Dziś możemy się śmiać z głupoty nienawistnych patafianów od generała Sikorskiego, ale musimy pamiętać, że wówczas postać prezydenta Starzyńskiego była dla nich naprawdę problematyczna. W czasie, gdy tworzyli oni narrację o tym, że wrześniowej klęski Polski była winna jedynie sanacyjna ekipa (w której nie było żadnego "sprawiedliwego"), Starzyński - przedstawiciel owej sanacyjnej wierchuszki - jawił się autentyczny bohater. Co więcej, stał się on prawdziwym przywódcą narodu o realnym autorytecie, przewyższającym propagandową bańkę zbudowaną wokół Sikorskiego. Różni Modelscy, Strońscy i Liebermanowie dostawali więc białej gorączki, gdy wspominano postać Starzyńskiego.
Prezydent Starzyński miał niekwestionowane zasługi w obronie Warszawy. To on również - wraz z ppłkiem Wacławem Lipińskim - storpedował plany generała Rómmla dotyczące stworzenia kolaboracyjnego rządu prosowieckiego w Warszawie. A przecież plany te miały poparcie szerokiej koalicji - od księcia Zdzisława Lubomirskiego, po Mieczysława Niedziałkowskiego i Zygmunta Zarembę z PPS.
Pamiętajmy jednak też, że Stefan Starzyński świetnie się sprawdził jako prezydent Warszawy czasów pokoju. Za jego pięcioletnich rządów, w stolicy powstało 100 tys. mieszkań, 30 nowych szkół (kilkadziesiąt starych zmodernizowano), 1 nowy szpital (7 starych zmodernizowano), Muzeum Narodowe i wiele innych gmachów publicznych. Przebudował 195 ulic i stworzył 40 km nowych tras tramwajowych. Zmodernizował też warszawskie trasy wylotowe, zelektryfikował kolej średnicową i przygotowywał miasto do budowy sieci metra. Wszystko to w czasach gdy nie było dotacji z Unii, a Polska była biednym krajem dopiero podnoszącym się z Wielkiego Kryzysu.
Można się dziwić skąd Starzyński miał na to pieniądze? Po prostu miał. Bo był bankowcem i znał mechanizmy kreacji pieniądza. Nie wierzył w opowiastki o "długu, który odziedziczą nasze wnuki" i o "rządzie, który nie ma własnych pieniędzy". Wcześniej, jako wiceprezes BGK i komisarz generalny pożyczki narodowej, wykazał się ogromnym talentem do znajdowania funduszów.
Wokół Starzyńskiego uformowała się grupa znajomych, którą nazywano Pierwszą Brygadą Gospodarczą. Ludzie ci, już na wczesnym etapie Wielkiego Kryzysu twierdzili, że uratować gospodarkę mogą rozwiązania, które dopiero po 1935 r. zaczął wdrażać w Polsce minister Eugeniusz Kwiatkowski, po 1933 r. w USA administracja Roosevelta, a w Niemczech ekipa Schachta. Ów interwencjonizm sprawiłby, że Wielki Kryzys trwałby w Polsce o wiele krócej i przyniósłby dużo mniejsze straty. Kraj i jego przemysł byłyby lepiej przygotowane w 1939 r. do wojny. Nędza na wsi (wywołana deflacją) byłaby dużo mniejsza - podobnie jak poparcie dla szkodników spod znaku Stronnictwa Ludowego.
Niestety tak się nie stało. Starzyński nie był wówczas politykiem z pierwszego szeregu. Był urzędnikiem Ministerstwa Skarbu, który doszedł tam do stanowiska wiceministra. Był też człowiekiem łatwo robiącym sobie wrogów - bo nie lubił niekompetencji i wygarniał błędy zarówno podwładnym jak i przełożonym. Jego wizja nie zdołała się więc przebić.
Przebiła się za to polityka deflacyjna - zgodna z ekonomią "klasyczną" - a realizowana przez ministra skarbu Ignacego Matuszewskiego, popierana m.in. przez liberalnych ekonomistów, biznesmenów z "Lewiatana" i Związek Ziemian. Ów były szef Oddziału II z 1920 r. robił na stanowisku ministra skarbu mniej więcej to, co wdrażano w Grecji w czasie kryzysu strefy euro i to co realizował za rządów Hoovera amerykański sekretarz skarbu Andrew Mellon. Czyli pozwolił na wpadnięcie gospodarki w spiralę deflacyjną. Nie ważne, że spadały płace, a produkcja stawała się coraz mniej opłacalna. Wartością było to, że gospodarka wraca "do równowagi" i "sama się leczy". To trochę tak jakby nie budować zbiorników retencyjnych w Kotlinie Kłodzkiej i liczyć na to, że "natura sama się ureguluje"... Ogromnym nieszczęściem Polski było to, że taką politykę wdrażał człowiek mający autentyczne zasługi z wojen o niepodległość i granice oraz z II wojny światowej. Człowiek kreowany obecnie na wizjonera...
Korwiniści i endeki lubią jojczyć, że sanacja wdrożyła w Polsce straszliwy interwencjonizm gospodarczy. I mylą się w tej kwestii całkowicie. Największym błędem sanacji był bowiem niedobór interwencjonizmu i nadmierne hołdowanie dogmatycznej ekonomii "klasycznej". Endeki lubią opowiadać niestworzone, idiotyczne historyjki o Marszałku Piłsudskim - ale nigdy go nie skrytykują za jego największy błąd: to, że nie przekazał w 1929 r. sterów w gospodarce ludziom takim jak Kwiatkowski czy Starzyński.
***
Netanjahu kontynuuje swoją przedwyborczą wojenkę, na nowym, libańskim froncie. Ofensywa miała być już gotowa, ale większy atak został powstrzymany przez Jake'a Sullivana. (Przy okazji książę Mohammed bin Salman powiedział Blinkenowi, że absolutnie go nie obchodzi sprawa palestyńska.) Iran wrzucił Hezbollah pod autobus, odrzucając jego prośby o zaatakowanie Izraela. Biorąc pod uwagę to, że wybuchające pagery tudzież spadające rakiety mocno przetrzebiły kadry dowódcze Hezbollahu, nie daje szyitą większych szans.
W sobotę rano IDF podały, że zlikwidowały lidera Hezbollahu Hassana Nasrallaha w nalocie na siedzibę Hezbollahu w Bejrucie. Hezbollahowcy temu jednak zaprzeczają.
Pojawiła się teoria, że za śmierć poprzedniego prezydenta Iranu odpowiada też eksplozja pagera w śmigłowcu. (Na jednym ze zdjęć prezydent Raisi miał pager położony na stoliku, przy którym siedział.) To by jednak stawiało irański aparat bezpieczeństwa w fatalnym świetle. Śmierć prezydenta nastąpiła przecież wiele miesięcy przez izraelskim atakiem kastrującym Hezbollah i służby miały wystarczająco dużo czasu, by odkryć ślady eksplozji pagera.
W USA wyścig wyborczy nadal wyrównany, na co wskazuje choćby niedawny sondaż NYT dający Trumpowi lekką przewagę w kluczowych stanach "Słonecznego Pasa", brak poparcia "Teamsterów" (dawnego związku Jimmy'ego Hoffy) dla Kamali czy też to, że kandydatka demokratów ma wśród Latynosów niższe poparcie niż swego czasu Biden i Hillary.
Zauważyliście, że pierwszy zamach na Trumpa nastąpił mniej więcej tydzień po wygranej debacie z Bidenem, a drugi kilka dni po debacie "przegranej" z Kamalą? Sondaże Kamali w kluczowych stanach po debacie się nawet lekko pogorszyły. Mogą próbować dalej. Kongresmen Gaetz stwierdził, że źródło w Departamencie Bezpieczeństwa Wewnętrznego powiedziało mu, że pięć ekip zabójców poluje na Trumpa wewnątrz USA.
Routh, czyli libkowski sojowy cuck będący drugim zamachowcem, jakimś dziwnym trafem dysponował szczegółową rozpiską tego, co Trump będzie robił do października. Nieźle jak na "samotnego świra"! Syna Routha został natomiast aresztowany za posiadanie materiałów pedofilskich.
W stan oskarżenia o korupcję został postawiony burmistrz Nowego Jorku - Eric Adams, czarnoskóry były policjant. Nikogo nie dziwi, że nowojorski demokrata jest skorumpowany. Dziwi raczej to, że za niego wzięła się FBI. Adams twierdzi, że to dlatego, że krytykował politykę imigracyjną administracji Bidena-Harris.
Ostatnio też trochę celebrytów zamilkło na Twitterze, co może mieć związek z aresztowaniem P. Diddy'go. Sam Diddy boi się, że go otrują w więzieniu, a jego ochroniarz twierdzi, że filmowano gości tego rappera podczas orgii. I że są tam nazwiska z pierwszych stron gazet. Jedna była Diddy'ego napisała, że kolesie z Hollywood dostali taśmy Justina Biebera dokonującego gwałtu na osobie nieletniej. Czy to tylko majaczenia wariatki? Surge Knight, były prezes wytwórni Death Row Records twierdzi, że Diddy miał materiały do szantażowania Baracka Obamy. Diddy rzeczywiście urządzał huczne przyjęcia i nawet 25 lat temu żartował sobie, że będzie za ich urządzanie aresztowany. Pojawił się też trudny do zweryfikowania przeciek, że działalność Didy'ego była kontrolowana przez FBI jako operacja zbierania materiałów do szantażu. FBI ponoć pomogła wykreować kariery wielu raperów wyłowionych w więzieniach i często kryptogejów.
No cóż, Ameryka stała się tak politycznie poprawna, że ma i białego i czarnego Epsteina.
***
Wasz ulubiony autor na krótko wpadł w zeszłym tygodniu do Berlina, gdzie m.in. integrował się z Big Techem i spacerował historycznym szlakiem, mijając po drodze m.in. miejsce dawnego bunkra Hitlera pod Kancelarią Rzeszy.
Niedawno znów udzielił wywiadu Radiu Opole - tym razem o przedwojennej współpracy niemiecko-sowieckiej.
Jego książka "Mroczne sekrety II wojny światowej" zbiera zadziwiająco dobre recenzje od czytelników.
Za tydzień i prawdopodobnie również za dwa tygodnie wpisów nie będzie, bo wyjeżdżam do kraju pełnego starożytnych zabytków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz