piątek, 23 maja 2014

Co z tą umową gazową Rosji i Chin? Wyjaśniamy

Omawiając umowę Gazpromu z CNPC niemal wszyscy pomijają sprawy kluczowe. Uwaga gawiedzi skupiła się na zagrywkach PR-owych oraz kwestii utajnionej ceny, która najprawdopodobniej wyniosła 350 USD za 1 tys. m. sześc., czyli mniej niż dla Europy i mniej niż chciał Gazprom, ale nie tragicznie mniej. Pomija się doniesienia mówiące, że że Rosja zgodziła się znieść cło eksportowe na gaz wysyłany do Chin. Wynosi ono 100 dol. za 1 tys. m sześć., co sprawia że na tym gazie nie zarobi budżet. Kto więc zarobi. Zacytujmy dobrą analizę z mainstreamowej gazety napisaną przez znanego Wam centrowego dziennikarza:




"
Według danych ujawnionych przez prezydenta Władimira Putina koszty budowy infrastruktury po stronie rosyjskiej mają wynieść 55 mld dol., po chińskiej – 20 mld dol. Rosjanie muszą położyć w trudnym terenie (bagiennym, górskim i aktywnym sejsmicznie) ponad 3 tys. km gazociągu Siła Syberii. Ponadto muszą zainwestować w rozwój pól wydobywczych Kowykta i Czajanda, a być może nawet sięgnąć po gaz z Kamczatki i Sachalinu. Koszty mogą ostatecznie zostać napompowane jak przy olimpiadzie w Soczi. Skąd Gazprom weźmie pieniądze na ten cel? Spółka sugeruje, że Chińczycy dadzą 25 mld dol. przedpłaty. Chiny zobowiązały się również udzielić Rosjanom kredytu na wykonanie potrzebnych projektów.

– Podliczmy: 55 mld dol. Gazprom musi pożyczyć na rynku, bo nie ma tyle wolnych pieniędzy. Załóżmy, że koncern pożyczył je na 5 proc. i 30 lat. Czyli samych procentów zapłaci 40 mld dol., a cała spłata kredytu zamknie się kwotą 95 mld dol. – mówi rosyjski opozycjonista Borys Niemcow. – Zakładamy optymistycznie, że zysk ze sprzedaży gazu do Chin będzie równy temu, który Gazprom ma z europejskiego rynku i Rosji. A to jest 15 proc. obrotów. Mając na uwadze, że cały kontrakt opiewa na 400 mld dol., otrzymujemy, że strata netto na „transakcji stulecia" wyniesie 35 mld dol. – dodaje Niemcow.

Jego zdaniem ten kontrakt będzie najbardziej opłacalny dla podwykonawców Gazpromu – firm budujących infrastrukturę. Należą do powiązanych z Putinem oligarchów takich jak Arkadij Rotenberg. Spółki te w ostatnich latach realizowały dla monopolisty inwestycje, pobierając stawki kilkakrotnie większe niż firmy europejskie."



I jeszcze jedna kwestia:

"Putin, nadając podpisaniu tej umowy tak dużą wagę, wysłał sygnał Europejczykom, że Rosja może dokonać przeorientowania swojego eksportu surowców z UE na Wschód. Kontrakt ten sam w sobie nie stanowi jednak żadnego zagrożenia dla europejskich odbiorców. Ma on być zasilany gazem, który i tak nigdy nie trafiłby na Stary Kontynent. Pochodzić on będzie głównie z trudno dostępnych złóż, z których połączenie z gazociągami idącymi do Europy byłoby dla Gazpromu nieopłacalne. Gdyby ten gaz nie znalazł odbiorców na Dalekim Wschodzie, najprawdopodobniej nie byłby w ogóle wydobywany.

Ponadto kontrakt z Chinami w krótkim terminie niewiele zmieni w unijno-rosyjskich relacjach gazowych. Gazociąg Siła Syberii ma zacząć działać w 2018 r. (taką datę podano w umowie), podobnie jak rosyjskie terminale LNG na rosyjskim Dalekim Wschodzie. Gazprom nie ma obecnie żadnej technicznej możliwości, by przeorientować swój eksport na Chiny"

Ten kontrakt oznacza więc przede wszystkim wielki skok na kasę Gazpromu, którego dokona banda Putina. Skorzystają też Chińczycy, bo zdobędą trochę dodatkowego gazu. Najważniejsze w tej historii jest jednak to, że Chiny publicznie upokorzyły Rosję. Pokazały, że nie będą jej dotować i nie chcą sobie wiązać rąk ścisłym sojuszem z Kremlem. Rosja ich interesuje jedynie jako surowcowa kolonia i narzędzie do dokonywania dywersji geopolitycznej. Zacytujmy fragment rozmowy tegoż dziennikarza z Radosławem Pyffelem, szefem Centrum Studiów Polska-Azja:

"Czy nie ma pan wrażenia, że Rosja staje się dla Chin słabszym partnerem strategicznym, tym, czym były Austro-Węgry dla kajzerowskich Niemiec?

To jest dobra intuicja, ale nadal nie wiadomo, czy będziemy mieli do czynienia z takim sojuszem. Cała chińska polityka zagraniczna opiera się przecież na „chowaniu się w cieniu". 20 maja miał dać odpowiedź na pytanie, czy powstanie wielki sojusz rosyjsko-chiński, czy zmierzamy do świata dwubiegunowego. Okazało się jednak, że Chiny nie chcą wspierać Rosji. Nie zależy im na wiązaniu się z nią w podobny sposób jak Niemcy z Austro-Węgrami. Niepotrzebny im taki sojusznik. Chińczycy pokazali, że bardziej zależy im na niższych cenach gazu.

(...)

hiny testują obecnie, jak daleko mogą się posunąć w kontaktach z sąsiadami. Rozgrywają ich pojedynczo. Widzimy to w przypadku Japonii oraz Wietnamu. Rosja jest dla nich cenna, gdy może im pomóc w tej rozgrywce lub gdy może odciągnąć uwagę USA. Podczas kryzysu ukraińskiego można było zauważyć, jak Chiny zwracają uwagę Amerykanom, że to Rosja jest tym nieprzewidywalnym mocarstwem, którym trzeba się zająć. Rosja przywiązana do Chin jako słaby sojusznik, podobnie jak Austro-Węgry do Niemiec, nie jest im do niczego potrzebna. Chiny nie chcą przecież teraz iść na konfrontację. "

I fragment innego artykułu tegoż dziennikarza:

" Jak dotąd prymat, jeśli chodzi o inwestowanie na Syberii, należał do Chińczyków. Tylko w Dalekowschodnim Dystrykcie Federalnym bezpośrednie inwestycje zagraniczne z ChRL wyniosły 3 mld USD, czyli ponad trzy razy więcej niż w tym samym okresie na rozwój regionu przeznaczył rosyjski rząd. Program Miedwiediewa raczej niewiele zmieni w tym zakresie, gdyż prawdopodobnie będzie częściowo realizowany za chińskie pieniądze. W sierpniu 2013 r. Chiński Państwowy Bank Rozwoju ogłosił, że wyda 5 mld USD na rosyjskie publiczne projekty mające służyć rozwojowi Syberii. Nietrudno się domyślić, że Chińczyków najbardziej interesują te działania modernizacyjne, które ułatwią ich ekspansję gospodarczą na tym obszarze.

Co Chiny widzą w Syberii? Przede wszystkim surowcowe zaplecze. ChRL importuje stamtąd ropę, gaz, węgiel, rudy metali i drewno. Eksportuje głównie gotowe produkty swojego przemysłu zbudowane dzięki tym surowcom. Czasem umowy dotyczące eksploatacji bogactw naturalnych Syberii przypominają kontrakty zawierane przez chińskie firmy w Afryce. I tak we wrześniu 2010 r. Chiny zgodziły się pożyczyć Rosji 6 mld USD na rozwój górnictwa węglowego na Syberii oraz modernizację dróg transportu tego surowca do Chin. W ramach tej umowy Chiny zagwarantowały sobie dostawy węgla z Rosji wynoszące 15 mln ton rocznie przez pierwsze pięć lat, a później 20 mln ton przez dalsze 20 lat.

(...)

Rosja widzi w Chinach geopolitycznego sojusznika przeciwko USA (choć można powiedzieć, że w tej osi Rosja coraz bardziej przypomina zramolałe i rozpadające się Austro-Węgry przy prężnych kajzerowskich Niemczech), jak i z powodu potężnych interesów gospodarczych, które wiążą kremlowskie klany z Chinami. Eksport surowców energetycznych do Chin jest przecież jednym z głównych filarów strategii koncernu Rosnieft kierowanego przez szefa frakcji „siłowików", byłego wicepremiera Igora Sieczina. Na sprzedaży syberyjskich surowców Chińczykom powiększają swoje majątki tacy oligarchowie jak Oleg Deripaska czy Roman Abramowicz. Tym ludziom zależy na jak najgłębszej integracji gospodarczej Syberii z Chinami, nie mają więc interesu w stawianiu tamy chińskiej ekspansji."

(...)


W 2008 r. Rosja przekazała Chinom sporne tereny u ujścia rzeki Ussuri do Amuru, 340 km kw., o które ZSRR i ChRL stoczyły w 1969 r. wojnę. Spornych terytoriów można znaleźć jednak o wiele więcej. Choćby około 600 tys. km kw. (blisko dwa razy więcej, niż liczy terytorium Polski) odebranych Cesarstwu Chińskiemu przez carską Rosję na mocy traktatu ajguńskiego z 1858 r. i pekińskiego z 1860 r. Na tej ziemi powstały m.in. takie miasta jak Władywostok i Chabarowsk. Dzieci w chińskich szkołach wciąż uczą się, że to tereny odebrane na podstawie tzw. nierównoprawnych traktatów narzucanych Chinom przez kolonialne mocarstwa, traktatów, które powinny zostać obalone. Gdy więc w marcu 2013 r. chiński prezydent Xi Jinping udał się z wizytą do Rosji, rosyjska ambasada w Pekinie została zalana tysiącami e-maili nadsyłanych przez chińskich internautów, w których wzywano Rosję do zwrotu zagrabionego terytorium."

Podsumowując: nasi moskiewscy lokaje powinni zacząć już podczepiać się pod Pekin. 


wtorek, 20 maja 2014

Chiny-Wietnam - będzie wojna? + Zamachy stanu w Tajlandii oraz w Libii

Chiny koncentrują wojska przy granicy z Wietnamem, w tym samym miejscu z którego rozpoczęli inwazję w 1979 r. Mieszkańcy chińskiego miasta Pingqiang ewakuują się z obawy przed wojną.  Wcześniej Chińczycy ewakuowali z Wietnamu 3 tys. swoich obywateli - w reakcje na zamieszki podczas których Wietnamczycy atakowali chińskie fabryki (i nie tylko chińskie, bo dostało się również Tajwańczykom i Koreańczykom). Rząd Wietnamu stara się studzić sytuację. Oficjalna propaganda choć ma ostrze antypekińskie, to jednak potępia "wichrzycieli", którzy rozpoczęli zamieszki. Gdy kilka dni temu w Ho Chi Minh City grupka wietnamskich patriotów próbowała zorganizować nacjonalistyczną demonstrację wymierzoną w ChRL, została szybko zgarnięta przez tajniaków z bezpieki. 



Wszystko się zaczęło oczywiście od (bezkrwawego) starcia w okolicy Wysp Paracelskich, gdzie Chińczycy postanowili postawić naftową platformę wydobywczą. Po czyjej stronie leży słuszność? Oczywiście po wietnamskiej. Przekonały mnie mapy historyczne zaprezentowane na lotnisku w Da Nang. Wynikało z nich, że Cesarstwo Chińskie nigdy nie uważało bezludnych Wysp Paracelskich za część swojego terytorium - nawet wtedy, gdy za część Chin uważało Tonkin i Annam! (Choć w czasach dynastii Ming chińska flota patrolowała ten akwen.) Gdy francuska administracja kolonialna zainstalowała na Wyspach Paracelskich swoją stację meteorologiczną w latach '30-tych, Chiny nie protestowały. Powszechnie uważano bowiem ten archipelag za część francuskich Indochin. Pekin uznał Wyspy Paracelskie w 1974 r., gdy zdobył je po bitwie morskiej z Republiką Wietnamu. Od 1999 r. roszczenia do nich wysuwa również Tajwan. Powodem sporu są złoża ropy, bogate łowiska i oczywiście kontrola nad szlakami morskimi (możliwość "przecięcia Wietnamu na pół").




Rządzony przez komunistów Wietnam jest obecnie ważnym sojusznikiem USA. Jest on nazywany nawet najbardziej proamerykańskim krajem w regionie. Gdy przebywałem w tym kraju, wielokrotnie widział oznaki fascynacji Wietnamczyków Ameryką i ogólnie Zachodem. Amerykanie, Francuzi i Japończycy nie są tam postrzegani jako dawni wrogowie, ale raczej jako inwestorzy i bogaci turyści. O stosunku zwykłych Wietnamczyków do Amerykanów dużo mówią słowa jednej z naszych znajomych z Hanoi: "Chciałabym, by Amerykanie stacjonowali tutaj tak jak w Korei Płd. Ale są egoistami i nie wysyłają tutaj swoich wojsk, by nas broniły przed Chinami". Gdy w Da Nang pojawiłem się w barze w koszulce ObamaMao, Wietnamska barmanka zareagowała: "Dlaczego Obama jest tutaj Chińczykiem?! Nienawidzę Chińczyków!". Gdy stawiałem tezę, że Chiny są tym dla Wietnamu, co Rosja dla Polski czy Ukrainy - rozmówcy generalnie się ze mną zgadzali. Nasze narody mają więcej wspólnego niż nam się wydaję (Przyznam jednak, że lubię też Chińczyków - a zwłaszcza Chinki. Więc naprawdę chciałbym, by oba kraje uniknęły wojny.)

***

Bardzo zła wiadomość z Tajlandii: armia dokonała 20-go zamachu stanu od 70 lat i udaje, że to nie zamach stanu, tylko obrona demokracji. Wojskowi wykorzystali antyrządowe napędzane przez oligarchię związaną z Partią Demokratyczną i faszystami Suthepa, by znowu przejąć władzę. Tyle Zachodu, by nie dać porządzić Yingluck i Thaksinowi, którzy wyłamali się z Układu.


Powyżej: Organizator antyrządowych protestów Suthep dziękuje wojsku za zamach stanu. To raczej wojsko powinno podziękować jemu. Zdjęcie z  tego bloga.


Powyżej: zamach, zamachem, ale czas na słitfocię....

***

W Libii też zamach stanu. Zbuntował się stary weteran armii Kadafiego i CIA gen. Khalifa ben Heftar. Wsparcie finansowe i broń dostał z ZEA i od Amerykanów, którzy chcą by im wyczyścił Libię z islamskich milicji okupujących terminale naftowe. Przeszły już na jego stronę siły specjalne i baza w Tobruku. Pucz ma więc duże szanse powodzenia. Może będzie z niego libijski gen. al-Sisi, choć Libijczycy to naród mniej zorganizowany od Egipcjan...

sobota, 17 maja 2014

Największe Sekrety: Zanim zapadła Mgła - Bez honoru

Niedawno minęła 75-ta rocznica przemówienia ministra Becka "o honorze" wygłoszonego 5-maja 1939 r. To znowu stało się dla wielu niedouczonych ludzi okazją do wypowiadania głupich opinii na temat okoliczności w jakich Polska przystąpiła do drugiej wojny światowej. Inni znowu zacięcie bronili głęboko zafałszowanej oficjalnej wersji. W zeszłym roku zamieściłem na tym blogu czteroodcinkowy cykl Wrześniowa Mgła, burzący mity dotyczące najbardziej heroicznej polskiej kampanii. Kto jeszcze się z nim nie zapoznał, niech to zrobi, bo nie zamierzam tłumaczyć oczywistości. (Na komentarze typu: "Gdyby nie sanacyjny socjalizm mielibyśmy w 1939 r.50 tys. czołgów i bombę atomową" nie będę odpowiadał). 

1. Od własnej kuli

2. Uderz póki czas!

3. Przewidziana inwazja

4. Bracia Słowianie

 Teraz uznałem, że pora na prequel tego cyklu - "Zanim zapadła Mgła". Skupiający się na mało znanych wydarzeniach, do których doszło zanim zapadły decyzje wpychające świat w wojnę.  W pierwszym odcinku postaram się obalić patriotyczny mit rotmistrza Sosnowskiego.


Ilustracja muzyczna: Shingeki No Kyojin - Vogel im Käfig



Rotmistrz Jerzy Sosnowski - człowiek legenda, "as wywiadu II RP", bohater licznych książek, superagent wykradający tajemnice Reichswehry, kobieciarz i bon vivant. Słowem polski Bond. I zarazem bohater jednej z najbardziej kuriozalnych historii w dziejach polskich tajnych służb. Zwerbowany w 1926 r. udaje w Berlinie bajecznie bogatego polskiego arystokratę, werbuje zadłużonego u niego oficera Abwehry i wianuszek sekretarek, żon i kochanek dygnitarzy z Reichswehry i elit ministerialnych Republiki Weimarskiej. Rozkochuje je w sobie, buduje z nich siatkę i zdobywa niemieckie tajne plany wojenne. Wpada w 1934 r., gdy zdradza go zazdrosna kochanka - tancerka egotyczna (dziś powiedzielibyśmy striptizerka) Lea Niako vel Lea Krause. Sosnowski trafia do więzienia, jego kochanki-agentki zostają ścięte na gilotynie. W 1936 r. zostaje wymieniony na 7 agentów Abwehry. Przełożeni z Oddziału II-go mają jednak wątpliwości co do jego historii. Wśród ludzi wątpiących w jego historię jest m.in. kapitan Jerzy Niezbrzycki - superagent, który przewidział inwazję z 17 IX. W marcu 1938 r. staje przed sądem, gdzie oskarżono go o zdradę. 17 czerwca 1939 r. zostaje skazany za szpiegostwo na rzecz Niemiec na 15 lat więzienia i 200 tys. zł grzywny. Jego ślad ginie we wrześniu 1939 r.



Reszta jest hagiografią. Resortowy generał Marian Zacharski bawi się w jego biografa i stara się wykazać, że Oddział II był bandą idiotów, która skrzywdziła swojego najlepszego agenta (rozwalił mnie, gdy w wywiadzie dla "Do Rzeczy. Historia" powiedział, że "wychowywał się w kulcie Oddziału II-go"! Niby gdzie mu ten kult wpajano? W Starych Kiejkutach? :) Henryk Ćwięk pisze z kolei o Sosnowskim: "Sosnowski z końcem lat 20. objął agenturę w Berlinie, prowadził życie światowca, zdobywając względy kilku ustosunkowanych kobiet. Do 1936 był najważniejszym informatorem zza zachodniej granicy, przekazywał m. in. dane dotyczące agresji III Rzeszy na Polskę. "  Jak mógł być  do 1936 r. "najważniejszym informatorem zza zachodniej granicy", skoro go aresztowano w lutym 1934 r.?! Jak mógł zdobyć plany agresji III Rzeszy na Polskę, w czasie gdy III Rzesza dysponowała 100-tysięczną armią nie mającą czołgów a niemiecki sztab generalny opracowywał jedynie plany OBRONY przed polską inwazją? Podobnych mitów dotyczących rotmistrza Sosnowskiego zagnieździło się zatrważająco dużo. Niektórzy piszą nawet, że informował on nasz wywiad o strategii blitzkriegu, która na początku 1934 r. była dopiero w powijakach... Sosnowski jest kreowany na polskiego Bonda, po to by zaciemnić okoliczności wybuchu drugiej wojny światowej i przy okazji obrzucić błotem ludzi, których historie nadal są niewygodne (Niezbrzycki).

Jestem przekonany, że wyrok na Sosnowskiego był słuszny. A przekonał mnie dokument opisany przez Zbigniewa Wawra w "URze Historia". Liczące 347 stron opracowanie "Afera Sosnowskiego" przygotowane najprawdopodobniej przez polski przedwojenny kontrwywiad. Opisuje on wiele anomalii w życiorysie feralnego rotmistrza. Jak czytamy:

Powyżej: Jerzy Sosnowski w otoczeniu berlińskich przyjaciół i Benita von Falkenhayn, jedna z jego agentek.

"W 1924 r. nastąpił w jego życiu zasadniczy zwrot. Sosnowski postarał się o roczny urlop i zabrawszy ze sobą swą żonę i konie, wyjechał do Berlina, aby brać udział w wyścigach na torach w Karlhorst, Hoppegarten oraz innych. Decyzja była zastanawiająca. Czego szukał Sosnowski w Berlinie ze swymi końmi, które w Warszawie niewiele mogły dokonać? Na jakie dochody ze stajni mógł liczyć w konkurencjach o niebo całe trudniejszych od warszawskich? Skąd wziął pieniądze na ten kosztowny przejazd i pobyt w Berlinie? Były to zagadnienia, nad którymi nikt się nie zastanawiał. Sosnowski nie miał wówczas jeszcze żadnego kontaktu z polskim wywiadem i ten nie miał żadnych szczególnych powodów do zainteresowania się jego osobą. W Berlinie Sosnowski był przez rok 1924–1925. O pobycie jego w tym okresie w stolicy Niemiec bardzo mało wiadomo. Konie jego nie przyniosły oczywiście żadnego dochodu. A wydatki na utrzymanie stajni i na życie na pewnej stopie towarzyskiej były znaczne.

(...)



Powyżej: Lea Krause - pseudonim artystyczny Lea Niako

Po powrocie z Berlina Sosnowski nawiązał kontakt z Oddziałem II Sztabu Głównego, oświadczając: „Podczas rocznego pobytu w Berlinie zawiązałem liczne i wysokie stosunki towarzyskie. Przyszło mi to tym łatwiej, że byłem właścicielem stajni wyścigowej". Jak stwierdza autor opracowania: „Po zastanowieniu się doszedł on do przekonania, że dzięki tym właśnie stosunkom w sferach wojskowych arystokratycznych Niemiec mógłby oddać znaczne usługi polskiemu wywiadowi, i wobec tego zaproponował, aby go wysłano z powrotem do Berlina dla prowadzenia wywiadu". Oferta została przyjęta. Werbujący go kapitan Marian Chodacki uważał Sosnowskiego za cenny nabytek dla Oddziału II. W tym czasie nikt nie zwrócił uwagi, że przed pierwszym wyjazdem do Berlina wokół Sosnowskiego kręcił się Józef Hertz, były agent carskiej policji politycznej, który informował ją o członkach PPS, konfident carskiego kontrwywiadu. Po wybuchu I wojny szef carskiego wywiadu w okręgu warszawskim polecił Hertzowi werbować agentów znających język niemiecki. Udało mu się pozyskać kilkunastu ludzi. Hertz został wysłany do Sztokholmu, skąd miał wysyłać rosyjskich agentów do Niemiec. W czasie pobytu w Szwecji nawiązał kontakt z wywiadem niemieckim i przekazywał mu dossier każdego agenta wraz ze zdjęciem. Od tego momentu pobierał pieniądze od dwóch wywiadów.W 1918 r. powrócił do niepodległej Polski. Tu czekała go niemiła niespodzianka – został aresztowany. Powodem tego były dokumenty niemieckiej Feldpolizei wraz z księgą kasową, gdzie widniały sumy pieniędzy, jakie otrzymywał za swoją pracę. Hertz został skazany na długoletnie więzienie. Ale Sąd Najwyższy orzekł, że za zarzucane czyny, np. wydawanie Polaków w ręce niemieckie, nie można było go skazać, „ponieważ w czasie, gdy Hertz to robił, Polska nie była jeszcze państwem niepodległym, nie miała samoistnego bytu państwowego, a więc nikt nie mógł działać na jej szkodę". Hertz zaproponował swoje usługi polskiemu wywiadowi wojskowemu. Informacje dostarczane przez niego były bardzo interesujące. Skłonność do intryg zaważyła na tym, że został on odsunięty od działalności na rzecz wywiadu. Później Hertz pojawił się w otoczeniu barona Osten-Sackena, z którym spotykał się Sosnowski. Nasz autor pisał: „Nie było dowodów, że Sosnowski bezpośrednio stykał się z Hertzem. Natomiast sam fakt, iż przyjaźnił się z Osten-Sackenem, który później znalazł się w Berlinie, był nader zastanawiający".

(...)


Ciekawym wątkiem opracowania jest sprawa porucznika Józefa Gryfa-Czajkowskiego, szefa ekspozytury wywiadu polskiego w Berlinie przed Sosnowskim. Gryf-Czajkowski okazał się agentem pracującym dla Abwehry. Aresztowany, w trakcie przesłuchania przyznał się do działalności na rzecz wywiadu niemieckiego w 1933 r., ale milczał na temat swojej roli w Berlinie w latach 1925–1928. „W pewnym momencie machnął ręką i zrezygnowany najwyraźniej na wszystko wypalił, co następuje. W Berlinie początkowo naprawdę próbował pracować. To mu jednak nie szło i wówczas dobrowolnie zgłosił się do Abwehry i ujawnił się jako agent przysłany do Berlina przez Polaków. [...] Przy tej okazji proszono go, aby opowiedział wszystko, co mu jest wiadome o wywiadzie polskim w Berlinie, i oto on, Czajkowski, zakomunikował Niemcom wszystko, co mu było wiadome o roli i o charakterze Sosnowskiego. Zeznania te Czajkowski złożył w 1927 r., Niemcy dokładnie go wypytywali o Sosnowskiego i na tym sprawa się skończyła. Sensacja była niesłychana! Jeżeli Gryf-Czajkowski sypnął Sosnowskiego Niemcom w 1927 r., tzn. Niemcy znali rolę Sosnowskiego przez sześć lat (1927–1933) i nie wyciągnęli w stosunku do niego konsekwencji".

(koniec cytatu)

Podsumujmy: Sosnowski w 1924 r. udaje się do Berlina by w wdać się tam w bardzo kosztowny biznes na wyścigach konnych. Nie wiadomo skąd ma pieniądze. Wokół niego krąży dawny niemiecko-rosyjski agent. Po dwóch latach zgłasza się do polskiego wywiadu proponując współpracę. Wpada już po roku - zostaje wydana cała jego siatka a Niemcy nie robią z tym nic aż do 1934 r. Aresztują go wkrótce po podpisaniu paktu o nieagresji z Polską. Tak jakby likwidując tajną operację, która nie jest już potrzebna. Czy Sosnowski pracował dla Niemców czy był tylko przez nich dezinformowany? Jak czytamy w oficjalnym źródle: " W 1929 roku, za pośrednictwem Renate von Natzmer, Sosnowski zdobył kopię planu gry wojennej przeciwko Polsce - "Organisation Kriegsspiel". Za plan ten chciał najpierw uzyskać kwotę 40 000 marek. Zwierzchnicy, podejrzewając Sosnowskiego o zmowę z agentką, nie zgodzili się na tak wysoką zapłatę. Ponadto uważali, że dokument nie jest autentyczny, a cała sprawa została zainspirowana przez Abwehrę. Ritter von Nalecz obniżył cenę, a gdy i to nie dało efektu wysłał plan do Warszawy za darmo. " Działania Sosnowskiego wyglądają tutaj na świadomy udział w operacji "zatruwania". Być może pracował on jednak dla Sowietów (to tłumaczyłoby autentyczny niepokój Hitlera po odkryciu siatki Sosnowskiego), miał plecy w postaci sowieckich sympatyków w Abwehrze (ludzi płka Nicolaia) a jego misją było odpowiednie urabianie polskich służb na odcinku niemieckim. Tak żeby sprowokować wojnę.



Wiele mówią również strzępki informacji o powrześniowych losach Sosnowskiego. Nawet Wikipedia podaje, że: "Sosnowski ewakuowany z więzienia na wschód miał zostać zastrzelony 16 września 1939 roku przez konwojentów w okolicach Jaremcza. Niektóre źródła podają, że stało się to 17 września w okolicach Brześcia nad Bugiem. Miało się to stać na mocy ustnego polecenia dla Służb Więziennych, ażeby w razie wybuchu wojny po cichu "zlikwidować" więźniów, których uwolnienie wskutek działań wojennych, bądź przez obcy wywiad, mogło być niebezpieczne dla państwa polskiego. Nie zachowały się jednak żadne pisemne potwierdzenia rzeczonego rozkazu, część więc historyków podaje w wątpliwość prawdziwość tych przypuszczeń.


Wedle innej wersji konwojenci jedynie postrzelili Jerzego Sosnowskiego, a później w szpitalu przejął go radziecki wywiad. Miał zostać aresztowany 2 listopada 1939 i przetransportowany do więzienia na Łubiankę. Tam pod wpływem współwięźnia, byłego oficera radzieckiego wywiadu, Piotra Zubowa oraz śledczej Zoji Woskriesienskiej rzekomo został przekonany do współpracy z radzieckimi służbami. W efekcie Sosnowski przekazał wywiadowi ZSRR dwa nierozpracowane przez Niemców źródła informacji oraz służył jako ekspert w sprawach polskich. Między innymi w 1940 roku miał uczestniczyć w przesłuchaniach generała Mieczysława Boruty-Spiechowicza oraz zasugerować zwerbowanie księcia Janusza Franciszka Radziwiłła.


Powyżej: Zoja Woskriesieńska

Krążące pogłoski, jakoby po podpisaniu układu Sikorski-Majski nie został zwolniony, a przeniesiony do więzienia w Saratowie, podjął głodówkę i zmarł na skutek wycieńczenia oraz zatrucia żołądkowego wywołanego zapaleniem jelita  nie odpowiadają prawdzie. W świetle dostępnych publikacji, jeszcze przed układem major Sosnowski zadeklarował się jako przeciwnik ustroju przedwojennej Polski i podjął współpracę z NKWD jako oficer do zadań specjalnych. Po wybuchu wojny niemiecko-radzieckiej kierował szkoleniem szpiegów i dywersantów w Saratowie, gdzie w 1942 roku awansował do stanowiska zastępcy kierownika obwodowego urzędu NKWD. W 1943 awansował do stopnia pułkownika.

W 1943 roku Sosnowski został skierowany do okupowanej Polski, gdzie prowadził zadania specjalne na rzecz Armii Ludowej. Nie jest jasne, czy po scaleniu Armii Ludowej z Ludowym Wojskiem Polskim pozostał w polskiej służbie. Zoja Woskriesienska-Rybkina twierdzi, że tak się stało, ale dostępne materiały archiwalne tego nie potwierdzają.




We wrześniu 1944 Jerzy Sosnowski przedostał się z Pragi do lewobrzeżnej Warszawy z zadaniem specjalnym, po czym zaginął bez wieści. Zoja Woskriesienska-Rybkina pisze, że "zginął podczas wyzwalania Warszawy", ale nie podaje bliższych szczegółów. Iwan Sierow utrzymuje, że został rozstrzelany na rozkaz kierownictwa Armii Krajowej. Paweł Sudopłatow podczas śledztwa w 1958 roku winą za śmierć Sosnowskiego obarczył Nikitę Chruszczowa i podał, że stało się to w 1945. Oskarżenie to Sudopłatow powtórzył w swojej książce."

Takiego to "polskiego Bonda" podsuwają nam jako bohatera "polscy Bondowie" tacy jak gen. Zacharski, który mówi, że: "Postać majora Sosnowskiego i jego dramatyczne losy są mi bliskie, z oczywistych przyczyn. Już jako banita, wielokrotnie czytając o nim potrafiłem się dużo głębiej utożsamiać z jego przeżyciami. (...) Suma moich przeżyć pozwala mi na czytanie dokumentacji o Sosnowskim zupełnie innymi oczami niż historykom".

Następny odcinek cyklu: New Deal. Opowieść o pewnym amerykańskim scenariuszu wojny i polskich planach przewidujących najbardziej czarny jej scenariusz. 

czwartek, 15 maja 2014

Korwin-Mikke, czyli nakręcana małpka



Janusz Korwin Mikke (zwany przez internetowych prześmiewców Ozjaszem Goldbergiem, Korwinem Krulem, Krowinem Srulem, Januszem Koranem-Mekką czy też Januszem Krowinem-Mikke) ma od lat opinię wielkiego ekscentryka jeśli nie lekkiego (ciężkiego?) świra, który papla co mu ślina na język przyniesie. Stąd wiele jego wypowiedzi jest uznawanych przez publiczkę za próby wywołania taniego poklasku tudzież za przykłady postępującego zidiocenia tego politycznego weterana. To złe podejście. Bowiem z licznych mniej lub bardziej sensownych wypowiedzi Korwina można wyczytać schematy dające klucz do jego zachowań i roli jaką pełni on w systemie politycznym Ubekistanu (III RP w wersji hard). Przyjrzyjmy się więc co JKM vel OG vel KK mówi:



o gejn. gejn.  Kiszczaku i Jaruzelskim:

"P. gen. Kiszczaka należy podziwiać. Z tego, co wiem, jeszcze na kilka dni przed rozmowami Polska miała pójść drogą chińską: zachować zamordyzm – zlikwidować po cichu socjalizm. Tak jak radzili: śp. Mirosław Dzielski (polecał nazwę: „socjalizm indywidualistyczny”…) śp. Stefan Kisielewski („Wziąć za pysk – i wprowadzić liberalizm!”), Stanisław Michalkiewicz (z pewnymi zastrzeżeniami…) czy niżej podpisany."

" P. Generał w 1982 roku to nie był żaden polityk, żaden wojskowy – tylko ciapowaty wrażliwiec, który pragnął tylko, by panował spokój i porządek, by nie weszli Sowieci"

"Bo ja mam pretensje, że p.gen. Wojciech Jaruzelski nie poszedł drogą śp. Augusta Pinocheta, choćby miało zginąć jeszcze 1500 (jak w Chile) ludzi."

o stalinowskich sędziach i ubekach:


"W sprawach komunistycznych... Jestem tu akurat nieobiektywny, bo uważam, że w ogóle powinno tu być przedawnienie."

"Jeżeli Stalin kazał kogoś skazać, to sędziowie mieli na ogół taki odruch, żeby nie skazywać."

o śmierci Grzegorza Przemyka:

"Któregoś dnia lekko sobie podpiwszy szedł sobie z kolegami wpadł na policję, wykrzykiwał na baranach antyrządowe hasła. Policjanci go wzięli, przyłożyli mu parę razy, a Przemyk chudzina niestety nie przeżył"

o Stalinie:

"Stalinizm był dyktaturą jednostki, d***kracja to dyktatura (tfu!) Większości. Z dwojga złego chyba już wolę Stalina. Był mniej krwiożerczy – i można Mu było przemówić do rozsądku. Tej (tfu!) Większości się nie da."

o Marszałku Piłsudskim i wojnie z bolszewikami:

"w każdym mieście i miasteczku są ulice noszące nazwisko człowieka,który najprawdopodobniej na niemieckie polecenie (plebiscyt w Prusiech i na Śląsku!!) wdał się był w idiotyczną wojnę z bolszewikami"

Żydach i UE:


"- Stawia pan znak równości między Żydami a Unią Europejską?- Nie, ale niewątpliwie siedzą tam Żydzi, którzy wprowadzają program Hitlera. Tylko, że faszyzm to była łagodna forma socjalizmu"

o Putinie i FSB:

"Przecież jedyną zaporą przedrosnącym nacjonalizmem rosyjskim jest KGB i jej eksponent,p.Włodzimierz Putin. Gdyby – nie daj Boże – w Rosji zapanowała d***kracja, to nie tylko wysłano by wojska by przyłączyć Krym, ale zaczęto by realizować plan wielkiego rosyjskiego nacjonalisty,śp.Aleksandra I. Sołżenicyna: Wielkiej Rusi złożonej z Rosji, Białej Rusi, Małej Rusi, Galicji i północnegoKazachstanu…"

o szkoleniu przez Polskę terrorystów na Majdanie:

"– Na Majdanie byli wyszkoleni terroryści. Ja nawet wiem, kto z Polski ich szkolił (...) Nie powiem tego w tej chwili. Zachowuję to na kampanię wyborczą. Ten człowiek może będzie moim przeciwnikiem bezpośrednim. Ja wiem, kto szkolił "

o spaleniu "Budy Ruskiej" podczas Marszu Niepodległości:

"Moim zdaniem prezydent albo minister spraw zagranicznych powinien bardzo starannie przeprosić za to zajście, nie czekając aż MSZ rosyjski zażąda przeprosin. Trzeba było samemu wyjść z inicjatywą. Opóźnienia w tej sprawie są niedopuszczalne."

o III wojnie światowej, Rosji i USA:

"Według Korwin-Mikkego, konflikt skończy się atakiem nuklearnym USA na Rosję, dlatego Polska powinna w tym konflikcie zachować neutralność. Szef KNP nie obawia się jednak skutków użycia broni atomowej. - Atom jest mocno przesadzony. To jest histeria robiona w sprawie atomu, histeria w sprawie Czarnobyla na przykład, przecież nic się nie stało praktycznie - twierdzi Korwin-Mikke.

o Janukowyczu i "separatystach":

" Gdyby p. Janukowycz zatrzymał się w Charkowie lub w Doniecku, gdyby ogłosił, że zachodnia Ukraina zbuntowała się i trzeba utrzymać jedność terytorialną kraju - zostałby niewątpliwie poparty przez wschód (...) Na Janukowycza uwzięli się federaści z Brukseli, poparli ich Amerykanie dostarczajac pieniędzy."

o Smoleńsku:

"Jednak artykuł, który Janusz Korwin-Mikke popełnił w najnowszym numerze tygodnika "Najwyższy Czas!" jest czymś tak obrzydliwym, że do tego poziomu nikczemności nie posunął się nawet Janusz Penisoręki, który przecież zbudował swą pozycję polityczną na obrzucaniu kalumniami śp. Prezydenta i jego rodziny. Bierzemy do ręki gazetę, otwieramy na stronie XLIV, i czytamy nagłówek: "Pewna teoria spiskowa". Pod nagłówkiem zaś mamy tekst składający się w 70% z wyobrażonej przez autora rozmowy Lecha Kaczyńskiego z Jarosławem Kaczyńskim, podczas którego to dialogu Jarosław namawia Lecha na to, żeby się wysadził podczas lotu do Smoleńska wraz z dziewięćdziesięcioma pięcioma pasażerami.

"J: Ja Ci coś powiem. Jak to zrobimy nad Katyniem, to będzie takie zamieszanie, że – obiecuję Ci – pochowamy Cię na Wawelu!
L: Jak to załatwisz?!?
J: Nie wiesz, że mamy haki i na Dziwisza?
L: A! Rzeczywiście! Ale ja nie chcę zostawiać tak Marysi samej…
J: To weźmiesz Ją ze sobą! Żony powinny odchodzić razem z mężami. Co Bóg złączył…

I dalej w ten sam deseń. Jeszcze się Jarosław ucieszy, że Walentynowicz "piękny będzie miała pogrzeb", bo przecież"co Ona ma z życia" i "umarłaby jako pospolita suwnicowa", więc przecież on jej przysługę wyświadcza – i tak jeszcze sporo linijek. Każdy z Państwa może sam sprawdzić, że istotnie przytoczony fragment tak właśnie wygląda, nic nie zmieniłem – a jest tego dużo więcej. W drugiej części tekstu pisze Korwin-Mikke m. in. tak: "Obiektywnie więc – jeśli już chcemy mieć spiskową teorię "Smoleńska" – to ta jest milion razy bardziej prawdopodobna!!!"



(koniec cytatów)

Być może ten zbiorek wypowiedzi Korwina-Mikke jest tylko odbiciem jego poglądów - mieszkanki filozofii Herberta Spencera z chorymi ideami Jędrzeja Giertycha. Być może traktuje on ubectwo i przedstawicieli KGB (Putin) jak arystokrację rodową i jest święcie przekonany, że to błękitnokrwista rasa panów, która powinna rządzić światem. A może jest to tylko żałosny skowyt skierowany do ubeckich adresatów: "Dajcie mi wejść do Sejmu! Nie zrobię wam już takiego numeru jak w czerwcu 1992 r.! Obiecuję! Powiem i zrobię każdą, nawet największą głupotę jaką mi każecie!" (tak jak to opisałem w satyrycznym wpisie z serii Sny)

Tak czy inaczej Korwin-Mikke jest systemowi potrzebny. Spełnia dla niego pożyteczną rolę mieszając w głowach młodzieży - każe im szukać winowajców złej sytuacji kraju wszędzie (w UE, w związkach zawodowych, wśród Żydów, Wielkiego Wschodu, w kulcie maryjnym...) tylko nie u źródła - w Resorcie. Kanalizuje w ten sposób buntownicze elementy. Teraz na dodatek wplata w swoje wynurzenia rusofilską, proputinowską propagandę. Mocno przyczynia się do budowania w Polsce idiokracji. (Wystarczy poczytać teksty jego zwolenników - w tym Jana Fijora TW "Bereta".)


Pytanie: skąd Syndykat wytrzasnął Korwina? Zauważono go już w latach '70-tych. Jak wspominał Urban:

" Przychodził w latach 70. do "Polityki", gdzie przynosił felietony na różne tematy, zawsze oryginalne, gdy idzie o poglądy, żywo napisane, tylko pod koniec przeważnie rozłażące się. Drukowałem go od czasu do czasu. (...) Zadzwoniłem do MSW i poprosiłem ich o opinię na temat roli Korwin-Mikkego. Nasze władze bowiem - mówiłem - leją nas za drukowanie ludzi z opozycyjnego podziemia, a skąd my niby mamy znać grzechy różnych autorów, wiedzieć, gdzie są zapisani i w jaki sposób ryją pod naszym ustrojem? Odpowiednia komórka MSW odparła, że możemy spokojnie go drukować. Pisze różne manifesty, ale rozkleja je tylko na swojej klatce schodowej, a resort nie jest drobiazgowy ani małostkowy. "



Urban przyznał również, że w 1989 r., gdy był szefem Radiokomitetu, promował w TV Korwina "ile wlezie". Po co komunistom był JKM? Promował ideologię rozgrzeszającą i osłaniającą propagandowo złodziejską prywatyzację. Gdy pierwsza fala uwłaszczania się nomenklatury przeszła, Korwin przestał już być potrzebny (być może stąd wzięła się jego aktywność przy ustawie lustracyjnej - o której on mówi obecnie, że jej głęboko żałuje). Teraz został znowu odgrzebany. Celem jest destabilizacja prawicy a także ośmieszanie Polski w Europie Zachodniej. Wyobraźcie sobie jak w Parlamencie Europejskim będzie wygłaszał swoje tyrady o Żydach, niepełnosprawnych i kobietach. Ta nakręcana małpka nic dla Polski w Brukseli nie załatwi, tym bardziej nie uda się jej tam "rozwalić UE" (ani nawet jej zadrapać). Pozostanie po nim jedynie gnój...


sobota, 10 maja 2014

Ukraina: prowokacja z brudną bombą + Wypalić terrorystów ogniem!

30 kwietnia 2014 r. SBU zatrzymała w regionie czernowieckim 8 obywateli Ukrainy i jednego Rosjanina. Przewozili oni z Naddniestrza 1,5 kg materiału promieniotwórczego - prawdopodobnie uranu 235. Jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że z rosyjskich baz w Naddniestrzu jest koordynowana przez GRU działalność terrorystyczna na południowo-zachodniej Ukrainie (Odessa), jeśli zwrócimy uwagę na to, że Naddniestrze nie jest nuklearną potęgą, to warto zadać pytanie: czemu wwozili oni ten ładunek na terytorium Ukrainy? Czy miał posłużyć do budowy "brudnej bomby" (zdetonowanej np. 9 maja w Kijowie lub Doniecku), czy też zmontowania prowokacji mówiącej, że wolna Ukraina stanowi niebezpieczny punkt proliferacji broni nuklearnej?

Na 9 maja spodziewano się w Kijowie poważnych prowokacji. Jeden z ukraińskich ekspertów mówił: 

"Oddziały samoobrony Majdanu już zatrzymały kilka samochodów wyładowanych automatami Kałasznikowa i granatami. Najgorsze, że oprócz „ochotników" do Kijowa jadą też milicjanci z obwodów charkowskiego, donieckiego i ługańskiego, ci, którzy przeszli na stronę separatystów. Mają ważne legitymacje MSW i twierdzą, że do stolicy jadą służbowo.– Prawdopodobnie separatyści planują kilka zamachów w Kijowie i atak na marsz weteranów – dodał. – Kilka dni temu w kijowskim metrze została zatrzymana osoba pochodząca z Doniecka, z mapą stacji, na których są planowane zamachy. " Wyszło jednak dosyć spokojnie, no może poza Mariaupolem. 



Mimo wszystko widać jednak, że Ukraińcy powoli biorą się w garść (pytanie, czy to tempo wystarczy...). Operacja antyterrorystyczna trwa i jest przeprowadzana głównie siłami Gwardii Narodowej - czyli armii ochotnicznej, typu rewolucyjnego. Może jest ona niedostatecznie wyszkolona (choć są w niej zapewne też ukraińscy weterani wojen na Kaukazie), ale przynajmniej jej morale jest dobre i w przeciwieństwo do rozłożonych przez Janukowycza (i ciągle obsadzonych mianowaną przez niego kadrą) armii, milicji i SBU nie sabotuje ona rozkazów rządu. Sama Gwardia Narodowa jednak nie wystarczy. Nowe władze powinny stworzyć również bezpiekę typu rewolucyjnego, która weźmie w obroty rosyjską agenturę.

Konsolidacja sił ukraińskich ostro zirytowała Ruskich. Sławiańsk jest już straconym posterunkiem. W Dniepropietorwsku gubernator Kołomojski potrafi zadbać o porządek (działa rosyjskim faszystom i duponarodowcom szczególnie na nerwy bo jest Żydem i finansuje Swobodę :). Rosja atakuje narody, które zostały wcześniej osłabione jej akcją wywrotową. Oznaki odrodzenia narodowego są więc dla niej zagrożeniem strategicznym. Po swojej stronie na Ukrainie ma jednak wciąż silną agenturę wzmocnioną przez męty społeczne: komunistów, neonazistów, mafiozów....  Jak czytamy w "GP":

"Typowym przykładem „prorosyjskiego separatysty” jest Paweł Gubarew, który określany jest jako szef tzw. Ludowej Milicji Donbasu. 3 marca 2014 r. Gubarew przewodził rosyjskim protestom w Doniecku, w wyniku których zajęte zostały budynki lokalnej administracji. Następnie ogłosił się „ludowym gubernatorem” obwodu donieckiego, by kilka dni później zostać aresztowany przez ukraińską służbę bezpieczeństwa (SBU). Wkrótce wyszło na jaw, że „ludowy gubernator” był wcześniej członkiem rosyjskiej nazistowskiej bojówki Rosyjska Jedność Narodowa, współpracującej ze służbami specjalnymi Rosji i napadającej na przedstawicieli mniejszości etnicznych w Federacji Rosyjskiej. Gubarew działał także w komunistycznej i prorosyjskiej Postępowej Partii Socjalistycznej Ukrainy. Żona Gubarewa,Katerina, którą „mianowano” ministrem spraw zagranicznych Donieckiej Republiki Ludowej, zna z kolei Aleksandra Dugina – czołowego ideologa Kremla (do mediów wyciekła ich rozmowa na Skypie).

Nie lepiej prezentuje się też przeszłość rzecznika prasowego Donieckiej Republiki Ludowej, Aleksandra Kriakowa. Jak powiedział amerykańskiemu portalowi internetowemu naczelny rabin Donbasu, Kriakow przed 2014 r. był znany przede wszystkim jako „najsławniejszy antysemita w regionie”

(...)

Ale elita „prorosyjskich separatystów” jest dużo bardziej różnobarwna. Prezesem rady samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej został Denis Puszylin, który jeszcze rok temu szefował petersburskiemu oddziałowi słynnej rosyjskiej firmy MMM (prowadził nawet konferencje prasowe, zwoływane w reakcji na oskarżenia wobec spółki). W latach 90. zorganizowała ona największą piramidę finansową w historii Rosji, okradając kilka milionów Rosjan. Dziś, mimo gigantycznych skandali związanych z jej działalnością, MMM wciąż ma kilkaset tysięcy naiwnych klientów."

Trochę przykładów graficznych:


Z serii "Tato, a kim są debile?". Transparent separatystów głosi: "Zatrzymać żydowski faszyzm".


Wiaczesław Bielskij - "bojownik" Donieckiej Republiki Ludowej.


Pokojowo nastawieni przeciwnicy banderowców z Odessy.

Mariusz Maks Kolonko, czyli Ilia Erengurg duponarodowców, żali się, że w Odessie "banderowcy" dopuścili się "potwornej zbrodni" paląc żywcem "ludzi mających inne poglądy". Ja ich nie żałuje. Zasłużyli sobie na to, co ich spotkało. Ich "inne poglądy" to chęć sprowadzenia zbrojnego najazdu Rosji na terytorium Ukrainy. Wcześniej wyrażali swoje "inne poglądy" wywołując zamieszki. Ich koledzy dzielący z nimi "poglądy" porywają, torturują i zabijają zwykłych ludzi na Wschodniej Ukrainie (to Kolonce jakoś nie przeszkadza, a wcześniej twierdził, że "banderowcy" na Majdanie strzelali sami do siebie...) Trzeba tych dywersantów tępić jak stonkę ziemniaczaną, a mieszkańcy Odessy zrobili, co należało. W sytuacji, gdy milicja, SBU i wojsko nie spełniały swojej roli, wzięli sprawy w swoje ręce. NARÓD STAŁ SIĘ SUWERENEM.



Białoruski płk GRU (w st. spocz.) Władimir Bardacz, radzi jak zabrać się za eksterminacje tych szkodników:


Powyżej: charkowskie "czarne ludziki" polujące na "separatystów". Ludzie Kołomojskiego?

" Nie może być tak, że dywersanci rozbrajają wojska i przejmuje samochody opancerzone, zasłaniając się cywilami. Ten, kto w warunkach stanu wojennego współdziała z dywersantami, już nie jest pokojowym manifestantem, lecz wrogiem. Gdyby spotkało się to z ostrą reakcją, szybko zabrakłoby chętnych do roli żywych tarcz.
Trzeba zademonstrować społeczeństwu konsekwencje. Ten, kto chodzi z bronią, musi wiedzieć, że spotka go kara i jeżeli się nie podda, czeka go śmierć. Ciała zabitych terrorystów trzeba pokazywać publicznie.
Zadziwiające są sytuacje jak ta w Odessie - ktoś prowokuje zamieszki, w których giną dziesiątki ludzi, a MSW wypuszcza osobników, którzy to zorganizowali. To dolewa oliwy do ognia, bo dowodzi, że można strzelać do demonstrantów, a później wyjść na wolność i być bohaterem. (...)
Zdecydowanie zdławić opór w jednym mieście, by pokazać rebeliantom w innych miejscach, co ich czeka. Wtedy zamieszki zaczną opadać. Okazywanie słabości i ustępstwa będą podsycać rebelię."



czwartek, 8 maja 2014

Posunęli Yingluck...

Ostatni płomień Azji zgasł...

Jak już pewnie wiecie, tajski Trybunał Konstytucyjny (taka sama kretyńska instytucja jak polski)  zdjął z urzędu panią premier Tajlandii Yingluck Shinawatrę. To był sądowy zamach stanu. Oficjalny powód: w 2011 r. przeniosła na inne stanowisko Thawila Pliensri, szefa Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Trybunał przyjął absurdalne założenie, że premier nie może dokonywać takich ruchów kadrowych w urzędach podległych rządowi. Oto nieco komentarzy z tajskiego netu (podesłanych przez wiernego czytelnika):



"Is it abuse of power if Obama remove a CIA chief previously installed by Bush administration in the US ? Of cause Yingluck had the power to remove the chief then when she felt which way was for the best interest of her administration to lead this country, people voted and gave her this power to lead and she just done that. The people that were abuse of power are the judges now ! Sadly Yingluck have nothing, no gun, no troop, no nothing, what she have is only PEOPLE,the citizens !"

"The nine constitutional judges all serve the interest of the opposition (Abhisit and Suthep). They have no respect for democracy, and their only goal is to get the Shinawatras out of politics. They have no right and no authority to prescribe to the PM who she may hire/fire/transfer etc. Yingluck and her legal team should immediately pursue to dissolve the judges who were in the first place illegally appointed by coup-makers."

"Thai military and Thai elites control the court. They also control the Election Commission, the National Anti-Corruption Commission and run the Democrat party. Any democratically elected governments have always been accused of corruption and ousted by the military or by the court and replaced by the Democrat party where the corruption flourished and multiplied and enriched them.""



Teraz za byłą panią premier bierze się Komisja Antykorupcyjna - zarzuty dotyczą nieudanego programu dopłat do produkcji ryżu (straty 4,5 mld USD). Yingluck nie została broń Boże złapana na korupcji. Jej winą jest to, że nie postąpiła według zaleceń Komisji Antykorupcyjnej, która kazała jej zakończyć ten program. Teraz może czekać ją zakaz pełnienia funkcji publicznych na pięć lat i emigracja (ucieczka przed sądami). Oligarchia jak na razie wygrywa.

Tło konfliktu w Tajlandii tłumaczyłem już we wpisie z lutego: "Tajlandia: wiosna ludów czy antydemokratyczny bunt oligarchów?"

Pytano się mnie, jak plasuje się tajski konflikt wewnętrzny na tle rywalizacji Chiny-USA. Odpowiem: Nijak. Ten spór ma wyłącznie wewnętrzne przyczyny.



Król (Bhumibol Adulyadej, czyli Rama IX  - będący zapewne niezłym manipulatorem - rządzi od 1946 r. i dorobił się majątku idącego w dziesiątki miliardów dolarów. Jego portrety w Bangkoku są wszędzie a za "obrazę majestatu" idzie się do ciężkiego więzienia. Lud bardzo jednak lubi monarchę i umieszcza jego wizerunki obok posążków Buddy. No cóż, jestem republikaninem...) i wojsko są już od dawna po stronie Amerykanów. USA były przecież protektorem Tajlandii. Thaksin Shinawatra miał zaś dobre relacje z administracją Busha (która jednak nie protestowała przeciwko jego obaleniu). Wysłał wojsko do Iraku, ale też utrzymywał dobre relacje z krajami swojego regionu.

Ps. Bangkok nie przepada za Yingluck. Dwie dziewczyny (porządne, normalne dziewczyny), które nas oprowadzały popierały Partię Demokratyczną. Były pracownicami administracji. Fragment dialogu:
Mój towarzysz podróży: - Ale wasza premier jest ładna i wygląda miło...
Tajska koleżanka: - Chcesz, to ci ją sprowadzimy na wieczór :)

sobota, 3 maja 2014

Vril. Pułkownik Dowbor - czyli moja książka


Nawet sobie nie wyobrażacie jak się cieszę :) Odebrałem z Wydawnictwa Nowy Świat pierwsze egzemplarze mojej książki: "Vril. Pułkownik Dowbor". To powieść z pogranicza historical-fiction i fantasy osadzona w realiach drugiej wojny światowej. Główny bohater, Franciszek Dowbor,  oficer polskich tajnych służb, w dość makabryczny sposób odkrywa, że posiada supermoc. Wpada na trop tworzonych przez niemieckie tajne służby oddziałów złożonych z ludzi posiadających podobne zdolności parapsychiczne. Infiltruje oddział stworzony przez Abwehrę (poznaje tam miłość swojego życia - piękną, acz nieco psychopatyczną Afrykanerkę Rikę Arenstaed). Odkrywa, że Niemcy szukają na całym świecie śladów starożytnej cywilizacji dysponującej "boskimi broniami" i posługującej się ową tajemniczą siłą. Tytułowy "Vril" to nazwa owej mocy funkcjonująca w tybetańskich legendach a zarazem nazwa tajnego stowarzyszenia, które pomogło nazistom zdobyć władzę w Niemczech. Tajne bronie, intrygi wywiadowcze, gra o zmianę losów wojny, Sowieci, Amerykanie, Japończycy, tajna wojna polsko-polska, "Muszkieterowie", zamach na Gibraltarze, historyczny rewizjonizm, romans i tony kontrowersji... To należy przeczytać! (Ciekawe, czy spodoba się Piotrowi Zychowiczowi?). Ci którzy, mieli okazję rzucić okiem na maszynopis - gorąco polecają!

Już wkrótce do zakupienia w internecie i dobrych księgarniach. Najbardziej wyczekiwana książka od czasu "Resortowych dzieci"!

Po najświeższe informacje dotyczące mojej książki oraz ciekawostki związane z opisywanymi w niej zdarzeniami, ludźmi oraz ideami zapraszam na oficjalny facebookowy fanpage. Lajkujcie!