W opublikowanych przez WikiLeaks dokumentach CIA znanych jako Vault7 znalazły się w większości rzeczy, o których było od dawna wiadomo. To, że z łatwością hakowane są urządzenia z Androidem i że smartfony oraz inteligentne telewizory Samsunga mogą szpiegować użytkowników 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu bywalcy konspiracyjnych stronek takich Infowars wiedzieli od wielu lat. To, że CIA prowadzi badania na temat hakowania samochodów i dokonywania w tym celu zabójstw wyglądających na zwykłe wypadki również było od dawna przedmiotem spekulacji (np. w przypadku śmierci dziennikarza Michaela Hastingsa, który w 2013 r. kontaktował się z WikiLeaks w sprawie historii uderzającej w CIA i skarżył się na "czarne śmigłowce"). Prawdziwą rewelacją z Vault7 są dokumenty wskazujące na istnienie programu Umbrage - bazy danych dotyczących technik hakerskich i śladów, jakie zostawiają poszczególne grupy. Wiedza z Umbrage pozwala CIA na dokonanie ataku hakerskiego i zostawienie śladów typowych dla np. rosyjskiej, chińskiej czy irańskiej grupy. I tutaj dochodzimy do kwestii rzekomej ingerencji hakerów w proces wyborczy w USA. CIA i FBI wskazały na to, że hakerzy pozostawili ślady typowe dla rosyjskiej grupy Fancy Bear - stemple czasowe ze strefy w której leży zachodnia Rosja, ślady wykorzystania rosyjskiej klawiatury z cyrylicą, użycie dostępnego za darmo w necie programu stworzonego przez Fancy Bear itp. John McAfee, jeden z potentantów z branży cyberbezpieczeństwa, zwracał uwagę, że atak hakerski dokonany przez GRU zostałby przeprowadzony bez zostawiania tak oczywistych śladów. Ppłk Tony Shaffer, były oficer amerykańskiego wywiadu, twierdzi, że ataki na serwery Narodowego Komitetu Demokratów (DNC) zostały przeprowadzone przez ludzi z NSA chcących, by na światło dzienne wyszły rzeczy ukazujące prawdziwe oblicze Hillary. Atak został spreparowany tak, by wyglądał na robotę rosyjskich hakerów. NSA jest od CIA dużo bardziej zaawansowana w szpiegostwie elektronicznym i taki program jak Umbrage jest dla niej łatwizną. Przypomnę, że według WikiLeaks maile DNC zostały przekazane przez zamordowane demokratycznego sztabowca Setha Richa (on mógł być tylko posłańcem NSA) a maile Podesty bezpośrednio od źródła z NSA.
Historia o rosyjskich hakerach, którzy pozbawili zwycięstwa biedną Hillary i doprowadzili do płaczu hollywoodzkie celebrytki i tysiące zidiociałych millenialsów, jest więc tylko dezinformacją stworzoną przez amerykańskie tajne służby po to, by ukryć, co się naprawdę wydarzyło w trakcie wyborów. Z nieoficjalnych informacji wynika, że FBI nie znalazła niczego obciążającego Trumpa i jego współpracowników w kwestii kontaktów z Ruskimi. Próbowano ostatnio grzać sprawę kontaktów prokuratora generalnego Jeffa Sessionsa z rosyjskim ambasadorem w Waszyngtonie Siergiejem Kislakiem. Sessions spotykał się z nim jednak jako członek Senackiej Komisji ds. Polityki Zagranicznej, czyli niejako w ramach obowiązków służbowych i to jeszcze zanim przyłączył się do kampanii Trumpa. Z Kislakiem spotykało się również wielu prominentnych demokratycznych polityków - w tym Chuck Schumer i Nancy Pelosi. Nawet wymieniali się prezentami. Podczas niedawnego przemówienia Trumpa w Kongresie Kislak zasiadał między... demokratycznymi kongresmenami. Przyjacielsko sobie z nimi gawędził w tym czasie, gdy z Sessionsa próbowano zrobić rosyjskiego agenta za jedno spotkaniem z tym sowieckim bucem.
Podobnie ma się prawdopodobnie rzecz z gen. Flynnem. Z nieoficjalnych informacji wynika, że jego rozmowa telefoniczna z Kislakiem o sankcjach wyglądała w ten sposób, że Kislak spytał się Flynna o kwestię zniesienia sankcji a Flynn mu odpowiedział, że nie może o tym rozmawiać. Odwołanie Flynna było prawdopodobnie zemstą CIA za to, że pokrzyżował on jej zamach stanu w Turcji. Flynn dostał ponad 500 tys. USD od tureckiego rządu za zbieranie informacji o siatce Gullena w USA. Tureckie dochodzenie w sprawie zamachu stanu wykazało, zaś że gulleniści zatrudniali w swoich szkołach w Turcji i Azji Środkowej funkcjonariuszy CIA pod przykrywką.
Media karmią nas ostatnio narracją, że ten straszny Trump bezpodstawnie atakuje Obamę za to, że rzekomo podsłuchiwano jego rozmowy w Trump Tower w trakcie kampanii wyborczej. Przecież to niemożliwe, by prezydent USA coś takiego robił a skoro służby zaprzeczają, że to robiły, to nic takiego nie miało prawa się wydarzyć. Tak samo nie było np. zamachu w Smoleńsku czy agenta Bolka. Zapominają, że swoich przeciwników politycznych podsłuchiwali m.in. Roosevelt i Kennedy a służby Obamy zostały już wielokrotnie przyłapane na inwigilacji zagranicznych przywódców. Czemu więc miałyby podsłuchiwać Trumpa. Zwłaszcza, że dwukrotnie w 2016 r. skierowały wniosek o założenie podsłuchu do sądu FISA. Pretekstem miała być lipna historia o tym, że serwery Trump Organization komunikowały się z serwerami Sbierbanku, czyli np. pomiędzy tymi serwerami rozchodził się mailowy spam. Pierwszy wniosek złożono w czerwcu 2016 r., tuż po spotkaniu Billa Clintona z prokurator generalna Lorettą Lynch, kolejny tuż po tym jak wyciekły maile Podesty. Te same media, które wyśmiewają Trumpa za "bezpodstawne oskarżanie Obamy", jeszcze kilka tygodni temu pisały o "informacjach z podsłuchów obciążających Trumpa i jego współpracowników". O tym, że podsłuchy były mówią źródła z administracji Obamy, ludzie ze służb i były prokurator generalny z czasów Busha. O tym, że Obama podsłuchiwał Trumpa mówiła nawet demokratyczna kongreswoman Maxine Waters (ta idiotka, która twierdziła, że Putin wysłał wojska do Korei). Sprawa domniemanych kontaków Trumpa z Rosją została spreparowana przez służby Obamy, po to by był pretekst do podsłuchiwania republikańskiego kandydata w trakcie kampanii wyborczej i później sabotowania jego rządów. W Waszyngtonie otwarcie mówi się, że Obama kieruje "oporem". Pod koniec jego rządów stworzono w Departamencie Sprawiedliwości specjalny fundusz, przez który wyprowadzano pieniądze dla lewackich organizacji organizujących teraz protesty przeciwko Trumpowi. To rzuca światło na falę antysemickich incydentów przetaczającą się przez USA od wyboru Trumpa na prezydenta. Na jednej z takich prowokacji - fałszywej groźbie podłożenia bomby w centrum żydowskim - złapano czarnoskórego komunistę.
Charakterystyczne jest to, że operację podsłuchową przeciwko Trumpowi rozpoczęto akurat po wycieku maili Podesty. Może dlatego wpadli w panikę, bo Tony Podesta dostał od Sbierbanku 170 tys. USD za przekonywanie administracji Obamy do poluzowania sankcji wobec Rosji? A może chodziło o Pizzagate? Od początku rządów Trumpa trwa w USA wielka akcja służb przeciwko siatkom pedofilskim. Zatrzymano w ramach niej ponad 1,5 tys. osób. Jednym z nich był doradca Johna McCaina, polityka będącego obecnie kimś w rodzaju alternatywnego amerykańskiego prezydenta - jeżdżącego w miejsca takie jak Syria i składającego obietnice w imieniu rządu USA.
Wbrew jęczeniom idiotów takich jak pseudoprofesor Roman Kuźniar administracja Trumpa nie podjęła jeszcze żadnej znaczącej decyzji korzystnej dla Rosji. Wręcz przeciwnie - mamy początek nowego wyścigu zbrojeń, przerzut wojsk do Europy Środkowo-Wschodniej, nominacje rusosceptyków w administracji, szykująca się deregulacja przemysłu naftowego - co bystrzejsi obserwatorzy zauważają już, że Trump może się okazać w przypadku Rosji jastrzębiem. Bo inaczej się po prostu nie da przy obecnym rozdaniu. Jedyny obszar współpracy z Rosją to obecnie Syria. Mieliśmy ostatnio szczyt amerykańskich, tureckich i rosyjskich generałów. Ale Syria to bardzo grząski grunt, o czym świadczy choćby sytuacja wokół miasta Manjib i sprawa ofensywy na Rakkę. Bez Flynna sprawa może się rypnąć totalnie. Z drugiej strony jednak korzystne dla nas wszystkich byłoby utknięcie Rosji w bliskowschodnim bagnie. Niech trzymają tam swoje wojska jak najdłużej. Ich straty - takie jak udany zamach bombowy na rosyjskiego generała, który stracił w wyniku niego obie nogi i oko - będą nas zawsze cieszyły. Martwi Ruscy też się czasem do czegoś przydają. Każdy Ruski zabity w obronie ruin Palmyry to Ruski, który nie trafi na front w Donbasie.
***
Ostatnie zdarzenia związane z wyborem Donalda Tusska na stanowisko starego/nowego van Rumpoya określiłbym mianem "gównoburzy". Przecież wiadomo, że Angela Merkel (Kaźmierczak) jest zadaniowana na to, by zmieniła Niemcy i całą Europę Zachodnią w eksploatowany przez globalistów Trzeci Świat, który nigdy nie będzie w stanie zagrozić potędze USA. Temu służy wywołany przez Merkel kryzys migracyjny. A taka marionetka jak Tussk jest idealnie stworzony do tego zadania. Brytyjczycy się skapneli o co chodzi i postanowili się ewakuować z pokładu, tuż po tym jak nie udało im się zablokować wyboru tego alkoholika Junckera na szefa Komisji Europejskiej.
Może się też okazać, że w maju dyskusja o stanowisku Tusska stanie się nieaktualna - bo Francja rozpieprzy UE. Jak dotąd klan Le Penów stanowił narzędzie francuskich tajnych służb do eliminowania słabych sztuk w socjalistycznym stadzie. Ale po tym jak ten dupek Hollande "cztery procent" (poparcie mniejsze niż dla Ozjasza Goldberga) rozpieprzył obóz socjalistów a Front Narodowy przejął tradycyjny, robotniczy elektorat, wszystko się może zdarzyć. Plan rozmontowania strefy euro przez Le Pen jest dobry, a przeciwko sobie może ona mieć w drugiej turze bankiera inwestycyjnego od Rothschilda lub centroprawicowego cwaniaczka, który otwarcie mówi, że zwolni setki tysiące osób z budżetówki. Jak myślicie, czy Francuzi zagłosują na kogoś, kto obiecuje im utratę pracy i cięcia socjalne? Przyjemnie posłuchać jak Marine Le Pen opierdala Merkel w Parlamencie Europejskim, ale oczywiście poważnym problemem jest dla nas prorosyjskość kandydatki francuskiego wywiadu wojskowego. Ta prorosyjskość nie ogranicza się jednak tylko do niej - jest stałą częścią francuskiej polityki od czasów Adolfa Thiersa i w pewnym sensie kontynuacją zgniłej tradycji "Generała Mikrofona" de Gaulle'a. Na francuskiego sojusznika nie ma co liczyć - tak jest odkąd obalono Napoleona. Biadolenie, że Francja pod rządami Le Pen nam nie pomoże nie ma większego sensu, bo i tak Francja by nam nie pomogła. Zresztą nie sądzę też, by Le Pen zdołała coś zrobić dla samej Francji. Tamten kraj mogą uleczyć chyba tylko rządy Rodrigo Duterte - tysiące młodocianych przestępców z przedmieść spieprzałoby wpław przez Morze Śródziemne do Algierii :))))
Baj de łej: w przypadku Francji jakoś lewica nie grzeje tego, że to mocarstwo może mieć pierwszego prezydenta kobietę. Oprócz Le Pen kandyduje tam również niejaka Cindy Lee - striptizerka reprezentująca Partię Przyjemności i prowadząca kampanię topless. Moim zdaniem byłaby znacznie lepszym przywódcą od Hollande'a.
***
A tak mi się ostatnio skojarzyło po 8 marca...
9-tego miałem oczywiście urodziny, a po wczorajszym imprezowaniu nie miałem jakoś ochoty na nowy wpis z serii Prometeusz...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz