"Według danych ujawnionych przez prezydenta Władimira Putina koszty budowy infrastruktury po stronie rosyjskiej mają wynieść 55 mld dol., po chińskiej – 20 mld dol. Rosjanie muszą położyć w trudnym terenie (bagiennym, górskim i aktywnym sejsmicznie) ponad 3 tys. km gazociągu Siła Syberii. Ponadto muszą zainwestować w rozwój pól wydobywczych Kowykta i Czajanda, a być może nawet sięgnąć po gaz z Kamczatki i Sachalinu. Koszty mogą ostatecznie zostać napompowane jak przy olimpiadzie w Soczi. Skąd Gazprom weźmie pieniądze na ten cel? Spółka sugeruje, że Chińczycy dadzą 25 mld dol. przedpłaty. Chiny zobowiązały się również udzielić Rosjanom kredytu na wykonanie potrzebnych projektów.
– Podliczmy: 55 mld dol. Gazprom musi pożyczyć na rynku, bo nie ma tyle wolnych pieniędzy. Załóżmy, że koncern pożyczył je na 5 proc. i 30 lat. Czyli samych procentów zapłaci 40 mld dol., a cała spłata kredytu zamknie się kwotą 95 mld dol. – mówi rosyjski opozycjonista Borys Niemcow. – Zakładamy optymistycznie, że zysk ze sprzedaży gazu do Chin będzie równy temu, który Gazprom ma z europejskiego rynku i Rosji. A to jest 15 proc. obrotów. Mając na uwadze, że cały kontrakt opiewa na 400 mld dol., otrzymujemy, że strata netto na „transakcji stulecia" wyniesie 35 mld dol. – dodaje Niemcow.
Jego zdaniem ten kontrakt będzie najbardziej opłacalny dla podwykonawców Gazpromu – firm budujących infrastrukturę. Należą do powiązanych z Putinem oligarchów takich jak Arkadij Rotenberg. Spółki te w ostatnich latach realizowały dla monopolisty inwestycje, pobierając stawki kilkakrotnie większe niż firmy europejskie."
I jeszcze jedna kwestia:
"Putin, nadając podpisaniu tej umowy tak dużą wagę, wysłał sygnał Europejczykom, że Rosja może dokonać przeorientowania swojego eksportu surowców z UE na Wschód. Kontrakt ten sam w sobie nie stanowi jednak żadnego zagrożenia dla europejskich odbiorców. Ma on być zasilany gazem, który i tak nigdy nie trafiłby na Stary Kontynent. Pochodzić on będzie głównie z trudno dostępnych złóż, z których połączenie z gazociągami idącymi do Europy byłoby dla Gazpromu nieopłacalne. Gdyby ten gaz nie znalazł odbiorców na Dalekim Wschodzie, najprawdopodobniej nie byłby w ogóle wydobywany.
Ponadto kontrakt z Chinami w krótkim terminie niewiele zmieni w unijno-rosyjskich relacjach gazowych. Gazociąg Siła Syberii ma zacząć działać w 2018 r. (taką datę podano w umowie), podobnie jak rosyjskie terminale LNG na rosyjskim Dalekim Wschodzie. Gazprom nie ma obecnie żadnej technicznej możliwości, by przeorientować swój eksport na Chiny"
Ten kontrakt oznacza więc przede wszystkim wielki skok na kasę Gazpromu, którego dokona banda Putina. Skorzystają też Chińczycy, bo zdobędą trochę dodatkowego gazu. Najważniejsze w tej historii jest jednak to, że Chiny publicznie upokorzyły Rosję. Pokazały, że nie będą jej dotować i nie chcą sobie wiązać rąk ścisłym sojuszem z Kremlem. Rosja ich interesuje jedynie jako surowcowa kolonia i narzędzie do dokonywania dywersji geopolitycznej. Zacytujmy fragment rozmowy tegoż dziennikarza z Radosławem Pyffelem, szefem Centrum Studiów Polska-Azja:
"Czy nie ma pan wrażenia, że Rosja staje się dla Chin słabszym partnerem strategicznym, tym, czym były Austro-Węgry dla kajzerowskich Niemiec?
To jest dobra intuicja, ale nadal nie wiadomo, czy będziemy mieli do czynienia z takim sojuszem. Cała chińska polityka zagraniczna opiera się przecież na „chowaniu się w cieniu". 20 maja miał dać odpowiedź na pytanie, czy powstanie wielki sojusz rosyjsko-chiński, czy zmierzamy do świata dwubiegunowego. Okazało się jednak, że Chiny nie chcą wspierać Rosji. Nie zależy im na wiązaniu się z nią w podobny sposób jak Niemcy z Austro-Węgrami. Niepotrzebny im taki sojusznik. Chińczycy pokazali, że bardziej zależy im na niższych cenach gazu.
(...)
hiny testują obecnie, jak daleko mogą się posunąć w kontaktach z sąsiadami. Rozgrywają ich pojedynczo. Widzimy to w przypadku Japonii oraz Wietnamu. Rosja jest dla nich cenna, gdy może im pomóc w tej rozgrywce lub gdy może odciągnąć uwagę USA. Podczas kryzysu ukraińskiego można było zauważyć, jak Chiny zwracają uwagę Amerykanom, że to Rosja jest tym nieprzewidywalnym mocarstwem, którym trzeba się zająć. Rosja przywiązana do Chin jako słaby sojusznik, podobnie jak Austro-Węgry do Niemiec, nie jest im do niczego potrzebna. Chiny nie chcą przecież teraz iść na konfrontację. "
" Jak dotąd prymat, jeśli chodzi o inwestowanie na Syberii, należał do Chińczyków. Tylko w Dalekowschodnim Dystrykcie Federalnym bezpośrednie inwestycje zagraniczne z ChRL wyniosły 3 mld USD, czyli ponad trzy razy więcej niż w tym samym okresie na rozwój regionu przeznaczył rosyjski rząd. Program Miedwiediewa raczej niewiele zmieni w tym zakresie, gdyż prawdopodobnie będzie częściowo realizowany za chińskie pieniądze. W sierpniu 2013 r. Chiński Państwowy Bank Rozwoju ogłosił, że wyda 5 mld USD na rosyjskie publiczne projekty mające służyć rozwojowi Syberii. Nietrudno się domyślić, że Chińczyków najbardziej interesują te działania modernizacyjne, które ułatwią ich ekspansję gospodarczą na tym obszarze.
Co Chiny widzą w Syberii? Przede wszystkim surowcowe zaplecze. ChRL importuje stamtąd ropę, gaz, węgiel, rudy metali i drewno. Eksportuje głównie gotowe produkty swojego przemysłu zbudowane dzięki tym surowcom. Czasem umowy dotyczące eksploatacji bogactw naturalnych Syberii przypominają kontrakty zawierane przez chińskie firmy w Afryce. I tak we wrześniu 2010 r. Chiny zgodziły się pożyczyć Rosji 6 mld USD na rozwój górnictwa węglowego na Syberii oraz modernizację dróg transportu tego surowca do Chin. W ramach tej umowy Chiny zagwarantowały sobie dostawy węgla z Rosji wynoszące 15 mln ton rocznie przez pierwsze pięć lat, a później 20 mln ton przez dalsze 20 lat.
(...)
Rosja widzi w Chinach geopolitycznego sojusznika przeciwko USA (choć można powiedzieć, że w tej osi Rosja coraz bardziej przypomina zramolałe i rozpadające się Austro-Węgry przy prężnych kajzerowskich Niemczech), jak i z powodu potężnych interesów gospodarczych, które wiążą kremlowskie klany z Chinami. Eksport surowców energetycznych do Chin jest przecież jednym z głównych filarów strategii koncernu Rosnieft kierowanego przez szefa frakcji „siłowików", byłego wicepremiera Igora Sieczina. Na sprzedaży syberyjskich surowców Chińczykom powiększają swoje majątki tacy oligarchowie jak Oleg Deripaska czy Roman Abramowicz. Tym ludziom zależy na jak najgłębszej integracji gospodarczej Syberii z Chinami, nie mają więc interesu w stawianiu tamy chińskiej ekspansji."
(...)
W 2008 r. Rosja przekazała Chinom sporne tereny u ujścia rzeki Ussuri do Amuru, 340 km kw., o które ZSRR i ChRL stoczyły w 1969 r. wojnę. Spornych terytoriów można znaleźć jednak o wiele więcej. Choćby około 600 tys. km kw. (blisko dwa razy więcej, niż liczy terytorium Polski) odebranych Cesarstwu Chińskiemu przez carską Rosję na mocy traktatu ajguńskiego z 1858 r. i pekińskiego z 1860 r. Na tej ziemi powstały m.in. takie miasta jak Władywostok i Chabarowsk. Dzieci w chińskich szkołach wciąż uczą się, że to tereny odebrane na podstawie tzw. nierównoprawnych traktatów narzucanych Chinom przez kolonialne mocarstwa, traktatów, które powinny zostać obalone. Gdy więc w marcu 2013 r. chiński prezydent Xi Jinping udał się z wizytą do Rosji, rosyjska ambasada w Pekinie została zalana tysiącami e-maili nadsyłanych przez chińskich internautów, w których wzywano Rosję do zwrotu zagrabionego terytorium."
Podsumowując: nasi moskiewscy lokaje powinni zacząć już podczepiać się pod Pekin.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz