(Tekst piosenki z ilustracji muzycznej jest nieco rymkiewiczowski. Np.
"Bóg nikogo nie ocali
Nic nie dadzą nam modlitwy
Tylko własną wolą walki
Zdołasz zmienić przebieg bitwy!
Strach zamroził bydłu w żyłach krew
Będzie gnić w swoim śnie o własny chlew
Daj im w zagrodzie chwalić "swobodę"
Wypuść na wolność bestie!" : )
Dlaczego Francuzi upamiętnili szturm na Bastylię świętem narodowym? W historii rewolucji 1789 r. były przecież ważniejsze, bardziej przełomowe momenty. Sama Bastylia nie była zaś Łubianką czy Auschwitz absolutystycznego reżimu. W więzieniu tym siedziało kilku drobnych przestępców, kilku chorych psychicznie i markiz de Sade - utalentowany pisarz, libertyn lubiący upokarzać kobiety, który trafił do Bastylii na prośbę rodziny, której nie podobało się, że trwoni familijną fortunę na chłostanie dziwek. Bastylia była broniona przez grupkę tzw. inwalidów - starszych żołnierzy niezdolnych do liniowej służby, mających podobny zapał do walki jak ochroniarze w Tesco. Załoga "twierdzy" szybko się poddała, ale mimo to tłum był na nią wściekły. Jeńców zmasakrowano a komendantowi Bastylii czeladnik rzeźniczy przez kilkanaście minut odrzezywał głowę nożem. Co spowodowało taką wściekłość? Wyjaśnił to chyba najlepiej Andrzej Bobkowski w "Szkicach piórkiem": kuchcik szlachtując Bogu ducha winnego komendanta Bastylii nie uderzał w konkretną osobę, on wyładowywał swoją złość na całym systemie. I z podobnym zjawiskiem mamy od kilku lat do czynienia każdego 11 listopada.
Dr Targalski już od kilku tygodni wskazywał, że sojuszowi BUL-Schetyna ("z dupy wyszedłeś i do dupy wrócisz, nie do Wrocławia" - polityczny cytat roku:) zależy na tym, by skompromitować Tuska. A jak go najlepiej skompromitować? Sprawić, by musiał się tłumaczyć przed Putinem. Gdy zauważyłem, że ambasada rosyjska nie jest otoczona policyjnym kordonem (w zeszłym roku mocno ją chroniono), zrozumiałem, że obiekt będzie celem prowokacji (podobny chwyt jak ze zdemolowaniem sowieckiego konsulatu w Szczecinie w 1956 r.). Naprawdę nie potrzeba było w tłumie funkcjonariuszy Żandarmerii Wojskowej po cywilnemu (których obecność zapowiadano wcześniej). Zwykli narodowcy pokazali, że ich uczucia wobec Rosji są dokładnie takie same jak uczucia piłsudczyków - Rosja to dla nich państwo wrogie i gwarant systemu, z którym walczą. Kanonada petard jaka poleciała na ambasadę byłą tych uczuć wyrazem. Warto jednak zauważyć, że wbrew oficjalnej propagandzie budka strażnicza (Buda Ruska), która spłonęła nie znajdowała się na terenie ambasady! Organizatorzy prowokacji bali się, że ktoś przesadzi, więc skończyło się na spaleniu bezpiecznego celu :)
Inną sprawą jest atak na Tęczę na placu Zbawiciela. Gdy zobaczyłem zdjęcia i nagrania pokazujące płomienie trawiące Tęczę byłem zafascynowany. Te kolory, ten światłocień, ta ekspresja... Tandetne "dzieło sztuki" po podpaleniu stało się prawdziwą instalacją artystyczną o wielkiej mocy przekazu, której znaczenie można interpretować na tak wiele sposobów. :) Wysyp dziesiątek memów poświęconych temu rewolucyjnemu czynowi potwierdza moją intuicję. Tęcza na Placu Zbawiciela jest tutaj taką Bastylią. Sama w sobie nic nie znaczyła. Była kolejnym gównianym elementem zaśmiecającym miejską przestrzeń. Płonąca, niczym dawniej wóz TVN, stała się symbolem buntu. Nadającym się na koszulki o wiele lepiej niż stary nieudacznik Che Guevara. Czy spalenie Tęczy było czynem kryminalnym? Tak. Czy zburzenie Bastylii było czynem kryminalnym? Jak najbardziej. Psychologia tłumu przekształca jednak często zdarzenia kryminalne w mity budujące tożsamość narodu.
(Na miejscu pojawili się już Obrońcy Tęczy. Proponuje urządzić im happening: "Gdzie jest Tęcza!" :)
11 listopada traktowano mnie jak "honorowego narodowca". Eugeniusz Sendecki sprawił, że tłum skandował moje nazwisko pod pomnikiem Dmowskiego (sic!). Ja też się czułem takim honorowym, nieortodoksyjnym narodowcem, mimo że zwykle tę tradycję mocno krytykuje i obśmiewam. Moją uwagę zwróciło kilku "oenerowców", którzy pod pomnikiem Piłsudskiego krzyczeli "Marszałku wróć! Potrzebujemy Cię!" i następnie wdrapali się na pomnik i zerwali z niego BUL-owski kotylion.
Z narodowcami nie podzielam jednak optymizmu co do kondycji narodu. Coraz częściej dochodzę do przekonania, że Polska skończyła się w 1945 r. a to co mamy to postPolska, w której dominują postPolacy a przedstawiciele dawnego narodu to marne niedobitki. Mentalnie postPolacy różnią się od Polaków z II RP, tak jak współcześni Grecy od starożytnych Hellenów. Poniższa scena, pochodząca z ze znakomitego serialu "Higurashi..." ("Gdy płaczą cykady"), to tylko z pozoru pokaz sadyzmu. Ta scena jest tak naprawdę bardzo głęboka. Gdy Rika mówi "tolerowałam Cię przez chwilę, bo masz twarz kogoś kto był kiedyś moją najlepszą przyjaciółką", tak samo ja mogę powiedzieć o narodzie postpolskim - mieszkańcach naszego kraiku - tolerowałem ten naród tylko dlatego, że przypominał mi kogoś kogo kochałem - dawny naród polski. Ten naród mnie irytuje. A jak tysiące innych ludzi wyrwanych z postpolactwa dojdzie do tego samego wniosku co ja, zacznie się u nas zmiana, albo masowe szaleństwo...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz