Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Sikorski. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Sikorski. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 24 lutego 2014

Ukraina: Rosyjskie plany A, B i C



"Piękna Juliya" Lady Tsunade ukraińskiej polityki znowu w grze, co w moim przypadku nie wywołuje entuzjazmu. Dlaczego? Przypomnijmy kilka faktów. W 2006 r. minister spraw wewnętrznych Jurij Łucenko opowiedział amerykańskiemu ambasadorowi w Kijowie nakazał mu aresztować Olega Turczynowa, ówczesnego szefa SBU, obecnego p.o. głowy państwa. Turczynow, to człowiek który wciągnął Tymoszenko do polityki. Aresztowany miał być również Andrij Kożemiakin, współpracownik Turczynowa, robiący szybką karierę w SBU syn generała KGB. Łucenko odmówił ich aresztowania. Dlaczego Turczynow i Kożemiakin mieliby trafić do aresztu? Za zniszczenie 20 tomów akt dotyczących kryminalnej działalności rosyjskiego mafiozy Siemiona Mogilewicza i jego rzekomych związków z Tymoszenko. Mogilewicz kontrolował dostawy gazu na Ukrainę poprzez RosUkrEnergo i swojego oligarchę Firtasza. Później jednak całe to towarzystwo się pokłóciło. Tymoszenko wyeliminowała Firtasza z gazowego interesu, Firtasz wsparł Janukowycza i zapewnił Tymoszenko pobyt w więzieniu (akurat pod dętymi zarzutami).



We wrześniu 2012 r. ukraiński deputowany, gen. SBU Hryhoryj Omelczenko ujawnił, że Tymoszenko została zwerbowana w lipcu 1995 r. przez rosyjskie służby specjalne. Do werbunku miało dojść na lotnisko Wnukowo. Omelczenko to były współpracownik Tymoszenko, więc może ma jakąś nieoficjalną wiedzę na ten temat - żadnych poszlak jednak nie przedstawił. Trzeba więc ostrożnie przyglądać się "Lady Tusnade"- ona może być po prostu elementem kremlowskiego planu B.

Plan A, czyli ratowanie Janukowycza przed "strasznymi, banderowskimi radykałami" próbował realizować Radek Sikorski. Oddajmy głos nieocenionemu drowi Darskiemu vel Targalskiemu vel Behemotowi:





"Na spotkaniu Franka-Waltera Steinmeiera i Radosława Sikorskiego z Radą Majdanu twitterowy minister straszył: – Jako Polak wiem, ile zła uczynił stan wojenny w Polsce. Na co Ołeksji Harań, prof. Akademii Kijowsko-Mohylańskiej, odpowiedział: – Jako Polak powinien Pan przede wszystkim wiedzieć, jak dla Polski, którą bardzo szanuję, zakończyła się umowa monachijska z 1938 r.Wcześniej Sikorski udawał Kiszczaka, grożąc przywódcom opozycji: „Jeżeli nie podpiszecie porozumienia, będziecie mieli stan wojenny i wojsko na ulicach. Wszyscy będziecie martwi”.
Później kieszonkowy Metternich bufonadą próbował przykryć podłość. Stwierdził, że na realizację w 100 proc. postulatów majdanu nie było szans, a opozycja osiągnęła maksimum tego, co było możliwe.
W tym czasie premier Tusk dystansował się wobec życiowego sukcesu męża Anne Applebaum: – Nikt nie może mieć złudzeń, że bez majdanu, bez faktycznych liderów manifestacji możliwe będzie jakieś zobowiązujące kogokolwiek porozumienie.

(...)


Polacy, mający doświadczenie polityczne z dyktaturami, nie rozumieją, że w demokracji nie ma jednego centrum, które decyduje o wszystkim. Polityka jest wynikiem ścierania się różnych, często przeciwstawnych, interesów i opcji. Tak też jest w wypadku Niemiec. Merkel nie mogła nie znać sytuacji na Ukrainie, więc wysłanie Steinmeiera, koalicyjnego prorosyjskiego socjaldemokraty, osłabiało SPD, gdyż wiadomo było, że on się skompromituje. Polacy nie mogą tego zrozumieć i powtarzają stare dogmaty o podziale Ukrainy między Niemcy i Rosję. Przenoszą na Ukrainę schemat polski i nie zauważają, że sytuacja i interesy się zmieniają. Jak każdy, patrzą przez pryzmat własnych doświadczeń. Tymczasem podział Ukrainy nie ma żadnych podstaw, choć możliwy jest scenariusz jedynie typu osetyńskiego i to tymczasowo.
Nieprzypadkowo jedyny samodzielny polityk w Kijowie Laurent Fabius szybko wyjechał, by nie kompromitować się udziałem w grze pionków.
Obóz Janukowycza wbrew staraniom Sikorskiego był w rozsypce już w momencie podpisywania porozumienia. Jego celem nie mogło więc być uratowanie Janukowycza, lecz kompromitacja przywódców opozycji politycznej i pogłębienie rozdźwięków między nimi a majdanem, a więc realizacja scenariusza i celów Rosji. Czyje interesy realizował Sikorski, groźbami zmuszając przywódców opozycji do podpisania wbrew majdanowi kapitulacji, powinno być jasne dla każdego."

(koniec cytatu. Żryjcie to gówno!!! :)

Nie zapominajmy jednak również o rosyjskim planie C. Oddajmy głos Przemysławowi Żurawskiemu vel Grajewskiemu:

"Tak więc dzisiejsza sytuacja to odwrócenie tego postanowienia z 1654 r., choć nie wiadomo czy się uda, ale ja myślę, że uda się. Zmiany mentalne, które się dokonały, wydają się być trwałe. To co powiem jest niepoprawne politycznie, ale na Ukrainie wybuchła w związku z tragedią żywa nienawiść do Rosji. Tak więc to wydarzenie jest dla Polski bez precedensu, w zasadzie powinny we wszystkich kościołach dzwony uderzyć i powinniśmy odśpiewać „Te Deum”. (...)



Musimy obecnie spodziewać się reakcji Rosji. Uważam, że w imperialnym interesie jest, jeśli chce powstrzymać odpływanie Ukrainy na Zachód, jest jej skłócenie z Zachodem. Odcięcie sympatii Zachodu dla Ukrainy. A to można zrobić tylko w jeden sposób, a mianowicie skłócając Ukrainę z Polską. Musimy zatem spodziewać się, że Rosja podejmie akcje zmierzające do sprowokowania poważnych problemów w relacjach polsko-ukraińskich."


Wiemy, że Rosjanie są w stanie wszystko zrobić. Jeśli zatem wybuchnie bomba w Przemyślu i znajdziemy ulotki wskazujące, że to „UPA idzie wyzwalać”. Po czym w „odwecie” „Polacy” zdetonują bombę i rozsypią ulotki z informacjami, że „Lwów wraca do macierzy”, to powinni wszyscy być świadomi, że to są prowokacje rosyjskie.
Retoryka do tego typu działań już się przecież zaczęła. Już mamy hasła rzucane przez Moskwę, że oto naziści rządzą na Ukrainie, już mieliśmy histerię w Polsce, że oto banderowcy się odradzają i zaraz będzie „Lachiw rizaty”. To jest to samo, co było w odniesieniu do Estonii w 2007 r., gdy ministra sprawiedliwości Estonii Reina Lange na spreparowanej fotografii pokazano na tle flagi ze swastyką przyjmującego życzenia z okazji 50. urodzin. Pokazywano przy tym weteranów Waffen-SS, którzy faktycznie tam są, co pasowało do tezy, że „naziści rządzą Estonią”."

(koniec cytatu)

Ks. Isakowicz-Zaleskian będzie więc pracował na zdwojonych obrotach. Nie zdziwcie się jeśli go zobaczycie pikietującego pod waszym ulubionym tureckim kebabem...


Ps. Dla rozluźnienia atmosfery: fotki z rezydencji gen. Pszonki, byłego mafijnego prokuratora generalnego Ukrainy. 

piątek, 6 września 2013

Gwaranci naszego ustroju walczą ze sobą w Syrii



Ta wiadomość nie jest nowa, ale nie została wystarczająco nagłośniona, więc warto ją przypomnieć: niemieckie tajne służby podsłuchały rozmowę jednego z terrorystów z Hezbollahu (jak trafnie napisał Ezechiel NachonNazwiska gościa nie pomnę, nie zapamiętuje ich zwyczajnie,bo tak szybko odchodzą:) z jednym z dyplomatów z ambasady irańskiej w Damaszku. Terrorysta przyznaje w niej, że atak gazowy pod Ghouta, to sprawka Assada, któremu puściły nerwy. Mniejsza o to na ile jest to wrzutka a na ile autentyczny dowód (jedno nie wyklucza wszak drugiego). Najważniejsze w tej historii jest to, że niemieckie tajne służby postanowiły podżyrować brytyjsko-amerykańską narrację dotyczącą Syrii. Angela Dorothea Stasi-a Merkel, podobnie jak je kontrkandydat i zarazem kumpel z resortu Peer Steinbrueck mogą sobie deklarować w sprawie Syrii, co chcą - faktem jest, że BND wyraźnie działa wbrew ich deklaracjom. Postnaziści z tej służby robili to już w czasie wojny w Iraku - gdzie ich agenci, pozujący na prosaddamowych lewaków naprowadzali w Bagdadzie amerykańskie pociski na cele.  Tak jak w przypadku kryzysu na Cyprze, "tajny puls Niemiec" stoi po przeciwnej stronie niż Rosja. Jak wiemy Rosja jest GŁÓWNYM gwarantem mafijno-neokolonialnego status quo w Polsce, ale nie jedynym gwarantem. Swoje wpływy zachowują tu też nasz zachodni sąsiad i USA. Wojna w Syrii jest więcej starciem pomiędzy naszymi gwarantami. Może więc ona okazać się impulsem do poważnych zmian politycznych w Polsce. Wszak wojna między "gwarantami" przyniosła nam kiedyś niepodległość. (Przypatrzcie się dziwnemu zachowaniu Radka Sikorskiego - przyjął stanowisko antyrosyjskie, a probrytyjskie. I nagle robią mu w resorcie kontrolę CBA). Jak słusznie zauważa Jan Maria  "Pasażer 57" Rokita:

"Co najmniej od 1980 r. Syria jest rosyjskim lotniskowcem na Bliskim Wschodzie, z krótkim tylko momentem chwiejności po rozpadzie ZSRR. Teraz 80 proc. syryjskich dostaw broni pochodzi z Rosji, a Tartus jest jedynym na świecie przyczółkiem rosyjskiej floty wojskowej poza obszarem dawnego ZSRR. W Moskwie zapanowała więc histeria, kiedy Obama ogłosił zamiar bombardowania Syrii. Kremlowski ekspert postuluje odwetowe zajęcie Litwy, Łotwy i Estonii, w Dumie żądają odebrania Obamie Nobla, a sam Putin ogłasza wielką amerykańską prowokację (...) Na pierwszy rzut oka widać, że od czasu bombardowań Belgradu w 1999 r. nie było planu zachodniej interwencji o tak istotnych, długofalowych konsekwencjach dla Europy Środkowo-Wschodniej. Doskonale rozumieją to prezydenci Litwy, Łotwy i Estonii, którzy właśnie na gwałt zbiorowo udali się do Waszyngtonu, aby tam wysłuchać uroczystego odnowienia przez Obamę gwarancji bezpieczeństwa ich krajów"

Przypominam też o pewnych faktach: 

- destabilizacja Syrii była planowana przez USA już w 2001 r. Antyassadowskich aktywistów zaczęto szkolić i finansować jeszcze za czasów Busha. Na Obamę można się jedynie oburzać za to, że wprowadza te plany nieumiejętnie w życie. 

- powodem destabilizacji Syrii jest jej prowadzona przez blisko 40 lat polityka destabilizująca Bliski Wschód, zagrażająca amerykańskim sojusznikom (Izrael, Turcja, Jordania, Arabia Saudyjska) i często niosąca śmierć Amerykanom (atak na koszary marines w Bejrucie, William Buckley, PanAm 103, ppłk Higgins, wsparcie dla al-Kaidy w Iraku) polityka. Assad obecnie lamentuje, że walczy przeciwko al-Kaidzie. Jeszcze kilka lat temu twierdził jednak, że al-Kaida to "wymysł syjonistów" i nie istnieje. Przypominam jeden ze swoich tekstów:



"" 29 lipca 2003 roku gen. Richard Myers stwierdził, że większość obcych bojowników przedostaje się do Iraku poprzez granicę z Syrią. Co najmniej 80 ze złapanych terrorystów spędziło jakiś czas w obozach szkoleniowych w Syrii. Podczas spotkania pomiędzy generał Ricardo Sanchezem a dowódcą syryjskiej gwardii narodowej generałem Maherem Asadem na posterunku graniczny Al-Kaim, Sanchez przedstawił swojemu rozmówcy syryjskie paszporty znalezione przy zabitych i aresztowanych bojownikach. Ponadto powiedział, że wielu z nich się przyznało do odbycia szkolenia w obozach prowadzonych przez służby specjalne tego kraju.

21 sierpnia 2003 roku izraelski ambasador przy ONZ ogłosił, że ciężarówka użyta przez Zarqawiego do wysadzenia placówki ONZ w Bagdadzie pochodziła z Syrii. We wrześniu Paul Bremer podał dane, z których wynika, że na 248 złapanych obcych bojowników 123 było Syryjczykami. Ponadto większość z nich dostała się do Iraku przez Syrię. Jeden z nich zeznał, że dostał od instruktorów z Damaszku karabin maszynowy, granatnik i 10 granatów.

Włoska służba wywiadowcza DIGOS zdołała skutecznie zinfiltrować jedną z komórek organizacji Ansar al-Islam – dosyć blisko powiązanej z Zarqawim i stanowiącej jednej z głównych kanałów przerzutowych terrorystów i pieniędzy do Iraku. Zdołano nagrać rozmowę telefoniczną jednego z przywódców grupy, w której chwali się on swoimi kontaktami z syryjskim ministrem obrony gen. Mustafą Tlassem. Nazwał on syryjski rząd „prawdziwymi bohaterami” i opowiedział jak władze w Damaszku skontaktowały go z przedstawicielami Hamasu i Islamskiego Jihadu.

(...)

rząd syryjski miał również bardzo dużo do ukrycia przed Amerykanami. Jak ujawniło jordańskie dochodzenie w sprawie zabójstwa dyplomaty USA Lawrence'a Foleya w Ammanie w 2002 roku, zbrodnia ta została dokonana przez grupę Abu Musaba al-Zarqawiego z syryjską pomocą. Zamach był koordynowany z Damaszku a syryjski wywiad dostarczył broni użytej do zabójstwa. Sędzia Baltazar Garzon, odpowiedzialny za rozbicie hiszpańskiej komórki Al-Qaedy w roku 2001 odkrył korespondencję szefa komórki z syryjskim wywiadem wojskowym. Niemieccy śledczy powiązali natomiast kontrolowaną przez syryjskie służby firmę Tradex z hamburską komórką Al-Qaedy. Tą samą z której wywodzili się sprawcy zamachów z 11 września...



Mimo tego prezydent Bashar Asad w trakcie wywiadu z kuwejcką gazetą Al-Anba w 2003 roku stwierdził, że nie wierzy w istnienie Al-Qaedy. A minister Mustafa Tlass w październiku 2001 roku podczas spotkania z brytyjską delegacją powiedział, że zamachy z 11 września 2001 roku były efektem „żydowskiego spisku” i że Mosad ostrzegł tysiące Żydów, by nie przychodzili do pracy w WTC.."



- Rosja, Iran, USA, Izrael, Turcja oraz mocarstwa zachodnie nie są jedynymi graczami w syryjskim konflikcie. We wschodniej części Morza Śródziemnego operują okręty Marynarki Wojennej Ludowowyzwoleńczej Armii Chin.  Nie spodziewam się jednak, by weszły do akcji po stronie syryjskiej, tak jak nie zrobiły tego w czasie wojny w Libii (która miała dla Chin dużo większe znaczenie gospodarcze niż Syria). Chiny mogą odegrać jednak rolę stabilizującą - wybuch III Wojny Światowej absolutnie nie jest teraz w ich interesie. Światowy konflikt zniszczyłby ich misterną, imperialną strategię ekonomicznego podboju. Będą więc dyscyplinowały swojego słabszego, rosyjskiego sojusznika. To Pekin może nakazać mu porzucić Syrię i doprowadzić przez to do tego, że USA wyjdą z konfliktu z twarzą.

niedziela, 2 października 2011

Powstanie Warszawskie nie było katastrofą narodową



Do niedawna byłem krytykiem Powstania Warszawskiego. Swój krytycyzm opierałem głównie na tezach wielkiego emigracyjnego (piłsudczykowskiego) historyka Władysława Poboga-Malinowskiego, słowach gen. gen. Sosnkowskiego i Andersa oraz płka Bokszczanina. Swoją opinię zmieniłem jednak po przeczytaniu książki Janusza Kurtyki i Jacka Pawłowicza "Generał Leopold Okulicki  1898-1946". Do zmiany opinii ostatecznie przekonał mnie jednak Radzio Sikorski swoim kabotyńskim wpisem na Twitterze. Ale wszystko po kolei...

Dawniej myślałem, że Powstanie Warszawskie było jednocześnie sowiecką prowokacją jak i skutkiem błędnej, filosowieckiej strategii premiera Mikołajczyka. Gen. Okulicki jawił się tutaj jako prowokator bądź człowiek związany z Mikołajczykiem, który samowolnie zmienił instrukcje Naczelnego Wodza. O ile można wyjaśnić jak zdołał przekonać do swoich racji chwiejnego i pozbawionego doświadczenia gen. "Bora" Komorowskiego, to pojawia się pytanie: dlaczego posłuchali go tak wytrawni oficerowie jak gen. Pełczyński, płk Chruściel czy płk Iranek-Osmecki? Tajemnica samowoli dowództwa AK jest tym większa, że po bliższym przyjrzeniu się życiorysowi gen. Okulickiego wygląda on na postać kryształowo czystą, niemal symbol polskiego udziału w II wojnie światowej. Nie widać też żadnych jego związków z obozem Mikołajczyka. Sowieci  potraktowali go zaś później jako człowieka niezwykle groźnego dla ich interesów...



Planem Stalina nie było wcale sprowokowania powstania w Warszawie i zatrzymanie się na Wiśle, by Niemcy wykonali za niego robotę. Armia sowiecka szykowała się wtedy do zajęcia polskiej stolicy paskiewiczowskim manewrem oskrzydlającym. Dokumenty AL mówią, że na tę okazję grupa komunistów zabarykadowałaby się w ratuszu symulując powstanie i czekając na nadejście krasnoarmiejców. Główna rola przypadłaby jednak Polskiej Armii Ludowej - organizacji założonej jako patriotyczna ale podobnie zinfiltrowanej przez sowieckie służby jak Miecz i Pług. To PAL w ostatnich dniach lipca oplakatowała Warszawę odezwą wzywającą do powstania i  mówiącą o tym, że dowództwo AK opuściło stolicę. Sowieci znali najprawdopodobniej rozkazy gen. Sosnkowskiego zakazujące walki w Warszawie - toteż liczyli, że "wyzwalaniu" przez nich miasta towarzyszyć będzie rebelia PAL, do której przyłączą się spontanicznie warszawiacy, w tym akowskie "doły". Sowiecka propaganda mogłaby wówczas powiedzieć światu, że AK i rząd londyński nie mają posłuchu w polskim społeczeństwie, gdyż nie chcieli walczyć z Niemcami. 50 tys. akowców, którzy nie zginęliby w powstaniu, zostałoby później łatwo wyłapanych przez NKWD i UB. Nie łudźmy się - UB polował na Baczyńskiego jeszcze kilka lat po jego śmierci.

Plan ten został udaremniony przez wybuch Powstania. Widoki na zwycięską walkę były wówczas jak najbardziej - linii Wisły broniło tylko osiem przetrzebionych niemieckich dywizji przeciwko którym nacierał cały sowiecki front. Niemiecki kontratak pod Radzyminem mógł ten walec zatrzymać tylko na chwilę - Sowieci, gdyby włożyli w tę ofensywę tyle energii, co np. w bezsensowną operację pod Modlinem, mogliby bez większego trudu zdobyć Warszawę i zatrzymać się dopiero za Łodzią jednocześnie zdobywając Kraków i wchodząc na Górny Śląsk. Dowództwo AK zdawało sobie sprawę, że Sowieci mogą zachować się tak samo jak w Wilnie i we Lwowie. Przygotowano przecież plany obrony sztabu w fabryce Kammlera przed Sowietami. Kalkulowano jednak, że starcia sowiecko-polskie w stolicy, "na oczach świata" zachwiałyby koalicją antyhitlerowską i zmusiły aliantów do pohamowania Stalina.

Stalin nie chciał jednak grać roli przypisanej mu w tym scenariuszu. Kazał więc zatrzymać front. I to był jeden z jego największych błędów. Francuski historyk Stephane Courtois odkrył w Moskwie dokumenty świadczące o tym, że zatrzymanie frontu nad Wisłą w sierpniu 1944 r. zniweczyło plany wielkiej sowieckiej ofensywy, która pozwoliłaby Stalinowi zająć całe Niemcy, Austrię i Danię. Gdyby do tej ofensywy doszło, po wojnie, zgodnie z teorią domina, Francja, Włochy i Hiszpania mogłyby zostać opanowane przez komunistów. Nie mielibyśmy NATO, ani Unii Europejskiej. USA spisałyby Europę na straty i zajęłyby się zwalczaniem komunizmu w Azji. A komunizm w Polsce trwałby dłużej, byłby bardziej krwawy i dokonałby dużo większych spustoszeń materialnych oraz duchowych.

Wielu historyków zastanawia się również dlaczego stalinizm w Polsce pod pewnymi względami był bardziej "tolerancyjny" niż w innych krajach regionu: kolektywizacja prowadzona była "na pół gwizdka", zwlekano z otwartą walką z Kościołem (prymas Wyszyński został aresztowany dopiero po śmierci Stalina), nie wprowadzono na fladze żadnych komunistycznych symboli, wbrew naleganiom Bieruta nie zastąpiono "Mazurka Dąbrowskiego" utworem "Piękna nasza Polska cała"... Być może Stalin bał się wybuchu o "warszawskiej skali". Z pewnością 63 dni zaciętych walk w Warszawie dały mu wiele do myślenia. I gdy weźmiemy to pod uwagę, możemy uznać, że Powstanie Warszawskie nie było katastrofą narodową. Było za to poświęceniem, dzięki któremu Naród przetrwał.

Ps. Niemiecka propaganda nazwała Powstanie Warszawskie "pierwszą bitwą III-ej wojny światowej". Jeśli uznamy Zimną Wojnę za III wojnę światową, to nie da się odmówić pracownikom resortu Goebbelsa przenikliwości. Bitwę tę Sowieci przegrali - tak jak w 1920 r. ich ofensywne plany rozbiły się pod Warszawą.

Ps.2. Oczywiście dowództwo AK podjęło decyzję o wybuchu Powstania z pominięciem wszelkich procedur. Gen. Komorowski powinien za to stanąć przed sądem wojennym - ale bezpośrednio pa fakcie. Odrazą napawają mnie jednak wszelkie błazenady typu "sąd nad przywódcami Powstania" urządzane 67 lat po fakcie przez jakieś endecko-postkomunistycznego szmondaka ze Stalowej Woli wspólnie z Korwinem-Mikke. Podoba mi się za to japoński zwyczaj: nazwiska wszystkich żołnierzy poległych za Ojczyznę zapisywane są w świątyni Yasukuni. Ich dusze są przy tym oczyszczane przez kapłana ze zbrodni i błędów, które popełnili. Nie liczy się już kto jaką decyzję podjął w roku 1944 r., czy wybrał dobry kierunek natarcia dywizji czy nie. Liczy się tylko, że służył Ojczyźnie i zapłacił za to najwyższą cenę. To dobra idea do naśladowania. Niech na pomnikach staną obok siebie gen. Okulicki i Bokszczanin, gen. Sikorski i marszałek Śmigły-Rydz, Piłsudski i Dmowski, Korfanty i Grażyński, Witos i Kostek-Biernacki. By tak się jednak stało wpierw należy zepchnąć z piedestałów zdrajców. Dopiero wtedy mamy szansę na narodowe katharsis.

środa, 24 sierpnia 2011

Radek Sikorski i rakiety dla al-Kaidy?

Powyżej: Cage w sumie mógłby zagrać Radzia Sikorskiego...

Radek Sikorski chyba pozazdrościł Victorowi Butowi. Krytykowałem go w lutym i marcu za to, że przyjął bierne stanowisko wobec interwencji NATO w Libii. Zamiast wysłać jakiś okręt szpitalny na libijskie wody, zamiast wesprzeć sojuszników informacjami wywiadowczymi i kilkoma oficerami w sztabach, siedział cicho. Kilka miesięcy później zmienił jednak zdanie, co mnie cieszy. Źle jednak, że przeholował w drugą stronę. Jak doniosły jakiś czas temu mainstreamowe media, polski rząd zbroił libijskich rebeliantów. (Ciekawe czy za ten sprzęt nam zapłacono i kto był pośrednikiem w dostawach?) Zbliżona do tego rządu "GazWyb" podaje, że wśród uzbrojenia dostarczonego rebeliantom znalazła się również BROŃ PRZECIWLOTNICZA.

A teraz spójrzmy na sytuację z szerszej perspektywy: wśród rebeliantów dużą grupę, szacowaną przez zachodnich ekspertów nawet na 20 proc. sił rebelii, stanowią islamscy fundamentaliści powiązani z al-Kaidą. Część zachodnich wojskowych obawia się, że zdobędą oni broń chemiczną Kaddafiego. Izrael ostrzega, że do Strefy Gazy napływa broń z libijskich arsenałów sprzedawana po cichu przez powstańców. Rebelia rakiet przeciwlotniczych specjalnie nie potrzebuje, bo NATO ma całkowite panowanie w powietrzu. A Radek Sikorski ponoć daje tym ludziom rakiety przeciwlotnicze. Czy jak jego "klienci" z al-Kaidy za pomocą tych zabawek zestrzelą jakiś samolot pasażerski nad Europą, to Sikorski napisze coś zabawnego na Twitterze?