sobota, 2 listopada 2013

Sny# 9: Dziady przybywajcie

Pamięci ppłka Tadeusza Augustynowicza, cichego bohatera tajnej wojny polsko-rosyjskiej, człowieka, który jako pierwszy rozwiał Mgłę


Ilustracja muzyczna: Nothing can be explained - Bleach OST


Opatulony w postrzępioną, złachmanioną, czarną pelerynę wędrowiec powoli przemierzał bezkresne wydmy o szarym, trupim kolorze z których gdzieniegdzie wystawały wierzchołki kikutów skamieniałych drzew. Słabe światło księżyca niewiele rozświetlało czarną noc. Wędrowiec miał twarz starca przeoraną bruzdami, wysokie czoło zwieńczone siwą grzywką i tępy wyraz oczu a pod peleryną krył garnitur z początku lat 90-tych. Człapał powoli poprzez piach. A jeszcze niedawno, ledwie ćwierć wieku temu - czymże jest ćwierć wieku w porównaniu z jego doświadczeniami - znaczył tak wiele... Nagle stanął jak wryty. Za kolejną wydmą zobaczył humanoidalną postać - pierwszą, jaką widział odkąd trafił w Zaświaty. Stał przed nim wielki, otyły, łysy drab sprawiający wrażenie, że mógłby zabić jednym ciosem pięści. Ubrany był w połyskującą białą szatę przypominającą mundur. Miał wielką czarną dziurę w miejscu splotu słonecznego a część jego twarzy okrywała maska przypominająca fragment czaszki.
- Ktoooooooś tyyyyyyyyy... - wolno wycedził Wędrowiec. Zawsze miał w zwyczaju mówić wolno.
Stojący przed nim drab zaśmiał się szaleńczo, po czym zaczął przemowę:
- Słuchaj człowieku młody! Z ciebie taki paksowiec jak... jak z dupy trąba! Bolesław Piasecki się w grobie przewraca, gdy widzi co robisz!
- Przeeeeeeeeszłooooooość ooooooddzieeeeeeeeelmyyyyyyyyy gruuuuuuuuubąąąąąąąą liiiiiiiiiiniiiiiiiiiąąąąąąą.... - próbował protestować Wędrowiec.
- Hahahaha!!! Partia narodowa! Hańba! - ponownie szaleńczo się zaśmiał wielki jak góra drab. Zaczął oblizywać się. Na języku miał numer 05. Wpatrywał się w swoją ofiarę. Po chwili postanowił się przedstawić:
- Moim aspektem śmierci jest desperacja. Quinto Espada, Rob....
- Taaaaaaaaadeeee.....
(Zmiana motywu muzycznego)
- Nie przerywaj mi zasrańcu!!! Teraz, to mnie wkurwiłeś! Pokażę ci moją formę resurection! Żryj Święta Kiełbasa!!!
Zamienił się w potwora i rzucił na Wędrowca...

Kaiser Soeze zbudził się zlany potem. (Kolejna zmiana motywu muzycznego)
- Gdyby miał tylko coś takiego jak bankai. Muszę mieć coś takiego jak bankai... - wyszeptał.
Sięgnął po słuchawkę stojącego na nocnej szafce czerwonego telefonu. Dzwonił na Krakowskie Przedmieście.
- Czy zrozumiałeś wreszcie czym jest prawdziwy BUL? - usłyszał w słuchawce.
Odłożył słuchawkę. Uznał, że BUL nie dojrzał jeszcze psychicznie do tej rozmowy.  Kaiser Soeze zasiadł przy pianinie i przejął rolę narratora.
To ja, Kaiser Soeze, mroczny szef Syndykatu. Jak pewnie wiecie w tym roku umarło wiele moich nakręconych małpek. A także zdarzyło się trochę wypadków, samobójstw i śmiertelnych chorób ludziom, z którymi niestety z różnych powodów było nam nie po drodze. By uczcić ich pamięć, udowodnię Wam, że jestem uzdolnionym artystą. (Kaiser Soeze zaczyna grać na pianinie i śpiewać). Piosenkę tę dedykuję w szczególności Florkowi Siwickiemu. Urządzał fajne imprezy, których mi będzie brakowało.


"Otwórz swoje oczy, do góry spójrz, czy już widzisz morze gwiazd?Za każdym razem gdy zobaczysz je to wspomnij nas...

Tak nagle Cię zabrakło, ucichł Twój śmiech, już Cię nie ma pośród nas
Lecz Twój ciepły głos w naszych sercach brzmi przez cały czas.
Choć dotknąć Cię nie sposób, to jakoś tak trudno odczuć nam ten brak
Jesteś jednym z nas, cząstką całości, znasz nasz mały świat.

Drzwi zamknięte, lecz klucz ma ktoś kto miał w tym własny plan
Zaciągnięte kotarą okna, lecz Ty widzisz nas
Chociaż ktoś między nami wybudował mur
Nigdy on nas od Ciebie nie odetnie już.

Niech wiatr nasz głos niesie, niech każdy usłyszy tą pieśń
Spisaną dla Ciebie, głoszącą nasz sen.

W gwiazdach Ciebie szukamy kiedy noc trwa,
Natomiast w chmurach za dnia
Gdy zaśpiewa ptak to wiemy, że to Ty wołasz nas.
W każdym powiewie wiatru, w Słońca blasku
Uśmiech Twój odbija się
Morze szumi cicho, wtóruje las, wspominając Cię.

Śmiejemy się, bo po co płakać setny raz?
Cieszymy się, tak jak Ty nauczyłeś nas.
Wiara w to, że tam gdzie jesteś będzie lepiej Ci
Daje siłę w te najcięższe dni...

Otwórz swoje oczy, do góry spójrz, czy już widzisz morze gwiazd?
Za każdym razem gdy zobaczysz je to wspomnij nas.
Spójrz, my pamiętamy, uśmiechnij się, bo nie zapomnimy Cię;
Gdziekolwiek los rzucił Cię wiemy że nie stracimy Cię..."
(przekład: alexistheangel)

Komandor Jaszczur obudził się zlany potem. Kaiser Soeze śpiewający romantyczno-nostalgiczne piosenki w jego snach? A wcześniej pojedynek Larkowskiego z Mazowieckim? Tego było już za wiele. Zerwał się z łóżka i poszedł do kuchni zrobić sobie coś na kaca. Zmieszał krew komunistów z żółtkiem jaja warana z Komodo i chorwacką 70-letnią śliwowicą z Jasenowacza. Wlał je w gardło bez popity. Zatabaczył.  Spojrzał na ścianę, na wiszącą tam wielką tablicę z napisem LISTA TĘPYCH CH,,,W DO ZAJEBANIA. Na szczycie listy znajdowała się okładka "W Sieci" z Putinem i Tuskiem w Smoleńsku.
- Hmmm.... hmmm.... - jakiś obcy głos wyrwał go z zamyślenia.
Obejrzał się za siebie. Zobaczył niskiego starszego, łysiejącego człowieka o odstających uszach ubranego w drogi włoski garnitur. (Zmiana motywu muzycznego)
- Ma pan pozdrowienia od papieża Pawła VI - zagaił tajemniczy przybysz.
- Gulio Andreotti?! Nie jestem godny! Nie jestem godny! - komandor Jaszczur padł na ziemię i zaczął bić mu pokłony.
- Wstań śmiertelniku. Nie zasługuję na to. Jestem tylko skromnym ośmiokrotnym premierem i trzydziestokrotnym ministrem a aktualnie doradcą politycznym Boga. I czasem Szatana. Siedzę w czyśćcu, więc zachowuję pewną dozę niezależności.
- Zachować niezależność w takim miejscu?
- Niezależność i potęga to w 70 proc. kwestia stanu umysłu.
- To dlatego ten stan jest obcy postPolsce... Dlatego nikt się tu nie buntuje.
- Dokładnie tak. Tutejszy demos lubi nadstawiać drugi policzek. Musicie jednak pamiętać, że na szczęście Pan Bóg dał nam chrześcijanom tylko dwa policzki. Po nadstawieniu drugiego policzka wroga można eksterminować.
Obydwaj się zaśmieli.
- Czym zawdzięczam twą wizytę?
- Masz misję do wykonania. Wojna psychologiczna. Popłyniesz na taką wysepkę pod Oslo...

(Muzyczne interludium)

Jan Cyraniak obudził się zlany potem. "Cóż za atlantycko-pogańskie zbereźności mi się śnią". Uspokoił się, gdy rozejrzał się po mieszkaniu. W swych łóżeczkach spało jego 15 dzieci, a na podłodze 30 kucyków. Kochał je wszystkie. Z poznańską solidnością w uczuciach. Wstał z łóżka. Potykając się o puszkę napoju energetycznego "Anioł" podszedł do ściany kontemplować portret swojego pradziadka, endeckiego posła Pafnucego Cyraniaka (wsławionego głównie tym, że "Słowo Wileńskie" zdemaskowało go jako bywalca żydowskiego burdelu). Po chwili usłyszał dzwonek do drzwi.
Zerknął przez judasza. Na korytarzu stał Wojciech Krolop trzymający na smyczy Tomasza Wiśniewskiego.
- Dzień dobry, rozpoczynam nabór do chóru chłopięcego! - wołał Krollop.
Cyraniak zaryglował drzwi i zaczął je zabijać deskami.
- Rozumiem, że Ronaldowi Laseckiemu i Falangistom nie podobają się "cycaste i wydekoltowane panny wyklęte", ale to już k...wa przesada!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz