Ilustracja muzyczna: Man in Finance (G6 Trust Fund)
Kiedyś, w szczycie kryzysu w strefie euro, rozmawiałem z niemieckim, eurosceptycznym ekonomistą. Spytałem go, jak długo może przetrwać unia walutowa. Odpowiedział mi: - Może bardzo długo, bo Mario Draghi to mistrz alchemii finansowej z Goldman Sachs i za pomocą której będzie utrzymywał ją przy życiu.
Jego słowa całkowicie się sprawdziły. EBC uratował strefę euro, choć próbowali mu w tym przeszkodzić niemieccy politycy nie rozumiejący alchemii finansowej i skarżący tę instytucję do niemieckiego trybunału konstytucyjnego (nikt wówczas nie jojczył, że Niemcy podważają "wyższość prawa unijnego nad krajowym") za to, że EBC prowadził programy skupu obligacji i zapewniania płynności bankom. Przedstawiciele branży finansowej pukali się w czoła, obserwując pieniactwo tych niemieckich skamielin nie rozumiejących nic z funkcjonowania współczesnego systemu finansowego.
Z podobnymi, wyjętymi żywcem z lat 90-tych czy nawet 80-tych skamielinami mentalnymi mamy do czynienia również w Polsce. Niestety w bardzo dużej ilości...
Być może zastanawiacie się dlaczego za rządów Morawieckiego z budżetem nie było nigdy większego problemu - były i wydatki na wojsko, i na socjał, i na infrastrukturę i 300 mld na tarcze dla przedsiębiorców. A za rządów poprzedniego TuSSka minister Rostowski mówił: "piniędzy nie ma i nie będzie". Być może Polaczki to zapomniały, ale obecna władza im przypomina. Choć przejmując rządy przekonywała, że budżet jest w dobrym stanie i będzie wsparcie dla przedsiębiorców, to obecnie okazuje się, że niezbędne będą cięcia. Nie stać nas na szybką kolej do CPK, na regulację Odry, na tarcze energetyczne, na większą waloryzację emerytur... Robią już nawet przymiarki, by ciąć wydatki na wojsko - w obliczu zagrożenia wojennego. Zapewne chcą, by nas bronili Niemcy - na linii Odry.
Dlaczego tak jest?
Co by nie powiedzieć o Morawieckim, to jednak znał się on na alchemii finansowej. Intelektualne klony Balcerowicza, Rostowskiego i Petru raczej nie mają o niej pojęcia. To się tyczy również konfiarskich "ekspertów". Przykładem na to są choćby niedawne wpisy Roberta Gwiazdowskiego dotyczące banków i kredytów. Wynika z nich, że ów znany prawnik myśli, że pieniądze są jak kasztany, które ludzie znoszą do banków, by mogły one z nich udzielać kredytów. W kwestii rozumienia teorii pieniądza zatrzymał się on więc nawet nie na średniowieczu, ale na starożytności...
A tymczasem pieniądze biorą się z powietrza. Z magicznych sztuczek alchemików finansowych. I to nie żart.
W każdej dyskusji poświęconej wydatkom na wojsko czy na inwestycje rozwojowe, pojawiają się libtardzie przekonujący, że "to będzie marnotrawstwo pieniędzy z naszych podatków". Ponoć bowiem, "państwo nie ma swoich pieniędzy, ma tylko pieniądze podatników". Skoro tak, to skąd w 2020 r. nagle wzięło się w budżecie 300 mld zł na wsparcie covidowe dla przedsiębiorców? Czy coś wówczas cięto w socjalu? Czy wprowadzono wówczas jakieś nowe, znaczące podatki? (Pisząc "znaczące" nie mam na myśli opłat za wykorzystanie wód publicznych lub ustalanych przez samorządy opłat targowych, które libtardy umieściły na liście podatków podniesionych za rządów PiS.) A może państwo wówczas zbankrutowało? Skąd się wzięły te pieniądze? Zostały dosłownie stworzone z niczego.
Jest coś takiego jak Dealerzy Skarbowych Papierów Wartościowych. To banki i fundusze, które po uzyskaniu takiego statusu są zobligowane do brania udziału w aukcjach polskiego długu organizowanych przez Ministerstwo Finansów i kupowania ich w określonej minimalnej kwocie. Jeśli jakimś cudem nie miałyby pieniędzy na zakup obligacji, pożyczyłby im je na bardzo korzystnych warunkach NBP. Tak więc: państwo emituje obligacje na 300 mld zł, kupują je Dealerzy, w wyniku wydatku państwa na 300 mld zł powstają w polskim systemie bankowym nieoprocentowane rezerwy międzybankowe na taką sumę, banki komercyjne kupują obligacje od Dealerów, którzy zyskują pieniądze, którymi spłacają pożyczki z NBP.
W 2020 r. doszedł do tego dodatkowy element: program skupu obligacji (QE) realizowany przez NBP. To był element alchemii finansowej stosowany wcześniej z powodzeniem od wielu lat w USA, Wielkiej Brytanii, strefie euro i Japonii - by wymienić tylko najważniejsze rynki. To on uratował strefę euro przed rozpadem, sprawił, że pojawił się fenomen ujemnych rentowności obligacji (czyli rządy zyskały szansę na ekspansję fiskalną - którą niestety tylko nieliczne wykorzystały) oraz stymulował długoletnią hossę na globalnych giełdach. To właśnie za zastosowanie owej alchemii finansowej - standardowego zabiegu w cywilizowanym świecie - obecnie rządzący chcą postawić Glapińskiego przed Trybunałem Stanu.
Oczywiście przykłady tworzenia pieniędzy z niczego mieliśmy już dużo wcześniej, gdy system finansowy był mniej zaawansowany. Poniżej spektakularne przykłady z książki wydanej w USA w 1943 r.
Kiedyś miałem okazję rozmawiać na ten temat z Sebastianem Pitoniem (tak, z tym Pitoniem, to było zanim poznałem jego sympatie geopolityczne), który wskazywał, że Francja dosyć dobrze wyszła na drugiej wojnie światowej bo mało się zadłużyła w jej trakcie (czy nawet zmniejszyła swoje zadłużenie), w odróżnieniu od takich USA, które stały się mocno zadłużone. Nie zauważył on jednak dwóch podstawowych rzeczy: wielce zadłużone USA stały się wówczas globalnym hegemonem gospodarczym i supermocarstwem, a Francja stała się mocarstwem upadłym, ograbionym przez Niemców na równowartość kilkuset miliardów euro.
No, dobrze, pieniądze są kreowane przez państwo i system bankowy z powietrza. Czy jednak te wszystkie QE i wydatki fiskalne nie prowadzą do hiperinflacji?
I tak, i nie. W Japonii mimo QE prowadzonego przez wielu lat oraz ekspansji fiskalnej za rządów Abe, inflacja była znacznie poniżej celu (lub była wręcz deflacja). QE przez wiele lat prowadziły również USA i strefa euro. I wszędzie tam podwyższona inflacja pojawiła się dopiero gdzieś w 2021/2022 r. Inflacja jednak inflacji nie równa. W Japonii doszła ona w szczycie do 4,3 proc. - a przecież według libatardów, przy tak dużej kreacji pieniądza powinna być tam wenezuelska hiperinflacja. W USA doszła do 9,1 proc. We Francji do 6,3 proc. - przy zerowej głównej stopie procentowej EBC, QE i dużych wydatkach na "socjał". Spytałem kiedyś jednego francuskiego ekonomistę o przyczynę tak niskiej francuskiej inflacji. Podejrzewałem, że to skutek tego, że Francja ma tani prąd z elektrowni atomowych. On stwierdził jednak, że tamtejszy rząd na bardzo wczesnym etapie uruchomił tarcze antyinflacyjne. Dlaczego więc w Polsce doszła maksymalnie do 18,4 proc., by później spaść do 2 proc., a na Węgrzech doszła do 25,7 proc. by zejść do 4 proc.? W obu krajach nie zmieniły się władze w bankach centralnych, ale oba prowadziły różną politykę pieniężną. Główna stopa procentowa NBP doszła do 6,75 proc., by zejść zaledwie do 5,75 proc., a główna stopa Narodowego Banku Węgier doszła do 13 proc., a została ścięta do 7 proc. Przyjrzyjmy się Czechom. Tam inflacja doszła do 18 proc., a zeszła do 2 proc. Główna stopa sięgnęła 7 proc., a zeszła do 4,75 proc. Przy tak różnych stylach prowadzenia polityki pieniężnej osiągnięto podobne efekty. Może więc to nie polityka pieniężna była powodem przyspieszenia inflacji?
No cóż, lata 2021-2023 były okresem licznych wstrząsów podażowych na rynkach globalnych. Doszło do niedoborów ropy naftowej na rynku (z powodu działań administracji Bidena i OPEC+), ceny prądu rosły z powodu różnych europejskich Zielonych Ładów, a dodatkowo pojawił się niedobór mikroprocesorów. Podwyżki cen paliw i energii ciągnęły w górę ceny artykułów przemysłowych i rolnych, a to wymuszało wzrost cen usług. Dodatkowo słabły waluty państw naszego regionu - w wyniku polityki Fedu (umacniającej dolara) jak i grozy wojennej.
Ale czy ta wielka emisja pieniądza nie jest prostą drogą do bankructwa?
A to już zależy od kontekstu. Nie należy mylić alchemii finansowej z jej nieudolnymi, prostackimi kopiami z II Rzeszy/Republiki Weimarskiej czy Wenezueli. Są pewne ważne niuanse, które ją odróżniają od tych podróbek. Choć można pieniądz emitować w nieskończoność, to jednak trzeba pamiętać, by jednak zachować pewien umiar. Emitować tyle, ile jest potrzebne i może zostać zaabsorbowane przez rynek. Sporą rolę odgrywają też dobre relacje z alchemikami finansowymi.
"Ale przecież PiS nas zadłużył jak Gierek!" - odpowiedzą libtardzi. No nie... Istnieją pewne bardzo poważne różnice. Dotyczą one szczególnie zadłużenia zagranicznego do eksportu i rezerw walutowych. A pamiętacie może jak się śmiano z tego, że NBP kupował w ostatnich latach złoto na masową skalę? Może nie zdajecie sobie sprawy z tego, że od 2015 r. powiększył swoje zasoby o więcej złota niż ma Belgia... Złoto to ważny element alchemii finansowej!
Po co więc są podatki? Sam się zastanawiam. Chyba służą głównie dbaniu o stabilność waluty, ściąganiu nadmiaru pieniędzy z rynku oraz inżynierii społecznej. No, ale tak jest w przypadku rządu, który rozumie inżynierię finansową. Ten, który jej nie kuma, jest skazany na łupienie podatników...
(Memy skopiowałem za pomocą inżynierii finansowej z twitterowego konta Fiat Money)
***
Przypominam, że w sierpniu czeka Was prawdziwa uczta czytelnicza w postaci książki Waszego Ulubionego Autora.
Zareklamuje też jednak inną książkę tego wydawnictwa, którą właśnie czytam. "Armia Krajowa na Wołyniu. Czyli zdrady nie było" Marka Koprowskiego jest dobrym kompendium wiedzy o polskim podziemiu na Wołyniu, a także niezłą polemiką z "Wołyniem zdradzonym" Zychowicza. Autor drobiazgowo wykazuje, że Zychowicz to w najlepszym wypadku taki pop-historyczny odpowiednik Bartosiaka, zabierający głos w tematach o których ma słabe pojęcie, lub w najgorszym wariancie świadomy manipulator. Czytając książkę Koprowskiego zacząłem czuć duży podziw wobec wołyńskich akowców i ich dowódcy pułkownika Kazimierza Bąbińskiego. 8 tys. z nich skutecznie stawiło opór 40-tysięcznym oddziałom UPA i zatrzymało ich drugą ofensywę, ratując przed śmiercią wiele tysięcy Polaków. To również AK stała za budową sieci samoobrony wołyńskiej i za jej dozbrajaniem. Bąbiński dokonał iście tytanicznego wysiłku, choć miał przeciwko sobie nie tylko UPA i Niemców oraz grających podstępnie Sowietów, ale też lokalnego delegata rządu, peecwela Kazimierza Banacha, nieustannie sabotującego z przyczyn politycznych budowę polskiej siły zbrojnej i przekonującego, że ze strony UPA Polakom nie grozi żadne niebezpieczeństwo. Co ciekawe, Zychowicz w swojej książce Bąbińskiego przedstawia jako tępego wojskowego zupaka, a Banacha jako "wzór urzędnika".
Tylko pogratulować Replice wydawania tak cennych książek!