kontroli nad kijowskim centrum decyzyjnym będą przez wiele lat nieskuteczne. Ukraińcy to nie postPolacy żądni przede wszystkim spokoju, żarła oraz igrzysk. To wk...wieni biedni ludzie, którzy nie mają nic do stracenia i właśnie zadziwili cały świat obalając bandycką władzę. Putin kiedyś odejdzie, ale Rosja zostanie z żądnym odwetu wrogiem na granicy. Ale Putina zapewne to nie obchodzi - martwi się on jedynie o to jak skutecznie wyprowadzać pieniądze z kraju zanim przejmą go Chińczycy.

Ps. Ciekawostka o współczesnej Rosji. Jednym z głównych kremlowskich strategów jest Władisław Surkow, doradca Putina. Prawdziwe nazwisko: Asłanbek Dudajew :)

wtorek, 25 lutego 2014

Tajlandia: wiosna ludów czy antydemokratyczny bunt oligarchów?


"Wszystko mi ujdzie na sucho. Dlaczego? Bo jestem piękna!"
   Boa Hancock, "One Piece"

Globalna Wiosna Ludów dotarła także do Tajlandii. W odróżnieniu jednak o Ukrainy, tam sympatyzuję z rządem premier Yingluck Shinawatry. Dlaczego? Do tego, że słuszność stoi po stronie rządu przekonał mnie Robert Amsterdam, prawnik Michaiła Chodorkowskiego i byłego premiera Tajlandii Thaksina Shinawatry. Polecam zapoznać się z jego argumentacją.  Przyznam jednak, że sporą rolę w moich sympatiach odgrywa, wydawałoby się tak trywialny i niepoważny czynnik jak uroda i urok pani premier Tajlandii. :) No cóż, wygląda na to, że nie wolno lekceważyć takich rzeczy w polityce - czym byłby bowiem peronizm bez Evity Peron - kolejną głupią ideologią.

Niedawno skrobnąłem do poważnej prasy większy tekścik o kryzysie w Tajlandii. Zacytuję jego fragment:



"Yingluck Shinawatra, prawdopodobnie najpiękniejsza spośród szefowych rządu z całego świata, jest premierem Tajlandii od 2011 r. Ta wykształcona w USA, odnosząca sukcesy businesswoman, jest młodszą siostrą kontrowersyjnego miliardera, byłego premiera Thaksina Shinawatry. Przez opozycyjnych demonstrantów blokujących budynki rządowe w Bangkoku jest ona uznawana głównie za marionetkę swojego brata, laleczkę maskującą słodkim uśmiechem i demagogią machinacje swojej rodziny.



Thaksin, magnat z branży telekomunikacyjnej, był premierem w latach 2001–2005. Odnosił sukcesy w polityce gospodarczej i zagranicznej, ostro wziął się do walki z handlarzami narkotyków i zaangażował się w poprawę położenia socjalnego biedniejszych warstw ludności. Zdobył serca gorzej sytuowanych, szczególnie mieszkańców wiejskich obszarów z północy. Choć był uznawany za oligarchę, to naraził się swoją polityką innym oligarchom, wielkomiejskiej inteligencji i wojskowym. Nie był popularny na południu ani w Bangkoku – bastionach opozycyjnej (wówczas i obecnie) Partii Demokratycznej. Oponenci zarzucali mu korupcję, populizm, ograniczanie wolności słowa i autorytarne ciągotki (wojna z narkotykami doprowadziła do tego, że służby specjalne często likwidowały podejrzanych bez sądu) i „brak szacunku dla rodziny królewskiej". W 2006 r. został obalony w wyniku wojskowego zamachu stanu i udał się na wygnanie do Dubaju, by uniknąć wyroku za korupcję. Do władzy doszła Partia Demokratyczna, a nowy rząd kazał strzelać do „Czerwonych Koszul", zwolenników Thaksina, protestujących przeciwko temu gwałtowi na demokracji.



– Przed Thaksinem tajscy politycy trzymali się na dystans od spraw biednych. Partie nie były budowane oddolnie, ale odgórnie. Przyszedł Thaksin, złożył obietnice i je wypełnił. Ale klasa średnia źle reagowała na jego „tendencję w kierunku tyranii" – wyjaśnia Paul Chambers, szef działu analiz w Instytucie Spraw Azji Południowo-Wschodniej na Uniwersytecie Chiang Mai.



W maju 2011 r. wybory wygrała kierowana przez Yingluck Shinawatrę partia Pheu Thai, której hasłem wyborczym było „Thaksin myśli, Pheu Thai działa". W październiku 2013 r. jej partia wniosła do parlamentu projekt ustawy o amnestii dla przedstawicieli obu obozów stojących naprzeciw siebie podczas zamachu stanu z 2006 r. Amnestia oznaczałaby zielone światło dla powrotu Thaksina do rządów. Opozycja – „Żółte Koszule" związane z Partią Demokratyczną – zareagowała gwałtownymi protestami, w których zginęło kilkanaście osób. Wie, że słabo wypadnie przy urnach, więc wzywa do zastąpienia obecnych, demokratycznie wybranych władz przez obsadzone przez nią komitety. Nie udało jej się co prawda całkowicie sparaliżować wyborów parlamentarnych z 2 lutego, ale bojkot głosowania w niektórych okręgach spowodował, że prawdopodobnie konieczne staną się wybory uzupełniające."

(koniec cytatu)

Yingluck w poniedziałek opuściła Bangkok i "wykonuje obowiązki premiera" z miejsca odległego o 150 km na północ od stolicy. Jak napisał jeden z moich czytelników: "Mogłaby wykonywać obowiązki nawet u mnie z domu". Wojsko na razie nie angażuje się w konflikt, pani premier pozostają za to jej hardkorowi zwolennicy/prowokatorzy ze służb, którzy od czasu do czasu strzelają do "Żółtych Koszul" a nawet podkładają bomby na ich wiecach. 



"Nawet jakby mnie sztyletowała, na mojej twarzy gościłby uśmiech rozkoszy a z oczu płynęły łzy szczęścia..."


poniedziałek, 24 lutego 2014

Ukraina: Rosyjskie plany A, B i C



"Piękna Juliya" Lady Tsunade ukraińskiej polityki znowu w grze, co w moim przypadku nie wywołuje entuzjazmu. Dlaczego? Przypomnijmy kilka faktów. W 2006 r. minister spraw wewnętrznych Jurij Łucenko opowiedział amerykańskiemu ambasadorowi w Kijowie nakazał mu aresztować Olega Turczynowa, ówczesnego szefa SBU, obecnego p.o. głowy państwa. Turczynow, to człowiek który wciągnął Tymoszenko do polityki. Aresztowany miał być również Andrij Kożemiakin, współpracownik Turczynowa, robiący szybką karierę w SBU syn generała KGB. Łucenko odmówił ich aresztowania. Dlaczego Turczynow i Kożemiakin mieliby trafić do aresztu? Za zniszczenie 20 tomów akt dotyczących kryminalnej działalności rosyjskiego mafiozy Siemiona Mogilewicza i jego rzekomych związków z Tymoszenko. Mogilewicz kontrolował dostawy gazu na Ukrainę poprzez RosUkrEnergo i swojego oligarchę Firtasza. Później jednak całe to towarzystwo się pokłóciło. Tymoszenko wyeliminowała Firtasza z gazowego interesu, Firtasz wsparł Janukowycza i zapewnił Tymoszenko pobyt w więzieniu (akurat pod dętymi zarzutami).



We wrześniu 2012 r. ukraiński deputowany, gen. SBU Hryhoryj Omelczenko ujawnił, że Tymoszenko została zwerbowana w lipcu 1995 r. przez rosyjskie służby specjalne. Do werbunku miało dojść na lotnisko Wnukowo. Omelczenko to były współpracownik Tymoszenko, więc może ma jakąś nieoficjalną wiedzę na ten temat - żadnych poszlak jednak nie przedstawił. Trzeba więc ostrożnie przyglądać się "Lady Tusnade"- ona może być po prostu elementem kremlowskiego planu B.

Plan A, czyli ratowanie Janukowycza przed "strasznymi, banderowskimi radykałami" próbował realizować Radek Sikorski. Oddajmy głos nieocenionemu drowi Darskiemu vel Targalskiemu vel Behemotowi:





"Na spotkaniu Franka-Waltera Steinmeiera i Radosława Sikorskiego z Radą Majdanu twitterowy minister straszył: – Jako Polak wiem, ile zła uczynił stan wojenny w Polsce. Na co Ołeksji Harań, prof. Akademii Kijowsko-Mohylańskiej, odpowiedział: – Jako Polak powinien Pan przede wszystkim wiedzieć, jak dla Polski, którą bardzo szanuję, zakończyła się umowa monachijska z 1938 r.Wcześniej Sikorski udawał Kiszczaka, grożąc przywódcom opozycji: „Jeżeli nie podpiszecie porozumienia, będziecie mieli stan wojenny i wojsko na ulicach. Wszyscy będziecie martwi”.
Później kieszonkowy Metternich bufonadą próbował przykryć podłość. Stwierdził, że na realizację w 100 proc. postulatów majdanu nie było szans, a opozycja osiągnęła maksimum tego, co było możliwe.
W tym czasie premier Tusk dystansował się wobec życiowego sukcesu męża Anne Applebaum: – Nikt nie może mieć złudzeń, że bez majdanu, bez faktycznych liderów manifestacji możliwe będzie jakieś zobowiązujące kogokolwiek porozumienie.

(...)


Polacy, mający doświadczenie polityczne z dyktaturami, nie rozumieją, że w demokracji nie ma jednego centrum, które decyduje o wszystkim. Polityka jest wynikiem ścierania się różnych, często przeciwstawnych, interesów i opcji. Tak też jest w wypadku Niemiec. Merkel nie mogła nie znać sytuacji na Ukrainie, więc wysłanie Steinmeiera, koalicyjnego prorosyjskiego socjaldemokraty, osłabiało SPD, gdyż wiadomo było, że on się skompromituje. Polacy nie mogą tego zrozumieć i powtarzają stare dogmaty o podziale Ukrainy między Niemcy i Rosję. Przenoszą na Ukrainę schemat polski i nie zauważają, że sytuacja i interesy się zmieniają. Jak każdy, patrzą przez pryzmat własnych doświadczeń. Tymczasem podział Ukrainy nie ma żadnych podstaw, choć możliwy jest scenariusz jedynie typu osetyńskiego i to tymczasowo.
Nieprzypadkowo jedyny samodzielny polityk w Kijowie Laurent Fabius szybko wyjechał, by nie kompromitować się udziałem w grze pionków.
Obóz Janukowycza wbrew staraniom Sikorskiego był w rozsypce już w momencie podpisywania porozumienia. Jego celem nie mogło więc być uratowanie Janukowycza, lecz kompromitacja przywódców opozycji politycznej i pogłębienie rozdźwięków między nimi a majdanem, a więc realizacja scenariusza i celów Rosji. Czyje interesy realizował Sikorski, groźbami zmuszając przywódców opozycji do podpisania wbrew majdanowi kapitulacji, powinno być jasne dla każdego."

(koniec cytatu. Żryjcie to gówno!!! :)

Nie zapominajmy jednak również o rosyjskim planie C. Oddajmy głos Przemysławowi Żurawskiemu vel Grajewskiemu:

"Tak więc dzisiejsza sytuacja to odwrócenie tego postanowienia z 1654 r., choć nie wiadomo czy się uda, ale ja myślę, że uda się. Zmiany mentalne, które się dokonały, wydają się być trwałe. To co powiem jest niepoprawne politycznie, ale na Ukrainie wybuchła w związku z tragedią żywa nienawiść do Rosji. Tak więc to wydarzenie jest dla Polski bez precedensu, w zasadzie powinny we wszystkich kościołach dzwony uderzyć i powinniśmy odśpiewać „Te Deum”. (...)



Musimy obecnie spodziewać się reakcji Rosji. Uważam, że w imperialnym interesie jest, jeśli chce powstrzymać odpływanie Ukrainy na Zachód, jest jej skłócenie z Zachodem. Odcięcie sympatii Zachodu dla Ukrainy. A to można zrobić tylko w jeden sposób, a mianowicie skłócając Ukrainę z Polską. Musimy zatem spodziewać się, że Rosja podejmie akcje zmierzające do sprowokowania poważnych problemów w relacjach polsko-ukraińskich."


Wiemy, że Rosjanie są w stanie wszystko zrobić. Jeśli zatem wybuchnie bomba w Przemyślu i znajdziemy ulotki wskazujące, że to „UPA idzie wyzwalać”. Po czym w „odwecie” „Polacy” zdetonują bombę i rozsypią ulotki z informacjami, że „Lwów wraca do macierzy”, to powinni wszyscy być świadomi, że to są prowokacje rosyjskie.
Retoryka do tego typu działań już się przecież zaczęła. Już mamy hasła rzucane przez Moskwę, że oto naziści rządzą na Ukrainie, już mieliśmy histerię w Polsce, że oto banderowcy się odradzają i zaraz będzie „Lachiw rizaty”. To jest to samo, co było w odniesieniu do Estonii w 2007 r., gdy ministra sprawiedliwości Estonii Reina Lange na spreparowanej fotografii pokazano na tle flagi ze swastyką przyjmującego życzenia z okazji 50. urodzin. Pokazywano przy tym weteranów Waffen-SS, którzy faktycznie tam są, co pasowało do tezy, że „naziści rządzą Estonią”."

(koniec cytatu)

Ks. Isakowicz-Zaleskian będzie więc pracował na zdwojonych obrotach. Nie zdziwcie się jeśli go zobaczycie pikietującego pod waszym ulubionym tureckim kebabem...


Ps. Dla rozluźnienia atmosfery: fotki z rezydencji gen. Pszonki, byłego mafijnego prokuratora generalnego Ukrainy. 

niedziela, 23 lutego 2014

Ukraińska rewolucja zwycięża! I po Janukowyczu...



Ukraińcy mocno mi w ostatnich dniach zaimponowali. Nie często zdarza się, by cywile tak mężnie stawili opór wysłanym przeciw nim przez rząd kryminalistom (mam na myśli zarówno tituszki jak i berkutowców oraz rosyjskich snajperów) i zdołali obalić bandycką władzę. Janukowyczowi puściły nerwy w krytycznej chwili. Porzucił swoją rezydencję (nie dopilnował nawet zniszczenia obciążających go dokumentów) i uciekł na Wschód.






Ponoć chciał lecieć do Rosji, ale powstrzymała go Straż Graniczna. Ponoć myśli o stworzeniu własnego państwa ze stolicą w Charkowie. Kto by jednak za nim poszedł? Miejscowa mafia? Azarow ponoć już w Austrii, byłego szefa MSWZacharczenki nie chcieli przyjąć na Białorusi - p.o. szefa Kłymenko aresztowano go na lotnisku, wraz z prokuratorem generalnym Pszonką, ale zostali oni odbici przez swoich ochroniarzy. Szefostwo SBU zdezerterowało a tituszki staną się teraz zwierzyną łowną. Charyzmatyczna złodziejka Tymoszenko próbuje znowu wejść na piedestał.





P.o. głowy państwa został Aleksander Turczynow, były szef SBU - a to mówi bardzo wiele o charakterze zmian w Kijowie.

Jaki z tego wypływa wniosek dla nas? Zacytuję klasyka:

"Żadne zdrowe społeczeństwo nie będzie bez zdobycia się na opór czynny, znosić gospodarki bandytów podtrzymywanych przez władzę i władz podtrzymywanych przez bandytów. I jeśli takim społeczeństwem jesteśmy - podobnych gospodarzy powinniśmy się pozbyć." - Marszałek Józef Piłsudski.

sobota, 22 lutego 2014

Książę Bandar, szef saudyjskich służb, zwolniony

Wiadomość, która pewnie Wam umknęła: książę Bandar, główny architekt tajnej wojny przeciwko Assadowi, przestał być szefem saudyjskich służb specjalnych. Zastąpił go książę Nayef. To wygląda jak duże ustępstwo wobec Obamy. Bandar miał odwagę przeciwstawić się amerykańskiemu prezydentowi w takich kwestiach jak Syria czy Egipt. Bandar potrafił nawiązać za plecami Amerykanów dobrą współpracę z izraelskimi służbami wymierzoną w Iran, Syrię i Hezbollah. Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że książę Bandar, długoletni ambasador w Waszyngtonie, uznawany przez swoich oponentów za "zamerykanizowanego" ma ksywkę "Bandar Bush".



Meandry bliskowschodniej polityki są zadziwiające. Oto amerykański Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego ("Homeland") rozpoczął śledztwo przeciwko izraelskim handlarzom bronią robiącym interesy z ... Iranem. Sprawa dotyczy transportu części zamiennych do samolotów F-4 Phantom (tak, tak sprzętu pamiętającego Wojnę Wietnamską), który został niedawno zatrzymany przez władzę Grecji. Jedni mówią "pecunia non olet", ja mówię "Her name is Koko and she's loco..."