sobota, 24 sierpnia 2024

W poszukiwaniu gruzińskich megalitów + Konwencja demokratów

 



Przy okazji swojego niedawnego urlopu miałem do czynienia z ciekawą synchronicznością. Początkowo nie planowałem jechać do Gruzji. Namawiał mnie do przyjazdu Koba, mój znajomy z Tbilisi. Podesłał mi info o nowej atrakcji: szklanym moście nad głębokim kanionem w Dashbash. Spojrzałem na Google Maps i zauważyłem, że w okolicy są też... megalityczne, cyklopowe fortece. Uznałem wówczas, że muszę tam jechać. 

Gruzja zwykle nie jest postrzegana jako kraj starożytnych tajemnic. A jednak... są tam ruiny twierdz budowanych tysiące lat temu przez totalnie nie znaną megalityczną cywilizację. Jest jednak jeden problem z tymi stanowiskami - zwykle są trudno dostępne.

Na miejscu miałem okazję porozmawiać ze znajomym Koby, archeologiem. Spytałem o twierdzę megalityczną Avranlo. "A tam jest bardzo niebezpieczna droga. Trudno się tam dostać normalnym samochodem. My tam organizujemy zwykle wycieczki piesze. Trzeba kilka godzin chodzić po skałach" - otrzymałem odpowiedź. Podobnie trudno dostępna jest megalityczna twierdza Abuli, znajdująca się na zboczach wygasłego wulkanu o tej samej nazwie. Niektóre obiekty megalityczne są tam położone na wysokości ponad 2000 m n.p.m. Nie miałem czasu na takie wspinaczki i nie chciałem ryzykować, że znów uszkodzę sobie nogę. Więc byłem mocno rozczarowany, że nie zobaczę głównego punktu wycieczki, czyli: megalitów. Ustaliłem jednak z Kobą, że pojedziemy do regionu Dżawaketia, w którym znajdują się te cyklopowe zabytki. Może coś pod drodze uda się zobaczyć. Wybraliśmy się do wioski, z której pochodzi Tamara, żona Koby. Wioska jest położona blisko granicy z Turcją i z Armenią. Nazywa się Czungczha (zapis fonetyczny, może być błędny). Próbowałem ją później znaleźć na Google Maps - nie udało mi się namierzyć nawet podobnie nazywającego się ludzkiego osiedla. 

Jakież było moje zaskoczenie, gdy dotarliśmy na miejsce!



Wioska nieco przypominała stare irlandzkie czy islandzkie wsie. Kamienne domki z dachami porośniętymi trawą otoczone murami z dużych kamieni mających często rdzawą barwę. Oczywiście wiele z tych kamieni zostało pewnie zebranych z pól i z pobliskich skalnych rumowisk. Ale łatwo można było dostrzec też większe głazy, które mogły wcześniej być częścią budowli megalitycznych. Tego materiału były tam ogromne ilości. Cała wioska wyglądała jakby została zbudowana na zrujnowanej megalitycznej metropolii!





Udało mi się znaleźć też kamienie noszące ślady obróbki - choćby posiadające wywiercone otwory. Na zdjęciu drugim od dołu uchwyciłem natomiast coś podobnego, co widziałem w Karahan Tepe w Turcji.





Okolica tej wioski jest "strategiczna". Rozciąga się z niej daleki widok na górskie przełęcze.


Twierdza megalityczna w takim miejscu? Całkiem logiczne. Wszak w pobliżu są inne twierdze megalityczne. Niedaleko stamtąd do wygasłego wulkanu Abuli i jeziora Calka.

Kto zbudował te starożytne metropolie? Nie wiadomo. Gruzińska mitologia mówi jednak, że są one dziełem straszliwych olbrzymów, których nazywano: Devi.

To już wywołuje oczywiste skojarzenia. W zoroastryjskiej mitologii irańskiej był dobry bóg Ahura Mazda i złe istoty nadprzyrodzone zwane daevami. W mitologii hinduistycznej był dobry klan bogów zwanych devami i zły zwany aszurami. Wygląda więc, że obie mitologie mówią o jednym i tym samym konflikcie między bogami, tylko opowiadają go z różnych perspektyw. Tak jak sowieckie i amerykańskie historie Zimnej Wojny.

Co jednak robili dewowie na Kaukazie? Czy stał się on w tej rozgrywce ich odpowiednikiem Kuby?
Ciekawie w tym kontekście wygląda zadziwiające podobieństwo abchaskich dolmenów (przypominających bunkry) z indyjskimi budowlami tego typu. 


***

Oglądając fragmenty konwencji Partii Demokratycznej w Chicago poczułem się o osiem lat młodszy. Z wszelakich mediów płynął bowiem przekaz o tym jak wspaniała jest kandydatka demokratów i jak już ma zapewnione zwycięstwo w wyborach. (Wszystko to połączone z rytualnymi dwiema minutami nienawiści.) Przyznam, że Kamala ma jedną wyraźną przewagę nad Hillary: o ile Clintonowa przemawiała w sposób niesamowicie drętwy i nadęty, to Harris moduluje głos i dobiera słownictwo w sposób zabawny. Muszę przyznać, że nieźle maskuje swój paskudny charakter (o którym mogą zaświadczyć byli pracownicy jej biura) i oczywistą intelektualną miałkość. Walza akurat nie słuchałem - za bardzo mi się kojarzy z boomerami, którzy dorastali w dobrobycie i bezpieczeństwie, a teraz chcą tego pozbawić młode pokolenia. Zauważyłem jednak jeden moment, gdy spadła mu maska dobrego wujcia. To wtedy, gdy szedł z członkami rodziny na scenę i w pewnym momencie gniewnie szarpnął za rękę swojego upośledzonego umysłowo syna. Skupiam się obecnie na samej formie, bo o chińskich koneksjach tego pana coś napiszę przy kolejnej okazji. Ciekawe jak się one mają do zapewnień Kamali, że "wygramy w XXI wieku z Chinami"?

Trochę smutno mi się zrobiło, z tego powodu, że potraktowali Joe Bidena jak niepotrzebny rekwizyt. Dali mu przemówienie poza prime timem. Na pocieszenie mógł na scenie przytulić swoją córkę Ashley, znanej z pamiętnika, w którym pisała o wspólnych prysznicach z nim. W swoim przemówieniu określiła tatę jako "OG girl dad".

Harris starała się balansować przekaz, więc mówiła zarówno o wspieraniu Izraela jak i o "końcu cierpień w Gazie". Demokraci popełnili jednak spory błąd zabraniając przedstawicielowi społeczności palestyńskiej przemawiania na konwencji. Będzie to ich kosztowało sporo głosów muslimów i propalestyńskiego lewactwa w stanach "pasa rdzy'. Bob Woodward - porucznik wywiadu wojskowego - planuje na październik wydanie swojej najnowszej książki pt. "War" i zapowiada, że nie będzie ona miłą lekturą dla Bidena i Harris. To też może muslimów trochę wkurzyć.

Ciekawym elementem konwencji były też spekulacje na temat występu supergwiazdy na koniec tej imprezy. Miała być Taylor Swift, miała być Beyonce, skończyło się na Pink. Niektórzy byli wkurzeni z powodu robienia wcześniej hype'u z występem Beyonce.  Coś demokratom nie stykło. Pamiętam choćby konwencję Obamy z 2012 r. - przemawiała tam plejada pierwszorzędnych aktorek. Wszystkie młode, ładne i blond. No ale wtedy jeszcze Harvey Weinstein był na wolności... Niby Kamala ma już mieć "zwycięstwo w kieszeni", a jednak demokraci bardzo pragną, by Taylor Swift pomogła im naganiać elektorat. No cóż, 98 proc. dziewczyn chodzących na koncerty Taylor to białe dziewczyny. 

Poparcie JFK Jra jest dla Trumpa jest oczywiście bagatelizowane w mediach, ale w warunkach wyrównanego wyścigu każdy głos ma znaczenie. Ciekawe czy samemu JFK Jrowi zamach na Trumpa przypomniał bezkarne zabójstwa jego ojca i wuja? Czy też może zdecydowały związki z Doliną Krzemową jego kandydatki na wiceprezydenta Nicole Shanahan?

***

Pojawiły się już pierwsze opinie dotyczące książki Waszego Ulubionego Autora.

Możecie się z nimi zapoznać choćby na portalu LubimyCzytać czy na stronie Empiku (Oczywiście kupować możecie w najróżniejszych księgarniach internetowych lub stacjonarnych. Nie ma dla mnie znaczenia to gdzie ją nabędziecie. Wręcz zachęcam, by kupować po najniższych cenach.) Na portalu Historia na Prawdę jest pierwsza dłuższa recenzja. 

Niektórzy mogą narzekać, że w książce są teksty z tezami, które znają z bloga lub artykułów prasowych Waszego Ulubionego Autora. Oczywiście każdy, kto przeczytał wszystko, co napisał Wasz Ulubiony Autor, ten nie będzie zaskoczony treścią tej książki. Ale przecież książka ma trafić też do ludzi, którzy nie znali wcześniej twórczości Waszego Ulubionego Autora. Poza tym - nikt nie gwarantuje tego, że treści blogowe nie zostaną kiedyś skasowane przez Big Tech czy unijną cenzurę. Treści gazetowe są natomiast rozproszone i ukryte za paywallem. Wydanie tych treści w postaci książki wiele zaś ułatwia. Nie są już one rozproszone, tylko ułożone w spójną narrację. 

Ktoś w recenzji narzekał, że Wasz Ulubiony Autor nie napisał nic o "prometejskiej roli Dzierżyńskiego". Wydawnictwo sugerowało, żeby część treści zostawić na później. Poza tym, książka mająca 300 stron jest poręczniejsza niż licząca 600 lub 1000. Jeśli więc ta książka będzie się dobrze sprzedawała, to na rynek trafi kolejny tom "Mrocznych sekretów...". Jak na razie w pisaniu jest jednak coś innego - nietypowego i naprawdę pionierskiego, co nie pojawiło się w żadnej innej publikacji.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz