Jeden z pozytywnych bohaterów znakomitej książki "Opcja niemiecka" Piotra Zychowicza był agentem NKWD. Mowa o księciu Januszu Franciszku Radziwille, XIII-tym ordynacie ołyckim, jednym z przywódców polskiego obozu konserwatywnego, senatorze BBWR i zwolenniku OZN. Przedstawiciel tego możnego rodu z Wielkiego Księstwa Litewskiego został aresztowany przez Sowietów we wrześniu 1939 r. Na Łubiance osobiście przesłuchiwał go Ławrentij Beria i jak wynika choćby z relacji Pawła Sudopłatowa przesłuchania te odbywały się w dobrej atmosferze. Książę Radziwiłł poszedł na współpracę z NKWD i został wypuszczony. Pretekstem była interwencja włoskiej rodziny królewskiej (Włochy Mussoliniego prowadziły do 1941 r. przyjazną politykę wobec ZSRR). Radziwiłł został wysłany do Berlina, gdzie spotykał się z Goeringiem oraz innymi przedstawicielami niemieckich elit. Lobbował u nich za złagodzeniem polityki okupacyjnej w Polsce i za porozumieniem Rzeszy z Polakami. Zychowicz, wierząc na słowo księciu Radziwiłłowi, twierdzi, że ordynat ołycki ze współpracy z NKWD się nie wywiązał i jedynie wysłał do Berii pocztówkę z pozdrowieniami (!). Czyżby? Beria z jakiegoś powodu uważał go za cennego agenta wchodzącego w skład jego osobistej sieci (czyli mogącego nie znajdować się w ewidencji NKWD) i na początku 1945 r. próbował go zrobić ministrem spraw zagranicznych lubelskiego rządu kolaboracyjnego.
Z relacji Sudopłatowa wiadomo zaś, że Radziwiłł był bliski kręgowi szpiegowskiemu w Berlinie w skład którego wchodziły m.in. znane aktorki, kochanki Goebbelsa, Olga Czechowa i Marika Rokk. Radziwiłł miał być pośrednikiem pomiędzy Berią i niemieckimi elitami. Warto więc zadać pytanie: na ile jego projekty porozumienia polsko-niemieckiego były projektami Berii?
Wspominałem już o tym jak NKWD pozwoliło premierowi Leonowi Kozłowskiemu na przekroczenie linii frontu i przejście na stronę niemiecką w jego misji utworzenia proniemieckiego rządu kolaboracyjnego w Polsce. Ułatwiło również kontakt kurierów organizacji Muszkieterowie z gen. Andersem w czasie, gdy Niemcy nacierali na Moskwę. W niektórych publikacjach poświęconych Muszkieterom znajdują się wzmianki o tym, że szef tej organizacji wywiadowczej utrzymywał niejasne związki z NKWD (np. takie stwierdzenia padają w "Kwaterze 139" Cezarego Leżeńskiego), obok kontaktów z Abwehrą i alianckimi służbami specjalnymi. Muszkieterowie już w 1940 r. przekazali rządowi londyńskiemu dokładne informacje o masakrze w Katyniu i dysponowali zadziwiająco dobrym wywiadem na terenie ZSRR. Zaangażowali się też w sprowadzenie do Polski via Budapeszt marszałka Śmigłego-Rydza i próby utworzenia proniemieckich władz w 1941 r.
W monumentalnej biografii Berii autorstwa prof. Francoise Thom jest obszerny rozdział poświęcony poufnym kontaktom Berii z Niemcami w trakcie wojny. Część z tych kontaktów była inicjowana na zlecenie Stalina. Np. na jesieni 1941 r. poprzez placówki dyplomatyczne w Sofii proponowano Niemcom państwa bałtyckie, Ukrainę i Białoruś w zamian za zawarcie pokoju. Sondaże na temat zaprzestania walk i nowego podziału Europy prowadzono również w 1943 r. i 1944 r. Na uboczu nich Beria prowadził jednak własną grę. Kontaktował się z niemieckimi elitami poprzez swoich ludzi z gruzińskiej emigracji. Emigracja ta była silnie reprezentowana w Berlinie i miała dojścia zarówno do kręgów wojskowych i Abwehry jak i do ministra Rosenberga oraz sfer partyjnych. Choć Beria krytycznie oceniał przerzut gruzińskich antykomunistycznych spadochroniarzy do ZSRR, to jednak starał się tych ludzi chronić.
Pierre de Villemarest, były oficer francuskiego wywiadu, człowiek, który zebrał po wojnie wiele relacji z pierwszej ręki od oficerów Abwehry i SD, w swojej znakomitej książce "Bormann i "Gestapo" Mueller na usługach Stalina", wskazał, że szef Gestapo Heinrich Mueller oraz reichsleiter Martin Bormann kontaktowali się w czasie wojny z Łubianką poprzez przewerbowanych agentów Czerwonej Orkiestry. Mueller miał mieć kontakty z sowieckimi tajnymi służbami już od 1927 r., gdy służył w bawarskiej policji. Był on policjantem, który tuszował sprawę śmierci siostrzenicy Hitlera Geli Rabaul. Bormann był sowieckim agentem według Reinharda Gehlena, pierwszego szefa BND a w czasie wojny szefa wydziału wywiadu wojskowego odpowiedzialnego za front wschodni. To samo mówiło wielu innych ludzi z tajnych służb niemieckich oraz z bloku wschodniego. De Villemarest miał okazję dwukrotnie spotkać Bormanna w południowych Niemczech po wojnie i wpadł na trop jego podróży do sowieckich stref okupacyjnych. Zdobył też relację Rudolfa Baraka, byłego szefa wywiadu komunistycznej Czechosłowacji mówiącą, że Mueller po 1945 r. był przetrzymywany w Czechosłowacji i służył Sowietom jako doradca. Na początku lat 50-tych się usamodzielnił i wyjechał do Wenezueli. Stamtąd porwały go czechosłowackie tajne służby. Były szef Gestapo miał umrzeć na początku lat 60-tych w ZSRR.
Według de Villemaresta Mueller i Bormann nie byli sowieckimi agentami w ścisłym tego słowa znaczeniu. Stanowili jednak polityczną opcję sowiecką we władzach III Rzeszy i prowadzili negocjacje z Łubianką, by ratować własną skórę i zagrabione majątki. Czemu jednak udawało im się prowadzić takie kontakty, choć wielokrotnie wpadały na ich ślad konkurencyjne frakcje ze służb? Zapewne ich kontakty odbywały się za wiedzą "góry". Amerykański autor Curt Reiss, w wydanej już w 1944 roku (!) książce "Naziści schodzą do podziemia" opisywał właśnie taki scenariusz. Jak czytamy: "Riess pisze, iż już w 1943 roku wysocy urzędnicy nazistowscy zaczęli przygotowania do klęski Rzeszy. Rozczarowani Hitlerem główni architekci jego systemu – Martin Bormann i Heinrich Himmler – stworzyli ściśle tajny program zejścia partii nazistowskiej do podziemia. Skoro wojna była już i tak przegrana, ważne stało się przetrwanie, aby kiedyś w przyszłości podjąć walkę na nowo. Niezwykle precyzyjny system miał przeniknąć struktury rządowe, administrację i usługi publiczne, a także współpracować z zawsze przychylnym mu wielkim biznesem." Wiadomo, że Himmler i jego akolita Schellenberg kontakowali się z zachodnimi tajnymi służbami w celu zawarcia pokoju. To samo robili przedstawiciele dogłębnie spenetrowanej i często sterowanej przez Himmlera konserwatywno-wojskowej opozycji. Wiadomo, że kontaktowali się m.in. z Allenem Dullesem, szefem OSS w Szwajcarii i późniejszym szefem CIA. Bliskim współpracownikiem Dullesa był wówczas amerykański dyplomata Noel Field - sowiecki szpieg i pośrednik w kontaktach między Berią a OSS i Titą. Prof. Thom wskazuje zaś, że spiskowcy z 20 lipca utrzymywali również kontakt z kręgami komunistycznymi i dążyli do tego, by po udanym zamachu na Hitlera i wprowadzeniu w życie planu ewentualnościowego "Walkiria" stworzyć w Niemczech rząd konserwatywno-chadecko-socjaldemokratyczny. Logiczną hipotezą jest więc to, że Bormann i Mueller działali w porozumieniu z Himmlerem, gdy utrzymywali kontakty z Berią poprzez Czerwoną Orkiestrę.
Tezę, że niemiecka opozycja była sterowana przez ichnią bezpiekę i Himmlera postawił Bogusław Wołoszański w swoich książkach takich jak "Największy wróg Hitlera". Moim zdaniem ma rację. A wszystkie zamachy na Hitlera zorganizowane od 1939 r. były przeprowadzane za wiedzą i zgodą SS a czasem nawet z jej uczestnictwem. To, że niemiecka opozycja była "prowadzona za rękę" przez Himmlera wyjaśnia np. dlaczego współpracujące z nią służby specjalne Stolicy Apostolskiej rządzonej przez "Młodego Papieża" Piusa XII miały dostęp do ludzi z SS z bezpośredniej ochrony Hitlera - o czym pisał Mark Riebling w "Kościele szpiegów". (Warto wspomnieć, że według Schellenberga nazwę antyhitlerowskiego spisku Abwehry "Schwarze Kapelle" powinno się tłumaczyć nie "Czarna Orkiestra", ale "Czarna Kaplica". Gestapo słusznie wiązało ten spisek z kościołem Jezuitów w Rzymie.) Himmler już w 1939 r. myślał o pozbyciu się Hitlera, zastąpieniu go jakimś figurantem i zawarciu pokoju z Zachodem.
Flashback: Największe sekrety: Idy Lipcowe - Miasteczko Venlo
Prof. Thom stawia śmiałą tezę, że Beria komunikował się z niemiecką opozycją w sprawie zamachów na Hitlera i zapewne z usunięciem Fuehrera miał być skoordynowany zamach na Stalina. Opiera się ona m.in. na zeznaniach o. Szałwy Beriszwilego, uczestnika gier wywiadowczych Berii z Niemcami, Włochami, Turcją i Stolicą Apostolską. Był on osobiście namawiany przez Berię do udziału w spisku, ale nie zgodził się z obawy przed konsekwencjami jakie nieudany zamach mógłby przynieść narodowi gruzińskiemu. Kwestia zamachów na Stalina w trakcie drugiej wojny światowej jest pokryta grubą warstwą dezinformacji - co jest w pełni zrozumiałe. Dochodziło jednak do pewnych niewyjaśnionych zdarzeń. Jak np. : "W 1942 na placu Czerwonym w Moskwie wojenny dezerter Sawielij Dmitrijew celnie ostrzelał jeden z kremlowskich samochodów. Zamachowiec ukrył się za pomnikiem Minina i Pożarskiego. Okazało się jednak, że ostrzelał współpracownika Stalina, Anastasa Mikojana. Po zatrzymaniu Dmitrijew zeznał, że był niemieckim agentem, jednak chciał zemścić się za los swój i innych żołnierzy radzieckich". Być może był to zwykły przypadek. Zapewne Beria był w tej kwestii ekstremalnie ostrożny i czekał aż najpierw Himmler wyeliminuje Hitlera. Gra była jednak coraz trudniejsza. W 1943 r. powiedział Pawłowi Sudopłatowowi, że Stalin kazał mu pełnić funkcję anioła stróża Hitlera. Sowiecki dyktator poważnie obawiał się, że zamach stanu w Rzeszy doprowadzi do pokoju separatystycznego Niemiec z Zachodem. Z konkurencyjnych źródeł (zapewne od aliantów zachodnich i z siatek kominternowskich z którymi kontaktowała się niemiecka opozycja) wiedział o spiskach na życie Hitlera. I jak wskazuje Mark Sołonin z obawie przed nimi wstrzymał w czerwcu 1944 r. ofensywę w Finlandii. Obawiał się, że wojna na Zachodzie się zakończy a front stanie na Wiśle lub na Bugu.
20 lipca 1944 r. doszło do zamachu na Hitlera w Wilczym Szańcu. "O całym zamachu wiedział Heinrich Himmler. Jego podwładni aresztowali na początku lipca 1944 roku dwóch działaczy opozycji, z którymi von Stauffenberg prowadził negocjacje, dotyczące sformowania nowego rządu. To dość dziwne, że oprawcom z gestapo nie udało się wyciągnąć z nich prawdziwych informacji. Najbliższy współpracownik Reichsfuhrera SS, Walter Schellenberg, dowiadywał się o przygotowaniach do puczu od swojego podwładnego, pułkownika Georga Hansena, szefa kontrwywiadu Abwehry. Informował go w czerwcu generał Fritz Thiele, z którym często rozmawiał o fatalnym prowadzeniu wojny przez "dowództwo Wehrmachtu". To on zadzwonił do Schellenberga kilka godzin po zamachu. - Wszystko poszło źle - powiedział. Schellenberg natychmiast odłożył słuchawkę, obawiając się podsłuchu. Poinformowany o wybuchu w Wilczym Szańcu Himmler kazał bezzwłocznie przygotować samochód z eskortą, po czym wyruszył do Gierłoży. Co dziwne, nie wydał koniecznych w takich sytuacjach rozkazów, takich jak postawienie w stan alarmowy służb policyjnych i sił SS. Skontaktował się za to z szefem Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy, Ernestem Kaltenbrunnera, nakazując mu, aby jak najszybciej przybył do Gierłoży z ekspertami od kryminalistyki. Najwyraźniej, pomimo sytuacji zagrożenia, Reichsfuhrerowi SS zależało przede wszystkim na zabezpieczeniu śladów."
W swoim wpisie Tajemnica Tannenbergu z serii Idy Lipcowe postawiłem hipotezę, że zamach z 20 lipca był udany. Hitler zginął w wyniku eksplozji bomby i został pochowany w Mauzoleum na Tannebergu, obok marszałka von Hindenburga jako gen. Korten. Alianci odrzucili jednak niemiecką propozycję pokojową. Nie po to wywołano wojnę, by Niemcy pozostały krajem suwerennym a Europa ocalała. To zmusiło Himmlera do uruchomienia planu B: zastąpienia Hitlera sobowtórem, stłumienia zamachu stanu i likwidacji niewygodnych świadków z opozycji. Nazistom pozostała już tylko przeprowadzenie ewakuacji strategicznej personelu, kapitału i technologii z Niemiec do "bezpiecznych przystani". Potrzebne było im na to kilka miesięcy - a kupili sobie czas stabilizując fronty dzięki klęsce Operacji Market Garden i Powstaniu Warszawskiemu.
Flashback: Największe sekrety - O jeden most za daleko i prawdziwa tajemnica Bilderbergu
Po tajnych spiskach mających na celu eliminację dwóch dyktatorów zostały jednak odpryski. Beria kontaktował się z Niemcami m.in. za pośrednictwem sowieckiej ambasador w Sztokholmie Aleksandry Kołłontaj (pochodzącej ze zrusyfikowanej polskiej szlachty z Ukrainy, mającej dwóch mężów polskiego pochodzenia) i bankierskiego rodu Wallenbergów. Wallenbergowie znajdowali się w samym centrum tajnej wojennej dyplomacji i odgrywali rolę pośredników między wszystkimi stronami. Jako miejsce spotkań z aliantami i przedstawicielami państw Osi służył im m.in. bazylejski Bank Rozliczeń Międzynarodowych, gdzie w trakcie wojny przyjacielsko sobie konferowali wysłannicy banków centralnych z walczących ze sobą państw. (Dobrze ten wątek opisuje Adam LeBor w książce "Wieża w Bazylei".) W tej tajnej dyplomacji kluczową rolę odgrywał Raoul Wallenberg - bardziej znany jako szwedzki dyplomata z Budapesztu, który uratował przed Niemcami i Strzałokrzyżowcami tysiące węgierskich Żydów.
17 stycznia 1945 r. Wallenberg został aresztowany w Budapeszcie przez funkcjonariuszy sowieckiego kontrwywiadu Smiersz. NKWD próbowało go ratować monitując, że Wallenberg jest jej agentem a fabryki należące do Wallenbergów dostarczają komponentów, bez których sowiecki przemysł lotniczy nie mógłby działać. Interwencja nie przyniosła skutku. Smiersz był służbą konkurującą z NKWD a jego szef Wiktor Abakumow (z pochodzenia Ormianin) miał ambicję usunięcia Berii i przejęcia całej władzy nad sowiecką bezpieką. (To właśnie Smiersz stworzył i kierował Informacją Wojskową, czyli formacją której służyli m.in. gejn. Wojciech Jarucwelski, Stefan Michnik i Zygmunt Bałwan. Piotr Gontarczyk dokonał niedawno ciekawego znaleziska: odkrył skargi na Informację Wojskową i Smiersz kierowane przez Berlinga do Żukowa. Jest oczywistym, że Berlingowi te skargi pisali jego nadzorcy od Berii.) Wallenberg został aresztowany właśnie po to, by wyjawić w śledztwie informacje o tajnych kontaktach Berii z Niemcami i z Amerykanami.
W styczniu 1945 r., równolegle z aresztowaniem Wallenberga, druga ekipa Smiersza (często w źródłach pojawia się NKWD, co ja też wcześniej błędnie cytowałem) szukała płka Mariana Steiffera - nieformalnego przywódcę polskiej emigracji na Węgrzech. Według dra Baliszewskiego Steiffer w 1941 r. pomagał sprowadzić do Polski via Budapeszt marszałka Śmigłego-Rydza i brał udział w tajnych polsko-niemieckich negocjacjach pokojowych. Baliszewski wskazuje, że w Budapeszcie istniał de facto drugi polski rząd emigracyjny, konkurencyjny wobec ekipy gen. Sikorskiego. Jak pisałem: "W maju 1941 r., w tym czasie, gdy w Budapeszcie toczą się tajne polsko-niemieckie rozmowy, z misją pokojową do Anglii, za wiedzą i z błogosławieństwem Hitlera, udaje się Rudolf Hess. Jego samolot rozbija się w Szkocji, Hess trafia do Tower, a jego brytyjscy partnerzy polityczni (frakcja związana z królem Jerzym VI) zostają skompromitowani. Hess opowiedział potem swojemu synowi Wolfowi Rudigerowi Hessowi, szczegóły swoje misji pokojowej. Przewidywała ona odwrót przez Niemcy ze wszystkich jak dotąd okupowanych terytorium. Czyli także z Polski i polskiego Pomorza. To dlatego Drugi Marszałek mógł wyznaczać na jesieni 1941 r. nowego wojewodę pomorskiego."
Flashback: Największe sekrety - Kwatera 139
21 stycznia 1945 r. NKWD aresztowało księcia Janusza Radziwiłła oraz grupę przedstawicieli innych polskich arystokratycznych rodów (Zamoyskich, Branickich, Lubomirskich, Sobańskich). Jak czytamy: "umieszczono ich w wagonie sypialnym i powieziono do Moskwy na dobrze znaną księciu Radziwiłłowi Łubiankę. Nie przebywali tam długo. Już 4 marca przewieziono ich do Krasnogorska i umieszczono w silnie strzeżonym budynku należącym do osiedla NKWD. Niemal 2 km dalej znajdował się obóz jeniecki nr 27, w którym przetrzymywano wyższych oficerów niemieckich i węgierskich. Byli tam również Włosi i Japończycy.
Dysponujemy relacjami kilku osób spośród arystokratycznej szesnastki, z których rysuje się ponury obraz beznadziejnej egzystencji w Krasnogorsku, w warunkach izolacji od świata zewnętrznego, niemożności nawiązania kontaktu z krajem i krewnymi przebywającymi na Zachodzie. Książę Janusz wspominał, że “rygory nie były zbyt surowe, traktowanie względnie poprawne”. Najbardziej dręczyła jednak niepewność jutra. “Minął rok, półtora – wspominał książę – nikt nie pofatygował się, aby poinformować, dlaczego są aresztowani, o co oskarżeni, czy wytoczona będzie sprawa sądowa, nic, absolutne milczenie”. (...)
Pewną zmianę przyniósł 22 września 1946 r., kiedy to arystokratyczną szesnastkę przewieziono do pobliskiego obozu. Umieszczono ich w budynku oddzielonym od reszty łagru, z osobnym wejściem do komendantury obozu. Informacji na temat pobytu na terenie obozu nr 27 dostarcza raport brytyjskiego dyplomaty. Rok później rozmawiał on z osobami, które wysłuchały relacji Izabelli Radziwiłłowej wkrótce po jej powrocie do Polski. Nie jest to więc relacja z pierwszej ręki, ale tak czy inaczej zasługuje na uwagę, zważywszy, że przeżycia w Rosji miała ona świeżo w pamięci. Księżna Izabella podkreślała, że w obozie, poza niemieckimi i japońskimi jeńcami wojennymi, przebywały również osoby poprzednio zatrudnione w zagranicznych placówkach dyplomatycznych w Berlinie, internowane przez władze sowieckie w maju 1945 roku. Co jednak najciekawsze, opowiadała, iż po przeniesieniu do obozu nr 27 warunki życia szesnastki uległy znacznej poprawie. Polaków traktowano z dużym respektem. Pomieszczenia, w których przebywali, były dobrze ogrzewane, nieźle ich karmiono, zapewniono nowe odzienie. Gdy zachorowała księżna Anna, pozwolono na wyjazd do moskiewskiego szpitala."
Można powiedzieć, że Beria uratował w ten sposób życie niemal wszystkim osobom z tej grupy. Aresztowanie było formą ochrony przed Abakumowem. Arystokratów wypuszczono w 1947 r. Janusz Franciszek Radziwiłł zmarł z przyczyn naturalnych w Warszawie w 1967 r. W 1972 r. jego zwłoki przeniesiono do grobowca Radziwiłłów w Wilanowie a ekipa Gierka urządziła mu wówczas oficjalny państwowy pogrzeb!
Dziwną atencją Radziwiłłów darzy również Aleksander Łukaszenka, wywodzący się z kagiebowskich kręgów przywódca Białorusi. W 2000 r. sprowadzenie trumien przedstawicieli tego możnego rodu do rodzinnej krypty w Nieświeżu miało bardzo uroczystą, państwową oprawę. Baćka spotykał się z przedstawicielami rodu Radziwiłłów. Za rządów Łukaszenki odnowiono na Białorusi wiele polskich zabytków: zamki w Nieświeżu (co prawda trochę skopano tutaj sprawę...), Mirze, Czerwony Kościół i kościół jezuicki w Mińsku, Ołtarz Rzeczypospolitej w katedrze w Grodnie, dworki Mickiewicza i Kościuszki... Gdy w 2011 r. odwiedzałem Białoruś, w miejscowej telewizji pokazywano, że na święto wojsk powietrznodesantowych do Witebska przyjechali oficerowie amerykańskiej 101-szej Dywizji Powietrznodesantowej. Wszystko to w kraju tego strasznego "ostatniego dyktatora Europy", który ma na koncie, według najmniej przychylnych mu szacunków, kilkanaście ofiar śmiertelnych (!). No cóż, jakby nie patrzeć Baćka zachowywał odrębność Białorusi od Rosji i psuł tym samym Ruskim strategiczne plany. Jak go zabraknie, to za nim będziemy tęsknić, tak jak on za Radziwiłłami...
***
W następnym odcinku serii Prometeusz - kolejne poszlaki dotyczące prawdziwych przyczyn Powstania Warszawskiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz