sobota, 30 lipca 2022

Patruszew vs Kirijenko - lawendowa frakcja na Kremlu


 Jeżeli rzeczywiście niedawno doszło do próby otrucia Nikołaja Patruszewa syntetyczną trucizną, to nie trudno się domyślić, że stali za tym jego konkurenci do sukcesji po Putinie. Pierwszym narzucającym się sprawcą jest Siergiej Kirijenko - którego niezwykle ciekawą biografię przedstawiałem niedawno na tym blogu.  (W ciekawy sposób opisał go również Kamil Galijew.) W tej teorii jest jednak jedna spora dziura - Kirijenko nie ma bowiem przeszłości w służbach. A przynajmniej nic o tym nie wiadomo. Był dzieciakiem z nomenklatury, który robił pieniądze w Komsomole, a KGB takich jak on nie rekrutowała. Posiada on jednak zapewne swoich ludzi w służbach lub wszedł w sojusz z jedną z frakcji w bezpiece. Wszak on swego czasu owe służby "meblował", wskazując Putina na szefa FSB. 


Putin obecnie go trzyma u siebie i powierza mu ważne projekty, takie jak prace nad państwem związkowym Rosji, Białorusi i podbitej Ukrainy. Robi to, choć jak na gust Putina, Kirijenko jest zbyt przebiegły. "Jak można wierzyć Żydowi o ukraińskim nazwisku?" - zażartował sobie kiedyś rosyjski prezydent-karzełek. No, ale jak widać mu wierzy...

Generał SWR, rzekomy insider z Kremla (być może jakiś "emisariusz" ze służb przekazujący określoną narrację, tak jak np. wysłannicy Berii lub generała Sacharowskiego), napisał: "Co więcej, Kirijenko jest obecnie frontmanem lobby gejowskiego faworyzowanego przez Putina. W razie nadejścia Patruszewów, ta opcja będzie zredukowana do zera".

Wspomniane przez niego lawendowe lobby rzeczywiście w RaSSiji istnieje. Kryptogejem sado-masochistą ma być choćby Wiaczesław Wołodin, przewodniczący Dumy, były dyrektor generalny prezydenckiej administracji. Homoseksualistą jest również kagiebowski patriarcha Cyryl, którego 10 lat temu nasza dupoprawica w rodzaju redaktora T. chciała niemal kanonizować za życia. Turbogejem był też niedawno zmarły Władymir Wolfowicz Żerynowski - symbol rosyjskiego parlamentaryzmu.

Co do samego Putina, to przypominam, że według pułkownika Aleksandra Litwinienki, Putin został kiedyś nagrany jak w lokalu konspiracyjnym uprawiał seks z chłopcem. To mu nieco złamało karierę w KGB. Putin pomimo dobrej znajomości niemieckiego nie został wysłany na placówkę do RFN, Austrii czy Szwajcarii, tylko do NRD. (Gdzie według Nawalnego był "nierobem".) Z dawnych czasów zostało karzełkowi całowanie małych chłopców w brzuch. 

Wbrew narracji tworzonej dla zachodniej dupoprawicy, RaSSija nie jest i nie była państwem konserwatywnym obyczajowo. Nie było tak choćby w czasach carskich - wystarczy choćby przypomnieć wyczyny księcia Jusupowa, pioniera ruchu trans.  No cóż, słowo dupoprawica ma ukryte znaczenie...

No, ale przynajmniej Zacharowa jest hetero...



Ilustracja muzyczna: Tyga, Doja Cat - Freaky Deaky

***

Czasem zastanawiam się, czy niektórzy polityczni celebryci na Zachodzie popierają Rosję dlatego, że są idiotami, rosyjskimi agentami czy też może agentami natowskich służb udającymi w celach służbowych prorosyjskich idiotów. Na to, że trzecia opcja może częściej występować niż się spodziewamy, wskazuje ciekawy przypadek Tuckera Carlsona, popularnego dziennikarza Fox News, znanego ostatnio z propagowania izolacjonistycznych, proputinowskich opinii. 



Rzut oka na jego powiązania rodzinne daje jednak dużo do myślenia. Jego ojciec, Richard "Dick" Carlson, był za rządów Reagana dyrektorem US Information Agency, której podlegały m.in. Radio Wolna Europa/Radio Swoboda, Głos Ameryki i antycastrowskie Radio Marti. Bush Sr. mianował go ambasadorem na Seszelach. Zasiadał później w jednym think-tanku z Jeanne Kirkpatrick i byłym szefem CIA Jamesem Woolseyem. Carlson jest również spokrewniony z senatorem Williamem Fulbrightem.  Tucker w latach 80-tych jeździł do Nikaragui angażować się po stronie Contras, a później atakował Gary'ego Webba za jego odkrycia dotyczące handlu kokainą przez Contras. Tucker blisko przyjaźnił się również z... Hunterem Bidenem.  Z dużym prawdopodobieństwem był więc częścią operacji "odwróconego Trustu". Małofiejew i inni oligarchowie marnowali w ramach niej kasę na wsparcie dla środowisk, które uważali za prorosyjskie, a w rzeczywistości były one kontrolowane przez zachodnie służby.

***

Niepokoi mnie postawa administracji Bidena wobec ChRL. Brandon wypadł słabo podczas rozmowy telefonicznej z Xi Jinpingiem, który otwarcie groził USA.  Mamy próbę zastraszenia Stanów Zjednoczonych w związku z planowaną wizytą Nancy Pelosi na Tajwanie. Jak słusznie zauważa Mike Pompeo, były sekretarz stanu, zmiana planów podróży przewodniczącej Izby Reprezentantów zostałaby odebrana przez Chiny jako oznaka słabości USA. 

sobota, 16 lipca 2022

Hemoroidy Baćkoszenki

 


Ilustracja muzyczna: Nao Touyama - de Messiah - Yusha, Yamemasu ending 2

Pułkownik Igor Girkin vel Striełkow dołożył pokaźnej wielkości cegiełkę do klęski Rosji. Swoimi nieustannymi nawoływaniami, by przeprowadzić mobilizację i rzucić wszystkie siły na Ukrainę. Karzełek Putin postrzega bowiem Girkina oraz jemu podobnych jako opozycję wojskową i z ogromną podejrzliwością traktuje ich rady. W ostatnich miesiącach uznawał więc, że należy robić dokładnie odwrotnie niż oni radzą. Mobilizacji więc nie było. Tymczasem, według "Generała SWR", Putin dostawał raporty mówiące, że 15 lipca to ostatni możliwy moment na przeprowadzenie mobilizacji, która byłaby efektywna.

Wbrew obawom niektórych ludzi, Białoruś jak dotąd nie rzuciła swoich wojsk na Ukrainę. Zapewne dlatego, że sami białoruscy wojskowi się do tego nie palą. Oficerowie 5 Brygady Sił Specjalnych napisali do Baćki list, w którym, w buntowniczym stylu, sprzeciwili się ewentualnemu udziałowi ich kraju w wojnie. 



Karzełek Putin planował podpisać układ o utworzeniu państwa związkowego Rosji i Białorusi z Federalną Ukrainą rządzoną przez Janukowicza. Janukowicz oczywiście podpisał wszystko, bez czytania. Baćka, według "Generała SWR", się wymówił. Powiedział Putinowi, że nie może przylecieć do Moskwy na ceremonię podpisania układu, bo ma... hemoroidy i nie nie może długo siedzieć. 

Można się spodziewać, że po takim numerze odstawionym przez Baćkę (proto-Nawalnego), Rosja się odgryzie na Białorusi. Czy będzie to jednak jakaś zupełnie kretyńska akcja zorganizowana przez służby czy też Kreml wykorzysta realne atuty takie jak uzależnienie białoruskiej gospodarki od rosyjskich surowców energetycznych?

Jeśli zwróciliście uwagę na to jak Kazachstan ostatnio dystansuje się od Rosji, to powinniście wiedzieć, że ma ku temu poważne powody. W latach 2019-2021 Rosja ośmiokrotnie sugerowała bowiem Chinom, że trzeba wspólnie "porozmawiać o przyszłości Kazachstanu", czyli o jego rozbiorze. Chińczycy za każdym razem grzecznie przerywali dyskusję. Wiemy, że karzełek Putin dwukrotnie proponował rozbiór Ukrainy władzom w Warszawie - raz Tusskowi, drugi raz Sikorskiemu. Sami to przyznali. A co Putin proponował Merkel, gdy z nią rozmawiał? Którym państwem chciał się dzielić?

***

Prawicowa część netu ostatnio flekuje Wolskiego za komusze kretynizmy, które wygadywał o IPN. Koleś robił na mnie dotychczas kiepskie wrażenie, ale to tylko subiektywne odczucie. Zychowiczowi zdarza się jednak promować dziwnych ludzi. A sam oczywiście promował bardzo szkodliwą narrację. Pisał choćby, by oprzeć się w sojuszu na Niemcach lub Rosji. Historia realna jak widać niewiele go nauczyła.




***

Jednym z najbardziej szkodliwych mitów, z którymi mamy do czynienia jest mit o wszechmocy rosyjskich tajnych służb. Według sporej części prawicy, są one niezwyciężone, niezwykle finezyjne i bardzo profesjonalne. Oczywiście nie było w nich nigdy żadnych zachodnich szpiegów i dezerterów i nigdy nie angażowały się one w zupełnie idiotyczne operacje w stylu otrucia płka Skripala czy zamach w Verbaticach :)

Ta narracja przewiduje również, że rosyjskie służby odpowiedzialne są również za upadek rządu Johnsona, a nawet za ostatni wyciek dokumentów Ubera uderzający w Macrona. Oczywiście wszystko to jest oparte na rozkminach w stylu diagramów Tomasza Piątka. Skoro informacje o Partygate Johnsona pojawiły się w tabloidzie, to pewnie ten tabloid należy do rosyjskiego oligarchy... 

No cóż, pierwsze informacje o Partygate pojawiły się w "Daily Mail", konserwatywnym, probrexitowym i nastawionym antyrosyjsko tabloidzie należącego do brytyjskiego wydawcy działającego na rynku od 1903 r. (Częściową własnością rosyjskiego oligarchy Aleksandra Lebiediewa - byłego funkcjonariusza KGB i SWR są lub do niedawna były natomiast: "Evening Standard" i "The Independent". Z Lebiediewem natomiast spotykał się bez doradców... Johnson w 2018 r.  a jego synowi załatwił szlachectwo.) Przed rewelacjami o Partygate, dzielił się na łamach "Daily Mail" brudami o funkcjonowaniu Downing Street Dominic Cummings, były doradca Johnsona i jeden z architektów brexitu. Cummings poróżnił się z Johnsonem o politykę pandemiczną i zwrot partii w lewo. Ostro darł koty również z Carrie Symonds, dziewczyną a później żoną Borisa. Jeśli więc już szukamy spisku, to bardziej zasadne jest to, kto podsunął Borisowi Carrie...

W wyścigu o fotel premiera największe szanse mają obecnie: Penny Mordaunt, Rishi Sunak i Liz Truss. Gdybym miał możliwość, to w partyjnych wyborach zagłosowałbym na Liz. Największą popularnością wśród szeregowych torysów cieszy się jednak Mordaunt, która ma ciekawy życiorys. Córka spadochroniarza, który nadał jej imię na cześć krążownika HMS Penelope (zatopionego na Morzu Śródziemnym w 1944 r.), będąca oficerem rezerwy Royal Navy i pierwszą w historii kobietą na stanowisku brytyjskiego ministra obrony (które sprawowała jednak tylko przez 85 dni), w 2000 i 2004 r. pracowała dla kampanii prezydenckiej Busha, po 1989 r. była wolontariuszką w rumuńskich sierocińcach.

***

Zabójca premiera Abe twierdzi, że dokonując zamachu mścił się na Kościele Zjednoczeniowym pastora Chojeckiego Moona. Jego matka była związana z sektą, sprzedała dom i przekazała pieniądze sekciarzom, doprowadzając rodzinę do ruiny.  Co jednak łączyło premiera Abe z ludźmi Moona, poza tym, że sporadycznie pojawiał się na imprezach organizowanych przez powiązane z nimi organizacje?


  Nobosuke Kishi, dziadek Abe ze strony matki, premier w latach 1957-1960, a wcześniej minister w gabinecie Tojo i gospodarczy zarządca Mandżurii zwany "potworem ery Showa", był tym, który pomógł pod koniec lat 50-tych sekcie Moona w rozwoju w Japonii. 

Sekta Moona była oczywiście bardzo blisko związana ze służbami specjalnymi, a szczególnie z południowokoreańskim wywiadem. Wielebny Moon, publicznie znany jako ostry antykomunista, jeździł do Korei Północnej i spotykał się z jej przywódcami. Coś w stylu historii ze świetnego koreańskiego filmu "Szpieg".

***

Wracając do kwestii rosyjskiej, przypomnijmy co prezydent Richard Nixon mówił na temat rosyjskiego postkomunizmu i Chin w 1993 r.:




I na koniec: ezoteryczny nixonizm.

 

sobota, 9 lipca 2022

Shinzo Abe zabity, Boris Johnson obalony

 


Ilustracja muzyczna: Unravel - Tokyo Ghoul Opening

Śmierć byłego premiera Japonii Shinzo Abe to oczywiście zdarzenie szokujące. Nie pierwszy raz jednak zdarza się, że wysokiej rangi japoński polityk ginie w zamachu. (Celem zamachu był choćby Nobosuke Kishi, dziadek premiera Abe). Moje zdziwienie wzbudziła jednak metoda zabójstwa. "Tradycyjnie" zamachowcy używają tam noży tudzież innej broni białej. "Tradycja" ta jest wzmocniona przez bardzo restrykcyjne prawo dotyczące broni palnej. W Kraju Kwitnącej Wiśni nabycie nawet zwykłego pistoletu przez kogoś spoza policji i wojska jest niemal niemożliwe. Tym razem jednak zamachowiec - mający w życiorysie służbę w Japońskich Morskich Siłach Samoobrony (marynarce wojennej) - użył broni, którą sam zbudował, czyli shotguna-samoróbki z dwiema lufami, który był przyklejony taśmą klejącą do deski. Typowy atak "samotnego szaleńca" czy też zabójstwo na zlecenie? 

Jeśli zamachowiec nie działał sam, to raczej jego zleceniodawcą nie była mafia. Yakuza została mocno przetrzebiona i nie ma w Japonii łatwego życia. Członkowie gangów nie mogą nawet zakładać kont w bankach. Policja nie pozwala im urosnąć w siłę. To raczej nie byli też konkurenci partyjni - w Japonii tego się w ten sposób nie załatwia. Poza tym Abe był już właściwie na politycznej emeryturze. Z zabójstwa głośno cieszą się już Chińczycy. Abe był bowiem jednym z globalnych liderów, który potrafił im się przeciwstawiać, choćby za pomocą programu remilitaryzacji Japonii. Ów przedstawiciel silnej politycznej dynastii, był na pewno politykiem, którego głosu nadal uważnie słuchano. Hipotezę o zabójstwie zleconym przez Chiny osłabia jednak to, że obecny premier Kishida również prowadzi asertywną politykę wobec Pekinu, a także wobec Moskwy. (Abe natomiast z Putinem próbował się dogadywać w sprawie Kuryli i prowadził interesy energetyczne, które się teraz załamały.)

Co ciekawe, zamachowiec, Tetsuya Yamagami, stwierdził, że nie miał żadnych politycznych pretensji wobec Abe. 

***


Moskwę - i Tuska - cieszy upadek rząd Borisa Johnsona, który wcześniej udzielał wielkiego wsparcia Ukrainie.  Ich radość może być jednak przedwczesna. Wśród torysów zaczyna się walka o przywództwo. Wygląda na to, że spore szanse na zwycięstwo ma Liz Truss, obecna minister spraw zagranicznych - nastawiona mocno antyrosyjsko. Spore szanse ma też Ben Wallace, minister obrony, oficer w stanie spoczynku, weteran kampanii w Irlandii Północnej - również mocno nastawiony antyrosyjsko. Mocno w grze jest także Rishi Sunak, do niedawna kanclerz skarbu - ale jego kandydaturę można łatwo zatopić, ze względu na to, że podwyższał podatki i jest bogatym bankierem. Sajid Javid - do niedawna minister zdrowia, a wcześniej kanclerz skarbu też ma dużo słabych punktów. Choćby to, że był przeciwko brexitowi. Możemy mieć więc rząd Johnsona na sterydach, ale bez personalnych słabości Borisa, który jako premier miał duże osiągnięcia, ale sam się pogrążył.  Nie dopatrywałbym się ręki Moskwy w jego obaleniu. Ona ma "zbyt krótkie ręce", by zmieniać premierów w Wielkiej Brytanii. Zdecydowały sondaże, kwestia protokołu północnoirlandzkiego i gra pro- i antybrexitowych frakcji wewnątrz Partii Konserwatywnej. Za bezpośrednio winną upadku Borisa uważam jego młodą żonkę - Carrie. Obecnie też za główny powód tego, że przedłuża moment swojego pożegnania z Downing Street 10 uważa się to, że na lipiec zaplanował huczne uroczystości weselne z Carrie i chce, by się one odbyły na koszt kancelarii premiera. 


Choć nie sądzę, by Moskwa stała za upadkiem rządu Johnsona, to w sposób oczywisty obaliła bułgarski rząd Kiryła Petkowa. (Raczej niezwykłą rzeczą jest to, że taki prozachodni i reformatorski rząd mógł powstać w Bułgarii - kraju totalnie mafijnym i głęboko spenetrowanym przez rosyjskie służby.) Podejrzanie również wyglądają próby - jak na razie nieudane - obalenia estońskiego rządu Kaji Kallas (prawnuczki pierwszego komendanta policji w niepodległej Estonii). A i u nas uaktywniają się różne Agrochujnie...

***

W Niderlandach chłopska rebelia pełną gębą. Burowie (z niderlandzkiego: chłopi) protestują przeciwko rządowym planom cięcia emisji gazów cieplarnianych w rolnictwie, czyli wybijania stad bydła i wywłaszczania farm. Blokowany jest dowóz żywności do supermarketów, a radiowozy bywają holowane przez traktory.  Zdarza się, że policja do nich strzela, a na urzędy leci gnojówka. Na jeden z protestów zabrano nawet zabytkowego Shermana.  Oczywiście jestem całym sercem za sprawą Burów. Ich walka, to walka o to, by podobnych idiotyzmów klimatycznych nie przepchnięto w całej Europie (ku uciesze Rosji).

***




W USA wyleciały natomiast w powietrze Georgia Guidestones, czyli dziwaczny monument, na którym jacyś globaliści zapisali rady w stylu "utrzymuj ludzką populację poniżej 500 mln". Po tym zamachu zostały zburzone ze względów bezpieczeństwa. No cóż, skoro BLM może zburzyć niemal pod siedzibą FBI pomnik znanego lucyferianina generała Alberta Pike'a, to rednecy mogą wysadzić "iluminacką podróbkę Stonehenge". Ciekawie się ktoś bawi w FBI...

***

Na koniec ciekawostka wkurzająca putinofili. Wiecie jak w chińskich kręgach władzy nazywają karzełka Putina? "Szczeniaczek". :)


sobota, 2 lipca 2022

Think-tankowe wojny i walki o sukcesję

 


Płk Philip J. Corso tłumaczył to, że Amerykanie nie odnieśli zwycięstwa w wojnie wietnamskiej tym, że to była wojna prowadzona nie przez wojskowych, a przez think-tanki. Podobnymi think-tankowymi wojnami były Irak oraz Afganistan po 11 września 2001 r. Czy jest nią także Ukraina? W jej przypadku charakter starcia nie został jeszcze do końca określony. Silniejszą pozycję niż w trakcie poprzednich wojen ma Pentagon - co przejawia się choćby w tym, że Ukraina została przemieniona w wielki poligon dla najróżniejszego natowskiego sprzętu wojskowego. Wojskowym zależy na skopaniu tyłka Rosji. (Tyłka, bo jak powiedziała Maria Zacharowa, rzeczniczka rosyjskiego MSZ: "U Rassiji niet jajec!".) Niestety ich apetyty hamowane są przez kolesi z think-tanków mających wpływ na administrację. Oni bowiem są opętani myślowymi schematami, które wtłoczono im do głów na uniwersytetach: różnymi drabinami eskalacyjnymi i deeskalacyjnymi, pivotami i zwornikami. Oni prowadzą wojnę z konieczności, ale nie chcą zbytnio denerwować Rosji i boją się zwycięstwa. Zwycięstwo bowiem rodzi zagrożenia dla stabilności systemu. I stąd ograniczenia w pomocy dla Ukrainy. Dostaje ona go tyle, by się móc obronić, ale na szybkie odbicie terenów okupowanych może go nie starczyć. Oczywiście nie wyklucza to spektakularnych zwycięstw Ukraińców, takich jak zniszczenie rosyjskiego garnizonu na Wyspie Węży.


(Malutka dygresja: Teraz już wiecie, czemu Jacek Bartosiak jest tak kiepskim analitykiem wojny na Ukrainie, a wcześniej opracował dziurawą i koślawą koncepcję Armii Nowego Wzoru. Gostek jest bowiem człowiekiem ukształtowanym przez szkodników z waszyngtońskich think-tanków. Typowym przykładem think-tankowego ściemniacza jest również Leszek Sykulski.) 

Think-tankową wojnę prowadzi też Rosja. Sama jej koncepcja została przecież stworzona przez wąską grupę pseudointeligentów, którzy wymyślili sobie, że rosyjscy sołdaci będą witani na Ukrainie kwiatami, a jedynym marzeniem Ukraińców jest powrót Janukowycza do władzy i stworzenie trójczłonowego państwa rosyjsko-białorusko-ukraińskiego. Ideę proklamowania takiego tworu w Ławrze Pieczerskiej podsunął karzełkowi Putinowi scientolog Izraitiel-Kirijenko. Szczytem think-tankowego rosyjskiego zjebania jest oczywiście działalność skopca Dugina. Hitem internetu z ostatnich dni jest wpis Dugina z lutego, w którym pisze on o tym, że z "geografii sakralnej" (czyli z rysowania kutasów na mapach) wynika, że ten, kto kontroluje Wyspę Węży, ten "kontroluje bieg światowej historii". Gen. Konaszenkow ogłosił kilka dni temu, że Wyspa Węży została oddana Ukrainie w "geście dobrej woli". W geście dobrej woli oddano miejsce, z którego można kontrolować bieg światowej historii :) Ten gest dobrej woli kosztował Rassiję kilka okrętów, z krążownikiem "Moskwa" włącznie i sporo wyrzutni rakiet przeciwlotniczych. 

Oczywiście w tle tych think-tankowych wojen toczy się wojna o sukcesję po przywódcy. Na następcę staruszka Putina szykowany jest ponoć Dmitrij Patruszew.  Jest on od 2018 r. ministrem rolnictwa, a wcześniej robił karierę w Gazpromie i w bankowości. W 2007 r., w wieku 30 lat był wiceprezesem banku VTB. Rok wcześniej skończył Akademię FSB. Kluczem do jego kariery jest oczywiście to, że Nikołaja Patruszewa, od 2008 r. szefa Rady Bezpieczeństwa Rosji (z którym współpracę rozwijał generał Koziej), a w latach 1999-2008 szefa FSB, odpowiedzialnego m.in. za zamachy bombowe na bloki mieszkalne w kilku rosyjskich miastach, które zrzucono na Czeczenów. Patruszew jest oczywiście jednym z architektów wojny na Ukrainie. Niedawno, komentując jojczenia różnych Girkinów i innych turbopatriotów, stwierdził, że "fanatyczny kretyn jest gorszy od najgorszego zdrajcy".

Oczywiście inni rozgrywający w kremlowskiej wierchuszce też czytają różne wrzutki na Telegramie i mają świadomość tego, że młody Patruszew jest szykowany na następcę Putina. I mogą podejmować w związku z tym odpowiednie przeciwdziałania. Z sabotażem oficjalnej polityki włącznie.

Na to nakłada się coś, co Galijew nazwał "wielkim jubileuszem", czyli anulowaniem długów. Klęski Rosji na Ukrainie sprawiają, że jej wasale usamodzielniają się. Widać to było choćby w afrontach czynionych karzełkowi Putinowi przez Kazachstan. Podczas niedawnej wizyty w Turkmenistanie, Putin nie został powitany na lotnisku z kwiatami - w odróżnieniu choćby od Tokajewa i Alijewa. Kazachowie i Turkmeni patrzą już bowiem na Rosję bardziej realistycznie niż nasi duporealiści. 

Rozgrywka o sukcesję trwa również w USA. Biden bardzo chciałby startować w 2024 r., ale demokratyczna wierchuszka nie jest nastawiona do tego entuzjastycznie. Już teraz polityka Brandona jej tak ciąży, że partia jest na drodze do przerżnięcia jesiennych wyborów midterms. Kamala jest natomiast niewybieralna - ma jeszcze gorsze notowania od Bidena. Kogo więc wystawić w 2024 r.? Pojawiają się głosy, by startowała Hillary. Roger Stone twierdzi natomiast, że kandydatem demokratów będzie Michelle Obama. 



Dużo ostrzej gra się toczy o przywództwo wśród republikanów. Trump oczywiście będzie startował, ale partyjny establiszment usilnie stara się go udupić. Stąd m.in. zeznania przez komisją ds. wydarzeń z 6 stycznia, jakiejś nowej Amber Heard, opowiadającej niestworzone historyjki o tym jak Trump złapał kierowcę swojej limuzyny z Secret Service za gardło i kazał mu jechać na Kapitol, by przyłączyć się do "insurekcji". Oczywiście agenci Secret Service twierdzą, że nic takiego nie miało miejsca. Nie muszę też chyba przypominać, że sama "insurekcja" była pułapką zastawioną przez federalnych, którzy posłużyli się postaciami w rodzaju Bannona oraz operacją psychologiczną QAnnon. Z relacji świadków wynika, że Trump źle zareagował na wejście demonstrantów na Kapitol, uznając, że "wyglądają oni źle" i popsują jego wizerunek. Republikański establiszment dąży oczywiście do tego, by prezydentem w 2024 r. został Ron DeSantis, obecny gubernator Florydy i zarazem porucznik US Navy w stanie spoczynku, służący wcześniej jako prawnik w obozie w Guantanamo i w jednostce Seal w Iraku. I to jest moim zdaniem najbardziej prawdopodobny scenariusz - DeSantis wygrywający wybory prezydenckie w 2024 r. I bilans sił przesuwający się w stronę wojskowych. Trump twierdzi, że nie wyklucza wspólnego startu z DeSantisem, ale to oczywiście byłby taki sam scenariusz jak start JFK z LBJ w 1960 r. Wszyscy wiemy, czym to się skończyło...