sobota, 16 listopada 2024

Kogo wybrał Trump

 



Radykalne libki zaczęły wierzyć w teorię mówiącą, że Elon Musk ukradł wybory manipulując maszynami do głosowania za pomocą satelitów Starlink.  Niektórzy z nich wzywają, by "zrobić dym" 6 stycznia pod Kapitolem. Pojawiają się też pomysły, by Biden zrezygnował i uczynił Kamalę prezydentem na parę tygodni.  Trust the Plan... Q...

Tymczasem...

W 2016 r. Trump obejmował władzę nie mając żadnego doświadczenia w sprawowaniu funkcji publicznych. Nie miał okazji poznać od środka, jak działa waszyngtońska machina polityczna. Popełnił krytyczny błąd pozwalając Bannonowi i Kushnerowi na wyrzucenie do kosza planu budowy administracji stworzonego przez gubernatora Chrisa Christiego. Zamiast tego zdecydował się na casting na najwyższe stanowiska. Teraz tego błędu nie robi. Dokonuje nominacji według ściśle określonego planu, na podstawie pracy wykonanej przez specjalny komitet współkierowany przez Howarda Lutnicka (prezesa Cantor Fitzgerald, który stracił brata i niemal cały personel swojej firmy w zamachach z 11 IX 2001 r.) i Lindę McMahon (z tych McMahonów od WEE). 

Dotychczasowe jego nominacje da się podzielić na dwie grupy. Pierwsza z nich, to ludzie, którzy mają odbudowywać amerykańską supermocarstwowość (lub jak mówią złośliwi: chronić interesy Izraela):



Marco Rubio - pierwszy Latynos, który zostanie sekretarzem stanu. Generalnie jastrząb w kwestii Chin oraz Iranu. Jego nominacja wskazuje, że walka z komunizmem w Ameryce Łacińskiej będzie jednym z priorytetów administracji. Podejmował działania uderzające w Rosję i wspierające Ukrainę, ale ostatnio opowiadał się za "wynegocjowanym końcem wojny".

Mike Waltz - doradca ds. bezpieczeństwa narodowego, pierwszy Zielony Beret w Kongresie, były doradca Rumsfelda i Roberta Gatesa, "jastrząb", zwłaszcza w kwestii Chin.

Elise Stefanik - ambasador przy ONZ, "jastrzębia" i bardzo krytyczna wobec samego ONZ.

Pete Hegseth - sekretarz obrony, weteran Iraku, Afganistanu i obozu w Guantanamo, odznaczony Brązową Gwiazdą, popularny komentator z Fox News, wróg wszelkiego "woke shit", z którego chce oczyszczać siły zbrojne, ma tatuaż z krzyżem jerozolimskim i dewizą "Deus Vult". Szykuje się komisja, która będzie czyściła wojsko z nielojalnych, "woke" generałów.  Generałowie oczywiście kontratakują próbując go zatopić jakimś mało konkretnym skandalem seksualnym.



Kristi Noem - moja ulubiona gubernator! - sekretarz departamentu bezpieczeństwa wewnętrznego. Ostre stanowisko w sprawie zabezpieczenia granicy. Wspomagać ją będzie Tom Homan, były dyrektor ICE, który szykuje plan masowych deportacji nielegalnych imigrantów, uderzenia w biznesy korzystające z ich pracy niewolniczej oraz wojny przeciwko kartelom narkotykowym.

Doug Borgum - sekretarz ds. wewnętrznych i szef nowej Narodowej Rady Energetycznej. Ma dbać o to, by amerykański przemysł naftowy kwitnął, tania ropa z USA zalewała świat  i wszyscy się śmieli z eurocucków brnących w zieloną transformację.

Elon Musk i Vivek Ramaswamy - kierownictwo DOGE, czyli nowego Departamentu Wydajności Rządowej. Departament nie będzie sam w sobie miał władzy fiskalnej, ale będzie identyfikował obszary administracji federalnej, w których można będzie dokonać poważnych cięć. To zła wiadomość dla wielu budżetowych pasożytów. Co ciekawe Trump rozważa likwidację Departamentu Edukacji - i słusznie, gdyż ten resort totalnie się nie sprawdza. Odkąd w 1979 r. utworzył go Jimmy Carter, USA spadły we wskaźnikach edukacyjnych z pierwszego miejsca w okolice trzydziestego. Amerykańskie szkoły publiczne produkują analfabetów, transów i sprawców szkolnych masakr. Czas z tym skończyć!

Czy ta grupa "jastrzębi" będzie prowadziła politykę, która zaszkodzi Rosji i przeszkodzi jej nowym agresjom? Szykowana przez nią polityka energetyczna na pewno będzie Rosji szkodziła. To oczywiste, że tańsza ropa nie jest dobrą wiadomością dla Kremla. Czy jednak ewentualny rozejm na Ukrainie nie da Rosji szansy na odbudowę jej machiny wojennej? A czy do takiego rozejmu dojdzie?

Według Generała SWR, rzeczywiście doszło do rozmowy Trumpa z "Putinem", podczas której amerykański prezydent-elekt mówił kremlowskiemu dziadkowi, by "nie eskalował" sytuacji na Ukrainie i że Ukraińcy są gotowi zaakceptować utratę Krymu. "Putin" twierdził, że umowa rozejmowa musi objąć oddanie Rosji całego Obwodu Donieckiego w jego granicach administracyjnych i możliwość tranzytu na Krym. Otoczenie Trumpa zrobiło przeciek z tej rozmowy, co wyraźnie nie spodobało się rosyjskiemu Politbiuru, które gwałtownie zaprzeczało, że do takiej rozmowy doszło i zaczęło stosować groźby eskalacji. Po tym ludzie Trumpa stwierdzili, że nie będzie już więcej tego typu poufnych rozmów. 

Nie oszukujmy się - zarówno demokraci jak i republikanie chcą obecnie rozejmu na Ukrainie. Administracja Bidena omawiała to przecież niedawno z Scholzem, Macronem i Starmerem w Berlinie. Różnice w podejściu dotyczą głównie kwestii drabiny eskalacyjnej.

Każda ekipa w Waszyngtonie zaczyna rządy o próby porozumienia z Rosją. Moskwa traktuje to jednak jako okazanie słabości i zwykle takie porozumienia odrzuca. Możemy więc mieć powtórkę z 1972 r., gdy Wietnam Północny zerwał negocjacje z administracją Nixona i w odpowiedzi otrzymał operację Rolling Thunder 2. Z zestawem "jastrzębi" w administracji taki scenariusz jest bardzo prawdopodobny.

Jak na razie z przecieków wynika, że plan rozejmowy obejmuje dalsze uzbrajanie Ukrainy.  Ukraina ma jednak obecnie problem nie tyle ze sprzętem, co ze zbyt małą ilością przeszkolonych żołnierzy. Pozwoliła na to, by dwudziestolatkowie kręcili głupie filimiki na Tik-Toka w Polsce, a do okopów wysłała czterdziesto- i pięćdziesięciolatków. Problem ze sprzętem ma Rosja, o czym świadczy choćby sięganie przez nią po północnokoreańskie działa samobieżne dużego kalibru czy po czołgi PT-76 z zasobów wytwórni filmowej Mosfilm. 

Wróćmy jednak do kwestii nominacji dokonanych przez Trumpa...

Drugą grupę stanowią ludzie mający uderzyć w struktury, które sabotowały politykę pierwszej administracji Trumpa oraz prześladowały go i jego ludzi w latach 2021-2024. Trump zastosował tutaj kadrową opcję nuklearną:


Ppłk Tulsi Gabbard - dyrektor wywiadu narodowego. Była kongreswoman i weteranka z Iraku została wpisana przez administrację Bidena na lotniskową listę obserwacyjną, na którą trafiają podejrzani terroryści. Teraz będzie miała szansę na okiełznanie amerykańskich agencji wywiadowczych. Zarzuca się jej spotkanie z Assadem i gadanie głupot o ukraińskich biolabach, ale może na stanowisku DNI się dokształci...

John Ratcliffe - dyrektor CIA. Był już DNI w końcówce pierwszej kadencji Trumpa, bronił go przed lipnymi oskarżeniami w czasie Russiagate.

Matt Gaetz - prokurator generalny. Koleś jest cięty na Departament Sprawiedliwości, ale jest niebezpieczeństwo, że nawet jeśli go zatwierdzi Senat, będzie szantażowany dziwkarskimi sprawami.  Ta nominacja jest więc moim zdaniem zła.


Robert Kennedy Jr. - sekretarz zdrowia. Wreszcie ktoś, kto dociśnie firmy farmaceutyczne i producentów gównianej żywności! Koleś na tyle asertywny, że wprost wypomina Trumpowi jedzenie "trucizn". Jest jednak niebezpieczeństwo, że jeśli znów wypuszczą jakąś pandemię to rozkręcą histerię, że "antyszczepionkowiec zabija ludzi". 

Powyższe nominacje mogą być jednak zakwestionowane przez Senat. Zwłaszcza, że Gaetz i Gabbard nie podobają się lobby izraelskiemu.

Do ciekawej sytuacji doszło natomiast ostatnio na obrzeżach MAGA. Pamiętacie jak sąd wydał absurdalny wyrok nakazujący Alexowi Jonesowi zapłacić 1,5 mld USD chciwym rodzicom dzieci zabitych w strzelaninie w szkole Sandy Hook? W piątek, w ramach aukcji, portal Jonesa czyli Infowars został kupiony przez serwis satyryczny The Onion. Szybko jednak inny sąd uznał tę aukcję za prawnie nie ważną. Infowars znów nadaje, a spieprzona aukcja będzie zbadana przez Departament Sprawiedliwości, gdy zmieni się tam kierownictwo. 

Trochę więcej mogliśmy się też ostatnio dowiedzieć na temat UFO/UAP w ramach przesłuchań w Kongresie.  Wśród nominatów Trumpa, pozytywnie o ujawnieniu części informacji dotyczących Obcych wypowiadał się m.in. Marco Rubio. Ujawnienia domaga się też Gaetz.  Zwracam uwagę na to, że ostatnie przesłuchania w Kongresie w sprawie UAP prowadziła republikańska kongreswoman Nancy Mace, wojskowa będąca córką wojskowego, zaliczająca się do MAGA. 




Zwróciłem uwagę na to, że pytania dotyczące "hotspotów UFO" zadawała w trakcie tego przesłuchania kongreswoman z Florydy Anna Paulina Luna. Ciekawa postać - ma meksykańsko-austriackie korzenie (nazwisko rodowe: Meyerhofer), wychowana w rodzinie "mesjańskich Żydów", miała dziadka w Wehrmachcie, służyła w armii USA ale też miała epizod pracy w "klubie dla dżentelmenów" (oficjalnie jako kelnerka, Roger Stone twierdził, że była striptizerką). 

***

Płk Berling został spytany przez natarczywego stalinowskiego fanatyka Witkora Grosza: - Jaki jest wasz stosunek do Żydów?

Odparł: - Lubię ładne Żydówki.

Radek Sikorski popełnił błąd, że nie wziął sobie ładnej Żydówki - najlepiej Sefardyjki. Takiej w typie piosenkarki Madison Beer (o której piszą, że ma "polskie korzenie", ale jak dla mnie wygląda bardzo sefardyjsko...).


sobota, 9 listopada 2024

Trump wygrał, a Biden się z tego cieszy

 


Ilustracja muzyczna: Addison Rae - Diet Pepsi

Joe Biden nie wyglądał na ani trochę smutnego, gdy przemawiał do narodu, po uznaniu zwycięstwa Donalda Trumpa i zaproszeniu prezydenta-elekta do Białego Domu. Pamiętamy, że w trakcie kampanii założył przed kamerami czapkę MAGA, a Jill poszła do lokalu wyborczego ubrana w republikańską czerwień. Joe ma teraz wielką satysfakcję - jest jedyną osobą, która pokonała Trumpa w wyborach prezydenckich. Może teraz powiedzieć demokratycznej wierchuszce: "No i po co mnie wymienialiście, na tę głupią sukę? Ja przynajmniej z Trumpem wygrałem".

W Partii Demokratycznej już zaczęło się szukanie winnych. Są tacy, którzy obwiniają Kamalę, za to, że wybrała Tamponowego Tima jako kandydata na wiceprezydenta. Tamponowy Tim był rzeczywiście beznadziejny, a od przegranej przez niego debaty z Vance'm zaczęła się ostra zwyżka sondażowa Trumpa. Ludzie Bidena obwiniają Pelosi i Obamę za zastąpienie ich szefa  beznadziejną kandydatką, która nie potrafiła nawet sklecić paru zdań bez telepromptera. Partia mogła po wymuszonej rezygnacji Bidena zorganizować mini-prawybory (pozwalając bidenowskim delegatom wybrać nowego kandydata), ale narzuciła wszystkim kiepską kandydatkę. Być może skończy się na tym, że winę za klęskę zrzuci się na George'a Clooneya, który napisał osławiony list otwarty wzywający Bidena do rezygnacji z kandydowania.

W trakcie wieczoru wyborczego w jednej z internetowych telewizji stwierdziłem, że dynamika sondażowa, zachowanie rynków finansowych oraz trendy w internecie sugerują zwycięstwo Trumpa. Bardzo ostrożnie wówczas prognozowałem, że Trump zgarnie co najmniej pięć stanów kluczowych. Stwierdziłem, że Pensylwania jest dla mnie zagadką, ale tam mogą przeważyć wynik wyborów amisze. Moje prognozy okazały się bardzo asekuranckie. Trump wygrał we wszystkich stanach kluczowych (zaliczam na jego konto Arizonę, gdzie jeszcze liczą głosy) zdobywając 312 głosów elektorskich. Wygrał "popular vote" otrzymując o 4 mln głosów więcej niż Kamala. Przy okazji republikanie zdobyli bezpieczną kontrolę na Senatem i wygląda na to, że utrzymają ją nad Izbą Reprezentantów. Kamala nie zdołała poprawić wyniku Bidena w żadnym (!) hrabstwie USA. Trumpowi udało się wygrać m.in. w zdominowanym przez Latynosów teksańskim hrabstwie, w którym żaden republikanin nie wygrał od 1892 r. Na Florydzie zwyciężył w hrabstwie silnie portorykańskim - jak widać gównoburza z dowcipami o "wyspie śmieci" nie wpłynęła na preferencje wyborcze.  Mocno demokratyczne New Jersey i Minnesota stały się "swing states".

Do zwycięstwa Trumpa mocno przyczyniło się to, że poparło go 45 proc. elektoratu latynoskiego. Trump zwiększył w nim poparcie o 13 pkt proc. w porównaniu z 2020 r. Procentowała w ten sposób strategia uczynienia przez Kamalę aborcji tematem numer jeden w kampanii wyborczej oraz kwestia nielegalnej imigracji - osiadli Latynosi posiadający obywatelstwo USA nie chcą u siebie meksykańskich karteli. (Tutaj przykład latynoskiej kociary popierającej Trumpa.) W Michigan i Wisconsin Trumpowi mocno pomogło poparcie elektoratu arabskiego.  Pośrednikiem w kontaktach z tymi środowiskami był Massad Boulos, miliarder pochodzenia libańskiego.  W Pensylwanii pomogli Trumpowi zwyciężyć nie tylko Polacy, ale również amisze. Zwykle oni nie głosują, ale teraz jeden gostek - Scott Presler -  namówił 180 tys. z nich, by poszli na wybory. Amisze byli wkurzeni na demokratów, za to, że Departament Rolnictwa dokonał rajdu na farmę kolesia sprzedającego sąsiadom niepasteryzowane mleko. Dla kontrastu wspomnę, że Kamalę poparło 83 proc. LGBT-ów i 65-80 proc. Żydów.  Gdy więc Trump wymieniał grupy wchodzące w skład koalicji, która dała mu zwycięstwo, wspomniał o muzułmanach, ale Żydów pominął - choć powinien przywołać paru swoich sponsorów, takich jak Miriam Adelson. 

Trumpa poparło 56 proc. katolików, z czego 60 proc. białych katolików.  Można zapytać: czemu tak mało? Księża w USA bowiem z ambon otwarcie gromili Kamalę i demokratów za ich proaborcyjny fanatyzm. Trump wielokrotnie natomiast odwoływał się do katolickich symboli w trakcie swojej kampanii - a to do Matki Boskiej z Guadelupe, a to do bł. ks. Popiełuszki, a to tweetował tekst modlitwy-egzorcyzmu do św. Michała Archanioła. To wystarczająca dawka katolickiej symboliki, by pastor Chojecki dostał krwawej sraczki. Skąd jednak grzeszny protestant Trump wiedział o modlitwie do św. Michała Archanioła? Ma katolicką, turbosłowiańską żonę, ale nie sądzę, by to ona mu to podpowiedziała. Katolikiem  jest też jednak J.D. Vance. Trump ma też pewnie katolickich doradców, w tym tych pochodzenia polskiego, którzy mu odpowiednie rzeczy podpowiedzieli. Można to uznać za wyborczą socjotechnikę, ale Trump przynajmniej się przygotował. Kamala bazowała bowiem na przekazie: "głosujcie na mnie, bo mam c...pę i jestem za aborcją, a jak nie będziecie na mnie głosować to jesteście nazistami i mizoginami".



Jak można było się spodziewać, zwycięstwo Trumpa wywołało ciężki kryzys psychiczny u libtardów, a szczególnie u części tego elektoratu najbardziej uzależnionego od Prozacu i podobnych substancji czyli u białych, liberalnych kobiet. Niektóre z nich ogłosiły, że na cztery lata rezygnują z wszelkiej aktywności romantyczno-seksualnej z mężczyznami. W obronie aborcji ("mogę swobodnie zabić swoje dziecko jedynie w 47 stanach, to niemal jak "Opowieści podręcznej!") zdecydowały się więc na celibat. Mogłyby jeszcze ubrać się w jakieś habity. Paradoksem jest to, że jeśli wytrwają w swoim postanowieniu, to kwestia aborcji przestanie być ich problemem. Są takie, które idą krok dalej i deklarują, że nie będą przez cztery lata rozmawiać z mężczyznami. Zamkną się w klasztornej klauzurze czy przeniosą do Afganistanu?



Z ich postawą kontrastuje to, że Trumpa wspierało bardzo wiele internetowych influencerek i dziwek. Twitter pełny był filmików z roznegliżowanymi paniami pozującymi w czapkach MAGA lub z flagami "TRUMP". Były też filimiki, na których pokazywały gołe biusty na wiecach Trumpa. To był jednej z sygnałów nadchodzącego zwycięstwa kandydata republikanów. Nie widziało się tych influencerek z akcesoriami wyborczymi Tima Walza i Kamali. Fotkę z Trumpem na wiecu zrobiła sobie m.in. Corinna Kopf, dosyć zabawna 28-latka, która już przeszła na emeryturę, bo zarobiła 67 mln USD na OnlyFans. Ciekawe, że internetowe influencerki nie wpadły w histerię z powodu aborcji. A... one wiedzą, co to antykoncepcja. 


Ogólnie cała ta propaganda pokazująca Trumpa jako polityka "antykobiecego" jest równie kretyńska jak narracja robiąca z niego nazistę. Koleś otacza się przecież kobietami, a wiele z nich pełniło ważne funkcje w jego kampanii. 



Kamalę pokonała więc koalicja miliarderów, robotników, farmerów, Latynosów, bardziej ogarniętych Murzynów, białych suprematystów, katolików, ewangelikalnych protestantów, prawicowych syjonistów, chrześcijańskich Arabów, muzułmanów oraz internetowych dziwek. Kamala wygrała jedynie w D.C. i w stanach, w których w lokalach wyborczych nie trzeba pokazywać dowodów tożsamości.






A teraz zagadka wyborcza: w 2012 Obama zdobył 65,9 mln głosów, w 2016 r. Hillary uzyskała 65,8 mln głosów, w 2020 r. Biden uzyskał 81,3 mln głosów, w 2024 r. Kamala zdobyła 70,4 mln głosów. Gdzie się więc podziało blisko 11 mln wyborców Bidena z 2020 r.? Przypomnę, że Biden wygrał w 2020 r. w zaledwie 477 hrabstwach, w tym tylko w jednym będącym barometrem poparcia na terenie całego stanu lub kraju. Jak to się więc stało, że Kamala zdobyła 11 mln głosów mniej niż Biden? Czyżby struktury podległe Bidenowi nie zaangażowały się w tym roku w masowe zwożenie głosów po północy do lokali wyborczych? W 2020 r. przeciw Trumpowi działała też część struktur republikańskich. Tym razem się to nie powtórzyło, a w międzyczasie zaostrzono reguły głosowania w wielu stanach.


Zwycięstwo Trumpa już wywołało wstrząs geopolityczny. Przestraszeni Huti nagle ogłosili rozejm. Zełenski w kłopotach i już przymila się do Trumpa, ale spodziewam się, że Ruscy odrzucą plan rozejmowy trumpistów. Niemiecki rząd się rozpadł. "Die Zeit" zareagował na wygraną Trumpa zamieszczeniem na swojej głównej stronie jednego słowa: "Fuck". To bowiem katastrofa dla Niemiec.  Być może zaczyna to rozumieć nasza koalicja "Fur Deustschland", stąd paniczne wypieranie się antytrumpowskich idiotyzmów, które wygadywali jej czołowi przedstawiciele. Chyba na poważnie wzięli libtardowską propagandę o "rasistowskiej Ameryce", bo na neo-TVP Kultura puścili wczoraj klasyczny film niemy "Narodziny narodu", w którym Ku Klux Klan ratuje miasto przed Murzynami. Jest tam też scena "następne wybory", w której kolesie z KKK na koniach nie pozwalają Czarnym pójść do lokali wyborczych :)

Wróćmy jednak do wątków religijnych. Pod koniec kampanii zwróciłem uwagę na ciekawostkowego newsa mówiącego, że samozwańcze czarownice twierdzą, że rzucone przez nie uroki przeciwko Trumpowi nie działają, bo ma on za mocną ochronę.  Można się z tego pośmiać: "ha, ha... idiotki, którym wydaje się, że władają magią". Tyle, że one nie przechwalały się, że rzuciły skuteczny urok na Trumpa, a że nie mogły tego zrobić, bo ma on silną ochronę. To oznacza więc, że albo Trump ma w swoim otoczeniu ludzi zajmujących się ezoteryką bardzo poważnie, albo miał ochronę innych sił. Katolicy stwierdzą, że to zasługa tweetowanej przez niego modlitwy-egzorcyzmu do św. Michała Archanioła.


Żona Trumpa jest słowiańską katoliczką, Vance jest katolikiem, Musk nazywa się co prawda "kulturowym chrześcijaninem", ale ostatnio przypominał swoje fotki z papieżem Franciszkiem. Joe Biden też jest oczywiście katolikiem - pierwszym katolickim prezydentem od czasów prowadzącego równie rozrywkowy tryb życia JFK. Aha, i będący po stronie Trumpa RFK Jr., też jest katolikiem.  Libtardzi powinni więc stworzyć teraz zjebo-ewangelikalną teorię o katolickim spisku, który pozbawił zwycięstwa pierwszą kobietę wiceprezydentkę. W zasadzie to sami są sobie winni, że stracili katolickie głosy - uczynili feministyczne pierdolenie swoją główną narracją i w swej pysze pozwalali sobie na głupie wyskoki jak ten z parodiowaniem Komunii przez gubernator Gretchen Whitmer.  Ogólnie gubernator Whitmer sprawia wrażenie postaci wziętej żywcem z "Omenu" czy "Dziecka Rosemary". Wpisuje w stereotyp ponurej, satanistycznej wiedźmy. Co innego moja ulubiona republikańska gubernator - Kristi Noem z Dakoty Południowej. Ona również sprawia wrażenie wiedźmy (coś takiego jest w jej oczach...) , ale seksownej i zabawnej. Nawet zatańczyła z Trumpem podczas wiecu. Byłaby dobrym materiałem na wiceprezydenta, ale niestety pogrążyła się tą historią, z zastrzeleniem psa. Ale może chroniła Trumpa swoją magią...

Czy zauważyliście, że Trump jest pierwszym kandydatem, który podpisuje zarówno Biblie jak i kobiece biusty?

Nie zdziwiłbym się też, gdyby Joe Biden - lub jego syn Hunter - okazał się być "Q" z QAnona :)

Powrót Trumpa do Białego Domu stawia też w ciekawym świetle przepowiednię Indian Hopi o Człowieku, w Czerwonej Czapce, który nadejdzie ze Wschodu i dokona "oczyszczenia kraju", a będą mu pomagać człowiek posługujący się symbolem swastyki (!) i człowiek posługujący się symbolem Słońca (Japonia, Tajwan czy IHS?).


 

Na koniec trochę kampanijnej muzyki, a po niej gównoburza w komentarzach:



***



Jeśli nie macie autografu autora na swoich egzemplarzach książki, to możecie go zdobyć na najbliższych warszawskich Targach Książki Historycznej. Będzie na Was tam czekał, przy stanowisku Wydawnictwa Replika, w sobotę 30 listopada między 12.00 a 13.00.



sobota, 2 listopada 2024

To big to rig?

 


Joe Biden, w wieczór Halloween, gryzł dzieci. Nie wiadomo, czy teraz przemienią się one w Bidena :)




Stary jajcarz-fajansiarz trochę wcześniej znów podłożył świnię Kamali, porównując wyborców Trumpa do śmieci. Przykrył w ten sposób jej wiec w Waszyngtonie i nieśmieszne żarty republikańskiego komika o Portoryko. Trump miał już na tę okazję przygotowany numer ze śmieciarką.  I jak tu nie widzieć podobieństw między kampanią wyborczą a wrestlingiem.

Wcześniej libki dostawały odwrotnego orgazmu przy okazji wielkiego wiecu Trumpa w nowojorskiej Madison Square Garden. Zapieniły się, bo w 1939 r. wiec tam zorganizowała prohitlerowska piąta kolumna. To, że przez kolejne 85 lat odbyło się w tej wielkiej hali widowiskowej tysiące innych wieców, koncertów oraz imprez sportowych, nagle straciło znaczenie. Libki doszły do wniosku, że Trump musi być nazistą, skoro organizuje kampanijny spęd w takim miejscu. Naziści, wszędzie naziści... Byli tam więc naziści czarni, latynoscy, muzułmańscy i żydowscy... 


Ogólnie mieliśmy tam do czynienia z atmosferą karnawału - z jarmarcznymi rozrywkami, takimi jak występ Hulka Hogana. Cała kampania Trumpa jest obecnie memiczno-wrestlingowym karnawałem. Po stronie libków mamy natomiast do czynienia z festiwalem indukowanej histerii. "Trump to nowy Hitler!". "Naziści zagrażają demokracji!" Normalnie jakbym oglądał Iron Sky - tylko Hitlera na dinozaurze brakuje. W tej retoryce widać spore podobieństwa z putinowską propagandą. Rassija przecież też twierdzi, że walczy z "nazistami". "Nowym Hitlerem" w kremlowskiej narracji jest Żyd Zełenski, tak jak w narracji waszyngtońskich libków jest nim koleś mający zięcia Żyda i ulubioną pół-słowiańską córkę wyznającą judaizm. Ta głupia propaganda, robiąca z Trumpa "nowego Hitlera" może mu napędzić głosów wśród mniejszości rasowych, postrzegających wodza III Rzeszy zadziwiająco pozytywnie, jako "kolesia, który zabijał jakiś Białasów". Już przecież, ze względu na kontrowersje związane z Palestyną, Trump ma większe niż Harris poparcie w elektoracie Amerykanów pochodzenia arabskiego. Na Kamalę nie chcą specjalnie głosować nawet Hindusi.

Nie przesądzam o wyniku wyborów. Po stronie Trumpa jest ogólne rozczarowanie polityką obecnej administracji, szeroko odczuwalne wśród Amerykanów. Po stronie Kamali jest przede wszystkim kobiecy elektorat wprowadzony w stan indukowanej zewnętrznie histerii za pomocą kwestii aborcyjnej.  (Indukowaną histerię mieliśmy też w Polsce w latach 2015-2023. Jej przejawem było choćby histeryzowanie wokół wycinek w Puszczy Białowskiej, odstrzału dzików, "dzieci z Michałowa" i na końcu aborcji. Libki zawsze muszą utrzymywać swój elektorat w karności za pomocą przegrzewania wymyślonych problemów i robienia ludziom wody z mózgów. ) Trendy sondażowe sprzyjają Trumpowi. Ale może się okazać, że sondaże nie doceniają Kamali - po prostu wielu ludziom może być wstyd się przyznać, że głosują na tak lamerską kandydatkę. Może się okazać, że wybory zostaną rozstrzygnięte dopiero w Sądzie Najwyższym - jeśli np. demokraci złożą skargę, że "Musk kupował głosy". Na razie próbują swoich starych sztuczek - stąd doniesienia o "błędach" w działaniu maszyn wyborczych firmy Dominion Voting Systems. Kampania Trumpa gra jednak na to, by liczba oddanych na niego głosów była "to big to rig". Czy tak będzie? Nie wiem. Ale i tak poczułem się młodszy - tak jakbyśmy znów mieli 2016 r. Dziękuję za to!

Tymczasem wyszło na jaw, że Watykan wspólnie z Mossadem i jedną z włoskich prywatnych firm wywiadowczych szpiegował Rosję i Grupę Wagnera. WTF? Przy okazji Kościół katolicki wpadł na najlepszy pomysł marketingowy od czasu telewizyjnych pogadanek biskupa Fultona Sheena. Stworzył własną "anime girl" - Luce, która stała się już bohaterką niezliczonych memów.  

Miłego Dnia Zadusznego!












sobota, 26 października 2024

Jest panika, a będzie wycie?

 



Czy cztery lata temu spodziewalibyście się, że północnokoreańscy żołnierze będą walczyć przeciwko wojskom ukraińskim? Każdy, kto by coś takiego powiedział, zostałby uznany za wariata... 

A jednak. Największe geopolityczne wariactwa stały się rzeczywistością podczas blisko czterech lat rządów Joe Bidena.

To nie jest jednak wina samego Bidena - on czasem miał dobry instynkt. To bardziej skutek działań Jake'a Sullivana, Avril Haynes, Lloyda Austina i reszty tych think-tankowych clownów, którzy boją się tego, by broń Boże nie uderzyć zbyt mocno w Rosję lub Iran. No bo przecież, jeśli nie uderzy się w nich zbyt mocno, to staną się one częścią demoliberalnego ładu i sojusznikami USA przeciwko Chinom. Prawda?

Tak jak think-tankowe clowny z administracji Bidena rozgrzebały wojnę na Ukrainie, tak za administracji Trumana rozgrzebały wojnę w Korei, a za Johnsona konflikt w Wietnamie. Wówczas też bały się one "eskalacji".

W idealnym świecie należałoby zastąpić tych clownów ludźmi pokroju marszałka Arthura Harrisa, gen. Pattona czy gen. MacArthura. Nie żyjemy jednak w świecie idealnym, więc optymalnym rozwiązaniem jest zastąpić tę skompromitowaną bandę "wariatem", który straszył Putina, że mu zbombarduje "te pieprzone wieżyczki na Kremlu" i żartował (?), że przemaluje F-22 w chińskie barwy, każe nimi zbombardować Rosję i będzie z popcornem obserwował wojnę chińsko-rosyjską.



Czy do takiej zamiany jednak dojdzie?

Tak wygląda średnia sondażowa - obejmująca sondaże ogólnokrajowe:



Tak wyglądała w 2016 r. :



A tak w 2020 r., gdy rozstrzygnięcie było bardzo wyrównane:


Tak to wygląda obecnie na poziomie stanowym, według średniej sondażowej Real Clear Polls:



A tak według projekcji Nate'a Silvera:




W obozie demokratów są oznaki paniki.  Nie wyszły im październikowe niespodzianki. W ramach jednej z nich po raz kolejny porównali Trumpa do Hitlera. W ramach innej, demokratyczna aktywistka stwierdziła, że 32 lata temu Trump ją złapał za tyłek. Ta historyjka sprowokowała internetowych żartownisiów do zalewania Twittera hashtagami o tym, że Kamala ich molestowała.

Sprzyjające demokratom media przekonują od miesięcy, że kampania Trumpa "już za chwilę" się zawali i że "Trump nie ma energii", choć odwiedził trzy razy więcej wieców niż Kamala. Wczoraj udzielił trzygodzinnego wywiadu dla popularnego podcastu Joe Rogana. Kamala wcześniej odmówiła występowania u Rogana.  I trudno się dziwić, że to zrobiła, bo wcześniej totalnie spierdoliła trzy wywiady pod rząd dla ogólnokrajowych sieci telewizyjnych. Nie dziwi więc, że publicysta brytyjskiego dziennika "The Telegraph" nazwał ją "najgorszym kandydatem na prezydenta w historii Ameryki".


Być może Joe Biden będzie się mocno śmiał w wieczór wyborczy. Nie jest żadną tajemnicą, że nienawidzi on Kamali, po numerze jaki mu zrobiła wierchuszka Partii Demokratycznej. A Trump stwierdził, że może ułaskawić Huntera Bidena.

***

Tymczasem w Polsce... U libków:



W "obozie patriotycznym":

Rzuciłem okiem na wczorajszego Gościa Wiadomości w telewizji WPolsce24. Występował tam Macierewicz i tłumaczył się z zarzutów podkomisji ds. komisji. Ludzie Tomczyka i Kosiniaka zarzucili mu m.in., że spotkał się z Rosjaninem. Macierewicz wyjaśnił, że ów Rosjanin został mu przedstawiony po prostu jako osoba mające ciekawe materiały dotyczące incydentu ze Smoleńska. Okazał się on być właścicielem gruntu przylegającego do lotniska Smoleńsk Siewiernyj i twierdził, że widział cały incydent powietrzny. Utrzymywał, że samolot został zniszczony za pomocą RAKIETY (odsyłam do książki "Zbrodnia Smoleńska. Anatomia zamachu", w której wykazano już w 2011 r., że to Tupolew został zestrzelony rakietą wystrzeloną z Miga). Macierewicz stwierdził jednak, że relacja tego świadka go nie przekonała...

*** 

Nie zapominajcie o książce Waszego Ulubionego Autora. Będzie on dawał autografy na warszawskich Targach Książki Historycznej, najprawdopodobniej w sobotę 30 listopada. 


sobota, 19 października 2024

W egipskich świątyniach

 


Jak pewnie niektórzy z Was już się zorientowali, na swoim niedawnym urlopie zwiedzałem Górny, czyli południowy Egipt. Wyprawa całkiem udana - 4 dni intensywnego zwiedzania  w ramach którego trzy noclegi na statku płynącym po Nilu, 3 dni na all inclusive nad Morzem Czerwonym. Zwiedzałem m.in. Abu Simbel, Filae, Asuan (i pobliską wioskę nubijską), Kom Ombo, Edfu, Karnak/Luksor i Dolinę Królów. Naoglądałem się więc świątyń różnych egipskich bogów. Większość tych budowli powstała już w okresie ptolemejskim, ale było też kilka przykładów ramsesowskiej megalomanii. Ciekawe, czy gdy te majestatyczne budowle powstawały, ktoś jojczył, że "faraon nie ma swoich pieniędzy", a "długi będą spłacać nasze wnuki"?






Bardzo "klimatycznym" miejscem jest świątynia Izydy na wyspie (neo)Filae. Widziałem tam oczyma wyobraźni rudowłosą boginię bawiącą się z kotem. Aż przypomniał mi się serial "Siedem życzeń" :)

Co łączy świątynię Izydy (eg. Iset) na Filae z warszawskim kościołem "na Lesznie"? To że została przeniesiona. Ów zabytek z czasów ptolemejskich został pocięty na kawałki i złożony w nowym miejscu. Od kilkuset lat znajdował się okresowo pod wodą. Budowa nasserowskiej tamy asuańskiej sprawiłaby, że świątynia cała pogrążyłaby się na zawsze w odmentach Nilu. Przeniesiono ją więc w wyżej położone miejsce, na inną wyspę. Dzieki temu możemy ją podziwiać - jej korytarze, kolumny, płaskorzeźby z bogami, boginiami i faraonami oraz koptyjskie krzyże wyryte na ścianach. Możemy przyglądać się modzie kobiecej sprzed tysięcy lat (nawet boginie chodziły topless) i wczytywać w hieroglify. Możemy głaskać miejscowe koty - ulubione zwierzęta bogini. Cudownie, że to miejsce uratowano. W podobny sposób ocalono przed zalaniem 17 innych świątyń.


Mauzoleum Agi Khana pod Asuanem.









Relacjonowałem na Fejsie: "Dzisiejszy dzień częściowo sponsorowała literka N. N jak Nubijczyk. Gdy mój statek płynął po Nilu, podpływali do niego na deskach mali Nubijczycy i śpiewali Waka Waka. Szykują się w ten sposób na piratów Nubijczycy to ciekawy, starożytny lud znany nam z historii Egiptu. Raz ustanowili tam swoją dynastię. Mają własny język, ale nie dorobili się pisma, więc spora część ich historii zaginęła. Obecnie ich wioski pod Assuanem przyciągają turystów. Są tam malownicze, kolorowe domy, mnóstwo straganów i piaszczyste ulice. Niekiedy widać pan afrykańskie murale z Bobem Marleyem czy z Kadafim. Nubijczycy hodują krokodyle, które sprzedają na skóry. Nubijskie dzieciaki proponują oczywiście turystom fotki z małymi krokodylkami, wyglądającymi jak gumowe zabawki."





Budowa Tamy Asuańskiej wymusiła też przeniesienie monumentalnych świątyni Ramzesa II i jego żony Nefertari w Abu Simbel. Dla nich usypano sztuczną górę. Nie odtworzono tylko oderwanej głowy jednego z posągów faraona przy wejściu - bo w takim stanie odkryto ją pod warstwą piasku w XIX wieku. Przenosiny świątyni miały jeden ciekawy skutek. O ile dawniej promienie słoneczne oświetlaly posągi w głębi sanktuarium 21 października, w dniu urodzin Ramzesa II, to teraz takie zjawisko zachodzi 22 października. Gdyby Świątynia Ramzesa II była w Europie czy w USA, to niektóre reliefy zostałyby teraz stamtąd usunięte ze względu na poprawność polityczną. Widzimy bowiem na nich m.in. murzyńskich jeńców i faraona bijącego Nubijczyka. Na głowie mumii Ramzesa II - wystawionej w kairskim Muzeum Cywilizacji Egipskiej - można zauważyć kosmyki blond-rudych włosów. Skąd się wzięły u niego takie geny? Nauka na ten temat milczy, a sam faraon twierdził, że ma boskie pochodzenie. Wiemy, że rudowłosy był bóg Set - który był zarówno tym, który bronił Egiptu od strony pustyni, jaki był bogiem cudzoziemców.


Dodam, że Nefertari, ulubiona żona Ramzesa II była Nubijką. Nigdy więc nie pytaj białego suprematysty (Ramzesa), jaki kolor skóry ma jego dziewczyna.


Na pustyni na północ od Abu Simbel jest mnóstwo takich zerodowanych piramidalnych wzgórków. Ciekawe, czy przyjrzał się im jakiś archeolog?



Tama asuańska może przypominać wielkie sowieckie projekty na Ukrainie. (Na Dnieprze porohy, na Nilu katarakty...) I słusznie, bo była wielkim sowieckim projektem - prezentem dla Nassera. Bardziej praktycznym prezentem niż Pałac Kultury. Obok tamy jest pomnik przyjaźni egipsko-sowieckiej i mała ekspozycja sprzętu budowlanego z ZSRR z lat 50-tych.

















Ramzesowska megalomania - pewnie tak jojczyły różne ówczesne silniczki obserwujące budowę kompleksów świątynnych w Karnaku i Luksorze. Ramzes II na szczęście nie musiał się przejmować opiniami zjebów. Był boskim władcą absolutnym. Jego wolą była najwyższym prawem. I dzięki temu postawiono te imponujące budowle. Jak je postawiono, do końca nie wiadomo. Archeolodzy nie wiedzą jak wznoszono ogromne kolumny i obeliski. O ząbkowane otwory w wielkich blokach kamiennych nikt się nie pyta. Dzieła Ramzesa II przewyższały jednak sztukę budowlaną z okresu ptolemejskiego i rzymskiego. Skąd miał taką imponującą technologię? Może wszystko tłumaczy jego imię: Ramesu - spłodzony przez Ra. Przypominam, że na mumii tego długowiecznego władcy zachowały się rudo-blond kosmyki włosów. Kim więc byli jego przodkowie?





Kolejny raz byłem w Dolinie Królów. Tym razem zajrzałem m.in. do grobowca Tutanchamona. Leży tam jego mumia. Jej widok jest czymś mocnym. Przypomina ona bowiem spalonego człowieka. 19-letni wladca został zmumifikowany w wielkim pośpiechu, gdyż spieszono się z jego pogrzebem. Zgodnie z tradycją, ten kto go wyprawiał, ten był uznawany za nowego faraona. Konkurentów do władzy było dwóch - główny kapłan kontrolujący sytuację na miejscu i generał, który prowadził zagraniczną kampanię. Kapłan ubiegł generała. Później, jeden z kapłanów zgromadził wszystkie mumie i skarby że znanych mu grobowców. Miejsce ukrycia mumii znaleziono, a skarby nadal mogą spoczywać w jakiejś kryjówce. Ów kapłan nie wiedział jednak o grobowcu Tutanchamona,, który był ukryty pod zwałami kamieni, tuż przy wejściu do większego grobowca. Tak więc skarby Tutanchamona ocalały, a młody, tragicznie zmarły (zabity w wyniku zamachu stanu?) władca stał się jednym z najsławniejszych - jeśli nie najsławniejszym faraonem. O Setim I, Amenhotepie III czy Totmesie III słyszeli, Ci którzy interesują się historia starożytną. O Tutanchamonie słyszeli wszyscy. Pochówek przypominający mafijne ukrycie zwłok stał się więc dla młodego faraona przepustką do gigantycznej sławy. Imion puczystów niemal nikt nie zna. Sic transit gloria mundi.

***

W ostatnich dniach:

Izraelczykom udało się przypadkiem zlikwidować przywódcę Hamasu Yahyę Sinwara. Demokraci chcą więc, by Netanjahu zakończył wojnę. On oczywiście tego nie zrobi.


Żołnierze północnokoreańscy pojawili się na Ukrainie, po stronie rosyjskiej. Jest ich mniej niż 2000, więc może zostać przemielonych na froncie w dwa-trzy dni. 18 z nich już zdezerterowało. 



Nagle zmarł były szkocki premier Alex Salmond, bywalec stacji Russia Today. Umarł podczas konferencji w Macedonii.

Kamala po raz kolejny totalnie schrzaniła wywiad dla wielkiej sieci telewizyjnej, a dodatkowo została złapana na ordynarnym splagiatowaniu... Martina Luthera Kinga. Śmieją się z niej już nawet w lewackim SNL. Demokraci są w panice z powodu kiepskich sondaży Kamali. Śmiesznie czyta się w tym kontekście portal Matta Drudge'a - każda wpadka Kamali jest tam przedstawiona jako sukces. Oczywiście od wielu miesięcy przekonuje się tam, że kampania Trumpa "już za chwilę" się załamie. :) Drudge to akurat republikanin, w bushowskim stylu, który ze względów etnicznych i z powodu swojej orientacji seksualnej uważa, że chrześcijański nacjonalizm to największe zagrożenie dla Ameryki. Jego portal pokazuje jednak jak mocno amerykańskie mainstreamowe media zaczęły przypominać sowieckie publikatory. Jeden z ekspertów słusznie wskazuje, że ewentualne zwycięstwo Trumpa będzie skutkowało gigantycznym kryzysem zdrowia psychicznego u libków.

Tymczasem Trump, walcząc o głosy Polaków w Pensylwanii, po raz kolejny zaskoczył znajomością polskiej historii.



***