Stała się rzecz niesłychana: Jimmy Carter przyznał, że Barack Obama jest niekompetentnym prezydentem. Ma rację. Prezydentura Cartera w porównaniu z prezydenturą Obamy (np. w kwestii bliskowschodniej czy środkowoeuropejskiej) zaczyna wyglądać na czasy sielanki i sukcesów. Ale trudno się temu dziwić. Zbigniew Brzeziński, główny doradca Cartera i nieoficjalny inspirator polityki Obamy, zidiociał do takiego stopnia, że na różnych listach gości na przyjęciach i konferencjach podpisuje się "Osama bin Laden".
Ilustracja muzyczna: Two Steps From Hell - Bleeding
Jedna rzecz jednak idzie Obamie dobrze: czystki w wojsku. Pisałem tutaj już wielokrotnie o tzw. Nocy Długich Noży Obamy, której najbardziej widocznym aspektem była afera z gen. Petraeusem. Przez amerykańskie siły zbrojne przetoczyła się jednak przez ostatni rok wielka fala zmian kadrowych na najwyższych szczeblach. Generałowie byli odwoływani pod bzdurnymi pretekstami typu "używanie fałszywych żetonów w kasynie". Gen. Carter Ham, szef Arficomu, poleciał za Bengazi, mimo, że w tej sprawie zawinił przede wszystkim Departament Stanu. Teraz mam potwierdzenie, że rzeczywiście doszło do czystki. Gen. William "Jerry" Boykin, były żołnierz Delta Force i podsekretarz stanu ds. wywiadu w Departamencie Obrony za kadencji George'a W. Busha, twierdzi że Obama pozbywa się niewygodnych politycznie generałów. Boykin wskazuje, że ilość dymisji czterogwiazdkowych generałów i admirałów przekracza za kadencji tego prezydenta standardy z przeszłości. Czystka miała objąć przez ostatnie pięć lat 197 wysokiej rangi oficerów. Gen. Patrick Brady, odznaczony Medalem Honoru za wojnę wietnamską, również mówi o czystce i wskazuje, że polityka Obamy doprowadzi do obniżenia morale w armii do takiego stopnia, że nikt nie będzie chciał walczyć. Wojskowi często okazują irytację wobec narzucanej im politycznej poprawności (np. cenzurowanie materiałów dotyczących islamskiego radykalizmu) czy genderowej otoczki ideologicznej, ale prawdziwym powodem czystki jest raczej to, że armia i wojskowe służby (do których zalicza się również NSA) są zbyt wielkim i niezależnym ośrodkiem władzy w USA. Obama i ludzie, którzy go odkryli, sponsorowali, ubrali w drogi garnitur i przekonali pacanów ze slumsów i fast-foodów, że będzie dla nich idealnym prezydentem, po prostu nie chcą mieć kolejnego MacArthura czy Pattona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz